wtorek, 23 grudnia 2014

Czterdziesta pierwsza odsłona codzienności.

 Czas teraźniejszy ma tę przewagę nad każdym innym, że jest naszym własnym.


~~♥♥~~
...
- Dzień dobry .. - powiedziała kładąc na zastawiony śniadaniem stół w jadalni świeżo zaparzoną kawę. Napój, który Gregor wręcz uwielbiał szczególnie w jej wykonaniu. Nie potrafiła spojrzeć na niego , nie mówiąc już o przełamaniu bariery słów , które powinna użyć ... Z opatrzonymi ranami na twarzy , kubkiem gorącego kakao kierowała swe kroki w stronę sypialni nie chcąc narażać się na towarzystwo szatyna.
-Nie zjesz ze mną?- odezwał się sparaliżowany, krok po kroku analizując zachowanie Polki. Nie sądził, że to wszystko będzie wyglądało w taki sposób. Że zobaczy w oczach Ann jedynie strach, kiedy zetknie swój wzrok z Jego osobą. Lecz czy mógł spodziewać się czegoś innego? Nie. Gładka tafla, tworząca lustro Ich związku, pękła już na zawsze. Pomimo że usilnie będzie próbował posklejać uszkodzone kawałki, ślad na zawsze pozostanie. – Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia… Fajnie zjeść Go razem… Tak wspólnie…- mówił, goszcząc na twarzy grymas zakłopotania. Czy w tej sytuacji jakiekolwiek słowa miały sens?
- Już jadłam. - powiedziała próbując sprowadzić ton swojego głosu na jak najbardziej naturalny , chociaż stało się to dla Niej niemalże niewykonalne. Wolnym krokiem kierowała się do sypialni , gdzie nałożyła na siebie wygodną sukienkę , po czym z torebką w dłoni niemalże niezauważalnie wyszła z mieszkania.
-Ann, zaczekaj na mnie, proszę!- krzyknął, wybiegając za swoją ukochaną. Wczorajsze wydarzenia sprawiły, że bał się wykonać jeden ruch, by nie popełnić kolejnego błędu. Lekarstwo na wszystko? Zapomnienie w trybie natychmiastowym. Gdyby to jednak było takie łatwe, jak łatwo brzmi… Wyrzuty sumienia przesłaniały wszystko. Dopuścił się tak niewiarygodnie karygodnych czynów, że słowo ‘przepraszam’ , nic nie mogło by tutaj zmienić… Słowo to w końcu nie jest jak plaster. To, że zaklei się go na ranę, nie oznacza od razu, że się zabliźni…- Może Cię podwieźć?
- Dziękuje... - powiedziała speszona z wyczuwalnym strachem w każdej swojej krótkiej wypowiedzi. Wsiadła do samochodu milcząc , uciekając swoimi zielonymi tęczówkami przed spojrzeniem Austriaka. Poza adresem swojej koleżanki z pracy przez całą drogę nie powiedziała nic. Zupełnie nic oddając się jedynie przyjemności tej głuchej ciszy.
-Może zjedlibyśmy dziś razem jakiś obiad?- zapytał, próbując stwarzać pozory, iż koncentruje się tylko na prowadzeniu samochodu. Panująca ciszy powoli Go przytłaczała. Ukazywała tak naprawdę obraz kontaktów szatyna z Ann. Czy najlepsze starania będą w stanie zatrzeć wydarzenia z niedalekiej przeszłości? Nie. Wiedział to doskonale, lecz same chęci zmiany, uważał za istotne i zauważalne w oczach szatynki.
- Nie dziękuje , nie jestem głodna. - pisnęła bez przemyślenia. Ostatnia rzecz na jaką miała ochotę to spotkanie z Gregorem. Spędzenie z Nim czasu. Nie potrzebowała tego , nie chciała potrzebować , gdyż zwyczajnie się bała. Obawiała się o zdrowie swoje i maleństwa , które nosiła pod sercem.
-To może kino?- uśmiechnął się subtelnie w stronę dziewczyny, gładząc jedną ręką w delikatny sposób Jej aksamitne włosy.- Słyszałem, że leci teraz niezły film z niezłymi recenzjami. Może warto się wybrać?- próbował dalej, usilnie starając się przekazać drobnymi gestami, że w wewnątrz siebie żałuje. Że wszystkie ruchy wykonane przeciw Polce, nie były dokładnie przez Niego koordynowane.
- Mama prosiła , abym ją odwiedziła w Polsce , więc pojadę do Niej na kilka dni ... - powiedziała spokojnie nadal unikając wzroku szatyna. Skłamała. Rozmawiała z rodzicami , lecz nikt o nic jej nie prosił. Potrzebowała wyjazdu , ucieczki... Odpoczynku , w czasie którego wiele rzeczy sobie przemyśli. Dostanie szansę na ujarzmienie myśli i poskładanie ich w jedną składną całość.
-Ann…- jęknął zrezygnowany, lecz zarazem pełen determinacji, której nie mógł w żaden sposób zaprzepaścić.- Może to już czas, abym poznał Twoich rodziców? Jesteśmy tak długo razem, niedługo będziemy mieć dziecko… Sądzę, że to odpowiedni krok. Dotychczas jedynie opowiadałaś mi o swoich rodzicach. Chciałbym Ich poznać tak naprawdę. Rozmowy telefoniczne to nie to samo…- mówił delikatnie, starając się dokładnie wyważyć kolejne słowo, które wydostać miało się z Jego ust. Nie było miejsca już na błędy. Nie można mówić o kolejnych, niekontrolowanych, porywach…
- To zły pomysł. Jeszcze na to za wcześnie...- wtrąciła jak najszybciej było to możliwe. Nie mogła pozwolić sobie na tak duży krok. Nie teraz , po tak wyczerpujących dniach... Niby wszystko minęło , a ona sama miała wiele za sobą , lecz nie potrafiła tego zrobić. Nie mogła zapanować na rzeczywistością w której nie widziała już siebie obok postaci Austriaka.
-Dlaczego za wcześnie?- zapytał zdziwiony, wyraźnie zwalniając tempo jadącego samochodu.- Znamy się spory szmat czasu. Kiedy chcesz mnie przedstawić rodzicom? Na ślubie?- dociekał z uporem. Nawet taka osobistość jak Gregor Schlierenzauer nie miał daru zmiany własnej przeszłości. Teraz brutalne egzekucje wykonane na Ann, mściły się, zadając podwójny ból. Co więcej, one ciągnąć się będą w nieskończoność… Zawsze Gregor pozostanie już człowiekiem, który podniósł rękę na kobietę, nie tylko w pamięci dziewczyny, lecz przede wszystkim swojej…
- Na ślubie? - powtórzyła przerażona tym co przecież jest naturalną koleją rzeczy w życiu większości ludzi. - Ślub? Nie. Nie chce, nie możliwe , nigdy . - mówiła jakby sama do siebie , nie zwracając uwagi na to iż nie tylko ona jest odbiorcą wypowiedzianych słów .Wizja tego o czym zdołała usłyszeć przerażała w straszliwy , niewytłumaczalny sposób.
-To przecież nieuniknione w niedalekiej przyszłości- zaśmiał się dla rozluźnienia atmosfery, a i może dlatego, by uspokoić po części siebie samego wraz ze swoim ‘ciemnym obliczem’. Czy myślał wcześniej o ślubie? Kiedyś tak. Jednak nie teraz. W Jego rozumowaniu zbyteczne były przysięgi. Liczyła się jedynie miłość, która przetrwa nawet bez składania obietnic czy przysiąg, które są jedynie słowami. A jak wiadomo… Słowa również mogą być puste.
- Niedalekiej? - prychnęła rozdrażniona opuszczając samochód w którym do niedawna przebywała. Nie marzyła nawet o momencie w którym miałaby powiedzieć sakramentalne 'tak' Schlierenzauerowi , nie marzyła kiedyś , nie powiedziałaby dziś. Brak odwagi, pewności , brak jakiejkolwiek możliwości zmiany decyzji .. Nie po tym co się wydarzyło. - Dziękuje za pomoc. - dopowiedziała oddalając się. 
-Nie mów, że nie chciałabyś kiedyś tam mieć męża, dziecko, później drugie, może trzecie i tak dalej- odpowiedział poważnie, nie potrafiąc skumulować resztek swych sił, aby choć na kilka chwil zagościć na swej ponurej, wyniszczonej twarzy uśmiech. To, co się wczoraj stało sprawiło, iż stracił równowagę w życiu. Przestał orientować się, czego tak naprawdę chce i w jaki sposób ma do tego dążyć. Pogubił się, tkwiąc nieustannie w labiryncie własnych uczuć oraz wyrzutów sumienia, których sam był sprawcą.- Sama mi mówiłaś, że dziecko to poważny krok w przód, przez co nie można długo zwlekać przed następnym krokiem, równie ważnym.
- Zmieniłam zdanie. - odpowiedziała kierując się nadal w stronę domu swojej przyjaciółki. Nie zatrzymała się nawet na moment , tak aby pokazać szatynowi , że wizje , które snuje nie mają z nią nic wspólnego , że to co planuje uczynić nie będzie miało prawa ziścić się w jej osobie. - Kolejne dziecko z Tobą? Nie. Nigdy nie zostanę Twoją żoną... - mówiła półszeptem , kierując te słowa głównie do samej siebie , w celu zapewnienia się o własnych planach.
-Co Ty powiedziałaś?- podniósł ton swojego głosu, jednocześnie machinalnie chwytając mocno za nadgarstek Ann, by nie mogła już w żaden sposób się mu wyrwać, a w rezultacie uniknąć nieuniknionego…  Czegoś, od czego nawet On chciał uciec, a mianowicie rozmowy o tym, co wczoraj miało miejsce.- To z kim Ty chcesz sobie układać przyszłość, co?  Co takiego jest we mnie złego?- dokończył pytaniem, patrząc zmieszanym spojrzeniem na dziewczynę. Ból. Urażenie. Żal do samego siebie… To wypełniało Go od środka do cna. Sam w końcu przyczynił się do tego, że Jego ogień życia, którym była skromna osoba Ann, powoli gasł. Uczucia zostały praktycznie niewidoczne. Zniknęły, jakby zdmuchnął je wiatr. Nowy wiatr Ich życia, którym był wczorajszy incydent…
- Puść mnie! - krzyknęła wyswobadzając swoją dłoń z silnego uścisku Gregora. Wiedziała , że w miejscu gdzie obecnie się znalazła jest bezpieczna.. Przecież nikt świadomie nie wyrządzi komuś krzywdy przy świadkach , a na pewno nie Gregor Schlierenzauer. - Nigdy nie poprosiłeś mnie o rękę , więc nie mam nawet prawa o tym myśleć... - skłamała w ramach wyprostowania użytych wcześniej słów.
-Komu Ty chcesz wmawiać te bajki?- spytał gorzko, spoglądając zawziętym wzrokiem w stronę dziewczyny. Wiedział, kiedy kłamała, a kiedy mówiła prawdę czystą jak łza. Tym razem kłamała. Co poczuł? Oprócz pewnej namiastki zła, jedynie pogłębiającą się dziurę w Jego sercu. I pomyśleć, że człowiek sam sobie potrafi zrobić krzywdę tak bardzo bolesną… Ironia losu? Może kara za popełnione zło?- Kłamiesz mi w żywe oczy. Nigdy więcej tego nie rób. powiedział pewnie z nutką żalu w głosie, nie odrywając wzroku od sylwetki Polki.
- Nie kłamię. Nie jestem i nie będę gotowa na małżeństwo. - uzupełniła wypowiedź chcąc jak najdokładniej i najszybciej rozwikłać rozpoczęty temat. - Wybacz , ale śpieszę się. - wymijająco podjęła próby kolejnego zakończenia przedłużającego się spotkania.
-Ale ja chciałbym kiedyś zobaczyć Cię w białej sukni przed ołtarzem- powiedział pewnie, reagując szybko na kolejne bodźce ze strony Ann, które dawały mu wyraźne poczucie, iż Polka jak najszybciej chce oswobodzić się z Jego towarzystwa, co jakże w dotkliwy sposób mu przeszkadzało, jak i raniło.- Ślub Glorii pokazał mi, że to właściwy krok. Chciałbym, aby tak samo było w naszym przypadku. Już sobie to wyobraziłem. My oraz nasze maleństwo, kiedy ono przyjmuje chrzest, a my bierzemy ślub- oznajmił całkowicie poważnie, odkrywając na dobrą sprawę swoje prawdziwe pragnienia i marzenia, dotychczas mu nieznane.
- Wybij to sobie z głowy. - oznajmiła nie zwalniając kroku , którym podążała. To dziwne , ale zdążyła oswoić się z myślą , że jej życie nagle ulegnie zmianą , że wszystko co sobie wyobrażała łącznie z końcową fazą legalizacji związku nie będzie miała miejsca. - Do zobaczenia za kilkanaście dni.. - dodała , mając na myśli zaplanowany wyjazd do rodziców.
-Czyli jednak nie idziesz do koleżanki?- zapytał, dostrzegając zaniechanie w grze słów z Polką. Najpierw wspominała, że udaje się do koleżanki, a teraz nagle niespodziewanie postanawia wyjechać ni stąd, ni zowąd do rodziców? Czyżby kolejne kłamstwa zostawały mu wmawiane prosto w oczy?- Ann, o co Ci chodzi? Mam wrażenie, że cały czas mnie okłamujesz. Tak nie robi się w związku- pouczył, lecz czy miał do tego jakiekolwiek, nawet najmniejsze, prawo? Nie. Wszystkie przywileje zostały my odebrane wraz z pierwszą myślą uderzenia kobiety swojego życia.
- Wieczorem prosto stąd jadę na lotnisko... - wyjaśniła w celu sprostowania swoich wcześniejszych wypowiedzi. Tak wiele wypowiedzi wirowało w jej głowie , iż nawet jej samej bardzo ciężko było je wszytskie złożyć w całość nie mówiąc już o dogłębnym ich analizowaniu czy też dobieraniu odpowiednich znaczeń. - Coś jeszcze chcesz wiedzieć?! - burknęła.
-Tak, chciałbym!- uniósł się w odpowiedzi na niemiły ton ze strony Polki. Kiedyś trzeba było zakończyć zabawę, w której robił dobrą minę do złej gry. Na dłuższą metę tak się nie da. Nawet w krzywe zwierciadło nie dałby rady ukryć , że wszystko w rzeczywistości jest w jak najlepszym porządku…- Cały czas trzymasz mnie na dystans!- nie krzyczał, lecz w sposób rozważny wyważył ton swego głosu.- Traktujesz jak zupełnie obcą osobę… Nigdy wcześniej tak się nie zachowywałaś…- dodał z wyczuwalnym smutkiem, spuszczając swój wzrok.
    - Od wczoraj jesteś dla mnie obcy.... - zakomunikował patrząc wprost w zakłopotane tęczówki skoczka. Nie potrafiła już udawać , co czuje... jak postrzega zaistniałe zdarzenie. Czy się bała? Owszem. Strach paraliżował ją nieustannie , gdy tylko pozostawała w bliskiej odległości od Austriaka.
-Kiedy zrozumiesz, że to było po prostu koniecznością?- wystrzelił niespodziewanie, sam nie zdając sobie sprawy ze swoich słów. Czy jest jakieś usprawiedliwienie na podniesienie ręki na swoją ukochaną? Czy kiedykolwiek człowiek, który się do tego dopuścił, potrafi to sobie wybaczyć? Pytania, na które normalny człowiek nie zna odpowiedzi. Nigdy nie pozna, póki sam nie dopuści się danych czynów.- To, co w ostatnim czasie wyprawiałaś, było niedopuszczalne.
