piątek, 26 września 2014

Trzydziesta odsłona codzienności.


Kiedy wszystko zmierza do końca, świat wciąż się kręci…

 


 ~~♥♥~~

Jeśli bardzo czegoś chcemy, to nie oznacza, że musimy to dostać. A jeśli już to dostaniemy, nie do końca może to być piękne jak sobie to wyobrażaliśmy. Życie nie jest kolorowe. Barwy są w nim bardzo kruche. Nietrwałe. Rzadko spotykane. Jeśli coś jest nam dane od tak po prostu, nigdy nie obędzie się to bez większych konsekwencji. Jeżeli coś zdobędziemy za łatwo, skutki tego są widoczne w życiu codziennym gołym okiem. Życie nie zastosowało także innych zasad wobec Niego. Darem od losu było spotkanie Ann. Później ich znajomość rozwinęła się głównie pod Jego wpływem. Czuł, że naciska. Nie Dasze wielu szans wyboru Ann, lecz w Jego oczach było to całkowicie uzasadnione. Słuszne. Niepokojące i komplikujące wiele spraw mogły być kontakty Ann z Nico. Byli blisko. Zbyt blisko niż On na to chciał pozwolić. Tak, zazdrość miotała Jego ciałem, lecz nie mógł pozwolić by tak skrajne uczucie przesłaniało mu życie.
-Ann, sądzę, że musimy porozmawiać- odezwał się nadąsany, mając poczucie, że wzbiera się w Nim trudny do okiełznania gniew. Wszystko pogarszał również stały dystans, który miała do Niego Polka. Pogodzenie się z tym, graniczyłoby z cudem. Musiał zareagować, by później nie patrzeć jak Ann oddala się coraz bardziej od Niego, brnąc coraz dalej w sidła zasadzone przez Rosberga.
Siedząc na kanapie w swoim mieszkaniu siliła się na sztuczny uśmiech słysząc prośbę ze strony Austriaka.... Swoje spojrzenie po krótkiej chwili skierowała na jego sylwetkę nie mając w tym żadnego ukrytego celu. Czy domyślała się co może okazać się tematem przewodnim rozmowy? Owszem. Od kilkunastu dni rozmów o podobnej treści nie było końca , chociaż jej zdaniem żadna z nich nie była na tyle uzasadniona , aby się nią w jakikolwiek sposób przejąć. - Prosiłam , żebyś się tak do mnie nie zwracał, tak trudno zapamiętać jedno słowo? Emm? - odrzekła wstając z zajmowanego wcześniej miejsca. -  O co chodzi tym razem Gregor ?
-Po pierwsze, masz na imię Ann. Nie będę robił z Ciebie człowieka, którym nie jesteś- warknął drażliwie, czując, że Jego odraza do imienia ‘Emma’ jedynie z dnia na dzień narasta. Emmą mógł być ktoś inny. Reszta była mało ważna. Jednakże, Jego Ann, miała być tą samą uroczą, zielonooką szatynką, którą poznał w Zakopanem. W takiej Ann się zakochał i przy takiej chciał umrzeć.- Po drugie, nie będę owijał w bawełnę. Masz zerwać wszystkie kontakty z Nico.
- Ty chyba sobie żartujesz? - zareagowała natychmiast , analizując słowa wypowiedziane przez Schlierenzauera. - Jedyne co łączy mnie z Ann to Ty Gregor , a jak widać to i tak niewiele... - dopowiedziała odbiegając od tematu Nico Rosberga , na temat którego miała już dość rozmów.
-Mylisz się- powiedział, nie odbierając swojemu głosowi kąśliwego charakteru.- Ann ma wszystko. Emma nic oprócz tego Nico, więc o czym tu rozmawiamy?- szatyn z wyraźną niechęcią wypowiedział imię Rosberga, które coraz częściej pojawiało się w Jego koszmarach jak i strachach. Był głównym zagrożeniem, które szybko trzeba było unicestwić.
Zarzuty , które każdego dnia docierały do jej umysłu wydzierały w jej wnętrzu wystarczającą ranę , aby ta nie poddała się zaczynając krwawić. Każde słowo Gregora sypało sól na jej rany , raniąc... Trudne do pojęcia , ale jakże realne. Chciała żeby wszystko się ułożyło , żeby każdy dzień u boku Gregora był dniem szczęśliwym , ale tak się nie działo tym bardziej , iż sprawy nie ułatwiały codzienne rozmowy z Nico , który doskonale sprawdzał się w roli przyjaciela , któremu szatyn zwyczajnie nie odpowiada , który mu wadzi w wizji jaką przygotował dla siebie i Emmy.
- Mam tego dość Gregor , rozumiesz?! - krzyknęła patrząc wprost w czekoladowe tęczówki skoczka. - O niczym innym nie rozmawiamy jak o Nico , ciągle coś jest nie tak .. Każde moje zachowanie krytykujesz , a o swobodnych wypowiedziach z mojej strony nie ma nawet mowy .. Ja nie chce tak dłużej żyć!
-Dlatego ja chcę wszystko Ci ułatwić- założył ręce na piersi, nie wiedząc o co zamieszanie robi Polka. W Jego oczach kalkulacja była prosta do granic możliwości. Brak kontaktów Ann z Nico, będzie równoznaczny z ich szczęściem. Jeśli z życia Polki zniknie Rosberg, dopiero wtedy będą mogli budować swój związek cegiełka po cegiełce.- Pożegnaj się z Nico i wszystkie kłopoty znikną w kąt.
- Pożegnam się z Tobą i wszystkie moje kłopoty odejdą w kąt... - oznajmiła nie do końca świadoma swoich słów , które dopiero po chwili zaczęła dosadnie przyswajać , lecz było już za późno na ich cofnięcie , gdyż ujrzały one światło dzienne... Nie myślała tak , a na pewno nie do końca podzielała wypowiedziane słowa. Dość często zastanawiała się czy nie popełniła błędu wracając do życia jako Ann , ale nigdy nie żałowała spotkania na swojej drodze Gregora... Więc właściwie dlaczego wypowiadała słowa , których sensu nie potwierdzała? Bezsilność?
-Wtedy znowu nie będziesz wiedziała kim jesteś, a z nikim nie będzie Ci tak dobrze jak ze mną- wycedził przez zaciśnięte zęby, czując, że stoi na skraju wytrzymałości, a co najgorsze lek na zacięcie postrzępionym ostrzem, które były słowa Ann, nie istniał.- Zastanawiaj się zatem nad słowami, które wypowiesz, żabko- szybko bijące serce, swym dudnieniem wewnątrz Niego, zakłócało zdrowe myśli, w których pokładał nadzieje na wybrnięcie z tej beznadziejnej sytuacji, do której był zmuszony dopuścić.
- Powiem Ci po raz ostatni i powtarzać nie będę.. - postać Ann wyraźnie przylgnęła do sylwetki Austriaka w celu przekazania swoich myśli jak najdogłębniej było to możliwe. - Nie zrezygnuję z kontaktów z Nico , bo nie widzę w spotkaniach z Nim niczego co mogłoby Nam zagrażać. - oznajmiła składając delikatny całus na czubku nosa Tyrolczyka.
-On Nam przeszkadza- oznajmił skwaszony, jednocześnie nie wzruszony czynami bądź nawet zapewnieniami ze strony Polki. Dalsze pozwalanie bycia blisko osobie, którą był Nico, mogło wszystko zepsuć. Wszystkiemu zagrozić. Jak miał dostatecznie dobrze wytłumaczyć Polce, że chce jedynie zabrać Ją z ciemności do światła? Bo wierzył w Nią. Wierzył w siebie. Wierzył w ich miłość.- Dłużej tego nie zniosę. Musisz z Niego zrezygnować, Ann- powiedział stanowczo, lecz w nieco spokojniejszy sposób niż wcześniej.
- Nie przeszkadza Schlierie , Ty sobie to zwyczajnie wmawiasz... - oznajmiła łagodnie , próbując nie pozwolić się sprowokować , nie dać pozwolenia na włączenie się do gry emocji , co dosadnie zaburzyłoby grunt pod jej stopami. -Podaj mi chociaż jedną  rzecz w której Nico Ci przeszkadza ... - domagała się nie spuszczając wzroku z twarzy Gregora.
-Trzymasz Go bliżej siebie, niż mnie- odparł bez skrępowania. W głowie rodziły się pytania, na które nie znał odpowiedzi. Dlaczego Ann ciągle chce podążać ciągle najprostszą drogą? Czemu dąży do zdmuchnięcia świecy ich związku, niż do zbierania wewnętrznych sił w sobie? Silnej woli i samozaparcia. Tego wymagał od ich dwójki. Szatyn to posiadał, jednak czy Ann również?
- Wiesz , że przesadzasz prawda? - Ann spojrzała na szatyna wzrokiem, który przepełniony był smutkiem. - Nie potrafisz mi zaufać Gregor , tylko ja nie potrafię zrozumieć dlaczego tak jest ? Dlaczego wszystko czego bym sie nie podjęła jest złe... każdy człowiek w moim otoczeniu też jest nie dość doskonały , abym mogła utrzymywać z Nim kontakt ... - słowa zalegające na dnie serca polki ujrzały światło dzienne odkrywając swoją tajemnicę... - Ciągle tylko Ty , Vanessa i Thomas ... - dopowiedziała z wyrzutem.
-Mówisz jakby posiadanie przyjaciół i partnera było czymś złym- wyrzucił pełnym nie dowierzania głosem. Tak samo również patrzył na Polkę, jakby chciał upewnić się prawdziwości słów wypowiadanych przez szatynkę. Nigdy nie pomyślałby, że Ann może nawiązać z kimś bardziej wartościową więź, niż ta, która łączyła ich czwórkę. Byli w pewnym sensie rodziną. Skromną i bez więzów krwi, lecz nie to jest w rodzinie najważniejsze. Najistotniejszą rolę spełnia zaufanie drugiej osobie, bliskość w każdym aspekcie życia, odpowiadająca stosownie do kontaktów, które utrzymują. Rodzina. Coś, co najważniejsze w życiu. Często ważniejsze nawet niż miłość…- Chcesz powiedzieć, że wolisz Nico od Naszej czwórki?- spytał, marszcząc brwi.
- I widzisz?! Znów wszystko przekręcasz!- krzyknęła podirytowana mierząc swoim złowrogim wzrokiem sylwetkę Schlierenzauera. - Nie powiedziałam , że Nico jest najważniejszy , że się dla mnie nie liczycie , ale przecież oczywiście Gregor Schlierenzauer wie wszystko najlepiej! Mam Cię dość! - pisk , który Ann z siebie wydobyła bym czymś podobnym do okazywania bezsilności , bezradności w dalszych konwersacjach... - Wyjdź stąd lepiej ... - zaczęła , lecz przerwał jej dzwoniący telefon wskazujący połączenie od Rosberga.
-W ostatnim czasie mam wrażenie, że myślisz tylko o sobie i o tym Twoim Nico!- wrzasnął, zerkając ukradkiem na dzwoniący telefon Ann, który zwinnym, szybkim ruchem wyrwał Jej z rąk.- Może ja mam sobie z Nim porozmawiać?!- nadal krzyczał, czując, że panowanie nad Nim w całości przejmują skrajne emocje, które najczęściej okazują się być złymi doradcami.- On myśli tylko nad tym na co Cię złapać! Jeśli liczysz na przyjaźń z Jego strony, robisz sobie tylko nadzieje!- nie wytrzymując wezbranych fal emocji, rzucił telefonem komórkowym Ann o podłogę, chcąc podkreślić, że jest w stanie posunąć się do wszystkiego. Dla Niej. Dla siebie. Dla Nich.
  - Ty się dobrze czujesz?! - wrzasnęła pochylając się nad urządzeniem , które roztrzaskało sie na kilka drobnych części... Jej umysł aż wrzał od napływających emocji , od niechcianych uczuć , które bała się wypowiedzieć , a które wyraźnie odczuwała. - Wyjdź stąd , proszę... - powiedziała nieco spokojniej trzymając telefon w swoich dłoniach... Czasami wydaje się Nam ,że osoba która jest tak znacząco blisko naszego serca nie może popełnić żadnego błędu , nie może zranić zadając Nam ból , a jednak ? Każdy dzień z Gregorem takowym bólem był. Wypełniony kłamstwami , oszustwami , sztuczną wizją związku , w którą Ann nie potrafiła uwierzyć... Wizją , którą Gregor wyraźnie ubarwiał , a Nico znacząco rozwiewał ...
- To dzięki Nico Nas związek jeszcze trwa! Gdyby nie on chwili bym z Tobą nie wytrzymała! - dodała nieco oschlej kierując się do sypialni.
-Widzisz? Kolejna rzecz, którą próbuje Ci wmówić!- nadal krzyczał, niewzruszony na żadne słowa Ann. To On miał rację. To On musi chronić ich związek przed złem na świecie. To wszystko leży tylko w Jego rękach. Dokładnie tak wyglądało Jego myślenie, postrzegania danej sytuacji. Nic dziwnego, że za wszelką cenę starał się wpoić i przekazać to myślenie szatynce. Dlaczego tak często nie zauważamy własnych błędów? Czemu większa wolność innych, bliskich naszemu sercu, tak często wzbudza w nas przerażenie do tego stopnia, że wstępuje w nas całkowicie kto inny?- Próbuje wmówić Ci, że to On jest ‘tym dobrym’. Ludzie potrafią być bardziej cwani, niż Ci się wydaje, Ann! Żądam zatem, żebyś skończyła z Rosbergiem raz na zawsze!
- Zarzucasz mi kontakty z Nico , a Sandra , Sylwia to kto? Koleżanki z którymi nic nigdy Cię nie łączyło? - odwróciła się patrząc wyczekująco na szatyna. .. Nie miała konkretnych dowodów na zapomnianą przeszłość , ale czuła że obie blondynki nie są obojętne dla Austriaka ... Starała się o tym nie myśleć , ale z każdym dniem było to coraz trudniejsze za sprawą Rosberga , który każdorazowo starał się dostarczyć Ann nowych nowinek na temat Gregora i jego przeszłości.
-Jakbyś nie zauważyła, nie mam kontaktu z Sandrą- powiedział stanowczo, czując, że może powoli doprowadzać do tego, że zabije się własną bronią oraz wpadnie do zasadzonych przez siebie sideł.- Jednakże, zerwałem z Nią kontakty, bo mnie o to prosiłaś!- wyrzucił, jakby chcąc zmyć z siebie wszystkie winy i oskarżenia.- Na Sylvię niestety nic nie poradzę, bo jestem zmuszony z Nią pracować. Chyba, że życzysz sobie, abym skończył skakać?- powiedział dobitnie, chcąc dokładnie zaznaczyć Ann, że dla Niej byłby zdolny do wszystkiego.
- Nie udawaj świętego Schlierenzauer , bo daję sobie rękę uciąć , że takowy nie jesteś! - wrzasnęła coraz bardziej podirytowana ciągłymi wywodami Austriaka. - Skoro , aż tyle dla mnie robisz , to po co w ogóle ze mną jesteś , tylko się poświęcasz , a jak widać w załączonym i przedstawionym przez Ciebie obrazku ja nie daję Ci zupełnie nic , więc?! - dokładnie takie poczucie miotało duszą i ciałem Ann. Okazywała swoje uczucia jak najlepiej potrafiła , ale czy robiła to dosadnie dobrze? Jak widać , nie. Może powinna postarać się o wiele bardziej niżeli robiła to do tej pory , a może zwyczajnie powinna odpuścić dając sobie i Gregorowi szansę na miłość od zupełnie obcych ludzi?
-Twoją miłość, do cholery!- wrzasnął tak głośno, na ile pozwalały mu na to płuca. Nigdy nie oczekiwał niczego od Ann więcej niż miłości i chociaż małych tego dowodów. Słowa są niczym. Słowa rzucać można na wiatr. Jedynie czyny o czymś świadczą.- Czy Ty naprawdę niw widzisz, że ja Cię kocham?!  Co mam robić, żeby Ci to w końcu wytłumaczyć?!- bezradność. Tylko to obrazowały Jego wrzaski. Znalazł się nagle jakby w potrzasku. Wszędzie było ciemno, a ból w klatce piersiowej jedynie narastał.
- Gregor , bo Ty nie wiesz wszystkiego ... - nadszedł czas prawdy ze strony szatynki , czas słów które musiały ujrzeć światło dzienne , bo nieważne jak bardzo bolesna jest prawda , należy ją przekazać , obwieścić ważnym dla Nas ludziom , aby i Nam samym i Im jako tym najważniejszym żylo się lepiej. - Bo ja ... - zaczęła zacinając się co pół słowa mając wrażenie , że Gregor nie do końca zrozumie jej wypowiedź... - Ja i Nico jesteśmy małżeństwem Gregor.. - dodała ciszej , a po jej bladym policzku spłynęła łza. Filary życia Ann , a może i Emmy rozstąpiły się , by pokazać Gregorowi jak ważna staje się z czasem szczerość.
Świat jakby zniknął. Wszystko wokoło wirowało, przyprawiając Go jedynie o mdłości. Życie w tej chwili przybrało tępo szalonego biegu, któremu On nie potrafił sprostać. Ukrył twarz w dłoniach, po czym spojrzał pustym, wypranym z uczuć wzrokiem na Polkę. Chciał coś wydusić z siebie. Wszystko, by tylko przerwać tę ciszę, lecz na nic. On nie umiał. Nie teraz. Nie w tej chwili. Jedynie patrzył nadal na szatynkę, oczekując od Niej, by coś powiedziała. Wyjaśniła. Powiedziała, że to żart… Bo przecież On miał być tym jedynym. To On miał podążać za Ann, gdziekolwiek by nie była…
