piątek, 31 października 2014

Ttzydziesta trzecia odsłona codzienności.

 

Jeśli możesz pozwolić sobie na to, by nie liczyć uderzeń fali i upływających chwil, jeśli upływ czasu nie wywołuje paniki w twoim umyśle – jesteś naprawdę szczęśliwy.

 

 Co to znaczy kochać mężczyznę? To znaczy kochać go na przekór sobie, na przekór niemu, na przekór całemu światu. To znaczy kochać go w sposób, na który nikt nie ma wpływu...
Kochać pomimo i za coś . Kochać i każdego dnia sprawiać , aby uczucie jakim wzajemnie się darzymy wyścielało ścieżkę do dalszego wspólnego życia. , bo Miłości trzeba szukać wszędzie, nawet za cenę długich godzin, dni i tygodni smutku i rozczarowań...
Miłość którą Ann miała obok siebie w postaci Gregora. Miłość , która wzrastała w Niej w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy. Miłość , która za kilkaset dni miała ujrzeć światło dzienne. Szczęście. Jej prywatne. Ich wspólne.
Ciąża. To piękny stan w życiu ko­biety. To wiel­ki cud który mogła od­czuć na sa­mej sobie...
- Gregor muszę Ci o czymś powiedzieć . - oznajmiła jednego z upalnych dni stojąc pod obiektem sportowym , czekając aż szatyn zakończy treningi , po których będą mogli wrócić do mieszkania. Radość jaką odczuwała , była niczym promienie słoneczne przebijające się przez jej niespokojną duszę. Teraz już wiedziała. Dojrzała do każdej decyzji. Była pewna , że może więcej niżeli by się jej wydawało.   
-Cześć, kochanie- powiedział na wstępie,  składając na ustach szatynki namiętny pocałunek.- Poczekaj, najpierw ja  coś Ci powiem. Pięknie dziś wyglądasz- powiedział, z uśmiechem patrząc  na rozpromienioną twarz szatynki oraz na śmiejące się do Niego oczy,  będące centrum wszechświata. Jego własnego, prywatnego wszechświata,  gdzie wstęp miały tylko dwie osoby. On oraz Ann. I taką chciał Ją  oglądać. Tak napełnioną słońcem, jak dziś. Szczęśliwą. Możliwe, że  przejętą i podekscytowaną… Była dokładnie taka sama jak kiedyś… W dniu,  kiedy Ich historia dopiero się zaczynała.
- Ale może najpierw usiądź ... - oznajmiła kierując swoje kroki na pobliską ławkę na którą przysiadała z zamiarem podzielenia się z Gregorem swoim szczęściem. - Bo widzisz , co byś powiedział jakby do Naszego wspólnego życia dołączyła jeszcze jedna bardzo ważna osoba? - zapytała uśmiechając się jak jeszcze nigdy dotąd. Szczęście , które opiewało jej ciało rozpowszechniło się również na jej zewnętrzny blask. Mogłaby pozostać w takim stanie na zawsze. Fantastyczny podział euforii nad radością nadchodzących dni.
-Kogo masz na myśli?- spytał, nie przestając się uśmiechać. Jej uśmiech, równoznaczny był z Jego uśmiechem. Tak pozostanie już na zawsze. Na wieczność. I tego jako jedynego mógł być pewien. Wszystko przeminie. Czas potrafi zatrzeć wszystko. Najbardziej żywe wspomnienia. Uczucia. Urazy. Nawet nienawiść…- Ktoś z Twojej rodziny zamierza się przeprowadzić do Austrii?
- Nie to miałam na myśli kochanie... - uśmiechnęła się jeszcze szerzej kładąc dłoń na swoim brzuszku delikatnie Go gładząc... - Co byś powiedział jakby w Naszym życiu pojawiła się istota dla której bylibyśmy najważniejszymi osobami? - uzupełniła swoją wypowiedź nie spuszczając wzroku z zadowolonej twarzy Austriaka.
-Ann, nie chcę adoptować żadnego szczeniaka…- przewrócił oczyma, będąc pewnym, że trafił w samo sedno wypowiedzi Polki.- Przyjdzie kiedyś na to czas, ale jeszcze nie teraz- ucałował Ją w czubek głowy, gładząc delikatnie kciukiem Jej lekko czerwony policzek.- Ja mam treningi, wkrótce zacznie się sezon… Źle czułbym się z tym, że zostawiłbym Cię w domu z obowiązkiem, kiedy mogłabyś się wówczas dobrze ze mną bawić.
Wystarczy zadać sensowne pytanie, a odpowiedź będzie zaskakująco szczera... Ważne jest jednak czy chcemy takową odpowiedź pozyskać , gdy w Naszej głowie wszystko nagle traci grunt... Szczęście , którym chcemy się dzielić , po upływie kilku sekund może spać się radością jednostronną ... Miłość , którą chcemy się podzielić , zostaje jedynie Naszą miłością . Czy to jest możliwe? Czy obawy Ann po usłyszeniu kilku słów wstępu ze strony Schlierenzauera , tak dotkliwie potrafiły zmienić jej nastawienie , by dać wolną rękę obawą? - Gregor , ale ja nie chcę nikogo adoptować ... - oznajmiła patrząc z niedowierzaniem na Austriaka.. - Nie muszę..  
-W takim razie ja już Cię w ogóle nie rozumiem- powiedział łagodnie, nadal gładząc z zachwytem policzek Polki. Bo nareszcie wszystko wkroczyło na właściwy tor… Wreszcie mogli być szczęśliwi. Ona i On. To ten czas, gdy nikt ani nic im nie przeszkodzi. Nie będzie miało nawet odwagi. Teraz już nie pozwoli sobie odebrać tego, co w krwawych bojach wywalczył.  
- Gregor ja jestem w ciąży .. - krzyknęła radośnie siadając na kolanach zaskoczonego skoczka. - Będziesz tatą , rozumiesz? - szeptała obsypując Austriaka pocałunkami. Na samą myśl o szczęściu jakie nosiła pod swoim serduszkiem , nie było mowy o żadnym strachu czy niepokoju. Wiedziała , że to zmieni jej życie , pomoże przetrwać wszystkie nadchodzące chwile. Scali rodzinę , którą zawsze chciała mieć.  
-Przepraszam Cię bardzo…- sparaliżowanym ruchem, odsunął się od Polki, okrągłymi ze zdziwienia oczami patrząc na dziewczynę.- Powtórz- zażądał, ściskając dłoń w pięść. Pierwsze wrażenie? Przesłyszenie się. Usłyszenie przez przypadek swoich najgorszych obaw, związanych ze wspólnym życiem. Pełen nadziei patrzył na szatynkę, głęboko wierząc, że z ust dziewczyny usłyszy coś innego niż przed momentem…
- Będziemy rodzicami Gregor ... Rodzicami ... - mówiła jakby wypowiadała najpiękniejsze słowa znane ludzkości. Ale czy nie było tak ? Czy rodzicielstwo nie jest skarbem najcenniejszym i najbardziej pożądanym ? - Nie wiem czy to będzie dziewczynka czy chłopczyk , bo to trochę za wcześnie , ale to chyba nie ma najmniejszego znaczenia , prawda? ... Wiem , że wolałbyś synka , bo przecież ojcowie mają swoje upodobania , ale córeczka ... - rozmarzyła się wypowiadając kolejne ze słów.  
-Nie, Ann…- wyprostował się, witając w swych oczach wyraźny strach.- Skończ te żarty, bo to naprawdę przestaje się robić śmieszne- wycedził, uważnie patrząc na Polkę, nie tracąc czasu nawet na ani jedno mrugnięcie oka. Każdy grymas, gest, emocje malujące się na twarzy szatynki, mogły mieć na Niego zbawienny wpływ.
