sobota, 26 lipca 2014

Dwudziesta trzecia odsłona codzienności.



-Grunt żeby nicze­go w życiu nie żałować...
- Ale to ta­kie trudne
- Wiem, ale to jest w tym naj­piękniej­sze. Trud podjęty by zaak­cepto­wać włas­ne wybory.


~~♥♥~~
Przychodzi taki dzień w życiu , w którym zmienia się wszystko ... Jeden z tych , który zaliczamy do tych przeżytych samotnie. Ten , który nie wiele powinien się różnic od swoich poprzedniczek , które nastały zaraz po rozstaniu ... A jednak. Nagle w Naszym życiu pojawia się ta cholernie ważna osoba... Ten ktoś dla kogo nawet w najbardziej pochmurne popołudnie potrafimy odnaleźć promień słońca. Ktoś, z kim zaczynamy dzielić się kołdrą, i kto sprawia, że poranki stają się piękniejsze...Ktoś dla kogo dzielimy jabłko na pół i robimy drugą filiżankę kawy. Osoba, która sprawia, że wieczory nie są już samotne, a spacery ze słuchawkami wydają się być niczym w porównaniu do wędrówki we dwoje ze splecionymi rękoma. Ktoś dzięki komu Nasze życie nabiera sensu, i dla kogo chcemy żyć mimo iż wydawało Nam się to niemożliwe do niedawna.
Życie stawia na Naszej drodze różne sytuacje , sęk tkwi jedynie w tym , aby sobie z Nimi poradzić w najkorzystniejszy dla Nas sposób.
Co najmniej kilka razy w tygodniu Ann przesiadywała na terenie jednego z obiektów sportowych czekając , aż Andreas zakończy swój trening. Każdą wolną chwilę pomiędzy zawodami spędzała właśnie z brunetem , każdą minutę swojego życia poświęcała na utrwalenie relacji jaka Ich łączyła. Wszystko byle nie powielić błędów z przeszłości ... Aby zadbać najdoskonalej o uczucia , które pozwoliły jej przetrwać ten ciężki czas.
-Ann…- jęknął, widząc postać szatynki na terenie skoczni. Była dokładnie taka sama jak w Jego snach. Taka, jaką sobie zapamiętał. Za jaką tęsknił… Bez tysiąca obaw w oczach, a wręcz przeciwnie… Z beztroską, którą ostatni raz dostrzegł podczas ich pierwszego spotkania w Polsce. Kiedy to było? Dla Niego już zamierzchłe czasy. Tak dawne i dziś wymykające się Mu z pamięci jak piasek przez palce, lecz to, że było ich coraz mniej w Jego głowie wcale nie sprawiło, że przestał tęsknić. Każda cząstka i najmniejsza komórka Jego ciała głośno domagała się obecności Ann. Jej uśmiechu, dotyku, zapachu.-Miło Cię widzieć…- wykrztusił, błądząc wzrokiem po ciemnym podłożu. 
- Witaj Gregor. - na twarzy brunetki pojawił się lekki uśmiech. Nie był on gestem udawanym czy też machinalnym lecz szczerym. Widok Austriaka przysporzył jej wiele radości jak i zakłopotania.
Skrajnie różne odczucia odgrywały główne role w tym przedstawieniu , które zainicjowało życie. - Co u Ciebie? - zapytała niemalże szeptem wypatrując w oddali Andreasa , który nie byłby zadowolony owym zachowaniem Ann. 
-Może być…- odpowiedział bez przekonania, zgłębiając się w treść zielonych tęczówek Polki, które pragnął do końca życia zachować w swojej pamięci. Fakt, że obrazy w Jego głowie zaczęły powoli blaknąć, nie ułatwiał sprawy. A może to z drugiej strony dobrze? Szybciej zapomni… Łatwo mówić, trudniej wykonać…-  A Tobie jak się powodzi?- zapytał, wiedząc, że Ann aktualnie związana jest z Wankiem.
  - Bardzo dobrze.- odpowiedziała pewnie z uśmiechem na zaróżowiałej twarzy. Jeszcze do niedawna życie wydawało się niemalże nie do okiełznania wypełnione jedynie przykrymi sytuacjami i samotnością , a dziś? Szczerze i z pełnym przekonaniem mogła powiedzieć , że jest szczęśliwa pomimo wszystko. Nie watro tracić nadziei chociaż wydaje się nam , że stoimy na straconej pozycji... Jesteśmy wystawiani na tylko takie próby , z którymi potrafimy sobie poradzić... a życie Ann właśnie sprostało jednej z takich prób.
-Myślisz czasem o mnie?- rozpacz i histeria właśnie w tej chwili zaczęła opanowywać Jego ciało. Co chciał usłyszeć? Kolejny raz w swoim życiu czuł się jak pusta, porcelanowa lalka bądź jak marionetka, za której sznurki ciągle ktoś pociągał. Był niewolnikiem we własnym ciele. Chciał zacząć płakać i krzyczeć, lecz blokady ustanowione w Jego ciele, nie pozwalały mu na to. Wszystko wokół z każdym dniem traciło sens… 
- Nie. - machinalna odpowiedź , która wydostała się z z ust Ann niezależnie od tego co czuła wewnątrz siebie. Mogłaby powiedzieć wiele na ten temat jeszcze do niedawna , ale teraz? Świat bez Gregora przestał istnieć tak jak i myśli o Nim zagłębione są gdzieś na dnie. Tam gdzie nawet Ona nie chce mieć dostępu . Ale czy to możliwe , że potrafiłaby zapomnieć? Wyrzucić z pamięci prawdziwą miłość tak jak nic nieznaczącą relację? Życie płata Nam różne figle,więc wszystko staje się możliwe po głębszej analizie.