Prawda , która znów niechętnie ją odwiedza. Co noc panuje w niej pustka. Cztery ściany, tłum ludzi i ona sama z własnymi myślami, w których od dłuższego czasu się gubiła. Choć chciała określić, co tak naprawdę czuła, to nie potrafiła skupić się konkretnie na jednej rzeczy. Dopadała ją obojętność, która z każdą chwilą była coraz bardziej drażniąca, a przede wszystkim uciążliwa. Panująca pustka w jej życiu, potrafiła skłonić ją do najodważniejszych kroków , których zapewne nigdy by się nie dopuściła ...  Pustka, której nie potrafiła dokładnie określić i nazwać. Pustka, która z czasem zaczęła niszczyć Ann. - Nie miałam innego wyjścia Gregor , wtedy to wydawało się być dla mnie jedynym racjonalnym wyjściem , by nie pogubić się w swoim nowym życiu... - zaczęła swoje wyjaśnienia patrząc z przerażeniem w czekoladowe tęczówki skoczka , którego tak bardzo było jej żal, a którego jeszcze przed kilkoma chwilami nie chciała widzieć... - Tamtego dnia w Austrii , gdy podszedłeś do mnie po raz pierwszy cała moja definicja szczęścia runęła wraz z Twoim pojawieniem się , dlatego nie chciałam utrzymywać z Tobą żadnych kontaktów , właśnie dlatego tak bardzo broniłam się przed poznaniem swojej przeszłości , bo ja już miałam swoją przeszłość ... Przeszłość budowaną u boku Nico. Przeszłość i przyszłość jako Emma Rosberg. - zakończyła kładąc swoją drobną dłoń na ramieniu Austriaka.
Nigdy nie należy się poddawać. Choćby brakowało już sił. Nigdy!  Bo zawsze trzeba mieć świadomość, że tam, gdzieś daleko, na dalszej drodze naszego życia, czeka szczęście, o które warto było powalczyć.- W takim razie po co ze mną byłaś skoro jesteś mężatką?- odsunął się gwałtownie, oswobadzając się spod dotyku szatynki. Potrzebował miłości Ann oraz prawdziwych uczuć w życiu na co dzień, lecz czy nie lepiej nie mieć nic, niż mieć coś na niby? Jedyne co pozostaje to wierzyć w to, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Że nawet wyrządzając nam krzywdę, jest w tym jakiś cel. Żaden związek nie jest stratą czasu. Nawet jeśli nie dostaniemy tego, czego chcemy i pragniemy, dowiadujemy się prawdy o samych sobie. Tego, czego nie chcemy, czego nie lubimy w ludziach i życiu codzienny, a co za tym idzie, zyskujemy szansę na to, że w przyszłości unikniemy tych błędów, bogatsi o nowe doświadczenie i wiedzę o ludziach, życiu, jak i poznamy samych siebie, w tym reakcje i siłę podczas kryzysowych sytuacji.
- Chciałeś tego , chociaż wiedziałeś , że mam na ten temat inne zdanie... - zaczęła mając w swej głowie wszystkie ze scen , w których Gregor nalegał na powtórne wstąpienie w związek , na odbudowanie więzi i kontaktów. A Ann ? Szatynka z czasem przestała protestować czując , że jej uczucia względem szatyna są czymś dla Niej samej wyjątkowym , czymś co w odróżniało się wyraźnie od uczuć , które żywiła do Nico Rosberga. - Przepraszam .. - szepnęła próbując nawiązać bliższy kontakt z ciałem skoczka.
W związkach nigdy nie jest łatwo. Bywają kłótnie, w których każda ze stron pragnie uszargać jak najwięcej dla siebie. Ciche dni, podczas których żadne z zakochanych nie chce przełamać wszechobecnej ciszy, by podkreślić swą niezależność. Niezliczone są chwile zwątpienia, kiedy ma się ochotę po prostu rzucić wszystko w kąt, nie przejmując się niczym. Nie myśląc… Przychodzi jednak czas, kiedy świadomość, jak bardzo kocha się drugą osobę i mimo wszystkich kłód rzucanych pod nogi przez los, mimo tego co inni będą mówić za plecami, nadal pragnie się być z ukochaną osobą, gdyż tylko przy tej jednej osobie możemy być naprawdę szczęśliwi… Ale małżeństwo? Czy to nie za dużo? Jak miał czuć się z myślą, że zmusił do czegoś Ann?- Nie dotykaj mnie- syknął, odsuwając się od Polki.- Wcale Cię nie rozumiem… Przez to wszystko chcesz powiedzieć, że jestem Twoim kochankiem, tak? Tą drugą opcją, którą wykorzystujesz do poznania własnej przeszłości?- prawda zadawała coraz boleśniejsze ciosy sercu, którego bicie zniknęło gdzieś w gąszczu nieposkładanych myśli, wirujących w głowie chłopaka.
- Nie traktowałam Cię nigdy jak kochanka , byłeś raczej kimś w rodzaju ...- głos Ann wyraźnie zadrżał pod wpływem niechęci , której doświadczyła ze strony Gregora , niechęci którą doskonale rozumiała , lecz z którą ciężko było się jej pogodzić mimo  iż sama nie okazywała swoich uczuć względem jego osoby... - Przyjaciela... - oznajmiła półszeptem nie zaszczycając szatyna nawet jednym kródkim spojrzeniem. Powód? Było jej wstyd za swoje zachowanie ... Ubolewała nad tym , że pomimo najszczerszych chęci szczęścia dla Tyrolczyka , dotkliwie potrafiła Go zranić.
  -Kim Ty w ogóle jesteś?! Kim jest Twój Nico, który na to wszystko pozwala?!- przyjaciel… Czy można spragnionemu proponować chleb? Zabolało. Sam nie wiedział co bardziej. Wszystko bolało. Serce tego nie zniosło… Jakby przestał je czuć… A może gdyby powiedział Jej jak strasznie mu na Niej zależy, jak strasznie za Nią tęskni, jak strasznie nie może sobie bez Niej poradzić, zmieni zdanie? Powiedziałaby w końcu, że On jest dla Niej wszystkim? Może… Szkoda tylko, że nikogo nie da zmusić się do miłości oraz że nie liczy się miłość jednej ze stron…
- Wiem , że Cię zraniłam , ale poniekąd sam do tego doprowadziłeś Gregor ... - po policzku szatynki spłynęły łzy , których nie potrafiła już ukrywać. Wraz z Nimi pozwoliła na upływ zbędnych emocji z jej umysłu ... - Przepraszam Cię , naprawdę jest mi przykro... - szeptała wpatrzona w jeden punkt ... wszędzie , byle nie natknąć się na spojrzenie Austriaka.
-Teraz wmawiaj mi, że to moja wina- zaśmiał się niewesoło, klaszcząc ironicznie w swe dłonie dla uznania wyczynów Polki. Zawsze myślał, że Ann będzie Jego. Zawsze. Nigdy nie tracił nadziei, nawet wtedy, gdy przepadła jak kamień w wodę. Inni mówili, że nie powinien tak bardzo się angażować. Żeby cieszył się życiem, a nie ciągle przejmował jedną osobą, z którą jutro zawsze jest niepewne. Jak widać, mieli rację… Dopiero teraz to zrozumiał. Tak późno. Za późno. Już się zakochał.- Gdybyś nie kłamała…- nie dokończył. Nie potrafił wypuścić ze swojego gardła tych kilka słów.- Stałaś się potworem…- dopowiedział ledwo słyszalnie.
Zabolało. Jedno konkretne określenie , a jej świat przestał istnieć w jednej sekundzie. Powód?
Nawet jeżeli robimy coś niezgodnie ze swoimi odczuciami , przeciw samemu sobie , a robimy to raniąc drugą osobą mamy nadzieję.
Drobną , kruchą , ale jednak nadzieję , że pomimo tych wszystkich krzywd ukochana osoba Nas zrozumie, dołoży wszelkich sił mimo , że będzie to dla Niej cholernie trudne. Stało się jednak inaczej. Pogarda jaka przemawiała przez ciało i słowa , którymi posługiwał się Gregor była nie do zniesienia , nawet wtedy gdy Ann wiedziała że ma rację , że to do czego dopuściła się zatajając prawdę jest godna niemalże wszystkich negatywnych uczuć tego świata.- Wybacz , że pojawiłam się w Twoim życiu ponownie.- wyszeptała wybiegając z mieszkania pokryta jedynie kolejnymi falami łez.
-Po co udawałaś? Skoro miałaś męża, trzeba było powiedzieć od razu. Uwierz nie nękałbym żonatej…- powiedział z wyrzutem, patrząc w swe dłonie. Bo są pożegnania, na które nigdy nie nadejdzie właściwy czas. A Jego pożegnanie z Ann właśnie wybiło. Są słowa, które wywoływać będą oceany łez w ukryciu, gdyż na jaw nie będziemy mogli ich wypuścić. Jest Ann, która na samą myśl, będzie wywoływać w Jego głowie lawinę wspomnień, która zasypie wszystkie myśli, wzbraniające się przed uczuciem, które do Niej żywi…
Jak mogłaby przeprosić? Jak pokonać mur , który powstał tak nagle pomiędzy Nią a Gregorem ... Jak się zachować , aby nie spowodować kolejnych nieporozumień , które tak ciężko będzie wyjaśnić. Pozostało milczenie. Ale czy nie jest tak , że milczeniem również możemy zadać ból ? Gdy się milczy sytuacja staje się jasna, czasami zbyt jasna...
Idąc przed siebie , niezauważalnie przemykając przez tłumy mijających ją ludzi nie miała pojęcia dokąd się udać , ale to nie było już ważne ...
-Teraz głos straciłaś? Niedawno pamięć, teraz głos…- bąknął, słysząc w odpowiedzi na własne pytanie jedynie ciszę. Każde słowo mogło być przecież zaprzeczeniem Jej wcześniejszych słów. Uspokojeniem Jego zrozpaczonej duszy. Przywróceniem bicia serca. Nie pozostawienia Ann tylko we wspomnieniach. Tworach, które powracając, uczynniają najgorzej. Lecz od nich nie da się odciąć. One nie dają żyć ludziom. Rozkładają duszę człowieka. Kwestią czasu jest, zanim potrzebna będzie nam pomoc. Oby jednak nie okazało się za późno…
- A Ty dokąd?- poderwał się, widząc, że Polka coraz bardziej się oddala.- Sądzisz, że nie należą mi się wyjaśnienia?- co chciał wiedzieć? Sam dokładnie nie potrafił tego sprecyzować. Wymagał czegokolwiek, co rozjaśniłoby Jego myśli. Nie pozostawiło niewyjaśnionych spraw, które ciągnąć będą się za Nim długi czas po tym, kiedy Ann stanie się jedynie wspomnieniem…
Tak bardzo bała się kolejnych pytań , kolejnych odpowiedzi których po części sama nie znała... Nie potrafiła odpowiedzieć racjonalnie co kierowało Nią w danym momencie , dlaczego jej postępowanie było takie a nie inne... A jednak musiała. - Wyjaśnienia czego ? Wszystko Ci już powiedziałam Gregor... - przemówiła szeptem ocierając kolejno spływające łzy.
-Ja nadal nie rozumiem czemu się ze mną spotykałaś- powiedział twardo, nie kryjąc, głęboko ukrytych w sobie urazów. Chciał wiedzieć. Wszystko w dokładnych szczegółach, by zrozumieć Jej postępowanie. Owszem, sama wiedza to czasem za mało. By przynosiła ze sobą jakieś owoce, należy wdrążać Ją w życie. A kiedy On będzie wiedział, cierpienie będzie mniejsze. Będzie miał chęci, by próbować składać kolejne elementy swojego życia w całość. Jednakże… Chęci czasem to za mało… By coś osiągnąć, należy działać.a
- Popełniłam błąd , wybacz... - oznajmiła jednym krótkim zdaniem chcąc uciec od nękających ją wyrzutów sumienia , od bólu który z każdą chwilą narastał. Z chwilą kolejnych słów padających z ust szatyna. - Nie cofnę czasu Gregor chociaż bardzo bym chciała... - czy postąpiłaby podobnie? Wyszłaby za mąż bez miłości , jedynie z przywiązania? Tak. Tutaj nie miała wątpliwości. Gregor i oszustwa , których się dopuściła w jego przypadku.. Tam należałoby szukać możliwości odwrotu , powtórnego przeżycia , lecz nie jest to możliwe.
- Po co mnie zwodziłaś?! Po co robiłaś mi tę cholerną nadzieję?! Czemu pozwoliłaś angażować się z dnia na dzień coraz bardziej?!- nawet nie zdołał zauważyć momentu, kiedy Jego głos przerodził się w krzyk. Krzyk rozpaczy i paniki, która była jedną z uczuć, które potrafił w sobie rozróżnić. Zanim się obejrzał, stał się ogromnym, chodzącym znakiem zapytania, który nie potrafił stąpać po stabilnym podłożu.
- Bo z każdym dniem zależało mi na Tobie coraz bardziej ... - wrzasnęła nie mając już siły ukrywać swoich uczuć . Prawdziwych , szczerych. - Wiem , że to brzmi niedorzecznie i niewiarygodnie dla Ciebie , ale pokochałam Cię na nowo Gregor , a to było czymś niezrozumiałym dla Nico... - próbowała wytłumaczyć , wiedząc że z każdym wypowiedzianym słowem pogrąża się coraz bardziej w oczach Austriaka.
-Ty mnie co?- patrzył na Polkę okrągłymi ze zdziwienia oczyma, nie mogąc przyswoić słów wypowiedzianych przez szatynkę. Czyżby nadzieja ponownie została ponownie wlana do Jego obumarłego serca? Na duszy poczuł parzące ciepło, które z każdą chwilą zwłoki potwierdzenia swych słów przez Ann dokuczało coraz bardziej.- Ja już Cię wcale nie rozumiem, dziewczyno…- westchnął bezsilnie.
- Kocham Cię Gregor...- wyszeptała po czym niemalże natychmiast przywarła swoją sylwetką do postaci Austriaka składając na jego ustach delikatny , a zarazem przepełniony uczuciami pocałunek , którym chciała pokazać jak bardzo jej uczucia są prawdziwe , jak wiele dla Niej znaczą chociaż nie potrafi tego okazać...- Kocham ... - dodała patrząc w czekoladowe tęczówki , w których mieścił się jej świat , radość i szczęście , których tak się obawiała , a których zarazem tak bardzo potrzebowała.
-I co z tym zrobimy?- odezwał się,  niemiarowo wciągając powietrze do swych płuc. Jej pocałunek. Dotyk pełnych,  aksamitnych ust były niczym zimna morska fala, która zgasiła palący ból.  Szczerość wręcz wypływała z każdego ruchu, który wykonywała. Przede  wszystkim spojrzenia, które czarowało każdym calem swych zielonych  tęczówek. I właśnie  takich momentach,  zastanawiał się, dlaczego spośród milionów innych mężczyzn na tym  globie, Ona zauważyła właśnie Jego. Tak pełnego wad i niedoskonałości…
- Nico zażądał , abym wróciła do Niemiec .. - powiedziała wtulając się w ciepłe ramiona skoczka , w których czuła się bezpieczna. To w ich ' ukryciu' chciała stawiać czoła przeciwnością losu , to z Nimi u boku chciała walczyć ... - Dopóki jestem jego żoną muszę przy Nim być  ... - dopowiedziała nieco ciszej przymykając powieki. Myśl o tym , że czeka ją rozstanie z Gregorem była okrutnym następstwem jej błędów. Pomyłek za które czas najwyższy zapłacić.
-Jak długo będziesz Jego żoną?- zdołał wycedzić, gładząc delikatnie, lecz czule, Jej plecy. To Jej uśmiech. Jej dotyk. Zapach. Usta. Obecność. Sprawiły, że choć na chwilę poczuł smak szczęścia. Mimo że nie miał jeszcze pewności, czy pojawi się w Jego życiu, to już na zawsze będzie w Jego sercu. Mimo wszystko. I już na zawsze będzie o Niej myślał. Słyszał w głowie Jej głos. Tęsknił…
- Nie wiem Gregor ... - kolejna łza odnalazła swoją drogę na policzku Ann. Dobrze wiedziała co mówi , znała każde słowo które wypowiadał Rosberg , gdy tylko wspomniała o rozwodzie... Słowa , które mogłaby recytować z pamięci .. Utrwalone , bolesne , ale jakże możliwe do realizacji... - Nico nie da mi rozwodu. Dla Niego Nasz związek jest jeszcze do uratowania...
- Ty Ann chcesz tego rozwodu?- ujął Jej twarz w dłonie, czując, że  Jego ciało przeszywają dreszcze. I mimo wszystko w Jego oczach znów  zabłysła nadzieja, że kiedyś ponownie popatrzą sobie w oczy, na ustach  składać będą czułe i pełne namiętności pocałunki, czując się tak  cudownie, że nie będzie to realne…
...
~~♥♥~~

