niedziela, 27 kwietnia 2014

Czwarta odsłona codzienności.

 

'Zaz­drość to cień miłości. Im większa miłość, tym dłuższy cień'.

 


~~♥♥~~

Natłok myśli jaki panował teraz w głowie polki doprowadzał ją do wewnętrznego szału...do histerii nad którą nie potrafiła zapanować... Brak kontroli wiązał się z kolejnym przypływem emocji , które nie były jej potrzebne... Każde kolejne powody do rozmyśleń , które dostarczało również jej serce nie pomagały w żaden sposób uporać się z panującą burzą...
Pocałunek .. tak delikatny , namiętny , subtelny... tak ważny dla Niej samej... chociaż nie potrafiła , a może i nie chciała się do tego przyznać... Dlaczego osoba  na którą nie zwracało się najmniejszej uwagi , w ułamku sekundy stała się istotą , która opanowała nasz umysł...
Dlaczego jeden pocałunek stał się ważniejszy niżeli wszystkie zasady uznawane do niedawna przez szatynkę... Brak zobowiązań , uczuć , nikłe zaangażowanie... nic już się nie liczyło... Najważniejszy był on... jego pełne , miękkie wargi ... pieszczotliwe pocałunki ... dotyk jedwabnych dłoni... Na samo wspomnienie jej ciało opanowała nieznana jej dotąd fala pożądania , potrzeba bycia jak najbliżej osoby , która z niewiadomych przyczyn stała się kimś ważnym... a może i nawet bardzo ważnym.
Legendy głoszą, że dusza ludzka jest niczym brzoskwinia, którą bogowie podzielili na pół i potoczyli w różnych kierunkach. Jedna cząstka symbolizuje kobietę, druga zaś  – mężczyznę. Gdy odnajdziesz swoją połówkę, stworzysz z partnerem jedność. Spoiwem, które to umożliwi, będzie wielka miłość... ale czy Gregor mógłby być właśnie tą drugą połówką pomarańczy?.. Pasującym elementem układanki ?
Może to po prostu zwykłe zauroczenie? Chwilowy stan , który jak szybko nadszedł tak i szybko minie?
Ale gdyby faktycznie było to prawdą możliwą do zrealizowania umysł szatynki tworzyłby wizję bliskich relacji jakie mogłyby się zrodzić pomiędzy ową dwójką?
Czy dopuszczanie do siebie uczuć , o których nie miało się wcześniej pojęcia świadczyłoby jedynie o chwilowym zauroczeniu...
A może było to zwyczajnie zakochanie , niby tak odmienne niżeli stan zauroczenia , ale ten aspekt doskonale tłumaczył to co dzieje się w umyśle szatynki.
Zakochanie , które pojawiło się niczym grom z jasnego nieba: Czasem rodzi się już od pierwszego wejrzenia, a innym razem zaskakuje swoją siłą poprzez drobne incydenty....  Towarzyszące mu uczucie euforii idealnie komponowało się ze stanem w jakim był chwilowo umysł Ann.
...
Promienie ciepłego słońca bezszelestnie wdzierały się przez otwarte okno pokoju Ann.
 Niebo było bezchmurne. Ptaki, jak co rano śpiewały swoją poranną pieśń...
Myśli nadal ' latają ' jak rój much, przewijają się bezwiedne, bez ładu i składu, totalny chaos....myśli jakby natrętnie przychodzą z zewnątrz, nie pozwalając się na niczym skupić. Wszystko się przelewa, wiruje i chachmęci...
Może już z mniejszą natarczywością , ale jednak...
Ciemna odsłona nocy pozwoliła dopuścić do siebie niektóre myśli ... oswoić się z nowym scenariuszem .. pozwolić na rzeczy , do których miało się wcześniej ogromny dystans...
Pozwoliła uwierzyć .... uwierzyć , że szczęście jakim jest 'miłość' ma odzwierciedlenie również w życiu zasadniczej szatynki.
Jego obecność zakleja dziurę w moim sercu i wypełnia pustkę jaka panoszy się w duszy. To on dodaje tych promieni słońca na zachmurzonym niebie, które znajduję się nad moją głową. Ochrania mnie przed deszczem łez i prosi o uśmiech... Chciałabym żeby jeszcze zabrał tęsknotę i tak do końca uśmierzył szalejący we mnie ból, a później powiedział, że zostaje na zawsze bo zmęczył się życiem z dala ode mnie, że dopiero przy mnie czuje, że jego serce bije jak powinno, a cały świat nabrał tych właściwych barw. A później.. później będziemy szczęśliwi, tak bardzo jak jeszcze nigdy żadne z Nas nie było...
Wizja przyszłości , nadzieja z którą Ann podążała w kierunku szatyna.
Nadzieja na to , że pocałunek , który miał miejsce poprzedniego dnia nie był zwyczajnym , nic nieznaczącym dla Niego gestem...Takie to małostkowe ... płytkie ... ale życie właśnie takie jest.
Pozwolą Nam odnaleźć w sobie uczucia , które dla innych wydają się być banalne i na ich podstawie tworzyć dalsze scenariusze....
-Tutaj masz mój numer.- powiedział, podając niskiego wzrostu, niebieskookiej blondynce karteczkę ze swoim numerem telefonu.- Kiedy będziesz wolna, dzwoń.- puścił 'oko' blondynce. Po raz kolejny zwąchał doskonałą okazję, aby najzwyczajniej na świecie zabawić się z dziewczyną.
- Cześć Gregor... - odezwała się niepewnie widząc zaistniałą sytuację...  Nie potrafiła sobie wytłumaczyć czegoś co przed chwilą widziała na własne oczy.. ' Kiedy będziesz wolna dzwoń.. ' Głos ten przebijał się przez jej umysł zaburzając wszystko co z takim trudem do siebie dopuściła... W jednej chwili , krótkiej chwili sama się pogubiła...