 - Gregor jakie żarty? O czym Ty mówisz? - zaskoczona , lecz nadal z promiennym uśmiechem zbliżyła się do Austriaka zaplatając dłonie na jego karku , by móc spojrzeć w jego czekoladowe tęczówki , w których chciała znaleźć odpowiedź na zachowanie jakie prezentował. - Mam nadzieje , że Nasz mały skarb będzie miał Twoje oczy kochanie.. - wyszeptała zagłębiając się w ich istotę.
-Kto jest ojcem?- jakby samo wyrwało mu się z ust. Szok, którego w tej chwili odniósł przesłonił wszystkie zdrowe zmysły oraz stosowne zachowania. W głowie odbijały się jedynie myśli, które samym swym brzmieniem, przerażały Jego istotę. Rodzicielstwo. Dziecko. Ojciec… Nie, to dla Niego było za wiele…
- Ty. Przecież to Twoje dziecko ... - oznajmiła odsuwając się od sylwetki Gregora jak najszybciej potrafiła. Zabolało. Samo pytanie , które wypowiedział zadało ogromny ból nie mówiąc już o istocie zagłębienia się w nie. - Jak możesz?! - krzyknęła , a po jej policzku spłynęła łza. Wszystkie złudzenia nagle prysły jak bańka mydlana. Dokładnie ... Przecież to były tylko złudzenia.
-To niemożliwe!- podniósł lekko swój głos, lecz nie do końca określić można było mianem krzyku.- Ja nie mogłem… Nie możemy… Nie…- ledwo dukał, patrząc tępo przed siebie. Chciał coś zrobić. Jakoś zareagować. Otrzeć łzę z policzka Polki, która zaistniała tam z Jego powodu, lecz nie mógł nawet się ruszyć. W Jego ciało wlewała się właśnie trucizna, spełniająca najgorsze koszmary senne…
- Sama sobie tego dziecka nie zrobiłam idioto! - wrzasnęła zdając sobie sprawę , że może jej słowa przekreślą wszystko co Ich połączyło , ale nie potrafiła inaczej. Nie na tamten moment. Wszystkie jej marzenie  runęły jak za dotknięciem czarodziejskiego mazidełka. Zbyt wiele miała planów , zbyt dokładnie ułożyła w swojej głowie wizję macierzyństwa , aby ze spokojem słuchać tego co wygaduje Gregor.
-I co teraz zrobimy?- spytał, czując drobne łzy pod swoimi powiekami. Koniec. Koniec pewnego etapu w Jego życiu. Koniec z beztroską. Koniec z prawdziwym życiem, które chciał wieść, zważywszy na to, że przy Jego boku obecna ciągle była Ann. Teraz to wszystko nie mogło nagle runąć… Nie mógł na to pozwolić. Jednakże, czy zdawał sobie sprawę, że On sam nie może nic zdziałać?
- Ty nie musisz już robić nic Gregor. Powiedziałeś swoje , a Twoje zachowanie jedynie to potwierdziło. .. - rzekła dość cicho , tak aby tylko Austriak słyszał jej słowa. Bolesne , bo zwiastujące koniec , ale także i początek czegoś nowego. Pewne było jedno. Nie była sama, a może i nie do końca sama .. Był Nico , który zdeklarował swoje wsparcie wiele razy. - Cześć... - dodała oddalając się.  
-Siedzimy w tym razem- chwycił Ją za rękę, umiejętnym ruchem przyciągając do siebie dziewczynę.- Poradzimy sobie jakoś, prawda? Pozbędziemy się przeciwności losu. Tak wiele tego było, a jak widzisz nadal jesteśmy razem, Ann…- mówił, patrząc z przejęciem w oczy Polki. Każdym słowem chciał udowodnić Jej jak bardzo jest dla Niego ważna. Jak bardzo boi się o Ich wspólną, najbliższą przyszłość. Jak bardzo nie chce przerywać sielanki, która wreszcie zapanowała w Ich związku.
- W czym przeszkadza Ci ta mała istotka Gregor? Co ona zawiniła , że jej nie chcesz?! - krzyknęła patrząc w nieznane już dla Niej oczy Austriaka. Zbyt dużo wiedziała , aby jej szczęście trwało nadal ... za dużo słów wirowało w jej umyśle , aby patrzeć na sylwetkę Austriaka z uczuciami , które towarzyszyły jej do niedawna.
-Jeszcze nie czas na dzieci- oznajmił piskliwie, czując, że jego racje są tymi najbardziej właściwymi. Jedynymi słusznymi, którymi ktokolwiek mógł dzielić się w tej sprawie.- Ale jesteś pewna? Może to jakaś pomyłka…- ciągnął bez przekonania, szukając choć odrobiny nadziei, że to co się wokół Niego działo, było wynikiem jedynie jakiejś pomyłki.
- Jeszcze niedawno mówiłeś o tym , że chciałbyś mieć już rodzinę . Swoją , pełną ostoję do której będziesz mógł wracać po konkursach , a teraz co ? Wmawiasz mi , że sobie coś ubzdurałam ?! - krzyk , przeraźliwy pisk , który z siebie wydawała był ruchem nie do opanowania. - Wyobraź sobie takiego małego chłopczyka , który nie widzi świata poza Tobą , dla którego jesteś autorytetem ... - uśmiechnęła się , mając nadzieję że powoli przekona Gregora do swoich racji.  
-Za wcześnie!- krzyknął, co było aktem rozpaczy. Dołku, w którym aktualnie się znalazł, a z którego nie było wyjścia.- Ja nie jestem gotowy, nie rozumiesz?!- nerwowo złapał się za głowę, lekko ciągnąc swe błyszczące włosy. Nie wiedział już co robić ani co mówić. Znalazł się w potrzasku… W pułapce, z której się nigdy nie wyplącze…
- A Ty myślisz , że ja jestem gotowa? Że urodziłam się z darem do macierzyństwa?! - krzyczała , a jej ciało ogarnął przeraźliwy dreszcz , któremu tak łatwo się poddała. Niemalże cała drżąc. - Ale nie poddam się , rozumiesz? To dziecko to dar od losu , aby połączyć Nas , scementować to co staramy się utrzymać jakoś w swoich rękach , a Ty tak się zachowujesz? Tchórzysz , bo co? Jest Ci nie wygodnie?! Kto jeszcze niedawno mówił , że to My jesteśmy najważniejsi ? Ja i Ty , a nie sport , a teraz? Nagle te przeklęte skoki są najważniejsze? - wrzask , którym chciała pokazać jak ogromny żal ma do Austriaka , jakie niewielkie wrażenie sprawiają na Niej przechodzący skoczkowie. - Jedno zwycięstwo , drugie i nie ma już nic ważnego?! Tylko Ty ! Wielki Gregor Schlierenzauer i jego marzenia , gratuluje Ci wiesz?! Cholerny egoista!  
-Nie krzycz, Ann- ściszył ton swojego głosu, jak najbardziej chcąc uspokoić rozgorączkowaną Polkę.- Przecież ja wiem, że to zaskoczyło zarówno Ciebie, jak i mnie, ale to nie pora. Mnie ciągle nie będzie w domu. Jeśli zrezygnuję ze skoków, jak zapewnię byt Tobie i dziecku? Jesteśmy jeszcze za młodzi… Wiem jak to wygląda u Thomasa i nie chcę tak. Poza tym, dopiero co Cię odzyskałem. Mam znów Cię stracić? Dobrze wiesz, że dziecko wszystko zmieni, nawet nas, więc nie próbuj zaprzeczać- argumentował spokojnym tonem głosu.
 