Skoro ludzie mają już to jedno życie podarowane przez los, powinni wykorzystać je jak najlepiej. Wiadome jest, że nigdy nie zrobi się tego w pełni, lecz próbować zawsze warto. Nawet trzeba. To obowiązek, by w dniu śmierci nie żałować. Niczego nie żałować… Patrzmy w oczy naszym słabością. Śmiejmy się do nich oraz z nich. Wybaczajmy błędy. Przynajmniej starajmy się. Odpuszczajmy, gdy coś nas niszczy od środka. Nie dopuśćmy do sytuacji, w której oddamy serce komuś, kto nie potrafi tego docenić. Zauważajmy tych, którym naprawdę na nas zależy…
-Witaj, Morgi- wymruczała do słuchawki telefonu, cwanie wykrzywiając swoje usta w kulawy uśmieszek.- Pamiętasz mnie, prawda? Mia. Ostatnie zgrupowanie. Dobrze się ze mną bawiłeś- mówiła dalej, czując, że w Jej serce napełnia się dziwnym ciepłem.
- Mia? - sam sobie zadał pytanie nie mając w głowie żadnego rozsądnego wytłumaczenia odebranego telefonu ... nie kojarząc nawet w najmniejszym stopniu imienia swojej rozmówczyni. Kompletna pusta , która dotyczy sfer w Naszym życiu , które uważamy za mało istotne , aby o Nich pamiętać i tak właśnie skwitowane zostało jego spotkanie z dziewczyną. - Co u Ciebie? - ciągnął sam nie wiedząc po co właściwie to robi , skoro wspomnienia o Austriaczce są nawet nie znikome... Ale taki już był. Nie chciał ranić osób trzecich swoim zachowaniem chociażby miał udawać , że wszystko wie i pamięta doskonale.
-Tęsknię- powiedziała sztucznym, udawanym, zawiedzionym głosem.- Kiedy się spotkamy? Trzeba to powtórzyć, kochanie- oznajmiła pewnie, nie spodziewając się jakichkolwiek sprzeciwów ze strony blondyna. Wieczór, który spędzili razem nadal został żywy w Jej głosie. Jego dotyk czuła na swoim ciele do dziś. W uszach słyszała ten sam czuły głos… Wszystko było żywe, wyraźne, do bólu realne w Jej głowie.
- Kochanie?! - niemalże krzyknął zagłębiając się w treść usłyszanych słów. - Przepraszam Cię , ale to chyba jakaś pomyłka , więc bądź tak miła i nie zabieraj mi więcej czasu , dobrze... - zażądał wiedząc już skąd może znać osobę będącą po drugiej stronie połączenia. Mia. Nic nie znacząca kobieta w jego życiu. Miła odmiana od nużących treningów... Zabawka? Nie. Kompanka do rozmowy , jakiej w tamtym okresie swojego życia potrzebował...
-Zapomniałeś już jak było Nam dobrze?- cwanym głosem, krok po kroku, osiągała swój cel. Powoli. Z umiarem. W opanowany sposób. Lecz dotrze do Niego. Kiedyś na pewno. Zbyt dużo faktów stało po Jej stronie. Kiedyś nawet Jej marzenia się spełnią. A spełnieniem ich będzie właśnie osoba, posiadająca nazwisko Morgenstern.- Byłeś wspaniały, Thom. Nie mogę o Tobie zapomnieć…
Gdyby mógł krzyczeć zrobiły to niemalże natychmiast. Gdyby mógł zakończyć połączenie nie zastanawiałby się ani sekundy... Ale nie. Niewyjaśnione sprawy należy dokładnie z zamierzonym rezultatem wyjaśnić , tym bardziej jeżeli ich przebieg tak dosadnie różni się w odbiorze z każdej z zainteresowanych stron. - Czy ja o czymś nie nie wiem ? - zaśmiał się podirytowany. - Przecież prócz rozmowy i kilku pocałunków i to zainicjowanych przez Ciebie do niczego między Nami nie doszło... - odpowiedział przejrzyście jak tylko potrafił , łudząc się , że kobieta jedynie przez nieuwagę zagalopowała się w swoich wyznaniach.
-Przecież mówiłeś mi jak bardzo jestem dla Ciebie ważna- przypomniała, nadal wspominając wieczór spędzony z blondynem. Teraz widziała jednak komplikacje. Zdała sobie sprawę, że nie wszystko będzie tak łatwo wyglądało, jak sobie to zaplanowała. Jednakże zdobędzie Go. Nie będzie patrzeć na konsekwencje.- Znalazłam Cię. Sama proszę o kontakt. Powinieneś być wdzięczy, Thom. Teraz nic nam nie przeszkodzi…
-Ty siebie słyszysz?! - nie potrafił już opanować emocji , które w Nim wręcz wrzały. Nie mógł słuchać słów , które były czymś wyssanym z palca... Ważna? To słowo odbijało się w jego umyśle niczym gumowy kauczuk , skutecznie uniemożliwiając racjonalne spojrzenie na pewne sprawy ... na zachowanie spokoju ... Najważniejsza była Vanessa. Od zawsze i na zawsze. Nie mogło być inaczej. Nigdy. - Jeżeli to wszystko co masz do powiedzenia to żegnam. - warknął chcąc zakończyć połączenie.
-Ja siebie słyszę. Szkoda jedynie, że Ty mnie nie…- ciągnęła dalej, nie tracąc pewności zdobycia swego celu z tonu własnego głosu.- Ciekawe, czy Twoja Vanessa zdoła mnie usłyszeć…- dopowiedziała, chcąc coraz bardziej wzbudzać swoim pojawieniem się w Jego życiu, Jego niepokój. Kiedy zmiękczy się swoją ofiarę, jest podatniejsza na dalsze ataki. Z Jej strony, niekoniecznie te złe, mające na celu Go dobić…
- Nie waż się poruszać tematu Vanessy , bo przestanę być tym Thomasem , którego niby znasz! - wrzasnął nie zdając sobie tak do końca z tego sprawy.
Bezsilność w stosunku do niemalże obcej osoby , grała główną rolę w tej niepotrzebnej nikomu konwersacji. Nie miał najmniejszego powodu , aby być miłym czy też wyrozumiałym ... Nie mógł utożsamić się z kłamstwami , które docierały do jego uszu. Doskonale pamiętał tamten wieczór , każde słowo , które nie przypominało w żaden sposób powielonych przez kobietę wypowiedzi. - Słuchaj! Jeżeli to co się wydarzyło na obozie odebrałaś jakoś dwuznacznie to wybacz , ale z mojej strony to były nic nie znaczące epizody , które nie zasługują nawet na miejsce w mojej pamięci ... - zakończył wyraźnie zdenerwowany.
-Kocham Cię, Thomasie- powiedziała szybko, nie reagując w żaden sposób na zdenerwowanie blondyna. W miłości najważniejsza jest cierpliwość. Cierpliwe poznawanie ukochanej osoby oraz siebie, gdy znajdujemy się blisko miłości życia. W szczególnie opracowanym przez Nią planie, cierpliwość odgrywała znaczącą rolę, zatem niewiele mogło Ją zaskoczyć.- Ona nie da Ci niczego, co mogę dać Ci ja!
- Słuchaj i staraj się zapamiętać , bo to już nie jest zabawne w żadnym stopniu. - zażądał nie ujmując z barwy swojego głosu złości oraz zdenerwowania. Krzyczał , choć wiedział że nie powinien. - Nie mam najmniejszej ochoty na słuchanie tych bzdur , które mi tutaj podsuwasz z każdą chwilą. To co było to było. Przeszłość rozumiesz? Nigdy niczego Ci nie obiecywałem , a tym bardziej nie dałem Ci powodów do tego co mi w tej chwili insynuujesz , więc grzecznie proszę , abyś rozłączyła się natychmiast , a co za tym idzie dała mi święty spokój , bo uwierz , że moja cierpliwość ma swoje granice! - warknął rozglądając się nerwowo po mieszkaniu.
-Kochanie, co Ty możesz?- zaśmiała się niewesoło.- Poza tym, obiecuję Ci, że już niedługo będziemy razem, naprawdę- powiedziała poważnie, wyrzucając ze swojego głosu jakikolwiek marzycielski charakter. Nawet łagodność i spokój nagle wyparowały. Sprawę związku z blondynem, traktowała nadzwyczaj poważnie. A co najważniejsze… realnie.- Porozmawiam niebawem z Vanessą. Pozbędę się Jej z naszego życia. Nie będzie Nam przeszkadzała. Nie musisz się tego obawiać…
- Koniec, rozumiesz?! - Nawet dla niego było już za wiele. Zbyt wiele teorii , za dużo słów , ale wprowadzenie w to wszystko Vanessy było ciosem poniżej pasa , który przelał szalę łagodności na poczet goryczy i zażenowania. - Jeżeli chociaż przez ułamek sekundy , nawet przypadkiem zobaczę Cię w otoczeniu mojej Vanessy pożałujesz dnia w którym mnie poznałaś , a uwierz potrafię wyegzekwować to co obiecam. - krzyknął nie przebierając w słowach , które same cisnęły się na język. 
-Twoją Vanessą?!- krzyknęła, nie wytrzymując dalej słów, którymi bombardował Ją Thomas, a które jakże skutecznie dźgały Jej duszę.- Twoją Mię! Ja jestem Twoja, rozumiesz?! Ja! Nie ta Vanessa. Ja, Thomas?! Ja! Mia!- krzyczała, nie potrafiąc zapanować nad tym, co zawładnęło Jej ciałem. Jak umiejętnie ciągnęło za sznurki Jej głowy, serca i języka.
- Spotkajmy się za godzinę w parku niedaleko hotelu w którym się poznaliśmy , dobrze? - oznajmił łagodniejszym tonem głosu. Po co to robił? Czyż takim zachowaniem nie daje dziewczynie nadziei na dalsze złudzenie ? Na nadzieję , że to co robi bądź mówi jest dla Niego samego tak samo ważne? Nie. Rozmowa w cztery oczy , wyjaśnienie wszystkiego , a także dobitne wytłumaczenie Mii , jak wygląda sprawa oczami Thomasa będzie najrozsądniejszym rozwiązaniem. Jak dobrze wiadomo , nikt jeszcze nic nie osiągnął krzycząc czy poddając się zdenerwowaniu.
 - Ale wtedy obiecujesz, że nic nas już nie rozdzieli?- spytała pobudzona, przelewającym się głosem nadziei. Spotkanie. Ona. Thomas. Ta, gdzie to wszystko się zaczęło. Czy może istnieć romantyczniejszy scenariusz ponownego splotu Ich wspólnych dróg?- Obiecujesz, że kiedy się spotkamy, nic nas nigdy nie rozdzieli?- mówiła, przyłapując się na zaszklonym wzroku. Łzy wzruszenia… Rodzaj łez, których ludzie są zwolennikami.  
- Porozmawiamy na miejscu , dobrze? - nalegał nie chcąc składać obietnic , których nie był w stanie dotrzymać. Jedyne czego chciał , czego oczekiwał od przyszłej konwersacji to wyjaśnienia. Konkretne , dobitne słowa , które mają wyjaśnić Mii , jak wygląda sprawa Ich dalszej przyszłości. Przyszłości , która według dziewczyny idzie ku stworzeniu , a według Thomasa nie ma nawet racji bytu.  
-Obiecaj!- krzyknęła gwałtownie, słysząc próby ucieczki od złożenia obietnicy, która w Jej mniemaniu mogłaby być gwarancją czegoś, co istniało między osobą Morgensterna, a Nią.- Ja zajmę się Vanessą. Muszę zobaczyć Jej minę, kiedy  oznajmię Jej, że kochasz mnie, nie Ją- zaśmiała się cwanie z wyczuwalną satysfakcją i zwycięstwem.- Thom, ja wiedziałam, że wtedy nic nie było przypadkiem. Że nie jestem Tobie obojętna… 
- Zamkniesz się w końcu?! - wrzasnął podirytowany. Teorię , które do Niedawna układał w swojej głowie zbladły niczym przyćmione słowami , które z każdą sekundą wyprowadzały Go z równowagi. - Kocham Vanessę najmocniej na świecie i to ona jest kobietą mojego życia , więc Ty i te Twoje uczucia nie znaczą dla mnie zupełnie nic! - Dał się sprowokować i jak przystało na prawdziwego mężczyznę walczył o swoje szczęście , które jak zauważył było zagrożone poprzez obecność Mii w Jego życiu. 
-Czemu kochasz Ją, a nie mnie?- powiedziała cieniutkim głosikiem, czując wyraźny ból w klatce piersiowej. Nadzieja. Marzenia. Wyobrażenia. Uczucia… Wszystko zostało zranione. Zniszczone. Podarte na milion malutkich kawałeczków, niczym szkło.- Mylisz się… Jestem tego pewna… Mówisz to po to, żeby nie zranić Tej drugiej… Wiem to…- mówiła jakby sama do siebie.
- Ty powinnaś się leczyć , wiesz? - powiedział niczemu nie wzruszony.  Słowa , które już nie robiły na Nim wrażenia , chociaż w małym stopniu wprawiały Go w paraliż strachu. Nie o siebie. Walka toczyła się o Vanessę o jej potrzeby , o jej szczęście. O wszystko co jest z Nią związane. - Daj Nam spokój rozumiesz?! 
-Nie- odpowiedziała twardo, pewna swoich racji.- Skoro jesteś pewien, że do mnie nic nie czujesz, nie będziesz również czuł do Niej, rozumiesz?!- krzyknęła, nastawiając się na zemstę, która będzie nieunikniona w scenariuszu Jej życia.- Jeśli będę chciała, zrobię z Waszą szczęśliwą rodzinką, co tylko będę chciała- zagroziła, czując, że i tak niewiele może stracić postępując złowrogo dla każdego i w stosunku do każdego…
  - Nie waż mi się grozić , słyszysz?! - warknął czując , że emocje które się w Nim gromadzą sięgają punktu kulminacyjnego. - Jeżeli komukolwiek z mojej rodziny spadnie z głowy chociaż włos , to obiecuję że poznasz obliczę prawdziwego Thomasa Morgensterna. A to będzie jedyna obietnica , którą Ci złożę , więc radzę Ci dobrze sobie ją zapamiętaj! - krzyknął rozłączając się.

