poniedziałek, 24 listopada 2014

Trzydziesta siódma odsłona codzienności.

  
I wchodząc po raz drugi do tej samej rzeki mieliśmy nadzieję na lepsze jutro.


~~♥♥~~ 
On jako jedyny wie­dział, że sili się na uśmiech i uda­wanie, że wszys­tko jest w porządku. Przed Nim nie mu­siał jed­nak te­go ro­bić. Nie mu­siałam uda­wać ani uk­ry­wać, że coś dzieje się nie tak jak po­win­no. W mig poj­mo­wał Jego roz­terki i od­najdy­wał ich źródło. Obydwoje chcieli wie­dzieć, dlacze­go tak bar­dzo za Nią tęskni i nie pot­ra­fi za­pom­nieć. Hazard… Był jedyną rzeczą, przy której czuł się wol­ny. W je­go obec­ności nie mu­siał zakładać mas­ki i uda­wać twar­dego, gdy wszys­tko się nag­le roz­sy­pało. Zaw­sze mógł liczyć na je­go po­moc. I choć cza­sami drażniła Go ta je­go, de­likat­nie mówiąc, niesłow­ność, nig­dy się na nim nie za­wiódł. Był jedynym oparciem… Czymś, na co mógł liczyć… Co pomagało zapomnieć…
-Thomas…- wyszeptała, patrząc na siedzącego w salonie Austriaka. Co Jej towarzyszyło? Strach. Tak, to przede wszystkim, ale wszystko przesłaniała chęć niesienia pomocy. Pomocy dla osoby, którą nadal kocha, nawet robiąc to wbrew sobie.
Coś widział w tych ludziach, których przecież  sam nie znał? Czego nie widział w ludziach, którzy byli z Nim na każdym kroku? Co widział w Niej ,  gdy po raz kolejny wracała bez słowa wyjaśnienia i w ciszy mając Go na własność...Jedynie w swoich snach , ale dla Niego to jedyny epizod , który pozwalał mu przetrwać te męczarnie , pozbawione obecności Vanessy.
Mieli swój czas. Pamiętał dobrze każdy jej radosny wdech i wydech. A teraz, za każdą sekundę śmiechu, płacił  kroplami łez. Pamiętał , a musiał zapomnieć. Zwyczajnie musiał , dlatego skierował swoje życie na całkiem inne tory .. kierunek , który widocznie unicestwiał jego skromną osobę. - Vann?.. - wyszeptał nie podnosząc nawet swojej głowy. Jedyne co poczuł to paraliżujący wstyd.
-Chyba…- wyjąkała niepewnie, kierując swoje kroki w stronę kanapy, na której spoczywał blondyn.-  Tak, tak to ja- powiedziała zdecydowanie, siadając niedaleko Morgensterna, zwracając szczególną uwagę na zachowanie bezpiecznej odległości.- Masz ochotę pogadać?- spytała nieśmiało, nie mając odwagi spojrzeć Austriakowi prosto w oczy.
- Gdybym miał ochotę na rozmowę nie siedziałbym tutaj sam , nie sądzisz? - oznajmił nie zwracając zbytniej uwagi na obecność brunetki w swoim bliskim otoczeniu. Wewnętrznie był spragniony jej bliskości, gestów i czułości , która być może pozwoliłaby mu przetrwać , lecz na to było za późno...
-Po pierwsze, nie musisz być taki kąśliwy. Chcę dobrze- powiedziała pewnie, dostając zastrzyk motywacji przez widok stanu, w którym obecnie znajdował się Morgenstern. Wiadome, że każdy potrzebuje jakiegoś bodźca do działania, a Jej bodźcem do pokonania strachu był ból Thomasa, którego musiała się pozbyć z Jego duszy.- Po drugie, nie wstyd Ci? Pomyślałabym o każdym, ale nie o Tobie. W niczym nie przypominasz hazardzisty.
Mógł rwać włosy z głowy ... Krzyczeć na ulicy, ale mógł też milczeć. Milczenie przecież też krzyczy i to czasem o wiele dotkliwiej i wyraźniej niż miliony kolejno wypowiadanych słów. Jego ostatnie dni wypełnione były głównie brakiem słów, a myśli wręcz atakowane przez wypowiedzi , które gdzieś musiały znaleźć swoje ujście.
-Masz o kogo walczyć, masz dla kogo żyć, a Ty odwalasz takie coś! Zupełnie jak nieodpowiedzialny szczeniak!- podniosła swój głos, powoli osiągając poziom krzyku.- Kiedy ostatni raz widziałeś się z Lilly?! No odpowiedz kiedy!- ciągnęła dalej, nie mogąc w stu procentach wyzbyć się strachu spowodowanego wydarzeniami z niedalekiej przeszłości, kiedy to Thomas wcielił się w nietypową dla siebie rolę. Rolę tyrana.- Nie musisz odpowiadać koniecznie mnie. Wiem, co o mnie myślisz i wiem, że takim osobom nikt nie chce zbyt wiele mówić, ale odpowiedz samemu sobie…
Nie ma nic bardziej przygnębiającego, niż bezradność w sprawach, na których nam najbardziej zależy. Gdy życie staje na tak zwanej 'czerwonej linii' nic nie jest na tyle ważne, aby zaprzestać , aby zboczyć z drogi , która z góry stawia Nas na przegranej pozycji.- Nie chce o tym rozmawiać , nie mam na to siły ... - wysapał rozkojarzony jakby alkohol , który spożywał całkowicie opanował jego zmysły.
-No chyba śmieszny jesteś, myśląc, że będę pod uwagę brała Twoje zmęczenie- prychnęła, zabierając sprzed nosa Austriaka szklankę z trunkiem alkoholowym. – Przegrasz życie, Morgenstern! Nic to dla Ciebie nie znaczy?!- zareagowała gwałtownie, ginąc za ścianami kuchni, gdzie wylała do zlewu wszystkie butelki z alkoholem różnego rodzaju, które znajdowały się w domu Thomasa.-Właściwie, to dlaczego zacząłeś to robić?- spytała już łagodniej, kiedy z powrotem pojawiła się w salonie. Ale czy na pewno chciała poznać odpowiedź?
- Czego Ty właściwie ode mnie chcesz? Po co tutaj przyszłaś? - pytał chodząc nerwowo po salonie. Jego dłonie trzęsły się niemiłosiernie jakby pozbawione wszelkich prawidłowych ruchów , tak jakby potrzebowały czegoś czego w tamtym momencie nie miały ... Kart? Alkoholu? Wszystkiego co pozwoli zapomnieć - Napatrzyłaś się już? Cudowny widok ?! Wyjdź! - wrzasnął nie potrafiąc skleić nawet jednego z najprostszych zdań. 
-Ale nie krzycz, proszę…- wydusiła nieśmiało, czując nasilający się w Jej wnętrzu strach, który pojawił się wraz z krzykami Morgensterna. Tak boleśnie przypominały Jej to, o czym pragnęła zapomnieć jak najszybciej.- Dlaczego staczasz się na dno, Thomas?- powiedziała bardziej pewnym siebie głosem, nie patrząc w dalszym ciągu na Austriaka.- Odpowiedz mi na to jedno pytanie, a będziesz mnie miał z głowy.
- Od kiedy Cię to interesuje? Kiedy tak nagle zaczęłaś przejmować się tym co robię ze swoim życiem? - oznajmił już nieco spokojniejszym tonem , lecz nie pozbawionym nutki złości i zdenerwowania. - To moja sprawa , więc tam są drzwi.. - wskazał dłonią po czym wyszedł na balkon w celu ochłonięcia. 
-Wiem, gdzie są drzwi. Ja wiem, że nie ma mnie już w Twojej pamięci, ale mógłbyś chociaż pamiętać, że kiedyś tutaj mieszkałam. Niedługo, bo niedługo, ale zawsze- mówiła łagodnie, podążając za blondynem, który usilnie chwytał się wszystkiego, aby tylko się Jej pozbyć. Ale czy mogła zrezygnować? Taka myśl nawet nie przemykała przez Jej głowę. Kiedy widzi się człowieka, który potyka się o swój własny cień, nie można nie wyciągnąć pomocnej dłoni.- Ładny mamy wieczór, prawda?- uśmiechnęła się subtelnie, patrząc w ciemne niebo.- Niedługo będzie widać gwiazdy.
  Najgorzej jest kiedy mu się śniła... Przez moment żył w przekonaniu, że jest na wyciągnięcie dłoni, że być może nawet chce wrócić. ...Wyobraźnia płatała figle a on budził się i przez ułamek sekundy zdawało mu się że życie ma sens, że miał ją, miał miłość. Szczęście zostało mu odebrane brutalnie szybko. Przypominał sobie rozstanie, łzy, wrażenie okrutnie wyrwanego serca. Zwijał się w kłębek i po raz kolejny zbierał w sobie. Doszedł do tego że bał się spać. Martwił się jak przeżyje tę noc i czy znów nie rozpadnie się budowane przez długi czas poczucie bezpieczeństwa. Świat stał się pułapką, w którą z taką łatwością dał się złapać... - Jakoś nie zwracałaś nigdy zbytnio na to uwagi ... - wyszeptał patrząc wprost na granatowe niebo.
-Bo wcześniej miałam inne rzeczy do podziwiania. Teraz zostaje jedynie cieszyć się z drobiazgów, bo tak naprawdę one mają największe znaczenie- powiedziała półgłosem, nie odrywając  wzroku od przyciemniającego się nieba nad Nimi. I miała rację. Czasami drobne, wydające się że nieistotne, rzeczy, mogą mieć tak ogromne znaczenie…  Chociażby jedno spojrzenie. Jeden odwzajemniony uśmiech. Dłuższa niż zazwyczaj wymiana spojrzeń. Niewinne spotykanie dłoni. Rozmowa nawet o niczym, lecz mimo wszystko podnosząca na duchu…
 Patrzył wprost w niebo , które aż raziło swoją czystością ... neutralnością przekazu , a on? Trudno było mu nawet czekać na coś , bo wiedział , że może to nigdy nie nastąpić. Ale jeszcze trudniej było mu zrezygnować, bo wiedział że to wszystko czego pragnie... Nie miał jedynie siły i planu na dalsze działanie... Podstawa , której brakowało w jego egzystencji. Solidny fundament , którego nie ma... - Dlaczego tak na prawdę tu jesteś Vann? Po tym co Ci zrobiłem ... - mówił, lecz nadal nie patrzył na brunetkę , gdyż bał się zjednoczenia Ich spojrzeń.
-Jak widzisz żyję, więc nic strasznego się nie stało- powiedziała pewnie, lecz na Jej twarz mimowolnie wkradł się grymas bólu na samo wspomnienie o tym tragicznym okresie w Jej życiu, jednocześnie przeplatającym się z pięknymi chwilami, których wcale tak mało nie było…- Prędzej dałabym się pokroić, niż dać Ci się stoczyć tam, gdzie z takim uporem dążysz- spojrzała na Niego, lecz blondyn nadal wpatrzony był w coraz ciemniejsze niebo nad Ich głowami, na którym powoli zaczęły pojawiać się gwiazdy. Kiedy zauważyła, że Thomas unika kontaktu z Jej spojrzeniem, ponownie skierowała swój wzrok ku górze, by nie odczuwać więcej uczucia zawiedzionej nadziei…
- Przecież nie zasługuje na to ... - gryzmolił dalej próbując złożyć swoje odczucia w jedno składne zdanie. Chociaż jedno. Tak niewiele , a jednak zbyt wiele  aby mogło stać się to możliwe. - Nie zasługuje na pomoc... - drążył dalej nie widząc sensu w okazywanym oparciu.
Może i bał się je przyjąć , dopuścić do świadomości coś co nie było dla Niego już tak naturalne jak kiedyś ... ale nadzieja , to ona zniszczyła mu wszystko , pozwoliła wierzyć w coś czego nie było... Pozbył się jej , aby nie cierpieć , aby zwyczajnie egzystować. Nie żyć.
-Bredzisz. Alkohol  to mówi, nie Ty, Thomas- oznajmiła łagodnie, kładąc swą dłoń na ramieniu Austriaka z lekkością piórka.- Dlaczego zacząłeś grać? Hazard jest naprawdę niebezpieczny… Kiedy człowiek raz się wkręci, później już nie może przestać… Nie myśli się o niczym innym, jak o tym, by kolejny raz zagrać. Thomas!- wykrzyknęła energicznie Jego imię.- Nie daj  podporządkować swojego życia kartom!
- Ja nie mam po co walczyć, nie mam dla kogo się starać Vann... - jąkał się wypowiadając tak proste dla Niego wyrażenia. Od dawna o niczym innym nie myślał jak tylko zakończyć to co i tak nie spełnia nawet podstawowych norm życiowych. Swoje życie. Więc dlaczego właściwie jeszcze istnieje? Lilli. To ona blokowała jego czyny na tyle , aby mógł JESZCZE być. Chwilowo , ale jednak. - Nie jestem wart nawet własnego dziecka ... - bredził , zdając sobie sprawę , że przewaga obecności małej blondynki w jego życiu słabnie na tyle , aby poddać się do samego końca.
-No teraz, to na pewno nie- bąknęła pod nosem, jeszcze raz lustrując od góry do dołu sylwetkę Austriaka.- Wyglądasz gorzej niż ściągnęliby Cię  z krzyża. A Lilly jest Twoja. Tak czy siak. Radziłabym Ci się jednak w porę rozejrzeć wokół siebie i zobaczyć, co jest najważniejsze. Czy karty, czy Lilly- mówiła łagodnie, lecz w sposób pouczający.
- Nie rozumiesz , że ja nie mam już nic? Lilly jest beze mnie lepiej. Ma nową , pełną rodzinę , której ja nie mogłem jej dać chociaż bardzo się starałem... - wyszeptał będąc nadal nieobecnym wzrokiem. Błądził gdzieś daleko , nie mogąc skupić się na jednej konkretnej myśli. Wszystko kręciło się w około hazardu , alkoholu .. kolejno mijających dni. Jego własna monotonia do której na zwyczajniej przywykł.
-Skończ z tymi smętami, Morgenstern- przewróciła oczami, oddalając się nieco od blondyna dla zachowania bezpiecznej odległości.- Kiedyś znałam mężczyznę, który oddałby życie za swoją córeczkę, rodzinę, a teraz co robisz? Poddajesz się? Gdzie podział się ten Thomas, którego…- ugryzła się w język, nie dokończając zdania. Zagalopowała się zdecydowanie za daleko, poza wyznaczone granice. Jednym słowem, mogłaby zniszczyć nie tylko Jego, ale również swój świat. Lepiej było, kiedy żadne z Nich nie mówiło o tym, co łączyło Ich w przeszłości…
- Thomasa , którego kiedyś pokochałaś nie ma... On odszedł ... - zaczął po raz pierwszy kierując swój wzrok na twarz brunetki. Na jedną krótką chwilę , ale jednak.. Musiał to uczynić , by dodać sobie odwagi do dalszej konwersacji. - Wraz z pierwszym podniesieniem na Ciebie ręki , wraz z pierwszym krokiem ku kontrolowaniu Twojej osoby .. - drążył żałośnie wiedząc iż wywołuje u polki niechciane wspomnienia. - Jego nie ma. Jestem tylko ja.
-Nie mów tak…- powiedziała ponuro, wycierając łzę spływającą po Jej policzku.- Nie mam urazy. Siniaki to tylko siniaki… Rozumiem niektóre zachowanie ludzie… Często postępuje się pod wpływem chwili. Ale nie rozumiem tego, czemu nie chcesz nawet walczyć… A przynajmniej spróbować- drżącą rękę z trudem wyciągnęła ku Austriakowi.- Pomogę Ci, ale daj sobie pomóc…- wyszeptała, patrząc raz na Austriaka, raz na swą drżącą rękę, która nadal wyciągnięta była w kierunku Thomasa.
- Nie mogę przyjąć Twojej pomocy , nie po tym co zrobiłem.. - oznajmił odruchowo , chociaż niczego bardziej nie pragnął jak ponownej obecności brunetki w jego nędznym życiu. Lecz to nie on był najważniejszy , nie jego potrzeby zaliczały się do tych priorytetowych... On nie miał prawa o nic prosić , niczego żądać ... nie po tym co zrobił. - Wybacz , ale chce być sam... - wyjąkał ukrywając twarz w dłoniach.
-Ale ja nie chcę, żebyś był sam…- wykrztusiła przez łzy, patrząc zaczerwionymi oczami na blondyna. Nie wytrzymała. Pękła. Blokada, która chroniła Ją przed okazywaniem jakichkolwiek skrajnych emocji, nagle przestała działaś. Zawiodła.- Jeżeli nie podejmiesz walki, znienawidzę nie tylko Ciebie, ale przede wszystkim siebie.  Naskoczyłeś na mnie z pięściami. No to co? To był raz. Jeden jedyny raz. Nie jesteś tyranem ani katem, Thomas. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Wiem, co mówię. Nikt nie zna Cię tak dobrze jak ja w końcu…
Był wdzięczny za okazałe wsparcie ... za słowa , a raczej obraz samego siebie przedstawiony przez brunetkę , lecz nie mógł się zmusić do tego aby uwierzyć w szczerość jej intencji. Po tym do czego dopuścił nie mogła zapomnieć ... nie mogła tak łatwo oddalić od siebie złych wspomnień , które i w Nim tkwiły bardzo głęboko... Dobroć jaką okazywała raniła o wiele bardziej niż odrzucenie czy obrzydzenie , które powinna czuć. Te cechy przyjąłby o wiele spokojniej... a tak? Jak miał pogodzić się z myślą , że Vanessa pomimo wszystko chce dobrze , chce pomóc... Jak miał zasiać w sobie ziarno nadziei , która kiedyś tak bardzo go zawiodła , a teraz? Miał zaufać? Pozwolić sobie na odczuwanie dawno już zapomnianych uczuć? Czy o miłości można zapomnieć? Nie. - Nie chce marnować Twojego czasu na coś co i tak pewnie nie wyjdzie.... Wracaj do Andreasa , Z KTÓRYM jest Ci tak dobrze... do Oliego ... - wypowiadając imię małego po jego policzku spłynęła łza.
-Masz rację. Jest mi dobrze. Ann jest daleko stąd, a warto mieć przy sobie przyjaciela…- wytarła niezdarnie łzy wydostające się spod Jej powiek, próbując opanować przeraźliwy szloch przeszywający Jej wątłe ciało.- Ale nie będę tam siedzieć, póki Ty siedzisz w tym paskudźcie po uszy, słyszysz?!- podniosła nerwowo wzrok, przeczesując palcami swoje włosy.- To od czego zaczynamy? Może na początku pasowałoby trochę przywrócić dom do porządku?- rozejrzała się wokół, gdzie widniał jedynie nieludzki rozgardiasz.
- Powiedź mi lepiej co u Ciebie? Co u małego? Jest zdrowy? - zadawał miliony pytań , by choć na chwilę odbiec od tematu poruszanego przez brunetkę. Niewygodnego , ale jakże wstydliwego. - Odpowiedź mi proszę.. - nalegał zaciekawiony.
-Oliwer rośnie jak szalony- powiedziała łagodnie, unosząc kąciki swych ust, kiedy tylko wspomniała sobie postać małego człowieczka, który rozjaśniał Jej każdy dzień.- Z dnia na dzień jest coraz większy i coraz bardziej ruchliwy. Uparcie chce natychmiast poznać cały ten świat. Naprawdę boję się pomyśleć, co będzie kiedy zacznie człapać na tych swoich krótkich nóżkach- zaśmiała się subtelnie, wyobrażając sobie wizję swojego życia, w którym nadal brakować będzie jednej osoby.- A u mnie? W ostatnim czasie szukam jedynie mieszkania, bo wiecznie nie będziemy mieszkać u Andreasa, a poza tym nic więcej- ruszyła w stronę salonu, zostawiając za plecami Morgensterna.- No dalej! Nie uciekniesz od tematu. A teraz przydaj się na coś i pomóż mi sprzątać!- zawołała już z salonu.