- Stracić? O czym Ty mówisz? - Ann stała wpatrzona w szatyna jakby był dla Niej kimś obcym. Jakby to co dzieło się do tej pory w jej życiu straciło swój blask. Zbledło , a ona sama nie potrafiła tego racjonalnie wytłumaczyć. Bała się kolejnej straty , niestabilności ... Kolejnych słów rzuconych na wiatr ... - Zawiodłam się na Tobie. Myślałam , że jesteś dorosły Gregor , a tak naprawdę nic się nie zmieniłeś. Jesteś dzieckiem. Gówniarzem dla którego liczą się jedynie własne potrzeby.  
-Ann, przecież Ty dobrze wiesz, że Cię kocham, prawda?- ujął Jej twarz w dłonie, by mogła patrzeć w Jego oczy, w których skrywała się cała prawda.- Skoczyłbym za Tobą w ogień. Zrobiłbym absolutnie wszystko, ale dziecko…- zrobił kilkusekundową pauzę. Nawet słowa zadawały pewnego rodzaju ból.- Nie ten czas… Nie chcę go…
 Związki dwojga ludzi czasami lepiej wyglądają z zewnątrz. A to, co jest w środku... – pozory często mylą... wydają się być zbyt naciągane , a w rezultacie okazują się być fikcją. Czymś czego tak naprawdę nie ma. Czymś na co z czasem tracimy wpływ , chociaż bardzo chcielibyśmy , aby było inaczej... - Zapomnij , że w ogóle zawracałam Ci głowę moim dzieckiem.. - oznajmiła po czym skierowała się w stronę wyjścia z obiektu sportowego.
-Nie zamierzam się z nikim Tobą dzielić!- skasował odległość, która ich dzieliła, ujmując Polkę w talii. Nieważne czy robił to mimo Jej woli, czy nie. Każde słowo. Każdy ruch. Najmniejszy gest. Wszystko musiało być starannie dobrane i przemyślane.- Przyjście dziecka na świat, przewróci wszystko do góry nogami! Miałaś wcześniej łatwiej, bo nie musiałaś znosić takich męczarni jak ja, po Twoim wypadku. Teraz, kiedy ledwo trzymam Cię w ramionach mam Cię stracić?!
- Stracić? Gregor czy  Ty się słyszysz? Czy  Ty wiesz co mówisz? Jak bardzo mnie ranisz?!- Krzyczała odsuwając się od szatyna. Nie potrafiła czuć już jego dotyku , chociaż tak bardzo Go potrzebowała.To on był ukojeniem w każdej złej chwili , to jego dłonie ocierały słone łzy spływające po jej policzkach w chwilach bezradności... To właśnie jemu zawdzięczała największą radość jaką nosi pod swoim sercem , a to On...Gregor Schlierenzauer zadał jej teraz największy cios. - Najlepiej będzie jak zakończymy to spotkanie i każde rozejdzie się w swoją stronę... - rzuciła oschle odchodząc.
-Słucham?- niedowierzająco patrzył na Polkę, kasując odległość, która dzieliła Go od Ann.- Nie chcę Cię ranić, uwierz mi- powiedział surowo, chcąc uzmysłowić ukochanej jak bardzo dziecko może zmienić Ich wspólny świat. Jak bardzo On boi się tych zmian…- Nigdy nie robiłbym czegoś takiego, co mogłoby Cię urazić. Dobrze wiesz. Nie możesz również mi zarzucić, że Cię nie kocham, bo doskonale wiesz ile musiałem dołożyć do naszego związku od siebie. Teraz, kiedy wszystko nagle obrało właściwą drogę, mamy nagle z niej schodzić? Nie chcę, Ann…
- Już zraniłeś , wypierając się Naszego dziecka... - oznajmiła nawet nie spoglądając na twarz szatyna. Jej oczy przepełnione łzami szkliły się niemiłosiernie na samo wspomnienie bólu jaki dostarczają jej wydarzenia. Szczęście przeplatane bólem i goryczą...- Daj mi spokój Schlierenzauer. - wrzasnęła.  
-Ann, nie odchodź!- krzyczał, dotrzymując Polce kroku w szalonym rytmie.- Co teraz z Nami?- spytał, bardziej niż kiedykolwiek obawiając się odpowiedzi, którą usłyszy. Nagle wszystko to, czym mógł się cieszyć. Do czego mógł wracać. Czemu mógł ufać, miało runąć? Rozsypać mu się w rękach? Nie… Nie mógł to tego dopuścić. Jednakże, pojawienie się dziecka w Ich życiu również nie wchodziło w grę…
....
~~♥♥~~
Świeca niektórych czasem gaśnie szybciej, niż zdąży się zapalić. Prawdą jest stwierdzenie, że człowiek mądrzejszy jest dopiero po błędach, które popełnił w przeszłości. Przeszłość jest jednak określeniem czasu, którego nie da się w żaden sposób zmienić. Niemożliwe jest cofnięcie czasu. Niemożliwe jest zmienienie biegu historii. Rzeczy, które się stały, zawsze będą zapisane na kartach życia człowieka, pisząc scenariusz jego żywota. Niektórzy wierzą, że wraz z urodzeniem się, każdy człowiek otrzymuje daną rolę, którą jest zmuszony odegrać, a inni są zdania, że to sam człowiek, wybierając jedną z możliwych dróg, sam pisze sobie swój scenariusz. W co wierzyć? Jak pogodzić wiarę w to, że pomimo złych decyzji, kiedyś i tak odnajdziemy szczęście, a fakt, że po popełnionym błędzie przeszłości, zostanie nam jedynie żal i rozgoryczenie?
-Cieszę się, że zaprosiliście Nas na ten obiad…- powiedział, rozglądając po niewielkim niebieskim pokoiku. Dziecięcym pokoju. W miejscu, gdzie czuł się najbardziej nieswojo…
- Nie masz nawet pojęcia jak się cieszę , że przyszedłeś .. - oznajmił z uśmiechem na ustach patrząc na twarz przyjaciela. Od pewnego czasu była inna. Nieznana ... Jakby obca , pozbawiona uśmiechu , a to intrygowało Thomasa najbardziej. - Wszystko gra Gregor? Gdzie jest Ann? - zadając pytanie wziął małego Oliwiera w swe ramiona tak delikatnie , aby nie zbudzić go ze snu w który niedawno zapadł.  
-Ann niedługo przyjdzie. Miała coś do załatwienia na mieście- skłamał, nie namyślając się zbyt długo. W rzeczywistości cały scenariusz i możliwe odpowiedzi na poszczególne pytania, miał dokładnie ułożone w swej głowie. Dopracowane co do najmniejszego szczegółu, by nie wzbudzić w nikim niepotrzebnych zmartwień czy ciekawości…- Widzę, że nieźle sobie radzisz w roli tatusia- rzucił, nie patrząc nawet ani razu na postać małego Oliwera, za wszelką cenę chcąc odciągnąć temat związku z Ann na jak najdalsze tory.
- To proste , zobacz... - Thomas powoli zbliżył się do stojącego nieopodal szatyna. Delikatnym ruchem położył na jego ręce postać małego Oliwiera , który nieświadomie uśmiechnął się jakby wyczuwając , że znalazł się w bezpiecznym miejscu. Że pomimo iż nie zna Gregora , żadna krzywda mu nie grozi... - Przyzwyczajaj się do chrześniaka... - dodał przypatrując się z radością owej dwójce.  
-Thomas, weź Go- jęknął, nadal uparcie nie próbując nawet patrzeć na małego chłopczyka, który spoczywał właśnie na Jego rękach.- Teraz, szybko!- poganiał szybko, ściszając stopniowo swym głos. To, jak ogromne ukłucie poczuł w sercu, nie mogą oddać żadne słowa. Ból przyćmiewał wszystko. Przesłaniał nowe obrazy i nietypowe jak dotąd pragnienia, które krył w sobie ten mały człowieczek.
- Spokojnie , on nic Ci nie zrobi , a nawet .. - Thomas podszedł do Schlierenzauera , w którego ramionach nadal spoczywał mały Oliwier. - ... Spójrz , jak Oli na Ciebie patrzy... - zakomunikował widząc , że małe , niebieskie tęczówki odnalazły chwilowy punkt zaczepienia , jakim była twarz Austriaka. - Polubił Cię ...
-Coś nie bardzo chyba- wycedził ledwo, nadal siłując się ze sobą samym, by nie ulec pokusie i nie spojrzeć na Małego.- Weź Go, bo zaraz zacznie płakać- próbował dalej, czując się coraz bardziej obco w swoim własnym ciele. Jakby za sterami Jego zmysłów siadał całkowicie ktoś inny. Inny i niepodobny do osoby Gregora Schlierenzauera.
- Stary , Ty widzisz jak się zachowujesz? - zaśmiał się zdając sobie sprawę z zachowania jakie prezentuje jego młody przyjaciel. - Jak się rozpłacze , to Go uspokoisz... - oznajmił oddalając się kilkanaście kroków , tak aby wymusić na Tyrolczyku odpowiedzialność za życie , jakie spoczywało teraz w jego ramionach.
-Nie nadaję się na niańkę- wyszeptał niemal błagalnie, chcąc rozjaśnić Thomasowi swój rzeczywisty obraz patrzenia na tego typu sprawy. Poglądy, które były całkiem odmiennie od tych, które wyznawał Morgenstern. Aż w końcu nadeszło przełamanie. Nieznana mu siła, nakazała, aby spojrzał choć raz w beztroskie tęczówki chłopczyka, który zaciekle badał wzrokiem każdy milimetr Jego ciała. Zamarł. Po prostu, oniemiał. Patrzył jedynie okrągłymi oczyma na Oliwera, zastygając powoli.
- Widzisz , że to nie jest takie trudne? - zaśmiał się zauważając spojrzenie jakie Tyrolczyk kieruje na małego Oliwiera... - Posiadanie takiego skarbu zmiana wiele w Naszym życiu , co nie jest łatwe , ale wiedza o tym że mamy dla Kogo żyć , że on jako jedyny Nas nie opuści , gdy nawet zawiedziemy jego zaufanie .. Gdy wszyscy inni odejdą ... Myśl o tym , że daliśmy coś światu .. - Thomas rozgadał się nie zważając na to , że nie każdy może mieć podobne poglądy co do posiadania potomstwa , a na pewno nie jego przyjaciel.
-I nie bałeś się? Ogólnie, nie boisz się, że kiedyś możesz Go zawieść albo On w pewnym stopniu źle zadziała na Twoje życie?- spytał nieśmiało, nadal z zafascynowaniem patrząc na Oliwera, którego z każdą chwilą zamykał w coraz większym i szczelniejszym uścisku. Jakby sam chciał uchronić Go przed całym złem świata, własnym ciałem…