-O, cześć Ann.- odpowiedział zakłopotany. Błądził nerwowo wzrokiem raz po Ann, drugi raz po stojącej obok Niego blondynce. 'Może nic nie usłyszała... Może to nie wyglądało tak jednoznacznie...'- odbijało się w Jego głowie.- Może chodźmy porozmawiać w jakieś inne miejsce? Tutaj jest...- spojrzał na blondynkę.- Tłoczno.- zwrócił się do Ann.
Ann zlustrowała wzrokiem stojącą obok Niej dziewczynę , która była tak samo zaskoczona sytuacją jak sama szatynka.... speszona po chwili odeszła. - Wiesz ... - zaczęła niepewnie , próbując dobrać odpowiednie słowa... - Wiele myślałam o tym co się wczoraj pomiędzy Nami wydarzyło ... ale chyba niepotrzebnie...
 - Co masz na myśli?- zareagował szybko na słowa dziewczyny, czując, że serce podchodzi mu do gardła. Patrzył w zielone oczy Ann. Oczy, w których zawarte były wszystkie gwiazdy nieba. Zauważył, że jest w nich coś... Coś czego wcześniej nie widział. Zranienie? Zawód? Nie potrafił tego rozszyfrować, ale gdyby dowiedział się, że sprawił dziewczynie ból, nigdy nie wybaczyłby sobie tego.
- Nic.. - szepnęła spuszczając wzrok .. Gdy tylko oswoiła się z myślą , że mogłaby poczuć do kogoś coś wyjątkowego , że mogłaby mieć przy sobie podobne szczęście do tego które posiadała jej przyjaciółka czar nagle prysł.  - Myślałam po prostu , że ten pocałunek znaczył dla Ciebie tak wiele jak dla mnie , ale widzę pomyliłam się , wybacz. - oznajmiła oschle odchodząc.
Umilkło. A ja znów czuję się jakbym przechodziła przez coś po raz kolejny, jakby pewien etap mojego życia tak po prostu, bez skrupułów do mnie wrócił. Przecież nie o to mi chodziło... pragnęłam zupełnie czego innego, ale los znów śmieje mi się w twarz tak jakby chciał mi powiedzieć, że nie mam na co liczyć, że na pewno nie dostanę tego czego pragnę... Nie wiem dlaczego tak się dzieje, dlaczego ciągle nie może być dobrze.
 Nadal gubię się w swoim świecie, bo z jednej strony coś zaczyna się układać, z z drugiej sypie się po całości...
Te oczy ... Twoje oczy ... zwierciadło Twojej duszy Manu... One znów pomagają mi się uspokoić ... Pozwalają na to , abym mogła się w nich zatracić zapominając o moich niedorzecznych uczuciach.
~~
Widział jak Ann odchodzi od Niego i podąża do Manuela, na policzku którego złożyła całus. Dlaczego poczuł się w pewnym sensie zdradzony? Przecież, jeśli już, to On był tym, który zdradzał... Ale zaraz... Przecież On nawet nie był z Ann na tyle blisko. Co się z Nim działo? Jego serce zaczęło niemiarowo kołatać. Czuł, że dławi się powietrzem, które wdychał. Ruszył. Szedł szybkim krokiem i już po chwili znalazł się u boku Manuela oraz rozmawiającej z Nim Ann.
-Myślałem, że ten pocałunek znaczył dla Ciebie tyle co dla mnie...- wycedził przez zaciśnięte zęby, nie zważając na obecność Fettiego.
- Czyli nic ... - Ann odwróciła się tyłem do szatyna nie chcąc narażać się na jego spojrzenie.
Tak perfekcyjnie sprawiasz, że cała wizja rzeczywistości jaką ułożę sobie w głowie, tak po prostu wyparowuje. I co najśmieszniejsze, wcale nie potrzeba wiele, wystarczy kilka Twoich słów... a ja znów nie wiem co jest co. Jesteś mistrzem w mieszaniu mi w głowie, w dawaniu niepewności i sprawianiu, że znów jestem tak mocno pogubiona w ogarniającym mnie świecie...
-Dokładnie, nic.- burknął rozdrażniony.- Bo jesteś taka sama jak wszystkie.- dodał gorzko, czekając czy dziewczyna będzie miała odwagę spojrzeć mu w oczy. Miał nadzieję, że gdy ujrzy Jej zielone tęczówki, odczyta w nich to, o czym marzył. Inną prawdę niż ta, którą Ona przedstawiała. Miał taką ogromną nadzieję, że Ann nie myśli tak naprawdę... Że w rzeczywistości ich wczorajszy pocałunek był takiej samej wartości dla Niego, jak i dla Niej. Cholernie ważny.
- Jak wszystkie te puste lalunie , które są na tyle bezmyślne aby dać się nabrać na chwilę przyjemności , które im zafundujesz ... - powiedziała wdychając mroźne powietrze... - Tak jestem ! Dokładnie taka sama! Tylko , wiesz ... nadejdzie taki czas w życiu każdej z tych dziewczyn , że uświadomią sobie , że ta krótkotrwała pieszczota nie była warta nieprzespanej nocy , tak jak i TY nie jesteś wart moich słów... - krzyknęła biegnąc w stronę hotelu...
Próbujesz uciekać przed miłością? Okej, uciekaj. Biegnij Ann! ...najszybciej jak potrafisz tylko uważaj, miłość prędzej czy później i tak Cię dogoni. To Cię wcale nie ominie. Miłość dopada nas wszystkich, nawet jeżeli nie chcemy tego uczucia i bronimy się przed nim rękami i nogami. Ona nawet nie pyta czy jej chcesz, ona po prostu wchodzi do Twojego serca i rozgaszcza się jakby była u siebie.
-Tak się składa, że te 'puste lalunie' jak je nazwałaś, są czasem więcej warte niż Ty.- warknął, obserwując jak Ann oddala się od Niego. Założył ręce. Przymknął powieki oraz zacisnął zęby. Zabolało. Strasznie zabolało. Kiedy te słowa padłyby z ust kogoś innego niż Ann, nawet by go zapewne nie ruszyły. Wzruszyłby ramionami i wrócił do swojego świata. Ale tego nie mówił byle kto... To mówiła ta sama szatynka, o której ostatnio nie mógł zapomnieć. Ta sama, na której zaczęło mu zależeć... Tak, zależeć. Zmierzył wrogim wzrokiem jeszcze raz swojego kolegę z reprezentacji i odszedł.