- Naprawdę chcesz mi pomóc? - wstał nagle z kanapy podchodząc bliżej brunetki. Nie przekraczał granicy odległości jaką wyznaczyła Vanessa , ale pozostawał na skraju jej zakończenia. - Odpowiedź szczerze... - ton jego głosu zupełnie się zmienił , tak jakby przed oczami pięknej brunetki stał zupełnie inny człowiek.
-Co to za pytanie?- prychnęła, jakby na chwilę urażona pytaniem i prośbą blondyna, które przed chwilą do Niej skierował.- Gdybym nie chciała Ci pomóc, nie byłoby mnie tutaj- dodała, odwracając się tyłem do Austriaka, po czym zaczęła zbierać pojedyncze rzeczy, porozrzucane po podłodze.- Ty mnie nie zostawiłeś w potrzebie, też nie mam tego zamiaru zrobić…- dokończyła swą wypowiedź, wzbogacając Ją o wspomnienia z okresu, kiedy Jej świat runął wraz ze śmiercią ukochanego braciszka, a odnaleźć się pośród gruzów pomógł tylko Thomas.
  - Wróć do mnie... - szepnął łagodnie lecz pewnie. Wiedział , że posuwa się dość daleko w swojej grze , która w ciągu jednej chwili olśniła cały jego marny umysł,lecz zauważył iż może zyskać coś dla siebie poprzez dręczące go problemy. Zabawne jest zachowanie człowieka , który nawet podczas tak tragicznych sytuacji potrafi wywalczyć coś dla siebie.. - Pomóż mi , bo bez Ciebie nie dam sobie rady...  
-Co?- tylko tyle zdołała wykrztusić. Owszem, nie pogodziła się do końca z rozstaniem z Thomasem. Było wiele momentów, kiedy marzyła jedynie o tym, by choć na kilka marnych sekund odciąć się od swoich myśli, które dręczyły Ją o każdej porze dnia i nocy. Jedynie dla Oliwera pozostała silna. On był jedynym, któremu ufała. W którego wierzyła… Machinalnie cofnęła się o krok, słysząc jedynie szum w swoich myśli. To co się działo, nie mogło wydarzyć się naprawdę.
  - Nie poddam się leczeniu , jeżeli nie będę miał dla kogo walczyć... - mówił tak jakby nic innego nie miało znaczenia. Opadł bezsilnie na kanapę w salonie błądząc wzrokiem po pustych ścianach.... - Chcesz mieć mnie na sumieniu? Chcesz żyć z myślą , że mogłaś zrobić tak wiele , aby mi pomóc , a nie zrobiłaś nic?  - drążył wiedząc , że droga którą stąpa , to trasa przez tafle cienkiego lodu. 
-Thomas, Ty siebie słyszysz?- wydusiła, usilnie próbując uspokoić szalejące w swojej piersi serce.- To zwykły szantaż. Naprawdę tak chcesz to rozegrać?- zapytała, szukając ostatniej nadziei, że to o czym mówi Thomas jest nieprawdą, a jedynie zlepkiem słów, które źle zinterpretowała.- Sam mówiłeś kiedyś, że jestem zwykłą zdzirą… To nie dla mnie masz walczyć, a dla Lilly…
Zaciskał oczy by powstrzymać potok łez, zaciskał zęby by nie wydać z siebie dźwięku bólu, Jego ciało powoli się buntowało , zaczynając drżeć, zacisnął dłonie by wytrzymać strach paraliżujący jego ciało ... bo przecież on nie był sobą. Udawał kogoś kim nie jest Tak doskonale grał inną osobę zapominając jaki tak naprawdę jest Thomas Morgenstern. - Będąc z tym sam nie poradzę sobie ... Nie mam nawet zamiaru próbować. - odrzekł wcielając się w rolę Morgiego , dla którego liczyły się tylko jego potrzeby. 
-Nie masz zamiaru próbować?- wyprostowała się, lecz nadal stojąc tyłem do Austriaka. Nie wierzyła w to, co słyszała. Po raz pierwszy nie ufała swoim uszom. Patrzyła na swoje drżące dłonie, nie mając pojęcia, że może spaść na Nią siła tak potężnego ciepła.- Ty siebie słyszysz?- wykrztusiła ledwo, lekko drgając. Czyżby strach właśnie zaczynał przejmować władzę nad Jej ciałem?- Nigdy nie będziesz sam… Zawsze będziesz miał Lilly, która bezwarunkowo będzie Cię kochać. A ja przecież obiecałam Ci pomoc. Nie będziesz sam…- przekonywała cienkim głosem, który mógł odbierać wiarę blondynowi w słowa Polki.
- Chce mieć przy sobie Ciebie Vann... Twoje wsparcie , zrozumienie ... Twoją bliskość , rozumiesz? - zagadnął zaszczycając brunetkę kolejnymi spojrzeniami przepełnionymi smutkiem i rozżaleniem.- Chce , abyś wróciła do mnie , do Naszej rodziny , inaczej nie ma nawet sensu próbować walczyć... - drążył wierząc całkowicie w słuszność swoich wypowiedzi.
-Thomas, to czego ode mnie żądasz jest absurdalne- usiadła na wygodnym fotelu, chowając twarz w dłoniach. Za dużo… Zdecydowanie za dużo właśnie się działo na Jej głowę, która nie do końca wróciła jeszcze na właściwe miejsce po wydarzeniach z bliskiej przeszłości. A serce? Zamiast podpowiadać Jej i pomagać w wyborach, ono ze swoim cienkim głosikiem zniknęło…- Nie powinieneś chcieć się wiązać ze zdzirą i szmatą…- wyszeptała cichutko, przypominając niedawne słowa wypływające z ust Austriaka.
- Wiesz dobrze , że powiedziałem to w emocjach , nigdy tak nie myślałem i myśleć nie będę... - zagrzmiał ze złością w głosie na samo wspomnienie owego zdarzenia sprzed kilkunastu dni. - Absurdalne? - zapytał po chwili sam siebie zagłębiając swoje spojrzenie w postaci Vanessy. - Walka , którą każesz mi stoczyć bez Twojej czynnej obecności w moim życiu jest absurdalna... całkowicie...
-Kiedy mówi się w złości, jesteśmy w stanie jedynie mówić prawdę- powiedziała stanowczo, spoglądając dyskretnie zza swej ciemnej grzywki na Thomasa.- Nie mam Ci tego za złe. Za prawdę nie można się gniewać, dlatego też nie zamierzam tego robić. A Twoje zachowanie… Thomas, tego nie umiem nawet objąć umysłem…- wtopiła chudą dłoń w ciemne włosy, przymykając powieki.- Nie jestem Ci do niczego potrzebna…
- Jesteś całym moim życiem Vann. - oznajmił wpatrując się tępo w jej ciemne , zakłopotane tęczówki. Wyczuł , że to czego żąda nie jest do końca czystą grą , gdyż nie miał nawet takich praw... ale cóż mógł poradzić na miłość? Na uczucie , które każdej nocy było coraz silniejsze...Nic. Mógł jedynie walczyć , nawet posuwając się do nieczystych zagrań ze swojej strony. - Jeżeli nie obiecasz mi , że ze mną będziesz możemy już teraz całkowicie się pożegnać.
-Szantażujesz mnie- zapiała ochryple, siadając obok blondyna, by spróbować wywrzeć na Nim inną decyzję, przynajmniej swoją obecnością, która prawdopodobnie i tak niewiele mogła zdziałać.- Thom, chcesz żeby tak to wszystko wyglądało? Chcesz odszukać miłość przymusem?- pytała drżącym głosem, zaszklonymi oczyma patrząc na Morgensterna.- Nie wiem czy warto wracać do przeszłości. Musimy żyć tym, co tu i teraz, a teraz jestem dla Ciebie jedynie dobrą koleżanką…
- Koleżanką? - zaśmiał się ironicznie całkowicie pozbawiony jakiejkolwiek ścieżki , której mógłby się trzymać w konwersacji z Vanessą. - Dla mnie tą jedną , najważniejszą koleżanką. - powtórzył uśmiechając się subtelnie. - Więc jak będzie? - dopytywał siadając obok Polki.
-Wróćmy do czasów,  kiedy byliśmy dla siebie tylko przyjaciółmi- powiedziała z nadzieją,  wycierając pojedynczą łzę spływającą po Jej policzku.- Brakuje mi  Ciebie, Thomas… Ciebie bez problemów, które dotykają każdej z par. Ja  wiem, że na początku nie będzie łatwo, wszystko będzie obce, ale z  czasem wszystko się unormuje. Mogę Ci to obiecać…- szeptała, gładząc  kciukiem gorący policzek Thomasa.- Później nawet nasze życie się ułoży.
- Bez Ciebie nie ułoży się nic , jak widać w załączonym obrazku... - oznajmił wymijając brunetkę stabilnym krokiem , kierując się do wyjścia. Gdzie się wybierał? Odpowiedź jest zaskakująco prosta. Jedyne miejsce , gdzie czuł się na prawdę sobą... jedyne w którym zapominał. Jego miejsce...
-Morgenstern!- krzyknęła za Nim, biegiem podążając śladami Austriaka. Wiedziała gdzie zmierza. Jego spojrzenie powiedziało Jej wszystko. Dzięki niemu wszystko stało się jasne, klarowne.- Nie pójdziesz tam! O nie!- krzyczała za chłopakiem, a kiedy znalazła się dostatecznie blisko z rozpędu wskoczyła na plecy Thomasa.- Zobaczymy jak dotrzesz tam ze zbędnym balastem.
- Może przyniesiesz mi szczęście... - uśmiechnął się radośnie , lecz nie można było tu mówić o szczerym uśmiechu.. Tak naprawdę zrobiłby wszystko , gdyby tylko został o to poproszony przez Vanessę... Poproszony w sposób naturalny , nie wymuszony .. Tak jakby był dla Niej nadal ważny , najważniejszy... Szybkim krokiem udał się w stronę swojego samochodu.
-Zrobiłbyś coś dla mnie?- zapytała nieśmiało, nadal kurczowo trzymając się karku chłopaka. Jego ciepło ogarniało Ją zewsząd. Dziwny strach nadal był obecny, lecz próbowała przezwyciężyć go miłością, którą nadal odczuwała do osoby Morgensterna. Miłością niechcianą. Raniącą… Ale jednak zawsze była to miłość.
- Co masz na myśli? - zapytał zatrzymując się przed swoim samochodem , delikatnie obracając brunetkę w swoim kierunku. Uśmiechał się w duszy , lecz na zewnątrz jego twarz przypominała skamielinę. Zimną , pustą , pozbawioną jakichkolwiek oznak człowieczeństwa.Musiał udawać , aby nie pokazać Vanessie , iż jego dusza i ciało w bliskiej styczności z jej drobnym ciałem osiągają stan wielkiej euforii.
-Pocałuj mnie…- powiedziała tak cicho i w sposób tak nieśmiały, że sama miała wątpliwości, czy blondyn na pewno usłyszał Jej prośbę. To, co starała się mu przekazać. Zasygnalizować upadłość. Uległość. Że nie wszystko do końca jest przegrane. Że zależy Jej na Nim tak bardzo, że byłaby poświęcić wszystko…
- W co Ty grasz Vann? - zapytał gubiąc się całkowicie w tym jak zachowywała się brunetka w jego skromnym towarzystwie.  Niby znał ją , potrafił ocenić każde z zachować , a jednak? Teraz gdy to on miał być górą , nagle nie potrafił zrozumieć już nic. - Co Ty chcesz zrobić?
-Ludzie, którzy są ze sobą związani, ofiarują sobie pocałunki, o ile dobrze pamiętam…- wyjaśniła drogą na skróty, powstrzymując się od wylewności w dalszych słowach. Zero wyznań. Zero obietnic. Mogła wyrazić swą miłość jedynie w drobniutkich gestach. Tylko tyle umiała… Tylko na tyle pozwalał Jej ciążący strach…
- Zgadzasz się na związek ze mną? - zapytał w celu upewnienia się w słuszności swoich przekonań. Jego dusza wręcz promieniała w sposób , który byłby widoczny dla każdego człowieka. Dla człowieka który posunie się do każdego kroku , byle tylko odzyskać miłość swojego życia. Jego oczy? Jakby za dotknięciem magii przybrały swój czarujący odblask.... Uśmiech niemal natychmiast rozbłysnął się na ustach w oczekiwaniu na odpowiedź brunetki.
-Thomas, ale to co robisz jest złe…- wyjąkała cichutko, nadal chowając twarz za swą przydługą grzywką. Gorące, a zarazem zimne poty zaczęły oblewać Jej ciało. Byłaby w stanie szukać choć iskierki nadziei wszędzie, gdzie mogła ją znaleźć. Przeszłość była przeszłością. Uczucia nadal w Niej trwały, lecz powoli zaczęły blaknąć, zacierać się z powodu szybko płynącego czasu. Jak mawiają, czas i morze w miejscu stać nie może…- Zastanów się nad tym, byś potem nie żałował swoich decyzji.
- Nie widzę innej możliwości... - wtrącił pozostając nadal w bliskiej odległości od brunetki. - Innej niżeli bycie z Tobą. - uzupełnił odpowiedź zbliżając swe usta do pełnych warg polki. Powoli i z wielką ostrożnością złożył na Nich całus... Tak jakby obawiał się iż może poprzez  Niego zrobić krzywdę Vanessie.
Jak szybko Thomas zbliżył się do Niej, tak samo szybko Ona odsunęła się gwałtownie od Niego. To był odruch. Czysty odruch. Machinalne zachowanie, wywołane czujnością, którą nauczyło Ją życie. Mimo że pogodziła się z tym co było, nie była gotowa na bliskość Morgensterna. Nie była Ona już taka sama. Nie sprawiała tak wielkiej przyjemności, jak kiedyś… Teraz nawet bijące od Niego ciepło, wywoływało strach…- W takim razie wejdźmy do środka. Przygotuję coś do jedzenia- wysapała, sparaliżowanym krokiem zmierzając w stronę drzwi wejściowych.
- Odpowiedź na zadane pytanie Vann.. - domagał się usilnie stojąc nadal w bliskim otoczeniu swojego samochodu. Wyraz jego twarzy nie mówił niemalże nic... kompletna pustka , a serce? Ono o niemal nie wyskoczyło z piersi uradowane chwilą bliskości , którą podarowała mu Vanessa. Nie była to chwila dobrowolna , ale dla jego skamlałej duszy najcenniejsza.
-Tak. Jesteśmy razem- powiedziała, przekraczając próg domu. Co mogła powiedzieć więcej? Ucieczka. To ona była rzeczą, podczas której mogła przemyśleć swoje postępowanie. Czy na pewno słuszny? I tak, i nie… Po jednej barykadzie stały uczucia w tym tak skrajne jak strach i miłość, a po drugiej, zmuszanie siebie do czegoś o co nigdy by się nie podejrzewała. Ale czy było inne słuszne wyjście? Nie. Nie mogła dopuścić do tego, aby znowu pozwolić Thomasowi znaleźć zapomnienie w kartach…
- Więc kiedy się do mnie wprowadzisz?- zagadnął podążając za brunetką.Nie potrafił opisać radości jaką czuł na wieść o powrocie Vanessy do jego życia, nie posiadał się że szczęścia , że pomimo wszystko takowy powrót będzie miał miejsce. Chciałoby się powiedzieć ,że to szczęście jest fałszywe , wymuszone... Doskonale o tym wiedział. Miał jednak pewność , że gdyby nie był ważny dla polki zgoda z jej strony nigdy by nie nastąpiła... A JEDNAK. Stało się.
-Jutro poproszę Andreasa, żeby przywiózł moje rzeczy- odpowiedziała siląc się na wewnętrzny spokój, jednocześnie krzątając się nerwowo po kuchni.- Tylko…- przystanęła na chwilę, odwracając się tyłem do Austriaka. Tak, by nie widział zakłopotania i mieszanych uczuć na Jej twarzy, które mogłyby przynieść ze sobą zranienie uczuć chłopaka.- Oliwer jak na razie zostaje u Andreasa- powiedziała na jedynym wydechu, zamykając oczy, wyczekując na reakcję ze strony Thomasa.
- Dlaczego ? - zapytał zdziwiony , lecz ton jego głosu był nadzwyczaj łagodny i ciepły. Zbyt dużo wymuszał na brunetce , by prosić o więcej , ale nie mógł zostawić tej sprawy bez jakiejkolwiek próby walki. - Jesteśmy rodziną...  wyszeptał zbliżając się do polki w celu zamknięcia jej w swoim szczelnym uścisku.
-Jeśli mam być szczera, Andreas nie zgodzi się na to, żeby Oli przeżywał taką huśtawkę. Raz tu, drugi raz tam- wyznała z głębi serca, a kiedy poczuła, że Thomas zbliża się do Niej, szybko w porę postawiła krok do przodu, aby uniknąć nawet najmniejszego kontaktu z Morgensternem.- Zrobię na szybko jakieś kanapki na kolację… Wybacz, ale nie mam nawet siły na jakieś większe szaleństwa  w kuchni- powiedziała brnąc coraz dalej w zakłopotanie, które widoczne było coraz bardziej w Jej ruchach.
 - Jak Ty to sobie wyobrażasz? On tutaj , Ty tam ? Taki mały chłopiec potrzebuje opieki matki , nie sądzisz kochanie? - uśmiechnął się lekko błądząc wzrokiem za brunetką. Czuł się niepewnie, nieswojo pozbawiony gestów ze strony Polki ,ale musiał okazać jej wyrozumiałość, a sam uzbroić się w cierpliwość.
-Andreas nie zgodzi się na to tak łatwo. Jakoś dam radę, a ostatnie na co mam ochotę to mieć wroga w Wanku. Będę się dwoić i troić, ale przynajmniej z pozytywnym skutkiem- powiedziała, kładąc przed Morgensternem talerz kanapek, nie mając odwagi spojrzeć mu nawet na chwilę prosto w oczy.- Pójdę wziąć kąpiel i położę się do łóżka. Smacznego- powiedziała, znikając za ścianą. Czy udało Jej się uciec? W końcu zaznać spokoju od przytłoczenia sytuacji, która Ją akurat spotkała?
- Zjedź ze mną , proszę... - wstał odsuwając krzesło , tak aby brunetka mogła zająć miejsce obok niego. Marzył wręcz o wieczorze spędzonym w bliskim otoczeniu Vanessy , kobiety którą kocha , ale czy będzie mu to dane?  Chciał tego , ale bardzo bał się kolejnych reakcji ze strony polki... kolejnych ucieczek , które dosadnie go raniły.
-Przepraszam Cię bardzo, ale dostałam właśnie wiadomość od Andreasa, że z Małym coś się dzieje, a On nie wie co robić- powiedziała, patrząc z przejęciem na wyświetlacz swojego telefonu komórkowego.- Obiecuję, że wrócę jutro na śniadanie. Kiedy wstaniesz z łóżka, zobaczysz coś lepszego niż kanapki na stole. Obiecuję. Poza tym, sama wezmę swoje rzeczy, aby niepotrzebnie nie fatygować Andiego. Do jutra- wyszeptała, niemal biegiem opuszczając dom Austriaka. Czy mówiła prawdę? Nie. Oliwer stał się na moment tylko wymówką. Wymówką do tego, by spędzić choć jedną noc dłużej bez strachu, który ciążyć na Niej będzie przez długi czas…