- Gdy przyjdzie czas , w którym spojrzysz na twarz tej małej istoty , że będziesz mógł wtulić ją w swe ramiona wszystkie troski i obawy odchodzą w zapomnienie. Priorytetem staje się dla Ciebie zapewnienie mu szczęścia i radości ... bezpieczeństwa pomimo wszystko , a wiesz dlaczego ? - zapytał zbliżając się do przyjaciela... - Bo w zamian otrzymasz najcenniejszy skarb Schlieri... Bezgraniczną miłość i oddanie jaką tylko dziecko może Ci okazać.
-Ale przecież to wszystko zmieniło- jęknął niepewnie, gładząc palcem różowiutki policzek chłopczyka.- A przede wszystkim Twoje relacje z Vanessą- dopowiedział, patrząc z uśmiechem na postać Oliwera, który jakby pierwszym swoim widokiem, podbił Jego serce. Dotychczas chłodne i pełne lodu w stosunku do tak małych i kruchych istot…
- Nigdy nie było lepiej Gregor... - uśmiechnął się siadając na jednym z foteli znajdujących się w pokoiku. - Nasze uczucia chyba nigdy nie były silniejsze , więź jaka Nas połączyła jest już nierozrywalna , bo przecież oboje gramy do tej samej bramki. Obojgu Nam zależy na szczęściu Oliwiera... - zaczął , a na jego twarzy nadal gościł szeroki uśmiech. - Mimo , że Oliwier nie jest moim biologicznym synem , kocham Go jak gdyby tak było. Teraz jest tak dobrze , że aż boję się pomyśleć co byłoby gdybyśmy mieli z Vanessą Nasze wspólne dziecko.. - zachichotał.
-Nie rozumiem Cię, Thomas- powiedział, nadal z zafascynowaniem zgłębiając sekrety, która posiadała w sobie mała istotka, którą trzymał na rękach.- Nie mam pojęcia jak można pokochać cudze dziecko. Według mnie, to nawet z lekka niezdrowe- ciągnął, kołysząc z wyczuciem Oliego w swych ramionach.
- Nie wiesz co mówisz Gregor... - odrzekł poniekąd oburzony sposobem myślenia , jaki objawia jego przyjaciel . - Spójrz na Niego i powiedź jak można nie kochać tak niewinnej istoty .. No powiedź... - nalegał uśmiechając się w kierunku Oliwiera.
~~♥~~
Bywają takie dni , że pomimo najszczerszych chęci nie mamy ochoty zwlec się z łózka , nie wspominając już nawet o krokach , które musimy wykonać w ciągu nastającego dnia. Dni , które musimy przeżyć , chociaż tak naprawdę nie mamy na to najmniejszej siły... Dni , które pomimo Naszych sprzeciwów są i nadal będą dopóki nie stawimy im czoła.
- Pięknie wyglądasz Vann... - oznajmiła Ann wchodząc do pomieszczenia w którym przebywała brunetka. - Ciąża Ci posłużyła.. - wyszeptała muskając policzek dziewczyny. Ciąża... najpiękniejszy z okresów mających wpływ na życie kobiety. Dar , który nie każdy potrafi docenić.  
-Dziękuję- odpowiedziała z szerokim uśmiechem na ustach, tuląc do siebie delikatnie szatynkę.- Ale to wszystko głównie dzięki Thomowi oraz Oliwerowi. Czasem mam takie wrażenie, że przeżywamy namiar szczęścia i niebawem to wszystko okaże się tylko pięknym snem- przyznała szczerze, lustrując zmartwionym wzrokiem swoją przyjaciółkę.- Ann, coś się stało?- spytała, gładząc delikatnie ramię dziewczyny, w jak najbardziej delikatny i czuły sposób potrafiła.
- Nie. W porządku , najlepszym .. - oznajmiła siląc się na uśmiech. Jeden gest , a potrafił sprawić tak ogromny trud , że aż trudno opisać Go ludzkimi słowami. Ale cóż, jak można podzielać szczęście i radość innych , skoro Nasze życie kilka dni wcześniej straciło sens. Zabawna. Jak jedna decyzja może zmienić bieg wydarzań , jak może wpłynąć na Nasze życie... Jak ogromnie możemy żałować , iż została przez Nas podjęta. Bezpowrotnie. - Dbaj o to szczęście , bo to najważniejsze co masz w życiu ... - westchnęła rozglądając się po pomieszczeniu.  
-Widzę, że coś jest nie tak- powiedziała stanowczo, wyraźnie nie dając wiary w zapewnienia ze strony szatynki.-  Jak  układa Ci się z Gregorem? Jakieś kłopoty w związku?- usiadła na krześle  obok, ze zmartwieniem malującym się na Jej bladej twarzy, patrząc na  swą najlepszą przyjaciółkę. Jak mogła dzielić się z Nią swoim  szczęściem, widząc, że coś wyraźnie gryzie od środka człowieka, który  był bliższy i cenniejszy niż ktokolwiek na świecie?
- Z Gregorem? - zapytała jakby samą siebie. Gdyby chociaż znała odpowiedź na owe pytanie. Zanim poddała się trudom podejmowania decyzji myślała , że nic nie może zburzyć już harmonii związku w jakim tkwili , ale prawda okazała się o wiele bardziej bolesna. Nie przyniosła ukojenia , a jedynie umorzyła ból... Ból którego nie mogła okazać , ból , którego się wstydziła ... - Jest dobrze , rzadko się widujemy , ale jest dobrze.. - mówiła , chcąc jak najszybciej zmienić temat.  
-Rzadko?- zdziwiła się.- Kiedyś przecież nie mogliście rozstać się na krok…- pogrążyła się w rozmyślaniach, które obejmowały cały przebieg związku Jej przyjaciółki z Gregorem, szukając tam jakichkolwiek poszlak i wskazówek, czym może się sugerować w przyszłości, by pomóc Ann.- Mnie nie oszukasz. Co się dzieje? I pytam ostatni raz- udała się w kierunku przyjaciółki, zrównując z Nią swoje spojrzenie.- Ostatnia szansa na dobrowolne przyznanie się. Pamiętaj, że nie ma takich problemów, których nie dałoby się rozwiązać…- dokończyła szeptem.
 Przyjaźń to naprawdę niezwykły sposób spotykania się z drugim człowiekiem. To schronienie dla człowieka.To najlepsza polisa na życie i lekarstwo na wszelkie trudności....To przestrzeń, w której czujemy się kochani, cenni i bezpieczni.
To wielki skarb.Skarb , któremu możemy powierzyć wszelkie tajemnice ... Sęk tkwi jedynie w tym , aby umiejętnie dobierać odpowiedzi , by nie zaburzyć szczęścia tak ważnej dla Nas osoby swoimi zażaleniami. - Gdzie są wszyscy ? - zapytała , chcąc odsunąć na dalsze tory zaczętą konwersację. - Aaa, zapomniałabym .. - uśmiechnęła się niemalże niezauważalnie , podając brunetce dużą papierową torbę , w której znajdował się ogromny pluszak , który był prezentem dla małego Oliwiera.  
-Ann, nie uciekniesz od tej rozmowy…- uprzedziła znużonym głosem, patrząc na pluszaka ogromnej wielkości, którego Ann podarowała Oliwerowi. Na Jej uśmiech wkradł się subtelny uśmiech wdzięczności. Podniosła wzrok, patrząc uważnie na szatynkę. Wdzięczność. Zafascynowanie. Zachwyt. Tym przepełnione były Jej ciemne tęczówki. Pomimo własnych problemów, Ona nadal była przy Vann. Wspierała Ją, choć sama podłamywała się na duszy. To było piękne…- Gregor i Thom są u Oliwera w pokoju- wyjaśniła- A za prezent bardzo dziękujemy. I ja, i Oli, i nawet Thomas…- dokończyła, z cieniem subtelnego uśmiechu.
- Gregor już jest ? - zapytała wzdychając. Zdawała sobie sprawę , że nadejdzie moment , iż będzie musiała spojrzeń na szatyna z należytą naturalnością , ale bała się tego. Uczucia , gdy przed jej oczami stanie zupełnie inna osoba niżeli ta , które była całym jej życiem. - Może Ci w czymś pomogę? - zagadnęła chcąc jak najdłużej pozostać w odosobnieniu od Tyrolczyka.  
-A więc jednak- westchnęła cicho, siadając z powrotem na krześle nieopodal.- Co się pomiędzy Wami dzieje? To raczej nienaturalne, że nie chcesz przebywać z osobą, którą kochasz…- wtopiła na chwilę dłonie w swe ciemne włosy, przeczesując je delikatnie smukłymi palcami.- Ann, ja chcę tylko Ci pomóc…- spojrzała na przyjaciółkę zaszklonym wzrokiem, niemal błagając przyjaciółkę o to, aby rozjaśniła choć odrobinę przyczynę Jej zmartwień. Nie ma nic gorszego niż niewyjaśnione sprawy. To przez nie, w głowie człowieka mnoży się tysiące fałszywych scenariuszy, przyprawiających człowieka o zawroty głowy.
- Opowiem Ci jak przyjdzie odpowiedni czas. - skwitowała ostatecznie nie chcąc zamartwiać przyjaciółki swoimi problemami. A może prawda była inna. Może to wstyd i strach o to , że jej zachowanie może zostać źle odebrane .. Że zostanie oceniona przez Vanessę tak jak na to zasłużyła. .. - Może przedstawisz mi małego Oliwiera? - zagadnęła niepewnie , wiedząc jak mieszane uczucia mogą się w niej pojawić , gdy ujrzy zaróżowiałą twarz chłopczyka.
-Tak, jasne- wymamrotała nieco nieobecna.- Chodźmy zatem do pokoju Małego- machnęła ręką, dając szatynce ostateczny znak, że ma podążać Jej śladami. Nadal Jej dusza zmartwiona była sytuacją w związku Ann, lecz najgorszym, co mogła teraz robić, to naciskać… Wówczas mogłaby rozdrapywać jedynie świeże rany, zadając przyjaciółce kolejny ból…
Ann chwiejnym i niepewnym krokiem podążyła za brunetką walcząc wewnętrznie z emocjami , które całkowicie paraliżowały jej ciało. Gdy jej oczom ukazała się znajoma postać szatyna trzymającego w ramionach małą istotkę ból rozprzestrzenił się także w umyśle powodując łzy napływające w jej zielone tęczówki. Jedna pojedyncza łza opuściła bezwładnie swoje miejsce spływając po policzku. - Dzień dobry... - szepnęła zwracając się w kierunku Morgensterna ocierając tym samym słoną ciecz , tak aby umknęła uwadze pozostałych.
...