~~♥♥~~

Jesteśmy tak samo samotni jak nasze serca. Żyjemy wśród wielu ludzi, ale czujemy tą pustkę, której nic nie jest teraz w stanie zapełnić. Siedzimy sami w swoich mieszkaniach i zastanawiamy się dokąd pójść. Popełniliśmy jeden błąd, który sprawił, że nie potrafimy się odnaleźć w własnej rzeczywistości. To całe nasze życie właśnie tak działa, że jedna zła decyzja, źle dobrane słowo może sprawić, że wszystko to, co dotychczas sobie układaliśmy tak po prostu runie. Życie jest strasznie przewrotne. Nigdy nie wiesz czego możesz spodziewać się od losu, więc najlepiej jak nie będziesz niczego planował. To naprawdę nie ma sensu....
- Jak się masz Manu? - Ann uśmiechnęła się promiennie podchodząc do bruneta , któremu towarzyszył Gregor.
- Dobrze , dziękuje , a Ty ? - odwrócił się obejmując dziewczynę ... delikatnie musnął jej zaczerwieniony policzek. - I znów nie masz czapki?.. - zapytał z wyczuwalną troską w głosie.
Szatynka przymknęła powieki zawstydzona , gdy wełniane, czarne nakrycie znalazło się na jej głowie...- dziękuje. - szepnęła , a kąciki jej ust wyraźnie się uniosły.
- Może masz ochotę na gorącą czekoladę ? - zapytał , chcąc spędzić z szatynką więcej czasu... czuł się w jej towarzystwie niewytłumaczalnie dobrze... Nie można było mówić tu o żadnym uczuciu .. on zwyczajnie polubił Ann, znajdując w niej swoją bratnią duszę ... młodszą siostrę , którą chciał się zaopiekować, gdy w pobliżu nie było Vanessy.
- Z Tobą, zawsze.. - odpowiedziała kątem oka spoglądając na postać szatyna przyglądającego się im zaciekle... Może i umyślnie zaakcentowała swoją wypowiedz , ale chciała , aby Austriak nie pozostał obojętny na jej obecność...aby poczuł , że wczorajszymi słowami dosadnie ją uraził...
Gregor poczuł się jakby ktoś wylał na Niego kubeł zimnej wody. Błyszczące oczy Ann, podczas kiedy patrzyła na Manuela. Manuel, który zwracał się do Niej z zauważalną troską i uczuciem. Zacisnął rękę w pięść. Miał w oczach szał. Dlaczego zaczął bać się straty czegoś, czego nigdy nie miał? A może odzywało się w Nim tylko Jego wybujałe ego? Często bywa przecież, że zazdrość jest uczuciem, które łaskota ego piórkiem chciwości. A może to co zobaczył nic nie oznacza? Może to po prostu Jego wyobraźnia płatała mu figle? Czuł, że gotuje się od środka. Zmierzył gniewnym wzrokiem Ann oraz Manuela, po czym odszedł szybko od Nich, aby nie dopuścić do tego, żeby dziewczyna zobaczyła Jego zazdrość… Zazdrość o Nią…  Zazdrość, której nie potrafił opanować ani w żaden sposób uspokoić.
~~♥♥~~
Zobaczyła Go zza hotelowego okna swojego pokoju. Jej dusza w ciągu ułamka sekundy zaczęła się radować. Z kubkiem herbaty w ręce, przyglądała się chwilę Niemcowi, który rozmawiał ze swoim kolegom z reprezentacji. Uśmiechnęła się lekko, widząc Jego nieśmiały uśmiech; usta, które przybierały różne kształty, podczas wypowiadania przeróżnych słów. Mogła wpatrywać w Niego godzinami. Bez przerwy. Bez chwili westchnienia. Nikt nie ma pojęcia jak trudno było Jej nie myśleć o Nim… Leżąc w łóżku zastanawiała się ciągle „Co by było gdyby…” Może nie potrzebnie robiła sobie jakąkolwiek nadzieję? Ale to często podtrzymywało Ją na duchu. W końcu wyrwała się ze stanu, w którym trwała, kiedy  wpatrywała się w Andreasa. Ubrała szybko kurtkę i wyszła z hotelu. Bez słowa zbliżyła się do Andreasa, chwyciła Go za rękę i zaciągnęła w miejsce, gdzie będą mogli spokojnie porozmawiać. Bez żądnych świadków. Bez niebezpieczeństwa, że zobaczyć może ich Thomas. Uśmiechnął się do Niej ciepło. Nie sądził, że spotka Ją już teraz. Jej obraz w Jego głowie nie potrafił zgasnąć. Chciał, aby została już na zawsze. Uśmiechnął się do Niej. Przeszedł Ją dreszcz, a w głowie nasunęła się myśl, że to właśnie szczęście mieszka w Jego uśmiechu. Nie wytrzymała. Po raz kolejny złożyła na Jego ustach pocałunek. Ale nie taki jak poprzednio… Teraz był on delikatny, czuły, ale zarazem wyrażał pragnienie dziewczyny w stosunku do chłopaka. Andreas objął Ją w pasie. Spojrzał w Jej brązowe oczy, które już dawno schowały się na dnie Jego serca. Zamknęła oczy i wtuliła się jak mała dziewczynka w Jego klatę. Chciała tam zostać już na zawsze. Chciała zamknąć oczy i nie wiedzieć już nic. Chciała słyszeć bicie Jego serca.
-Masz mnie chyba za jakąś wariatkę, co?- odezwała się pierwsza. Stojąc wtulona w Niego, zaczęła być dumna… Dumna, że może tam być właśnie Ona.