-A myślisz o Nas?- zapytał, wewnętrznie zwijając się z bólu. Czuł jakby ktoś kopał i poniewierał Jego duszą. To ona cierpiała tutaj najbardziej. W ostatnim czasie stała się nikim. Była jedynie kozłem ofiarnym, w które uderzały skrajne uczucia, ciągle obecne w Jego życiu. Tego wszystkiego był jeden, jedyny plus… Nic nie mogło już zranić serca. Czemu? Odpowiedź jest banalnie prosta. Jego już nie było. Umarło wtedy, kiedy dowiedział się o zdradzie Ann…
- Nas już nie ma , zapamiętaj to... - powtórzyła słowa , które utkwiły w jej pamięci jak niechciane wspomnienie. W żaden sposób nie mogła się Ich wyzbyć , poradzić sobie z Ich treścią ... oddalić je. Musiała nauczyć się żyć z ich czynną obecnością. Teraz ... po kilku tygodniach potrafiła wypowiedzieć jej bez zbędnych emocji w głosie , bez łez które wzbierały się w zielonych tęczówkach. Tak naturalnie. Bezdusznie. 
-Teraz nie, owszem- przyznał z ogromnym trudem, czując, że pod Jego powiekami zbierają się powoli gorzkie łzy, których nie miało prawa tam być.- Jednak przeszłości nie zmienisz w żaden sposób… Nie wymażesz gumką i nie naszkicujesz innej przeszłości- a żałował, że to właśnie nie tak działa świat. A wręcz inaczej i w jeszcze bardziej niedorzeczny sposób. Jak wyjaśnić bowiem można fakt, że miał poczucie jakby z każdym dniem jeszcze bardziej kochał Ann, mimo że nie było Jej przy Nim?
  - Cieszę się , że u Ciebie wszystko w porządku. - skwitowała ostatecznie Ann umyślnie odbiegając od tematu , który dla Niej już nie istniał. Przeszłość? Jaki jest sens w jej rozpatrywaniu ? Żaden. Liczy się to na czym obecnie się skupiamy , nasza teraźniejszość , która obecnie kręciła się wokół Andreasa Wanka. - Miło było Cię zobaczyć ... - dodała oddalając się.
-Dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać?- warknął, chwytając dziewczynę za rękę, jednocześnie przysuwając Ją do siebie tak blisko. Tak blisko jak kiedyś…  Tę chwilę mógł rozmieniać na drobne i nadać jej definicję szczęścia, jednocześnie przemycając wszystkie synonimy słowa ‘szczęście’ do swojego życia.
 - My nie mamy o czym rozmawiać Gregor. - Ann mimowolnie odsunęła się wiedząc , że pozostanie w bliskiej relacji z szatynem nie wyjdzie jej na dobre. Stało się to czymś zakazanym , niestosownym ... odczuciem , które może zaburzyć jej harmonie egzystencji do której przywykła u boku Niemca. Tak blisko Niej mógł znajdować się jedynie Andreas , który miała nadzieję nie zastanie jej w otoczeniu Schlierenzauera. - Nasze wspólne tematy do rozmów zakończyły się wraz z Naszym rozstaniem . - zakomunikowała przestraszona.  
-Łatwo się z tym wszystkim pogodziłaś- powiedział, patrząc tępo przed siebie, nie wiedząc do jakich kroków ma się posunąć, aby zatrzymać jeszcze chwilę dłużej przy sobie Polkę. To jak bardzo Jej potrzebował, uzmysłowił sobie dopiero dzisiaj. Kiedy Ją spotkał i wszystko odżyło. Wróciły wspomnienia i wyblakłe obrazy w Jego głowie. Był wrakiem…
  - A co według Ciebie miałam zrobić? - zielone tęczówki Ann wypełniły się słoną cieczą , którą za wszelką cenę chciała tam zatrzymać nie okazując swojej słabości. -Jak długo miałam Cię przepraszać? Jak długo prosić o zrozumienie ? Przebaczenie?  - zadawała kolejne z bolesnych pytań. - Wiem jak wiele bólu Ci sprawiłam , odczuwam tego skutki każdego dnia , gdy tylko coś mi o Tobie przypomni , ale obojętnie czego bym nie uczyniła nie miałeś prawa mnie obrażać , ubliżać mi , a ja Ci na to pozwoliłam przez całe dwa tygodnie gdy błagałam Cię wręcz o szansę dla Nas. Jak długo miałam to znosić ?! No jak ?! - histeria i rozpacz jedyne racjonalne określenia , które wzięły górę nad rozumiem . Które przemawiały za Nią samą.
-Myślisz, że mnie jest łatwo?!- nie wytrzymał. Teraz już nie było ograniczeń dla Niego. Punkt honoru nie istniał. Niczego nie było. Kompletnie niczego…- Myśli sprzedaję byle gdzie, tylko po to, aby się od nich uwolnić. Nie umiem spojrzeć sobie w twarz, kiedy patrzę w lustro. Chcę żałować tego co Nas spotkało, ale tego też nie potrafię!
  - Więc jak doskonale zdążyłeś zauważyć popełniliśmy ogromny błąd wiążąc się ze sobą , więc to co jest teraz stało się dla Nas największym szczęściem jakie mogliśmy otrzymać. - oznajmiła łagodząc lekko ton swojej wypowiedzi nie chcąc , aby przypadkowi skoczkowie przechodzący nieopodal dowiedzieli się o Ich wspólnym , nieudanym życiu. - Jesteśmy wolnymi ludźmi , którzy nie mają sobie nic do powiedzenia , więc skończmy tą niepotrzebną nikomu wymianę zdań. - zakończyła obojętnie.
-Potrzebuję Cię…- jęknął, nie pozbywając się ze swoich oczu łez, które mimowolnie wzbierały się pod Jego powiekami coraz bardziej. Brak słów… Brak słów, aby mógł opisać to, co czuł. Czego pragnął. Drzwi się zamknęły. Kiedy to zrozumie? Kiedy pojmie rzeczywistość? Jednak najbardziej rannemu, nigdy nie można odmówić chęci i woli walki. 
- Wybacz , ale Andreas na mnie czeka. - oznajmiła udając , że nie słyszy wypowiedzi Austriaka. Słowa , których tak bardzo się obawiała , które do niedawana były dla Niej zbawieniem , stały się zupełnym przeciwieństwem . Sprawiały dotkliwy ból , pieczenie w sercu powodując jakby odrodzenie się uczuć , o których myślało się już w czasie przeszłym. 