- Koniecznością będzie Nasze rozstanie Gregor... - powiedziała spokojnie. Opanowanie , jedyna z emocji , która mogła pomóc jej przebrnąć przez to całe zamieszanie. - Jeżeli się nie zmienisz , my nie będziemy mieli o czym nawet rozmawiać , a Nasza rodzina jak ją śmiesz nazywać pozostanie na stopniu takim jak wygląda to w przypadku Kristiny i Thomasa. - zakończyła swój krótki wywód , czekając na reakcję mężczyzny.
-Rozstanie? O czym Ty mówisz, Ann?- zachrypiał cienko, patrząc zdezorientowanym wzrokiem na Ann, która swym zdecydowaniem oraz wewnętrznym opanowaniem zbudowała sobie wewnętrzny grunt nad szatynem, którego sama myśl o rozstaniu najzwyczajniej paraliżowała. A może to właśnie było odpowiednie rozwiązanie? Jak mógł podjąć właściwą decyzję, skoro Jego umysł przesłaniała właśnie Ann? Patrzył w Jej zielone tęczówki, w których skrywała się czysta prawda, wisząca na końcu Jej języka. To, co skrywało się wewnątrz dziewczyny, miało wystarczająco mocną siłę, aby zabić szatyna, nie tylko fizycznie, lecz przede wszystkim psychicznie. Bo ileż razy można pokazywać mu raj, by potem doszczętnie go spalić?- Przecież niedługo będziemy mieć dziecko! Nie ma mowy nawet o jakimkolwiek rozstaniu!- dodał stanowczo.
- Nie chce wiedzieć jak bardzo się zmienisz gdy Thomas przyjdzie na świat. To będzie koszmar... - oznajmiła spokojna , tym że Gregor jednak zachował się racjonalnie , nie prowokując dalszych kłótni czy ostrych wymian zdań. - Przemyśl to wszystko do mojego powrotu. - pewnym krokiem skierowała się do budynku w którym przebywała jej koleżanka.
-Nie chcę, żebyś nigdzie jechała!- krzyknął, biegiem podążając za Polką. Jej wyjazd miał być Jej odpoczynkiem. Odpoczynkiem od Niego. Ludzie potrzebują odpoczynku dosłownie od wszystkiego, lecz na pewno nie od ukochanej osoby, zajmującej największą objętość naszego serca…- Teraz chciałbym mieć Cię na oku. Martwię się- dodał po chwili ciszy, chcąc udowodnić Ann, że każdy ruch, słowo, gest jest jedynie aktem troski, który okazywał Małemu Thomasowi oraz samej Ann. – A wiesz dlaczego? Bo Cię kocham- wyszeptał, słyszalnie jedynie dla ucha dziewczyny.- Nie wyjeżdżaj, proszę- rzekł głośniej delikatnym, lecz stanowczym tonem.
- Nie wyjeżdżam się relaksować , tylko pomóc rodzicom to chyba jakaś różnica nie sądzisz? - oznajmiła powiększając odległość jaka dzieliła ją od Austriaka. Nie chciała czuć jego dotyku , zapachu ,oddechu na swojej skórze... - Zobaczymy się niedługo... - uzupełniła odchodząc.
-Pomóc?- wysapał zaskoczony, mierząc okrągłymi oczyma postać Polki od A do Z. Każdy szczegół, mowę ciała, o której może sama Ann nie wiedziała…- W czym? Nie wolno Ci się przemęczać- upomniał poważniejąc, wyraźnie wyrażając swą niechęć do wyjazdu dziewczyny.- Pojadę z Tobą. Pomogę, Ty będziesz nadzorować. Wszyscy będą zadowoleni- podążał non stop szybkim tempem narzuconym przez Polkę. Czyżby aż tak bardzo chciała od Niego uciec, że samo stanie obok Niego, przyprawiało Ją o niemiłe wrażenia? Czyżby stąpał po aż tak cienkiej linie, napiętej i tak do granic własnych możliwości?
- Czy Ty nie rozumiesz, że w niczym Nam nie pomożesz?! - odburknęła przemęczona już całą rozmową , która w jej mniemaniu miała zakończyć się po krótkiej chwili... Pomoc ? Czy to w ogóle było możliwe? Nie. Jedyna osoba która mogła pomóc Ann okazując wsparcie był Nico. Mężczyzna z którym miała okazję spotkać się będąc w Polsce.
- Chcę jedynie być przy kobiecie, którą kocham oraz przy Naszym dziecku. To nic złego. Odpoczynek od treningów mi się przyda- powiedział na jedynym wydechu, nadal nie ustępując.  Dlaczego, kiedy wydawać by się mogło, że osiągnął wszystko, nagle ponownie musi walczyć o to samo? Cóż… To zabawne, jak człowiek sam sobie, potrafi odebrać to, co w życiu jest najważniejsze. Ironią jest, że ma tego świadomość, lecz pomimo tego, nadal czyni to z uporem maniaka, a czas na żal przychodzi zdecydowanie za późno…
- To jest tylko kilkanaście dni , a Ty się zachowujesz jakbyśmy mieli więcej się nie zobaczyć Gregor.. - Fakt. Myśl o tym , aby zakończyć związek z szatynem definitywnie była Ann coraz bliższa , lecz nie potrafiła podjąć racjonalnej decyzji bez uprzedniego zastanowienia się nad wszystkim co zdążyło się wydarzyć w ostatnim czasie. Na to przyjdzie jeszcze pora... Pora na analizować , zastanawianie się czy podejmowanie kluczowych decyzji.
-I Ty przyjmujesz te kilkanaście dni z taką łatwością?!- zrobił to. Krzyknął, choć obiecał sobie, że więcej tego nie zrobi. Przynajmniej nie w stosunku do Ann. Nie po tym, czego jeszcze wczoraj dokonał. Których żałował w taki sposób, że nie umiał tego nawet wypowiedzieć… To właśnie w tym tkwi największy sens. W niewypowiedzianych uczuciach, które się jedynie odczuwa, nie wyznaje pustymi słowami…
- Mam tu usiąść i płakać? To tylko wyjazd... - odpowiedziała bez zbędnych emocji , które mogłaby jej towarzyszyć. Wszystkie doszczętnie stłumiła w swoim wnętrzu nie chcąc narażać się na poddanie ich woli. - Wyjazdów było w naszym związku bardzo wiele i jakoś nikomu krzywda się nie stała... - zauważyła mając na myśli częste konkursy i zgrupowania , które odbywały się zazwyczaj z dala od Ich miejsca zamieszkania.
-Nigdzie nie pojedziesz. Nie beze mnie- powiedział stanowczo, włączając w życie całe swoje rezerwy sił, które pozostały w Jego smukłym ciele. Rezerwy, które musiał przeznaczyć na delikatność oraz opanowanie. Brak krzyku, nie mówiąc już o mocniejszym gestykulowaniu, mogącym jedynie wszystko zdecydowanie pogorszyć, o ile nie skończyć na zawsze. Drugi raz popełniony ten sam błąd, już nie jest błędem, a kwestią wyboru podążania taką ścieżką życia, nie inną.- Koniec kropka.
- Niby dlaczego? - zapytała nie mogąc znaleźć odpowiedniego wytłumaczenia w swojej głowie , dla postawy Austriaka. - Nigdy nie zabraniałam Ci żadnych wyjazdów chociaż miałam na to wielką ochotę , więc dlaczego Ty mi to robisz?! - zagrzmiała zdenerwowana nerwowo błądząc rękoma po całej przestrzeni swojego ciała.
-Wyjeżdżałem i robię to ciągle, ale nie porównuj moich wyjazdów do Twoich- powiedział dobitnie, zachowując resztki wewnętrznego spokoju, którego zapasy już ledwo zakrywały dno.- Muszę jakoś zarobić na Naszą rodzinę. Wiążąc się ze skoczkiem narciarskim wiedziałaś przecież na co się porywasz!- uniósł się łagodnie. Czemu wyjazd Ann był dla Niego aż tak ogromną przeszkodą? Wyjazd równoznaczny był z brakiem możliwości posłuchania bicia Jej sercem, podczas głuchej ciszy, która zapewne zapanuje dzisiejszego wieczora podczas kolacji. Gdyby dziewczyna wyjechała, nie wykorzystałby najlepiej tego, co jeszcze im zostało, próbując jednocześnie jeszcze w jakiś cudowny sposób to pomnożyć. Bez Ann, nie było Gregora. Kalkulacja prosta i zrozumiała dla każdego. Usłyszenie miarowego bicia Jej serca, było rzeczą, przy której pragnął słyszeć i mieć przy sobie za każdym razem, kiedy na niebo wschodziło krwawe słońce, zaczynający nowy dzień pełen nowych szans, porażek, jak i zwycięstw.
- Na rodzinę?! Stworzysz ją na pewno , ale nie ze mną. To jest nie możliwe teraz , więc zapewne nie będzie możliwe w przyszłości... - oznajmiła patrząc wprost w oczy rozkojarzonego Austriaka. - Nie wiem jak to się dzieje Greg , ale ja każdego dnia czuję do Ciebie coraz mniej... Z dnia na dzień jest gorzej... - dopowiedziała chowając swoją twarz w dłonie. Nie potrafiła tego racjonalnie określić , wytłumaczyć , lecz jednego była pewna. Związek ze Schlierenzauerem z czasem brnął jedynie ku końcowi.
-Przepraszam bardzo, ale co Ty chcesz powiedzieć?!- jedyne co słuszne w tej sytuacji, uznał krzyk. Jak to się działo, że On kochał Ann z dnia na dzień coraz bardziej, podczas kiedy Ona traciła powoli uczucia, które mu się należały, chociażby za determinację oraz siły, które wkładał w związek z szatynką? Prawdą stało się teraz, że od czasu poznania Ann, nie nadawał się już na jedno-nocne przygody. Kiedyś tak. Dziś już nie. Ciągle potrzebował miłości, gdyż tak naprawdę to właśnie za pomocą Ann, stał się człowiekiem. Istotą, która w każdym aspekcie swojego życia potrzebuje miłości. Potrzebuje przytrzymania za rękę, kiedy obserwować będzie koniec. Koniec czegoś, co ogrywało istotną rolę w Jego życiu, bo w końcu nic nie trwa wiecznie. A kto Jego potrzyma za rękę, kiedy Ann przy Nim nie będzie, a i również On sam nie chce dotykać innej dłoni…- Nie kochasz mnie już?!
- To co do Ciebie czuje Gregor to już chyba nie miłość... - zaczęła rozglądając się po okolicy , gdyż nie mogła znaleźć wspólnego 'języka' ze Schlierenzauerem. Dusiła się nawet w przestrzeni , którą razem dzielili. - To coś w rodzaju przywiązania? - zapytała nieśmiało samą siebie w celu ukierunkowania swoich uczuć , jeżeli o takich można było w ogóle mówić...
-Rosberg…- wycedził przez zaciśnięte zęby. Ból oraz zawód za wszelką cenę pragnął zakryć złością, pomieszaną z nutką nienawiści i wyraźnej niechęci. Można wszystko, ale nie oszukać siebie samego. A choć raz… Jeden jedyny raz taka szansa byłaby potrzebna w życiu człowieka. By mógł w tej przełomowej chwili złamać siebie samego i posiadać nadal tę cholerną nadzieję, która potrzebna była mu w tej chwili bardziej niż cokolwiek innego.- Jak możesz?! Zrobiłem dla Ciebie tak wiele! Poświęcałem tyle, ile mogłem! A Ty jak się odwdzięczasz?!
- We wszystko co z Nami związane mieszasz Nico , to z czasem stało się nie do zniesienia.. - opanowała swój gniew , a raczej starała się uchronić od odczuwania złości. - Winisz wszystkich dookoła za rozpad Naszego związku , a gdzie w tym wszystkim Ty ? Ty i Ja Gregor? To my odpowiadamy za to , że Nam się zwyczajnie nie układa. - zaczęła zbliżając się do Tyrolczyka. - Oprócz Thoma nie ma już chyba nic co Nas łączy , przykro mi , ale jakoś musimy nauczyć się z tym żyć... - dopowiedziała smutnym tonem głosu.
-Tylko Thomas?! Chcesz powiedzieć, że dziecko nic nie znaczy?!- wykrzyczał nieopanowany na jednym wydechu, pogardliwie patrząc głęboko w zielone oczy Polki. Czy nie zauważył, że to, co łączyło Go z Ann, powoli brnęło jedynie ku końcowi? Że Ich świeca powoli gasła? Zauważył, a jeszcze bardziej odczuwał to na własnej skórze, lecz nigdy nie brał pod uwagę rozstania. W Jego rozumowaniu, owszem, Ich związek spotkały ciężkie czasy, lecz głęboko wierzył, że uda im się z tego wybrnąć jeszcze silniejszymi. Nieprzezwyciężonymi.
- Aż Thomas , ale to nie wystarczy by w ogóle starać się o rekonstrukcję tego związku... - uzupełniła wcześniejszą wypowiedź poszukując w sobie dalszych sił , w celu zakończenia konwersacji zgodnie ze swoimi postanowieniami. - Nie wiem Greg , ale przemyśl to wszystko... Spotkamy się po moim przyjeździe z Polski.
-Ja już powiedziałem, że Ty nigdzie nie pojedziesz- powiedział w sposób stanowczy, tonem, który wyraźnie uzmysłowić mógł każdemu, iż szatyn nie żartuje. Jest stanowczy, konsekwentny, jak i konkretny w swoich postanowieniach, których nie zamierzał zmieniać ani w żaden sposób dyskutować na Ich temat.- Idziemy!- chwycił mocno za rękę Ann, ciągnąc Ją z powrotem w stronę swojego samochodu.- Wracamy do domu, zjemy cholerny obiad w naszym cholernie przytulnym domu i będziemy cholernie szczęśliwi jak każda cholerna rodzina!
- Gregor dlaczego Ty nie chcesz dać Nam szansy na szczęście , co ? - mówiła idąc za szatynem krok w krok. Zafascynowana jego determinacją , jak i również przerażona czymś co trudno znaleźć w prawdziwym życiu... Szczerą miłością. - Będziesz widywał się z Thomem tak często jak będziesz tylko chciał. Lepiej żeby żył w takiej relacji niżeli w rodzinie , która jest jedynie Twoją fantazją..
-Moje dziecko, jest moim dzieckiem!- warczał, nadal stanowczo stąpając po twardej ziemi. Czy robił dobrze? Czy przymus nie zniszczy wszystkiego do końca? Czy warto było nadal walczyć, skoro i tak było się skazanym na porażkę w tej bitwie? Na to jedno pytanie, łatwo znaleźć odpowiedź. Tak, warto. Chociażby po to, aby w długi samotny wieczór, wspominać jedynie dobre chwile, a nie żałować, iż nie zrobiło się więcej…- Radziłbym Ci zachować dla siebie te puste słówka, bo równie dobrze zaraz Ty możesz mnie o nie prosić! Nie masz jeszcze pojęcia do czego zdolny jest Gregor Schlierenzauer!
~~♥♥~~
Prawdziwa miłość, która w swojej sile można określić jako bezgraniczną, nigdy się nie kończy. Dlaczego?  Odpowiedź jest banalnie prosta. Prawdziwa miłość nigdy się nie kończy. Nigdy nie ma końca. Nigdy… Zostaje już na wieczność w naszym sercu. Na czas, kiedy nawet gdy leżymy już zimni, z przymkniętymi powiekami już na zawsze, ona nadal będzie. Jej ślad zostanie na świecie, w którym żyliśmy. Tak ogromna miłość, nie może nie zostawić na świecie jakiegoś śladu… Zbyt duża jest bowiem Jej moc.
-Thom, już jesteś?- zapytała cienkim głosem, słysząc trzask drzwi wejściowych. Kilka słów… Dokładnie tyle kierowała co dnia do Thomasa. Wiedziała, że źle robi. Że powinni rozmawiać o tym, co się stało. Dlaczego? Chociażby po to, aby Oliwer nigdy nie pozostał szary w Ich wspomnieniach… Lecz Ona nie umiała. Zbyt ciężkie zadanie przed Nią stało. Wszystko uniemożliwił fakt, że Ona nadal się nie pogodziła… Bo czy którakolwiek matka może pogodzić się ze śmiercią własnego dziecka?