-Dlaczego?- zapytał niewinne, gładząc delikatnie włosy brunetki. Z niewiadomych przyczyn kiedy poznał Vanessę poczuł, że teraz zaczął patrzeć sercem. Czyżby zrozumiał, że tylko tak jest w stanie zobaczyć to, co nie jest widzialne gołym okiem?
-Jak wariatka całuję Cię niespodziewanie, nie wiadomo czego od Ciebie oczekuję i dług oby wymieniać…- mówiła, próbując jakkolwiek ubrać swoje uczucia w słowa.
-W takim razem chyba też jestem wariatem…- odsunął na chwilę dziewczynę od siebie, uniósł Jej podbródek i złożył na Jej ustach kolejny pocałunek. Uśmiechnął się lekko do Niej. Odwzajemniła gest.
-Ale ja nie mogę Ci nic oferować.- powiedziała, gdy poczuła, że chłopak obejmuje Ją w pasie. Założyła swoje ręce na szyi chłopaka.
-Niczego nie oczekuję.- odpowiedział krótko, lecz pewnie. W Jego oczach zauważyła szczerość. Natomiast Jej brązowe tęczówki rozbłysnęły.- Chciałbym, żebyś po prostu była…- wyszeptał do Jej ucha. Ujęła Jego twarz w dłonie. Zaśmiała się. Poczuła przyjemne ciepło w środku. Panowała między Nimi głucha ciszy. Rozmawiali swymi spojrzeniami. Słuchała prędkiego bicia Jego serca. Delikatnie łaskotał Ją po policzku.
-Vanessa! To Ty?- usłyszeli z daleka. Odskoczyli od siebie jak poparzeni. Ich oczy ujrzały Morgiego, na którego twarzy zagościło zaniepokojenie. Niepewnie stawiał krok po kroku, nie rozumiejąc jakie wspólne sprawy Vann mogła mieć z Wankiem.
-Myślałam, że masz trening.- powiedziała skrępowana, zerkając ukradkiem na Niemca.
-Bo miałem.- zlustrował dokładnie wzrokiem Andreasa. Jego wzrok znów padł na brunetkę.- A co Wy robicie?- nie wytrzymał i zapytał. Ciekawość zwyciężyła. A może była i w tym zazdrość?
-Rozmawiamy.- głos zabrał Andreas. Morgenstern jeszcze raz dokładnie obejrzał młodego Niemca. Widziała w Jego oczach coś dziwnego. Coś, czego jeszcze nigdy nie widziała. Zazdrość? Uśmiechnęła się lekko na myśl, że Thomas jest o Nią zazdrosny, zwłaszcza, że robił to w taki uroczy sposób. Jednakże zaraz zaczęły Ją gryźć wyrzuty sumienia. To co robiła Thomasowi… To co robiła Andreasowi… To jak nawet raniła samą siebie… To wołało o pomstę do nieba.
-Chodźmy.- Thomas kiwnął głową do Vanessy, po czym obrócił się szybko na pięcie i nie czekając na brunetkę, ruszył przed siebie. Vann ostatni raz spojrzała na Wanka. Chwyciła Go za rękę.
-Obiecuję, że jeszcze dzisiaj się spotkamy…- wyszeptała i udała się w pogoń za blondynem, który był już dosyć daleko od ich dwójki. Szli razem szybkim, zwartym krokiem, nie zamieniając ani słowa.  Co chwilę zerkała na Niego ukradkiem. On nie spojrzał na Nią ani jeden raz. Wokół Nich unosiła się atmosfera, jaka panuje pomiędzy ludźmi, którzy się pokłócili. Ale przecież Oni się nie kłócili… Nie wytrzymała. Zatrzymała się w połowie drogi. Blondyn zrobił to samo, widząc, że Vanessa nagle zastopowała  w miejscu. Spojrzał na Nią swoimi niebieskimi oczami, w których widać było… zawód? A może źle to zinterpretowała? Ciężko oddychając, patrzyła na Austriaka. Podeszła do Niego jeszcze bliżej. Krótki moment patrzyli sobie w oczy, aż w końcu dziewczyna lekko wychyliła się do przodu, aby pocałować chłopaka, lecz ten odwrócił głowę. Zaskoczyła Ją Jego reakcja. Nigdy się tak nie zachowywał. Nigdy nie był w stosunku do Niej taki oziębły. Nigdy w życiu nie poczuła się w Jego towarzystwie tak, jak czuła się teraz.
-Co jest?- zapytała, lekko przymrużając oczy. Czyli Morgi mógł widzieć coś więcej niż przypuszczała?
-Nic.- powiedział krótko, zachowując przy tym wyjątkowo nieprzyjemny ton głosu. Nadęła lekko policzki. Spojrzała z wyrzutem na Thomasa i tym razem to Ona ruszyła szybko przed siebie. Chłopak w mgnieniu oka ruszył za Nią.
-Przepraszam…- wysapał w niemalże biegu. Nawet nie odwróciła głowy, aby spojrzeć na chłopaka. Jedyne co zrobiła to przyśpieszyła swoje tempo.- Vanessa! Przepraszam.- ciągnął dalej swoje, zastawiając przy tym drogę dziewczynie. Po raz kolejny nawet nie spojrzała na Niego. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w przeciwną stronę. Chwycił Ją za rękę. Wyrwała się.
-Czego Ty do cholery ode mnie chcesz?!- wybuchła.- Najpierw jesteś wielce obrażony nie wiadomo o co , a teraz co? Wiesz co, bądź sobie już obrażony. To nie moja wina, że masz wahania nastrojów jak kobieta w ciąży!- wykrzyczała zdenerwowana, a zaraz po tym ponownie ruszyła w drogę.
-No dobra, przyznam się… -zaczął zrezygnowany.- Po prostu, kiedy zobaczyłem Cię z Wankiem zrobiłem się zazdrosny… Przepraszam…- w końcu skierowała wzrok na chłopaka. Na sam Jego widok, kiedy zobaczyła, że chłopak stoi naprzeciwko Niej jak przysłowiowy „zbity pies”, zmiękła. Jej oczy się zaszkliły. Nie miała serca więcej znęcać się nad chłopakiem. Zbliżyła się do Thomasa i wtuliła się w Jego ramiona.