--------------------------

Nie potrafię dziś powiedzieć Nic co mogłoby zabrzmieć w sposób konstruktywny.
Jest po prostu źle... Smutno.
A powinno być zrozumienie.
Nie ma...

Jedno najważniejsze:
' Vielen Dank Thomas! Fruń jak najdalej ' 

 

czwartek, 18 września 2014

Dwudziesta dziewiąta odsłona codzienności...

 

 Nasz świat jest w naszym wnętrzu, w naszych myślach, emocjach i uczuciach i to on kreuje naszą dobrą lub złą rzeczywistość...


~~♥♥~~

Uciekała, znowu. Wynajęła w swojej wyobraźni prywatny domek z ogrodem i dużym basenem. Każdego dnia przychodziła tam, siadała przed nim, wdychając czyste powietrze i patrząc w niebo. Każda gwiazda świeciła dla Niej, mogąc wybrać którą chciała i nazwać swoim imieniem. Czasem przychodziła do Niej mała dziewczynka. Cały czas się uśmiechała, ale Ona czuła jej samotność. Była wszechogarniająca. Gdy pytam czy wszystko w porządku, czy jest szczęśliwa, odpowiadała, że tak. Wtedy Ona pokazywała jej niebo, kazała wybrać gwiazdę i wypowiedzieć życzenie. Ale ona niczego nie chciała. Otworzyła oczy i dotarło do Niej, że tą małą dziewczynką była ona sama. Ann.. Samotność, która ją wtedy ogarniała, wciąż była obecna w jej życiu. Nie ważne, dokąd by uciekła, ona zawsze ją znajdzie...
Wybór stał się banalnie prosty...
~~♥~~
Płakała. Po prostu płakała, patrząc na malutką, kruchą istotkę, która zdana była tylko na Nią. Miała tylko Ją i to Ona była jej jedyną podporą. Macierzyństwo faktycznie było najpiękniejszą rzeczą, która może spotkać kobietę. Dodawała skrzydeł i chęci w doskonaleniu siebie dla dobra dziecka. Mimo że Jej macierzyństwo przeplatało się z niepewnością oraz wstydliwą niewiedzą w związku z ojcem Małego. Lecz teraz nie o tym chciała myśleć. Była Ona i On. Malutki Oliwer, który nieświadomy zła tego świata, spokojnie spał. Zakryła swą dłonią usta, by szlochem nie dopuścić do obudzenia się Oliego. Łzy nadal wzbierały się pod Jej powiekami. Przyjemne łzy wzruszenia. W końcu miała kogoś, kto na zawsze był Jej i dla Niej. A i Ona ma dla kogo być… To piękna świadomość. Uczucia, które napełniały Ją od środka, sprawiały, że w końcu wiara na normalne życie została przywrócona.
-Nie płacz. Tu trzeba się cieszyć- usłyszała aksamitny głos przepełniony ciepłem, który kiedyś był dla Niej rajem. Kołysanką dla zmysłów, którą mogła słuchać o każdej porze dnia i nocy. Teraz jednak stała się szybko przekleństwem. Błędem, na którego momentami nie chciała nawet patrzeć…
-Co Ty tutaj robisz?- spytała drażliwie, wycierając niezdarnie zaczerwienione od płaczu oczy.- Nie powinno Cię tutaj być- błądziła wzrokiem po jasnym podłożu, czując, że Jej twarz oblewa rumieniec. Zawstydziła się na myśl, że będzie musiała tłumaczyć jeszcze raz, coś czego sama do końca nie potrafiła zrozumieć.
-Wiem wszystko-oznajmił, zajmując miejsce obok Polki.- Poczekam, do kiedy będą wyniki badań na ojcostwo- uśmiechnął się, kiedy gładził kciukiem po delikatnym policzku małego Oliwera. Poczuł uczucie, którego dotychczas nie znał. Rozczulenia. Jakby ta mała istotka leżąca niedaleko Niego, zmieniała wszystko wokoło samą swoją obecnością.- Będę z Wami choćby nie wiem co działo się na tym świecie- uśmiechnął się, obejmując ramieniem Polkę, która obserwując postawę Niemca zaniemówiła.
Miłość jest kombinacją podziwu, szacunku i namiętności. Jeśli żywe jest choć jedno z tych uczuć, to nie ma o co robić szumu. Jeśli dwa, to może nie jest to mistrzostwo świata, ale blisko. A jeśli wszystkie trzy, to śmierć jest już niepotrzebna: trafiliśmy do nieba za życia , a co jeżeli wszystkie te czynniki łączą się ze sobą dając Nam nadzieję na trwałe szczęście , a po kilku złudnych chwilach zmieniają swoją wizję odchodząc... Zanikają usuwając się w cień za sprawą jednej znanej Nam dobrze osoby... wraz z jej pojawieniem znika wszystko inne , wraz z Naszą kontrolą nad samym sobą? Andreas Wank. Postać , która stała się koszmarem jego przeszłości , osoba którą obwiniał za całe zło tego świata ukazał się oczom Thomasa w najmniej oczekiwanym momencie.
- Czego on tutaj chce? - zadał pytanie siląc się na naturalny ton głosu , co było nie lada wyczynem , gdy jego krew buzowała w żyłach jak opętana , a ciało zaczęły oblewać 'zimne poty'. - Wynoś się , rozumiesz? - dodał podchodząc do Vanessy , aby dostatecznie zaznaczyć swoją pozycję u jej boku. 
-Osobą, która powinna stąd wyjść jesteś Ty- powiedział nie patrząc ani razu na blondyna, lecz wyraźnie odczuwając Jego obecność. Pewność siebie, którą zdążył w sobie nagromadzić, wystarczyła na to, by być pewnym tego, że to On jest tutaj najbardziej potrzebny, a obecność Austriaka jest całkowicie zbyteczna. Niepotrzebna i psująca Jego wizje.- Zatem posłusznie, zabierz tyłek w troki i idź trenować. Nie będę Twoich upadków zganiać na złe warunki, czy pecha. Liczą się umiejętności- prychnął, przyciągając do siebie brunetkę. Gest dla ‘zaznaczenia terenu’.
  Bo z życiem jest jak z grą w siatkówkę, drużyna to ludzie, którzy nas otaczają, prze­ciw­ni­cy to prob­le­my, na które nat­ra­fiamy, a piłka jest drogą do osiągnięcia ce­lu, którym jest zdo­bycie pun­ku-naszych marzeń.. I tyl­ko od nas za­leży czy tra­sa piłki będzie czys­ta czy może za­haczy o blok a może spad­nie na aut? To my piszemy scenariusz swojej gry , swojego życia , decyzji i czynów , których się dopuszczamy...
- Umiejętności? - prychnął słysząc słowa Niemca, które wyraźnie Go rozbawiły. - Których Ty zresztą nie posiadasz , więc o czym my tu rozmawiamy ? - zaczął spoglądając pogardliwie na sylwetkę bruneta ... - Czekaj , czekaj ... Wszystkie swoje zwycięstwa zawdzięczasz swojej drużynie , bo z tego co sobie przypominam indywidualnie posiadasz jedynie dwa złote medale , więc z czym Ty do ludzi człowieku ? - zaśmiał się triumfalnie siadając na jednym z foteli. 
-Poszczęściło Ci się kilka razy w życiu i teraz zgrywasz szychę- przewrócił oczami, puszczając mimo uszu słowa Thomasa. Pewność siebie została i pozostanie mimo wszystko. Niektórzy ludzie nie dostrzegają własnych niedoskonałości. To co słuszne i dobre jest jedynie w nich. A przynajmniej tak im się wydaje…- W zasadzie to zawsze zastanawiało mnie jak to jest się wypalić, co? Ty jak widzę masz w tym doświadczenie. Chętnie posłuchałbym kilka słów- pierwszy raz spojrzał na blondyna, zawziętym wzrokiem, w którym tkwił z triumf.
-Jeśli chcecie sobie porozmawiać o skokach zróbcie to na korytarzu albo skoczni- syknęła stanowczo, obserwując poczynania i wymiany ciosów, które zadawali sobie wzajemnie Andreas i Thomas. Gdy w drzwiach zobaczyła Thomasa, Jej serce jakby zatrzymało się. Osłupiała jeszcze bardziej niż wtedy, gdy Jej oczy ujrzały Niemca. Miała złe przeczucia, nie pozwalające cieszyć się z chwili narodzin dziecka.
  Życie nie może być idealne. W życiu każdego pojawiają się przeszkody. Dzięki nim wiemy, że żyjemy. To one uczą nas tego, jak się zachowywać i stawiać im czoła. One kształtują nasz charakter. Bez nich byłoby nam zbyt łatwo. Przeciwności losu są jak kłody rzucane nam pod nogi. Musimy tylko znaleźć sposób, jak umiejętnie je przeskoczyć. Doświadczenie zawsze nam się przyda, a sam fakt pokonywania słabości może być ciekawym doświadczeniem. W końcu musimy przeżyć wszystko co zgotował nam los. On nie odpuszcza...
- Wystarczy , że spojrzysz w lustro i dokładne uosobienie wypalenia pojawi się przed Tobą ... - odpowiedział kąśliwie nie reagując na próby wyprowadzenia Go z równowagi. Zbyt wiele miał do stracenia , a może i nawet był zbyt pewny siebie , zbyt dumny żeby zachowywać się jak mały chłopiec , którego najsilniejszym punktem w rozmowie jest wyciąganie potknięć czy niedociągnięć drugiej strony. - Chcesz porozmawiać to wyjdźmy na zewnątrz. - zakomunikował po czym opuścił salę.
-Andreas, śmiało- wskazała na korytarz, na którym znajdował się blondyn.- Jeśli masz jeszcze jakieś pytania do Thomasa, wyjdź i pytaj. Ale nie rób mi tutaj chaosu, zwłaszcza kiedy Oli śpi- próbowała wysilić się na naturalny ton głosu, niezakłócany przez rozbawienie sytuacją, w której Thomas umiejętnie upokorzył Andreasa.  
-Nie pozwolę mu zbliżać się do mojego dziecka- powiedział nieco łagodniej, nie chcąc ponieść się fali skrajnych emocji, które nagle pojawiły się w Jego ciele. Z czułością w oczach patrzył na małego chłopca, który w obecnej chwili stał się centrum Jego wszechświata.
- Długo mam jeszcze czekać czy już sobie odpuściłeś? - zapytał wychylając się zza uchylonych drzwi. Widok , który zastał wzburzył w Nim jeszcze większe emocje niżeli wszystkie sytuacje z jego życia razem wzięte. - Nie waż się dotykać mojego syna! - wrzasnął na tyle głośno , aby móc zbudzić małego Oliwiera , lecz ku jego szczęściu tak się nie stało. Jednym zwinnym ruchem wyciągnął bruneta z pomieszczenia , uwalniając Go dopiero w bezpiecznej odległości korytarza.  
Założył ręce na bok z rozbawieniem patrząc na reakcję blondyna, która nie zrobiła na Niego większego wrażenia. Nie miał blondyna za wroga. Co najwyżej przeszkodę, którą musi ominąć, aby zaznać szczęścia w rodzicielskich barwach. Nie mówiąc nic, odwrócił się na pięcie, z powrotem wracając do wysterylizowanej, przepełnionej światłem sali. Po chwili zajął miejsce w nieludzko bliskiej odległości od brunetki, zamykając Ją w swym stalowym uścisku. Jego maślany wzrok nadal skierowany był na postać noworodka, który swym urokiem zdobył Jego serce. W podziwianiu tego, co może być Jego i dla Niego, nie przeszkadzały mu nawet gwałtowne ruchy, które wykonywała Vann, by oswobodzić się z uścisku Niemca. Jak widać, Jej starania i tak zdały się na nic…
  - Tylko na tyle Cię stać? - zapytał przybierając na swoje usta uśmiech , który dokładnie odwzorowywał rozbawienie sytuacją jak i pogardę dla zachowania , które prezentował Andreas. - Nic nie potrafisz załatwić normalnie , wszystko za pomocą siły? Naprawdę tylko tyle potrafisz? - jedyne co robił to drwił mierząc swym wzrokiem sylwetkę bruneta.-Nie udało Ci się siłą zatrzymać Ann , więc teraz próbujesz swoich sił na Vanessie i Oliwierze? Gratuluje pomysłowości ... - dodał biorąc małego chłopczyka w swe ramiona tuląc delikatnie do siebie. 
W pomieszczeniu słychać było jedynie drwiący śmiech Niemca. Łatwość z jaką odnajdywał się w danej sytuacji, była do pozazdroszczenia. Niewiarygodna była również pewność siebie, która zamiast tracić na swej sile, zachowywała się ona wprost przeciwnie. Wzrastała, jakby wiedział jaka jest prawda. Jakby wiedział więcej niż inny. Jakby miał pewność co do przedstawianych przez siebie racji.
-Nie byłbyś w stanie przyczynić się do stworzenia czegoś tak cudownego, więc tak. Naciesz się ile tylko możesz- ponownie zaśmiał się, patrząc ckliwym wzrokiem na Polkę, która nie rozumiała do końca Jego zachowania wobec Niej.
- Widzę , że pewność siebie Cię nie opuszcza i dobrze... - uśmiechnął się lustrując postać Andreasa , dogłębnie analizując jego poczynania względem jego osoby. - Jeżeli okazałoby się , że Oliwier jest Twoim synem , to będzie jedyna osoba , która chociaż czasami pomyśli o Tobie dobrze gdy już odejdziesz z tego świata , a to jakby nie patrzeć już coś .. - dodał głaszcząc delikatnie zaróżowiały policzek noworodka.
-Po co Ty sobie w ogóle robisz nadzieję?- kolejny raz zadrwił.- Przecież i ja, i Ty wiemy, że nie masz żadnych praw do tego maleństwa, więc z łaski swojej nie narażaj Go więcej na swoje towarzystwo i daj Małemu spokój. Teraz czas na pobyt z rodzicami- zerwał się na równe nogi, zrównując swe spojrzenie ze wzrokiem blondyna, próbując walczyć z Nim bronią, której miał w nadmiarze. Pewnością, dziwną do wytłumaczenia, a przede wszystkim do zrozumienia czy usprawiedliwienia.
- Dokładnie ... Pobyt z rodzicami , więc pożegnaj się ładnie i tam są drzwi... - oznajmił łagodnie z wyczuwalną pewnością w głosie... Mimo iż nie miał pewności , kto jest ojcem Oliwiera , nie dopuszczał do siebie innej myśli niżeli ta w której wraz z Vanessą tworzy rodzinę...Bo przecież najważniejsza jest więź pomiędzy ojcem , a dzieckiem nie ważne czy biologicznym , najważniejsze że owa więź istnieje , a Thomas i Oliwier tą więzią zostali połączeniu w dniu narodzin chłopczyka... Do dnia dzisiejszego każda myśl blondyna przepełniona jest uśmiechem małego, a każdy jego dzień rozpoczyna się z imieniem chłopca na ustach.  