-Nie!- krzyknął, właściwie sam nie zdając sobie sprawę, że to robi. Czy zauważyła histerię i przerażenie w Jego oczach, które pomieszane były z bezgraniczną miłością?- Zostań… Chociaż na chwilę… Proszę- szeptał, jakby spragniony widoku dziewczyny.- Możemy milczeć, nic więcej… Ale bądź…
- To co robisz jest chore Gregor. - zauważyła lustrując dokładnie sylwetkę skoczka. Dpiero po pewnym czasie zauważyła iż szatyn wyraźnie zmizerniał ... schudł , zbladł. Czyżby to za jej przyczyną? Starała się nie dopuszczać do siebie takowej myśli , jednak umysł skutecznie robił to za nią. Analizował i wyciągał konkretne wnioski. - Nie wyglądasz dobrze? Coś się stało? Mogę jakoś Ci pomóc? - zapytała nie do końca wiedząc czy postępuje słusznie.
-Miłość się dzieje- burknął bezsilnie. Zauważyła? Zobaczyła, że jest wrakiem psychicznym jak i fizycznym człowieka? To tak jakby przez Jego tęczówki oglądała Jego umarłą duszę. Jakby Jego oczy były otwartymi drzwiami dla Ann, przez które mogła zobaczyć Jego wnętrze. Wnętrze, w którym nie było niczego oprócz krwi i pobojowiska.- Naprawdę nie daję rady… Zwariowałem, Ann… Zwariowałem…
 - Nie mów czegoś co jest nieprawdą. Dasz sobie radę , w końcu jestes Gregorem Schlierenzauerem , a on nigdy nie jest na straconej pozycji , prawda? - Komizm sytuacji. Barwa którą Ann chciała nieco rozluźnić atmosferę , lecz nie mijała się z prawdą. Od kiedy tylko poznała Gregora stał się on dla Niej wzorem do naśladowania pod względem walki o własne pragnienia, osobą zanadto upartą i dążącą do celu. Jeden mały błąd w postacie spotkania jej na swojej drodze nie mógł Go zmienić. Może zapomniał na chwilę kim jest , jak wiele potrafi ... ale przecież może do tego powrócić . Odnaleźć siebie na nowo. 
-Gregora Schlierenzauera, którego znałaś już nie ma- powiedział, nie potrafiąc już robić dobrej miny do złej gry. Prędzej czy później, to i tak by wróciło. Wmawianie sobie kłamstw, nie działa na naszą korzyść. Koleje losu przywiozły go akurat tu. W miejsce, gdzie nie potrafił nie myśleć o przyszłości. Beznadziejnie rozpamiętywał jedynie przeszłość. Chwile, które minęły bezpowrotnie, zabierając z Jego świata wszystkie barwy.
- Jak to nie ma ? Gregor nie histeryzuj. - Ann spojrzała z niezrozumieniem na Austriaka.
Czyżby poprzez swoje zachowanie chciał wzbudzić wyrzuty sumienia u Ann? Czy to przez Nią to wszystko się działo? Przez jej zdradę zmizerniał ? Wiele pytań dręczyło jej umysł. Zbyt wiele...
-Tamten Gregor nie dopuściłby do wypuszczenia życia ze swoich rąk- Jego wzrok… Tak pusty i smutny. Jego ton głosu… Pusty i nieustannie łamiący się. Jego dusza… Pusta w środku, wpół żywa. Co powtarzało się w każdej cząsteczce Jego ciało? Pustka. Jakby nie miał serca i duszy. Zero uczuć. Zero emocji. Jedno, ogromne dno, którym było Jego ciało. A teraz? Teraz stał jak wryty, wpatrując się w piękno Ann. Tak wyjątkowe piękno, że zakochanie się w Niej od pierwszego wejrzenia nie byłoby trudne. Zakochał się i On. Kolejny raz. Ale co mógł robić? Stał dalej, chcąc krzyczeć, lecz nie mógł. Nic… Nic nie mógł robić, oprócz patrzenia jak Andreas bezkarnie zabiera Mu Ann. Jego Ann.
- Ja nie wiem już jak Ci pomóc Gregor... - głos Ann wyraźnie zadrżał pod wpływem emocji.
Emocji , które bała się okazać w obecności szatyna , a które z pewnością zostaną uwolnone gdy będzie sama , w pustym mieszkaniu bez jakiejkolwiek obecności osób trzecich.- Nie wiem ... może jedź do rodziców , zawsze twierdziłeś że tam odpoczywasz , regenerujesz się . Spróbuj... - jakakolwiek pomoc będzie na miejscu w sytuacji jakiej znalazł się Austriak. W trudnej dla ich obojga sytuacji. 
-To nic nie da... - A nawet nie próbował uciec przed problemami w taki sposób, jaki przedstawiała mu szatynka. Ale On miał pewność. Był pewien, że to i tak nic nie da. Nawet miejsce, które obdarzone było swoją, wyjątkową magią, która potrafiła działać kojąco na wszystko i wszystkich. Jeśli nie ma przy Nas odpowiedniej osoby, wszystko traci sens. Dosłownie wszystko…- Powiedz…- spojrzał zgorzkniale w stronę skoczni, gdzie miał nadzieję spotkać Wanka.- Co On w sobie ma, że Go pokochałaś?- po raz kolejny życie udowodniło Mu jak trudno powiedzieć kilka słów. Jak wiele to kosztuje. Ile sił i nadziei kosztuje…
- Był kiedy nie było Ciebie Gregor. - oznajmiła ze spuszczonym wzrokiem. Wszystkie minione noce , kolejne dni , gdy to właśnie Gregora brakowało jej najbardziej. Chociażby jego bliskości , naturalnej obecności... Nic wielkiego , a jednak wtedy odegrało to największą rolę w jej życiu. Myśl o tym , że to co należy się jej jest w posiadaniu Sandry skłoniła szatynkę do najpoważniejszego kroku... Kroku do którego posuwa się samotna i odtrącona kobieta . Każda z Nas. Zdrady ... Zdradziła , by chociaż przez chwilę czuć się kochaną ... i tak już pozostało. Andreas. On był i jest nadal... Może nie najważniejszy , ale potrzebny. On jest dla Ann , a Ann ? Czy ona potrafi być tylko dla Niego ?