- Tak jestem ... - odpowiedział kierując swe kroki do domowej siłowni , tak aby zagłuszyć myśli których chciał się pozbyć jak każdego mijającego dnia... Tym razem do całej sterty wspomnień doszły zdarzenia związane z uroczą blondynką , której całkowicie się poddał. Nie żałował , nie rozpamiętywał , tak jakby pozostał niewzruszony na to iż rani Vanessę.. Dokłada jej kolejną cząstkę bólu swoim zachowaniem... Czy było to dla Niego ważne? Odpowiedź jest banalnie prosta. Faktem jest iż cierpiący z cierpiącym rozumie się najlepiej , ale w rzeczywistości każdy 'cierpiący' przechodzi swój stan zupełnie inaczej. Thomas poddał się pokusie bliskości przy blondynce. Chociaż przez moment mógł czuć się kochany.
-Nie jesteś głodny?- spytała, patrząc na oddalającą się sylwetkę blondyna. Rutyna… To wkradło się w Ich życie. Zdawała sobie z tego sprawy. Widziała ją. Czuła rany, które zadawała Jemu i Jej, lecz niewykonalnym zadaniem stało się stawienie czoła bólowi, który każdego dnia jedynie rósł na swojej sile. Nie umiała żyć bez Niego… Stał się jakby Jej przyjacielem, który jako jedynie towarzyszył Jej o każdej porze dnia i nocy, zatruwając przy tym życie.  
- Nie . Dziękuje. - wtrącił nie zwracając w ogóle uwagi na brunetkę.
Codzienne pytanie. Jedno z głównych i tych podstawowych. Może i nawet jedyne w ich wspólnych konwersacjach... Pomyśleć , że kiedyś mogliby rozmawiać godzinami o niczym ,  a teraz? Naturalne kilka pytań stanowiło ogromny problem ... A odpowiedzi? Ty brakowało w życiu najczęściej... Usadowiwszy się na jednym z urządzeń do ćwiczeń założył na uszy słuchawki oddając się całkowicie napływającej muzyce.
-Jak na treningu?- kolejne pytanie, kolejna próba. Kolejny ból oraz niemoc, którą odczuwała. Która Ją paraliżowała, uczynniając z siebie inną osobę. Inną Vann, która dla Niej samej była obca, nieznajoma. Zachowująca się inaczej niż powinna. Tamta ‘stara’ Vanessa, powinna chociaż próbować normalnie żyć. Miała dla kogo czekać na kolejny dzień. Thomas. Jej ostoja. Podstawa życia. Jednakże… ‘Nowa’ Vanessa, nie umiała dostrzegać tego, co niby najważniejsze Jej zostało.  
- Dobrze. - kolejna dawka krótkich odpowiedzi. Znikome zainteresowanie , które nie robiło już na nim żadnego wrażenia. Było czy nie , nie zwracał już na to uwagi... Kompletna oziębłość , bezduszność z jego strony potęgowała się z każdym nowym słowem wypowiadanym z ust brunetki.
-Jak widzę, nie masz dziś humoru…- wtrąciła, boleśnie odczuwając oziębłość, którą fundował Jej Thomas. Dobrowolnie, powoli każdego dnia obserwowała jak się od siebie oddalają. Jak więcej Ich dzieli, niż łączy. Zupełnie odwrotnie niż było kiedyś… To aż zaskakujące, a również żałosne, że tak wiele potrafi się zmienić w tak krótkim czasie…
Zlustrował twarz brunetki , po czym powrócił do intensywnego treningu. Tylko w ten sposób mógł pokazać samemu sobie że jednak jest silny , że przetrwa , poradzi sobie... Tylko poprzez wysiłek fizyczny , litry wylanego potu , starania potrafił odnaleźć w sobie prawdziwego Thomasa. Austriaka , który do końca walczy o swoje...
-Zrobiłam coś nie tak?- odezwała się kolejny raz, po chwili ciszy. Oparła się o framugę drzwi pokoju, służącego do ćwiczeń Thomasa, dokładnie obserwując postać Austriaka. Tam chciała znaleźć szybciej odpowiedź na kilka pytań, które rodziły się w Jej głowie. Które jakże Ją zaniepokoiły oraz przestraszyły…
- Nie. Wszystko jest w najlepszym porządku. - skłamał nie patrząc na Vanessę chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z jej położenia. Nie miał nic do dodania , nic do powiedzenia. Żadnych konkretów , które całkowicie zburzyły to na co oboje pracowali ... Związek. Relację , która jest , istnieje , ale jednak nie do końca spełnia przewidziane wcześniej funkcję... a co najgorsze rani z dnia na dzień coraz dotkliwiej.
-Skoro tak, wierzę Ci…- jęknęła zaniepokojona, ukrywając na krótką chwilę twarz w dłoniach.- Thomas…- zaczęła niepewnie, siłując się ze łzami, które usilnie cisnęły Jej się do oczu.- W końcu przydałoby się zrobić coś z pokojem i rzeczami Oliwera…- z trudem przyszło Jej powiedzieć imię swojego zmarłego synka. Małej istoty, który po odmienieniu Jej życia, nagle został Jej brutalnie zabrany na wieczność…
- Mają tam zostać! - krzyknął nie zaszczycając brunetki nawet jednym spojrzeniem. Cierpienie... Odnowiony stan , który poprzez bodźce ze  strony polki znacząco wzrósł. Nie mógł pogodzić się ze stratą syna , nie mógł oswoić myśli , więc jak mógłby pozbyć się jego rzeczy... przecież to tak jakby pozbył się wspomnień o Oliwierze. - Nikomu nie wadzą , więc nie widzę sensu , aby je usuwać.. - zakomunikował już nieco spokojniej.
 -Thomas, im prędzej się pozbędziemy tych rzeczy, tym lepiej…- wyjąkała niepewnie, przestraszona krzykiem blondyna. Nie krzyczał. Nigdy. A przynajmniej nie od czasu, kiedy Jego pięść znalazła się blisko Jej twarzy. A teraz? Kolejny drażliwy temat dla chłopaka, ale dla brunetki w szczególności. Za każdym razem, kiedy mijała pokój Oliwera, czuła zapach Jego oliwki, a w głowie słyszała radosny śmiech chłopca…
- Powinniśmy się rozstać.. - wysapał na jednym tchu nadal ćwicząc. Nie było Go stać nawet na spojrzenie , którym powinien obdarować brunetkę w tak ważnej sprawie. Strach przed jej reakcją , był silny... Na tyle paraliżujący , aby odebrać mu nawet najmniejsze pokłady przyzwoitości.
-Możesz powtórzyć?- zareagowała w dosyć ślamazarnym tempie, zastanawiając się czy słowa, które usłyszała są na pewno prawdą, a nie jedynie wytworem Jej wybujałej wyobraźni. Mimo wszystko, bardziej obstawiała tę drugą opcję, która zakładała jedynie zwykłe przesłyszenie się. To, że Thomas zostawiłby Ją w takiej chwili, graniczyłoby z cudem. Cudem dla Niej negatywnym, które de facto często się zdarzają…
- Powinniśmy się rozstać... - powtórzył o wiele głośniej niż poprzednim razem... Zrobił to tak jakby mówił o pogodzie , o czymś co jest mało istotne , wręcz nie ważne, Czy tak było? Jeszcze do niedawna nie ośmieliłby się nawet pomyśleć o takim scenariuszu swojego życia , a teraz? Niszczył je doszczętnie sam. Nieobliczalne są zachowania ludzkie , gdy w grę wchodzi cierpienie potęgowane przez pożądanie i bliskość kogoś do niedawana Nam obcego.
-O czym Ty mówisz?- wydukała ledwo, siadając z wrażenia na jednym ze sprzętów, które służyły do ćwiczeń.- Ty żartujesz, prawda?- tępo patrzyła na Morgensterna, który nadal z uporem maniaka skupiał się jedynie na wykonywaniu ćwiczeń.- Jeśli chodzi Ci o pokój Oliego, możemy z tym poczekać…
- Nie chodzi o pokój Oliwiera! - krzyknął stając na przeciw swojej ówczesnej wybranki. - Czy Ty nie widzisz , ze między Nami już nic nie ma? Każdy dzień wygląda tak samo , a może i nawet gorzej... Nie widzisz tego?! - dopowiedział podirytowanym faktem , iż nie tak łatwo upora się ze swoim życiem.
-Umarło Nam dziecko!- krzyknęła, lecz Jej głos nieustannie drżał w niemiarowy sposób, jakby za chwilę miała wybuchnąć nieopanowanym płaczem.- Myślisz, że zaraz po tym będziemy chodzić na imprezy, zapomnimy o Oliwerze i będziemy żyć jak gdyby nigdy nic?!- patrzyła zawziętym wzrokiem w oczy Morgensterna.- Wyobraź sobie, że dla mnie to coś znaczyło!
- Nie oczekuje od Ciebie już nic... - wymamrotał słysząc aluzje które śmiała wysuwać Vanessa. Imprezy? Spotkania z przyjaciółmi ? Zapomnienie? Przecież dobrze wiedziała , że nie to miał na myśli. Potrzebował jedynie odrobiny wsparcia i zrozumienia... Chwili w której ktokolwiek zauważyłby , że on też właśnie stracił syna. Jedną z najważniejszych osób w życiu. Iż on również cierpi w środku zwijając się codziennie z bólu...
-I Ty tak chcesz to po prostu zakończyć?!- pisnęła nienaturalnie, nie mogąc przyswoić słów, które kierował do Niej blondyn. Rozstanie? A myślała, że już nic gorszego nie może ani Jej, ani Thomasa spotkać. Nic bardziej mylnego…- Bo co?! Po co odwalałeś całą tą szopkę wcześniej?! Mogłeś zostać tym cholernym hazardzistą i alkoholikiem, a ja żyłabym sobie spokojnie własnym życiem z Oliwerem, nie tracąc na Ciebie czasu z moim synkiem! Moim!
- Trzeba było nie tracić... - powiedział jakby sam do siebie. Nie spodziewał się usłyszenia tak gorzkich i bolesnych słów , ale po tym co się wydarzyło to właściwie czego mógł oczekiwać? Goryczy i wyrzutów... Tak zazwyczaj kończy się każdy ze związków , więc dlaczego tej miałby być inny ? - Załatwmy to szybko , będzie z głowy .. - dopowiedział siląc się na naturalny ton głosu.
-Nienawidzę Cię, Morgenstern!- krzyknęła na jednym wydechu, miotając w stronę blondyna ciężarek, który stał akurat nieopodal w zasięgu ręki brunetki. Złość potęgowała się w Niej z każdą sekundą, przesłaniając na szczęście rozpacz, która dotychczas towarzyszyła Polce w życiu najczęściej… Zbyt często jak na życie zwykłego śmiertelnika…- Chłopczyk znudził się już starą zabawką, tak? Teraz będzie szukał innej?- zaśmiała się niewesoło.- On już ją na pewno znalazł- stwierdziła stanowczo.
- Nie masz prawa mnie osądzać Vann. Do tej pory nie interesowało Cię co się dzieje w moim życiu prywatnym , więc nie udawaj zainteresowania teraz , gdy i tak wszystko jest skończone.. - wydukał opuszczając siłownię , kierując się do ogrodu. Dziwne są uczucia , gdy rozum usiłuje przekazać Nam jedno , a serce całkowicie się z tym nie zgadza.
-Nie uciekaj od rozmowy ze mną- powiedziała zdeterminowana, pragnąc jeszcze kilka chwil delektować się tonem głosu Morgensterna, jednocześnie patrząc głęboko w Jego niebieskie tęczówki.- Wiesz co?- zaczęła, przechodząc do ogrodu, upornie dotrzymując towarzystwo krokom Morgensterna.- Dotychczas wmawiałeś mi jak Ty mnie bardzo nie kochasz…- przewróciła oczami.- Kłamałeś, prawda? Każde Twoje słowo, deklaracja, obietnica była jedynie kłamstwem?  
- Kochać będę Cię zawsze , ale muszę nauczyć się z tym żyć..  - wymamrotał pozostając stosunkowo w dalekiej odległości od postaci polki. Nie miał jej zbyt wiele do powiedzenia , a z pewnością nie aż tyle ile by oczekiwała. Nie chciał tłumaczeń , wyjaśnień , które i tak nic by nie zmieniły. Podjął decyzję , której musiał się trzymać... Dlaczego? Tak jak powiedział niedawno... 'Teraz najważniejszy jest on , jego potrzeby i pragnienia. Najważniejszy jest Thomas Morgenstern'.
-Mówią, że to kobiety są nie do pojęcia…- burknęła pod nosem, przewracając oczami.- Ale teraz tak poważnie bez zbędnych złośliwości…- spojrzała w elektryzujące tęczówki Morgensterna, wyczekując na ostateczną odpowiedź, która wszystko przekreśli albo da jeszcze jedną szansę na naprawienie wszystkiego, choć wypowiedzianych słów nie da się już cofnąć…-  Naprawdę chcesz mnie teraz z tym wszystkim zostawić?- zapytała szczerze, głosem pozbawionym wszelakich pretensji czy żalów. Był to po prostu aksamitny głos Vanessy. Vanessy, która coraz bardziej będzie musiała oswajać się z nowa rzeczywistością.
- Sama do tego doprowadziłaś , więc nie zadawaj mi głupich pytań Vann .. - zakomunikował błądząc nerwowo dłońmi po metalowych barierkach tarasu na który obecnie się znajdowali. - Zachowajmy się jak dorośli ludzie i rozstańmy się bez tych wszystkich szopek..- nalegał znudzony zaistniałą sytuacją.
-Nie mogę uwierzyć w to, jaka byłam głupia…- powiedziała do siebie, przeczesując palcami swe włosy. Wszystko runęło. Prysło jak bańka mydlana, nie pozostawiając nawet złudzeń. Teraz dane było Jej jedynie żałować… Żałować, że w życiu dokonała takich, a nie innych, wyborów.-  Mogłam zostać u Manuela albo Andreasa… Ale nie… Dałam się nabrać Twoim maślanych oczkom… Dobrze, zatem- ruszyła w stronę mieszkania.- Już niedługo mnie tutaj nie zobaczysz…
- Nie chciałem Cię zranić , ale uwierz tak będzie lepiej dla Nas... - wymamrotał idąc za brunetką do sypialni. Nie miał na celu zatrzymywania jej czy też nalegania na to aby dała mu wyjaśnić. Chciał , aby zrozumiała , a co najważniejsze przyznała się do tego , że czuje podobnie...
-Daruj sobie te wyuczone formułki- zagrzmiała stanowczo, komunikując blondynowi w ukrytym sensie, że jedyne o czym marzy, to nie widzieć Go przed swoimi oczyma, tym bardziej nie słyszeć tonu Jego aksamitnego głosu.- Związki czy małżeństwa są, później ich nie ma- z uporem pakowała kolejne rzeczy do sporej walizki, nie zaszczycając blondyna nawet ani jednym swym spojrzeniem. Gdyby choć na krótką chwilę poddała się magii Jego tęczówek, na pewno nie obeszłoby się to bez większych konsekwencji…- Niedługo skontaktuję się z moim prawnikiem, a co za tym idzie będziesz mógł czekać na pozew rozwodowy- powiedziała, kierując swe kroki w stronę korytarza.  
- Nie możemy rozstać się jak normalni ludzie? Spokojnie? - zatrzymał ją delikatnym pociągnięciem ręki. Wyglądało to tak , jakby chciał ugrać coś dla siebie , lecz to nie była prawda. Chciał jedynie polubownie załatwić całą sprawę ... Przecież należało pamiętać o tym jak wiele łączyło Go z Vanessą , jak wiele mieli okazję przeżyć.