-Możesz mi ufać…- wyszeptała.- Musisz mi ufać…- dodała, nie wierząc, że wypowiedziała te słowa.
-Ufam Ci…- rzekł, równie cichutko.- Jeszcze raz przepraszam.- czule gładził Jej włosy.
Spędziła z Thomasem resztę dnia. Resztę dnia, podczas którego myślała ciągle o Andreasie. O Thomasie. O Niej. O przyszłości… Czy da radę grać na dwóch frontach? Być jednocześnie z Thomasem i Andreasem? Musiało Jej się udać. Nie miała innego wyjścia. Bez Nich, nie potrafiłaby żyć. Oni we dwoje całkowicie Ją zgubili. Nie poznawała samej siebie. Wiedziała, że to co robi jest podłe, ale „żyje się przecież tylko raz”- w taki sposób próbowała odepchnąć od siebie to straszliwie uciążliwe dla Niej uczucie. Zapadł już zmrok. Siedziała z Thomasem w pokoju, oglądając film, ale obecna była tylko ciałem. Myślami była już przy boku Andreasa, patrząc znowu w Jego cudowne tęczówki oraz czując elektryzujący dotyk chłopaka. Kiedy Thomas chciał wyjść z Nią na miasto, swoją odmowę usprawiedliwiła tym, że chciałaby spędzić ten wieczór w towarzystwie Ann, co oczywiście było kłamstwem. W rzeczywistości udała się do hotelu obok, w którym pomieszkiwał Andreas. Zapukała nieśmiało do drzwi. Chłopak otworzył już po krótkiej chwili. Weszła pewnie do środka. Przez chwilę stali w milczeniu, wymieniając wzajemnie spojrzenia.
-Na pewno wiesz w co się pakujesz?- odezwała się ochryple, niecierpliwie oraz ze stresem oczekując na odpowiedź chłopaka. Ten zaś uśmiechnął się lekko pod nosem. Objął od tyłu dziewczynę i obrócił w stronę lustra. Stali przed własnym odbiciem, dokładnie się mu przyglądając. Ona również się uśmiechnęła. Wyglądali razem tak pięknie. Już zawsze chciała być tak blisko Niego. Czuć ciepło Jego ciało oraz miarowy, spokojny oddech. W pewnym momencie, zobaczyła obok siebie Morgiego. Morgiego, który patrzył na Nią  z tym samym zawodem co dziś popołudniu, kiedy omal nie nakrył Jej i Andreasa na pocałunku. To było po prostu głupie przywidzenie, które przyprawiło Ją o zawrót głowy. W głowie zabrzmiał Jej ton głosu Thomasa, który powtarzał: „Ufam Ci…”. Przełknęła głośno ślinę. Dopiero widok Andreasa nieco Ją uspokoił i pozwolił zapomnieć o wyrzutach sumienia. Przy Nim w końcu cały świat znikał, a problemy nie istniały…
-Wiem.- szepnął Jej na ucho. Odwróciła się w Jego stronę, a po chwili ich dwójka złączyła się w namiętnym pocałunku. Szybko Jego pocałunki przeniosły się na szyję dziewczyny. Delikatnie odchyliła głowę do tyłu, zmysłowo mrucząc i przymykając powieki. Ich drżące dłonie, szybko pozbyły się ubrań, by Jej i Jego ciało mogli wtulić się w siebie nagie. Ciche jęki i spragniony dotyk siebie nawzajem, przyprawiał ich o dreszcz. Ruchy ich ciał były coraz bardziej namiętne i gorące, poruszające się we wspólnym tempie.
                Patrzyła na śpiącego Andreasa. Był taki słodki i uroczy. Mimowolnie uśmiechnęła się szeroka, przepełniona urokiem śpiącego Niemca. Z czułością gładziła Jego włosy, odgarniając małe kosmyki z Jego czoła. Kochała Jego oczy w świetle księżyca. Kochała Je w świetle promieni słonecznych. Po prostu je kochała…  Kochała Go kiedy spał. Kochała Go kiedy coś opowiadał. Kochała kiedy Ją całował. Kochała Go z każdą sekundą coraz bardziej i coraz mocniej. Ucałowała Jego policzek na pożegnanie. Nadszedł w końcu czas wracać, aby Thomas nie zaczął się niczego domyślać. Wstała z łóżka, ubrała się cichutko, by nie obudzić chłopaka, a przed wyjściem zostawiła na poduszce karteczkę:
Kocham Cię."
~~~~
Wszystko było niemalże idealne, ale każda bajka ma swój koniec, więc i ta również musiała się zakończyć....by nastała pustka.... by nagle każdy dzień stał się szary...
-Nie mogę uwierzyć, że już się żegnamy...- zaczęła Vanessa, mając przy tym łzy w oczach.- Nie zdążyłam nawet porządnie się Tobą nacieszyć...- przytuliła przyjaciółkę. To pięć dni, które miała spędzić z przyjaciółką, miało wyglądać inaczej. Mało trwać dłużej... Teraz żałowała, że tak mało czasu spędziła z Ann, mimo że starały się wykorzystać dany im czas w stu procentach. Na dodatek problemy sercowe Vann, też nie sprawiły, że ten czas wyglądał tak, jak miał wyglądać.- Obiecaj, że odwiedzisz mnie w Austrii. Obiecaj...- szepnęła.
- Obiecuję ... - odpowiedziała ocierając łzę spływającą po policzku....Obiecała  , chociaż sama nie wierzyła w to , że kiedykolwiek odważy się wyjechać poza granice swojego kraju... - Vann pamiętaj , że nie ważne jak daleko od siebie będziemy , ile kilometrów będzie nas dzielić zawsze możesz liczyć na moje wsparcie. - dodała wpatrując się w zapłakane oczy przyjaciółki.