-Radziłbym Ci nie przesadzać, Morgenstern, jasne?!- warknął stanowczo, gwałtownie zbliżając się do blondyna. Zachowanie Austriaka coraz bardziej działało mu na nerwy, mimo że On i tak miał pewność, że ojcem Oliwera jest właśnie On. Innej opcji nie mógł nawet rozważać. Kiedy tylko zobaczył małego, śpiącego chłopczyka, w którym zauroczył się od pierwszego wejrzenia. Jego myśli zostały przepełnione małą istotką, o której dobro postanowił zawzięcie walczyć z każdym, kto tylko nawinie się na Jego drodze do rodzicielstwa.- Już niebawem zarówno Oli jak i Vann będą ze mną połączeni, więc nie chcesz mieć we mnie wroga. Uwierz mi- groził, po czym, pewnym, lecz delikatnym ruchem ‘odbił’ z rąk Austriaka małego chłopczyka, którego zamknął w szczelnym, ojcowskim uścisku, który przepełniony był delikatnością do granic możliwości.
Każde uczucie , które przepełnia Nasze ciało i umysł zazwyczaj jest bezgraniczne , ale czy to prawda? Czy można mówić o bezgranicznej miłości w przypadku kobiety i mężczyzny? Nie. Nigdy nie będziemy mieć pewności , że owa miłość przetrwa nie ważne jak bardzo w nią wierzymy ... Wariant miłości partnerskiej zostaje obalony , ale to nie znaczy , że takowe uczucie nie istnieje... Ono jest .. silne , nieprzezwyciężone. Uczucie jakim rodzic darzy swoje dziecko jest czymś tak pięknym , że aż nieprawdopodobnym ... uczuciem bezgranicznie doskonałym pozwalającym ' zakochanej' osobie przezwyciężyć wszystko i wszystkich ... - Powiedziałem Ci już , że nie ważne jakie będą wyniki badań zawsze będę traktował Oliwiera jak swojego syna czy chcesz tego czy nie. - oznajmił patrząc na postać Andreasa w pogardliwy sposób. - I nie staraj się nawet mi grozić , bo w tej sprawie do powiedzenia masz niewiele . Zdanie Vanessy jest dla mnie najważniejsze. - dodał podchodząc do brunetki z uśmiechem na twarzy.
-To żałosne jak się podlizujesz Vanessie- zaśmiał się, postrzegając zachowanie blondyna jako przygotowanie sobie gruntu na przyszłość. Postrzegał wszystko co robił blondyn, jako panikę przed tym, co nieuchronnie się zbliżało. Poznanie prawdy, w której to brunet odniesie triumf. Były to jednakże tylko Jego pewność siebie. Czy zgubna? To okaże się, kiedy testy na ojcostwo rozjaśnią ich trójce, a właściwie czwórce, umysł.- Jesteś taki podobny to taty- powiedział z dumą, nadal trzymając na rękach kruchą istotkę.
-Mam dosyć!- krzyknęła, lecz w tak umiejętny sposób, by nie zbudzić Oliwera.- Kłócicie się o Małego jakby był rzeczą. Nagrodą, o którą walczycie, by sobie coś udowodnić!- wyrzuciła swoje żale, nagromadzone podczas obserwacji zachowania Thomasa oraz Andreasa.- Tak naprawdę to jest mój synek, rozumiecie?! Mój i tylko mój! Wy swoim zachowaniem potwierdzacie jedynie, że nie jesteście godni bycia ojcem!- zlustrowała spojrzeniem obu z mężczyzn.- I tyczy się to do Was obydwóch. Bez wyjątku- wycedziła, patrząc w jaki sposób Andreas obchodzi się z Olim. Zupełnie niepodobne do Niego zachowanie, mogło jedynie świadczyć, że naprawdę się przejął i naprawdę zależy mu na Oliwerze.  
- Czy Ty zawsze musisz stwarzać problemy Wank ? - Thomas podszedł do mężczyzny , zabierając z jego dłoni noworodka , którego z delikatnością widoczną ludzkim okiem podał Vanessie uśmiechając się lekko. - Nie możemy usiąść i porozmawiać jak dorośli ludzie? Spokojnie bez kłótni? Chcesz czy nie musimy się dogadać dla dobra Vanessy i Oliwiera... - sam Thomas nie był przekonany do pozytywnego zakończenia owej sprawy , ale nie miał innego wyjścia. Nie chciał ranić Vanessy swoim zachowaniem . Nie miał żadnych ukrytych celów ... chciał jedynie zrobić wszystko , aby polka i jej synek mieli szczęśliwą rodzinę.
-A teraz do widzenia Panom- powiedziała łagodnie, tuląc do siebie delikatnie małego człowieczka.- Mam nadzieję, że odwiedzicie nas kiedyś, kiedy już wydoroślejecie i zrozumiecie jak trzeba zachowywać się przy dziecku- uśmiechnęła się do chłopczyka, który niemal w tej samej chwili otworzył niezdarnie swe oczka, patrząc zdezorientowanie na to, co Go otaczało.
  -O nie, teraz to ja nie odejdę- powiedział pewnie Niemiec, zajmując miejsce obok Polki, która szczerze nie miała już więcej sił sprzeczać się z brunetem. Po prostu ze wzruszeniem patrzyła w Jaki sposób Andreas podziwia maleństwo. A robił to w naprawdę cudowny dla Niej sposób.- Chcesz Go potrzymać?- spytała, chcąc dodać jeszcze więcej przyjemności Niemcowi
Tak często chcemy powiedzieć jak bardzo rani Nas zachowanie innych ludzi , że z czasem robi się to coraz trudniejsze... Czułe słowa , gesty .. aprobata ze strony brunetki dla poczynań jakie rezentował Andreas Wank powodowała większe obciążenie psychicznie niżeli niejedna kontuzja, presja czy zwyczajny brak formy ... ale cóż mógł zrobić? Jak się zachować , aby poprzez swoje wybuchy złości nie zerwać i tak już bardzo cienkiej więzi jaka łączyła go z Vanessą. Patrząc na zachowanie jakie oboje prezentowali milczał zastanawiając się czy faktycznie jest na właściwym miejscu , czy nie zachowuje się zbyt absurdalnie... - Nie będę Wam przeszkadzał , poczekam na wyniki na zewnątrz.. - oznajmił , chcąc zachować się w owej sytuacji jak najbardziej korzystnie.. odpowiednio do swojego wieku , adekwatnie do charakteru , którego brakowało najwyraźniej Niemcowi.
-Czyli nie chcesz spojrzeć w brązowe ślepka Oliego?- spojrzała ciepło na Austriaka, który zmierzał w kierunku korytarza. I to był właśnie Jej plan. Najpierw rozczulić i uspokoić Andreasa, a później delektować się chwilą wraz z Thomasem, któremu widocznie swoim zachowaniem sprawiła niechciany ból. Nie rani się kogoś, kogo się kocha. Jeśli już to się zrobi, popełniony błąd zawsze pozostanie w umyśle. Rany może się zabliźnią, lecz my będziemy zawsze pamiętać zawód w oczach ukochanej osoby.
-On?- wykrztusił zaskoczony Niemiec, niechętnie oddając w ręce Vanessy małą istotkę, która zawładnęła Jego sercem. Gdyby nie fakt, że szarpiąc się z Nią przy składaniu Małego na Jej ręce, naraziłby się jedynie na brak przychylności ze strony Polki, to nie oddałby Oliwera tak łatwo.
-Tak, Thomas- odparła łagodnie, przeglądając się w brązowych tęczówkach Niemca.- Macie równe prawa- dopowiedziała, tym razem patrząc z uśmiechem na Thomasa.
Dziecko. Najpiękniejszy ze skarbów podarowanych Nam przez los. Jedno spojrzenie wystarczy , by całe Nasze dotychczasowe życie zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
A jeżeli mamy w swoim życiu dwa tak cudowne spojrzenia życie wydaje się być wręcz idealne. Lilly i Oliwier. Dwie najważniejsze istoty w egzystencji Thomasa nie pozwalały mu się poddać w żadnym z przeciwieństw losu... Stojąc obok Vanessy patrzył w ciemnobrązowe oczka małego chłopczyka , który uśmiechał się do Niego , co Thomas natychmiastowo odwzajemnił. - Jest taki piękny .. - szepnął , gładząc delikatnie policzek noworodka tak jak kiedyś gładził delikatną i zaróżowiałą skórę swojej małej córeczki Lilly Morgenstern. 
-Po tatusiu- warknął drażliwie Wank, widząc obrazek malujący się na Jego oczach. Thomas zafascynowany małym chłopczykiem, Vann patrząca na Nich maślanym wzrokiem, jak na największe skarby istniejące na świecie.- Zwłaszcza te brązowe, bezdenne oczka- z cwanym uśmieszkiem, w każdy sposób próbował zasugerować blondynowi, że jednak On ma rację, przez co dokonałby czegoś niesamowitego. Zemsty za wszystko. Bo czy może być coś gorszego od odebrania dziecka? Nieważne, że niebiologicznego.
- Oliwier ma oczy swojej mamy .. - odezwał się niewzruszony na zaczepki ze strony Andreasa. Wewnątrz jego ciała wszystko buzowało ze złości , ale na zewnątrz? Thomas był oazą spokoju i opanowania , której nie jedna osoba mogła mu pozazdrościć. Gra pozorów z jego strony ? Zdecydowanie tak... Dobry aktor , dostosuje się do każdego spektaklu , by w efekcie końcowym pokazać na co naprawdę go stać. 
-Dzień dobry- w pomieszczeniu rozległ się przyjazny głos pielęgniarki, która trzymała w swej ręce większych wielkości kopertę, która jako jedyna wiedziała jaką treść ukrywa. Każdy z Nich wiedział co to oznacza. Prawda jest bliżej, niż każdemu się to wcześniej wydawało. Nadszedł czas na zwycięstwo i na porażkę. Pytanie: kto wcieli się w czyją rolę?- To do Pani- kobieta w podeszłym wieku wręczyła Vanessie kopertę, po czym wyszła z sali.
-Thomas, odłóż proszę Oliwera na miejsce- poprosiła, posyłając blondynowi ostatnie porozumiewawcze spojrzenie, w którym widoczna była jedynie panika i strach. Ona sama bała się tego, co Ją czeka. Miała świadomość, że jeśli jest przy Niej mały Oli, wszystko musi być w porządku, lecz kwestia ojcostwa nie pozostawała bez znaczenia. Bała się, bo nie miała pojęcia co czeka Ją w życiu dzielonym z jednym z mężczyzn. Jednego się obawiała, drugiego kochała ponad siły. Czy los okaże się tak okrutny, odwracając Jej rzeczywistość do góry nogami?
Jedyne co czuł to strach i niepewność , która całkowicie zawładnęła Jego ciałem. Nie miał nawet przysłowiowego ' przeczucia' , jakie wiadomości zawiera duża koperta , którą w ręku trzymała Vanessa... Przymknął na chwilę powieki wdychając ze świstem powietrze do swych płuc... Czuł jakby brakowało mu tchu , chociaż nie znał jeszcze prawdy , a gdyby wiedział chociaż w najmniejszym calu coś czego dowiedział się po chwili nie chciałby poznać tych informacji. Życie w niewiedzy? Na tamten moment tylko to wydawało się być najrozsądniejsze dla Niego samego. Najlepsze ... najuczciwsze ... Coś co nie sprawi mu znienawidzonego bólu. 
Wszystko nagle stanęło Jej przed oczami. Przewijało się czak czarno-biały film klatka po klatce. Począwszy od poznania Andreasa, kończąc na tym, jak Niemiec jeszcze przed momentem skakał do gardła Thomasowi. Każda fotografia, która przewijała się przed Jej oczami, była tylko jedną klatką filmu, który odtwarzał się za każdym razem, gdy swymi myślami sięgała w przyszłość. A teraz właśnie film Jej życia miał uzupełnić się o kolejne cenne informacje, które całkowicie zmienią historię każdego z Nich. Drżącą ręką wyciągnęła z koperty wyniki badań. I pomyśleć, że jeden bezwartościowy papier, może odmienić całe życie…
-Andreas, będziemy musieli ustalić wizyty, kiedy będziesz widział się z Małym- powiedziała ciągle łamiącym się głosem, załzawionym wzrokiem patrząc na blondyna, który stał tuż obok Niej. I nie wytrzymała. Gwałtownie zbliżyła się do chłopaka, zajmując miejsce w Jego uścisku. Łzy same cisnęły się do Jej oczu. Nienawidziła blondyna za wszystko. Za to, że dał Jej tą cholerną nadzieję, z której i tak nic nie wyszło. Nadzieję, w której to On jest ojcem Oliego, choć wewnątrz Niej i tak to nie miało prawa zmienić bezwarunkowej miłości, którą obdarzyła Oliwera od samego początku. Nienawidziła za nieprzespane noce, w których snuła dla Nich plany na przyszłość, nawet wbrew sobie. Za litry połykanych łez, kiedy pragnęła Jego obecności, a Jego nie było… Był w sercu, chciał być, ale nie mógł… Nienawidziła Go za tak wiele rzeczy, ale przede wszystkim kochała Go ponad własne siły. Miłość ma silniejszą moc niż nienawiść. Dlatego właśnie czuła się tak żałośnie…
-To była tylko formalność. Od początku to wiedziałem- dokładnie zaakcentował każde słowo. Na Jego duszę właśnie wlała się fala kolejnego przypływu pewności siebie, która tylko potwierdzała i dopełniała smaczek wyższości nad blondynem. Jednak wraz z radością, którą poczuł, zorientował się jak niewiele dzieliło Go od porażki, zawiedzenia i goryczy, którą poczułby, kiedy to blondyn faktycznie okazał się ojcem małego Oliwera.- Chodź do tatusia, synku- mówił czule, biorąc na ręce małego chłopczyka. 
I stało się . Życie po raz kolejny pokazało mu bolesną prawdę. Odkryło karty , wyciągając przysłowiowego 'asa z rękawa' , aby to on stał na straconej pozycji , aby to on musiał dostosować się do innych odsuwając swoje potrzeby i pragnienia na dalszy plan. Patrząc jak Andreas obchodzi się z małym Oliwierem po Jego policzku spłynęła łza.. Łza smutku , którą niezauważalnie otarł umacniając uścisk w jakim trzymał Vanessę... Nie czuł złości , nie miał prawa jej odczuwać , bo ona niczego by nie zmieniła , nie mógł mieć pretensji , bo do kogo miałby je mieć? Może do siebie samego , że dał sobie nadzieję. Nadzieję na pełną rodzinę , na szczęście , na rodzeństwo dla Lilli. .. Milczał , bo cóż innego miał zrobić , by nie dać sprowokować się słowom do walki i rywalizacji , która nie byłaby dobrym rozwiązaniem dla Oliwiera.