-Nigdy mi tego nie wybaczysz, prawda?- przełknął gorzkie łzy, nie czując już nawet ich napływu do swoich powiek. Każda łza powinna znaleźć swoje miejsce w naszym sercu i duszy, kiedy znajdzie odpowiednie znaczenie, cel. Czy Jego każda łza zostawiała po sobie magiczny ślad? Łzy, krwią duszy… Jego dusza ciągle krwawiła. On posiadał już wiele krwawiących łez na swej duszy. Zatem tak. Każda łza ryła dziurę w Jego sercu i duszy… 
- Nie masz nawet pojęcia jak bardzo było mi źle , gdy wracałeś każdego wieczoru nieobecny, nieswój bądź co gorsza nie wracałeś wcale.... Nie potrafiłabym przejść przez to kolejny raz... - mówiła przełykając głośno gorycz porażki. Właśnie tak odebrała tą całą zaistniałą sytuację. Życiowa porażka. Może i nauczka dzięki której wiele wyniosła , nauczyła się również nie mało. Życiowa lekcja z której dane jest jej korzystać teraz. będąc w związku z Andreasem.
-Przepraszam- tylko tyle zdołał z siebie wydusić. Zadał cierpienie Ann. Dopiero teraz, dopiero dzisiaj uświadomił sobie jak bardzo Ją ranił. Nawet nieświadomie. Kolejna rzecz do kolekcji, dzięki której mógł znienawidzić samego siebie. Który to już raz? Ile było już obwiniania siebie? Ile scenariuszy usnutych w głowie? Liczby niewiarygodnie wysokie, a i tak nic nie wprowadzające w świat…
- Nie masz mnie za co przepraszać , nie byłam lepsza. Tyle razy Cię raniłam , że zdecydowanie mi się to należało... - Ann podeszła bliżej , by spojrzeć w czekoladowe tęczówki skoczka , chcąc ujrzeć w Nich jakikolwiek promyk światła. Mimo , że Gregor nie był już częścią jej świata pragnęła jego szczęścia... na które w zupełności zasługiwał.- Wszystko będzie dobrze , zobaczysz... - uśmiechnęła się gładząc delikatnie policzek skoczka. 
-Naprawdę aż tak bardzo Go kochasz?- dążył  do czegoś. Chciał udowodnić sobie i Ann, że jest szansa. Że to co ich  łączyło jeszcze żyje. Że ciężkie kilogramy gruzu nie zrobiło mu żadnej  krzywdy. Że wystarczy jedynie chcieć, a dalej zadanie ułatwi im ich  miłość, która była nierozerwalną, najsilniejszą siłą jaka istniała na  świecie. Wraz z dotykiem dłoni Ann, obudziła się uśpiona nadzieja. Ale czy  na pewno dobrze zrobiła, budząc się ze snu? Czy nie lepiej było dla  niej nadal spać, niż ponownie zostać zdeptaną? 
Pytanie na które Ann sama nie znała odpowiedzi ujrzało światło dzienne, Zostało wypowiedziane przez osobę , która niemal natychmiast rozpozna każde kłamstwo które zdoła przecisnąć przez swoje gardło... każdą próbę oszustwa... - Nie miłość jest najważniejsza w związku . - Dokładnie tak było. Zaufanie , zaspokojenie potrzeb , odczuwalne bezpieczeństwo potrafią zdziałać wiele cudów zamazując drogę do dojrzałego uczucia. Tak stało się w jej przypadku. Relacja z Andreasem na tych cechach opierała swój fundament.
-Jak to?- z niedowierzaniem spojrzał na dziewczynę. Nadzieja jeszcze bardziej się rozbudziła. Krzyczała, że da radę. Że weźmie na swe barki trudny ponowienia znajomości z Ann. Wrzeszczała, nie dając się mu zignorować. Śmiało dążyła po swoje, nie patrząc na Jego uczucia i pewien pogląd patrzenia na świat, który wykształcił się w Niego po stracie Ann.- Dotychczas myślałem, że tylko miłość jest najważniejsza… Wszystko inne wiąże się z nią, co za tym idzie, że przychodzi samo…
   - Jesteśmy świetnym przykładem na to , że miłość nie wystarczy Gregor... - głos Ann wyraźnie zadrżał , a serca jakby przyspieszyło rytm w którym do tej pory pracowało. Wszystko po wpływem wspomnień , pod napływem gromadzących się emocji.. - Zaufanie stało się dla mnie najważniejsze... a miłość ? Ona kiedyś przyjdzie sama , a jeżeli nie? - Ann nabrała w swe płuca porcję zimnego powietrza... - Ma to swoją dobrą stronę . Nie kochając drugiej ze stron nie rani Nas zachowanie czy słowa , których używa , nie odczuwamy wszystkiego tak dogłębnie jakbyśmy byli zakochani... 
-Tylko dla prawdziwej miłości nie ma przeszkód- powiedział, lekko zdziwiony słowami Polki. Czuł jakby została uzbrojona na wszelkie uczucia, które są na Ziemi. Jakby chciała czuć, ale nie mogła dopuścić blisko siebie uczuć, którym miała coś za złe. Zranienie?
- Czyli jak mam rozumieć przyznałaś się teraz, że mnie kochasz?- nie włożył z żadne słowo uczuć. Mówił pusto, ale dlaczego? Udusił nadzieję, by nie robić sobie niepotrzebnych złudzeń, wizji na przyszłość, które i tak nigdy nie wejdą w życie, a jedynie swoją obecnością w Jego głowie przyczynią się do dalszego bólu, który przeszywać będzie Jego serce. 
- Nie prościej było zapytać czy Cię kocham , niżeli robić jakieś niepotrzebne podchody? - Ann spojrzała na Austriaka jakby nie poznając osoby , która stoi przed Nią. - Więc uprzedzając Twoje kolejny pytanie ... Kocham Cię i nie wiem czy będę potrafiła przestać , ale to nic nie zmienia... - Głos polki wyraźnie zadrżał. - Dzięki temu wiem , że tak jak jest teraz jest dobrze. - zakończyła. 