-Przecież ja nie robię nic innego- odpowiedziała łagodnie, nadal unikając kontaktu wzrokowego z blondynem.- Chcę jedynie normalnego rozwodu, oczywiście z orzeczeniem o winie, a kogo na pewno się domyślasz. Nic więcej. Nie chcę niczego więcej od Ciebie. Niczego- powtórzyła tym razem szeptem, po czym umiejętnie wyminęła Austriaka, kierując swe kroki w stronę niewielkiego pokoiku, którego drzwi były zamknięte już od dłuższego czasu. Wraz z przekroczeniem progu pomieszczenia, wszystkie wspomnienia spłynęły na Jej duszę i umysł. W oczach momentalnie pojawiły się łzy, a i również Jej własne nogi odmawiały posłuszeństwa…
- Wezmę całą winę na siebie... - powiedział spokojnie zatrzymując się przed dobrze znanym mu miejscem. Nie potrafił uczynić kroku w przód , aby znaleźć się w środku. Od śmierci małego Oliwiera tam nie zaglądał , gdyż to okazało się być za trudne , tak jak i w tamtym momencie. Stał wpatrując się tępo w niebieskie łóżeczko widoczne na samym środku pomieszczenia , a w jego błękitnych tęczówkach pojawiły się łzy.
-Proszę, zostaw mnie teraz samą…- wydukała ledwo, opierając się o łóżeczko, znajdujące się w centrum pomieszczenia. Łzy same spływały po Jej bladych policzkach, obezwładniając i paraliżując. Nie ma słów, które opisałyby Jej ówczesne uczucia. Takie po prostu nie istnieją, gdyż Ona sama nie wiedziała jak określić swe uczucia.- Spakuję rzeczy Oliwera i wtedy będziesz mógł rozpocząć życie, jakby mnie ani Oliwera nigdy nie było w Twoim życiu…
- Nigdy nie zapomnę o moim synu , nie masz nawet prawa tak mówić! - zagrzmiał nadal nie potrafiąc zbliżyć się do pomieszczenia małego Oliwiera. - Ty i Ja to odrębny temat , ale Oliwier zawsze będzie w moim życiu bardzo ważny , więc nie pozwalam Ci zabrać wszystkich jego rzeczy. Nie ma nawet takiej możliwości. - Nie ważne , iż z Nich nie korzystał. Nie zajmował swojego czasu pokojem chłopczyka, ale miał on szczególne miejsce w jego sercu. Najważniejsze.
-Ułóż sobie życie na nowo. Beze mnie, bez Oliwera- mówiła przez łzy, pakując kolejne rzeczy, należące wcześniej do Jej synka.- Nie będę Ci niczego utrudniać. Powinnam zrobić to już na samym początku. Gdybym nie pojawiła się w Twoim życiu, nie odczuwałbyś tak okropnego uczucia, jakim jest znudzenie- wtrąciła tonem bardziej sarkastycznym, skupiając całą swą uwagę na wkładaniu do walizki kolejnych drobiazgów, które nadal pachniały Oliwerem…- Twoim dzieckiem jest tylko Lilly. Tak niech pozostanie już na zawsze. Oliwer był tylko mój…- zniżyła się do słabego szeptu, przez który przebłyski miał płacz, któremu brunetka nie pozwoliła wyjść na wierzch.
- Rozstajemy się owszem , ale to nie jest równoznaczne z porzuceniem myśli o tym , że mam syna.  Równie ważnego jak Lilly. - zakomunikował dość oschle , by nadać swojej wypowiedzi stanowczy charakter. Był skłonny zrozumieć reakcję dziewczyny na rozstanie , lecz nie mógł pozwolić sobie na to , aby nawet ona dyktowała mu to jak ma się zachowywać , o czym myśleć... kogo zachować w swojej pamięci , a kogo z niej usunąć.
-A mam Ci przypomnieć dzień, kiedy najzwyczajniej mnie pobiłeś?- zapytała z pretensjami, które widoczne gołym okiem byłyby w głowie Polki. Co było to było. Nigdy nie miała zamiaru wytykać Thomasowi przeszłości. Wybaczyła mu, a przynajmniej starała się to robić. Ten rozdział Jej życia jednak na zawsze wyrył ślad wewnątrz Jej psychiki jak i duszy. Mimo że pamiętny wieczór, kiedy Thomas z premedytacją wymierzał kolejne ciosy pięścią w Jej ciało, został za Jej plecami, nie mogła wspominać Go zupełnie gładko, bez urazy. Nikt tak nie potrafi…- Wówczas problemem był właśnie Oliwer. Nie powiedziałeś tego wprost, bo najzwyczajniej nie miałeś odwagi, ale pomiędzy wierszami dało się wyczytać to i owo. Nie wciskaj mi teraz zatem jakim to nie jesteś wspaniałym ojcem!
- Nie ma rodziców idealnych i dobrze o tym wiesz Vann... - zahuczał nie chcąc wgłębiać się w istotę słów , które najzwyczajniej raniły. Mógłby powiedzieć wiele , a nawet i ocenić postępowanie Vanessy jako tej najlepszej matki , lecz nie chciał dokładać jej bólu i rozpaczy ... Zbyt wiele to by ją kosztowało...  A tego nie chciał.
-Nie ma- zgodziła się zaskakująco łagodnie.- Ale błąd rodzicielski nie polega na postrzeganiu swojego dziecka jak jakąś przeszkodę- dokończyła cienkim głosem, spoglądając na zdjęcie, na którym widoczna była postać ciemnookiego chłopczyka, promiennie uśmiechającego się do Niej i wszystkich wokół, nie wiedząc, że świat nie jest kolorowy, a śmierć istnieje…- Zostaw mnie teraz samą…- zapiała ochryple, wpatrując się w owe zdjęcie.- Nie chcę, żebyś obserwował każdy mój ruch.  Nie okradnę Cię, jeśli o to Ci chodzi…- dopowiedziała oschle.
- Przykro mi , że w tak diametralnie szybki sposób zmieniasz o mnie zdanie , ale rozumiem... - wyszeptał lecz zrobił to na tyle głośno , aby urokliwa brunetka zdołała to usłyszeć. - Nie będę Ci przeszkadzał ... - dodał kierując swoje kroki na parter w celu zaczerpnięcia świeżego powietrza.
-Ja zmieniam zdanie?- wykrztusiła szybko, zaskoczona słowami Morgensterna. Czy w rzeczywistości zmieniła swoje poglądy? Nie, w żaden sposób. Kochała Go tak samo, ból po stracie Oliego był taki sam, a teraz jedynie padła kolejna kula w Jej duszę, wystrzelona z ust Thomasa kilka minut temu.- To Ty wcześniej obiecywałeś mi gruszki na wierzbie. Wmawiałeś coś, czego nie ma i nie było! Nie udawaj urażonego, bo akurat Ty jesteś tutaj człowiekiem, który nie ma prawa czuć niczego!- wykrzyczała, wycierając spływające po policzkach łzy. Miała rację? Jeden uważać będzie, że tak, drugi na odwrót. Jednak Ona czuła jedynie rozgoryczenie, ból, nienawiść, lęk. Ogrom skrajnych, odmiennych uczuć, które we wspólnym połączeniu, dawały poczucie, iż nikt inny nie mógł czuć się tak beznadziejnie jak Ona.
- Zadałem Ci ból , wiem , ale to tylko dlatego że Ty zadałaś mi go jako pierwsza. Odtrącając tak jakbym w ogóle nie miał uczuć. - powiedział zatrzymując się w połowie schodów , którymi podążał. - Wiesz co czułem w dniu śmierci Oliego? Wiesz co czułem każdego dnia ? Co czuję teraz? - zadawał kolejne z pytań ze wzrokiem spuszczonym w podłoże. - Zyskałem syna , by po chwili stracić Go na zawsze! I nikt nie potrafił tego zrozumieć. Wolałaś zamknąć się w sobie tak jakby tylko Twój ból był najważniejszy.. ale to nie jest prawda Vann! Czułem dokładnie to samo , a może i nawet o wiele więcej! Nie miałem nawet chwili , aby się Nim nacieszyć. Poznać Go! Nie zdążyłem zbudować z Nim więzi jaka powinna łączyć ojca i syna... On umarł myśląc , że to Andreas jest jego ojcem, a ja? Nic nie znaczącym facetem w jego krótkim życiu. Byłem i mnie nie ma... tak jak jego!
-Też straciłam dziecko, jakbyś nie zauważył!- krzyknęła, uwalniając spod swoich powiek kolejną falę gorzkich łez, których już nie miała siły wstrzymywać.- Mówisz, że nie nawiązałeś z Oliwerem odpowiedniej więzi, tak?! Powinieneś się z tego cieszyć! Przynajmniej Twój ból jest mniejszy! Nieporównywalny do mojego i Andreasa, który już na zawsze pozostanie ojcem Oliwera!- krzyczała, nie umiejąc opanować siebie, aby stanu ducha, który przejmował kontrolę nad Jej wątłym, zmęczonym i obolałym ciałem.- Jesteś nadzwyczajnym egoistą, każąc mi udawać coś innego niż czuję, abyś Ty poczuł się lepiej! Oliwer był i jest osobą, którą kocham bez względu na wszystko! Jedyną osobą, której mogłam zawsze ufać! Jego śmierć była dla mnie moją śmiercią! Umarłam z chwilą, kiedy On umarł! A Ty?- zaśmiała się niewesoło, patrząc ze złością na blondyna.- Gratuluję, że tak szybko się zdążyłeś pocieszyć!- biorąc torbę z rzeczami Małego, wyminęła Morgensterna.
- Nawet w takim momencie tylko Ty jesteś ważna... wszystko przedstawiasz przez pryzmat swoich odczuć i pragnień... Nie Oliwier , nie jego ból i cierpienia podczas każdej z chemioterapii , lecz Ty i to co Ty czułaś , to o czym myślałaś... - zignorował napaść jaką były dla Niego gorzkie słowa brunetki. - Tylko ani Ty Vann , ani ojciec Oliwiera , którym nazywasz Wanka nie daliście mu nawet nadziei . Od pierwszego dnia walki z chorobą postawiliście już krzyż nad życiem i zdrowiem małego. Uśmierciliście Go już wtedy. - zaczął to co chciał oznajmić już dawno temu , gdy to wszystko de facto się zaczęło. - Każdego dnia szukałem dawcy szpiku dla małego , prosząc o pomoc wszystkich którzy mogliby pomóc chociaż w najmniejszy ze sposobów, każdą minutę spędzałem przy jego łóżeczku , by dać mu choć chwilę uśmiechu , chociaż wiedziałem że nie wiele z tego zapamięta , do ostatniej minuty walczyłem z lekarzami o szansę dla Naszego dziecka , a Ty ? Co robiłaś razem z Andreasem ?! No co?! - zagrzmiał , a w jego oczach pojawiły się łzy. - Jedyne co zrobiłaś to siedziałaś wpatrzona w Oliego czekając jedynie na ten moment kiedy jego serduszko przestanie bić , bo nie wierzyłaś w jego powrót do zdrowia , a ten Twój cały Andreas?! Ani razu nie odwiedził Oliwiera w szpitalu , a pomimo tego w pamięci małego to on jest jego tatą... - oznajmił smutno opuszczając mieszkanie.
-Bo pomiędzy Nami jest taka różnica, że ja już drugi raz wałkuję ten temat!- krzyknęła, podążając wolnym krokiem za Thomasem.- Kółko zatoczyło się kolejny raz w dokładnie taki sam sposób! Powinieneś chociaż zrozumieć, że hasło ‘białaczka’ po prostu mnie paraliżuje od czasu, kiedy mój braciszek na nią umarł! A później co? Czego się dowiedziałam?!- drążyła dalej, nie uspokajając krzyku, który stawał się coraz bardziej ochrypły.- Że mój najdroższy skarb jest na nią chory! Nie wierzyłam w cuda, nie miałam siły walczyć! Wiesz czemu? Bo wiedziałam, że tutaj nic nie dało się zrobić! Wzięłam ślub, postarałam się o dziecko, tylko po to, aby ratować brata! I co?! Wiesz co mi po tym przyszło? Jedynie fakt, że żałuję, iż czas, który mogłam spędzić z Oliwerem, spędziłam na przegranej walce! Nie masz prawa mnie oceniać! Nie możesz nazywać egoistką! Mnie już nie ma! Vann umarła!
- Masz rację , nie mam prawa . - powtórzył za polką. - Ale Ty również nie masz prawa ocenić mnie , gdy sama nie jesteś bez winy. - dopowiedział usadawiając się na kanapie w centralnym miejscu w salonie. Poczuł ulgę... Nieznane mu do tej pory uczucie , iż to co gryzło go od dawna ujrzało światło dzienne ... Nie koniecznie był to najlepszy z momentów , ale jak wiadomo , na szczerość nigdy nie jest dobry moment.
-Odpowiedz mi, jaka jest moja wina w tym, że ja najprościej nie umiałam się z tym pogodzić? Że nie miałam siły i nie mam Jej dotychczas?- pytała, tępo patrząc na sylwetkę Austriaka. Tak wiele myśli oraz czarno-białych filmów przewijało się teraz w Jej głowie. Ogromny ból przeszywający Ją na wskroś, sprawiał, iż sama nie do końca umiała rozróżniać swoich uczuć. Nie wiedziała co dobre, a co nie. Co powinna powiedzieć, a co zachować dla siebie w takiej chwili…- Ty sobie to od początku zaplanowałeś? Twoja zemsta za zdradę, tak? Najpierw obiecywałeś wiele rzeczy, następnie dopuściłeś do porwania mojego dziecka, a na końcu po prostu zostawiasz? Jeśli poprawi Ci to nastrój, przyznam, że udało Ci się skulenie na mnie odegrać…- powiedziała cichutko, po czym biorąc walizki, skierowała się w stronę wyjścia.  
- Nasz syn widział w Twoich oczach to , że umiera, a tego nigdy Ci nie wybaczę. --- zagrzmiał nie reagując na zachowanie jakie prezentowała Vanessa. Miał dość ciągłych pretensji i wywodów , szczególnie teraz... W czasie , gdy to on podjął najważniejszą decyzję . Decyzję o separacji. Gdzie ona była , gdy ich małżeństwo tak naprawdę zmierzało ku końcowi , gdzie przebywała gdy to wszystko dało się uratować...
  -Mam gdzieś, co mi wybaczysz, a co nie- bąknęła zażenowana. Oskarżenia? Dane obiekcje, które prezentował Jej blondyn? Nie, teraz nie miała na to siły. Nie dość, że nie stanęła jeszcze do końca na pewnym gruncie po śmierci Oliwera, ktoś znowu odebrał Jej jedynie siły życiowe, które czerpała z osoby Thomasa. Być może nawet odbierając je Jemu samemu…- Nie rób teraz nagle z siebie świętego, niedowartościowanego Morgensterna. Oczekiwałeś nieustannie ode mnie cudów! Najpierw pobiłeś, później bezczelnie szantażowałeś,  a na końcu jedynie oskarżasz, że to ja jestem winna wszystkiemu. Nawet śmierci własnego dziecka- mówiła z goryczą, stojąc nadal tyłem do Austriaka. Widok Jego błękitnych oczu był ostatnim, co chciała zobaczyć na pożegnanie.
- Więc jak widzisz Nasze rozstanie jest najlepszą rzeczą jaka spotka Cię w życiu... - odgryzł się zażenowany ... Nawet w takim momencie jak szczera rozmowa , Vanessa widziała jedynie siebie , egoizm , który ją cechował dał mu całkowitą pewność , iż postępuje słusznie kończąc ten etap swojego życia.