-Ja nie dam sobie bez Ciebie rady...- powiedziała tak cichutko, aby Jej słowa były słyszalne tylko dla Ann. Co miała w szczególności na myśli? Andreasa i to wszystko co się wokół Niej działo z powodu Niemca. Nie wiedziała jak da sobie rady z tym wszystkim sama. Bez wsparcia przyjaciela. Normalnie mogłaby liczyć na Thomasa, ale teraz już nie byli przyjaciółmi...
- Pamiętaj , że cokolwiek zrobisz , jakąkolwiek podejmiesz decyzję masz moje pełne poparcie... - szepnęła tuląc do siebie drobną brunetkę... - Dasz sobie radę Vann ... nie jesteś sama...Ból jaki Ann widziała w oczach swojej przyjaciółki , był niczym kolejny cios w jej serce... Nie chciała , nie potrafiła pogodzić się z myślą , że Vanessa mogłaby cierpieć czy też zostać sama ze swoimi troskami.
-Ale ja jestem za słaba...- tym razem z Jej oczu zaczęła płynąć fala łez. Widzący to Morgi, od razu znalazł się przy boku ukochanej.
-Kochanie... spokojnie.- Vanessa wtuliła się w blondyna, zaciągając się jednocześnie Jego zapachem. Chłopak chwycił dziewczynę za rękę i odciągnął na chwilę na pobocze, patrząc przy tym na Gregora, który stał zakłopotany niedaleko ich trójki. Porozumiewawczo kiwnął do szatyna głową. Chłopak od razu podszedł bliżej Ann. Chciał coś powiedzieć, chciał przeprosić, chciał, żeby ich kontakty wyglądały inaczej.
    ~~
-Przepraszam...- zaczął ochryple, mając kompletną pustkę w głowie. Układał wiele scenariuszy przeprosin dziewczyny, lecz kiedy przyszła odpowiednia chwila, nie potrafił ich wykorzystać.
- Wiesz w ogóle za co przepraszasz Gregor? - Ann nie zaszczyciła Go nawet jednym spojrzeniem ,  jej umysłem zawładnęła Vanessa i jej problemy , którym musi stawić czoła... pokonać je sama , bo przecież w jaki sposób mogłaby jej pomóc będąc tak daleko...
-Tak, wiem. Zachowałem się jak kompletny idiota.- przygryzał górną wargę.- Tak naprawdę wcale tak nie myślę.- z trudem przeszły przez gardło mu te słowa.-Mam nadzieję, że nie uraziłem Cię bardzo tymi słowami...- nie potrafił spojrzeć Jej w oczy.
- Nie nie uraziłeś. Coś jeszcze? - oznajmiła nie wgłębiając się zanadto w słowa szatyna.
-Ten pocałunek wtedy...- postanowił odważyć się i  spróbować powiedzieć dziewczynie, jak było naprawdę.- Nie było tak źle.- a jednak nie odważył się powiedzieć. Wymusił na sobie uśmiech. Ale czy udało mu się dostatecznie dobrze udawać, że dziewczyna nie spostrzegła się, iż Jego zachowanie jest sztuczne? Ujął delikatnie jej podbródek, by spojrzała mu prosto w oczy oraz aby On sam mógł ujrzeć jeszcze raz Jej zielone tęczówki.- Między nami ok?- zapytał z nadzieją.
- Tak , ok... - odpowiedziała machinalnie chcąc się oddalić... uciec po raz drugi .
Nie pozwolić na to , aby odezwał się w Niej wewnętrzny głos... głos , który nie popierał jej zachowania...oziębłości.
Austriak chwycił Ann za rękę. Nie wiedział właściwie dlaczego to zrobił. To był czysty odruch. Wpływ chwili. Zbyt ogromne pragnienie, aby Ann pobyła z Nim jeszcze chwilę dłużej.
- Odwiedzisz mnie w Austrii, prawda?- zapytał, unosząc brwi. Starał się jak najbardziej zatuszować fakt, że w tej chwili zaczęła przemawiać przez Niego rozpacz. Rozpacz z powodu wyjazdu Ann oraz niepewności czy jeszcze kiedykolwiek ujrzy Jej twarz.
- To nie jest dobry pomysł. - skwitowała ostatecznie spuszczając wzrok.... Chciała oddalić od siebie uczucia , które podczas bliskości szatyna przypominały o swoim istnieniu coraz wyraźniej... - Twoja dziewczyna nie byłaby zadowolona. - dodała ciszej.
-A skąd wiesz, że jakaś jest?- zapytał, podchodząc bliżej szatynki. Chciał po raz ostatni poczuć ciepło bijące od dziewczyny, zanim ta wyjedzie.- A chociażby była, to jesteśmy przecież tylko znajomymi, prawda?- założył ręce na piersi, doskonale wiedząc, że bierze dziewczynę pod włos. Ale tylko tym sposobem chciał sprawdzić co tak naprawdę dziewczyna sądzi o Nim. O Nich. O Ich pocałunku. Nieprzerwanie wpatrywał się w Jej oczy, chcąc zachować ten widok już w pamięci na zawsze. Tylko dla siebie. Wracać do niego, podczas chwil załamań, bo tylko one posiadały w sobie taką moc, że potrafił inaczej spojrzeć na świat, niż robił to zazwyczaj.
- Od Manuela. - oznajmiła tym razem patrząc zacięcie na postać szatyna. Nie chciała już nic ukrywać , nie miała na to siły ... przecież nie mogła już nic stracić , nic zmienić... Życie napisało już dla niej scenariusz , który musi realizować. - Wczoraj myślałam , że poprzez ten pocałunek coś się zmieni w moim życiu... otrzymam dar na który zapewne nie zasłużyłam.... - zamilkła na chwilę zastanawiając się nad sensem dalszej wypowiedzi... - Miłość... uczucie , którego nigdy nie doznałam tak dogłębnie jakbym tego chciała okazało się być mi tak bliskie... ale tak masz rację , jesteśmy tylko znajomymi , dla których to co miało miejsce wczoraj nie ma już znaczenia.