-Nie gram w żadne podchody!- podniósł głos, lecz nie można było mówić tutaj o krzyku.- Po prostu pytam czy dobrze zrozumiałem. Nie myślałem, że nie kochasz Wanka skoro z Nim jesteś…- ciężko. Ciężko było mówić o tym, że Ann jest w związku. Z kimś, kim nie był On… To tak jak oberwać deszczem w twarz…
  - Więc wszystko co było dla Ciebie niejasne zostało wyjaśnione , czy masz jeszcze jakieś pytania? - zapytała tak łagodnie i bezdusznie jakby mówiła o pogodzie , która panuje za oknem, Bez zbędnych uczuć , których było wiele , bez emocji gromadzących się z każdą sekundą coraz więcej. Zwyczajnie. Naturalnie...
-Przestań- jęknął bezsilnie, nie potrafiąc już dłużej udawać. Grać w grę,  której  i tak żadne z nich nie wygra.- Nie osądzam Cię. Nie krytykuję…- mówił łamiącym się głosem, nie zwracając już większej uwagi na to w jaki sposób wymawia dane słowa.- Odważyłabyś się spróbować jeszcze raz?
  - Nie. - odpowiedziała bez większych wstępów. Pytanie , które dotarło do jej uszu z prędkością światła rozprzestrzeniło się w jej upadłej duszy raniąc , a może i dając nadzieje której Ann odczuwać nie mogła , nie chciała. Mówi się , że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi nawet gdy uczucia w żaden sposób nie zmalały , nie wyblakły. Ryzyko nadal jest ogromne.
-Myślałem, że lubisz dreszczyk emocji i odpowiednią dawkę adrenaliny…- zakpił lekko, chcąc obudzić w sobie ‘starego’ Gregora Schlierenzauera. Tego samego, który wyśmiałby siebie samego, gdyby widział w jakim stanie się obecnie znajduje. Tego, którego Ann kochała prawdziwie. Ale również jednocześnie tego, który Ją zranił…
- Andreas uświadomił mi , że potrzebuje bliskości i bezpieczeństwa , to jest dla mnie teraz o wiele ważniejsze niż adrenalina... - Ann kierunkowała swoje spojrzenie w stronę skoczni. - Bo widzisz Gregor , gdybym chciała podnieść sobie ciśnienie , wzbudzić dreszczyk emocji wystarczy , że zafunduje sobie zjazd kolejką górską , miły wypad do wesołego miasteczka , ale nie na tym polega związek ... Już nie teraz.  
-Nic nie jest ważniejsze niż miłość w związku, nic- powiedział stanowczo, odrzucając w kąt bezsilność, którą  przed momentem był przepełniony. Która sprawowała władzę nad Jego ciałem, lecz taką którą także potrafił odrzucić. Przeciwstawić się. Dlaczego? Nic nie było trudnego, kiedy w grę wchodził związek z Ann.
  - Nie mamy już o czym rozmawiać Gregor , powodzenia.. - Ann uśmiechnęła się lekko kierując swoje kroki na teren skoczni z nadzieją na spotkanie Andreasa, który jako jedyny dobitnie przerwie to zajście , które straciło sens rozwinięcia  oczach Ann.
-Nie kochasz Andreasa, a kochasz mnie- ruszył za Polką, nie robiąc sobie nic z Jej poprzednich słów.- I nie chcesz ze mną być?- walka. Właśnie ją zaczął. Rozpoczęła się wojna o Ann z samą Ann. Logiczne? Nie, ale życie nigdy nie było, nie jest i nie będzie logiczne.- Rozumiem, że się boisz, ale co było to było… Nie wymażemy tego z przeszłości, ale i również się nie powtórzy.
 - Gregor nie niszcz mojego szczęścia , proszę...- Ann szła przed siebie nie spoglądając nawet na Gregora. Jego zachowanie , postawa , wola walki o to co było była dla Ann godna podziwu i uwagi , ale jakże trująca. Znów w jej głowie zapanował chaos , nieokiełznana wymiana myśli .. pobudzenie uczuć o których chciała zapomnieć. - Proszę... - szeptała jakby będąc w transie.
-Nigdy nie będziesz szczęśliwa z Nim, skoro Go nie kochasz!- pisnął cienko, czując, że odzyskuje powoli siły. Że zyskał siły witalne, które potrzebne były do walki i których niedawno jeszcze nie miał. Był pewny. Pewny, że jeśli śmiało będzie dążył do celu, uda się. W nagrodzę zyska to, o co tak dzielnie walczył. Gdzie nie mógł pozwolić sobie na przerwę czy chwilę odpoczynku. Stawka była za wysoka.- To co teraz czujesz to tylko złudzenie. Wydaje Ci się, że to szczęście, ale grubo się mylisz. 
- Zajmij się swoim życiem , a mnie zostaw w spokoju!- krzyknęła , bo jedynie to potrafiła uczynić naturalnie. Nie miała siły na walkę , na kolejny wkład emocji , czasu , który byłby potrzebny do odnowy relacji z Gregorem. - Ja nie chce z Tobą być , nie potrafię.... - drążyła bezsilnie.
-Nie bój się. Nie masz czego- powiedział, czując się coraz pewniej i silniej na pozycji, na której się znalazł.- Ja nie gryzę- wysłał Polce łobuzerski uśmiech, chcąc rozluźnić atmosferę, która skłoniła szatynkę do krzyku.- Będzie dobrze, Ann. Kto nie ryzykuje, nie pije szampana.
  - Czy Ty możesz zrozumieć , że tak jak jest teraz jest dobrze. Nie chce niczego zmieniać . Niczego! - Cokolwiek by nie powiedziała , miała wrażenie , że Gregora przyswoi podaną informację tak jak tylko on będzie uważał za stosowane. Ale przecież takie jest życie , mamy prawo interpretować rzeczy tak jak chcemy niekoniecznie nadając im prawidłową nazwę. - Masz teraz ślub siostry , treningi , na tym się skup .. na tym na co masz wpływ , a nie na relacjach których już nie ma ...