-------------------------

Taki sobie Gregor.
Do Waszej oceny kochane.
Ann i Klaudia.


sobota, 18 października 2014

Trzydziesta druga odsłona codzienności...



 'Eine von Milionen!'


 ~~♥♥~~

Mia. Jedno, trzyliterowe imię, lecz dające nadzieję, że w tym nieszczęściu, można znaleźć kropelkę radości.
Bo kto inny mógłby do tego stopnia nienawidzić Jego i Vanessy, by dopuścić się porwania czegoś, co miało największą wartość?
Najszybciej jak tylko mógł, opuścił swój dom, po czym udał się w doskonałe znane mu miejsce. Czy miał obawy? Tak. Tysiące obaw, które jedynie rozmnażały się w niewiarygodnie szybkim tempie.
Tą najbardziej paraliżującą, była myśl, że zostawiając samą w domu Vanessę, nie wiadome było, co mogło przyjść Jej do głowy. Dotychczas pilnował Ją na każdym kroku. Robił wszystko, by zminimalizować ryzyko zrobienia sobie krzywdy. A teraz? Teraz swobodnie bał się opuścić dom, bo właśnie wtedy wszystkie strachy i koszmary senne, mogły okazać się rzeczywistością…
Serce raz spowalniało, a później nagle podkręcało swój rytm. Stawiał niepewnie kroki, kierując się coraz bliżej swego celu. Każdy schód, który przekraczał w niewielkim bloku, zawiązywał Jego żołądek w coraz ciaśniejszy supeł. W ustach czuł posmak metalu, a kości jakby zniknęły. Stał się galaretą, nie kontrolując żadnego swojego ruchu. Stawiając pod znakiem zapytania każdy swój gest, ruch, a nawet słowo…
Wreszcie znalazł się na miejscu. Z trudem przyciskając na dzwonek do drzwi, czuł, że przed oczami robi mu się coraz bardziej ciemno.
Niedługo musiał czekać na to, by przed Jego oczami pojawiła się znajoma Jego oczom wysoka postać ciemnej blondynki z zielonymi oczami, które zabłysnęły, gdy tylko objęły swym zasięgiem Jego osobę.
-Thomas…- powiedziała, szczerze uśmiechając się.- Wiedziałam, że kiedyś zmienisz zdanie. Że przejrzysz na oczy i dojdziesz do wniosku, że kochasz tylko mnie- mówiła z maślanym wzrokiem, nadal wpatrując się jak w obrazek postaci Thomasa.
-Co u Ciebie? Jak się trzymasz?- dopytywał, nie chcąc stanąć od razu na nienaturalnie cienkim i kruchym gruncie, czując, że powoli drepta ku osiągnięcia swego celu.- Mogę wejść do środka? Porozmawiamy- zaproponował, siląc się na wymuszony uśmiech.
-Nie- powiedziała szybko, nie ukrywając zakłopotania, które malowało się na Jej twarzy.- Rozgardiasz panuje w moim domu. Może lepiej wyjdziemy i porozmawiamy w kawiarni za rogiem?- spytała z nadzieją, wahając się przed każdym wypowiedzianym przez siebie słowie.
-A co ja to nigdy nie widziałem bałaganu?- próbował dalej, kurczowo trzymając się tego, co wcześniej sobie postanowił.- Też jestem człowiekiem- wykonał zdecydowany ruch w stronę mieszkania blondynki, lecz ta nagle stanęła skoczkowi na drodze.
-Będzie mi niezręcznie- ze sztucznym uśmiechem próbowała zatuszować całe swoje nienaturalne zachowanie, które nie uszło uwadze Morgensterna. I właśnie w tej chwili ulga zawładnęła Jego ciałem. W mieszkaniu dziewczyny rozległ się znajomy Jego uszom płacz. Nie miał wątpliwości. Oliwer.
-Oli!- krzyknął, popychając Mię, przez co mógł bez problemu znaleźć się w mieszkaniu blondynki. Szybko skierował swe kroki w stronę pomieszczenia, skąd dobywał się płacz dziecka.
-Zostaw Go! To moje dziecko, rozumiesz?!- krzyczała za Jego plecami blondynka, niezdarnie podnosząc się z podłogi, na którą powalił Ją Thomas.- Tylko ja mam do Niego prawo! Ja i Ty!
-Mia, przejrzyj na oczy- odezwał się łagodnie, biorąc na swe ręce małego chłopczyka.- To nie Twoje dziecko. To dziecko Vanessy. Vann i moje. Inni ludzie cierpią przez to, co robisz, Mia.
-Nie pozwolę Ci być z Nią szczęśliwy!- wrzasnęła, wyrywając nieostrożnie z Jego rąk Oliwera.- Albo ja, albo żadna, rozumiesz?!- serce na chwilę przystanęło, gdy nieobliczalna blondyna wystawiła przez okno powijak, w którym znajdował się Oliwer, morderczym wzrokiem zerkając na blondyna.
-Mia!- wrzasnął, lecz  Jego ciało ogarnęło sparaliżowanie. Tak niewiele brakuje. Tak ogromne ryzyko. Kiedy doszedł do celu, miał w tym samym czasie go stracić? Nie, to nie wchodziło w grę.- Nie chcesz tego zrobić! Nie zrobisz tego…- mówił ochryple.- Zrobię co tylko sobie zażyczysz, ale proszę… Zostaw Małego- jęknął błagalnie, patrząc wzrokiem pełnym bólu na blondynkę.
-Wszystko?- spytała spokojnie, powolnym krokiem zbliżając się w kierunku Morgensterna.
-Tak, zrobię wszystko- przyznał smutno, wiedząc, że jest to koniecznością. W tej samej chwili poczuł, że Mia składa na Jego ramionach Oliwera, cwanie się przy tym uśmiechając.
Miała Go w garści. Co najgorsze, On nie mógł już nic więcej zrobić…

~~♥♥~~ 
Miłość stworzona została jako twór, w którym należy dawać, nie jedynie brać. W którym należy z cierpliwością i wytrwałością, dzielić się każdą radością, jak i smutkiem z wybrankiem serca. Który trwać ma dzisiaj i zawsze. W którym zaufanie jest najważniejsze. Nie zawodzenie. Naprawianiem wzajemnych niedoskonałości czy korygowaniu wad, lecz nie niszczeniem i pogarszaniem. Już na zawsze… Wieczność… Nieskończoność…
-Ann! No w końcu!- pisnął cienko, słysząc, że pierwszy raz Polka odebrała telefon, których w ciągu dnia wykonywał dziesiątki. Unikała Go i kontaktów z nich. Czuł to. I głównie to bolało najbardziej. Bez jakiegokolwiek słowa wyjaśnień ze strony szatynki, w Jego głowie rodziły się jedynie pytania oraz paniczny strach. Strach przed ponowną stratą… Stratą, którą by nie przeżył…- Dlaczego nie obierasz ode mnie telefonów?! Odchodzę od zmysłów!
Nadszedł czas wyjaśnień , których tak bardzo się obawiała. Brakowało słów , by w sposób zwyczajny , najbardziej neutralny wytłumaczyć Gregorowi rzeczy , które działy się przez kilka dni jej nieobecności... Ucieczka.. Kolejne uniki ... Czy to miało być dobre wyjaśnienie? Sposób na wszystko? Nie. Nigdy , ale to w żaden sposób nie odniesiemy sukcesu uciekając .. to naturalnie nie możliwe. - Gregor ... - głos Ann wyraźnie zadrżał , doskonale zdając sobie sprawę z trudności rozmowy jak stoi przed Nią otworem. - Co u Ciebie?
-Ty mnie pytasz co u mnie?! Co u mnie?!- przyłapał się na niechcianym krzyku, który w tej chwili był najlepszym obrazem Jego wnętrza. Bałaganu, który panował w Jego głowie. Ciała oraz serca, którego stabilne uderzenia blokował strach.- Co się do cholery u Ciebie dzieje?! Czemu nie odbierasz ode mnie telefonów?!- zrobił kilkusekundową pauzę, aby wciągnąć do płuc odpowiednią dawkę powietrza.- To ten Nico, tak?- odezwał się ponownie, tym razem nieco spokojniejszym tonem głosu.- Przeszłaś na Jego stronę?
- Przecież wiesz , że nie. Obiecałam Ci i słowa dotrzymam Gregor. - Powrót. Jedyny cel , dla którego Ann zgodziła się tkwić w tym wszystkim . Cel , który stał się priorytetem , a jednocześnie czymś dla czego musiała wiele poświęcić ... Bardzo wiele od siebie dać. - Słyszałam , że wygrałeś ostatni konkurs w  Einsiedeln , gratuluje kochanie.. - wyszeptała , chcąc jak najszybciej odbiec od tematu Nico Rosberga. Mężczyzny przez którego jej życie po raz kolejny odbiega od normalności. 
-Nie rób tego!- ponownie powrócił nieopanowany krzyk, który uderzał o Niego niczym fala o brzeg.- Nie odbiegaj od tematu! Nienawidzę, kiedy to robisz!- miłość ma być językiem, uczącym serce mówić. Czemu w Jego przypadku, był to jedynie głuchy krzyk?- Co się dzieje?! Zapomniałaś o mnie? Może Twój szanowny mąż zabronił Ci się ze mną kontaktować?! Do cholery, wyjaśnij mi to!- zażądał, słysząc pulsującą krew w swoich uszach oraz nieme krzyki duszy, która próbowała powstrzymać język przed wypowiadaniem kolejnych słów w gniewie oraz strachu.
 