~~♥♥~~ 
 
Rodzeństwo może mieć na swoim koncie tysiące sprzeczek, kłótni o błahostki, lecz za każdym razem sprzeczają się między sobą. Nigdy nie dopuszczają do tego, aby głos zabrał ktoś obcy. Rodzeństwo ma w sobie wrodzoną wzajemną miłość. Mimo wszystko zawsze się szanuje. Zawsze wspiera. Zawsze pomaga, choćby sami mieli płacić w rezultacie surową karę za popełnione czyny na rzecz rodzeństwa. Zawsze dzieli ze sobą smutki i radości. Nieważne ile ma się lat. W oczach starszego brata bądź siostry, zawsze pozostanie się tym samym dzieckiem, którego na początku nie chce się widzieć na oczy, lecz z czasem kocha się go miłością nierozerwalną. Miłością wyjątkową. Jedyną w swoim rodzaju, której nie można znaleźć u partnera życiowego…
-Ann?- wyjąkała do telefonu, przerażona sytuacją, w której postawił Ją Gregor. Tym, co musiała teraz przekazać Polce. Jak strasznie informacje mają dotrzeć do Jej uszu…- Z tej strony Gloria- dodała po chwili, już mniej nerwowym tonem.
 - Cześć... - wyraziła cicho zdezorientowana telefonem , który właśnie otrzymała.. a może i nawet osobą , która wykonała dane połączenie. Nie słyszała głosu szatynki od dłuższego czasu , a gdyby się w to wgłębić miała okazję usłyszeć go jedynie jeden raz , przypadkiem...- Coś się stało? - zagadnęła wiedząc , iż Gloria nie dzwoni bez sensownego powodu... To byłoby niemożliwe. 
-Wiem, że nie powinnam się do Ciebie z tym zwracać, ale…- dukała ledwo, próbując za wszelką cenę ubrać we właściwe słowa to, co miała do przekazania Polce. Lecz kiedy niektórzy bliscy ludzie nie dostają szansy od losu, by żyć, człowiek ma obowiązek pomów w walce o każdą chwilę szczęścia i szansę przeżycia jej na nowo dla  nieobojętnej ich sercu człowieka. –Bo w zasadzie nie jesteś już z Gregorem, ale no… Nie wiem jak to powiedzieć, to trudne dla mnie naprawdę…- błądziła ciągle we własnych myślach, nieumiejętnie próbując skonstruować jedno spójne słowo, od którego wszystko by się zaczęło.
Uderzenia jej serca nagle jakby zmalały ... miała wrażenie , że są coraz płytsze , głuche , pozbawione energii , a co najważniejsze prawidłowego rytmu. Pod jej powiekami zgromadziły się łzy , które jak na zawołanie odnalazły drogę we wskazane miejsce... - Gloria o co chodzi? - zapytała , drżącym z przerażenia głosem. Czyżby to co odwlekała od swoich umyśli , odrzucała od umysłu ziściło się ? Czyżby swoją obojętnością osiągnęła to czego nie chciała nigdy doznać? 
-Ann, jest coraz gorzej…- wyjąkała ledwo głosem drżącym, który zazwyczaj towarzyszy ludziom przy płaczu. Znajdowała się niebezpiecznie blisko granicy pomiędzy prawdą a kłamstwem, które musiała wyznać Polce. Była zmuszona zareagować. Szukać nadziei wszędzie, gdzie się da. Robić cokolwiek, aby ulżyć w bólu szatyna, z którym się łączyła, po części utożsamiając.- Nikt z Nas nie wie, co już robić…
- Widziałam się z Gregorem kilka dni temu , wszystko wydawałoby się być w porządku ... - napomniała obawiając się dalszego wywodu Austriaczki. - Może nie była to rozmowa idealna , ale ja nic innego nie mogłam zrobić... - tłumaczyła się czując się zwyczajnie winną stanu w jakim znajdował się Schlierenzauer. Nie miała dokładnego obrazu tego co się z Nim dzieję , nawet bała się pomyśleć o tym , ale strach przed tym co dzieję się poza jej świadomością był ogromny. - Co masz na myśli? - dopytywała.
-Ann, On od kilku dni nie jest sobą- powiedziała, w pewnym sensie czując się spaloną już na samym starcie.- Z dnia na dzień Go ubywa… Często zdarzają mu się omdlenia… Nie wychodzi z pokoju, a jedynie wpatruje się w pustą ścianę, nie chcąc odezwać się do nikogo nawet półsłówkiem, nie mówiąc już o jedzeniu…- opowiedziała powoli, aby każde słowo z ust zostało dokładnie wyryte w pamięci szatynki.
Zamilkła na moment , aby to co usłyszała dosadnie przyswoił jej ubolewający juz i tak umysł. Przestraszyła się niezmiernie , że to czego sie obawiało odnajdzie swoje pokrycie w rzeczywistości... że każde słowo Gregora sprzed kilku dni ziści się ukazując jej swoje proroctwo... Była niemalże bezsilna ... - Bardzo mi przykro , ale ja nie potrafię mu pomóc.. Próbowałam , ale to ponad mojej siły ... - wygramoliła nieskładnie siląc się na opanowany ton głosu , co w danej sytuacji graniczyło z cudem.
-Ann, ale tylko Ty masz na Niego jakikolwiek wypływ. Nieustannie Go pilnujemy… On groził, że naprawdę popełni samobójstwo…- wydukała z trudem, czując drobne łzy pod swoimi powiekami. Gdy ta przerażająca wizja stanęła Jej przed oczami, nie mogło obejść się bez łez. Sama myśl o niej paraliżowała… - Raz postawił, ku temu pewne kroki… On już wówczas nie żartował. Jeśli zrobił to raz, zrobi również ponowny, a wtedy pomoc może już nie nadejść…
  - Co zrobił?! - pisnęła przerażona nie mogąc pojąć tego co usłyszała. Jej umysł ogarnął szał , a oczy samoistnie nawilżyły się potokiem łez spływających po policzkach. - To nie możliwe... To nie jest możliwe... - powtarzała w celu uspokojenia się , co nie było możliwe. Wiedziała o tym doskonale... Bo jak można zatuszować emocje , udać obojętność , pozostać niewzruszonym na ludzką krzywdę , gdy to wszystko tyczy się głównie jednej osoby. Jeden z najważniejszych osób. 
-Tak wygląda Jego codzienność…- powiedziała poważnie, odnajdując nieco pewniejsze miejsce w konwersacji z brązowowłosą Polką. Oczywiste było, że słowa, które wypływały kolejno z Jej ust, nie należały do najłatwiejszych, jednakże z większą otwartością mogła opowiadać o incydentach zaistniałych w życiu swojego brata.- Odepchnął leki… Stwierdził, że jeśli my nie pozwalamy mu odejść w spokoju, On zrobi to sam. Wolniej, bo wolniej, lecz najważniejsze, że skutecznie…
- Gloria czy Ty jesteś w stanie dać mi Gregora do słuchawki ? - zapytała znając już konkretny cel. Powoli i staranie ułożyła sobie plan , z którego musiała skorzystać , musiała chociaż spróbować. Nie był to plan idealny , takowe przecież nie istnieją , każdy ma swoje wady , znaczne zalety , lecz najważniejsze dla Ann było to iż powoli w jej głowie wszystko scaliło się w jeden element. Wiedziała iż musi zrobić wszystko co w jej mocy , aby pomóc szatynowi...  
-Nie- wyjąkała cichutko, słysząc pulsującą w swoich żyłach krew, której tempo osiągało apogeum.- Znajduję się dosyć daleko od domu… Nie mogłam narazić się na to, by Gregor przypadkowo usłyszał choć jedno słowo, którym się z Tobą dzielę. On uważa, że to co się dzieje, to tylko Jego sprawa… Nikogo nie chce w to mieszać… Ann, my nawet nie wiemy na co On jest chory…- wychlipała żałośnie, ledwo trzymając słuchawkę telefonu przy swoim uchu.
  Nie poddała się. Obiecała sobie że dopnie swego i tak zamierzała zrobić. - Gloria , proszę.  - zaczęła z pewnością wyczuwalną w tonie swojego głosu. - Obiecuję , że nie poniesiesz żadnych konsekwencji z tego , że do mnie zadzwoniłaś , ale podaj mu ten telefon. Poczekam. - nie zamierzała odpuścić. Nie teraz gdy zmusiła się wręcz do postawienia pierwszego kroku ku rozmowie z Schlierenzauerem. - Proszę Cię.. - nalegała.
-Powiedziałam Ci przed chwilą, że znajduję się dosyć daleko od domu Gregora…- jęknęła zrezygnowana, a Jej ciało nagle oblały gorące poty.- Szczerze mówiąc, nie wiem czy będzie chciał z Tobą rozmawiać… Nie w taki sposób… Za pośrednictwem jakiegoś nowoczesnego aparatu. Zrozum mnie, proszę… Teraz musimy uważać na każdy jeden krok…- dukała ledwo, ze wszystkich sił siląc się na usprawiedliwienie swojej osoby w oczach szatynki.- Gregor przestał być człowiekiem… Teraz to tylko jakaś zimna istota, nie dająca w ogóle znaków życia, a jedynie fantazjująca, jeśli chodzi o swoją śmierć… 
- Nie mam jak przyjechać do Austrii , wiec postaram się z Nim skontaktować... - oznajmiła tonem zwiastującym chęć Ann do dalszych prób w sposobie rozmowy z Austriakiem. - Będzie dobrze , zobaczysz... - wyszeptała , po czym rozłączyła się.
  

---------------------------
Sezon czas zacząć.
Początek pełen wzlotów i upadków.
Łez smutku i wzruszenia.
Ale to początek.
Wszystko przed Nami!
Ann i Klaudia.

czwartek, 20 listopada 2014

Trzydziesta szósta odsłona codzienności.


Czas i brak nadziei wyleczą z każdej miłości.

~~♥♥~~
To nieprawdopodobne jak życie potrafi być przewrotne. Ci, którzy byli kiedyś w sobie zaślepieni, trwając i w dzień, i w noc w miłosnej otchłani, potrafią w jednej chwili stać się dla siebie nierozpoznani.
Nagle wydają się obcy. Przechodzą obojętnie. Stają się potworami, tyranami, pomimo że w rzeczywistości nadal noszą w swoim sercu miłość…
I jak zrozumieć to zjawisko? Jak pojąć, że osoba, przy której zawsze mogliśmy się czuć bezpiecznie, nagle okalecza nas nie tylko psychicznie, a również fizycznie?
Co czuła Vann? Dziwne, bo tylko pustkę. Jakby ktoś brutalnie wyszarpał z Jej piersi serce. Ani płomień nie zgasł w Jej sercu, ani wiatr nie rozwiał uczuć, mimo że tak bardzo tego pragnęła…
Nawet nie płakała. Po wyjściu z domu Morgensterna, łzy nagle zniknęły spod Jej powiek. Musiała udźwignąć ten ciężar dla Oliwera. Wyjść cało i znów nie paść na kolana, aby skupić się jedynie na swoim synku. Bo czym były Jej problemu sercowe w obliczu szczęścia dziecka?
Nikt nie wiedział jednak ile wiary, siły i chęci potrzebowała, by przez to wszystko przejść…
-O Boże…- przed Jej oczami, zza drzwi wyłoniła się smukła sylwetka dobrze znanego Jej mężczyzny. Może nawet za dobrze…- Vann, co się stało?!- podniósł głos, patrząc na stan w jakim znajdowała się Vanessa. Nie tyle psychicznym, a fizycznym, gdyż siniaki były widoczne gołym okiem na Jej twarzy.
-Niestety, ale z racji tego, że jestem matką Twojego dziecka, będę musiała u Ciebie zostać na kilka dni- powiedziała na powitanie, nie odpowiadając na pytanie zadane przez Niemca.- Obiecuję, że długo nie będziemy siedzieć Ci na głowie. Najzwyczajniej nie mam do kogo się udać, a wożenie Oliego po hotelach, nie jest najlepszym rozwiązaniem…- powiedziała, gdy znajdowała się już w salonie domu chłopaka, a Oliwer spokojnie spał w specjalnie przeznaczonym dla Niego pomieszczeniu w domu Niemca.
-Nie daruję mu tego!- krzyknął przez zęby, ściskając mocno dłonie w pięści.- Jak On mógł Cię bić?! A Oliwer?! Jego też odważył się w ogóle tknąć?!- nadal krzyczał, jakby zapominając o tym, że w sąsiednim pokoju znajduje się śpiący Oliwer.
-Andreas, spokojnie- powiedziała cicho, unosząc delikatnie kąciki ust ku górze. Na przymus, bo na przymus, lecz na pewno Jej gest pozwoli Jej udobruchać zdenerwowanego Wanka.- Oliego nie tknął. To był raz, poza tym ja chyba sama to wszystko sprowokowałam…- westchnęła cicho, zbliżając się nieco do chłopaka, by znów poczuć Jego ciepło- Thomas chciał mieć dziecko, a ja nie… Padło kilka słów za dużo…- przyznała.
-To i tak nie usprawiedliwia Go w tym, co Ci zrobił- powiedział głośno, lecz nie krzyczał.- Damski bokser się znalazł- zaśmiał się sarkastycznie.- Zobaczymy czy będzie taki mądry, kiedy zmierzy się ze mną.
-Andreas, proszę Cię!- uniosła się, mierząc karcącym wzrokiem postać Niemca.- Ostatnie czego mnie i Oliwerowi potrzeba to Twoja bójka z Thomasem. No brawo za pomysłowość!- klasnęła ironicznie w dłonie.- Aczkolwiek mam prośbę… Mógłbyś pójść po resztę naszych rzeczy do domu Thomasa?- spuściła wzrok na ciemne podłoże.- Nie jest najlepszym pomysłem, żebym ja tam szła…
-Nawet nie pozwoliłbym Ci tam iść- objął Ją ramieniem, unosząc Jej podbródek, by dziewczyna uważnie spojrzała w Jego ciemne tęczówki.- Między Nami niestety nic się nie zmienia, prawda?
-Nic się nie zmienia- potwierdziła, patrząc jak zahipnotyzowana w tęczówki Niemca.- Przyjaciele jak dotychczas- uśmiechnęła się, wtulając się delikatnie w gorący tors chłopaka.- I wiesz? Tak chyba będzie najlepiej. Miłość to jedna, wielka ściema.

~~♥♥~~
 Oczy człowieka mają tę wygodę, że jeśli nie chcą czegoś zobaczyć, po prostu zamykają powieki, dzięki czemu nie cierpią, bo najzwyczajniej nie widzą zła, które dokonywać miało się na Ich oczach. A serce? Serce ma już znacznie bardziej pod górę. O tyle, że oczy mogą nie widzieć, czego nie chcą, serce nie ma zdolności na zamykanie na uczucia, których nie chce czuć. Czuje i kiedy usilnie próbuje się ich pozbyć, paradoksalnie ból narasta. Czego wówczas potrzebujemy? Proste, że osoby, która wesprze, pomimo że nie jest w stanie usunąć bólu. Ona jedynie pomaga przejść przez ten ból we dwójkę. A co dzieje się z osobami, które cierpią, a dostają jedynie powody do tego, by uważać, że nie warto żyć?
-Witaj, Panie Morgensternie- wysyczał brunet, patrząc z szelmowskim uśmieszkiem na blondyna, który właśnie otworzył przed Nim drzwi do swojego domu.- Przychodząc tutaj, zastanawiałem się czy mam wziąć ochraniacze na wypadek, gdybyś znowu dostał jakiegoś ataku, ale w końcu stwierdziłem, że z równym sobie nie odważysz się podnieść ręki.
- Równym sobie? - zaśmiał się ironicznie widząc postać ciemnowłosego skoczka narciarskiego tuż przed sobą. Był niemalże pewny , że nadejdzie czas iż będzie musiał stawić czoła problemom jakie sam na siebie sprowadził , ale pojawienie się Wanka nie było dla niego efektem pożądanym... Bo przecież , gdy wszystko uszło z umysłu , gdy emocje odnalazły bezpieczne ujście zdrowy rozsądek dorwał się do głosu , by skutecznie komplikować mu dalsze życie pogłębiającymi się wyrzutami sumienia po tym do czego się posunął. A duma? Ona jest zawsze , gdy tylko znów zaczyna udawać kogoś kim nie jest... Tak jak w tamtym momencie. - Czemu zawdzięczam tą jakże przyjemną wizytę... - oznajmił wpuszczając Andreasa do środka.
-Przyszedłem wziąć resztę rzeczy Vanessy i Oliego- oznajmił bezdusznie, rozglądając się uważnie po jasnym salonie w domu Morgensterna.- Oj, Morgenstern, Morgenstern…- kiwał głową, patrząc niedowierzająco na Austriaka.- Ja wiedziałem, że Ty do najmądrzejszych nie należysz, ale żeby aż tak… Wysoko ustawiłeś poprzeczkę.
- To co robię to moja sprawa , a Tobie radzę się nie wtrącać. - oznajmił oschłym tonem głosu , po czym wskazał Wankowi spakowane walizki stojące w sypialni. Nic nie sprawiło mu większej trudności jak pakowanie kolejnych z rzeczy do toreb , bo to tak jakby żegnał się ze swoją przeszłością , która miała być już na zawsze jego przyszłością.
-Mylisz się- powiedział pewnie, wymieniając zawzięte spojrzenia z Austriakiem.- Vanessa i Oliwer są najważniejszymi osobami w moim życiu. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo chciałbym oklepać Ci tę piękną facjatę- wycedził przez zęby, ledwo panując nad porywami swojego ciała.- Chroni Cię jedynie Vann.
- I co mi jeszcze ciekawego powiesz Wank ? - zaśmiał się  , chociaż w sercu czuł coraz to większy ból spowodowany szczęściem jakie miał u swego boku Niemiec... - Żyli długo i szczęśliwie? Czyż tak ? - nadal drwił usadowiwszy się na kanapie.
-Mam taką nadzieję- westchnął cicho, przysiadając się Morgensterna. Przyjacielska rozmowa? Nie. Być może konwersacja miała być pozbawiona wyskoków z Jego strony, lecz to nie pięściami można zranić najbardziej, a umiejętnie dobranymi słowami, które skutecznie uderzyłyby w czuły punkt blondyna, którym była właśnie Vanessa.- Właściwie to ja powinienem Ci dziękować. Gdyby nie Ty, nie miałbym przy sobie Vannesy.  Dziękuję… Czy coś…
Jedyne co mu pozostało , aby do końca nie spalić się w swoich oczach , bo to bolało najbardziej. Myśl , że zawiódł samego siebie zadawała zacne ciosy. Nadal grał , udawał mijając się z prawdą ... z tym co odczuwa , a co chciałby powiedzieć. - Opowiadaj! - krzyknął , lecz z uśmiechem na ustach. - Jak się Wam powodzi.?
-Cudownie!- wyrwał się radosnym tonem, goszcząc na twarzy promienny uśmiech, w którym tkwił triumf. Tak, zauważył… Dostrzegł, że zachowanie Morgensterna było jedynie grą pozorów, którą musiał umiejętnie i do cna wykorzystać.- Dopiero teraz tak naprawdę dzięki Małemu i Vann zobaczyłem jak to jest żyć pełnią życia. Kiedy jest miłość, jest wszystko…- dodał po kilkusekundowej pauzie, lustrując dokładnie postać Austriaka.
- Skoro jest Ci tak dobrze , to nie wiem co Ty tu jeszcze robisz? - zagadnął sięgając po trunek , który znajdował się w jego szklance.  - Tracisz czas na mnie , a równie dobrze możesz Go wykorzystać z Vanessą i Oliwierem. - sztuczny uśmiech nie schodził z jego smukłej twarzy.
-Vann jest na razie z Olim w Polsce u mamy- odpowiedział, nieustannie mając na twarzy uśmiech, którego nie potrafił w żaden sposób zatrzymać na inne okazje.- Dopiero jutro mam do nich dołączyć, bo Vanessa upierała się, że chce przedstawić mnie swojej mamie. A wiesz… Z Vann lepiej nie dyskutować. Powiedz jaka Ona jest- zagadnął, wyraźnie domagając się odpowiedzi ze strony Thomasa.- Znaczy mama Vann. Miło byłoby wiedzieć jaka jest przyszła teściowa…
- Poznasz , a sam się przekonasz. - oznajmił urywkowo , nie wgłębiając się w zbędną jego zdaniem dyskusję. Bo cóż mógł po przez nią uzyskać? Co ugrać dla siebie? Nic. Rozmowa  z Wankiem była koniecznością  z której musiał się wywiązać i tak czynił.
-Mało rozmowny jesteś jakoś dzisiaj- prychnął, usadawiając się wygodnie na kanapie.- Czasem da się z Tobą normalnie porozmawiać, wiesz? Polubiłbym Cię nawet, ale to chyba byłaby mała przesada- Jego uśmiech przybrał nieco gorzki charakter. Dlaczego? Czemu zaczęło mu być szkoda Morgensterna? Dlaczego coś ukłuło Go w okolicach klatki piersiowej, patrząc na ból ukryty w głębi niebieskich tęczówek blondyna?
- Kiedyś się nawet lubiliśmy... - oznajmił podając Andreasowi butelkę z zimnym trunkiem. - Przynajmniej tak to wyglądało z mojej strony ... - dopowiedział zajmując swoje miejsce. Czy mijał się z prawdą ? Nie . Kiedyś wszystko wydawało się być o wiele prostsze , o wiele mniej skomplikowane , lecz to co było , było kiedyś , a on zmuszony był żyć teraźniejszością.
-Kiedy przypomnieć sobie przeszłość, to też nic do Ciebie nie miałem- powiedział zamyślony, przypominając sobie większość chwil, kiedy trwał z Austriakiem w przyjaznych kontaktach.- I po co było robić sobie wrogów? Trzeba było ustąpić, usunąć się w cień, kiedy widziałeś, że Vann jest z Tobą z litości, a Ty zamiast tego walczyłeś, zyskując wroga na wieki wieków.
- Wróg też człowiek , każdy z Nas ich ma... - zachichotał lustrując sylwetkę ciemnowłosego Niemca. W głębi serca nienawidził Go równie mocno jak pierwszego dnia , kiedy tylko dowiedział się o tym jak skomplikował mu życie , a teraz? Złość była jeszcze większa , okazalsza , a pięści same rwały się do ciosów , lecz farsa w której tkwił nie pozwalała mu na szczerość , która aż w nim wrzała.
-No tak- potwierdził, śmiejąc się z wyczuciem i czujnością, którą zachować musiał w każdym kontakcie z Morgensternem.- Ale musisz naprawdę mnie nienawidzić, skoro byłeś w stanie skatować Vann przez to, że nadal coś do mnie czuje- zaśmiał się niewesoło, nieobecnym wzrokiem patrząc na bliżej nieokreślony przedmiot przed sobą.
- Widać Vanessa o wszystkim Ci powiedziała , szkoda tylko że minęła się z prawdą... - zaśmiał się będąc już pod znacznym wpływem alkoholu. - Nie traciłbym siły mając na uwadze kogoś takiego jak Ty , więc daruj sobie te spekulacje... - drwił , upijając kolejne łyki trunku.
-To nie moje spekulacje są tutaj najważniejsze- przemówił, patrząc ze zdumieniem na wrak człowieka, który doskonale próbował ukrywać swoje utrapienia.- Pobiłeś Vanessę… W ogóle… Nie mieści mi się to w głowie, naprawdę! Nie umiem Cię zrozumieć, człowieku. Jak coś drażni w związku, zrywasz z dziewczyną i tyle. Niech robi co chce, ale Ty najzwyczajniej wolałeś mierzyć kolejne ciosy w twarz Vanessy, pomimo że ciągle zarzekałeś się o tej niby miłości do Niej, a biedna Vanessa w to uwierzyła…
  - Wiesz , nikt mnie tak dawno nie rozbawił jak Ty w tym momencie... - wyjąkał pomiędzy napadem śmiechu. Niewinny , nieskazitelny Andreas Wank. Osoba , która potrafi oceniać innych , a sama? Jest idealna. Szkoda tylko , że ideałów nie ma , a ten uważający się za Niego popełniał o wiele większe i poważniejsze czyny ... - A Ann? Ją to niby głaskałeś tak ? - drwił żałośnie.
-Żałuję każdego uderzenia, które wycelowałem w Ann- powiedział, ukrywając na chwilę twarz w dłoniach. Niby oddzielił grubą kreską przeszłość, a starał się żyć jedynie teraźniejszością dla Oliwera, zostawiając za plecami starą naturę Andreasa Wanka. Nie można jednak o wszystkim zapomnieć. A kiedy nawet dokonamy niemożliwego… ktoś prędzej czy później przypomni.- Kocham i kochałem Vanessę. Zupełnie jak Ty, Morgenstern. Ale Ona ciągle wolała Ciebie- zaśmiał się niewesoło, przypominając sobie okres życia, kiedy nie potrafił rozpoznać samego siebie.- Długo czekałem na ten moment. Teraz już nie pozwolę Vanessie wyśliznąć się z moich dłoni, nigdy.
    - Prawdziwe oblicze człowieka nie tak łatwo zmienić , ale trzymam kciuki .. - wtrącił zażenowany kolejną bajeczką jaką stara mu się wmówić młody Niemiec. W żadne słowo , które padło z ust Andreasa nie był w stanie uwierzyć i nie miał nawet najmniejszego powodu , aby się w to wgłębiać. Prawda była prosta , a on doskonale ją znał. Andreas Wank jego zdaniem nigdy się nie zmieni.
-Zasiedziałem się- wstał na równe nogi, jeszcze raz zerkając na Austriaka.- Kiedyś byłeś moim autorytetem nie tylko na skoczni, ale także prywatnie… I przyznam Ci się teraz bez bicia, że uważam Vann za głupią w tej kwestii, że nie zgłosiła tego pobicia na policję- przyznał, biorąc spakowane walizki do swych dłoni.- Ale ostrzegam Cię przed jednym… Możesz znowu drwić, mieć to za nic, ale tylko mówię, że kiedy zbliżysz się do Oliwera, po prostu Cię zabiję. Zabiję jak psa…- wycedził przez zaciśnięte zęby.
Pozostawił owe słowa bez komentarza , wiedząc iż brakiem jakiejkolwiek reakcji bardziej rozwścieczy Andreasa , a o to mu właściwie chodziło. Nie musiał się nikomu tłumaczyć , nikogo przekonywać o swoich racjach , z nikim rozmawiać... Mógł milczeć , a to było o wiele dosadniejsze niż miliony słów. Lustrował sylwetkę Niemca upijając kolejne łyki bursztynowego alkoholu.
~♥~