-Na jak długo będzie trwało Twoje szczęście?- zapytał bezwzględnie, wiedząc, że może powinien zachować delikatność, by nie znaleźć się od razu na spalonej pozycji, lecz to teraz nie potrafił. To co chciał, a to co szargało Jego ciałem to dwie różne rzeczy. Inne. Sprzeczne.- On jest typem kobieciarza. Udowodnił to chyba nie raz… 
- Dlaczego bez przerwy Go atakujesz Gregor?! - Ann zatrzymała się wbijając swoje zielone tęczówki w postać zdeterminowanego Austriaka. - Sandra też nie jest idealna , a jakoś przeżyłeś z Nią wiele czasu... - dokładnie tak było. Z niektórymi wadami ludzkimi trzeba nauczyć się żyć , tak jest łatwiej dla Nas jak i dla Ludzi Nas otaczających. Każdy ma wady , niedoskonałości ... może niektóre z Nich da się nieco poprawić , ale ich zarys zawsze pozostanie widoczny.  
-Nikt z nas nie jest idealny, fakt- przyznał, wciągając ze świstem powietrze w swe płuca.- Ale akurat z nadmiernego zainteresowania kobietami się nie wyrasta- a On wyrósł? Już zapomniał, kiedy każda dziewczyna była dla Niego celem do zdobycia? Zapomniał, bo była to przeszłość, do której nie wracał. Nie było to dla Niego życie. Czemu? Powód- nie było wtedy Ann w Jego codzienności.- Bez miłości nie zbudujesz niczego. Czy da się zbudować dom bez fundamentów?
Ann spojrzała na sylwetkę zbliżającego się w jej kierunku Niemca. Już z oddali zauważyła niezadowolenie na jego twarzy , a to nie mogło się skończyć dla Niej dobrze... Nie tym razem , gdy tłumaczenia nie wystarczą... Obdarzając Austriaka spojrzeniem , w którym zawarty był strach oddaliła się.
- W co Ty się do cholery znów pakujesz Ann! - Andreas krzyknął nie panując już nad emocjami , które znalazły odzwierciedlenie w jego krzyki i sile dłoni , którymi szarpał polkę , tak aby jego słowa były przez Nią dosadnie zrozumiane. - Jak długo mam Ci powtarzać , że nie życzę sobie żadnego mężczyzny w Twoim otoczeniu , no jak ? Jesteś na tyle głupia czy taką udajesz?! - drążył nie zważając na ból jaki sprawia Polce.
-Co Ty robisz?!- wybuchł, widząc w jaki sposób Niemiec obchodzi się z Ann oraz w jaki sposób się do Niej odnosi. Ciśnienie w ciągu sekundy podniosło się. Dłoń mimowolnie zacisnęła się w pięść. Nawet nie spostrzegł się, kiedy Jego zaciśnięta pięść spotkała się z twarzą Niemca, wyładowując frustrację i złość, która z ogromną siłą wypływa na wierzch z ciała Austriaka.- Nie będziesz Jej tak traktował! Nie będziesz!- wrzeszczał, tym razem patrząc na Ann. Ze współczuciem. Troską. Miłością, której nie sposób można było nie zauważyć…
-  Gregor nie wtrącaj się , proszę .. - Ann spojrzała na Austriaka z wyczuwalnie błagalnym wzrokiem. Chwiejnym krokiem zbliżyła się do Andreasa chcąc pomóc mu w jakiś sposób przejść przez tą sytuację.
- Zostaw! - Andreas odepchnął polkę z jeszcze większą siłą niż poprzednio powodując , że szatynka upadła na owiane trawą podłoże... Swój wzrok wlepił w sylwetkę Gregora lustrując ją zacięcie. - Nie wtrącaj się Schlierenzauer! - warknął nie reagując na ciosy szatyna. 
-Nic Ci nie jest, Ann?- ułamek sekundy wystarczył, aby Gregor znalazł się przy boku Ann, której po chwili pomógł wstać z zimnego i twardego podłoża.- Jak możesz?! Jak możesz?!- podszedł do Niemca, popychając Go z ogromną mocą, nadal czując nerwy, które były coraz bardziej, wręcz niebezpiecznie, naprężone. 
- Daruj sobie Schlierenzauer , na nic się zdadzą te Twoje bohaterskie czyny... - Andreas spojrzał z szyderczym uśmiechem na szatynkę , która bacznie im się przyglądała . - Mam rację Ann ? - rzucił pytaniem w kierunku polki pewny odpowiedzi , która padnie z Jej ust. Miał rację . Jedyne na co było stać Ann , to subtelne kiwnięcie twierdząco głową , po czym utwierdzenie wzroku w zimnym podłożu. - Widzisz... - triumfalny uśmiech nie opuszczał jego wąskich ust. Jak wiele musiało się stać , że nawet gestykulacja jego ciała była wyraźnie pewna i dostosowana do jasnych wypowiedzi. 
-Zastraszasz Ją!- wrzasnął, widząc stan w jakim obecnie znajdowała się Ann. Bolało. Podrażniało. Wzbudzało nienawiść trudną do pojęcia.- Jesteś tyranem! Czy Ty nie widzisz, że stała się zabaweczką w Twoich rękach?!- wrzeszczał, spoglądając na Ann. Wzrokiem, w którym było jeszcze więcej współczucia. Teraz już wiedział . Nie mógł dać odejść Ann z Andreasem. Nie z Nim…- Ann, zabiorę Cię od Niego- zwrócił się do Polki, wyciągając w Jej kierunku dłoń.