Wyczuł. Doskonale wiedział , że to co się dzieje w jej obecnym życiu docelowo związane jest z blondynem. Zdawał sobie sprawę ze zmian zachowania Ann , które ona tak dosadnie próbowała ukryć. Przegrała , a wszystkie karty zostały odkryte?  Nie.. Musiała spróbować walczyć. Musiała podjąć walkę o to , aby zyskać trochę czasu nie raniąc Gregora... Kto nie ryzykuje nie pije szampana .. - Kochanie to nie tak... - zaczęła jak najłagodniej potrafiła... - Mam tutaj niezłe zamieszanie z dokumentami , z adwokatem i to tylko dlatego to wszystko tak wygląda , wybacz... Ale naprawdę wszystko jest w porządku , powiedz lepiej jak się czujesz? Jak przygotowania do kolejnych zawodów.. - mówiła siląc się na wyczuwalną łagodność. 
-Nie kłam!- warknął  drażliwie. Znał Ann na wylot. Znał każdy Jej ruch w danej sytuacji. Wiedział jak postąpi. Co jest w stanie powiedzieć. Znał na pamięć, każde drgnięcie Jej głosu, choćby było ono nawet niesłyszalne. On słyszał. To wystarczyło w zupełności.- Słyszę, że kręcisz. Co się dzieje?!- wrzasnął do słuchawki, czując jak jego dłoń zaciska się na aparacie, który trzymał.- Nie czekam! Jadę do Ciebie!
  - Gregor przestań wmawiać sobie rzeczy , które w ogóle nie mają racji bytu , dobrze? - starała się jak nigdy wcześniej , aby pozostać w zaplanowanej grze jak najdłużej, ale to z upływem czasu stawało się coraz trudniejsze. Z coraz to większymi trudnościami przechodziły przez jej gardło gorzkie kłamstwa , w które w rezultacie i sama by nie uwierzyła. Więc po co to wszystko? Po co próbuje wmówić Gregorowi coś co dla Niej samej jest nierealne. Odpowiedź jest banalnie prosta. Ból jaki mogłaby zadać mówiąc prawdę , paraliżuje zbyt dotkliwie... - Wszystko jest dobrze . Powtarzam Ci po raz ostatni! 
-Niedługo będę. Muszę dowiedzieć się co tam się dzieje, rozumiesz?!- mówił pewnie, niewzruszony zapewnieniami dziewczyny. Nie świadczyło to jednak na brak zaufania. Nie… Był to jedynie akt troski, jaką Schlierenzauer przejawiał w stosunku do szatynki. Zmartwienie. Troska. Strach… Jedynie to czuł.- Gdyby chodziło o kogoś innego, uwierz nawet nie traciłbym czasu na połączenie, ale tu chodzi o Ciebie, Ann! 
- Dobrze powiem Ci , ale obiecaj że nie zdenerwujesz się .. - oznajmiła szeptem , zdając już sobie sprawę z tego , że żadne jej słowa nie przekonają szatyna do jej zapewnień. Brak alternatywy , konkretnego wyjścia czy chociażby punktu zaczepienia zmusiły Ann do wyznania prawdy .. do wypowiedzenia słów , których znaczenia sama do końca nie rozumiała. - Obiecujesz? - nalegała próbując ułożyć sobie w głowie dalsze wizje konwersacji.
-Ann, mów!- wrzasnął na ile był w stanie, słysząc zwolnione tempo swojego serca, które zatrzymywało się wraz z dostarczoną porcją strachu oraz paniki wewnętrznej w ciele Austriaka. Teraz jeden wydech, stał się walką o to, by nie zapomnieć o zaczerpnięciu wdechu. Wszystko jakby nagle się zatrzymało. Straciło sens. Powód? Wszechobecny strach…
- Obiecaj , proszę.. - wyszeptała po raz wtórny jakby była małą dziewczyną popełniającą największy błąd swojego życia. Dzieckiem , które zanim pomyśli to zbroi ... Dziewczynką , dla której krzyk jest o wiele gorszą karą od ciszy... Jednakże tylko tego mogła się trzymać ... tylko poprzez obietnicę z ust Gregora mogła odnaleźć grunt , który pozwoliłby się jej uspokoić , zebrać myśli , wydusić cokolwiek z pętli jaką miała w swoim przełyku.
-A czy Ty słyszysz jakie to jest absurdalne?- przemówi, siląc się na zauważalną łagodność.- Dobrze wiesz, żabko, że są pewne sprawy, w których łatwo się denerwować… To nie zależy ode mnie- mówił sztucznie, chwytając się każdej deski ratunku, byleby tylko skrócić czas zwłoki z odpowiedzią szatynki. Mijały ułamki sekund, które jakże dotkliwie On odczuwał. Jakże każda wbijała ostry element w Jego duszę, zostawiając bolesne rany, które zabliźnić mogła jedynie jedna osoba…
- Nico postawił jeden warunek zanim podpisze dokumenty związane z rozwodem... - I stało się. Powoli , małymi krokami weszła na niepewny grunt , którego drogę wyścielała prawda.
Szczerość  z którą musiała się zmierzyć pomimo wszystko. Kilka prostych słów , które w najmniej oczekiwanym momencie najtrudniej było wypowiedzieć. Strach przed nieznanym?
Nie. Ann zadziwiająco dobrze wiedziała , jakiej reakcji może się spodziewać... - Gregor , ale ja muszę się zgodzić ...
-Powiesz to w końcu czy nie?!- Jego głos nie był już krzykiem. Był jękiem bólu, które raz po raz zadawały bolesne ciosy. Był poranionym w walce żołnierzem, który walcząc o własne szczęście, niechcący nadepnął na minę w postaci niewiadomych przyczyn takiego,  a nie innego, zachowania Ann. Czy nie mogła poczuć bólu w wypowiadanym przez Niego słowie? Czy nie słyszała jak bardzo woła o pomoc?
- Nico chce, abym przed ostateczną decyzją o rozwodzie spędziła z Nim miesiąc , który o wszystkim zdecyduje.. - oznajmiła niepewnie tonem pozbawionym wszelakich uczuć. Tak jakby obojętność jej barwy miała przekazać Austriakowi , że owe trzydzieści dni nie zmieni jej decyzji... że ona jest pewna swoich wyborów , ale również to że jest gotowa spełnić wymagania jakie postawił przed Nią Rosberg. 
-O czym zadecyduje?- pisnął cienko. Cała stabilna konstrukcja, w ułamku sekundy runęła. Stracił całą pewność siebie, a Jego ciało przeszyły nieprzyjemne dreszcze. Nie czuł nawet napływu łez pod swe powieki, gdyż poczuł jak paraliż stopniowo obezwładnia Jego ciało. ‘Ostateczna decyzja’… On myślał, że już dawno zapadła… Że kwestia tego, że będzie z Ann szczęśliwy jest już rozstrzygnięta. Że Oni, razem, Ann i On, w końcu będą mogli być jednością… Runęło. Wszystko leżało w gruzach. A On? On zagubiony pośród zniszczeń, wołał niemo o pomoc, lecz nikt nie nadchodził…- Wracaj, Ann… Proszę… Wracaj…- dokończył łamliwym głosem.
'- Gregor jak muszę tutaj zostać jeżeli chcę ostatecznie zamknąć tamten rozdział swojego życia.... - westchnęła wiedząc jak ciężko będzie przekonać szatyna do ' swoich racji'. - Wiem , że to nie będzie łatwe , ale uwierz że te trzydzieści dni nic nie zmieni. Wrócę i wszystko wróci do normy ... - próbowała swoich sił w dalszym przekonywaniu.
-Nie zgadzam się na to, żebyś spędziła z Nim nawet o jeden dzień dłużej!- krzyknął ledwie, krążąc nerwowo po salonie, w którym aktualnie się znajdował. Wierzył. Chciał wierzyć w stu procentach w słowa i zapewnienia Ann, lecz pewna cząstka szatyna, nie pozwalała mu na to. Ta sama cząstka, która została najbardziej zraniona. Najbardziej zrażona do miłości. W największym stopniu wypełniona niezbadanym bólem i tęsknotą. Nie miał nad nią kontroli. To ona potęgowała strach. To ona sprawiała, że wszystkie możliwe przeszkody na Jego drodze, musiały być natychmiastowo usunięte…- Przyjadę po Ciebie. Daj mi tylko kilka godzin- próbował dalej, pragnąc poczuć w końcu wewnętrzny spokój, który swą obecnością pieścił Jego duszę wyłącznie w towarzystwie Polki. 
Gdyby miała możliwość założenia się z kimś o najcenniejsze trofea świata , że przewidzi reakcję szatyna , że dokładnie odzwierciedli słowa które wypowie wygrałaby.
Ale czy mogła mieć do Niego o to pretensje czy żal? Nie. Walka jaką toczył każdego dnia o to , aby dać jej szczęście była co najmniej godna podziwu , a jakże ważna dla Niej. - Gregor ja muszę to zrobić ... Ja już to zrobiłam...
-I co?- prychnął ironicznie.- Żyjecie sobie tam jak stare, dobre małżeństwo, tak?- mówił z wyczuwalnym bólem w głosie, który przytłaczał Go całego. Ból psychiczny. Najgorszy z rodzajów bólu, które spotkać mogą człowieka. Choć nie jest widoczny gołym okiem, rozbraja istotę ludzką od środka w najbardziej drastyczny, bolesny sposób. Wyniszczający do końca, przywracający stare wspomnienia…- A gdzie w tym wszystkim miejsce dla mnie? Dla Nas, Ann?- drążył dalej. 
- Gregor ja to robię dla Nas , dla Ciebie i dla Mnie , żeby z czasem było łatwiej, rozumiesz? -dokładała największych starań , aby to co się dzieje teraz w jej życiu , to z czym musi się zmierzyć nie brzmiało jak kara. Żeby Gregor nie odebrał owych zdarzeń również jako coś czego ona chce... Ale by pozostało to w jego przekonaniu jako neutralność. Coś co Ann musi zrobić , a co nie koniecznie chce.
-I jak Ty z Nim teraz żyjesz?- czuł, że w coraz mniej stabilniejszy sposób stoi na własnych nogach. Bolało. Wszystko bolało. Począwszy od świadomości, że Ann spędzić ma tak wiele czasu z Rosbergiem, kończąc na strachu, który osiągał wewnątrz Niego istne apogeum. Jak to się dzieje, że tak piękna znajomość, potrafi nieść ze sobą tak wiele niechcianych i niepożądanych konsekwencji?- Dobrze Ci z Nim? 
 - Jest zwyczajnie Gregor... - oznajmiła najspokojniej jak potrafiła , chociaż wiedziała jak wygląda prawda. Codzienne czułości ze strony Niemca , gesty , słowa... wszystko co związane z małżeństwem przejawiało się w postaci Rosberga w każdej sekundzie. - Ale tęsknie za Tobą ... - szepnęła uśmiechając się lekko do słuchawki telefonu.
-Też za Tobą tęsknię, Ann- rzucił, jakby była to oczywistość, związana z osobą Gregora Schlierenzauera.- Nadal nie zgadzam się, abyś z Nim była. To zdecydowanie trwa za długo- walczył. Prowadził zaciętą walkę ze samym sobą. Niby wiedział, że każdy ruch Ann był po to, by Ich wspólna przyszłość była świetlana. Aby wszystko, co za Nimi, nie mściło się w przyszłości… Jednakże, miał przeczucie, że Rosberg tak łatwo nie dopuści do rozpadu swojego małżeństwa. Że będzie zdolny posunąć się do wszystkiego…  
- Gregor , jeżeli nie spełnię jego prośby będę czekała na ten rozwód latami .. - Tak wiele obaw w Niej tkwiło , tak wiele wątpliwości. Wszystkie związane z nadchodzącym szczęściem , z decyzjami które podejmuje niby w jednym słusznym celu. Ryzyko. Ono przewidziane jest przy każdej podejmowanej decyzji. Ryzyko drogę ku szczęściu , bądź porażce. Nic nie jest klarowne , ale i nie ma również tego co jest zbyt zagmatwane ... Paradoks. Jak z jednej sytuacji mogą powstać zupełnie różne zakręty życiowe.
-To poczekamy. Mnie się nigdzie nie śpieszy- rzucił, nie do końca zdając sobie sprawę z wypowiedzianych przez siebie słów. Czy małżeństwo Ann niczego w Nim nie zmieniło? Czy w zupełnie niczym nie przeszkadzało? Na pozór nie. Sądził, że Ich miłość jest najważniejsza. Najsilniejsza. Ale jednak istnieją aspekty życia codziennego, kiedy owa sytuacja zaczęłaby przytłaczać każdego z nich…
- Gregor ja podjęłam decyzję i na tym poprzestańmy , dobrze? - Nie potrafiła już ze spokojem słuchać Austriaka , wiedząc że ma tak wiele racji. Że po okresie trzydziestu dniu wszystko może się zmienić w każdy możliwy sposób. Że może być lepiej , bądź całkowicie przeciwnie. - Odezwę się za kilka dni... Uważaj na siebie. - szepnęła chcąc zakończyć połączenie.
-I tyle?- prychnął niezadowolony.- Znowu mam wykonywać do Ciebie kilkadziesiąt połączeń dziennie, wypruwając sobie nerwy, czy na pewno z Tobą wszystko w porządku?!- bo dosyć miał codzienności, która ostatnio Go otaczała. Która ograniczała się jedynie do zmartwień oraz dziesiątek połączeń, które i tak w ostateczności nie dotarły tam, gdzie zamierzał wcześniej… 
- Nie chcę drążyć jednego tematu w kółko Gregor. Podjęłam decyzję i najlepiej będzie jak się do Niej dostosujesz. - Cóż innego mogła zrobić , aby zakończyć coś na co już straciła swój wpływ. Niewiele. Pozostało z uniesionym czołem stawić się wszystkiemu , aby po pewnym czasie móc zebrać obfite plony.