-Przeprowadzicie się teraz do mnie. Nie będziecie wiecznie mieszkać u Fettnera- uśmiechał do delikatnie, bawiąc się malutką rączką chłopczyka. Wszystko nagle stało się jasne, przejrzyste. Wyraźna wizja dalszego życia Vanessy, Oliego i Jego w jaskrawych barwach malowała się w głowie Niemca. Będą szczęśliwą rodziną. Dla Małego. Nie liczyły się uczucia i zdanie Vann. On wiedział lepiej. Jeśli On chciał, świat nie będzie mu niczego utrudniał…
-Nie przeprowadzimy się- oznajmiła opanowana, biorąc na swe dłonie Oliwera.- Mieszkamy u Thomasa. Wszystko tam jest już gotowe- spojrzała porozumiewawczo na blondyna, szukając u Niego poparcia Jej słów. Położenia pieczęci na tym, co deklarowała Niemcowi. Stawiała Austriaka w trudnym położeniu, lecz tylko u Niego mogła szukać pomocy. Wybrnięcia z tej sytuacji. Daniu do zrozumienia Andreasowi, że docenia Jego gesty, lecz stworzenie z Nią ‘czegoś’ nigdy nie będzie realne.
- Chciałbym , żebyś wiedział , że nie mam najmniejszego zamiaru utrudniać Ci kontaktów z ... - Nadszedł moment , w którym był zmuszony zmierzyć się z rzeczywistością w postaci nazwania Oliwiera synem Andreasa. Tego obawiał się najbardziej , to sprawiało mu największy z możliwych zawodów. - Twoim Synem ... - oznajmił wdychając powietrze ze świstem do swych płuc. Spojrzenie swe kierując na Vannesę , która w swoich ramionach trzymała noworodka.
-Nie pozwolę, żeby mój syn z Nim mieszkał!- warknął, zwracając się do nieokreślonego odbiorcy. Patrzył ciągle z triumfem na blondyna, który malał w Jego oczach. Zabawne, że tak niedaleko, podczas gdy jeden przeżywa wewnętrzny rozłam, tracąc stabilny grunt pod nogami, drugi napawa się zwycięstwem jak tylko może. Niestety wiele ludzi nie posiada wyczucia. Nie potrafią zrozumieć bólu innego. Uszanować, że nie wszyscy mogą być zwycięstwami. Panuje w końcu powszechna prawda, że musi ktoś przegrać, by inny mógł odnieść zwycięstwo.
-Słuchaj, Wank- warknęła, składając Małego Oliwera na ręce Thomasa. Nie wiedziała dokąd doprowadzą Ją emocje. Nie mogła ryzykować nawet w najmniejszym stopniu…- Jeśli tylko zechcę, będziesz widywać Oliego raz na miesiąc, jak nie mniej! Więc nie okazuj tutaj swoich wygórowanych wymogów w stosunku do życia mojego i Oliwera, bo naprawdę nie masz tutaj nic do powiedzenia! Myślisz, że nie wiem co wyprawiasz? Że nie wiem jak katowałeś Ann?! Powinieneś być wdzięczny Thomasowi, że zachowuje się tak jak się zachowuje!- krzyczała, nie zważając na to, że może wystraszyć syna. Są sprawy ważne i ważniejsze. A jeśli teraz nie uporządkuje pewnych spraw, nigdy tego nie zrobi…- Zatem teraz najlepiej wyjdź stąd i dalej mnie nie denerwuj!- wskazała palcem drzwi, po czym obserwowała jak Andreas opuszcza pomieszczenie, gdzie się znajdowała.
- Znasz mój adreas , więc jak tylko ochłoniesz zapraszam do Nas na omówienie Twoich kontaktów z Oliwierem ... - oznajmił łagodnie dobitnie akcentując jedno z najważniejszych słów w Jego życiu , w życiu każdego zakochanego człowieka mającego nadzieję ,że to co dobre jeszcze kiedyś powróci. ' Nas' tak wiele znaczeń , możliwości .. Słowo dające ogromny przekaz , budując już u samej podstawy. Wizja , którą otrzymał , którą stworzył potroszę i sam napawała Go nieograniczonym i wszechobecnym szczęściem ... Pomimo tego , że Oliwier nie był jego biologicznym dzieckiem , odzyskał nadzieję , że może mieć syna , że będąc z noworodkiem tak blisko połączy Ich więź jaka przypisywana jest rodzicielstwu.
-Wybacz, że Cię wykorzystałam do spławienie Andreasa…- powiedziała zmieszana, siadając na posłanym łóżku, jednocześnie delektując się widokiem Thomasa oraz Oliwera. Dwóch osób najważniejszych w Jej życiu.- Nie powinnam używać takich argumentów, ale dziękuję również, że nie zaprzeczyłeś… Wówczas nie chcę wiedzieć, co by się tutaj działo- wywróciła oczyma.
- Powiedziałem jedynie to co chciałbym , aby się stało... - odpowiedział zagłębiając swoje niebieskie tęczówki w istocie noworodka. - Drzwi mojego domu zawsze będą dla Was otwarte Vann... - wyszeptał nie chcąc zbudzić Oliwiera.
  -Nie mogę Cię prosić o to, żebym z Tobą mieszkała, na dodatek z nie Twoim dzieckiem…- powiedziała, za wszelką cenę próbując ukryć smutek w barwie swojego głosy, co ostatecznie Jej się nie udało. To było tak, jakby wewnątrz Jej ciała istniały dwie Vanessy. Jedna wzbraniała się przed myślą wspólnego mieszkania z Thomasem, lecz druga wyraźnie tego pragnęła.
Thomas uśmiechnął się szczerze słysząc imię małego Oliwiera. - On zawsze będzie dla mnie kimś bliskim , wyjątkowym ... - szeptał zaparzony w zaróżowiałą twarz chłopczyka.
Od momentu w którym dowiedział się o ciąży Vannesy , był przekonany że jest ojcem Oliwiera , chociaż wszystkie moce tego świata wskazywały inna prawdę , on wierzył.
I wierzy nadal ... że pomimo wszystko ma szansę zbudować z Vanessą prawdziwy dom... Bezpieczeństwo, harmonię związku jak i ciepło ogniska domowego jakie potrzebne jest do wychowania dzieci. - Będę bardzo szczęśliwy jak uczynicie mi tą przyjemność i zamieszkacie u mnie.
-Thomas…- zaczęła, czując, że oblewa Ją czerwony rumieniec.- Czyli jak to teraz z Nami będzie?- spytała nieśmiało, patrząc zagubionym wzrokiem na Thomasa. Nic nie mogło wyjąć z Jej oczu miłości, którą Go obdarzała. Nieważne ilu mężczyzn spojrzałoby w Jej stronę. Nieważne ilu by się podobała. Nieważne jacy przystojni będą. W Jej głowie osobą z największą ilością zalet i wspaniałych cech zawsze będzie Thomas.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy , abyście byli szczęśliwi... - odpowiedział uradowany słysząc pytanie zadane przez polkę... Pytanie zwiastujące podbudowanie nadziei , która trzymała Go jeszcze na nogach. Wolnym krokiem podszedł w jej stronę zamykając jej drobne ciało w żelaznym uścisku swoich ramion. - Kocham Cię ... - szepnął składając delikatny pocałunek na czubku głowy Vannesy.
-Ja Ciebie też, Thomas…- wyszeptała, czując łzy szczęścia pod swoimi powiekami. Bo grunt do nauczyć się dobrze żyć. Pobyt na Ziemi nie jest tak łatwy, jakby mogło nam się wydawać. Najpierw należy nauczyć się podstaw, czym jest wyzbycie całego strachu, który jedynie blokuje nasze ruchy, zachowania, uczucia. Dopiero później, krok po kroku, poznawać możemy bezwarunkową miłość, którą spotka na pewno wiele przeciwności losu, lecz jeśli ludzie naprawdę się kochają, nic strasznego nie ma na ich drodze…
 ~~♥♥~~ 
Ludzie stają się silniejsi, kiedy mają przy sobie wspomnienia warte zapamiętania. Pogłębiają one więź łączącą dwójkę ludzi, których łączyć może przyjaźń bądź miłość. Ku zdziwieniu każdego, nawet chwile załamania są potrzebne. Czasem trzeba się zgubić, by ktoś pomógł nam znaleźć drogę do właściwego celu. Tego, do którego dążyliśmy wcześniej. Tylko z jedną różnicą. Dotrzemy tam we dwójkę. Tak było również w Ich przypadku. Vann i Thomas. Najpierw połączeni przyjaźnią, później miłością do granic możliwości. Miłością bezwarunkową i bezgraniczną, która raniąc, przynosi również piękne uczucia. Kochała, kiedy otaczał Ją silnym ramieniem. Kiedy szeptał do ucha, że jest najważniejsza i w jak cudowny sposób Ją kocha. Uwielbiała momenty, kiedy gładził Ją po twarzy i z czułością patrzył w Jej oczy. To jakby cały świat stał u Jej stóp…
Dzień za dniem , poranek za porankiem ... Kolejno mijające wieczory ... Czas , to on przemija , lecz Jego uczucia wraz z jego upływem wzrastały na sile, przeżywały drugą młodość uskrzydlone powstałą rodziną z której posiadania był niezmiernie dumny.- Nie masz pojęcia jak wiele dajecie mi szczęścia kochanie... - wyszeptał , któregoś pięknego wieczorku , gdy siedząc obok swojej wybranki wpatrywał się w śpiącego Oliwiera.
-Trochę Nam to zajęło- powiedziała, kładąc się na kolanach skoczka, skąd miała doskonały widok na wpatrujące się w Nią z uwagą niebieskie tęczówki.- Thomas…- zaczęła niepewnie, obawiając się, że swoim pytaniem może zburzyć harmonię, która nareszcie zapanowała w Ich związku.- Czy Ty… Kiedy nie byliśmy jeszcze razem… Na moim ślubie… Byłeś z Kristiną?- powiedziała pewnej, na końcu zlepku słów, które zdołała wydukać.
Jeżeli miałby sam przed sobą , szczerze odpowiedzieć sobie na zadane pytanie , nie potrafiłby tego zrobić... Jak przez mgłę pamięta wydarzenia z tamtych czasów... Czasów gdzie w jego życiu nie było radości , gdzie każdy dzień przepełniony był smutkiem i monotonią , gdzie jedyną nadzieją na lepsze jutro ... jedyną mobilizacją do powstania z łóżka i przeżycia kolejnego dnia była Lilli ... W tamtym okresie swojego życia nic dla Niego nie było oczywiste... - Jeżeli pytasz o to czy się spotykaliśmy to owszem , ale nic pomiędzy Nami nie zaszło... - odpowiedział szczerze , wierząc że prawda w związku to kluczowy element.
-Nie o to mi chodzi…- powiedziała nieco przygaszona.- Wyglądaliście na szczęśliwych i na dodatek Lilly…- zawahała się, chcąc dobrać w jak najlepsze słowa, by wyrazić to, co chciała. Bez zbędnych tłumaczeń. Podchodów. Zwodów i uników. W związku trzeba wszystko robić prosto. W najmniej skomplikowany sposób. Obrać najłatwiejszą drogę do celu.- Nie przeżyłabym, gdybym ponownie stanęła na drodze do szczęścia Kristi, Twojego, a przede wszystkim Lilly…
- Niczego nie zniszczysz kochanie... - zakomunikował dostatecznie wyraźnie , aby dać pewność Vanessie , że pomiędzy Nim , a Kristiną do niczego nie dojdzie , że jedyne co Ich łączy to Lilli. - Kocham Lilli i zrobiłbym dla Niej naprawdę bardzo wiele , ale wspólnie z Kristiną doszliśmy do wniosku , że Nasze wspólne życie jedynie utrudniłoby jej rozwój... - dodał będąc pewnym swoich słów. 
-Cieszę się- wykrzywiła usta w subtelny uśmiech ulgi.- A ja Ci się pochwalę, że niebawem będę wolnym człowiekiem!- poruszała zabawnie brwiami, czując, że na Jej twarz wkrada się jeszcze szerszy i cieplejszy uśmiech. Mimo że należała do wąskiego grona osób, które jako jedyne znały prawdę o Jej małżeństwie. Niby nic nie znaczącym. Będącym osiągnięciem pewnego celu. Jednak i tak ulga była zauważalna, mając świadomość, że niebawem wszystko to dobiegnie końca…
- Vann.. - zaczął niepewnie , lecz widząc blask w jej oczach , aprobatę do rozmowy wypełnionej szczerością odważył się zadać kilka istotnych dla Niego pytań... - Dlaczego Ty właściwie wyszłaś za Manuela , bo przecież nie z miłości , prawda? - łagodność wyczuwalna w każdym słowie , delikatność , a jednocześnie stanowczość w celu poznania prawdy. 
Westchnęła cicho, błądząc w bezgranicznie magicznych oczach Thomasa, w których zawsze mogła odnaleźć to, co tylko chciała. O czym pragnęła. W końcu nadszedł ten czas. Czas wyjawić prawdę o pewnym skrawku w historii swego życia, kiedy robiła coś wbrew sobie. Wbrew poglądom. Obyczajom. Sercu…- Dla pieniędzy- odpowiedziała ze stoickim spokojem.
Zamarł patrząc w ciemne tęczówki Vannesy , nie mogąc w żaden sposób oswoić się z usłyszaną przed momentem informacją ... - Słucham ? ... Ale jak to? Dlaczego? - milion pytań , równie niedorzecznych jak powód rychłego ślubu polki z Fettnerem. - Nic nie rozumiem ... - mówił , wyczekując rychłej odpowiedzi.
-Wiesz, że mój ojciec  umarł spory kawałek czasu temu, prawda?- patrzyła w Jego tęczówki pełne  pytań, chcąc odpowiedzieć na wszystkie nurtujące Go pytania.- Przed  śmiercią, zapisał mi w spadku dosyć pokaźną sumę pieniężną- powiedziała,  bawiąc się dłonią blondyna, błądząc palcami po ciepłej skórze  chłopaka.- Ale był oczywiście haczyk. Sumę można było wypłacić dopiero  wtedy, gdy założę rodzinę. Dziecko było już w drodze, więc został tylko  do załatwienia mąż- mówiła, wgłębiając się dokładniej w sens własnych  słów.  
- Co na to Manu? Tak bez wahania się zgodził ? - pytanie nurtujące umysł Thomasa odnalazło drogę. Szczerość .. to ona jest fundamentem związku i to Niej takowy związek powinien być budowany już u podstawy. Kto wie , jak dziś potoczyłoby się wiele spraw gdybyśmy do codziennego życia włączyli codzienne rozmowy nie pozbawione prawdy ? Rzecz polega na tym iż to nie możność powielania prawdy jest problemem , lecz brak umiejętności rozmowy w społeczeństwie odgrywa największą z możliwych ról.
-Tak- odpowiedziała łagodnie, nadal wracając wspomnieniami do tamtego okresu ze swojego życia.- Manu wiedział o wszystkim od samego początku. Właściwie to On tchnął we mnie i Oliego nowe życie- zrównała się ze spojrzeniem Austriaka, czując Jego oddech na szyi.- Nie chciałam tych pieniędzy dla siebie. Oliwer potrzebował pilnej operacji. Operacja kosztowała, a ani ja, ani moja mama nie mogłyśmy zebrać w tak szybkim tempie odpowiedniej kwoty. Został zatem ślub z Manu. Tylko Oliwer już tego nie doczekał…- dodała z wyczuwalnym smutkiem oraz pretensjami do losu.  