  - Nie mogę Gregor.. - niemalże pisnęła nadal nie unosząc swojego wzroku. Przez jej ciało przemawiał strach przed czymś co stało się dla Niej nie do opisania słowami ludzkimi... Wiele w jej życiu się działo , wiele popełniła błędów za które musiała odpokutować . Karma zawsze do Nas wróci , nawet ze zdwojoną siłą. A zachowanie Andreasa? W taki sposób wyrażał troskę względem Ann. Najokazalsze z tłumaczeń szatynki , którym zagłuszała ból po każdej awanturze , którą miała okazję przeżyć.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki brunet znalazł się tuż obok roztrzęsionej Ann chwytając jej drobną dłoń w sposób sprawiający jej ból , chociaż nie miała prawa tego okazać. Dość mocnym szarpnięciem ciągnął ją za sobą w kierunku wyjścia nie widząc sensu w dalszej konwersacji z Austriakiem.
-Zostaw Ją! Zostaw!- wrzeszczał, nie mogąc znieść widoku w jaki sposób Andreas traktował Ann. Nie zważając na nic, podążył za ich dwójką. Emocje były w stanie zanieść Go bardzo daleko. Kto wie, czy nie za daleko.- Ann, nie jesteś Jego własnością- ciągnął żałośnie.- Chodź, proszę… Nie będę niczego od Ciebie oczekiwał, ale błagam… Uwolnij się od Niego.
  Tak wiele chciała powiedzieć , a nie miała okazji pisnąć nawet najkrótszego ze znanych jej słów.
Poczuła jedynie ostre szarpnięcie , które przygwoździło jej sylwetkę do postaci Niemca.
- Nawet się nie waż Ann! - jedyne co zdążyła usłyszeć z ust Andreasa po czym po jej policzku spłynęły łzy , które tak naprawdę bała się pokazać. Natychmiast starła je wolną dłonią , aby przeszły uwadze Andreasa.
-Ann…- jęknął, zatrzymując się w miejscu, wyciągając rękę w kierunku Polki.- Nie pozwól sobie na cierpienie, proszę…- Jego wzrok… Pełen bólu, który spowodowany  był tym, że sam nie życzył nikomu losu jaki spotykał obecnie Ann. A co miał czuć, kiedy dotykał go osoby, którą kochał najbardziej na świecie?
-  Koniec tej bezsensownej rozmowy... - zakomunikował ostro Andreas  ciągnąc polkę za sobą w kierunku wyjścia z obiektu sportowego. - Nie waż  się zbliżać do Ann , bo ona gorzko tego pożałuje... - odwrócił się na  moment by z pewnością w głosie wypowiedzieć owe słowa.
Był  wściekły , ale jakże pewien swego. Miał cel i do niego dążył. Nie ważne  w jakiej konsekwencji... Zróżnicowane są oblicze miłości.
-Ann,  nie!- wrzasnął słysząc słowa, które jeszcze niedawno usłyszał z ust  Niemca. ‘…bo  gorzko tego pożałuje’. Słowa te odbijały się w Jego  głowie niczym echo. Definicja słowa ‘przemoc’ właśnie dokonywała się  przed Jego oczami. Rodziła strach, którego następstwem później była  paranoja. Gwałtownie zbliżył się do Andreasa, pchając Go przed siebie z  całej siły. Jego wzrok za moment wylądował na sylwetce wystraszonej Ann.  Delikatnym, lecz zwinnym ruchem znalazł się u boku Polki, zamykając Ją w  swoim żelaznym uścisku, którego nie sposób było przerwać.- Chodź…  Proszę- wyszeptał.- Nie musisz ze mną być, w ogóle możemy się nie  widywać, ale ucieknij od tego kata
- Ja nie potrafię , nie mogę ... - pisnęła tłumiąc swój płacz w ramionach Austriaka. Ciepło jakie poczuła było czymś tak bardzo jej potrzebnym , że nawet nie zdawała sobie sprawy , że go potrzebuje. Kolejne puste słowa , które sobie wmawiała , były jedynie usprawiedliwieni​em dla zachowania Andreasa. Dobra strona przemocy , znęcania się? Czy takie określenie w ogóle ma zastosowanie? Nie. Więc dlaczego każda ofiara tłumaczy przed samą sobą swojego oprawcę? Dlaczego... Odpowiedź jest prosta. W ten sposób łatwiej jest znieść jej ból , który otrzymuje pod każdą postacią , łatwiej spojrzeć na świat , zdecydowanie prościej jest żyć nie widząc problemu , niż z nim walczyć. - Boję się ... - szeptała potulnie wtulając się tors Gregora nieustannie płacząc.
- Serwujesz mi tu kolejne przedstawienie Ann ?! Opamiętaj się , bo jak na razie świetnie Ci wychodzi doprowadzanie mnie do szału , a wiesz jak to się kończy. - Andreas podszedł do Austriaka i szatynki ' wydostając' ją zwinnym , silnym ruchem z ramion skoczka. - Jesteś ze mną więc nie zachowuj się jak szmata , bo pożałujesz! - wrzasnął policzkując dziewczynę , w skutek czego opadła na zielone podłoże , a po jej twarzy spłynęła czerwona ciecz.
- Nie waż się więcej tego robić! Nie waż się zbliżać do Ann nigdy więcej. - wrzeszczał wymierzając kolejne ciosy , których celem było sprawienie Andreasowi możliwie najwięcej bólu , aby chociaż przez moment poczuł się jak ofiara , aby poczuł się tak jak czuła się Ann.
- Przestań Gregor , proszę ... - szeptała polka próbując zapanować nad czynami Austriaka.
Gregor skłonny na prośby Ann odsunął się od Niemaca rzucając w jego kierunku ostatnie spojrzenie , po czym zwinnym ruchem objął szatynkę kierując się w stronę wyjścia.
- Gregor ja nie chcę jechać do szpitala , nie chce tłumaczeń .... - oznajmiła wtulając się w ciepłe ramiona Schlierenzauera.​ Bezpieczeństwo , jedyne co poczuła , co tak na dobrą sprawą stało się najważniejsze. Nikt nie mógł jej skrzywdzić ... Nikt. Teraz , gdy u jej boku stał był Austriak. - Ale puść mnie na podłoże , proszę. - oznajmiła niemalże błagalnym tonem chcąc zachować resztki swojej godności.