Uśmiechnął się krzywo pod nosem. Zadrwił sam z siebie. Po co wyskakiwał z tymi znajomymi? To, jaką szansę zaprzepaścił, nie mógł sobie wybaczyć. Na chwilę ukrył twarz w dłoniach. Zdawało mu się czy Ann mówiła wcześniej o miłości? 'Chciałem dzielić z Tobą to samo uczucie, o ile już tego nie robię!'- chciał wykrzyczeć, ale nie... To nie czas na to. Nie teraz. Nie w takich okolicznościach. Za wcześnie. Spojrzał na Polkę.- Widzę, że przeprowadziłaś niezły wywiad na temat mojej osoby...- chciał to powiedzieć w sposób bardziej żartobliwy, ale nie udało mu się. Miał poczucie, że traci grunt pod nogami. Jak mógł cokolwiek obracać w żart czy jakąś uszczypliwą uwagę? Nawet tego nie potrafił, choć na co dzień był w tym mistrzem.- A co jeśli powiedziałbym, że to miało znaczenie?- spojrzał na dziewczynę z obłędem w oczach. Sam nie wiedział już co powiedzieć, co zrobić, aby było dobrze...
- Wywiad? Nie ... - Ann uśmiechnęła się .. - Manuel zwyczajnie otrzeźwił mój umysł , który w niewytłumaczalny dla mnie sposób wiązał z Tobą przyszłość... - jakkolwiek absurdalnie to zabrzmiało dziewczyna musiała wydusić to z siebie... Coś co nie ma już teraz znaczenia , bo przecież Gregor nie zaprzeczył ... nie powiedział , że jest sam , że w jego życiu nie ma nikogo innego .. Ona była , trwała przy Nim , obok .. razem z Nim..
  - Znaczenie może mieć dla Sandry... więc nie komplikuj sobie życia. - zadrwiła.
- A może ja nie lubię żyć bez komplikowania sobie życia?- mówiła już przez Niego istna rozpacz. 'Sandra'. To imię rozbrzmiewało w Jego głowie. Już tak dawno Go nie słyszał... Już tak dawno nawet o nim nie myślał. Nie wspominał. Nie tęsknił. Zero uczuć z Jego strony. Zupełnie tak, jakby byli sobie obcymi osobami. Nieznajomymi. Jakby nigdy w życiu się nie spotkali. A teraz co? Miał wrócić do Austrii i zacząć znowu walkę o związek Jego i Sandry, który i tak powoli gasł? O ile już nie zgasł... Chwycił Ją za rękę i robił to z takim uczuciem, jakby mógł robić to po raz ostatni. Spoglądał na Jej delikatną, drobniutką dłoń, którą teraz ujmował. Ciepło Jej skóry delikatnie gładziło Jego skórę. Dotyk Jej aksamitnej skóry, chciał czuć każdego dnia. O każdym poranku. O każdym zmroku. Ale to wszystko było już niemożliwe...- Ann... Nie wiem czemu, ale mam dziwne poczucie, że to nie może się tak skończyć... Nie możemy pożegnać się w taki sposób.- zbliżył się jeszcze bliżej dziewczyny, obejmując Ją w pasie.
- Nie komplikuj tego wszystkiego jeszcze bardziej... proszę Cię Gregor... - szepnęła przymykając powieki... - rozum dyktował jej właśnie swoje zasady , swój uciążliwy monolog , któremu Ann podporządkowała swoje życie... a serce? Ono chciało być jak najbliżej Austriaka... chciało czuć ciepło bijące z jego ciała , głos , który z taką łagodnością koił jej zmysły... nie zastanawiając się dłużej złożyła delikatny pocałunek na wargach szatyna z zawstydzeniem przegryzając dolną wargę.
-Dobrze...- powiedział, puszczając szatynkę i jednocześnie oddalając się od Niej na nieco dalszą odległość. Spojrzał na zbliżających się w ich stronę Vanessę oraz Thomasa. Później Jego wzrok powędrował na Ann, którą obejrzał dokładnie od góry do dołu, chcąc zachować w głowie każdy, nawet najdrobniejszy szczegół dotyczący dziewczyny.
- Jakby co, to jestem... Możesz na mnie liczyć...- mówił, nie potrafiąc poskładać do końca swoich słów.- A z resztą...- Jego wzrok spoczął na osobie Vanessy.- Ty już masz na kogo liczyć... Żegnaj, Ann.- dokładnie zaakcentował Jej imię. Za każdym razem, kiedy wykrzywiał swe usta w celu wypowiedzenia tego słowa, które czasem rozjaśniało mu wiele spraw w życiu; było jak małe światełko w tunelu problemów ludzkich, czuł się wyjątkowo. Tak, jakby wypowiadał zaklęcie, które odganiało wszystkie smutki. Tylko dlaczego teraz musiał się z tym pożegnać? Odchodząc, nie wiedział jak wygląda Jego marsz. Nie wiedział czy stabilnie trzyma się na nogach. Czy za moment nie wywróci się i nie będzie miał siły się podnieść...
Wiesz... kiedy próbowałam się z Tobą pożegnać, kiedy próbowałam od tego wszystkiego wreszcie odejść, Ty znów pociągnąłeś mnie za ... Opowiedziałeś mi o czymś co sprawiło, że znów zawisłam w miejscu. Nie potrafię tak po prostu zdecydować. Tak bardzo się boję, że wybiorę źle, że będę czegoś żałować, że podejmę decyzję, która wbije ostatni gwóźdź do mojej trumny. Chcę tylko być szczęśliwa, ale nie wiem czy mi na to pozwolisz. Nie poradzę sobie kiedy stwierdzisz, że jestem wyłącznie na moment, tylko jako koło zapasowe i wsparcie w trudnych momentach. Nie chcę takiego życia, nie chcę ciągle czekać jeżeli nie ma na co...
Żegnaj.