Ciemność. Wszechobecna ciemność. Jedynie ciemność.
Tak strasznie ciemno stało się w Jego życiu. Jedyne światło, odeszło daleko od Niego, a teraz? Teraz w końcu jest szczęśliwa z mężczyzną, który naprawdę może dać Jej szczęście.
Rozmowa z Wankiem utwierdziła Go w pewnych przekonaniach, które mimo iż były raniące, niestety okazały się być prawdą.
Po pierwsze, Vanessa była szczęśliwa przy boku Wanka, który był biologicznym ojcem Oliwera i z którym nigdy nie miał szans wygrać. Po drugie, musiał odsunąć się w cień. Przestać walczyć. Walką jedynie mógł Ją ranić…
Co najgorsze… Nie posiadał nawet ani jednego argumentu, którego mógłby użyć, by Polka do Niego wróciła.
Podniósł na Nią rękę. Bezczelnie robił wszystko, by zadusić Jej własne zdanie. Poglądy. A co powinien zrobić? Uszanować. Zrozumieć. Przynajmniej postarać się…
Nienawidził tego samego. Do nienawiści dołączył również lęk. Dławiący lęk, który spowodowany był tym, że nie wyobrażał sobie życia bez brunetki przy sobie.
    Choć minęło trochę czasu, czas nie miał tej umiejętności, by wyleczyć rany.    
Gdzie miał iść skoro wokół panował tylko mrok? Jak radzić sobie, kiedy definitywnie się poddał?
Odpowiedź była jedna. Jedna jedyna, dzięki której na chwilę zapomniał. Nie myślał.
Karty. Hazard. To byli Jego przyjaciele. Jedyne w co wierzył i czemu teraz ufał.
Powoli tracił kontrolę. Zauważał to. Wciągnęło Go to do tego stopnia, że nie mógł się opanować. Byłby w stanie poświęcić wszystko w zamian za dobrą passę w kartach.
Wtedy czuł jakby cały świat kłaniał się u Jego stóp. Tak wiele możliwości. Szans.
Lecz nie zauważał, że brnąc w hazard coraz dalej, traci wszystko co mu zostało po odejściu Vann?
Swoje życie podporządkowywał jedynie kartom. W kasynie potrafił spędzić cały dzień, kolejno tasując karty za karty, wygrywając albo przegrywając coraz więcej.
Co więcej, to stało się Jego życiem. Częścią dnia, której nie zamierza zmieniać. Która posiada Jego całego.
Zdecydowanie za daleko w to zabrnął, by teraz uwolnić się z sideł uzależnienia.
Jak powiadają… Kto nie ma szczęścia w miłości, ma szczęście w kartach…


----------------------
Wszystko dziś a'la Vanessa!
Jeszcze tylko 1 dzień!
Jeden!







 

środa, 12 listopada 2014

Trzydziesta piąta odsłona codzienności.

 

 Piękne słowa nie zawsze są prawdziwe, a prawdziwe nie zawsze piękne.