-O, tak- przyznała, patrząc z lekkim niedowierzaniem na Morgensterna. Czy to co się działo, na pewno było prawdziwe?- Czyli co? Przestałeś grać i już mnie nie potrzebujesz, tak?- drążyła dalej, jakby samej sobie chcąc wmówić, że to wszystko nie było warte Jej łez. Że jedynym czego może żałować, to jedynie śmierć Jej synka oraz brata. Wszystko inne, co miało prawo dobić, w obliczu innych katastrof, nie miało mieć prawa racji bytu w Jej rozżalonym, poranionym sercu.- Mam czekać na kolejny telefon, kiedy będziesz miał kłopoty, czy bez wahania mogę odrzucać kolejne połączenia od Ciebie?
- Zrobisz jak uważasz Vann. Wszystko tak , aby to TOBIE było dobrze... - zakomunikował niewzruszony. Jego myśli chwilowo błądziły po osobie urokliwej blondynki , która w niewytłumaczalny dla Niego sposób wypełniła Jego szarą codzienność. Przypadek ? Nie. Nie można mówić o zbiegu okoliczności , gdy w naszym życiu pojawia się Ktoś , próbując przywrócić naszą duszę do życia... Przeznaczenie? Nie. Jedyna osoba , której można nadać miano przeznaczenia , właśnie opuszczała jego dom.
-Skoro jestem aż taką egoistką, po co ze mną byłeś?- zapytała bezwzględnie z pewnością w głosie. Egoizm? Czy to nie przywara, niż zaleta? Fakty mówią same za siebie. Dlaczego zatem z taką łatwością przyswoiła słowa Morgensterna, dające Jej wyraźnie do zrozumienia,  że w Jego oczach nie jest nikim innym, jak osobą, która nie widzi więcej niż czubek własnego nosa? Człowiek w rozpaczy nie zna swojego honoru. Nie wie czemu może zaprzeczyć, a co sobie przypisać. Nie wie zupełnie nic o samym sobie…
- Sama odpowiedź sobie na to pytanie... - łagodnie wypowiedział owe sformułowanie po czym błądził po mieszkaniu swoim zagubionym wzrokiem. Niby był pewien wszystkich swoich słów i decyzji , ale.. Właśnie. Zawsze pojawia się to cholerna 'ale' które doskonale potrafi zaburzyć całą układankę naszej rzeczywistości.
-Nie odpowiem, gdyż najzwyczajniej nie umiem- powiedziała naturalnym głosem, buszując wśród własnych myśli, z których żadna nie mogła przybrać pozytywny charakter. Ba, nie potrafiła odczytać swoich myśli. Zupełnie tak, jakby była niewidoma. Jakby przedmioty trafiające w Jej ręce, były czymś kompletnie Jej nieznanym, obcym, pomimo iż żyła z nimi na co dzień…- Moja odpowiedź najwidoczniej jest nieprawidłowa, gdyż nie ma ona nic wspólnego z tym, co teraz prezentujesz i starasz mi się przekazać.
- Każde z Nas ma inną wizję wspólnego życia i to chyba najbardziej Nas różni... - kolejne puste słowa , które nie mają pokrycia nawet w jego myślach , a co dopiero życiu , które sam reżyseruje... Zagadka... Po co to robi? Może to wyrzuty sumienia , po bólu jaki zadaje brunetce będą mniejsze , gdy podzieli winę za rozpad Ich związku na dwoje? A może zwyczajnie nie podołał obowiązkom jakie powinien spełnić dobry mąż.
-Tylko zaskakujące jest to, że tak nagle zaczęło Ci przeszkadzać, no nie?- wycedziła z bólem, którego już nie ukrywała. Bo po co miała dusić samą siebie? Czemu nie pokazać Thomasowi jak bardzo cierpi? Czemu oszczędzić miała mu widoku Jej oczu, które straciły wszystko? Nie miały nic. Zupełnie nic…
- Jestem z Mią. - powiedział stanowczym i pewnym swego głosem. Zdawał sobie sprawę jaki ból może sprawić Vanessie uzyskana wiadomość , lecz musiał to uczynić. Powiedzieć bez ogródek , co , a może lepiej kto jest przyczyną rozpadu Ich związku. Oczywiście poniekąd , bo to przecież jedynie on sam jak i brunetka ponosili znaczną część tej winy zaniedbując swoją relację.
Kolejny policzek, który Thomas wymierzył w Jej twarz. Policzkowanie słowami, boli zdecydowanie najbardziej. Bo czym są siniaki w obliczu nieopisanych ran na duszy, na które jedynym co spływa, to sól życia, nazywana inaczej bólem, jednocześnie pogłębiająca rany.- Z kim JESTEŚ?- akcentując dokładnie ostatni czasownik, który wskazywał już na fakt dokonany. Czyli teraz nawet nadziei, że wszytko się ułoży, zniknęła. Jedyna nadzieja…- Nie wierzę, że upadłeś tak nisko. To przecież jakaś psychofanka…
- Prędzej czy później dowiedziałabyś się , więc lepiej że wiesz to ode mnie... - uśmiechnął się , lecz wcale nie miał na to ochoty. Udawał. Po raz kolejny grał kogoś kim nie jest i nigdy nie będzie... bo przecież prawdziwa natura człowieka jest trwała jak głaz , a jego poszczególne zachowania to tylko przybrane maski , których używa czasami nawet nieświadomie.
-Ale przecież, Thomas!- pisnęła nie dowierzając, okrągłymi oczyma patrząc uważnie na blondyna. A miała już to zrobić… Wraz ze skaleczonymi słowami oraz słonymi policzkami przekroczyć raz, a na zawsze, dom Morgensterna, by teraz samotnie podążać w stronę hali odlotów życia ludzkiego. Jedna wiadomość. Kilka słów, wszystko zepsuło. Teraz nie miała pojęcia dokąd idzie. Stała się nie tylko ślepcem pod względem uczuć, lecz także siebie samej i decyzji, które na Nią czekały. – Jej zachowanie można klasyfikować jedynie pod leczenie psychiatryczne! Ona ma obsesję na Twoim punkcie! Niezdrową obsesję!- nadzieja, że kolejny raz się zderzą, zniknęła, lecz mimo to że została dotkliwie zraniona, nie chciała kłopotów ani cierpienia Thomasa. Pomimo wszystkiemu, Ona Go kochała. Nie tylko w przeszłości, a i również w teraźniejszości. Przyszłość również nie odkryła swoich kart, by miała pewność, że przestanie…
- Ona mnie kocha i w przeciwieństwie do niektórych nie zostawiła mnie samego.. była gdy naprawdę tego potrzebowałem. Wtedy , gdy nikt nie próbował mnie nawet zrozumieć , ona to zrobiła.... - zaczął zgorzkniale. - Wiem , że robiła to interesowanie , ale dla mnie ważne było iż w ogóle się tego podjęła.  - zakończył krótki wywód ciągle patrząc wprost w tęczówki polki.
-Również Ty musisz Ją bardzo kochać, skoro wiedząc, iż Mia ma we wszystkim swoje zamierzone cele, nadal to akceptujesz i pozwalasz na to- powiedziała, niczym wyuczony na pamięć wierszyk. Nie miała urazy. Popełniła wiele błędów, zamykając się jedynie we własnym cierpieniu, nie zawracając uwagi na najważniejszą osobę, która Jej została. Która również cierpiała w niewiarygodny sposób. Jednakże czy słusznym było od razu szukanie pocieszenia w ramionach innej kobiety?
- Pozwoliłem. - poprawił ją natychmiast nie chcąc wprowadzać w stan ich rozmowy nieprawdziwe fakty. - Teraz jest to coś w rodzaju wzajemnego umilania sobie czasu... - dopowiedział znając doskonale przebieg swoich odczuć , swoich planów czy pragnień. Nie miał pojęcia jak dalej potoczy się cała sytuacja , lecz wiedział iż nie może oszukiwać Vanessy. Prawda była inna... Miała swój poplątany i skomplikowany przebieg z którym on sam nie do końca sobie radził.
-Umilacie sobie czas?- parsknęła niewesołym śmiechem, który mógł przypominać jęki podczas katorgi duszy dziewczyny. – No dobrze, skoro uważasz, że tak jest najlepiej, nie będę przecież odciągała Cię od tego ideału życia- mówiła jakby każde słowo kierując tylko i wyłącznie do siebie.-Wolisz kontaktować się ze mną bezpośrednio w sprawie rozwodu czy bardziej odpowiada Ci pośrednictwo prawników? Nie chcę, by potem zaistniały między nami jakieś niedomówienia.  
- Zrobisz tak jak będzie Ci wygodnie... - oznajmił mierząc sylwetkę polki ckliwym wzrokiem. Chciał zapamiętać dokładnie każdy centymetr jej ciała , każdy drobiazg , który do niedawna był jego drobiazgiem... Dlaczego? Wewnętrznie czuł , że przyjdzie moment , że odtworzenie tych zapisanych w głowie wspomnień będzie nieuniknione.
-Nie o moją wygodę tu chodzi. Nie chcę ingerować w Twoje ułożone życie z Mią. Tylko dlatego zapytałam- powiedziała jakby nieobecna, mając utkwiony wzrok w określony obiekt przed sobą, zatapiając się z powrotem we wspomnieniach, które oczywiście zadawały bolesne ciosy, lecz zarazem dostarczały wyważono miłych odczuć wewnątrz Niej.  
- To nie życie. To raczej przygoda...  - poprawił się , chcąc aby Vanessa doskonale zdała sobie sprawę z tego co dzieje się w jego umyśle , a co najważniejsze w sercu. Miał wiele do powiedzenia , ale chyba najpierw powinien porozmawiać z samym sobą , gdyż to do czego powoli dążył mogło zrujnować jego świat do końca.. Potrzebne ryzyko ?
-Wiesz…- puszczając mimo uszu słowa blondyna, ruszyła przed siebie w kierunku kominka.- Teraz tak patrząc na to zdjęcia Oliego, było pomiędzy Wami pewne podobieństwo- dodała, kiedy trzymała już w swych rękach ramkę ze zdjęciem, na którym widniała postać małego Oliwera. Mimo ogromnego trudy, wykrzywiła usta w krzywy uśmiech, maślanym wzrokiem przyglądając się owemu zdjęciu.- Naprawdę nie rozumiem dlaczego o Nim nie rozmawialiśmy… Czemu nie rozmawiałam…- poprawiła się szybko.
Po jego bladym policzku spłynęła łza. Gdy w grę wchodziła postać małego blondyna nigdy nie skrywał swoich uczuć. Nie wstydził się łez. Dla Niego i dla Lilly był w stanie uczynić wszystko. Najcudowniejsze skarby w jego niedługim życiu. Milczał wpatrując się w zdjęcie , które brunetka trzymała w swych dłoniach. W milczeniu odnalazł chwilę wytchnienia... iskierkę pamięci o zmarłym Oliwierze.
-Zasiedziałam się- nieoczekiwanie wyrwała się z transu, odkładając ramkę ze zdjęciem na swoje miejsce. Chociaż to jedną materialną pamiątkę postanowiła zostawić Thomasowi na własność.  Po zabraniu większości rzeczy Oliwera, nie miała w swoich poczynaniach złych intencji. Jedyne czego chciała, to urwanie jak najwięcej wspomnień dla siebie, pozwalając Thomasowi żyć od zera w życiu, które chciał sobie na nowo poukładać. Bez Niej.- Przygoda żegna, ustępując miejsce drugiej- powiedziała na pożegnanie, ruszając ślamazarnym krokiem przed siebie.
- Mam nadzieję , że kiedyś zasłużę na Twoje wybaczenie... - oznajmił spuszczając wzrok na płaskie podłoże. Wstydził się swoich czynów niemiłosiernie , jednak nie potrafił zrobić niczego , aby pozostały one w jego wnętrzu ... Miał obowiązek wypowiedzieć je na głos , musiał chociaż wiedział z jaką trudnością mu to przyjdzie... Wiedział , jak ciężkie dni są przed Nim.
------------------------------------------------------

...
Kochane przyszło Nam przedstawić Wam ostatni rozdział codzienności. 
Przed Nami EPILOG , który ukaże się na pewno w okresie Świąt , gdyż w kolejce czekają publikacje na Bądź silny!
Dziękujemy Wam za tak liczne opinie pod poprzednią odsłoną.
Losy bohaterów diametralnie się zmieniają z rozdziału na rozdział , ale taki był , jest i będzie zamiar każdego z Naszych opowiadań. 
Możemy Wam obiecać iż jeszcze nie jedno Was zaskoczy , może niekoniecznie tutaj , ale w kolejnej historii.
Jedno jest pewne , radości i wdzięczności za Wasze wsparcie nie wyrażą żadne ze słów...
A teraz KOCHANE Nasze...
Pięknych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia oraz pogody ducha na każdy nadchodzący dzień!♥
Ann i Klaudia! 



czwartek, 18 grudnia 2014

Czterdziesta odsłona codzienności.

 Nie ma nic słodszego w świecie nad miłość, a jednak ludzie zbyt często przez nią gorzko płaczą.


~~♥♥~~
Każdą szansę daną nam od losu, musimy w sposób umiejętny wykorzystać. Wyczerpać w taki sposób, byśmy nigdy nie żałowali bądź czekali na następną szansę, która nigdy nie będzie Nam dana. Nikt z nas nie ma pewności. Żaden człowiek. Chwilę należy łapać teraz. Już. Natychmiast. Nie pozwolić Jej wymknąć się z naszych rąk. Wyciskać z niej najwięcej ile możemy, nie zważając na nikogo. Nie biorąc pod uwagę zdania ludzi, którzy szepcą po kątach. Liczy się jedynie to, byśmy MY byli zadowoleni ze skutków wykorzystanej szansy…
-Cześć, Thom- odezwała się, kiedy przechadzała się przez ulice austriackiego miasteczka. Przypadek? Przeznaczenie? Nie. Zwykły, zaplanowany krok, będący częścią planu Mii. Planu, ku szczęściu.- Słyszałam, że u Ciebie nie dzieje się za dobrze… Strasznie przykro mi z powodu Twojego synka…- powiedziała już na wstępie.
- Nie Twoja sprawa. - oznajmił nie zważając na bliską odległość blondynki. Szerokim łukiem ominął ją podążając dalej przed siebie. Zbyt dużo namieszała w jego życiu , zbyt wiele słów i czynów wydarzyło się za jej sprawą , aby teraz ze spokojem mógł z Nią o tym rozmawiać. Dla Niego nie istniała. Była jedynie osobą o której nie warto pamiętać.
-Nie miej mnie za wroga- pisnęła cienko, chwytając Austriaka za rękaw Jego koszuli.- Myślisz, że istnieje człowiek, który chciałby ugrać coś dla siebie na śmierci Twojego malutkiego synka?- wiedziała co mówi? Kłamała? Wiedziała jak zagrać na uczuciach Austriaka, by nie żyć z Nim we wrogich stosunkach. Czy właśnie nie do tego chciała wykorzystać śmierć małego Oliwera?
- Nie rozumiesz co do Ciebie mówię?! - wrzasnął zatrzymując się na moment. Nie potrafił spojrzeć w oczy interesownej blondynki. Zbyt wiele Go to kosztowało. - Mam załatwić Ci zakaz zbliżania się do mnie, abyś dała mi spokój?! - Niby przypadkowe spotkania , stały się dla Niego coraz trudniejsze do zniesienia , pozbawiały  Go zbyt wiele energii , a tą musiał utrzymywać by walczyć o zdrowie dla swego syna.
-Thomas…- odezwała się potulnym głosem, przywierając ciałem do torsu Morgensterna.- Wiem, że teraz musi Ci być ciężko… Niedawno straciłeś syna, na pewno nie masz z kim o tym porozmawiać. Jestem pewna, że Vanessa nie doszła jeszcze do siebie po śmierci Oliwera,  więc jesteś z tym sam- gładziła dłonią Jego plecy, zaciągając się słodką wonią Thomasa.