~~
- Kochanie spokojnie... - szeptał Thomas głaszcząc delikatnie ciemne włosy Vanessy... Doskonale zdawał sobie sprawę jak wiele musi kosztować Van rozstanie z przyjaciółką , ale nie potrafił jej pomóc. .. Nie mógł przecież zminimalizować odległości która je dzieliła..
Vanessa spojrzała na blondyna zapłakanymi, brązowymi oczami. Nadal nie mogła uwierzyć jak bardzo mu na Niej zależy. Wiedziała, że On Ją kocha. Czuła Jego miłość. To nie pomogło. Zaczęła płakać jeszcze bardziej. To wszystko spadło na Nią tak nagle.
- Kochanie spójrz na mnie... - szepnął kładąc swoją ciepłą dłoń na policzku dziewczyny... - Nie mogę nic zrobić , aby zniwelować Twój ból , ale obiecuję , że zrobię wszystko , aby relacja pomiędzy Tobą , a Ann była nadal tak mocna jaka jest teraz... - przyłożył jej twarz do swojej ' piersi'. - Już niedługo się zobaczycie, zaufaj mi... - dodał układając w swojej głowie plan, który pozwoliłby na dłuższy pobyt szatynki w Austrii.
-Thomas... Nie zasługuję na Ciebie.- wyjąkała ledwo Vanessa, nie mogąc dłużej znieść tego okropnego uczucia, który była przepełniona aż po brzegi. Chciała teraz złożyć czuły pocałunek na ustach blondyna, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiła. Jedyne co zrobiła to jeszcze bardziej wtuliła się w chłopaka, mając nadzieję, że w taki sposób chociaż na chwilę zapomni. Zapomni o wyjeździe Ann. O ponownej pustce w Jej sercu. O Andreasie...
- Skarbie nawet tak nie myśl... - powiedział , a w jego głowie zapaliła się tak zwana czerwona lampka ostrzegawcza... Dlaczego Vannessa użyła tych słów w stosunku do jego osoby ? Dlaczego po raz pierwszy wyczuł w jej głosie niepewność.... czuł drżenie jej ciała. Ciała , które tak kochał , które z każdą chwilą coraz bardziej pożądał ...
-Czasem po prostu mam wrażenie, że to wszystko mi się śni...- oderwała się na chwilę od chłopaka, aby spojrzeć w Jego niebieskie tęczówki, które zawsze działały na Nią uspokajająco. I tym razem było tak samo. Były takie kochające. Troskliwe. Łagodne. Ponownie wtuliła się w ramiona chłopaka.- Że po prostu śni mi się, że mam Ciebie, Ann, A...- chciała powiedzieć 'Andreasa', ale przerwała wpół zdania. Najzwyczajniej w świecie się zapomniała. Może już po prostu nie miała siły na to, aby powstrzymywać się od niektórych słów w towarzystwie Morgiego?
- Jeżeli to jest sen to jak nie chce się z Niego wybudzić kochanie... - Thomas zagłębił się w spojrzeniu brunetki .... zatracił się w jej tęczówkach , które były całym jego światem ... Nie wyobrażał sobie życia innego niźeli to które dzieli z Vanessą .. pełne niespodzianek , trosk , radości ... nic nie było ważne .... najważniejsza była ona i jej obecność przy jego boku , dzięki której mógł iść przez życie z podniesioną głową.
-Thomas...- zaczęła, ciężko szlochając.- Gdybyś dowiedział się o mnie czegoś złego... Czegoś, co by Cię mogło zranić, starałbyś się wybaczyć mi to?- zapytała niespodziewanie, podnosząc jednocześnie wzrok, mając w zamiarze dokładnie obserwować reakcję chłopaka na zadanie przez Nią pytanie.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem ... - Thomas zamilkł na chwilę próbując zjednać swoje myśli jednocześnie błądząc delikatnie dłonią po policzku brunetki... - Nie sądzę , abyś zrobiła cokolwiek co mogłoby spowodować , żebym cierpiał... Jesteś moim Aniołem  - dodał składając na czubku jej zgrabnego noska subtelny pocałunek.
-Ale Anioły często upadają...- rzekła na tyle cicho, aby Thomas tego nie usłyszał. On Jej ufał. Nadal Ufa. Kocha. Troszczy się. Przeżywa wszystko sto razy bardziej niż Ona. Stara się podarować Jej wszystko czego pragnie, a Ona? Ona Go zdradzała i nawet nie myślała o tym, aby przestać. Owszem, czuła się z tym okropnie, ale nie potrafiła żyć bez jednego z nich. Nie umiała żyć z nimi, ale nie potrafiła również nie żyć. Ironia losu?- Może pójdziemy pożegnać się z Ann już po raz ostatni...- ledwo wykrztusiła słowa 'pożegnać' oraz 'ostatni'.-Trochę się ogarnęłam i obiecuję, że nie wpadnę po raz drugi w taki stan, w jakim byłam niedawno. Naprawdę nienawidzę pożegnań...
~~
Thomas skierował się w stronę polki nadal trzymając w ramionach Vannessę .... wiedział , że teraz musi być dla Niej nie tylko partnerem , ale głównie wsparciem w tym ciężkim dla niej okresie.
- Do zobaczenia... - oznajmiła Ann przytulając po raz ostatni swoją przyjaciółkę.... Starała się nie uronić żadnej z łez , aby niepotrzebnie nie przysparzać zmartwień swojej bratniej duszy , za której obecnością już tęskniła.
-Do zobaczenia...- powiedziała, będąc ostatni raz w ramionach Ann. - W końcu obiecałaś odwiedzić mnie w Austrii.- blado uśmiechnęła się, odsuwając się od dziewczyny tak, aby mogła wykonać ostateczny krok w stronę powrotu do własnego domu.

--------------------------------------------------------------
Czwóreczka jest już do Waszej dyspozycji. 
Miło jest oddać w Wasze ręce ten rozdział, bo pisało się go bardzo przyjemnie. ;) 
Zwłaszcza dialogi, które tworzymy wspólnie. 
Mamy nadzieję, że również Wam będzie się tak samo miło czytało.