~~♥♥~~
Wszystko, co zdaje się być na pierwszy rzut oka cudowne, nie może trwać wiecznie. Tak skonstruowany jest świat. Na takich zasadach się opiera. Zasadach, których nie można złamać, nagiąć, czy w jakiś cudowny sposób zmienić. A miłość? Każdy człowiek, który usłyszy hasło ‘miłość’, wyobraża w swojej głowie wszystko to, co najpiękniejsze. Widzi się osobę, która patrzy na świat przez różowe okulary, nie dostrzegając zła na świecie. Owszem, istnieje taki etap, lecz nie trwa on długo. Po krótkim okresie utopii, nastąpić musi apokalipsa. Zabawny jest jedynie ten paradoks, że to sam człowiek sprowadza na siebie apokalipsę. Nawet człowiek człowiekowi wilkiem…
-Jak mogłeś…- wycedziła gorzko, słysząc, że Thomas wrócił właśnie z codziennego treningu. To czego się dowiedziała… To, co było powodem Jej zmartwień, utrapień… Za tym wszystkim stała jedna osoba. Człowiek, którego kochała i który myślała, że kocha również Ją. Jednak, nie mogła tej sprawy dłużej bagatelizować. Jeśli sama nie rozgoni czarnych chmur z nieba swojego życia, nikt nigdy tego za Nią nie zrobi.
  Jak codziennie po porannym treningu wszedł do mieszkania z uśmiechem widniejącym na jego jasnej twarzy , jak każdego dnia wracając wiedział , że w domu czeka na niego rodzina , w kazdej nadchodzącej sekundzie mógł śmiało powiedzieć , że jest szczęśliwy. A teraz? Gdy stoi przed brunetką każda wizja nagle zniknęła ... jakby wyblakła. Powód był całkiem jasny. Od dawna nie widział u polki takiego wyrazu twarzy , złości przebijającej się przez nadchodzące słowa... Obawiał się , że mógł być Ich przyczyną... - O co chodzi skarbie? - zagadnął świadomie , chociaż tak na prawdę nie chciał poznać prawdy.
-Nie nazywaj mnie tak!- ryknęła na całe gardło, zrywając się gwałtownie na równe nogi. Złość i pewnego rodzaju nienawiść przepełniała Ją od środka. Czuła, że nie zna teraz żadnych granic. Nic nie jest ważniejsze od wyjaśnienia kilku istotnych spraw, które przesłaniały Jej czerpanie radości z życia codziennego. Z tego co ma. Ukochanego. Synka. Przyjaciół i znajomych…- No już… Może pochwalisz mi się Twoimi ostatnimi sukcesami- krążyła wokoło blondyna, penetrując Go złowrogim wzrokiem.- Z tego co wiem masz ich ogrom na swoim koncie.
- Ogrom?- zapytał sam siebie , po czym spojrzał na dziewczynę zdziwionym wzrokiem. - Nie rozumiem do czego mam się przyznać , nie mam nic na swoim sumieniu ... - uśmiechnął się lekko , podchodząc bliżej kobiety próbując objąć jej drobne ciało w celu upewnienia i złagodzenia sytuacji.
-Nie dotykaj mnie!- wrzasnęła jeszcze głośniej, szybko odsuwając się od Austriaka. Istne szaleństwo… To czuła. Miała poczucie, że zaczyna wariować. Że popada w swojego rodzaju obsesję, której nie było w stanie objąć ludzkim rozumem. Bo uczucia to nie matematyka… Nie można ich racjonalnie nazwać ani określić jak dużo ich w sobie posiadamy. To niemożliwe.- Zabawne, że dowiaduję się od znajomych, że sama odwołuję spotkania, o które sama wcześniej się ubiegałam. Naprawdę nie masz pojęcia o czym mówię?!
Dość często Nasze czyny spowodowane są dobrocią i najszczerszymi chęciami, które Nami kierują , pomimo tego iż wiemy że każdy Nasz czyn może być odebrany całkiem w innym kierunku... Liczy się cel i środki jakie sobie zaprzęgniemy , aby go osiągnąć. - To nie tak , to wszystko nie tak .. - zaczął zdając sobie sprawę , że jego czyny nie są aprobowane przez brunetkę.- Ja to robiłem dla Nas , dla Naszej rodziny , a poza tym te Twoje koleżanki przesadzają .... - warczał żałośnie.
-Czyli jak rozumiem dobrze się czujesz, kiedy  wiesz, że siedzę sama w domu z Oliwerem, patrząc ciągle w te cztery ściany?!- słowa Thomasa podziałały na brunetkę, niczym czerwona płachta na byka. Czy On naprawdę nie wydział problemu? A może tylko chciał wyprzeć się całej swojej winy? Jak rozumieć Jego postępowanie? W jaki sposób zinterpretować?- Może Ty w ogóle teraz przykuj mnie kajdankami do kaloryfera i będziesz mógł być spokojny, że nigdzie nie wyjdę ani z nikim się nie spotkam!
- Oni niepotrzebnie namieszają Ci w głowie kochanie...- wypowiedział pewnie , nie zdając sobie nawet sprawy , że używając podobnych słów pogarsza jedynie swoją sytuację , lecz sprawa dla Thomasa była prosta.Rodzina. To dla Niej walczył , dla Niej się starał i co najważniejsze dla Niej był gotów posunąć się do wszystkiego . - Chyba nie jest Ci z Nami źle? - zauważył wpatrując się w ciemne oczy brunetki.
-Jest mi źle!- krzyknęła podirytowana, widząc, że blondyn nie rozumie swoich błędów.- Dusisz mnie! Czy Ty naprawdę tego nie rozumiesz?!- nerwowo krążyła po salonie, zakrywając usta dłonią, by  choć w małym stopniu powstrzymać się od krzyku.- Jak mogłeś w ogóle myśleć, że odwołując moje spotkania z moimi znajomymi, działasz dla mojego dobra?! Tobie już kompletnie poprzewracało się w głowie?!
  - Za każdym razem jak wychodzisz do Andreasa wracasz jakaś inna , odmieniona czy nawet zamyślona , a ja dniami głowię się co Ci jest , o czym tak zacięcie myślisz.. - oznajmił głośno , chociaż  nie można było mówić tu o krzyku. - Bałem się , że z czasem i każdym nadchodzącym spotkaniem będziesz się od Nas oddalać , a tego nie chce , rozumiesz? Zbyt wiele Nas poróżniło w przeszłości , abym teraz ze spokojem mógł patrzeć w przyszłość...
-Czyli nie ufasz mi, tak?- zapytała wprost z niecierpliwością czekając na odpowiedź ze strony Morgensterna.  Była pomiędzy. Pomiędzy miłością, a nienawiścią, która dzieli te dwa uczucia cienka, nietrwała nić. Związku bez zaufania, nie można zbudować, lecz czy Thomas nie miał racji, wypowiadając kolejne słowa ze swych ust? Przyznać musiała, że każde spotkanie z Andreasem było dla Niej czymś wyjątkowym. Jedynym w swoim rodzaju, lecz czy nie działo się tak dlatego, że tylko z Niemcem miała kontakt?
- Tobie ufam , jemu nie koniecznie.... - prychnął niemalże od razu , gdy tylko rozszyfrował ton zadanego pytania. - Sama oceń swoje zachowanie po każdym takim powrocie , a dopiero później oceniaj mnie ! - krzyk. Wiedział , że nie powinien dopuszczać do głosu emocji przybywających z każdą chwilą , ale one przejęły górę nad jego zachowaniem.
-A czy to moja wina, że nadal zależy mi  na Andreasie?!- wyrwała się, a ściślej mówiąc po raz pierwszy od dłuższego czasu przyznała się, że uczucia, którymi obdarzała osobę Wanka, nie umarły. Nadal są żywe, a poprzez wspólne spotkania te uczucia były jedynie pielęgnowane. Nie obeszło się bez konsekwencji, niestety… Odwróciła się tyłem do Morgensterna, by nie mógł zobaczyć wyrazu Jej twarzy oraz szczerych uczuć, które żywiła do Niemca. Uczuć się nie zmieni. Nikt nie może zmienić… Również Ona.
Miał wrażenie , że jego świat właśnie runął , że wszystko o co codziennie walczył przestało istnieć wraz z usłyszeniem kilkunastu słów. - Możesz powtórzyć? - zażądał , aby konkretnie przyswoić podaną informację. Kolejny cios zadany w jego i tak zranione już serce był niemalże jak sól rzucona na świeże rany. Trudna do przyswojenia ... Zbyt łatwa do uwierzenia.
-Po co, skoro i tak dobrze słyszałeś?!- odwróciła się na pięcie, zaszklonym wzrokiem patrząc na Thomasa. Łzy… One nie były uzasadnione w obecnej sytuacji, lecz tak reagował Jej organizm. Łzami… W najbardziej żałosny i niestosowny dla Niej sposób.
- Za kogo Ty mnie masz co? - wrzasnął zdając sobie z tego sprawę , ale nie chciał powstrzymywać już tego co i tak stało się nieuniknione. Nagle bramy jego umysłu jakby rozstąpiły się ukazując całą prawdę jego relacji z Vanessą , obrazując kłamstwo jakim stał się ich związek ... uświadamiając , iż wszystko to co robił stało się niczym. Zbędną stratą czasu i uczuć , które włożył w wychowanie Oliwiera... Nie zastanawiając się nad tym do czego może doprowadzić Go dalsza złość spoliczkował brunetkę po czym odsunął się od Niej na kilka kroków... - Masz mnie za frajera , który jest na każde skinienie palca , tak? Za idiotę , któremu można doprawiać rogi na boku bo i tak nie jest niczego wart! Koniec z tym rozumiesz! Koniec!  - krzyczał pojmując Vanessę za ramiona szarpiąc tak , aby jego słowa brzmiały najbardziej przekonująco.
-Nie dotykaj mnie!- ryknęła, nie kryjąc przerażenia.- To po pierwsze, a po drugie, co Ty mi możesz zrobić?- zaśmiała się, zakładając ręce na piersi w geście, że nic nie robi sobie z gróźb blondyna, pomimo tego, że wewnętrznie karciła siebie samą za słowa, które raz po raz musiały zadawać bolesne ciosy w samo serce Morgensterna. Nigdy nie chciała być powodem Jego utrapień, lecz Ona nie mogła być wiecznie stroną, która musi pobłażać. Koniec pewnego etapu w Jej i Jego życiu, nie mówiąc o związku, który Ich łączył. Trzeba skończyć z tym, co zatruwało jedną ze stron…- Nadal będziesz szpiegował mnie na każdym kroku?- zaśmiała się sarkastycznie.- Nadal będziesz sprawdzał telefon, laptop? Bo myślisz, że co? Że nie wiem? Sam przyczyniłeś się do tego, że powoli MY, jako para, przestajemy istnieć, rozumiesz?!
Koniec nadszedł szybciej niżeli samemu Thomasowi mogłoby się wydawać. Skrywane emocje , niesnaski i problemy po raz setny , ale też kulminacyjny odnalazły drogę poprzez słowa , które wypowiadał , a które jak sam zdołał się przekonać nie raz odegrają znaczącą rolę w przedstawieniu , w którym gra główną rolę. W swoim własnym życiu. Zazwyczaj jest tak iż Nasze słowa są nieprzemyślane , a dopiero po upływie pewnego okresu ... czasami nawet kilku sekund zostają one prawidłowo sformułowane w Naszym umyśle , a niemal zawsze poustawiane w innej kolejności bądź co ważne usunięte... - A każde Twoje spotkanie z Andreasem to niby co jest do cholery jasnej , co?! Nie udawaj , że chodzisz tam tylko dlatego że jest ojcem Oliwiera , bo nawet sama w to nie wierzysz , a ze mnie starasz się zrobić idiotę! Gdyby nie ten cholerny laptop i telefon nie wiedziałbym do tej pory co dzieję się w Twoim sercu , a to jest w związku najważniejsze! - dopowiedział siląc się na niemal naturalny ton głosu. - Więc nie wyjeżdżaj mi tu proszę z tym że Cię kontroluję , bo nie pozostawiasz mi wyboru... Jeżeli to jest czyjakolwiek wina to Nasza wspólna , ale na pewno nie moja...
-A nie pomyślałeś, że to przez to, że nie mogę z Tobą normalnie porozmawiać, oddalam się od Ciebie?!- krzyk, powoli przeradzał się w nienaturalny krzyk. Wiedziała, że nie może żyć bez Thomasa, lecz czy da się tak dalej żyć? Żyć jak przestępca  na co dzień, choć nie robiła nic złego? To, co działo się w Jej sercu, było spowodowane tym, że nie mogła liczyć już na szczerą rozmowę z Thomasem. Uchem, które wysłuchało był właśnie Andreas. Wspierał. Pomagał uśmiechem, nie mówiąc o słowie. To przez te czynniki stare, zapomniane uczucia odżyły.- Andreas jest ojcem Oliego i tylko dlatego mój kontakt z Nim się odnowił! A z racji, że z Tobą w ostatnim czasie można rozmawiać tylko krzykiem, tylko na Andreasa mogłam liczyć, bo oczywiście szanowny Pan Morgenstern odwoływał wszystkie spotkania z moimi znajomymi!- zaśmiała się ironicznie.- Zresztą to, co dzieje się w moim sercu jest tylko moją sprawą. Ty nie masz z tym nic wspólnego- bąknęła pod nosem, odwracając wzrok od sylwetki blondyna.
   - Nie moja? To kim ja do cholery dla Ciebie jestem co?! Jeżeli mnie kochasz i Twoje uczucia są szczere to powinnaś wiedzieć że Twoje serce jest moim sercem Vann... - oznajmił , a barwa jego głosu była nadzwyczaj przejęta , ale jakże pewna wypowiadanych słów. Z każdą sekundą słowa brunetki zadawały kolejne ciosy , ale zgodnie ze swoja dumą starał się tego nie okazywać. - Staram się , a wychodzi na to że to ja jestem potworem...
-Nie, to Ty starasz się wmówić mi coś, co uważasz za słuszne. Stałeś się kontrolerem, Thomas! Nie zauważasz tego?- zapytała spokojnym głosem, kiwając niedowierzająco głową. Mimo wszystko. Pomimo wszystko. Wbrew wszystkiemu… Ona nadal będzie kochać Thomasa. Jej serce będzie w stanie gościć tylko Jego. On będzie miał tam miejsce bezwarunkowo. Ale… Czy to miało działać na zasadzie strachu? Strachu przed tym, że jedna wiadomość adresowana do znajomego, może być źle zinterpretowana przez Morgensterna, a wówczas runie wszystko bez  przyczyny?- Ty jesteś ciągle na treningach, siedzę sama pośród czterech ścian. Nie mam z kim rozmawiać, a kiedy czekam na Ciebie cały dzień z nadzieją, że w końcu porozmawiam z kimś, kto mi odpowie, Ty zamienisz ze mną kilka zdawkowych słów, po czym skontrolujesz moje wiadomości i połączenia, a później czas na sen. To, co czuję jest moje, bo gdybyś faktycznie miał moje serce, wiedziałbyś co czuję!
- Czy tak trudno było mi o tym powiedzieć? O wszystkim co Cię gryzie , co trapi ... o tym z czym masz problem ? - pytał nie dowierzając w słowa brunetki. Dla Niego osobiście niewiarygodne , jakże pozbawione choćby najmniejszej cząstki prawdy , o którą zawsze tak starannie walczył... a teraz? Po pewnym czasie dojrzał do myśli , że pomimo najszczerszych chęci stworzenia rodziny i tak nie będzie miał na to szans , jeżeli tylko on jeden będzie o Nią walczył. Niepotrzebnie.
-Nie chcę Cię dusić. Nigdy nie chciałam- powiedziała stanowczo, patrząc w niebieskie tęczówki chłopaka.- Chyba nic więcej nie da się zrobić- ze świstem wciągnęła powietrze. W ciągu sekundy pod Jej powiekami zgromadziły się łzy, którym ciężko było wypłynąć na powierzchnię. Bo miłość to nie tylko brania. To przede wszystkim dawanie z siebie jak najwięcej, poświęcając własne szczęście, dla dobra ukochanej osoby.
- Nie duszę , robię to wszystko z miłości do Ciebie , do Naszej rodziny którą chciałbym z Tobą stworzyć... - wiedział , że każde słowo , które opuszcza Jego usta powinien przemyśleć kilka razy , lecz stwierdził iż szkoda na to czasu , którego i tak mamy zbyt mało ... - Jest Oliwier , Lilly .. - zaczął a ton jego głosu załamał się , na wspomnienie o dwojga bardzo ważnych osobach w Jego życiu. - Chciałbym , aby na tym się nie zakończyło... - dopowiedział nieśmiało.
-O czym Ty mówisz?- zapytała zdumiona, nadal nie odrywając wzroku od Morgensterna. To, co działo się teraz wokół Niej, było wielkim znakiem zapytania. Nie wiedziała o czym myśleć. Co robić. Jak rozmawiać z Thomasem, by w końcu zrozumiał. Jak przekazać mu dawno znaną im prawdę. Prawdę, że nie są sobie pisani… A życie kilkakrotnie dotkliwie im to udowadniało. Co więcej, robiło to w dosyć bolesny sposób, zostawiając blizny, które na wieczność zostaną niezagojone. Jedyne co mogli robić, by nie bolały nadal, to nie zasypywać ich solą…
- Chciałbym , abyśmy powiększyli rodzinę... - powiedział stanowczo i zadziwiająco powinien swoich słów... Miał wrażenie , że słowami i gestami które okazywał każdego dnia dobitnie utwierdzał Vanessę w swoich planach , ale czy mógł się mylić? Zawirowanie w jego życiu z powodu niewiedzy brunetki było o wiele szczersze niżeli jego dotychczasowe życia , o którego idealizację tak bardzo się starał.
-Przepraszam, czy ja się przesłyszałam?- zapytała, patrząc niezrozumiałym wzrokiem na blondyna. Mówią, że związek trwa do momentu, kiedy ludzie potrafią ze sobą rozmawiać. Warto wspomnieć jednak o tym, że nie każdą wymianę zdań można nazwać rozmową. A czy Oni potrafili ze sobą teraz rozmawiać? Prawdziwie, szczerze, o pragnieniach, które odczuwali? Kiedyś w takich kwestiach, zrozumieliby się bez słów. Nie teraz…
- Dobrze wiesz o czym mówię , a na pewno domyślasz się...- oznajmił patrząc w ciemne tęczówki brunetki , które nie wiedząc dlaczego stały się dla Niego zagadką , której pomimo najszczerszych chęci nie potrafił rozszyfrować. Tak jak kiedyś patrząc w Nie widział i wiedział wiele o pragnieniach swojej partnerki , tak w tamtym czasie wszystko co ważne umknęło ...
-Nie, nie mam pojęcia o czym mówisz- prychnęła drażliwie, zakładając ręce na piersi. Wiedziała. Doskonale wiedziała czego domaga się Morgenstern, lecz  do tego stopnia chciała sobie wmówić, że Jej przeczucia są nieprawdą, że prawdopodobnie sama w nie uwierzyła…- Powiedz wprost, a nie graj ze mną w kolejne gierki- powiedziała pod nosem, opadając ze strachem w oczach na kanapę.
- Pragnę mieć z Tobą dziecko .... - niby banalne słowa , lecz wypowiedziane przez dojrzałego mężczyznę zupełnie zmieniały swoje znaczenie... Dla Niego były magiczne , zwiastujące wagę na stałych zmian , a dla Vanessy ? Chciał się tego dowiedzieć chociaż bardzo obawiał się tych wiadomości... Niepewność i niewiedza jednak były gorsze od szczerych myśli brunetki. Czy oby na pewno?
-Może za kilka lat- jęknęła bezradnie pod nosem, nie chcąc w żaden sposób urazić uczuć ani chęci blondyna.- Idę do sklepu. Potrzebujesz czegoś?- spytała, ruszając w stronę drzwi wyjściowych. Ucieczka. Tylko tyle. Tylko na tyle było Ją stać. Tylko tyle potrafiła zrobić. Tylko w taki sposób postąpić słusznie. Strach był za mocny. Albo Ona za słaba…
- Dlaczego za kilka lat ? - dopytywał z determinacją widoczną nawet dla ludzkiego oka , dla którego często wiele rzeczy jest niemalże niezauważalne.- Przecież mamy wszystko co potrzeba , aby stworzyć doskonałe warunki dla Naszej rodziny... - ' Rodzina ' słowo , które coraz częściej występowało w jego codzienności... Znaczenie , z którym chciał się utożsamiać.
-Thomas, dziecko nie jest czymś, co można sobie załatwić od tak- niemal pisnęła, widząc, że niełatwo będzie Jej odbiec od tematu, który w całości pochłonął Morgensterna.- To wszystko nie jest takie łatwe jak się wydaje- bąknęła, uparcie dając do zrozumienia, że ta kwestia jest w Jej głowie jasna.- Mówię jeszcze raz: idę do sklepu. Potrzebujesz czegoś?
- Jeszcze przed momentem zarzucałaś mi , że z Tobą nie rozmawiam , a teraz sama uciekasz przed próbą rozmowy. Dlaczego ? - spojrzał na brunetkę wzrokiem pełnym zaciekawienia jakże i domieszki złości czy też zawiedzenia. Starał się walczyć nie opadając z sił , lecz po każdym słowie polki determinacja malała.
-Bo nie chcę dziecka- powiedziała pewnie, patrząc bez skrępowania w oczy Morgensterna.- Nie chcę znowu brnąć w pieluchy, kaszki, nocne wstawanie, skoro nawet teraz z tego jeszcze nie wyszłam- usprawiedliwiła swoje racje, uważając je za dostatecznie dobry argument.- W ogóle, sądzę, że to z Twojej strony szczeniacka zachcianka. Powinieneś najpierw skupić się na Lilly, być dla Niej podwójnym ojcem, ze względu, że nie jesteś z Nią codziennie. Żyj dniem dzisiejszym, Thomas- pouczyła.
  Thomas opadł na kanapę bezsilnie próbując zebrać swoje myśli. Czuł się jak sucha gąbka z , której właśnie wyciśnięto całą zawartość wody ... Jego esencja szczęścia została odebrana po raz wtórny ... Zabolało i do bardzo dotkliwie , gdyż sprawczynią tego cierpienia była Vanesa. Jego nieskazitelna brunetka , która przekreśliła wizję wspólnej przyszłości , którą dobitnie planował...
-Teraz bez ogródek- zaczęła poważnie, zajmując swoje miejsce obok Austriaka. Ból i zrezygnowanie na Jego twarzy, raniło niż cokolwiek innego. Zadawała sama sobie ciosy, lecz nie chciała także udawać. Nie chciała taić ani w żaden sposób oszukiwać chłopaka. Mówiła prawdę i tylko prawdę. Prawdę, która okazała się raniąca.- Dlaczego wyskoczyłeś z pomysłem powiększenia rodziny?- spytała łagodnie, lecz zarazem stanowczo, wyraźnie domagając się wyczerpującej odpowiedzi.- Nie uwierzę w to, żeby żyć sobie długo i szczęśliwie. Zarówno Lilly, jak i Oliwer wymagają jeszcze stałej opieki, więc sam wiesz, że to na nich trzeba skupić w szczególności swoją uwagę i czas wolny. Poza tym, wcześniej sam wspominałeś, że wolałbyś robić wszystko bardziej po Bożemu. Że po ślubie, postarasz się o to, żeby nasze życie jeszcze o coś się wzbogaciło. Co się stało z tą wizją?