- Powtarzam Ci ostatni raz i więcej nie mam zamiaru! - wzburzył się odpychając od siebie blondynkę. - Znajdź sobie inną ofiarę do nękania , bo obiecuje że pożałujesz , że mnie spotkałaś! - dodał wściekły już Morgenstern. - Wynoś się z mojego życia!
-Dlaczego mnie tak traktujesz?- powiedziała, gromadząc pod swymi powiekami spory zapas łez.- Ja chcę Ci tylko pomóc. Wiem przez jaką tragedię przeszedłeś i dlatego chcę okazać Ci moje nic nieznaczące wsparcie… Tylko tyle…- po chwili dało się usłyszeć gorzki szloch dziewczyny, która najzwyczajniej w ciągu sekundy potrafiła wypuścić spod swych powiek słoną ciecz, zwaną łzami.- Nie rozumiem czemu nawet w takich momentach mnie nienawidzisz…
- Daj mi święty spokój , tym pomożesz mi najbardziej. - odburknął nie zwracając uwagi na histerię ze strony Austriaczki. Dziwnym uczuciem darzył wszystko co z Nią związane. Wszystkie wspomnienia , słowa , czyny ... Nie potrafił tego racjonalnie wyjaśnić. A bardzo by chciał , właściwie po to aby zamknąć tamten rozdział swego życia i nigdy do Niego nie wracać.
-Thomas, ale ja też straciłam dziecko… Twoje dziecko…- szlochała żałośnie, pomiędzy kolejnymi falami płaczu, które przechodziły przez Jej ciało.- Wiem co czujesz i sądzę, że najlepiej będzie, kiedy właśnie teraz się o tym dowiesz… - spojrzała oczyma pełnymi łez na Morgensterna.- Ja chcę pomóc Tobie, ale w zamian też chcę wsparcia od Ciebie…
- Nie rób ze mnie idioty! - zaśmiał się ironicznie , patrząc na łzy spływające po policzkach blondynki. Sztuczne łzy. Wymuszone, całkowicie odrębne od postaci , którą była na co dzień Mia. - Za każdym razem się zabezpieczałem , więc nie wmawiaj mi tu bajek , dobra. - wrzasnął niewzruszony.
-Nie wierzysz mi?!- krzyknęła zawiedziona, nie tamując łez wydobywających się spod Jej powiek.- Masz! Czarne na białym!- wyciągnęła z torebki badania, które wyraźnie wskazywały na to, iż Mia jest w ciąży. A na pewno była..- Jeśli masz wątpliwości, co do wiarygodności tych badań, masz tutaj napisane moje imię i nazwisko oraz pieczątkę lekarza- wskazała drżącym palcem.- Zabezpieczenia nie dają stuprocentowej pewności, dobrze o tym wiesz…
- Tam nie jest napisane , że jestem ojcem Twojego dziecka , więc wiesz... - uśmiechnął się ironicznie lustrując blondynkę. - Daruj sobie , i idź wmawiaj innym potencjalnym tatuśkom swoją bajkę... - zakończył oddalając się.
-Z nikim innym nie byłam odkąd Cię poznałam!- krzyknęła za Nim, siadając na krawężniku chodnika, stulając się w kłębek. Bolało. Sama nie wiedziała co bardziej. Czy świadomość, że Jej dziecku nie było dane żyć, czy odrzucane uczucia przez Thomasa.- Wiesz dlaczego?- zapytała, lecz było to pytanie, na które sama miała udzielić sobie odpowiedź.- Bo Cię kocham!- krzyknęła najgłośniej jak umiała na tę chwilę.- Kocham Cię, Morgenstern!- krzyczała dalej, nie patrząc na zwracających na Ich dwójkę ludzi przechodzących obok.  
- Nie to miałem na myśli , wybacz.. - zatrzymał się obracając delikatnie na pięcie , by po chwili zasiąść obok zrozpaczonej blondynki. Słowa , których był odbiorcą , wywołały u Niego zapomniane do niedana uczucie , którego tak dawno nie słyszał. ' Kocham...' wyznanie którego brakowało mu po śmierci Oliwiera. Może to dlatego zbliżył swoje kroki do Mii , może poprzez przekaz który uzyskał jego serce na nowo odżyło?
-A co miałeś?- zapytała, nadal żałośnie szlochając. Jeden, pewny krok ku celu, został właśnie przez Nią postawiony.- Nienawidzisz mnie, a ja nawet nie wiem czemu… Przez to, że walczę o człowieka, którego kocham?- spojrzała na blondyna, niezdarnie ocierając łzy ze swoich policzków.- W zasadzie to dobrze, że dziecko umarło… Lepsze to, niż miałoby się wychowywać w takich warunkach…
- Przykro mi , naprawdę mi przykro... - wyszeptał obejmując delikatnie blondynkę. Było mu szkoda dziewczyny , żal tego że nie potrafił jej zrozumieć , pomóc , bo zwyczajnie nie mógł się do tego przekonać. Delikatnie gładził jej ramię , by choć w ten sposób okazać jej zrozumienie.
-Poroniłam, nawet o tym nie wiedząc…- wychlipała, patrząc tępo przed siebie, nieobecnym wzrokiem mierząc nieznane sylwetki ludzi, przechodzących obok.- Niepotrzebnie nawet zawracałam Ci głowę- otrząsnęła się, wstając na równe nogi.- Ciebie i tak to nie obchodzi- zakończyła, oddalając się od Morgensterna.
- Wiem co czujesz , a przynajmniej domyślam się... - zakomunikował jak najdelikatniej tylko potrafił.Żal. Jedyne prawidłowe określenie, które pozwoliło na to , aby złość i ból odeszły gdzieś na moment w rezultacie doprowadzając do zbliżenia owej dwójki... A może to 'strata' ... może uczucia które towarzyszą tragedii jaką jest utrata dziecka przez rodzica... Powodów mogło być sporo , ale jedno jest pewne... Cierpienie najlepiej znosi się w gronie osób wiedzących co tak naprawdę czujemy.
-Nie kochałbyś tego dziecka, prawda?- spojrzała na blondyna, nie ukrywając żadnych uczuć. Wszystko co czuła, można było zauważyć w Jej zielonych tęczówkach.- Nie kochałbyś, bo byłoby ono również moim dzieckiem, nie Vanessy- wyjąkała ochryple, nadal wpatrując się uważnie w blondyna. Czuła, że połowa ciężkiej wędrówki, została za Jej plecami. Że coraz bliżej jest zdobycie celu, do którego tak bardzo było Jej nie po drodze. Przewrotny los? Może szczęście?
- Gdybym faktycznie był jego ojcem , nie zależnie od tego czy bym tego chciał czy nie pokochałabym je miłością bezgraniczną... ojcowską... - odrzekł patrząc w zielone tęczówki blondynki. Nie miał sił , ani ochoty zastanawiać się nad tym o czym niedawno się dowiedział , ale to nie znaczyło iż nie współczuł , gdyż bardzo dobrze było mu znane uczucie jakim jest strata najbliższego z osób. Dziecka.
-Naprawdę nie mamy szansy na bycie razem?- zapytała prosto z mostu, bez zbędnych podchodów czy wyczuwania gruntu.- Thomas, ja zwariowałam na Twoim punkcie. Wszystko, co robiłam, robiłam dla Ciebie… Dla nas…- wyszeptała nieśmiało, dając wyraźnie do zrozumienia blondynowi jak Jej uczucia są prosto złożone. Kocha. Tyle. Tylko tyle, bez zbędnych zdobników przy sensie tego słowa.
-Nie. To jest możliwe...- wydukał zaskoczony odsuwając się od siedzącej blondynki. Nie brał nawet takiej opcji pod uwagę , więc nie mógł odpowiedzieć inaczej... Niepotrzebnie dałby Mii nadzieję , z której z czasem coraz trudniej wyjść... bo przecież zawiedzione nadzieje bolą najbardziej... - Doceniam Twoje uczucia , ale ja mam Vanessę. Kocham ją. - odezwał się po chwili goszcząc na swojej twarzy subtelny uśmiech.
-A mnie?- zapytała, walcząc z własnymi uczuciami, które teraz zostały poważnie urażone. Thomas kochał Vanessę? Niby wiedziała to i przekonała się o tym nie raz, nie dwa, lecz Jej zadanie było jasne. Wyperswadować Morgensternowi miłość do Polki. On miał kochać, lecz tylko Ją.- Co do mnie czujesz? Tylko szczerze, proszę…
- Nic do Ciebie nie czuję. - powiedział pewnie , lecz bardzo łagodnie nie chcąc przysparzać Austriaczce większej ilości bólu. Liczył się z jej uczuciami , chociaż do niedawna nie sądził , aby było to możliwe , jednakże nie mógł zmusić się do uczuć których w ogóle nie było. - Przykro mi..
-Skoro tak uważasz…- przymknęła na chwilę powieki, czerpiąc sporą dawkę powietrza do swych płuc.- Mówisz, że kochasz Vanessę, tak?- mówiła drżącym głosem, usiłując wyjść niezwyciężona z bitwy, którą prowadziła z własnymi myślami oraz uczuciami, które dyktowały Jej coś innego niż było w Jej planie.- Masz pewność, że Ona kocha Ciebie? Odpowiedz sobie sam na pytanie, jak wygląda Wasze życie po śmierci Oliwera.
- Każde z Nas przeżywa stratę Oliego w inny sposób ... - warknął podjudzony tym iż ktokolwiek śmie wspominać o śmierci Oliwiera w jego obecności. Nie wolno im było. Nikt nie miał prawa wymawiać tych znienawidzonych słów , gdyż on sam nie potrafił pogodzić się z ich znaczeniem. - Poza tym wszystko jest tak jak powinno być. - Czy , aby na pewno. Sam w to nie wierzył.
-Jesteś z tym sam, Thomas. Taka jest prawda- powiedziała stanowczo, pewna swoich racji.- Widzę to po Twoim zachowaniu. Widać, że nie rozmawiacie na ten temat, a w tym jest błąd. Powinniście jak najwięcej o tym rozmawiać, aby kiedyś zaakceptować to, co się stało- mówiła wyraźnie, chwytając umięśnioną dłoń blondyna.
- Nie chcę o tym rozmawiać , wiec proszę uszanuj to... - odrzekł nieco spokojniej , domyślając się iż Mia nie chce dla Niego źle. Że mimo iż ma ukryte zamiary w stosunku do jego osoby , może czuć się przy Niej zadziwiająco dobrze.  - Powiedź lepiej co poza tym u Ciebie... - wtrącił chcąc odbiec od bolesnych tematów.
-Nie będę niczego szanować!- niemal pisnęła, nie do końca kontrolując swoje słowa oraz zachowania, które w tej chwili same z Niej wypływały.- Czy Ty naprawdę tego nie widzisz, że kiedy dziecko umarło, została sama z Tobą, przestałeś być ważny?! Wcześniej liczyło się tylko to, aby biedna Vann nie została sama z dzieckiem! A teraz co? Dziecka nie ma, Thomasa też może już nie być?! Nie chcę, żebyś tak żył! Ciągle w cieniu cierpiącej Vanessy, która nie zauważa Twoich uczuć!- wykrzyczała prosto w twarz Austriaka na jednym wydechu.  
Milczał. Całkowicie zamknął swoją duszę i serce na słowa , które tak dotkliwie Go paraliżowały. Dnie i nocy prób na jakie został wystawiony uzbroiły go w jedyną najmocniejszą broń. Nauczył się nie czuć, nie pożądać, nie cierpieć... Był wrakiem człowieka , który żył z dnia na dzień. Żył? Thomas zwyczajnie egzystował zatapiając się w bólu ... Egzystował dla Małej Lilly.
 -Tobie się wydaje, że Ją kochasz!- kontynuowała, zauważając, że dzięki Jej słowom, wewnątrz Austriakowi coś się przełamało. Pękło coś, co może okaże się dla Niej później przydatne.- Tak naprawdę to czyste przyzwyczajenie. Żyjesz, bo żyjesz, nie zwracając na Nią większej uwagi. Wiesz czemu? Bo Ona nie poświęca Ci w ogóle swojego czasu! Zrozum to w końcu! Vanessa Cię nie kocha!- w dokładne zaakcentowanie ostatniego zdania włożyła maksimum sił jakie Jej zostały.- Kocha jedynie cierpienie i wieczne rozpamiętywanie.
- Nic mi się nie wydaje , więc nie wmawiaj mi czegoś czego nie ma , dobrze?! - odburknął wstając z krawężnika. Swój wzrok utkwił w nieokreślonym punkcie , by nie napotkać na spojrzenie Austriaczki , które mogłoby zdradzić jego prawdziwe , zranione wnętrze. - Miło było Cię zobaczyć... - wybulgotał oddalając się. Gdzie zmierzał? Tego od kilkunastu dni nawet sam zainteresowany nie wiedział.
-Zatrzymaj się, spójrz mi prosto w oczy i powiedz, że jesteś szczęśliwy z Vanessą- zażądała stanowczo, obserwując dokładnie oddalającą się postać Morgensterna. Odkryła czuły punkt blondyna. Odkryła Jego słabość w postaci brunetki. Piętę Achillesa, w którą miała teraz za zadanie celować łukiem swych intryg.- No już! Teraz! Dalej! Udowodnij, że to co mówisz jest prawdą!- dopominała się, czekając chwilę na reakcję ze strony Austriaka.
- Kocham ją najmocniej na świecie. - powiedział pewnie patrząc wprost w oczy blondynki.
Nie kłamał. Nie oszukiwał. Uczucia , które żywił do Vanessy zawsze były i będą bez względu na to co się wydarzyło w Ich wspólnym życiu. Może nie okazują sobie tego tak jak za dawnych czasów , ale to minie. Tak przynajmniej sądził i z taką myślą starał się przeżywać każdy kolejny dzień.
-Kochałeś- poprawiła, po czym z pewnością wpiła się w usta Austriaka, darując mu pocałunek przepełniony namiętnością oraz drapieżnością, pomieszaną z niezwykłą miłością, która nie przypominała przeciętnej miłości, którą odczuwać możemy w stosunku do ukochanego psa czy innego zwierzątka domowego, pomimo że tak często są oni prawdziwymi członkami rodziny. Mia całując Thomasa w taki sposób, nie mogła pozostawić mu złudzeń, że kłamie. Ona naprawdę Go kochała. Z całych sił. Całą sobą. Całym sercem…
Oderwał się po chwili goszcząc w swojej duszy nieznane mu do tej pory odczucie... Nie było mowy o wyrzutach sumienia , wstydzie czuł coś co przypominało radość? Nie potrafił tego racjonalnie wytłumaczyć. Od śmierci małego Oliwiera nie czuł niczego podobnego... Zapomniał jak to jest czuć się kochanym , komukolwiek potrzebnym..
-Co teraz?- zapytała głosem niewzruszonym tym, co przed chwilą zaistniało pomiędzy Nią, a Morgensternem. Widoczna chemia. Drżenie serc. Zjeżone włoski na karku oraz doznanie przyjemnych dreszczy. Tak, tak wielu rzeczy dostarczyć potrafi jedna osoba…- Na jakie kazanie mam czekać? Co mi powiesz? Czy znowu będziesz wpierał mi, że Vann jest tą jedyną?
- Kocham ją i nic tego nie zmieni... - powtórzył wcześniej już wypowiedziane słowa , mając nadzieję że blondynka da im wiarę. Były szczere , wypowiedziane prosto z serca. Nie wyobrażał sobie innego życia niżeli to u boku Vanessy. Może było ono trudne w tamtym czasie, wymagające wiele cierpliwości ,ale musiał to znieść. Obiecał przed Bogiem i pragnął tej obietnicy dotrzymać.