- Może powinniśmy zaprosić Manuela na obiad? - zapytał tak jakgdyby nie miał do bruneta ani kszty żalu czy pretensji o wypowiedziane w gniewie słowa , o to iż wiedząc jaki ból mu sprawia zdecydował się poślubić Vanessę... Dokładnie tak było. Nie odczuwał żadnych negatywnych emocji w stosunku do sylwetki Fettnera , a nawet ośmieliłby się powiedzieć , że wiele mu zawdzięcza , że to właśnie on - Thomas , powinien przeprosić za wszystko co złe wypowiedział w jego kierunku... Może i wspólne spędzenie czasu ułatwiłoby naprawę popełnionych błędów? - Co o tym myślisz? - uśmiechnął się gładząc delikatnie ciemne włosy brunetki.
-Manu to mój przyjaciel- powiedziała łagodnie, ze spokojem patrząc w oczy blondyna.- Wszystko jest pomiędzy Nami jasne, więc z mojej strony nie ma ku temu przeszkód, tylko…- zawahała się na krótką chwilę.- Nie masz Go już za nieudacznika, który nie byłby w stanie zapewnić byt swojej rodzinie oraz który nigdy nie dorówna w sporcie wielkiemu Thomasowi Morgensternowi?- przewróciła oczyma, szeroko i promiennie uśmiechając się do Austriaka.- Tak. Wbrew pozorom ja wiem wszystko- dopowiedziała, dając do rozumienia partnerowi, że zna Jego przebieg kontaktów z Manuelem, gdy ten zgadzał się wyświadczyć brunetce tak ogromną przysługę.
- Popracujemy trochę nad jego formą , a znajdzie się sposób na pokonanie tego całego Morgensterna... - zaśmiał się słysząc puszczone w zapomnienie słowa , które skierował w stronę Manuela. Żałował ich wypowiedzenia jak i wielu przykrości , które sprawił brunetowi. Ale jesteśmy tylko ludźmi , którzy popełniają błędy , którzy zanim przemyślą swoje postępowanie najpierw zadadzą ból ... ale jesteśmy także ludźmi , którzy potrafią wybaczać i na takie wybaczenie liczył ze strony Fettnera. - Więc jak ? - uśmiech nadal gościł na jego twarzy , a w niebieskich tęczówkach tliły się iskierki radości.
-Nie musiałeś mnie nawet o to pytać. To rozumie się samo- uśmiechnęła się, wysyłając blondynowi znak, że Manuel jest nieodłączną częścią Jej życia. Kimś więcej niż przyjacielem. Bratem. Człowiekiem, który dla Jej był w stanie do wielkich poświęceń.- Ale Ty nadal nie masz pojęcia, jak bardzo byłam na Ciebie wówczas wściekła- spoważniała, brnąc coraz dalej we wspomnienia z tamtego okresu swojego życia.- Manu musiał znosić takie przykrości i to przeze mnie…
- Wściekła ? Na mnie ? No wiesz?! - Mimika twarzy Thomasa widocznie zmizerniała co stało się gestem dostosowanym do sytuacji... Zgrywał się doskonale znając prawdę towarzyszącą zdarzeniom z tamtych dni. Marzył o tym , aby zamknąć tamten rozdział , zostawić przeszłość za sobą ... Zapomnieć. Lecz powszechnie znany jest fakt , że zanim pozwolimy odejść przeszłości należy dogłębnie ją wyjaśnić pozostawiając wszystko co nie do końca jasne wytłumaczone najbardziej jak to możliwe. 
-Tak, na Ciebie- powiedziała stanowczo.-  Manu był Twoim przyjacielem, a Ty mu takie numery odwalasz…- wtopiła  ręce swe włosy, mając przed oczami poszczególne obrazki. Szczerość…  Czasem popłaca, czasem nie. W związku jest jednak fundamentem. Jeśli  zakochani nie są ze sobą szczerzy, miłość nie wystarczy. Zawsze znajdzie  się coś, aby ich poróżnić…
 - Przepraszam Cię za tamten okres w Twoim życiu kochanie , chociaż wiem  że żadne z moich słów nie przekaże Ci jak bardzo żałuje swoich czynów ,  jak bardzo jest mi źle z tym że Cię zraniłem.. - mówił niemalże szeptem  zawstydzony swoim zachowaniem... Najgorszym momentem w życiu jest czas ,  gdy uświadamiamy sobie okazałość błędów jakie popełniliśmy. Gdy  przychodzi czas refleksji i zadumy na tym co się wydarzyło.
-To nie mnie powinieneś tutaj przepraszać- oznajmiła pewnie. Kobieta nigdy nie powinna ułatwiać niczego mężczyźnie. Jeśli naprawdę Ją kocha, znajdzie Ją choćby na końcu świata. Zdobędzie nawet spod ziemi. Tym umacnia i udowadnia swą miłość. Bez słów wyznaje, co czuje. Każdym dotykiem udowadnia jak bardzo pragnie swojej ukochanej. Każdym słowem leje miód na Jej uszy…- I to nie mnie tutaj raniłeś. A choćby nawet, nie czułam zbyt wiele…
  - Wyrządziłem Ci zbyt wiele krzywd , za które powinienem przepraszać Cię do końca swoich dni kochanie... - oznajmił gładząc delikatnymi ruchami zaróżowiały policzek brunetki. - Skarbie... - zaczął chociaż sam nie był pewien czy dobrze postępuje nadal rozdrapując stare rany ... - Czy wszystko z Tobą w porządku ? Czy Ty oby na pewno jesteś zdrowa? - drążył mając w pamięci dokumenty o stanie zdrowia , które znalazł w swoim domu zaraz po rozstaniu z Vanessą.
-A co ma być nie tak ze mną?- spytała podejrzliwie, zauważając niezbadane w oczach blondyna uczucia. Przejęta słowami chłopaka, nawet nie drgnęła, oczekując na odpowiedź z Jego strony. Odgarnęła niezdarnie kosmyk włosów z swej twarzy, nadal nie spuszczając z oka Thomasa.
  - Kilka miesięcy temu przez przypadek znalazłem w domu wyniki badań lekarskich ... - zaczął utrzymując kontakt wzrokowy z zaskoczoną brunetką... - Nie znam się na tym  , ale nie wyglądało to dobrze , a gdy udałem się do Ciebie i Manuela w celu wyjaśnienia swoich podejrzeń nikogo w nim nie zastałem ... - wyjaśnił jak najprościej potrafił , nadal bardzo obawiając się o zdrowie ukochanej.
-I co w związku z tym?- spytała, niewiele rozumiejąc z tego, o co zapytać chce Ją blondyn. Strach powoli rozprowadzał się po Jej żyłach. Znak zapytania, którym się powoli stawała, był coraz bardziej widoczny w Jej ciemnych tęczówkach. Mimo że wiedziała, iż wszystko jest pod kontrolą, przeszywający Jej ciało niepokój, pozostawiał niepożądany, nieprzyjemny smaczek.
- Chciałbym znać  po prostu prawdę kochanie... - jedyne czego oczekiwał , w czym chciał się odnaleźć , co było dla Niego bardzo ważne. Nie miał pewności jakby się zachował , gdyby Jego Vanessa nie była całkiem zdrowa , ale zniósłby to , pomógł jak najlepiej by potrafił. Ale chciał wiedzieć . Musiał to wiedzieć, aby planować Ich dalszą wspólną przyszłość. 
- Jaką prawdę?- nie mrugając ani razu,  obserwowała w jaki sposób Thomas chce wyciągnąć od Niej pewne informacje  na temat swojej osoby. Czyżby o czymś zapomniała? A może Thomas  dowiedział się o czymś, o czym nie powinien? Czy istniała taka  możliwość, aby jakieś kłamstwo zostało wmówione Austriakowi?- Thomas,  mów prosto z mostu- poprosiła, nie wykazując w swym głosie zmartwienia,  które rozprowadzało się po Jej ciele.
- Może faktycznie powinienem zapytać Cię wprost , a nie robić zbędne podchody .. - zaczął zrywając się na 'równe nogi' chodząc nerwowo po salonie. - Vann Ty jesteś chora? Te badania , Twoje złe samopoczucie jeszcze sprzed ciąży .. Powiedź mi proszę.. - nalegał, a w jego niebieskich tęczówkach malował się jedynie strach o ukochaną. 
-Nie jestem chora!- krzyknęła, niemiarowo wciągając powietrze do swoich płuc.- Jedynie, co dolegało mi przez ostatni czas, to ciąża, lecz to nie zalicza się do chorób…- mówiła, szperając coraz dokładniej we własnych myślach, próbując znaleźć odpowiedź na rodzące się w Jej głowie pytania oraz podejrzenia blondyna. Wyniki badań. Podejrzenie o chorobę. Oliwer…- Thomas, znalazłeś  wyniki badań należące do Oliwera…- wyjaśniła, wyraźnie smutniejąc.
Czy można było powiedzieć , że mu ulżyło? Że poczuł zbawienne uczucie , które spowodowało zanik strachu przed niepewnym jutrem ? Zdecydowanie. Wolnym krokiem podążył w stronę brunetki po czym zamknął je drobne ciało w uścisku swoich silnych ramion. Milczał , bo cóż miałby powiedzieć .. Że jest bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy? A Oliwier? Sama myśl o cierpiącym chłopczyku powodowała drżenie jego ciała.
-Gdyby faktycznie coś mi dolegało, na pewno być o tym wiedział- westchnęła, przymykając swe powieki. Czuła się tak wspaniale w ramionach Austriaka, lecz czy mogła teraz mówić o szczęściu, zważywszy na to, że wspomnienia dotyczące Oliwera wróciły? Niby pożegnała się z tamą ‘starą’ Vann, która rozpamiętywała śmierć brata, lecz również ‘nowe oblicze’ Vanessy nie pozostało na tę kwestię niewzruszone.- Przynajmniej Manuel, od razu by Ci coś napomknął…
- Manu to na Twój temat miał akurat najmniej do powiedzenia ... - wtrącił nie zauważając nawet , że na jego twarzy zagościł uśmiech. Wystarczył jej głos... Cichy , wypełniony dobrocią i łagodnością ton głosu Vanessy , a całe jego ciało spoczywało w harmonii i spokoju. Czuł się bezpieczny i nadzwyczaj spokojny , tak jak gdyby miał pewność , że nic złego Go już nie czeka ... Przykra jest jedynie myśl , że nikt nigdy nie da Nam takowej pewności.  
-Manuel jako jedyny był, kiedy wszyscy odeszli na pewien czas z mojego życia- spoważniała, chcąc dokładnie zakomunikować blondynowi jak ogromną rolę w Jej życiu spełnia Manuel, który w niedługim czasie zdążył zaskarbić sobie kawałek Jej serca, zajmując w nim pewne, stabilne miejsce na długi czas.- Dlatego nie chcę, żebyś kiedykolwiek w zły sposób odbierał nasze kontakty. On naprawdę wiele dla mnie znaczy…
- Manuel jest dla Ciebie ważny i ja to rozumiem kochanie , tylko proszę nie zapominaj okazać i mi czasami tych Twoich uczuć ... - odpowiedział żartobliwie , chcąc rozluźnić nieco klimat jaki zapanował pomiędzy Nim , a Vanessą. Doskonale zdawał sobie sprawę jak wiele bruneta zawdzięcza Manuelowi , jak on sam wiele jest mu winien za opiekę nad polką , dlatego w żadnym razie nie miał zamiaru stać na drodze do Ich przyjaźni. 
-Jesteś świrusem, Morgenstern- położyła głowę na Jego torsem, stopniowo zaciągając się męskim zapachem, którego właścicielem był Austriak.- Nie wiem jak wytrzymam z Tobą resztę swojego życia- na samo usłyszenie tych słów, które padły z Jej ust, kąciki Jej ust wykrzywiły się ku górze. ‘Resztę swojego życia’… Nie można zapominać, że życie na Ziemi dobiec może końca nawet zaraz. Ale Ona czuła, że już coś ofiarowała Thomasowi, prócz swojego kochającego Go do cna serca. Ofiarowała mu resztę swojego życia, które spędzić chciała tylko przy Jego boku…
- Świrusem , który życia poza Tobą nie widzi! - krzyknął tak , aby nie obudzić małego Oliwiera m który przebywał w sąsiednim pokoju , po czym delikatnymi i zwinnymi ruchami zaczął łaskotać polkę , aby móc dłużej delektować się widokiem jej roześmianych ust , które mógłby oglądać całymi dniami. - Twoim świrusem ... - szeptał pomiędzy kolejnymi gestami nie zaprzestając wykonywanych czynności pomimo sprzeciwu Vanessy.
-A czy to jest zaraźliwe?- próbowała wydukać, pomiędzy falami przeraźliwego śmiechu, który dostarczał Jej Thomas. Mimo że próbowała przeciwstawić się ‘panowaniu’ nad Nią blondyna, wewnątrz siebie z premedytacją nie robiła tego skutecznie. Już dawno nie miała okazji czuć się tak dobrze. Po prostu śmiać się z własnego szczęścia. I do własnego szczęścia, którym była osoba Thomasa.
- Zaraźliwe?  - zapytał zaprzestając łaskotania ciała drobnej brunetki. - Ale zaraz się przekonamy .. - dodał z uśmiechem na ustach zbliżając swoje wargi do pełnych ust Vanessy , po czym złożył na nich delikatny lecz przepełniony namiętnością oraz pożądaniem pocałunek , który przybierał na sile z każdą mijającą sekundą.
Z trudem wyrwała się z transu, w który powoli wprowadzał Ją blondyn. Mając na uwadze, że zawsze będzie blisko Niej, mogąc dostarczać Jej podobnych pieszczot już zawsze, gwałtownie i niespodziewanie odsunęła się od chłopaka, przerywając pocałunek, który Austriak składał na Jej ustach.- Chyba zwariowałeś myśląc, że ryzykowałabym- wystawiła podstępnie język, patrząc intrygująco na Morgensterna.
  - Kochanie Ty już dawno zaryzykowałaś wstępując w związek ze mną ... - zaśmiał się szyderczo ponawiając próbę złożenia na ustach ukochanej kolejnego pocałunku , który był dla Niego niczym poranne promienie słoneczne padające na jego zszarganą duszę , która powoli , małymi krokami odnajduje się w zawirowaniach jakie zafundował mu los. - Co z Andreasem ? - zapytał , chcąc ostatecznie wyjaśnić udział Niemca w Ich wspólnym życiu.
-Andreasem?- jęknęła, czując, że nadszedł moment, kiedy wejdzie z blondynem na niepewny grunt.- Co ma być? Nie będę utrudniać mu kontaktów z Olim… To byłoby nie fair w stosunku do Wanka, jak i Oliwera- wszystko na pozór było piękne. Życie z Thomasem. Tworzenie rodziny. Mały, uśmiechnięty Oliwer, ale… Ciszę, harmonię, spokój zawsze psuć będzie jedna osoba. Andreas Wank.- Thomas…- wyprostowała się, spuszczając głowę na dół, kryjąc zawód na swojej twarzy.- To chyba zły pomysł… Nie powinniśmy...