- Dojrzałem. - oznajmił ogródkowo wpadając w chwilowy moment zamyślenia. - Do niedawna wszystko wydawało mi się mieć swoją kolej i czas , a teraz? Teraz wiem , że nie ważna jest kolej rzeczy , najważniejsze są uczucia i pragnienia. Czas leci , my sie starzejemy , a bezpieczeństwo rodzinne staje się priorytetem niezbędny w życiu każdego człowieka... - oznajmił spokojnym tonem patrząc w ciemne tęczówki polki.
Kto się starzeje?- zachichotała mimowolnie, mając świadomość, że blondyn nie do końca jest z Nią szczery.- Bo na pewno nie ja. A nawet gdyby, mamy Lilly i Oliwera. Oni Ci nie wystarczą?- odsunęła się na nieco dalszą odległość od Austriaka, lustrując wzrokiem każdy Jego gest, nawet najmniejszy ruch. Wszystko, w celu znalezienia odpowiedzi na niektóre pytania.
- Kocham Ich oboje najmocniej na świecie , ale chciałbym mieć potomka , który będzie Naszym wspólnym dzieckiem. - zakomunikował dość poważnie i stanowczo nie spuszczając wzroku z uśmiechniętej polki.
-A co to za różnica czy jesteśmy ich biologicznymi rodzicami, czy nie?- czując lekkie sparaliżowanie podniosła się z kanapy, na której przez krótki czas spoczywała. Emocje powoli zaczęły przejmować kontrolę nad Jej ciałem. W kilku słowach zdołała odczytać prawdziwe pobudki, które kierowały Thomasem. Czy słuszne? Tego chciała się dowiedzieć w dalszej rozmowie, by w tej kwestii nie pozostawić żadnych niezamkniętych rozdziałów.- Traktuję Lilly jak moją własną córkę, Jej uśmiech jest moim uśmiechem, tak samo jest w przypadku Twoim i Oliwera. Co Ci nie pasuje w Naszej relacji? Już tworzymy zgraną rodzinę.
- Zgraną rodzinę? - zaśmiał się ironicznie przyglądając się Vanessie ze stoickim spokojem w swoim umyśle , który starał się przekazać w każdym nadchodzącym słowie. - Najważniejszą osobą w Naszej jak to nazwałaś rodzinie jest Wank , więc o czym TY mi tutaj mówisz ? - Niemalże marzył , aby takowy człowiek nigdy nie pojawił się w jego życiu , niestety rzeczywistość była inna.
- Zgraną rodzinę? - zaśmiał się ironicznie przyglądając się Vanessie ze stoickim spokojem w swoim umyśle , który starał się przekazać w każdym nadchodzącym słowie. - Najważniejszą osobą w Naszej jak to nazwałaś rodzinie jest Wank , więc o czym TY mi tutaj mówisz ? - Niemalże marzył , aby takowy człowiek nigdy nie pojawił się w jego życiu , niestety rzeczywistość była inna.
-Co Ty się tak uczepiłeś Andreasa?!- krzyknęła, gwałtownie przybliżając się do Morgensterna.- Jeśli jestem tutaj, jakoś Cię znoszę, świadczy o tym, że to nie On jest najważniejszy, a Ty! Prawda?!- znajdowała się nienaturalnie blisko Austriaka, krzycząc mu prosto w twarz. Tak, by dokładnie przyswoił wiedzę, którą starała mu się usilnie przekazać.- Jeśli tak bardzo pragniesz dziecka, to proszę. Nie bronię Ci. Urodź Go sobie sam, ale ja na pewno nie zamierzam tego kolejny raz robić! Co więcej, ja nie chcę mieć więcej dzieci. Ani teraz, ani nigdy- dodała, wyrzucając z siebie dawno wykształcone poglądy na temat świata i wyglądu rodziny.
 - Jak Ty to sobie wyobrażasz? No jak ? - zagrzmiał lustrując sylwetkę polki , która straciła w Jego oczach w tamtej sytuacji. Z dnia na dzień miał wrażenie , że zna Vanessę niemalże na wylot , a tak naprawdę nie wiedział o Niej nic... Nic co mogłoby mu coś o Niej podpowiedzieć , o jej planach na przyszłość. To raniło Go najbardziej , w najdotkliwszy sposób. - Wszystkie ważne decyzje podejmujesz sama , a ja? a My ? - warknął.
  -Ja nie bronię Ci posiadać szczęśliwego autobusu dzieci. Ja mówię tylko, że tak nie chcę- powiedziała stanowczo, z pewną urazą głęboko schowaną w duszy. Pierwszy raz blondyn nie uszanował Jej zdania. Pierwszy raz… Ale przecież coś nowego zawsze musi się pojawić. Inaczej człowiek nie byłby w stanie posiadać doświadczenia życiowe, które dają często wartościowe lekcje, dotyczące tego jak żyć…- Nie potrzeba mi ani ślubu, ani dzieci. Mam Ciebie, Oliego i Lilly. To mi wystarcza. Tylko… Nadal nie kupuję tej bajeczki, że chcesz dziecko, bo poważnie myślisz o założeniu rodziny, skoro ją masz. Co chcesz osiągnąć poprzez dziecko?
- Wszędzie widzisz jakieś drugie dno ... w każdej mojej wypowiedzi oszukujesz się czegoś czego nie ma ?! Dlaczego? - dopytywał próbując być jak najbardziej opanowanym w zaistniałej sytuacji. - Staram się jak mogę , a i tak wychodzi wszystko na opak ... - nie potrafił pojąć tego co się dzieję w jego życiu , to że jego starania zazwyczaj idą na stracenie...
-Thomas, bo tutaj jest drugie dno!- krzyknęła w nerwowy sposób, czując się coraz nie pewniej na własnych nogach oraz obco we własnym ciele. Jak intruz. Inne oblicze Vanessy…- Wiesz o tym dobrze. Tylko teraz zbierz się na odwagę i mi to powiedz! Czego oczekujesz?! Co chcesz osiągnąć?!
Wzruszył ramionami , bo cóż innego mógł zrobić. W głowie miał wiele scenariuszy , ale żaden nie był na tyle odpowiedni , aby nie mijał się z prawdą chociaż odrobinę. - Dzięki pełnej rodzinie zbliżymy się do siebie. Będziesz dla mnie , a nie tylko obok mnie tak jakbym nie istniał...- dopowiedział zażenowany lecz pobudzony słowami , których musiał użyć.
-Ja jestem- powiedziała spokojnie, łapczywie wciągając do swych płuc powietrze.- Zawsze byłam i będę przy Tobie. Koło Ciebie się budzę, przy Tobie zasypiam. Nie rozumiem jak w ogóle mogłeś myśleć w taki sposób…- przeczesała palcami swoje długie włosy, niedowierzająco patrząc na Austriaka.- Jak mogłeś w ogóle pomyśleć o wykorzystaniu tak małej, bezbronnej istotki, żeby zaspokoić własne potrzeby? No jak?! Masz świadomość jakie to nieodpowiedzialne z Twojej strony?!
- Chwytam się wszystkiego , abyś była ze mną , a Ty oczywiście wiesz lepiej. Gdybym nie czuł się z tym wszystkim sam nie robiłbym tego do czego się posuwam do cholery . - Emocje były tak silne , że nawet gestykulacja jego dłoni stała się nie do opanowania.
-Oczywiście- prychnęła.- Ty zawsze masz na wszystko usprawiedliwienie! Spójrz trochę dalej niż poza czubek własnego nosa, człowieku! Ty jesteś samotny, Ty chcesz. Ciągle się powtarzasz! W kółko to samo, ale nie bierzesz pod uwagę potrzeb już nie moich, a chociażby Lilly!- krzyczała, czując, że stąpa po bardzo cienkim lodzie.
- Lilli ? Nie masz pojęcia jak bardzo żałuje że nie ma prawdziwej rodziny , że jest pomiędzy mną  a Kristiną , a ja nie mogę nic z tym zrobić! Nikt nie przyzna mi opieki nad Nią jako samotnemu mężczyźnie... Dla Niej się staram , dla Niej chce stworzyć prawdziwy dom. Dla Lilly i Oliwiera! - warknął dostatecznie podjudzony zachowaniem jakie prezentuje polka.
-W takim razie skoro tak bardzo żałujesz, że nie jesteś z Kristiną, czemu marnujesz na mnie czas, a nie jesteś teraz przy Niej błagając Ją o wybaczenie? No dalej! Już! Teraz! Biegnij!- krzyczała, zdzierając gardło, a pod Jej oczami gromadziła się fala łez, które unicestwiła, zanim jeszcze się urodziły.- Tak byłoby najlepiej. Ty i Kristina, ja i Andreas. Wszystko w Twojej głowie jest dokładnie ułożone, tak?
Wizja. Jego własna układanka przyszłości nigdy nawet na chwilę nie zarysowała się na postaci Kristiny. Powód? Ten rozdział zakończył już dawno i nie chciał do Niego powracać.  - Myślisz , ze gdybym tego chciał traciłbym swój czas na Ciebie? - zaśmiał się ironicznie. - Nie kocham jej , a Ciebie. Nie obchodzi mnie nic co związane z Nią , a jedynie Ty! - ton głosu Thomasa widocznie drżał na samo wspomnienie o wysokiej blondynce , a także o Niemieckim skoczu narciarskim , którego Vanessa umieściła w znacznej części swojej wypowiedzi. - A ten idiota Wank?! Nie ma dla Niego żadnego miejsca w Naszym życiu , im prędzej to zrozumiesz tym lepiej dla Nas!
-Andreas na zawsze będzie w Naszym życiu!- krzyknęła ze świstem.- No… Póki jesteś ze mną i Oliwerem w jakiś sposób związany. Nie zmienię tego, a jeśli tak bardzo Ci to przeszkadza, to proszę bardzo. Wiedziałeś na co się piszesz i pomimo mojej miłości do Ciebie, dłużej nie dam rady wysłuchiwać dziwnych iluzji, spisków, które wszędzie węszysz, gdzie pojawię się ja! Teraz nagle dziecka Ci się zachciewa, jak gdyby nigdy nic. Nie chciałabym mieć z Tobą dziecka…- powiedziała cisze, odwracając wzrok.
 - Bo co?! Bo ten kretyn jest ważniejszy ?! Tak! No powiedz?! Mów! Natychmiast! - domagał się nie panując nad napływem kolejnych emocji. Zwinnym i energicznym ruchem pchnął brunetkę na kanapę przybliżając się do Niej w dwuznaczny sposób. Miał w głowie jeden ukryty cel , jeden punkt zaczepienia , którym starał się kierować nie zważając na swoją łagodną naturę. Emocję wzięły górę , a zdrowy rozsądek wyparował nie zostawiając po sobie śladu. - Szybkim ruchem pozbył się zbędnych przedmiotów zalegających na sofie po czym pomimo protestów Vanessy przyległ do jej ciała składając na jej aksamitnej skórze zaborcze pocałunki.
Jego dotyk palił Jej skórę. Jej ciało stawało się powoli sztywne, jakby w ślamazarnym tempie umierała. Jego oczy patrzyły na Nią z bolesnym wyrzutem, lecz także był w nich pewien wyraz, którego dotychczas nie znała. Dziwny, jak dotąd nieznany może nawet Jemu…- Puszczaj mnie! Nie waż się mnie tknąć, brutalu!- Jej niewielkie ciało pozwoliło w umiejętny i szczęśliwy sposób wyśliznąć się z ramion Morgensterna, pozostając w bezpiecznej odległości od chłopaka.
- Od dotyku tego idioty jakoś nie stroniłaś , a niby to mnie kochasz! - wrzasnął policzkując Vanessę o wiele mocniejszymi ciosami niżeli te , które padły kilkanaście minut wcześniej. To te uderzenia torowały drogę jego emocji ... Emocji których musiał się wyzbyć , bo inaczej oszalałby .... - Sama sobie zaprzeczasz ... sama nie wiesz czego chcesz?! - kontynuował popychając brunetkę w stronę stojących mebli salonowych.
-Nie zbliżaj się do mnie, rozumiesz?!- krzyczała, coraz bardziej cofając się.- Nie podchodź dalej!- wrzeszczała na całe gardło, dławiąc się własnymi łzami, które nie wiadomo kiedy wydostały się spod Jej powiek. Chciała zostać niewzruszona. Obojętna. Nadal silna, lecz najprościej w świecie nie umiała. Bolało nie tylko fizycznie, jak i psychicznie w szczególności. Strach tłamsił wszystko. Nawet odwagę, którą dotychczas w sobie miała w nadmiarze. A teraz? Teraz stała się więźniem swojej własnej duszy. Tymczasem chłopak znajdował się coraz bliżej Niej. W jednej chwili Jego zapach, dotyk, a nawet spojrzenie, którego stała się godna, zaczęły Ją przyprawiać o mdłości. Brzydzić. Jeszcze bardziej straszyć…
- Boisz się mnie? Dlaczego ? - zadrwił zbliżając się szybkim krokiem do bezbronnej polki. -Przecież nigdy nie zrobiłem Ci krzywdy , więc tym razem również tak będzie , prawda? - pytał wyraźnie rozbawiony , lecz nie pozbawiony negatywnych emocji.
-Nie, ja nie będę tego dłużej tolerować!- krzyknęła, odpychając od siebie z impetem Morgensterna, po czym biegiem udała się do garderoby, gdzie bez zastanowienia zaczęła pakować wszystkie rzeczy należące do Niej, jak i Oliwera, dla którego musiała pozostać silna. Trzymać się stabilnie na nogach, by nie dać odczuć dziecku, że cokolwiek jest nie w porządku. Zapewnienie Oliwerowi stabilizacji i stuprocentowej miłości, było od zawsze nadrzędnym celem Vanessy.
- I co idziesz do Niego? Bo od zawsze to Wank był najważniejszy , bo przecież to z Nim mnie zdradziłaś! - wrzeszczał nie zważając na to iż może obudzić małego Oliwiera spoczywającego w pokoiku obok. - Jesteś zwykłą szmatą! Biegającą z kwiatka na kwiatek... Interesowna zdzira! - dopowiedział uderzając Vanessę w twarz.
-Tak, dokładnie- wycedziła przez zaciśnięte zęby.- Jestem zdzirą, szmatą i długo można byłoby wymieniać!- na końcu zdania, Jej głos przerodził się w nienaturalny pisk, który spowodowany był występowaniem strachu w Jej ciele. Nienaturalnego dla Niej uczucia, tym bardziej w stosunku do Thomasa.- Proszę! No już! Bij dalej! Takie jak ja trzeba tępić!- chwiejnym krokiem zbliżyła się do Austriaka, nadstawiając mu drugi policzek.
 - Idź do Niego i zrób to co chciałaś już od dawna! No idź! - wrzeszczał spluwając na podłogę w miejsce gdzie stała Vanessa. - Brzydzę się Tobą! - dopowiedział po czym oddalił się kilka kroków usadowiwszy się na ich wspólnym łożu w sypialni.
-Mam nadzieję, że kiedy się na mnie wyżyłeś, ulżyło Ci- powiedziała, zapinając sporych wielkości walizkę, po czym ani razu nie patrząc na blondyna skierowała swe kroki w kierunki pokoiku Oliwera, nie dając stłamsić się lękowi, który przeszywał Jej ciało przy każdym kroku, który postawiła, czując za plecami obecność Thomasa. Bo istniało w końcu niebezpieczeństwo, że przez szał Thomasa, może ucierpieć również Oliwer. Skoro Austriak posunął się do czegoś takiego w Jej przypadku, Oliwer stał się znakiem zapytania.
  - Jeszcze wrócisz do mnie z płaczem jak on pokaże Ci swoją prawdziwą twarz! - dopowiedział po czym zwinnym ruchem opuścił pokój małego Oliwiera , wiedząc iż nie zniesie widoku chłopca opuszczającego jego dom. Za bardzo Go kochał , aby przyjąć to ze spokojem.
~~♥♥~~
Ludzie sypiają ze sobą,a to przecież nic ekscytującego. Zdjąć przed kimś ubrania i położyć się na kimś, pod kimś lub obok kogoś to żaden wyczyn, żadna przygoda. Przygoda następuje później, jeśli zdejmiesz przed kimś skórę i mięśnie i ktoś zobaczy twój słaby punkt, żarzącą się w środku małą lampkę, latareczkę na wysokości splotu słonecznego, kryptonit, weźmie go w palce, ostrożnie, jak perłę ... i zrobi z nim coś głupiego, włoży do ust, połknie, podrzuci do góry, zgubi. I potem, dużo później zostaniesz sam, z dziurą jak po kuli, i możesz wlać w tą dziurę dużo, bardzo dużo mnóstwo cudzych ciał, substancji i głosów, ale nie wypełnisz, nie zamkniesz, nie zabetonujesz ran , które na zawsze pozostaną w Twojej głowie... - Dzień dobry , w czymś mogę Państwu pomóc? - zapytała nie wierząc w to co wyprawia się przed jej oczyma. Sylwetka , którą próbowała oddalić ze swej pamięci zjawiła się w jednej z Niemieckich restauracji... Lokali , których w kraju były setki , a w tym w którym pracowała akurat ona. Ann. Zielonooka polka jak codziennie spędzała czas w pracy wypełniając należące do Niej obowiązki jak najdokładniej potrafiła , gdy podchodząc do jednego z stolików zauważyła twarz brązowookiego skoczka narciarskiego w towarzystwie blondwłosej kobiety imieniem Sandra. Z wielkim bólem , ale i determinacją zadała owe pytanie traktując znane jej osoby , jak zwykłych gości... Z należytym szacunkiem.
-Dzień dobry- odpowiedział z cwanym uśmieszkiem, patrząc na osobę, która stała przed Jego oczami.- Dwa razy lasagne, poproszę- dopowiedział, niedowierzająco patrząc na zielonooką dziewczynę, która również mierzyła Go wzrokiem. Życie jest źdźbłem trawy w rękach przeznaczenia. To ono decyduje o wszystkim, co dzieje się w życiu ludzkim. Każde spotkanie. Każde wypowiedziane słowo. Każde przykre bądź radosne chwile. A Jego przeznaczeniem była Ann, co los pokazywał mu coraz częściej i w coraz bardziej dotkliwy sposób. Bo jak inaczej wyjaśnić to, że na dziesiątki innych restauracji w mieście, On trafił akurat do tego.- Czy długo będziemy musieli czekać na danie?- dodał, kładąc swą dłoń na dłoni blondynki u Jego boku, szczerząc się przy tym nienaturalnie.- Nie chcielibyśmy długo czekać, prawda kochanie?- zwrócił się do Sandry, nie patrząc ani razu na stojącą obok Niego szatynkę.
- Życzą sobie Państwo porcję dla dwojga ? - zapytała z uśmiechem na twarzy notując zamówienie. - Na takową porcję czeka się około piętnastu minut .. - dopowiedziała czekając na odpowiedź. Słowa , które przewijały się przez jej umysł raniąc , z chwili na chwilę stawały się coraz bardziej naturalniejsze. 
-Tyle jesteśmy chyba w stanie zaczekać, nie uważasz, żabko?- cmoknął delikatnie policzek blondynki, po czym Jego wzrok spoczął kolejny raz na sylwetce Ann. Po co ten teatrzyk? Po co silił się na coś, co i tak zaraz wróci na własne tory? Pozbawione kolorów, nudne, bezuczuciowe tory Jego ostatniego życia. Powód był jeden. Stosunkowo łatwy. Zazdrość. To nią postanowił się kierować w towarzystwie Ann. Nie był dla Niej obojętną osobą. Był zdania, że to, co pokazuje Polka, jest tylko przedstawieniem, mającym mu coś udowodnić, a i tak wewnątrz Niej, toczy się teraz wojna, w których żołnierzami były zranione uczucia. Ot, miłość. Ciężka do pojęcia miłość… Czy jest ona sprawą serca, czy głowy?- A co proponowałaby Pani do picia?
  - Życzą sobie Państwo napoje alkoholowe czy może coś pozbawione dodatku procentowego ? - oznajmiła kolejne z pytań , tak jak za każdym razem , przy każdym kolejnym gościu odwiedzającym restaurację. Różnica była jedna , jedyna... Osoba , którą musiała należycie obsłużyć znacząco jej to utrudniała niepotrzebnymi gestami , na które nie wolno było jej zareagować...  - Polecałabym czerwone lekko wytrawne wino , które znakomicie skomponuje się z wybraną przez Państwa potrawą.. - dopowiedziała nadal uśmiechnięta. 
-O, nie…- pokiwał przecząco głową, nadal prowadząc chorą grę z szatynką.- Żabka nie lubi czerwonego wina- uśmiechnął się promiennie do obecnej partnerki, po czym kolejny raz spojrzał w oczy Polce. Znów widział w Jej oczach to ‘coś’. Zagadkę, której nie posiadała żadna inna dziewczyna, choć na co dzień widywał ich setki. Każda była inna. Może niektóre posiadały wspólne cechy, lecz w nielicznych przypadkach, jednakże Ann była jedna jedyna w swoim rodzaju.- Coś innego byśmy prosili- powiedział nieobecny, błądząc w tęczówkach dziewczyny.
- Skoro czerwone zdaje się być nieodpowiednie , białe powinno być w sam raz ? - zapytała nie zaskoczona grą , którą prowadził szatyn w stosunku do Niej samej. Życie bywa okrutne względem osób , które do niedawna nie wyobrażały sobie życia bez swojej czynnej obecności , sęk tkwi w tym , aby nauczyć się funkcjonować w towarzystwie tego okrucieństwa.  
-Zrezygnujemy raczej z wina- wycedził przez  zęby, zaciekle penetrując wzrokiem Ann. Dziewczynę, która w ogóle się  nie zmieniła. Nadal była taka sama. Nadal tak dobrze potrafiła udawać,  że nie jest źle, chociaż w rzeczywistości Jej świat powoli stawał w  płomieniach.- Żabcie boli głowa po winie- dodał, widząc, że Jego  starania i doskonała gra aktorska, nie spełniają swojej roli.
- Kawa może coś schłodzonego ? - zadała kolejne pytanie , niemalże niewzruszona przedłużającą się grą pozorów. W swej pamięci miała uroczego blondyna , którego mentalną obecność znacznie ułatwiała jej daną rolę. 
-Może sok. Dobrze wiesz, który jest moim ulubionym- wszystko odrzucił w kąt. Dość udawania. Dosyć grania. To nie Jego bajka. Nie może się zmienić, postąpić inaczej, niż podpowiadało mu to miejsce, gdzie kiedyś znajdowało się serce. Kiedyś. Teraz było tam tylko puste miejsce, wyżłobione przez stratę dwóch najważniejszych osób w Jego życiu.- Muszę przyznać, że ładnie Ci w tym trykociku, Ann- powiedział z podziwem, lustrując wzrokiem sylwetkę Polki od góry do dołu.
  - Za kilka minut Państwa zamówienie zostanie zrealizowane... - zakończyła z promiennym uśmiechem oddalając się na kilka kroków zatrzymując się obok kolejnych gości z zamiarem Ich ugoszczenia. Miała nadzieję , że rola jaką sobie obrała pozwoli jej spokojnie dokończyć zmianę.
-A Ty co?- rzucił za Nią, szybko  podążając za Polką.- Nie poznajesz starych znajomych?- zapytał, nagle  pojawiając się przed dziewczyną, uniemożliwiając Jej dalszą drogę. Nigdy  wcześniej się nie poddawał i nie zrobi tego teraz. Nigdy więcej nie  mógł sobie pozwolić na to, żeby zamiast Ann, obejmowały Go jedynie  wspomnienia po Niej; pieściły wspólnie spędzone chwile. Czego to  symptomy? Proste. Tęsknoty.