-To samo powiesz Jej, kiedy przypomnisz sobie o tym, co teraz między Nami zaszło?- zaśmiała się ironicznie, zawieszając ręce na szyi Austriaka. Nieustannie zerkała w Jego niebieskie tęczówki, pragnąc odkrywać w nich nowe lądy, doświadczenia i umiejętności, których człowiek nabywa jedynie podczas stanu zakochania.- Przyznaj mi teraz szczerze… Powtórzyłbyś to?- wyszeptała, nie odrywając wzroku od niebieskich oczu Thomasa.- Tylko pamiętaj o szczerości, proszę…
Definicją miłości jest obecność. Nie żadne słodkie słówka czy uczynki, ale obecność.Jeśli kogoś kochasz, wystarczy przy nim być... Taką wizję miał zawsze przed oczyma gdy tylko myślał o urokliwej brunetce... Zrobiłby dla Niej wiele , bardzo wiele ... - Tak , powiedziałbym to co mówię teraz Tobie. Vanessa na zawsze będzie kimś ważnym dla mnie.Najważniejszym .. - uzupełnił odpowiedź patrząc wprost w oczy blondynki.
-To nie jest odpowiedź na moje pytanie- wysyczała cwanie, jeszcze bardziej zbliżając swą twarz do lica Austriaka.- Pytanie brzmiało: czy powtórzyłbyś to jeszcze raz?- ujęła Jego twarz w swoje dłonie,  stykając się czołem z chłopakiem. Czuła Jego oddech na swojej skórze, co doprowadzało Ją do istnego szaleństwa. Obsesji, która inaczej nazywa się miłością…
Odsunął się niemalże natychmiast nie pozwalając sobie na pogłębienie zbliżeń , które według niego i tak zaszły już za daleko. Nie miał prawa zachowywać się w ten sposób , nawet jeżeli kierowały Nim jedynie potrzeby bliskości i wzajemnych relacji. Nie mógł. Powstrzymanie dobijających się pragnień z minuty na minutę stało się coraz to trudniejsze... ale czymże jest próba , bez sukcesu... - Nie rób czegoś czego oboje będziemy żałowali...
-Ja na pewno nie będę żałować- kolejny raz wpiła się w wargi Austriaka, nie oszczędzając mu czułości. Wkładając w każdy ruch warg całą swą nagromadzoną energię oraz niespożyte siły.- Ty też nie… Chcesz tego… Chcesz mnie… Chcesz nas…- szeptała pomiędzy kolejnymi pocałunkami składanymi na szyi Thomasa.
- Nic nie mogę Ci dać prócz siebie... - wyszeptał poddając się całkowicie pieszczotą , których był odbiorcą. Potrzebował czułości jak nigdy do tej pory  ... Bo przecież człowiek bez uczuć jest jak kwiat bez wody... Ginie, usycha... Tak było z jego ciałem i duszą... Nędzne wytłumaczenie, prawda? Człowiek pozbawiony wszystkiego z czasem chwyci się każdej pomocnej linii...
-Tyle w zupełności mi wystarczy- wyszeptała na ucho Austriaka, delikatnie mierzwiąc Jego blond czuprynę.-  Ale co z Vann?- zapytała, błądząc dłońmi po torsie Thomasa w sposób jak najbardziej zmysłowy. W sposób, który mógłby przyprawić każdego mężczyznę o szaleństwo.- Ona nie będzie Nam w niczym przeszkadzała?
- Jakoś to z Nią załatwię , tylko daj mi trochę czasu... - wymruczał zmysłowo składając subtelne pocałunki na szyi Austriaczki , delikatnie wodząc po jej szczupłym ciele. - Wszystko załatwię , wszystko ... - mamrotał pomiędzy kolejnym z pocałunków , które sam inicjował. Nie zastanawiał się nad niczym , wszystko postawił na jedną kartę. Tak , aby to jemu było wygodnie , jemu samemu...Nie liczyło się zupełnie nic ... Priorytetem stał się Thomas Morgenstern.
...
~~♥♥~~
Wieczór , który miał być tym jednym z najpiękniejszych w jej życiu , spędzony u boku ukochanego mężczyzny zanikł tak szybko jak zdołał się pojawić...  Wzajemne wymiany zdań , aluzje nie wnoszące nic ... Wszystko małymi krokami doprowadziło do tego iż młoda szatynka przebywała samotnie w jednej części miasta , a urokliwy Austriak radośnie opiewał w towarzystwo na ślubie swojej siostry Glorii.
Nic nie trwa wiecznie , a na pewno nie samotność , gdy jest ktoś taki jak przyjaciel. Osoba , która nawet z najgorszego momentu w życiu potrafi ustawić Nas do pionu.
Taki moment nadszedł pozwalając polce na oderwanie się od rzeczywistości , a w rezultacie spędzenie pozostałej części wieczoru w gronie znajomych w jednym z Austriackich klubów.
-Jak widzę świetnie się bawisz!- krzyknął już na powitanie, odnajdując wśród tłumu bardzo dobrze znajomą mu postać szatynki. Człowieka, którego kochał. Który był wschodem i zachodem. Który posiadał niezwykłą siłę zmiany wszystkiego. Na lepsze…- Beze mnie!- podkreślił dokładnie kolejne słowa, w których nie zabrakło gniewu, złości, ale również szczerego zawodu…
Roztańczona szatynka spojrzała na twarz Austriaka , który jednym zwinnym ruchem pociągnął ją w bardziej zaciszne miejsce... Czy się spodziewała takiego obrotu sprawy? Owszem. Mogła to przewidzieć , znając doskonale zachowanie jakie cechuje Gregora. Nie pomyliła się , ale zaryzykowała... Każdy potrzebuje przecież relaksu , dobrej zabawy by życie nie stało się monotonne , a w rezultacie nudne... - Przecież to nic takiego.. - powiedziała spokojnie.
-Do domu!- wrzasnął, zagłuszając i tak głośną muzykę, wypełniającą ogromną salę.-Natychmiast!- pociągnął za ramię dziewczynę, z ogromną siłą ciągnąc Ją za sobą. Nie zwracał uwagi na Jej widoczny opór. Nie robił nawet na Nim najmniejszego wrażenia.- Dorośnij! Dziewczyno, dorośnij! Chciałaś zakładać rodzinę, a zachowujesz się jak rozwydrzona nastolatka!
- Słucham ?! - wrzasnęła zdenerwowana tym jak zachowywał się szatyn. Mogła zarzucić sobie wiele , ale jak odnosił się do Niej , jak nią rządził nie mogło mieć miejsca... - Jak Ty mnie traktujesz?! Nie jestem Twoją własnością Schlierenzauer! - dodała wyswobadzając się z uścisku Tyrolczyka. - Nie przeginaj , bo nic złego nie robię!
-Jesteś w ciąży!- krzyknął przejęty, jakby uważał, że stan, w którym znajdowała się szatyna, uważany miał być za stan wyjątkowy. Stan z podwójną ostrożnością. Z podwójną troską. Z podwójnymi uczuciami, których miało starczyć zarówno dla Ann, jak i dziecka w Jej łonie.- Zagrożonej ciąży! Mam Ci przypominać co to oznacza?!
- Traktujesz mnie ciągle jakbym była chora! Wolno Ci to , tamto , tamto też , a tego już nie! Tutaj nie możesz , tam nie koniecznie , z Nimi się nie zgadzam! - cytowała podirytowana całą sytuacją. - Może jakbyś się zastanowił zauważyłbyś , że największe zagrożenie stanowisz Ty! Ciągle mnie denerwując!- dodała powracając do klubu , chociaż zegar wskazywał już godziny ranne.
-Musisz na siebie uważać!- jednym krótkim słowem chciał usprawiedliwić całe swoje zachowanie. Troska… Czy tylko tym mógł je usprawiedliwić? Czy w grę wchodziła również zazdrość? Tak, lecz nie oznaczało to, że naprawdę się nie martwił. W Jego oczach Ann była porcelanową lalką, której za zadanie miał strzec. Mimo wszystko. Nawet mimo oporu głównej aktorki w Jego życiu…- Czy nic do Ciebie nie dociera?! Kobieta w ciąży nie może tak żyć!
- Właśnie , nie może! - odkrzyknęła tępo wpatrując się w Austriaka. - Nie może być prześladowana , kontrolowana , sprawdzana na każdym kroku , rozliczana z każdej minuty. Nie może! - dopowiedziała usilnie próbując sprowadzić Tyrolczyka na ziemię. Uświadomić , iż tak dłużej być nie może , że z dnia na dzień dusi się coraz bardziej z tymi wszystkimi ograniczeniami. - Czasami mam wrażenie , że dla Ciebie liczy się tylko ten maluch ... - oznajmiła już szeptem, jakby nie chcąc aby Gregor usłyszał jej wypowiedź.
-Dobrze wiesz, że troszczę się o Waszą dwójkę. Bez wyjątków!- było coraz gorzej. Im więcej słów kierował do Polki, tym więcej zostało przez Nią źle odebrane. Dlaczego? Czemu tak często dobre chęci, postrzegane są jako złe? –Nie rozumiem tylko dlaczego Ty robisz wszystko w kierunku, by stracić to dziecko! Pijesz alkohol, zabawiasz się do rana! Tak żyje kobieta w ciąży?! Nie, nie odpowiadaj na to pytanie. Ja to zrobię. Nie! Tak nie powinien żyć nawet normalny człowiek!
- Przecież nie piję! Nie miałam w ustach nic prócz soku pomarańczowego. Nic! - odpowiedziała z krzykiem potęgowanym przez zarzuty mężczyzny. Coraz częściej zastanawiając się czy nie popełniła błędu wracając do Tyrolczyka. Czy powrót do Austrii nie był złym rozwiązaniem , a w końcowym efekcie czy przy Rosbergu czułaby się tak samo ... - Nico nie zachowywałby się tak .. - wyszeptała nieświadomie.
-A wtedy na wieczorze panieńskim Glorii?!- wyraźnie poruszony wypominał Polce wieczór, a właściwie noc, kiedy to wszystko się zaczęło. Kiedy kłopoty coraz częściej zaczęły pojawiać się w nich niespokojnym i tak życiu.- Poza tym…- z bólem wymalowanym na twarzy, zaczął przyswajać porównanie skierowane przez Polkę w Jego kierunku. Nico? Nadal groźny zawodnik w walce o serce Ann. Kiedy myślał, że nic nie grozi mu z Jego strony, strach nadal wrócił. Zbyt wcześnie uwierzył, że wszystkie przeciwności losu, spowodowane osobą Rosberga, odeszły.- Nie masz prawa mnie do Niego porównywać! Może nie zachowywałby się tak, ale wiesz dlaczego?- zaśmiał się ironicznie.- Bo to nie Jego dziecko! Miałby głęboko gdzieś czy urodzisz, czy poronisz!
- Urodzę Ci to dziecko i oddam Ci je , ale daj mi już święty spokój! - wrzasnęła oddalając się w głąb zatłoczonej sali , by móc powtórnie zapomnieć. Rzucić się w wir napływającej muzyki i odciąć wszystkie swoje myśli. Tak jak gdyby ich w ogóle nie było...  Jak za dawnych lat.
-Zachowujesz się jakby to Maleństwo nic dla Ciebie nie znaczyło!- krzyknął, chwytając Polkę za rękę. Nie zważał, że moje sprawiać Jej to ból. Teraz nie miał tego świadomości. Uścisk Jego dłoni jedynie narastał na swojej sile, robiąc to nawet nie do końca podświadomie.- Czy Ty w ogóle chcesz mieć dziecko, Ann?- zapytał, by w końcu poznać odpowiedź na pytanie, które od dawna Go nurtowało, pomimo że odpowiedź miała być oczywista w Jego scenariuszu.
- Odbierasz mi całą radość z bycia w ciąży Schlieri! - krzyknęła dokładnie wiedząc , iż Gregor nie jest zadowolony gdy zwraca się do Niego w ten sposób. Używając nadanych zdrobnień , bądź przezwisk. Dla Niej miał to być Gregor. Jej Gregor. Ból tkwi jedynie w tym iż jej ukochany gdzieś odszedł ... zagubił się pomiędzy tymi wszystkimi scenami zazdrości ... opuścił ją pozostawiając po sobie jedynie zwykłego brązowookiego szatyna. - Czy my nie możemy jak normalni ludzie?! Rozmawiać , bawić się , spędzać wspólnie czas z przyjaciółmi ? - zadawała kolejno pytania nie uzyskawszy na nie odpowiedzi.
-Owszem, możemy. Jednak z umiarem! Podkreślam, z umiarem!- na krzyk odpowiadał krzykiem. Czy to na pewno było dobre rozwiązanie? Skoro przemoc rodzi przemoc, podobnie może być z krzykiem, który również jest formą przemocy, jednakże o wiele, wiele łagodniejszą.- To co Ty wyprawiasz, nie mieści się w głowie! Jesteś w zagrożonej ciąży! Powinnaś odpoczywać, nie ruszać się z łóżka! A Ty co robisz?!
- Korzystam z życia , tyle na ile potrafię! Ciąża to nie choroba...- powiedziała już nieco łagodniej mając dość pogłębiających się krzyków i pisków , który przejęły kontrolę nad całą konwersacją. - Mogę robić wszystko na co mam ochotę , a ruch to akurat nic złego dla dziecka... - dopowiedziała kierując się w stronę postoju taksówek nieopodal klubu.
-Nic złego?!- skierował swe korki w stronę dziewczyny.- Co powiedział lekarz?! No co?! Że ciąża jest zagrożona i powinnaś odpoczywać!- Jego głos stał się ochrypły, a nozdrza wyłapywały łapczywie kolejne porcje powietrza, którym się zaciągał. Które krztusiło Go swoją gęstością oraz parnością. Miał przez krótką chwilę wrażenie, iż się topi, lecz w rzeczywistości stał na stałym lądzie. Dlaczego? Czyżby mózg coś przeczuwał, a sam szatyn odpychał te myśli od siebie jak najmocniej umiał?
- Nie zabronił mi spotkań z przyjaciółmi , wspólnych zabaw czy rozmów w gronie znajomych , więc nie zmyślaj Schlieri ... - nadal mówiła spokojnie i łagodnie , a przynajmniej starała się aby ton jej głosu dokładnie tak brzmiał. - Nie masz prawa zabraniać mi niczego , więc proszę nie rób tego więcej. - dopowiedziała nadal idąc.
- Bo lekarz nawet nie pomyślałby, że kobieta w ciąży może się tak zachowywać- starał się łagodnie dobierać ton swojego głosu do wypowiadanych kolejno słów, padających z Jego ust. Skoro sam chciał uchronić Ann przed każdego rodzaju zmęczeniem bądź stresem, sam musiał się do tego stosować. Inaczej zamieniłby się w skrajność, nadal prezentując dane zachowanie.
- Dobrze , że Ty wszystko wiesz za Niego , prawda? - odburknęła od niechcenia podążając w zaplanowanym kierunku. Nie miała ochoty na dalsze konwersacje , a co ważniejsze wpajanie Gregorowi zasad ich związku , które już dawno straciły na swojej wartości.
-Może nie wszystko, ale głupi nie jestem- powiedział kąśliwie, chwytając dziewczynę za nadgarstek.- Przyznaj się. No już, teraz…- brutalnym ruchem zbliżył do siebie Ann, na jakąś chwilę tracąc kontrolę nad swoimi słowami, czynami, a nawet myślami.- Myślisz o Nim, tak?! O Rosbergu?! To On ma na Ciebie taki wpływ?!- krzyczał znowu, umacniając uścisk, w którym przebywał nadgarstek Polki. Mógł zostawić siniaki. Wówczas nie miało to dla Niego większego znaczenia. Wewnątrz Austriaka nie było już Gregora Schlierenzauera. Jego miejsce zastąpił ktoś inny. Obcy. Oziębły. Brutalny.