- Kochanie nie denerwuj się ... - próbował uspokoić swoją wybrankę , widząc że samo wypowiedzenie imienia Niemca nie jest czym pożądanym w Ich krótkiej rozmowie. - Chciałbym po prostu wiedzieć czy z Nim rozmawiałaś i do jakich doszliście wniosków... - oznajmił spokojnie kładąc swoją dłoń na ramieniu Vanessy.
-To, że Andreas będzie miał stały kontakt z Oliwerem, to wiadomo, ale nie do końca o to mi chodziło. W sensie, że nie o Andreasa…- mówiła wbrew sobie. Wreszcie, kiedy zaznała szczęścia, będzie musiała je przerwać. Inaczej ktoś będzie cierpiał… A tym kimś nie mógł być Thomas…- Sądzę, że złym pomysłem było to, że do siebie wróciliśmy…- wycedziła z trudem.- Nie zrozum mnie źle. Kocham Cię i nic tego nie zmieni, ale Ty będziesz przez to cierpiał.
Najgorsze z koszmarów mogły stać się rzeczywistością , a tego najbardziej się obawiał , tego najbardziej nie chciał ... - Co masz na myśli ? - zapytał głosem pełnym obaw i niepewności przed tym co może usłyszeć.- Nie chce niczego więcej jak tylko być z Tobą , z Wami ... - mówił pewien swych słów. Bo cóż innego mu pozostało jak zapewnienia o swej miłości. Trudnej , nie do pokonania , z wieloma zakrętami , ale prawdziwej i szczerej.
-Andreas Cię nienawidzi- zaczęła bez ogródek. Bo po do zbytnio przedłużać? Choćby nie wiadomo jak długo chciała tego uniknąć, to i tak Ją dopadnie. Mimo wszystko.- On będzie ciągle obecny w Naszym życiu, Thomas. Dopóki Oliwer nie dorośnie i nie wyprowadzi się od Nas… A dobrze wiesz, że On nie spocznie póki nie osiągnie swojego celu… Ma taki… specyficzny charakter- określiła w najdelikatniejszy sposób, jaki tylko umiała.
- To jego syn , więc nie mam prawa zabraniać mu niczego co związane jest z jego wychowaniem , ale nie pozwolę , aby zniszczył to co powoli udaje się Nam odbudować Kochanie... - powiedział pewnie patrząc w ciemne tęczówki Vanessy , chcąc jej przekazać swoją siłę i wiarę w to , że gdy będą razem nic nie będzie w stanie im zaszkodzić.
-Nie znasz Go…- odwróciła wzrok.- Tu nie chodzi o mnie. Nawet nie o Oliwera… O Ciebie, Thomas- jęknęła, dokładnie wiedząc, co chce przekazać blondynowi.- Będziesz ciągle cierpiał… Przecież wiem, że Cię to rani- uniosła Jego podbródek, by patrzył głęboko w Jej oczy.- Udajesz, że wszystko jest w porządku, ale Thom długo tak nie pociągniesz… W końcu będziesz miał kiedyś dosyć…
- Nie dam mu tej satysfakcji Vann .. nie zrezygnuje z Was tylko dlatego , że Wank tak chce , rozumiesz? - Czy nie prawdą jest , że im więcej na Naszej drodze przeszkód ku miłości , nasze uczucia wzrastają? Czy nie jest udowodnione to ,że to co zakazane , oddalone niemalże o lata świetlne smakuje najlepiej ? Uczucia jakie żywił do brunetki nie były czymś dla czego nie warto walczyć nawet każdego dnia zaraz po przebudzeniu. Chciał stoczyć tą walkę nawet gdyby to miałabyć walka z nim samym ... z bólem i cierpieniem który może odczuwać w nadchodzącej przeszłości. Kochał ponad wszystko i dla tej miłości był gotów znieść o wiele więcej niż może pojąć przeciętny ludzki rozum. - Tutaj nie liczę się ja ... - uniósł delikatnie podbródek polki mówiąc bardzo wyraźnie i powoli. - Wy jesteście najważniejsi. To Ty , Oliwier i Lilli jesteście całym moim światem. - Świat, przyszłość , Szczęście... Wszystko zamknięte w jednym słowie .
' Rodzina' .
-To jest nie do zniesienia…- skuliła się, opierając podbródek o swoje kolana.- Rozumiesz, że ja nie chcę Cię ranić?- drążyła dalej, nie zważając na zapewnienia blondyna, które dla Niej były jedynie walką z Nim samym…- No dalej… Dalej!- krzyknęła energicznie, wyraźnie z pretensjami.- Krzycz… Udzielaj mi kazań… Zgań mnie za to, że doprowadziłam do tak beznadziejnej sytuacji!- w Jej oczach pojawiły się niezauważalne łzy, których szybko się pozbyła. Nie mogła zacząć płakać. Nie w takiej chwili. Nie, kiedy naprawdę chciała usłyszeć kilka słów prawdy. Dla większej pokory. Dla uspokojenia sumienia. Dla poskładania niektórych kawałków potłuczonego szkła w swojej głowie.
 - Boję się ... - zaczął siląc się na naturalny ton głosu , który byłby pozbawiony krzyku i pisku tlącego się w jego wnętrzu. - Nie masz nawet pojęcia jak bardzo boję się tego , że ktoś mi Was odbierze , że moja miłość nie wystarczy , że to że Andreas jest ojcem Oliwiera zbliży Was na tyle mocno , abyś odeszła nie zważając na to co czuję , ale nie poddam się Vann , nie poddam .. - spojrzał na Nią oczami przepełnionymi nadzieją . - Nie oddam bez walki tego na czym mi zależy najbardziej na świecie. Pozwalając na rozpad Naszego związku pozwoliłbym na zniszczenie samego siebie , bo bez Nas kochanie , nie ma mnie... - zakończył szeptem z trudem powstrzymując łzy.
-Niepotrzebnie to wszystko zaczęłam…- po Jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą jako jedyną zdążyła wypuścić spod swych powiek.- Przepraszam… Twoje życie byłoby lepsze, gdybyś nie miał ze mną kontaktu… Gdybyśmy nigdy się nie poznali… Gdybym wtedy jak ta ostatnia idiotka nie dała omamić się Twoim cudownym oczom… Przepraszam…- mówiła, ledwo wstrzymując łzy. Bo to właśnie miłość. To nieskończone poświęcenia. To zapewnienie szczęścia ukochanemu za wszelką cenę. Nawet jeślibyśmy mieli oddać własne szczęście… 
- Każdego dnia kiedy się budzę pierwszy obraz,który staje mi przed oczami to Ty...Pierwsza myśl jaka przychodzi do głowy dotyczy Ciebie...Kiedy zasypiam widzę Twą twarz, czuję zapach, pamiętam dotyk...Zasypiam spokojnie, bo wiem że w końcu znalazłem czego szukałem - osoby tak bliskiej memu sercu,która codziennie wypełnia lukę w moim życiu, która dostarcza mi tyle radości,o jakiej inni mogą tylko pomarzyć.Potrafisz czynić cuda Skarbie,poprawić mi humor kiedy staczam się na dno piekła i doprowadzić do bram nieba...Tylko Ty potrafisz mnie zrozumieć... - mówił z nutką przejęcia wyczuwalną w głosie , a także ogromną pewnością w tym co ma do przekazania.. - Nie przepraszaj mnie za to , że jestem szczęśliwy... - wyraz twarzy Thomasa był niczym otwarta księga z której tylko nieliczni w postaci Vanessy mogą cokolwiek odczytać , z której szczerość jego intencji jest na wyciągnięcie dłoni. 
-Powinnam przepraszać Cię za swoje istnienie… Taka jest prawda, Thomas- mówiła łamiącym głosem, kładąc swą drobną dłoń na twarz Thomasa.- Zdradzałam Cię, oszukiwałam Cię, robiłam wszystko, co mogło Cię ranić, bo chciałam spróbować czegoś innego… Zabawić się życiem… I cząstka mnie tam została. Została przy Wanku. Nawet mimowolnie…- po Jej policzku spłynęła kolejna łza. Łza prawdy, którą wyznawało Jej serce. Mimo że przygodę z Andreasem, określała jako niewybaczalny błąd, nadal zajmował On jakieś miejsce w Jej sercu. Dziwne do zrozumienia dla Niej i najbardziej znienawidzone miejsce Jej serca. A teraz? Teraz ta część serca może jedynie się powiększać. I to z bardzo prostego powodu. Andreas na zawsze będzie w Jej życiu. Nic ani nikt nie zmieni tego, że jest ojcem Jej dziecka…
- Nie cofniemy czasu .. nie wybielimy błędów , które popełniliśmy , ale możemy wyciągnąć z tych zdarzeń jedną ważną lekcję kochanie.. - uśmiechnął się ujmując w swe dłonie drobną dłoń Vanessy po czym złożył na Niej subtelny pocałunek. - Wiemy jak ważni dla siebie jesteśmy i jak wielką siłą jest Nasza miłość... Ona pokona wszystko z Naszą małą pomocą... - wyszeptał czując niepewny grunt pod nogami ... zdając sobie sprawę , że przychylność ze strony brunetki traci na sile. 
-Właściwie dlaczego mi wtedy wybaczyłaś?- zapytała ze wzrokiem, w którym błyszczały srebrne łzy. Poruszając ten temat raniła nie tylko Thomasa, ale również siebie. Ten okres w swoim życiu chciała jak najszybciej wyrzucić ze swojej pamięci. Jak najszybciej pozbyć się tych ciążących wspomnień… Jednak przeszłość jest. Nikt ani nic nie może zmienić jej wyglądu. Mogła jedynie wstydzić się za swoje czyny. Wiecznie mieć sobie za złe to, czego się dopuściła… Jak świadomie krzywdziła najukochańsze Jej sercu osoby.
Mógł wszys­tko - zmienić, za­pom­nieć, wy­baczyć, po­wie­dzieć, wyk­rzyczeć, wyz­nać, odejść. Tyl­ko naj­pierw sam so­bie musiał odpowiedzieć czy te­go nap­rawdę chciał. Odpowiedział nie raz... Każdej nadchodzącej nocy zastanawiał się dlaczego? W jaki sposób potrafił wybaczyć , zrozumieć ? Odpowiedź była banalnie prosta. Miłość. Uczucia , które żywił do brunetki pozwoliłyby znieść wiele , wybaczyć dużo ... Pozwoliły przetrwać doprowadzając do miejsca w którym teraz się znalazł. - Kocham Cię , a dla miłości nie ma przeszkód kochanie.. - wyszeptał składając pocałunek na pełnych ustach Vanessy. 
-Ja Ciebie też kocham, Morgenstern- powiedziała poruszona Jego słowami oraz dotykami, którymi stała się godna.- Nigdy więcej nie pozwolę Cię skrzywdzić- wtuliła się w Jego ciepły tors, oddając Ich wspólny los w ręce przeznaczenia. Jeśli pisane jest Im być razem, odnajdą siebie wszędzie…- Nie sądzisz, że z moich ust trochę dziwnie to brzmi?- zaśmiała się, patrząc w elektryzujące tęczówki Austriaka.
 - Dziwnie? - zaśmiał się słysząc zapewnienia ze strony polki... - Teraz powinnaś powiedzieć , że będziemy żyć długo i szczęśliwie kochanie... - oznajmił pewnie patrząc w zeszklone tęczówki szatynki. Nie miał wiele do zaoferowania , bo jedynie uczucia którymi darzył Vanessę jak i Oliwiera , ale liczył na to że będą one fundamentem do szczęścia .. Szczęścia wspólnie przeżytym życiu. 
-To jest wiadome i rozumie się samo przez siebie- wystawiła podstępnie język, po czym cmoknęła delikatnie czoło ukochanego.- Ale skoro mamy równouprawnienie, deklaruję Ci, że nie pozwolę nikomu, aby Cię skrzywdził. Każdy kto wejdzie Ci w drogę, powinien liczyć się ze mną- wtuliła się jeszcze bardziej w Thomasa, goszcząc stały uśmiech na swej twarzy.- Powiedz tylko, czemu nie powiedziałeś mi prawdę o Lilly?
- Bałem się , że nie zrozumiesz ... Że to co powiem nie będzie na tyle dobre , abyś mi uwierzyła ... - sytuacja , która ziściła się przed jego oczami odzwierciedlała dokładnie strach jaki czuł w okresie tamtych dni , gdy musiał ukrywać przed całym światem istnienie swojej małej Lilli.
Zatajać jeden świat przed drugim , aby czuć się szczęśliwym... Ale czy taka jest prawda? Czy Thomas był szczęśliwy skrywając swoją przeszłość z dala od teraźniejszości ? Odpowiedź jest prosta. Nie można do końca szczęśliwym , gdy Nasze życie polega jedynie na kłamstwie... To tylko pozorne szczęście , nigdy prawdziwa radość życia. - Teraz wiem , jak wielki popełniłem błąd...  
-Niepotrzebnie… Mogłeś mi powiedzieć...- wtrąciła z wyrzutem, ujmując Jego twarz w swe dłonie.- Wiesz jak się wtedy poczułam? Jakbyś ciągle się mną bawił. Udawał. Szukał czegoś nowego, a później przy pierwszej lepszej okazji wróciłbyś do Kristi i Lilly, by tworzyć rodzinę dla Małej… A to wszystko bolało jeszcze bardziej ze względu na to, że wcześniej przyjaźniliśmy się, a Ty nawet wtedy nie wspomniałeś mi nawet o ciąży Kristiny…
- Wiem ,że popełniłem ogromny błąd , ale nic już nie mogę zmienić chociaż bardzo bym tego chciał kochanie... - wyszeptał patrząc ze współczuciem na zaróżowiałą twarz Vanessy. Podświadomie czuł , że nawet rozmowa , którą właśnie prowadzą jest czymś co zadaje niechciany ból jak i jemu tak i polce. Ale czas chciał .. Przyszedł odpowiedni moment , aby wyjaśnić wszystko co złe , wszystkie nieporozumienia i niesnacki życiowe... Czas na rozpoczęcie drogi z czystą kartą ... Nowej drogi... - Nawet nie masz pojęcia jak mi wstyd , że ukrywałem przed Tobą .. przed światem najcenniejszy ze skarbów jakim jest  Lilly. 
-Wiesz…- usiadła obok blondyna, podpierając głowę rękami.- Czasami sobie myślę, że kiedy Lilly dorośnie, będzie więcej rozumiała, wiedziała… Ona… Będzie mieć do mnie żal. Żal o to, że musiała wychowywać się w rozbitej rodzinie- odważyła się w końcu na wyznanie własnych obaw i strachu przed tym, co dręczyło Ją od chwili, kiedy dowiedziała się o małej istotce, która odgrywa ważną rolę w życiu Thomasa i nie tylko…
 - Jak możesz w ogóle tak myśleć kochanie? - zapytał zdziwiony obawami jakie tkwią w głowie młodej polki. Nigdy nie przypuszczał , że szczęście małej Lilli jest dla Niej tak bardzo ważne. - Lilli jest na tyle mądrą dziewczynką , że nigdy nie pomyślałaby nawet o tym o czym myślisz w tym momencie Ty... Jest szczęśliwa , bo i ja jestem szczęśliwy.
 

-----------------------
 

  Wszystko dzieje się , kończy i zaczyna...
Mamy nadzieję , że nadal możemy liczyć na Wasze wsparcie kochane...
Uwierzcie na słowo... MOTYWUJE!
Ann i Klaudia.