- Życzy Pan sobie coś jeszcze?- zapytała puszczając mimochodem słowa , których była odbiorcą. Zbyt wiele wyrzeczeń i wypłakanych nocy , aby swobodnie mogła nazwać rzeczy po imieniu... aby ' Stara znajomość' okazała się być ' Starą znajomością' ... Przeszłość stała się przeszłością. Zapomnianą. 
-Jak widzę grasz w zaparte- powiedział jakby do siebie, intrygująco zerkając na szatynkę.- Skoro mnie nie pamiętasz, odświeżę Ci nieco pamięć, kochanie- dopowiedział z ironią, po czym zwinnym ruchem zbliżył do siebie Polkę, składając na Jej ustach namiętny pocałunek. Brutalny i na siłę, lecz nic nie zmieniało faktu, że znów był godzien poczuć Jej aksamitne usta. Dotknąć nieba. Zaznać raju na Ziemi…
Poczuła coś czego nie powinna czuć... Coś co stało się czynem zabronionym w dniu , gdy wyraziła zgodę na dalszą relację z Nico... Nie mogła postępować w ten sposób wykazując niezdecydowanie , którego się wyzbyła. Chciała dorosnąć i zacząć zachowywać się jak na dorosłą osobą przystało. Zdecydowanym ruchem oderwała się od ust szatyna nie chcąc wzbudzać kontrowersji w miejscu swojej pracy. Miała ochotę zrobić bardzo wiele , lecz w efekcie końcowym nie zrobiła nic zagłębiając się w swoją grę... - Jeżeli w niczym nie mogę Panu pomóc , to proszę wybaczyć muszę wrócić do swoich obowiązków.. - odrzekła wdychając w swe płuca zimne powietrze.
-Możesz mi w czymś pomóc, odpowiadając mi na jedno pytanie- warknął rozdrażniony. Uczucia nie minęły. Wszystko odczuwał tak samo jak kiedyś, o ile nie intensywniej. Stara prawda potwierdziła się. Uczucia się nie zmieniają, nawet jeśli wszystko już definitywnie skończone.- Dlaczego udajesz, że mnie nie znasz?- zapytał gorzko, wyraźnie domagając się odpowiedzi ze strony szatynki.   
Ann oddaliła się nie zważając kompletnie na pytania ze strony Austriaka. Jedyny kontakt na jaki sobie pozwoliła został już spełniony , o innym nie mogło być mowy. Wolnym krokiem udała się do jednego z pobliskich stolików rozmawiając z gośćmi, którzy w zauważalny sposób kokietowali szatynkę.
-Panowie, nie radziłbym sobie robić nawet nadziei- z zawadiackim uśmiechem, objął Polkę ramieniem.- Ta Pani przed Wami za moment nie będzie o Was pamiętać. Najlepszym przykładem jestem ja. Spędziliśmy ze sobą spory kawałek czasu, a ta nawet dzisiaj mnie nie poznała. Zaniki pamięci przemykają przez tą zgrabną, śliczną główkę- ucałował delikatnie czoło Polki, goszcząc przy tym na swojej twarzy szyderczy uśmiech, mający zmusić Ann do zamienienia z Nim choć kilku słów.
  - Proszę się o to nie martwić ... - zaśmiał się jeden z obecnych mężczyzn patrząc na Ann rozweselonymi oczami. - Znamy się z Ann nie od dziś ... - zaczął drugi , po czym z uśmiechem na ustach wspomniał o postaci Nico w ich zaciekłych relacjach.
  -No popatrzcie…- powiedział, sztucznie nie dowierzając.- Ann, w takim razie dlaczego nie pamiętasz mnie?- spytał, wykonując teatralne ruchy rękoma, dodając całej sytuacji nutkę komizmu. Bo czy najlepszym wyjściem byłoby awanturowanie się przy dwóch nieznajomych mężczyznach? Nie. Skoro chciał przekonać Polkę do swoich racji, musiał choć na chwilę zachować potulność i łagodność, co w przypadku Gregora Schlierenzauera było niezwykłą rzadkością.
  - Czego Ty ode mnie chcesz? - zapytała nieco podirytowana odchodząc w ustronniejsze miejsce. Złość owiana podobnymi uczuciami wzięła górę nad rozsądkiem , a może to i chęć zakończenia niezręcznej sytuacji wymusiła zmianę jej zachowania?
  -Mam przedłużać czy od razu przejść do konkretów?- zapytał nonszalancko, nie tracąc pewności siebie ani spokoju czy łagodności, na którego niedawno postanowił postawić. Kierować się drogowskazami, które doprowadzić mogły Go do dwóch miejsc, całkowicie od siebie różnych. Do życia z Ann bądź cierpień związanych z życiem bez Niej…
- Mów. - wyraziła podirytowana postawą jaką prezentował Austriak. - Byle szybko , bo już wystarczająco dużo czasu zmarnowałam.... - wiele miała do powiedzenia tak jak i wiele chciała ukryć. Pytanie jedynie tkwi w tym co powinna powiedzieć , a co dogłębnie zachować na dnie swego serca.
-Wróć do mnie- powiedział ze stoickim spokojem, pewny swoich słów. Tylko przy Ann czuł coś, czego wcześniej nie dane  mu było posmakować. Choćby spędził szmat czasu na szukaniu tego  tajemniczego uczucia, nie znalazłby. Można być z kimś związanym przez  dłuższy czas i w dalszym ciągu nie czuć nic, jak i można z kimś  przebywać krótką chwilę, a czuć to pieszczące uczucie od środka. A w  przypadku Gregora tak było. Wystarczyła chwila, w której patrzył na Ann,  a uczucie, którego dotychczas nie znał, magicznie do Niego wracało.
Ann zaśmiała się rozbawiona komizmem sytuacji i słów , które usłyszała. - Zabawny jesteś , wiesz? - zapytała nadal się śmiejąc. Nie potrafiła panować nadchodzących wybuchów śmiechu , gdyż to jedyne racjonalne emocje , które byłby w stanie rozjaśnić i przyjąć zaistniałą sytuację.
-Nie, nie wiem- bąknął pod nosem, co było Jego reakcją na śmiech Polki. Dlaczego akurat śmiech? Spodziewał się wszystkiego. Krzyku. Płaczu. Możliwe, że nawet euforii radości, lecz nie śmiechu. Został wyśmiany. Tak, to dla Niego rodzaj zniewagi, pobudzający każdą rozdrażnioną komórkę ciała.- Ja mówię jak najbardziej poważnie. Tęsknię- powiedział poważnie, patrząc bez ani jednego mrugnięcia w oczy szatynki.
- Nie ... Ty naprawdę jesteś nienormalny .. - nie potrafiła powstrzymać swojego stanu , który z każdym słowem Austriaka jakby narastał. Zadziwiające jest często ludzkie zachowanie , gdy dany człowiek nie potrafi poradzić sobie z zaistniałą sytuacją. Gdy nawet sami nie potrafimy sprecyzować dany stan w którym tkwimy. Często nie robimy tego specjalnie , lecz nieumyślnie poddajemy się wszystkiemu co dla Nas nieznane. - Kiedy Ty zdążyłeś zrobić się taki zabawny , co ? - zadrwiła po czym swój wzrok skierowała na postać blondynki. - Wracaj może do stolika i zajmij się swoją Żabką... - określenie , które do niedawna towarzyszyło osobie Ann znalazło nowego odbiorcę... Bolało? Cholernie. Ale nie potrafiła tego okazać inaczej niżeli uśmiechem. 
-Ludzie się zmieniają- powiedział pewnym głosem, chcąc zakomunikować Polce, że i zmiana w Jego osobowości nastąpiła. Być może niewielka, niedużo znacząca, lecz widoczna. Po stracie dziecka i Ann, obrał inne patrzenie na świat. Owszem, niektóre paskudne cechy zostały, a w nich znalazł się upór, który teraz dokładnie okazywał. Nie chciał się poddawać. Nie teraz. Historia życia z Ann wiele Go nauczyła. Przedstawiała w innym świetle świat, na który wcześniej patrzył w zły sposób. Przez pryzmat bez miłości i uczuć, a pełny sztucznych emocji wymuszonych przez chwile, których była cała masa.- Tyle przeszliśmy razem, nie mogę dopuścić do tego, żeby przeszło to w zapomnienie. A Żabka?- przewrócił oczami.- Nie ucieknie, więc Nią się nie przejmuj, zupełnie jakby Jej tutaj nie było.
Sposób patrzenia na świat , a może i tylko na tą konkretną sytuację spowodował iż Ann zupełnie nie potrafiła rozszyfrować zachowania jakie okielało postać Austriaka. Wszystko stało się zagadką. To co przed momentem było jasne zbiegło się z rzeczywistością tworząc błędne koło. - Ona tu jest i nie karz mi uważać inaczej... - powiedziała spokojnym , opanowanym tonem nie zaszczycając Austriaka nawet jedym spojrzeniem. - Proszę niech mi Pan nie utrudnia pracy bo będę musiała wezwać ochronę.... - oznajmiła powracając do służbowego tonu , który był dla Niej o wiele wygodniejszy.
-Tutaj jesteśmy my. Ty i ja- warknął stanowczo.- A żadna ochrona mi nie straszna. Co mi zrobią? Nic- wzruszył ramionami, nadal penetrując wzrokiem na wskroś sylwetkę Polki.- Nikt nie może zwrócić mi uwagi za to, że walczę o kobietę, którą kocham- dodał, dokładnie akcentując ostatnie słowo, które wypłynęło z Jego ust.
Słysząc ostatnie z wypowiedzianych słów na jej serce jakby wylany został miód łagodzący wszelkie dolegliwości .. tak bardzo jej potrzeby , pożądany .... Lecz to co dobre , nie zawsze jest widoczne dla oczu. Na zewnątrz Ann uśmiechała się jedynie w sposób nie zdradzający jej wewnętrznego stanu. Można by nawet rzecz , iż uczucia , które odważył się wyjawić Gregor zostały przez Nią wyśmiane , a co najważniejsze nie uzyskały danego efektu.  
-Milczenie oznacza zgodę- zareagował natychmiast na ciszę ze strony Ann, po czym umiejętnie usadowił dziewczynę w swoich ramionach, by nie mogła się wyrwać, nieważne jakich chwytów by spróbowała.- Zatem idziemy!- krzyknął radośnie, przerzucając przez swoje ramię filigranową postać Ann.- O żabkę się nie martw. Może wrócę po Nią później i odwiozę do domu. Może…- dodał pod nosem, gdyż śmiech stłumił Jego czysty głos. 
Do rozkrzyczanej polki podszedł mężczyzna , który akurat w tamtym momencie zauważył zaistniałe zdarzenie... - Ann co tu się dzieję? - zapytał widząc szatynkę w ramionach dobrze znanego mu mężczyzny. Ann wykorzystując nieuwagę Gregora wyswobodziła się z jego ramion umiejscawiając się obok sylwetki Niemca. - Przepraszam , ale ja naprawdę nie wiem czego on ode mnie oczekuje. - zakomunikowała patrząc w oczy mężczyzny jak na zbawienie.
-Okazania bezgranicznej miłości, którą ta kobieta do mnie żywi- odpowiedział z zawadiackim uśmiechem, lecz mówił w sposób jak najbardziej poważny, wyraźnie wskazujący na to, że w sposób szczególny zależy mu na szatynce.-  Nie ma o co robić szumu- dodał pod nosem, umiejętnie wyprzedzając mężczyznę, który na chwilę zagrodził mu drogę przejścia, po czym swe kroki kierował w stronę wyjścia. 
- Zapomniał Pan o swojej partnerce... - oznajmił mężczyzna wskazując na stolik przy którym siedziała zażenowana blondynka. Ann jedynie zmierzyła oboje wzrokiem po czym udała się w stronę znajomych jej mężczyzn , których z uśmiechem na twarzy obsługiwała. 
-O nie, kochana… Tak bawić się nie będziemy- powiedział do siebie, podążając szybkim krokiem w stronę Ann oraz klientów, których obsługiwała. Od tyłu podszedł Polkę, po czym sprawił, że bez problemu wylądowała Ona w Jego ramionach.- Dlaczego mi uciekasz, kotku?- spytał z uśmiechem na ustach, trzymając na rękach drobną postać Ann.- Skoro nie można prośbą, będę działał groźbą. Musisz ze mną porozmawiać- dodał poważnie.
Ann nie protestowała nie chcąc wywoływać większego zamieszania , niż te na które już pozwoliła ... Może nie umyślnie , ale jednak. Przecież nie mogła zapanować nad zachowaniem innych ludzi , ale mogła panować nad tym jak sama się zachowuje nie prowokując szatyna do dalszych interwencji. Gdy oboje 'wyszli' z restauracji uwolniła się z uścisku Austriaka stając na przeciw Niego. - Powiedziałam Ci już , że nic Nas nie łączy i nie połączy , więc weź tą swoją koleżankę i wynoś się z mojego życia! Nie chcę Cię znać , widzieć , a tym bardziej z Tobą rozmawiać! Dla mnie już nie istniejesz! - wrzasnęła policzkując Schlierenzauera.
-Ostro- bąknął pod nosem.- I po co ten teatrzyk, Ann?- zaczął zadziwiająco spokojnym głosem, niż można było się tego spodziewać, znając lepiej naturę Gregora.- Może od razu przejdźmy do finiszu. Teraz właśnie czas, kiedy darujemy sobie namiętne pocałunki, szepcąc do ucha różne czułe słówka. Na opór nie mam dziś za bardzo siły, a i szkoda marnować czas, który moglibyśmy spędzić zdecydowanie przyjemniej, prawda?- zagościł na Jego twarzy szelmowski uśmiech, a Jego oczy jedynie mówiły jak bardzo potrzebuje dziewczyny, by normalnie żyć.
- Nie mam zamiaru spędzać z Tobą nawet jednej sekundy Gregor... - wrzasnęła podirytowana tym o czym miała okazję przed sekundą usłyszeć. - Wracaj tam skąd przyszedłeś i nie marnuj mojego czasu , bo jesteś na najlepszej drodze , aby wyprowadzić mnie z równowagi , a wtedy nie ręczę za siebie , rozumiesz?! - stan w jakim się znalazła całkowicie odbiegał od znanej wszystkim Ann.
-Ann, ale ja muszę spędzić z Tobą ten czas- pisnął cienkim głosem, patrząc ze strachem w oczy Polki.- Proszę, nie kop leżącego…- dodał tak cicho, że sam miał wątpliwości czy słowa na pewno dotarły do adresatki. Już nigdy nie może pozwolić na to, by całowały Go jedynie niewypowiedziane słowa, zamiast samej Ann. Wyznać to, co naprawdę miało Go trapić. Uzmysłowić Polce, że nie bez przyczyny podejmuje kolejne kroki w walce o Jej serce. Zresztą… Kolejnej walce, których na koncie już miał dosyć pokaźną liczbę, jak na jeden związek.
- Coś Ty sobie znów wymyślił Gregor? - zapytała powiększając odległość pomiędzy Nią , a Schlierenzauerem. - Czy Ty nie potrafisz zrozumieć , że tyle razy ile próbowaliśmy to już i tak o raz za dużo? Tutaj nie ma o co walczyć ... - głos polki na moment zelżał , by po chwili wrócić na właściwy tor. - Jestem w szczęśliwym związku i nareszcie wiem czym naprawdę jest szczęście i radość z posiadania kogoś obok siebie...
-Nie wymyśliłem sobie niczego- powiedział z wyczuwalną w głosie zadumą.- Nie wszystkie rzeczy zdołałabym sobie wymyślić… Niestety nie na wszystko mam wpływ, tak samo jak z niektórych spraw nawet ja nie żartuję- oznajmił poważnie, patrząc na dziewczynę wzrokiem pełnym utrapień i bólu, który kosztował Go każdy dzień.- Teraz stracę wszystko. Życie dostatecznie dobrze się na mnie mści…- dokończył swój nieskładny monolog, ukrywając na moment twarz w dłoniach.
- O czym Ty do cholery mówisz Gregor? - pisnęła zaniepokojona słowami , które z impetem obijały się w jej umyśle. Wiedziała jak wiele krzywd wyrządzili sobie nawzajem , lecz nigdy nawet w najgorszej złości nie życzyła Schlierenzauerowi źle... a teraz? Bała się tego co może usłyszeć.
-O tym, że spotkała mnie zła karma. Wszystkie grzeszki, które mam na sumieniu, nie pójdą na marne. Jak widzę, Ty też uważasz się za moją ofiarę, więc możesz być spokojna, że wszystko zostanie pomszczone z  nawiązką- powiedział smutno, po czym wyminął dziewczynę, ofiarując Jej na pożegnanie smutne, zmizerniałe spojrzenie, które dopiero mogło uświadomić Jej, co tak naprawdę dzieje się w Jego życiu.
  - Gregor zaczekaj! - krzyknęła przerażona wybiegając z lokalu pomimo iż na dworze panowała minusowa temperatura , a ona sama odziana była jedynie w uniform. Chwytając chłopaka za ramię zatrzymała Go wpatrując się w jego czekoladowe tęczówki w celu odnalezienia sensownej odpowiedzi na dręczące ją pytania. - O co chodzi? O czym Ty mówisz? - pytała łagodnie zapominając o wszystkim co sobie wcześniej obiecała.
-Chce Ci się tego w ogóle słuchać?- jęknął żałośnie, a Jego oczy jakby na chwilę rozbłysły nadzieją, która kolejny raz została mu podarowana przez Ann tymi kilkoma słowami, które do Niego skierowała. Zainteresowaniem, które wykazała. Mimowolnie uśmiechnął się w duszy, lecz na zewnątrz Jego twarz w dalszym ciągu przypominała kamień. Bez cienia uczuć, wykazujących, że Gregor nadal żyje… 
- Gregor , mów! - pisnęła nie wiedząc czy postępuje słusznie domagając się odpowiedzi , lecz życie w niewiedzy nie było szczytem jej pragnień. Trzeba stawić czoło problemom , trzeba je rozwiązać ... trzeba pozwolić sobie nieść pomoc gdy ktoś tego oczekuje.
-Jestem poważnie chory- powiedział na jednym wydechu, penetrując wzrokiem każdy ruch, czy nawet najmniejszy gest Polki. I kolejny raz życie ujawniło swe paskudne oblicze. Prawda, wszystko kiedyś przeminie, w tym ludzkie życie, lecz czy musi ono umykać wcześniej niż powinno? Niż przyjęły się pewne normy? Nie, to los ujawnia swoje zamiary wobec nas dopiero w trakcie naszego życia, swoimi złymi decyzjami, pokazując swe prawdziwe oblicze.- Kiedy odeszłaś, dowiedziałem się, że choruję na zanik mięśni. Wiesz na pewno, co to oznacza dla sportowca…- dokończył smutno, nie patrząc na szatynkę.
Wiedziała że choroba nie wybiera , że nikt nie może na Nią zasłużyć czy też nie ... ale niewytłumaczalnie czuła się winna... odpowiedzialna za stan w którym tkwi Gregor. Po jej bladym policzku spłynęła łza , której nie potrafiła opanować. - Mogę Ci jakoś pomóc? - zapytała z nadzieją w głosie chcąc chociażby w jakiś mało znaczący sposób pomóc Austriakowi w tej trudnej sytuacji. 
-Teoretycznie nie…- odpowiedział ochrypłym głosem.- Wiesz… Teraz kiedy to wszystko powoli się zaczyna. Lekarze, szpitale, leki… Ja tak naprawdę zacząłem widzieć, co tak naprawdę się liczy i wiesz co zauważyłem?- zrobił chwilową pauzę, by skleić kilka słów, które posiadałyby w sobie wewnętrzny sens. – Zobaczyłem, że kiedy losy mojej kariery są już przesądzone, ja nie mam nic innego oprócz niej. Kiedyś miałem Ciebie. Gdyby nie moja głupota, czekałbym na maleństwo razem z Tobą i miałbym chociaż Was…
Na samo wspomnienie o dziecku Gregor wywołała u Ann niechciane poczucie paraliżu wewnętrznego uwalniające niemalże wszystkie przykre emocje jakie mogą towarzyszyć człowiekowi podczas tego typu sytuacji... Żal , rozgoryczenie , rozpacz , smutek.... Uczucia z którymi chciała nauczyć się żyć , które musiała opanować , aby normalnie funkcjonować po stracie nadal nieproszone wywoływały skrajne emocje. - Będzie dobrze , zobaczysz... - wyszeptała siląc się na lekki uśmiech klepiąc delikatnie ramię Gregora. 
-Zostałem sam- mówił, ciesząc się, że ponownie czuje na sobie ciepło dziewczyny. Jak to się działo, że Jej dotyk nadal potrafił wywoływać w Nim wewnętrzną euforię? Istny szał każdego ze zmysłów, nie wspominając już o szalonym galopie serca w Jego piersi.- Tak, wiem… Pewnie teraz wspomnisz o Sandrze, ale wierzysz w to, że Ona będzie ze mną, kiedy to wszystko się zacznie?- pierwszy raz od dłuższego czasu spojrzał na Polkę.- Ja akurat w cuda nie wierzę…
- Nie wiem. Ja jej nie znam Gregor... - zaczęła spuszczając swój wzrok ku podłożu. - Jeżeli jej na Tobie zależy , jeżeli Cię kocha to będzie z Tobą pomimo wszystko.. - wygramoliła nieskładnie oddalając się znacząco , jakby czując , że nie powinna okazywać żadnych czułości Austriakowi.
-Ona kocha mnie i moje pieniądze- powiedział gorzko, jakby sam nie mógł pogodzić się z tym, co widzieć mogą w Nim dziewczyny. Nie prawdziwego Gregora, który ma uczucia i marzenia, lecz tego wyimaginowanego przez media skoczka narciarskiego, pławiący się w luksusach. Bolesna prawda, lecz nadal prawda…- Nie mnie. Kiedy dowie się o chorobie, nie będzie się nawet chwilę zastanawiać…
  - Choroba nie skreśla Cię jako człowieka Gregor , więc nie myśl nawet tak... - bezsilność okazała się być o wiele ważniejsza od zranionych uczuć i dumy przez którą wiele rzeczy staje się niemalże niemożliwe. - Najważniejsze jest to co masz w sercu , a to doceni pewnie jeszcze nie jedna kobieta Schlieri.. - dokończyła łagodnie lekko się uśmiechając
-Kto?- zapytał z pretensją, którą obarczał nikogo innego jak życie i los, który Go spotkał.- Ann, dobrze wiesz jakie jest życie. Nikt nie zechce się wiązać z osobą, która z dnia na dzień będzie potrzebowała jedynie większej opieki. Osoby, która stoczyła się na dno…- dodał, zawieszając swój smutny wzrok na ciemnym podłożu.
- Kochan.. - zaczęła zapominając , iż słowa których chciała użyć , mają zupełnie innego odbiorcę. Delikatnie położyła swoją dłoń na dłoni Austriaka , by chociaż w taki sposób okazać mu swoje wsparcie. - Gregor walka o Twoje zdrowie nie będzie należała do najłatwiejszych , ale jesteś na tyle silny żeby sobie z tym poradzić, nie ma innej możliwości... - wyszeptała pewnie siląc się na uśmiech. 
-Kochan?- uniósł natychmiast wzrok, słysząc co, być może przypadkowo, wyrwało się z ust Polki.- Co chciałaś powiedzieć?- dociekał, by wyjaśnić w tym aspekcie Jego życia, jak i codzienności Ann. Bo po co zostawiać sobie w umyśle niepotrzebne znaki zapytania, ciągle powracające, jeśli nie zostaną wyjaśnione?
 