Rozstanie jest jak mozolne wstawanie o poranku kiedy dane było Ci spać tylko kilka godzin. Na początku nie odróżniasz prawdy od kłamstwa, snu od jawy i jesteś wściekły, że czas który mogłeś przeznaczyć na sen upłynął tak szybko. Leżysz i nie masz nawet ochoty by obrócić się na drugi bok, a co tu mówić o wstawaniu. Potem zaczyna cię męczyć fakt, że leżysz tak długo i ucieka Ci życie. Ktoś cię pośpiesza, krzyczy, a Ty zaczynasz czuć presje bo "może już czas?". Potem wstajesz ze smutną miną, ale rozumiesz że nie było wyjścia. Po jakimś czasie znów zaczynasz normalnie funkcjonować. Zdarza ci się chcieć powrotu do łóżka, ale nie masz na to czasu. I tak właśnie jest z rozstaniami. Nie chcesz się po nich podnosić ale wiesz że musisz. Czekasz na cud, ale nie przychodzi. Wkrótce jednak wstajesz i jest ci trochę zimno, ale życie już takie jest. Nic z tym nie zrobisz, możesz tylko przywyknąć.. -  O czym Ty mówisz ? Od Naszego rozstania nie mam z Nico kontaktu...- powiedziała przerażona tym w jaki sposób zachowuje się Austriak.
-Kłamiesz!- krzyknął, po czym nie wytrzymał. Impuls zadziałał. Zimna cząstka w Jego wnętrzu pokazała, co potrafi tak naprawdę, nie znając ograniczeń. Jedno, lecz siarczyste uderzenie wylądowało na policzku Polki. Nie mógł… Nie mógł odnaleźć drogi do siebie samego, aby zaprzestać aktów przemocy, których właśnie dokonywał.- Łżesz w żywe oczy! To Rosberg namawia Cię to tego, żebyś się tak zachowywała!- zagrzmiał ponownie, kolejny raz obdarzając dziewczynę uderzeniem.
Próbowała wytłumaczyć sobie każde z uderzeń , które przyjęło jej ciało lecz nie potrafiła. Nie umiała się złościć , nie potrafiła bronić ... czuła się jak mała bezbronna dziewczynka... - Nie mam żadnego kontaktu z Rosbergiem... - powtórzyła ocierając ze swoich zaczerwienionych policzków kolejno spływające łzy. Nie czuła bólu , chociaż wiedziała że powinna... Strach całkiem wyeliminował receptory bólu spowodowane ciosami.
-Zależy Ci nadal na Nim?- spytał, nie krzycząc, lecz krzyk byłby mniej raniącym rozwiązaniem, niż ton głosu, który przybrał. Następnym, co zrobił, popchnął z impetem Polkę przed siebie, nie zważając, że zderzenie z murem jednej z kamienic może być dla Niej naprawdę bolesne. – To moje dziecko czy Rosberga?!- dążył dalej, choć nadal nie znał swojego celu, do którego dąży. Co chciał ugrać? Co zyskać przez katowanie?
- Jak możesz?! Jak możesz o to pytać?! - zagrzmiała urażona. Nie ból spowodowany ciosami czy upadkiem powodował największe cierpienie. Oskarżenia całkowicie okalały jej zranioną duszę... - Ono nie będzie Twoje , już nie... - próbowała wstać , gdy z jej nozdrzy spłynęła ciemna ciecz.
-Gdzie próbujesz iść?!- gdy zauważył próby podnoszenia się na równe nogi dziewczyny, zdecydowanym ruchem, ponownie pchnął Ją, nie szczędząc zastosowania siły.- Znowu do Niego?!- krzyknął, po czym kucnąwszy, wymierzył kolejne uderzenie skierowane w Polkę.- Skoro twierdzisz, że to moje dziecko zachowujesz się tak, żeby je stracić, tak? Robisz wszystko, żeby mi dopiec! Od zawsze! Nie…- zaśmiał się ironicznie, kierując solidnego kopniaka w kończyny Polki.- To się już skończyło. Koniec potulnego Gregora!
- Stracić?! A pomyślałeś chociaż przez moment , że to co teraz robisz zagraża Naszemu dziecku?! Pomyślałeś?! - wymamrotała resztkami sił , które ubywały z prędkością światła podczas całej konwersacji. - Ciosy które zadajesz są groźne dla Niego , nie dla mnie Gregor.. - dopowiedziała osuwając się na zimne podłoże próbując zatamować spływającą krew.
-Nie odzywaj się!- warknął rozdrażniony.- Dobrze wiem, co szkodzi mojemu dziecku, a co nie! Jemu nie robię nic złego! Tylko Tobie się to należy, rozumiesz?!- nadal zrównując się z podłożem, trząsł za ramiona szatynki, aby każde słowo, które wypowiedział, zostało przez Nią doskonale wpojone i zapamiętane. Aby wiedziała, że nie jest ze stali. Że ma uczucia. Że czuje uczucia pozytywne, jak i te negatywne, siejące zło osobom, które znajdowały się w pobliżu.
- Nie pozwolę na to , abyś tak mnie traktował! Nic nie zrobiłam! Nic! - krzyknęła podnosząc się . Użyła do tego ostatniego zgiełku siły spowodowanego zapewne emocjami. Negatywną dawką energii , która zasiliła jej drobne ciało. Osuwając się niezdarnie po ścianach dążyła do wyjścia , by jak najszybciej zakończyć koszmar , który się dla Niej zaczął...
-Słuchaj mnie, kiedy do Ciebie mówię!- kolejny raz ten sam scenariusz. Jeszcze raz użycie siły wobec drobnej postaci szatynki, która była niczym wobec Jego siły. Patrzył w przerażone oczy Polki, która kolejny raz została powalona na twarde i zimne podłoże. Widział w nich coś, czego nie da się nie zauważyć. Coś, co na chwilę Go poruszyło. Na chwilę… Krótką chwilę. Zbyt krótką.- Idziemy teraz do domu!- krzyknął, brutalnie podnosząc dziewczynę.- Do mojego domu! I będziesz robić to, czego ja chcę! Nie Ty!
Posłusznie kierowała się do samochodu skoczka milcząc. Zabrakło jej słów , a nawet gdyby tak owe były niepotrzebne byłoby ich użycie. Musiała przeczekać wszystko , by bezpiecznie oddalić się z domu Schlierenzauera. Uciekając , chociaż sama nie wiedziała dokąd mogłaby dlatego nie podejmowała pochopnych decyzji... A może to strach? To on ją paraliżował ujmując wszystko z realizmu całej sytuacji...
Zrozpaczona weszła do przestronnego mieszkania , kierując swe kroki wprost do łazienki , tak aby opatrzyć powstałe rany na jej twarzy ... Rany? Tych w sercu i duszy żaden z leków nie zagłuszy.
Są kobiety, które nie potrafią docenić mężczyzn, które najzwyczajniej je kochają. Normalny związek, jest dla nich po prostu nudny. Szukają nieustannie kłótni, napięcia, emocji. Taką właśnie sylwetkę prezentowała Ann w oczach Gregora. Im lepiej chciał dla Niej i dziecka, wychodziło jedynie gorzej, na przekór Jemu i Jego chęciom. Kiedy szatyn oraz Ann, znaleźli się już w mieszkaniu skoczka, chłopak zadbał, aby Polka nawet wtedy nie wymknęła mu się z zasięgu wzroku. Wyłaniając się zza drzwi łazienki, dokładnie obserwował każdy ruch, który wykonywała Ann. Najmniejszy ruch, gest, czy grymas bólu przy opatrywaniu ran, które On sam Jej zadał…
Starała się zignorować narastający ból swojego ciała , które dość dosadnie dawało znać o swoich obrażeniach. Każdą łzę ocierała niemalże niezauważalnie , bojąc się iż mogą one spowodować dalszą prowokację szatyna. Miała dość. Po raz pierwszy w życiu nie wiedziała nawet jak długo zdoła się utrzymać na nogach ... Marzyła jedynie o tym by położyć się do łózka i w spokoju zasnąć... tak jakby chcąc zostawić wszystko daleko za sobą. Omijając sylwetkę Gregora skierowała się do jednego z pokoi gościnnych , gdzie wtulona w aksamitną pościel próbowała zasnąć.
-Wiem, że nie śpisz…- powiedział z zadumą, siadając na skraju ogromnego łóżka.- Mam nadzieję, że przemówiłem Ci do rozsądku i wreszcie zmądrzejesz…- podparł głowę łokciami, nie umiejąc spojrzeć prosto w zielone tęczówki Ann, w których wcześniej dostrzegał tak wiele bólu. Raniło. Sprawiało ból… Jednakże nie to było teraz istotne. Najważniejsze było wyperswadowanie dziewczynie kolejnych imprez oraz picia alkoholów w stanie, w którym się znajdowała. Chciał jedynie szczęścia. Szczęścia Ann oraz Ich dziecka.
Leżała w bezruchu z przymkniętymi powiekami z pod których wciąż spływały łzy.Ciało Ann w niewytłumaczalny dla niej sposób zaczęło drżeć , co skłoniło ją do szczelniejszego okrycia się kołdrą... Każdy ruch owiany był w falę bólu posiniaczonego ciała. Nie potrafiła znaleźć sensownego wytłumaczenia na to co się wydarzyło , co sprawiło iż nie mogła zasnąć ... a sen był dla Niej jedynym zbawieniem. Błędne koło w które się wplątała, a z którego nie tak łatwo będzie jej wyjść.
-No odezwij się do mnie- powiedział po chwili, kiedy usłyszał ze strony Polki jedynie głuchą ciszę, w której zasiane było ziarno niezręczności, którą odczuwał jedynie szatyn. Wiedział do jakich czynów się posunął. Zdawał sobie sprawę, że te kilka uderzeń, może przekreślić dosłownie wszystko. Co było zdecydowanie najgorsze? Czynów, do których się posunął, nie można było w żaden sposób racjonalnie usprawiedliwić…- Powiedz cokolwiek.
Jedynie milczeniem mogła okazać to jak bardzo cierpi. Jak każde słowo sprawia jej ból , jakie każdy kolejny ruch jej ciała wywołuje cierpienie... Podobno cisza jest cenniejsza od miliona słów , zastępuje je dając szansę dotkliwie odczuć jak wiele się wydarzyło . Zbyt wiele jak na jedną osobę , jak na jedno krótkie życie ... jeden związek.
-No powiedz coś w końcu!- podniósł swój głos, lecz powiedzeniem, że krzyczał, byłoby kłamstwem. Jedno słowo… Jedno, krótkie słowo by mu wystarczyło. Jedno słowo powiedziałoby tak wiele. Sprawiłoby, że nigdy nie przestałby walczyć.  Gdziekolwiek by się znajdował, znalazłby Ann na końcu świata. Jedno słowo… Jedno słowo… Słowo, posiadające tak ogromną wartość.
- Dobranoc. - powiedziała cicho będąc odwrócona tyłem do Austriaka. Tak bardzo chciała , aby wyszedł , aby dał jej spokój który da jej szansę na wyciszenie. Na spokojne przemyślenie sytuacji , na łzy... Łzy których nie będzie musiała już ukrywać , a wraz z Nimi wypłyną nagromadzone emocje.
-Dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać?- zapytał, choć zdawał sobie sprawę jak Jego pytanie brzmi żałośnie w zestawieniu z ostatnimi czynami, które zapisał na kartach historii życia szatynki. Niemiłych, nieprzyjaznych, traumatycznych wydarzeniach, które stały się faktem. Których nic nigdy nie cofnie. Które będą zawsze…- Rozmowa. Nic więcej…
- Dobranoc Gregor...- powiedziała dokładnie akcentując pierwsze z wypowiedzianych słów.
Brak jakiejkolwiek wizji na przyszłość , których do niedawna było jeszcze tak wiele.. A dziś? Po upływie kilkudziesięciu minut , kilku ważnych sytuacjach w jej życiu wszystkie dotychczasowe plany rozmyły się , straciły na wartości , a tego bardzo się obawiała. Kolejny raz była zmuszona ułożyć swoje życie na nowo , krok po kroku ... Sama.
-Więcej razy nie waż się tak nawet zachowywać- warknął rozdrażniony faktem, iż każde próby, delikatne słowa, które kierował do szatynki, jedynie się od Niej odbijały, nie docierając ostatecznie adresatki.- Tutaj nie liczą się Twoje ani moje pragnienia. Tutaj liczy się tylko Junior…- dopowiedział, unosząc kąciki swych ust.  Za każdym razem, kiedy w swych myślach gościł postać Małego Gregora, uśmiech sam mimowolnie wkradał się na Jego usta.
- Prosiłam , żebyś się tak do Niego nie zwracał! - uniosła ton swojego głosu nieświadomie zapominając o konsekwencjach jakie mogą ją za to spotkać. Miała dość upominania Gregora , zwracania mu uwagi na to iż Ich wspólny syn ma już wybrane imię , które każdy powinien używać ... Thomas Nico Schlierenzauer.
-Jak dobrze, że jeszcze nazwisko chcesz dać mu moje- przewrócił oczami, kasując znaczną odległość, która dzieliła Go od szatynki.- Słuchaj, żabciu…- ujął Jej podbródek w dosyć brutalny sposób, aby za wszelką cenę zmusić dziewczynę do patrzenia w Jego tęczówki, by spojrzeniem uzasadnić wiarygodność swoich słów.- To również moje dziecko  i mam takie same prawo do wybierania dla Niego imienia, jak Ty.
- Jeszcze przed momentem się Go wypierałeś , więc daruj sobie! - wybuczała dość głośno odsuwając się w dość oczywisty sposób ignorując postać Austriaka. - Możesz wyjść? Chciałabym odpocząć. - dopowiedziała otulając się szczelnie białą pościelą.
-Nie mów tak!- krzyknął na całe gardło, kolejny raz wymierzając mimowolne uderzenie w policzek Polki.- Kocham tego chłopczyka bardziej niż Ty! To ja się martwię, robię wszystko, aby miało w życiu wszystko, co najlepsze, więc nie masz prawa wypominać mi przeszłości! Zwłaszcza Ty!- prychnął, mierząc Polkę pogardliwym spojrzeniem.- Osoba, która omal nie zabiła dziecka i która robi teraz usilnie wszystko to, żeby dokonać swojego dzieła!
- Skoro jest Ci ze mną tak źle , a co najważniejsze uważasz mnie za potwora to po jaką cholerą ze mną jesteś?! - wrzasnęła wstając machinalnie z łóżka. Swoje kroki skierowała w stronę parteru , by tam po uprzednim założeniu kurtki opuścić mieszkanie Schlierenzauera.
-Bo po pierwsze, Cię kocham, a po drugie, chcę aby dziecko miało wszystko, co najlepsze! W tym prawdziwą rodzinę, składającą się zarówno z ojca, jak i matki!- krzyknął, podążając niemal biegiem za dziewczyną, której nie mógł stracić z oczu. Nie teraz, kiedy do tak wielu rzeczy się posunął w walce o prawdziwe szczęście Ich dwójki. Ściślej mówiąc, trójki.- Nie uciekniesz mi!- wrzasnął, szarpiąc Polkę, próbując za wszelką cenę zatrzymać Ją.
...
........................
Więc przybywamy z kolejnym rozdziałem, który składamy w Wasze znakomite ręce. Jak zawsze mamy głęboką nadzieję, że spodoba Wam się ta Odsłona Codzienności. Cóż… To już 40. Rozdział tego opowiadania i trzeba przyznać, że zostało już niestety bliżej niż dalej do końca. Niebawem znajdziemy się już na finiszu tejże historii, która tak bardzo nas pochłonęła. Jednakże, żyjąc dniem dzisiejszym, nie wybiegając zanadto w przyszłość, wierzymy, że i tym razem podzielicie się z nami Waszymi najcenniejszymi opiniami, które są mocnym zastrzykiem motywacji oraz nowych pomysłów na przyszłość! 

Ann i Klaudia!♥

Łapie za serce! ( patrz zdjęcie na dole♥)