-A jeśli się do tego nie dostosuję?- mówił drżącym głosem, który mimo swoich niemiarowych drgań brzmiał naturalnie stanowczo. Po co takie pytanie? Czemu pytał, skoro było wiadome, że nie chce niczego kończyć ani niczego zmieniać pomiędzy Nimi? Skrajne emocje mają niezwykłą siłę… Silniejszą niż komukolwiek by się wydawało.
 - Liczę na to , że mnie zrozumiesz , że pomimo tego jak trudna jest rozłąka przetrwamy to o wiele silniejsi niż do tej pory... - powiedziała z nadzieją wyczuwalną w każdym słowie. Tak wiele znaków zapytania znajdujących się w obrębie nadchodzących wydarzeń. Niektóre nigdy nie zostaną doprowadzone do końca , a pozostałe z Nich? Gdy chociaż jedno znajdzie odpowiednie rozwiązanie warto było próbować i starać się.  
-Nie ufam Rosbergowi- oznajmił spokojnie.- Zatem spodziewaj się mnie późnym wieczorem. Zabiorę Cię od Niego… Nie pozwolę Ci znosić czegoś takiego- zdecydowanie i determinacja. Jedynie to było słychać w tonie Jego głosu. Już nie mógł dłużej tego znosić… Nie mógł znieść krwawiącego serca, w którego ciągle wbijane były szpile. Było zakrwawione, niczym dłonie po upadku na ulicy…

------------
Oby ten rozdział spotkał się z Waszą aprobatą , a co najważniejsze chęcią poświęcenia swojego cennego czasu na wyrażenie swojej opinii. Nic nie motywuje tak jak Wasze słowa kochane.
Ann i Klaudia.
 

niedziela, 5 października 2014

Trzydziesta pierwsza odsłona codzienności...

Zawsze można znaleźć człowieka wokół siebie, któremu warto podarować kilka swoich cennych, a wartościowych dla niego chwil.


~~♥~~
Dusza na tak wiele dni odeszła od Ich ciał. Nie czuli nic prócz zranienia i pustki.
Thomas… Vann… Nie wiadome było, kto gorzej przechodził zaistniałą sytuację. Nie rozmawiali ze sobą. Żadne z nich nie potrafiło wykrzesać z siebie kilka sensownych słów.
Od momentu, gdy Thom odważył się powiedzieć Vanessie, co tak naprawdę się stało, z Jej ust nie padło żadne słowo, które nie byłoby wymuszone przez policję.
Jej ciała z dnia na dzień ubywało, a oczy jakby zapadły się, zostawiając jedynie po sobie ślady pustych oczodołów.
Szarpała się sama ze sobą. Każdy przeżyty dzień był nie lada wyzwaniem.
A On? On za każdym razem, gdy patrzył na Jej wymęczoną twarz, zadawał sobie tylko jedno pytanie: czemu trafiło akurat na Nią?
Żadna matka nie zasługuje bowiem na męczarnie, które ówcześnie przeżywała Vanessa.
Najgorsza była ta cisza, dzieląca  Ich  bardziej niż setki kilometrów.
Przez milczenie nie wiedział, co myśli Vann. Nie miał pojęcia jakie są Jej uczucia. Jak bardzo Go nienawidzi? Co czuje patrząc na Niego?
Tak bardzo pragnął poznać odpowiedzi na nurtujące Go pytania, które z dnia na dzień mnożyły się w niewiarygodnie szybkim tempie. Chęci to za mało. Ona nadal milczała, nie zdając sobie sprawy jak ogromne sprawia mu męczarnie, nie odzywając się nawet półsłówkiem.
Ona sama nie miała siły. Nie rozumiała czemu wszystkie przeciwności losu spotykają akurat Ją i ludzi, którzy są dla Niej najważniejsi. Bo czy istnieje odpowiedź na to pytanie? Nie. Wiele ludzi może je sobie zadawać. Nikt jednak stworzony z krwi i kości nie zna odpowiedzi na te pytanie. Bo czy słońce będzie wiedzieć dlaczego świeci?
Ale nie obwiniała Thomasa. Znała Go. Wiedziała jak bardzo kocha Oliego, pomimo że nie jest Jego biologicznym ojcem. Nie miała prawa obarczać Go odpowiedzialnością za to, co się stało. Nie chciał źle. Wprost przeciwnie. Chciał jak najlepiej. Nie mogła obwiniać Go za dobre chęci…
Nikogo nie można ganić za coś takiego. A już na pewno nie osobę, którą kocha się ponad życie…
Tylko w jaki sposób miała mu okazać co tak naprawdę kryło się w Jej głowie, skoro nie potrafiła bez drżenia wypowiedzieć jednego słowa?
Jej najcenniejszy skarb w postaci Oliwera, został porwany. Nie było wiadomo co się z Nim działo.
Czy dobrze się czuje? Czy nie jest mu zimno? Czy nie jest głodny? Płacze?
Nie wiedziała zupełnie nic. Nie miała pojęcia jak mu tam jest. W jaki sposób go traktują…
Czy w ogóle… Nie, tej myśli nie mogła przepuścić przez swoje myśli. Za każdym razem odpychała ją od siebie z impetem, po czym karciła siebie samą.
Oliwer musiał żyć. Musiał. Po prostu, musiał. Nikomu nigdy nie zawinił. Nikomu nie zrobił krzywdy ani na złość.
Tak myślała Vanessa. Żyła jedynie nadzieją, która bardzo często może człowieka jedynie zmylić. A Thomas? On myślał nieco bardziej realistycznie. Owszem, miał nadzieję, że wszystko z Małym jest w jak najlepszym porządku. Jednak… Mimowolnie czarne myśli krążyły wokół Jego głowie i to one stawały się dla Niego najbardziej prawdopodobne. Najbardziej możliwe do spełnienia… Niestety.
Kolejny dzień. Kolejna nieprzespana noc, słuchając cichych szlochów Vanessy. Każda Jej łza była szpilą wbijaną prosto w Jego serce. I właśnie wtedy Jego głowa myślała najbardziej intensywnie, rozmyślając nad wyjściem z tej beznadziejnej sytuacji. Analizował wszystkie opcje. Wszyscy stawali się wówczas głównymi podejrzanymi o porwanie Oliwera. Każdy, nawet dotychczas będący przyjacielem.
Nie obyło się bez Gregora bądź Ann. Wszystko musiał mieć dokładnie poukładane w swej głowie, by móc dalej próbować samemu wybrnąć. Uratować nie tylko Oliego, lecz Vanessę, która powoli stawała się wrakiem samej siebie. Wrakiem psychicznym i fizycznym…
I tamtego wieczoru, ta jedna myśl, która okazała się być rozwiązaniem wszystkich problemów, kłopotów, strapienia, lecz przede wszystkim ostatnim płomykiem nadziei…