- Przepraszam , nie powinnam tak się do Ciebie zwracać. Zwykłe przejęzyczenie. - oznajmiła speszona odsuwając się od Austriaka na bezpieczną odległość nie chcąc popełniać dalej podobnych błędów.  
-Nie, w sumie to było nawet miłe- powiedział spokojnie, lecz w Jego głosie łatwo można było dostrzec nutkę zadumy. Jego kąciki ust mimowolnie uniosły się, ku górze.- Mogłabyś tak częściej nawet. Czuję się taki dowartościowany- wystawił język, przybliżając do siebie dziewczynę, by znów był godzien czuć Jej ciepło oraz słyszeć stabilny puls.
  - Co Ty robisz Gregor? - zapiszczała obserwując poczynania Austriaka względem jej osoby. Przestraszona przemierzała wzrokiem dłonie Schlierenzauera , które błądziły po jej tali. - Schlieri! - oznajmiła głośniej , chociaż nie można było tutaj mówić o krzyku , lecz strachu przed tym do czego zmierzać może Tyrolczyk. 
-Ann, chciałbym Cię odzyskać- wyszeptał do Jej ucha, wycałowując ścieżkę pocałunków  od ucha aż po obojczyk  Polki.- O niczym innym nie marzę, rozumiesz?- ciągnął dalej swoją grę, zaciągając się delikatnym zapachem Polki, który w niesamowity sposób pobudzał wszystkie Jego zmysły. Dalej z czułością rozpieszczał swym dotykiem skórę szatynki, czując, że bliskość dziewczyny również dla Niego nie jest obojętna. Bez przyczyny Jego ciała nie przeszywałyby dreszcze. Przyjemne dreszcze…
  Przymykając na moment powieki oddała się przyjemniej chwili zapominając o wszystkim co mogłoby stanąć na drodze do odczuwania pragnienia jakim jest bliskość Austriaka. Lecz niestety świat wygląda zupełnie inaczej niżeli byśmy tego oczekiwali , a rzeczywistość jak szybko powstała tak szybko powróci. - Przestań! - odsunęła się , a raczej próbowała , gdyż silny uścisk Gregora dotkliwie jej to uniemożliwił. - Puść mnie proszę , nie chcę tego ...  
-Ale, Ann…- zaczął, zmuszając Polkę do spojrzenia w Jego oczy.-Powoli umieram, rozumiesz? Coś wewnątrz mnie ginie. Kiedy odeszłaś, skupiłem się tylko na treningach. Nic innego się nie liczyło. Tylko w taki sposób nie myślałem o Tobie. Zajmowałem się wszystkim, nie pozwalałem sobie na bezczynność, bo wiedziałem, że nie umiem się kontrolować. Nie umiem o Tobie nie myśleć, a czym więcej to robię, po prostu tracę zmysły… A teraz ta choroba. Nie zostanie już nic…
- Jak nic? Co Ty próbujesz mi powiedzieć Schlierie? - zadrżała , gdy jej umysł zaczął przyswajać informacje podane przed szatyna i skrupulatnie z dokładnością zaczął je analizować. Myśl o tym , że Gregor mógłby stać się kimś innym niżeli jest , a co gorsze mogłoby go w ogóle nie być powodował o wiele większą rozpacz jej duszy niż niejedna rzecz na świecie. 
-To proste, Ann- powiedział łagodnym, lecz łamiącym się głosem.- Kiedy choroba wejdzie w dalsze stadium, będę musiał zrezygnować ze wszystkiego. Moje życie będzie składało się…- zrobił przerwę, by pomyśleć nad dalszym sensem Jego wypowiedzi.- Właśnie… Z czego będzie się składało? Nie będę miał skoków, Ciebie… Niczego. A wtedy…- nie dokończył, nie umiejąc wypuścić przez usta kilku słów, które coraz częściej pojawiało się w Jego głowie.
- Ty mi chyba nie chcesz powiedzieć..?! - pisnęła przerażona wizją stwarzająca zarys w jej zaniepokojonym już umyśle. - Gregor zabraniam Ci nawet tak myśleć , rozumiesz ?! - wrzasnęła nie zważając na ludzi mijających ją na ulicy. - Teraz wydaje  Ci się , że nic już nie będzie lepiej ,ale prawda jest inna.... Z czasem dasz sobie radę . Masz rodzinę , przyjaciół ... Będzie dobrze. Na pewno! - zakończyła swoją krótką wypowiedź a po jej policzkach spływały łzy. 
-Dobrze, że nie znasz innych możliwości, które rozważam- bąknął pod nosem, wycierając kciukiem łzy spływające po bladych policzkach Ann.- Bo sama pomyśl… Po co mam czekać na to, co nieuchronne, skoro mogę już teraz, nawet zaraz wszystko zakończyć, nie czekając na te męki- patrzył szklanym wzrokiem w oczy Polki, wycierając z uporem maniaka łzy na Jej policzku.- Ale nie płacz, proszę… Bo inaczej ja też zacznę ryczeć, a tego chyba nie chcemy, tak?- zaśmiał się blado, za wszelką cenę próbując wytrzeć słoną ciecz nie tylko obuszkiem kciuka, lecz również najdrobniejszymi gestami. 
- A jak mam Twoim zdaniem reagować do cholery?! - cedziła zrozpaczona nie potrafiąc opanować słonej cieczy opuszczającej jej zielone tęczówki. - Skoro Ty tak łatwo się poddajesz.... - zamilkła na moment patrząc w smutne oczy Austriaka. - Z taką łatwością oddajesz wszystko o co się starałeś całymi latami... Nie wolno Ci Gregor , nie wolno! - histeria w jaką przerodził się jej płacz przerażała nawet samą Ann , lecz nie mogła postąpić inaczej. Przyszłość bez Schlierenzauera , nawet jeżeli jest to tylko wizja mentalna nie mogła mieć miejsca. Nie mogła pozwolić jej żyć , wiedząc że gdzieś tam daleko nie ma już mężczyzny, którego kochała ponad życie. Niewiednie wtuliła się w ramiona skoczka umacniając uścisk , tak jakby nie chciała dać mu odejść. 
-Ale wtedy już nie będę miał o co walczyć- wyszeptał, delikatnie odrywając od swego ciała przylegającą do Niego Polkę. Czuć ciepłą krew pulsującą w Jej żyłach, zdawało się być spełnieniem marzeń, lecz teraz w każdym swym ruchu musiał zachowywać się racjonalnie z podwojoną delikatnością.- Przepraszam, że w ogóle zawracam Ci tym głowę- ucałował subtelnie czoło dziewczyny, ujmując Jej twarz w dłonie.- Pamiętaj, że byłem- dopowiedział, odwracając się na pięcie. 
Tak wiele chwil przemknęło przed jej oczyma. Każda spędzona w obecności Gregora i jego czynnym udziale w jej życiu... Nie wyobrażała sobie , że Austriak może być jedynie wyblakłym wspomnieniem nie stąpającym już po ziemi po której chodzi i ona. - Nie możesz mi tego zrobić! Nie możesz zostawić mnie tutaj samej! Nie możesz! Słyszysz! - histeryzowała nieudolnie ocierając kolejne łzy.
-Gdzie mam Cię nie zostawiać samej? Ann, Ty wrócisz do swojego życia, którego rytm Ci niestety zakłóciłem- powiedział łagodnie, bawiąc się drżącą dłonią szatynki.- Uspokój się, Ann! Spokojnie!- powiedział głośniej, lecz nie posunął się do krzyku. Był to bardziej głos pełen pokrzepienia, które adresował do Polki, by choć w małym stopniu ułożyła sobie plan na dalsze życie, które toczyć się musi własnym tempem. Życiem bez Niego… 
- Nie każ mi się uspokajać, rozumiesz?! - krzyczała , a jej stan jakby pogłębiał się. - No jak mam to zrobić , skoro komunikujesz mi , że już Cię nie będzie?! Że chcesz to wszystko skończyć. - dopowiedziała dławiąc się już własnymi łzami. - Nie poradzę sobie z myślą , że Ciebie już nie ma! Nie każ mi tego przechodzić od początku , proszę... - szeptała.
-O czym Ty mówisz, dziewczyno?-  przytulił do siebie rozgorączkowaną Polkę, pragnąc chociaż w ten sposób  Ją uspokoić, by przynajmniej z Jej oczu nie wydostawały się łzy, które  były Jego łzami. Można powiedzieć, że były szpilami, wbijanymi w duszę…-  Ja już Cię dawno straciłem… Ty mnie nigdy nie straciłaś. Na tym polega  ta różnica- powiedział ochryple, walcząc z uczuciami rozpaczy, które po  przyznaniu się do błędów, wracały z podwojoną siłą.
- Gregor ja nie potrafiłabym żyć ze świadomością , że Ciebie już nie ma , nie chce się nawet przekonywać o tym jak mogłoby to wyglądać... - odezwała się ochrypłym głosem nie pozbawionym żalu i pretensji do losu , że w taki sposób doświadcza Austriaka. - To ja powinnam być chora i płacić za te wszystkie błędy , których się dopuściłam nie Ty. To mi się to wszystko należy... - mówiła pewnie nie opuszczając ramion Schlierenzauera. 
-Przestań- zaśmiał się,  lekko rechocąc.- Nie znam człowieka o równie anielskim obliczu jak Ty,  Ann. Los niesprawiedliwy byłby dopiero wtedy, kiedy podarowałby Ci to samo, co mnie- oznajmił z wyczuwalnym smutkiem, gładząc aksamitne włosy Polki.- Głównie  chodzi mi o to, żeby nie odejść bez imienia…- powiedział z trudem,  zbliżając swą twarz na nieludzką odległość od twarzy dziewczyny.- Wiesz o  co mi chodzi, prawda? O to, żebyś czasem nawet o mnie wspomniała  ciepło…
Bezsilność z domieszką bezradności to jedyne racjonalne uczucie , które można było określić ludzkimi słowami. Niczego nie mogła pojąć , wytłumaczyć , a tym bardziej powiedzieć w sposób , który nie wywoływałby napadów łez i rozgoryczenia dla okrucieństwa nadchodzących dni. - Nie możesz odejść .. nie możesz... - szeptała wtulona w klatkę piersiową szatyna jakby chcąc się uchronić przed nieuniknioną nieobecnością Schlierenzauera. 
-Każdy z nas kiedyś odejdzie. Dla mnie to żadna różnica czy teraz, czy później… I tak już więcej nie mogę przegrać w życiu, niż już zdążyłem przegrać…- znowu. Ponownie przed oczami stanęła mu wizja rodziny, którą mógłby stworzyć wraz z Ann. Liczne wyobrażenia dotyczące Jego dziecka, nieustannie przewijały się przed Jego głowię, pomimo że tak usilnie próbował się ich wyzbyć…
  - Ale dla mnie to jest różnica! Ogromna , rozumiesz?! - krzyk przerodził się w pisk wypełniony gniewem , który narastał z każdą sekundą. Ból stał się tak silny jakby była już po wszystkim , jakby czasu nie dało się cofnąć i zapobiec wszystkiemu co było złe... Ten czas był , nie minął jeszcze dając szansę na rozsądne ruchy... - Nie możesz mnie zostawić! Zabraniam Ci! Zabraniam! 
-W takim razie co robimy?- zaśmiał się, przytulając do siebie jeszcze bardziej Polkę.- Wtulamy się w siebie tak do samej starości?- i czy nie takie rozwiązanie byłoby dla Niego najlepsze?  We wzajemnym uścisku żadne zło świata nie mogłoby Ich dotknąć. Wszystko stawałoby się bez znaczenia, obojętne… Dlaczego? Mieli siebie…
- Dasz sobie radę.. - powiedziała po raz ostatni odsuwając się od szatyna. Poczuła  bijące od Niego ciepło , lekko radość i subtelność słyszalną w każdym wypowiedzianym słowie. - Powodzenia... - dodała kierując swoje kroki w stronę restauracji , by poprawić spływający makijaż.
-Ale nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie…- rzucił za Nią, lekko rozczarowany postawą szatynki. Miał nadzieję, że to co, pomiędzy Nimi zaistniało, nie było bez znaczenia. Przynajmniej dla Niego. Chwila spędzona, czując oddech Ann na sobie, była chwilą złotą. Jedyną w swoim rodzaju. Wyjątkową. –Czy będziesz kiedykolwiek myśleć o mnie w inny sposób, niż ten jak o zabójcy Twojego dziecka?
  - Nikogo nie obarczam winą za śmierć mojego dziecka. Jedyna osoba , która ponosi jakąkolwiek winę za to co się stało to ja i tylko ja... - oczy Ann ponownie pokryły się słoną cieczą , na wspomnienie o ' zmarłym' dziecku. - Nie wracajmy do tego co było proszę...  
-I tu właśnie popełniasz błąd, Ann- powiedział poważnie, ujmując dłoń szatynki.- Nikogo nie obarczasz winą? Mylne, bo siedzimy w tym razem po uszy. Obydwoje przyczyniliśmy się do powstania tej małej istoty i niestety obydwoje popełniliśmy ten błąd, że pozwoliliśmy, by taki cud poszedł na stracenie… - przyłapał się na tym, że na koniuszkach Jego rzęs pojawiały się drobne łzy.- Wiem, że to raniące… Wiem, że wspomnienie o tej małej istotce boli, ale powinniśmy Ją wspominać. Pamiętać, chociażby ze względu na Jej pamięć, aby udowodnić, że naprawdę je kochaliśmy…
 Wszystko niby zostało ukierunkowane na prawidłowy tor .. Każda podjęta decyzja miała już swoje początki , których pod żadnym pozorem nikt nie mógł zmienić. Nawet spróbować ominąć tego co i tak już jest przesądzone. - Kocham i będę ją kochała już na zawsze , ale nie chce o tym mówić , więc proszę uszanuj moją decyzję.  - mówiła stojąc tyłem do Austriaka.
- Dobrze, rozumiem- przygaszony, powolnym krokiem wyminął szatynkę, tępo idąc przed siebie. Stracił kontrolę nad sobą samym przez uczucia i ból przeszywający Jego duszę.- Szczęśliwej nowej drogi życia, Ann- powiedział, odwracając się na chwilę. Bo czy inaczej można było życie Polki bez szatyna? Bez Niego, czekał na Nią inny świat…
- Powodzenia Gregor... - szepnęła widząc jak szatyn kieruje się w stronę ulic miasta. Cóż innego mogła zrobić jak tylko odpuścić mając nadzieję iż Tyrolczyk podejmie słuszne decyzje w swoim dalszym życiu. Ann funkcjonowała u boku Nico , to było jej przeznaczeniem. 
-Ann! Poczekaj na mnie!- miał zrezygnować. Dać Ann żyć na Jej zasadach. Bez Niego posmakować szczęścia, które należało Jej się bardziej, niż komukolwiek innemu. Tymczasem co wyczyniał? Krzyczał, biegiem podążając śladami Polki. Rezygnacja nie była dla Niego. Walka… Tak wiele razy ją podejmował. Czy miało to znaczenie czy było jej o jedną więcej, bądź mniej?- Nie chcę odpuszczać… Nie chcę ostatnich być może chwil w moim życiu spędzić sam! Chcę być z Tobą, rozumiesz?!
Nie chciała się zatrzymywać , bo wiedziała jak wiele mogą ją kosztować wypowiedziane słowa , lecz nie potrafiła przejść obojętnie od krzywdy jaka spotkała Schlierenzauera. Każde słowo jest na wagę złota , każde ma swoje odrębne znaczenie i przyszłość...a ona sama tej przyszłości się bała. - Zawsze możesz na mnie liczyć.. - powiedziała cicho , snując w głowie plan ich wspólnej przyjaźni.
-Wiem, że zawsze mogę na Ciebie liczyć, wiem! Ann, ale nie o to chodzi!- próbował zrównać tempo z chodem Polki, która obrała sobie naprawdę ambitne tempo.- Ja niedługo umrę, rozumiesz?! Jeśli nie będziesz ze mną, chętnie zrobiłbym już to teraz, nawet jeśli miałbym sam odebrać sobie życie!- bezsilnie ciągnął dalej, dając jasne znaki, że niełatwo będzie zbić Go z pantałyku.
Natychmiast zwolniła kroku , by po chwili całkowicie poddać się przestrzeni , która opiewała jej sylwetkę w około.-Powiedź , że żartujesz? Że nie posuniesz się do tego kroku... że nie zmarnujesz mi życia.. Proszę... - mówiła ze spuszczoną głową , tak aby nie natknąć się na spojrzenie szatyna
-Czym mam zmarnować Ci życie? Tym, że Cię kocham?- pytał gorzko, walcząc z mimowolnymi łzami wzbierającymi się pod Jego powiekami.- Kiedy nie będę z Tobą, wszystko będzie bez znaczenia. Właściwie… To nawet teraz zacząłem się cieszyć, że zachorowałem… To nie przypadek. To znak, że nie powinienem żyć…
- Dlaczego mi to robisz ? Dlaczego zawsze pojawiasz się w najmniej oczekiwanym momencie, co? - piszczała nie wiedząc już jak ma przyjąć decyzje Austriaka. Mimo iż spodziewała się po Nim każdej reakcji , niektóre nadal wywoływały zaskoczenie , a czasem nawet niedowierzanie. - Kiedy tylko ułożę sobie życie przychodzisz i wszystko rujnujesz! - mówiła nie do końca świadoma tego że może zranić Gregora. 
-Robię to, ponieważ Cię kocham, rozumiesz?!- krzyczał, chwytając Polkę za ramiona. W oczy kolejny raz zaglądał mu strach przez stratą, którą de facto już osiągnął. Pomimo że dziewczyna wyraźnie dawała mu do zrozumienia, że dobrze Jej bez Niego, On i tak próbował skomplikować Jej, dotychczas ułożone, życie. Miłość? Czy tak można Ją rozpoznać?- Jeśli nie będę miał Ciebie przy sobie, nie muszę w ogóle żyć! Wszystko mi jedno czy umrę, czy nie! Już umieram, nie mając Ciebie, Ann!
Zataczamy koło ... kochamy, przestajemy, odchodzimy zatrzymajmy się na miłości tak na krótką chwilę, na moment, na zawsze , by po chwili znów zagłębić się w tym labiryncie bez wyjścia. W tym co jest , ale z dnia na dzień niszczy coraz bardziej. - Ja wiem , że jest Ci trudno ,ale Ty nie możesz przychodzić tu i wymagać ode mnie rzeczy niemożliwych. Mam swoje życie u boku Nico i jedyne co mogę Ci ofiarować to przyjaźń.
-Przecież nie zależy Ci na Nim w stu procentach!- skąd wiedział? Skąd taka myśl? Wystarczyła jedna, jedyna reakcja Ann, aby utwierdzić Go w przekonaniu, że nie wszystko stracone.  Dodała nadziei, która przyczyniła się do zawiania wiatru w żagle Jego życia, ochoczo zachęcając do dalszej walki.- Pojawiam się, ale dlatego, że od Ciebie nauczyłem się, że należy walczyć o to, na czym mi zależy! A mi zależy na Tobie i nie popuszczę!
Czasem przychodzi taki moment, gdy tęsknisz za kimś tak bardzo, że masz ochotę niedopałkiem papierosa spalić ten cały świat, który czyha tylko na czyjeś nieszczęście , czyha i dopadnie w najmniej oczekiwanym momencie. - Jestem żoną Nico , tego nie da się przekreślić w żaden sposób , poza tym ja tego nie chcę. Nie po tym co dla mnie zrobił. - mówiła nie zwracając najmniejszej uwagi na Gregora.
-A jeszcze kiedyś chciałaś rozwodu- umiejętnie znajdując się tuż przez Polką, zamknął Ją w szczelnym uścisku, by jednocześnie czuć bijące od Niej ciepło oraz bliskością pokazać swoją perspektywę patrzenia w przyszłość. Ich wspólną przyszłość, gdyż innej nie było w głowie Austriaka.- Nie chcesz mnie, bo jestem chory, tak?
- Jak możesz tak mówić , przecież mnie znasz , nie jestem taka ... - zaczęła zszokowana , ale także urażona słowami , które miały określić jej usposobienie. - Nie zostawiłabym Cię gdybyś był w takiej sytuacji , gdy byliśmy razem.  - mówiła próbując wyswobodzić się z uścisku Austriaka.
-Wiem to i ja, i Ty- zaczął, umacniając swój uścisk, aby szanse Polki na wydostanie się z Niego zmalały do zera.- Ann, ja po prostu ostatnie chwile swojego prawdziwego życia chcę spędzić z Tobą, rozumiesz? Kocham Cię i to nigdy się nie zmieni. I niestety muszę Ci się do czegoś przyznać…- zdradził, spuszczając na dół wzrok.
Może skrzydła pojawiają się tylko na plecach marzycielki... może to nie skrzydła, ale postrzępione babie lato marzeń - wznoszący się kolaż, który w najlepszych momentach chce zabrać Cie z ziemi , pozwalając na odnalezienie właściwej drogi. - O czym Ty mówisz?- zapytała zaprzestając prób wyrwania się z objęć chłopaka.
-Boję się...- wyszeptał, patrząc ckliwym wzrokiem w zielone tęczówki dziewczyny, umacniając jedynie swój uścisk.- Boję się, że kiedy to wszystko się zacznie, będę sam… Sam będę patrzył jak znikam w oczach. Jak nie ma mnie nie tylko psychicznie, ale przede wszystkim fizycznie. A wiesz w czym tkwi paradoks?- zaśmiał się niewesoło w sposób jakby chciał zagrać na nosie spotkanemu losowi.- Ja nie chcę nikogo innego niż Ciebie, a Ty zdołałabyś wytrzymać wielu, byle nie mnie…
- Nie mów tak , bo to nie jest prawda... - wyszeptała kładąc na policzku Austriaka swoją ciepłą dłoń , nieprzerywanie patrząc w ciemne tęczówki skoczka. - Gdyby nie związek z Nico nie zastanawiałabym się nawet sekundy nad powrotem do Ciebie , ale on jest , a ja ...- zamilkła na moment... - A ja Go kocham. - dodała.
-A mnie?- zapytał, czując że napinają się Jego wszystkie mięśnie. ‘Ja Go kocham’… Obok tych słów nie mógł przejść obojętnie. Uderzyły w Niego w dosyć bolesny sposób. Były solą, sypaną na Jego nadal krwawiące rany duszy.- Mnie kochasz?- dopytywał, przygryzając dolną wargę. Zaledwie kilka ułamków sekund czekał na odpowiedź ze strony Ann, lecz te chwile były jedne z najgorszych zwłok  w Jego życiu. Chwili, kiedy Jego serce przybierało coraz wolniejsze tempo…
Tak naprawdę nigdy z nikim nie czuła się tak bezpiecznie. Mimo, że w jej życiu pojawiło się wiele miłości nigdy nie czuła czegoś podobnego. Tylko w Jego ramionach wyczuwała bicie serca, które jest inne. Dlaczego? Bo bije tylko dla Niej. To Jego dłoń idealnie pasuje do jej dłoni. To Jego zapach stał się jej ulubionym. Dzięki Niemu, wiedziała co to znaczy być naprawdę szczęśliwym człowiekiem. Nie chodzi tu o brak miłości rodzicielskiej. O takie szczęście, które daje miłość chłopaka, mężczyzny. Takie, które daje świadomość, że jest komuś potrzebna. Że ma dla kogo żyć, dla kogo wstawać w poniedziałki o szóstej rano. Bo wstajesz z uśmiechem witasz dzień, który z pewnością będzie piękny, bo jest ON. Dzięki Niemu zaczynała się uśmiechać, tak prawdziwie. To znaczy, że uśmiechały się nie tylko usta, ale przede wszystkim oczy... - Gregor , ale... - zaczęła , lecz słysząc dobrze znany jej głos odwróciła się na pięcie zagłębiając swoje zielone tęczówki w postaci niebieskookiego Niemca.
- Ann co tutaj się dzieję? - zareagował natychmiast widząc sylwetkę polki w objęciach Austriaka... w tak bliskiej odległości , w której mógł być tylko on , nikt inny. Nikt. Zwinnym ruchem odciągnął szatynkę w swoim kierunku , po czym zmierzył Schlierenzauera złowrogim spojrzeniem.
Dotychczas kochał życie, choć tak bardzo Go zdążyło zranić. Kochał życie, ponieważ wiedział, że to ono podarowało mu wszystkie chwile spędzone z Ann, które były najcudowniejszymi chwilami w Jego życiu. Ale teraz… Właśnie teraz, kiedy ujrzał niepożądaną postać przed sobą, zapragnął nagle umrzeć. Teraz. Już. Natychmiast. W naturze Schlierenzauera charakterystyczne byłyby liczne odzywki skierowane do Nico, lecz nie teraz. Nie próbował otwierać nawet ust. Jakby zamarł. Został uwięziony wewnątrz siebie…

---------------
A więc życie bohaterów, jak wszystko inne, idzie nadal do przodu.
Mamy nadal głęboką nadzieję, że śmiało podzielicie się z nami Waszymi spostrzeżeniami na temat tego, co tworzymy. Cóż, to może z jest jakoś oszałamiająco odkrywcze, ale jest szczerą prawdą. Nic tak nie buduje, jak Wasza obecność i Wasze komentarze! 
Ann i Klaudia.