~~♥~~
‘Tęsknić’ i ‘czekać’, to praktycznie to  samo. Miał coś w swoim zasięgu, lecz nie mógł z tego korzystać. Trzymał w  swoich rękach cząstkę swojego serca oraz życia, którą była Emm.  Nienawidził wstawać rano, bo i tak wiedział jak będzie Jego dzień  wyglądał bez Niej. Nienawidził kłaść się wieczorem do łóżka, bo i tak  wiedział co zobaczy pod swymi powiekami podczas snu, a co zaraz po  przebudzeniu. Wiedział co poczuje. Rozczarowanie. Odkąd wyjechała do  Austrii, znienawidził monotonię życia. Powód wszystkiego był jeden. Brak Emm. Kobiety, która zdobyła Jego serce. Pokazała inny świat. Inne  perspektywy. Pragnienia. Marzenia. Cele na przyszłość. Odkryła jakim  naprawdę jest człowiekiem…
-Emm!-  krzyknął, gdy tylko Jego oczy ujrzały filigranową postać szatynki.- Emm…- powtarzał, trzymając w swych objęciach Polkę, której usta  gwałtownie przywarł do swoich, nie szczędząc tęsknoty oraz namiętności w  pocałunek, będący kroplą w ocenie pragnienia obecności dziewczyny.
Cel. Jeden konkretny punkt , który postanowiła zrealizować przyjeżdżając do Niemiec.
Cel. Jeden , a tak wiele znaczący w jej życiu u boku Gregora. Cel , bez pomocy którego nie ruszy z miejsca tkwiąc w zagadce jakim jest jej dotychczasowe życie. Egzystencja , w której sama się gubi pomimo pomocy innych ludzi.
- Oszczędź sobie tych teatrzyków , dobrze .. - zakomunikowała odsuwając się natychmiastowo od Niemca , którego dotyk palił nawet najmniejszy zakątek jej duszy i ciała. - Przyjechałam porozmawiać z Tobą i na tym zakończmy te czułości ... - dodała oschle siadając  w salonie , gdzie do niedawana zamieszkiwała razem z Rosbergiem.
-Jakich teatrzyków?- zapytał, siadając tuż obok Polki. Ze swojej twarzy nie starał się zdjąć zaskoczenia oraz rozczarowania. Inaczej wyobrażał sobie Ich spotkanie. Inaczej reakcję Emmy. Inaczej uczucie, które towarzyszyłoby mu przy ujrzeniu Emm.- Powinnaś być zadowolona, że mąż wita Cię tak, a nie inaczej- powiedział, chwytając z siłą za nadgarstek dziewczyny, nie zważając na to, że po kontakcie z Jego dłonią, na ciele Polki zostać mogą siniaki. Pierwsze skrzypce grały teraz emocje. To one szargały jego ciałem w nieprzewidywalny sposób. One przejęły stery nad Jego ciałem. Umysłem. Nawet myślami, gdyż wszystko co robił, uważał za konieczność. Jedyną słuszność…
Obawy stały się rzeczywistością , skrywane uczucia powieliły realne patrzenie na świat ... Łzy , których nikt nie mógł ujrzeć powitały światło dzienne , a ona? Nie potrafiła nic zrobić , aby uwolnić się z zakrętów losu , które sama sobie stworzyła. Paranoja , która dotknęła Ann na własne życzenie wskutek podjętych decyzji. - Przyjechałam tutaj jedynie po to , abyś zgodził się na rozwód.. - oznajmiła pewnie uwalniając swoją dłoń z uścisku Niemca. Zaskoczenie. Jedyne co gościło na jej bladej twarzy. Zachowanie , którego Rosberg nigdy nie przejawiał w stosunku do Niej okazało się być naturalną koleją rzeczy gdy w grę wchodzi bezsilność .
-Żartujesz sobie, prawda?- prychnął, patrząc pewnie na Emmę.- Po co brałaś ślub, skoro tak nagle chcesz się rozwodzić? Ja nie z tych, dla których przysięga nic nie oznacza- koszmar. Jeden z najgorszych, nocnych koszmarów właśnie spełniał się na Jego oczach. Oziębłość. Bezuczuciowość. Pewność w słowach Emmy, jedynie podcinały mu skrzydła oraz niszczyły nadzieję, że kiedyś w końcu Jego życie będzie wyglądało tak, jak tego pragnął…
- To był błąd Nico , błąd który oboje popełniliśmy , a który jak najszybciej trzeba rozwiązać... - na pozór bezdenne tęczówki Ann powoli przeradzały się w istotę niepewności i strachu przed kolejnymi decyzjami jakie zapadną podczas rozpoczętej rozmowy. Strach , który przewijał się przez ciało szatynki niczym jadowity wąż próbujący skutecznie sparaliżować jej umysł wywołany bliską obecnością Niemca
-To nie był błąd. Nie dla mnie- powiedział pewnie, zamykając Polkę w swych stalowych ramionach. Kiedy Emm zobaczy jak bardzo On się stara? Kiedy zobaczy, że chciałby dać Jej cały swój świat? Przecież On Ją kochał. Mimo wszystko. Wbrew wszystkiemu. Kochał. Ile ma jeszcze na Nią czekać? Nie na obecność fizyczną, lecz również Jego obecność w Jej sercu. Tak wiele pytań… Na żadne z nich nie miał odpowiedzi… I to najbardziej dobijało…
- Kocham Gregora i to z Nim chcę spędzić resztę swojego życia... - oznajmiła mając nadzieję , że mówiąc prawdę , okazując swe uczucia jak na wyciągnięcie dłoni zyska przychylność Niemca. Szczerość przepustką na załatwienie potrzebnych spraw? Nie zawsze życie jest tak proste ... nie zawsze ludzie potrafią docenić szczerość drugiego człowieka. - Więc proszę Cię nie utrudniaj mi życia i podpisz te dokumenty... - dodała wyciągając ze swojej torebki plik białych kartek zawierających zgodę na rozwiązanie związku małżeńskiego.
-Schlierenzauer?- zaśmiał się niewesoło, czując coraz większą wewnętrzną panikę, która ujście na zewnątrz miała jedynie w spojrzeniu Niemca.- Ten szczeniak, mający się za pępek świata?- ujął Jej dłonie, składając na nich subtelne pocałunki.- Z Nim nie czeka Cię żadna przyszłość- stwierdził pewnie.- On nie stworzy z Tobą rodziny. Może teraz wydaje Ci się to pociągające, ale później będziesz miała tego dosyć, Emm. On nie da Ci tego, co mogę dać Ci ja- wyszeptał, po czym spojrzał na plik papierów, które ukazały się Jego oczom.- A te świstki, nadają się jedynie do tego- wziął kartki, po czym zdecydowanym ruchem podarł na pół większość z nich.
- Nie przyjechałam się tutaj z Tobą kłócić  ... - Ann wstała kierując swoje kroki w stronę wyjścia na taras , aby zaczerpnąc świeżego powietrza , które miała nadzieję otrzeźwi jej umysł , a co ważniejsze pozostawi w bezpieczniej odległosci od blondyna. - Proszę Cię daj mi szansę na szczęście, a nie zachowujesz się jak niedojrzały główniarz ... - wzrok polki powędrował na jedną ze ścian , na której widniały wspólne zdjęcia jej jak i Nico ... fotografie idealnie wspomagające wyobraźnie do czynów które nie byłyby pożądane w jej przypadku.
-To nie jest szansa na szczęście… Nie z Nim- mówił łagodnie, czując w swym głosie lekkie drgania. Po raz pierwszy tak się bał. Był to całkiem nieuzasadniony strach. Sekundy w Jej towarzystwie mijały niezauważalnie szybko. Bał się, że każda będzie tą ostatnią. W myślach panował jedynie mętlik. W  głowie bałagan, trudny do ogarnięcia. Słyszał jedynie wrzaski, które rozlegały się wewnątrz Niego. Strach. Niepokój. Panika…
- Szansą na szczęście jest dla mnie Gregor, bo to z Nim chcę spędzać każdą chwilę , przy Nim budzić się każdego ranka ... Dla Niego żyć... - jej szept przerodził się niemalże w niemy krzyk , którym chciała zagłuszyć napływające emocje , które pod wpływem delikatności ze strony Niemca skutecznie dawały o sobie znać. - Dając mi ten cholerny rozwód dajesz jednocześnie sobie szansę na szczęście przy boku kogoś innego ... Kogoś kto będzie Cię kochał! - wrzasnęła opadając bezsilnie na kanapę. 
-Czemu nie chcesz dać szansy Nam? Mnie i Tobie… Naszemu małżeństwu…- ciągnął dalej, coraz bardziej tracąc wiarę we własne zapewnienia i deklaracje. Coraz bardziej bolały Go oczy, gdy obserwował jak Emm odchodzi. Czuł, że musi teraz solidnie nadwyrężać wzrok, gdyż szatynka znika powoli z Jego pola widzenia i zasięgu Jego ramion…
- Nas już nie ma i nigdy nie będzie zrozum to .. - Jak wytłumaczyć drugiej osobie , że to co się dzieje nie jest skierowane na Nią ze złości czy nienawiści? Że każdy Nasz ruch jest przemyślany.. że każde słowo które wypowiadamy to gra o szczęście , którego chcemy doznać. - Co mam zrobić , żebyś podpisał te dokumenty ? Żebyś dał mi odejść Nico ? - łagodność , która zagościła w jej cienkim głosie miała jeden konkretny cel , którym było osiągnięcie postawionych sobie poprzeczek.
-Chcę jedynie szansy. Niczego innego- mówił dalej, nadal żywiąc się złudzeniami, które sam sobie wmawiał. Czuł, że stoi w płomieniach, a nikt nie chce przybyć mu na pomoc… Płonął, umierając co dnia coraz bardziej. Tracąc kawałki swojej duszy. Serca. Siebie samego…- Nie próbuj, bo i tak nie podpiszę Ci tych dokumentów, dopóki nie spróbujemy naprawdę razem żyć.
- Jak Ty to sobie wyobrażasz? Co masz na myśli ? - spojrzenie , które Ann wyraźnie odczuwała na swojej sylwetce nie było spojrzeniem bezdennym ... przejawiało wiele uczuć , potrzeb jak i ukrytych planów , które w jednej sekundzie przerodziły się w otwartą księgę z której mogła swobodnie czytać poznając magie umysłu blondyna. - Czy Ty nie rozumiesz , że moje miejsce jest przy Gregorze? Że to on jest dla mnie najważniejszy ? - Zapewniała , chociaż po czasie jaki spędziła u boku Niemca i te słowa zaczęły brzmieć jakby były wyssane z palca.
-Udowodnię Ci, że tylko przy mnie możesz normalnie, godnie żyć- spojrzał pewnie w Jej zielone tęczówki, które przyciągały Go z każdą sekundą coraz bardziej. Jak miał powiedzieć, że to On chce być głównym bohaterem Jej życia? Jak wytłumaczyć, że dla Niej były w stanie pobiec przed siebie, nie odwracając się nigdy wstecz? W jaki sposób miał zgromadzić argumentu na to, że bez Emmy Jego dusza nigdy nie zostanie ocalona od zła tego świata, w którym szerzy się epidemia braku miłości? Położył dłoń na Jej delikatny, lecz chłodny policzek, po czym stopniowo, powoli zbliżał swe usta do ust Polki, doprowadzając do złożenia na Jej pełnych wargach pocałunku.- Daj Nam miesiąc- szepnął, wnikając przez oczy do Jej duszy…

------------- 
Dzisiejszy dzień zawładnięty prze F1. 
Powód do radości ... powód do smutku.
Oby wszystko było dobrze!
A tak z innej beczki , jeszcze tylko półtora miesiąca i sezon w pełni rozpoczęty!
Liczymy na Was kochane!
Ann i Klaudia.