- Jesteś pewien swojej decyzji Gregor? - Andreas szedł za ową dwójką jakby podążając za czymś co rujnuje jego plany już u samej podstwy. - Raz Cię zdradziła , zrobi to wiele innych razy ... chcesz przechodzić przez to wszystko od początku ? - zaśmiał się ironicznie lustrując z pogardą postać szatynki.
-Nie pojedziemy jeśli nie chcesz…- oznajmił łagodnie, puszczając na razie słowa Wanka mimo uszu.- Postaram się sam zrobić z tym porządek- postawił delikatnie Polkę na twardej ziemi, patrząc Jej głęboko w oczy. Zdołał zatuszować w swym spojrzeniu jak bardzo zraniły Go słowa Wanka, które wyrzucił z siebie przed momentem? Zaufanie to jedyna rzecz na świecie, której nie da się odbudować na nowo. Zdrada niszczy za sobą wszystko. Włącznie z miłością, zostawiając po sobie jedynie szczątki czy kawałki potłuczonego szkła. Jednak miłość jest jak bańka mydlana. Gdy pęknie, nigdy nie będzie taka sama, lecz nie jest powiedziane, że gdy pokocha się na nowo, nie będzie jeszcze piękniejsza. Istnieje jednak ryzyko, że będzie przeciwieństwem wszystkiego, co było najpiękniejsze…-​ A Ty, Wank- burknął drażliwie, odwracając się do Niemca.- Jeśli nie masz nic ciekawego do powiedzenia, to lepiej nie mów. Jesteś zwykłym dupkiem, na którego nie warto nawet tracić czasu. Chodź, Ann- powiedział, chwytając Polkę za rękę.

Przestajemy słuchać pewnych piosenek, nie wzruszamy się na filmach, podczas których zawsze płakaliśmy. Nie rozumiemy już naszych ulubionych cytatów, nie doszukujemy się głębi w kiedyś ważnych słowach. Coś innego nas dotyka, coś innego porusza, nasza wrażliwość się zmienia, inaczej postrzegamy świat. Dojrzewamy, dorastamy, zmieniamy się. Nie rozumiemy swoich dawnych decyzji, wyborów. Nie znamy już siebie sprzed kilku chwil. Dorastamy. I tego nie da się zatrzymać. Więc miejmy szacunek dla samych siebie, nie patrzmy w przeszłość, dajmy szansę jej odejść. Otwórzmy się na nowe marzenia, szanse, możliwości.
Będzie dobrze, nawet jeśli wydaje się to dziś absurdalne. Będzie dobrze.
- Dziękuje Ci za pomóc Gregor. - Ann odsunęła się od szatyna , gdy oboje przekroczyli ' linię bezpiecznych miejsc' , którą sobie określiła w głowie.
Swoje kroki powoli układała w nieskładną całość podążając przed siebie , szepcząc krótkie ' Cześć ' na pożegnanie.
-Ann, poczekaj- jęknął, zatrzymując Polkę. Ironia losu, kiedy potrzebujemy osoby, która zraniła nas w niewyobrażalny sposób. Pragniemy dotyku, głosu, zapachu, czy samej obecności, która jakże błaha, znaczy dla nas tak wiele.- Dasz sobie radę?- zapytał, przybliżając się nieznacznie do Polki.- Masz się gdzie zatrzymać? Nie sądzę, żebyś była tutaj do końca bezpieczna…- drążył dalej, zgłębiając się w zielone tęczówki Ann, z których nagle nie mógł nic odczytać.
Jedyne czego chciała to tak naprawdę uciec. Zostawić wszystko co złe , do czego doprowadziła swoim zachowaniem za sobą. Ucieczka lekiem na całe jej zło. Ale czy to możliwe? - Zabiorę rzeczy od Andreasa i wrócę do Polki. - Bezsilność w jej głosie byłą wyczuwalna niemalże na kilometr. Wystarczy jedno spojrzenie , jeden gest by z życia ludzkiego uczynić piekło. Piekłem dla Ann stała się ona sama. Jej postępowanie ... Czyny i sytuacje które sama zapoczątkowała. 
-Po pierwsze, nie pójdziesz po swoje rzeczy sama- powiedział stanowczo, będąc jednocześnie przerażonym słowami, które  wypowiedziała przed momentem Ann. Ucieczka… Po tym co przeżyła, nie był zdziwiony, że zaczęła rozważać taką opcję, lecz ledwo Ją odzyskał, a już miał Ją stracić?- Po drugie, Ann nie możesz teraz wyjechać. Pomyśl chociaż o Vanessie… Przechodzi teraz trudny okres w swoim życiu, powinnaś być przy Niej- nie miał pojęcia jakich argumentów już używać. Posunąłby się do wszystkiego, byleby tylko powstrzymać Polkę od powrotu do ojczystego kraju.
  'Nie mam siły' - po raz kolejny powtarzamy sobie,siedząc w kącie pokoju,przy szeroko otwartym oknie. Wargi zagryzione do krwi,a ślady na nadgarstkach widoczne po paznokciach. - Ile jeszcze tak dam radę? Ile jeszcze wytrzymam znosząc to wszystko? Ile? Kolejne dni,i kolejne noce,w których grunt odsuwa się z pod stóp. Tracimy kontrolę,i nie wiemy już,gdzie powinniśmy stanąć,tak by w końcu czuć,że możemy żyć. Że jeszcze potrafimy. A może już nie?
- Nie chce mieszać w to wszystko Vanessy , więc proszę Cię o dyskrecję. - Ludzie , nawet  Ci najbliżsi naszemu sercu mają problemy , nie warto dokładać im nowych gdy ledwo starcza sił na pokonanie swoich własnych. Zbyt wiele się zdarzyło , aby Ann mogła powiedzieć Vanessie o tym co przeżyła , co działo się w ostatnich dniach. Przyjaźń jest relacją , która powinna potrafić dzielić rzeczy warte rozmów od tych mniej wartościowych , aby nie pozwolić tej drugiej stronie na dodatkowe zmartwienia. - Poradzę sobie sama.
-Jasne, nie powiem jej tego… Nie teraz…- powiedział w nieco roztargniony sposób. Serce  biło z minuty na minutę coraz szybciej, powodując uczucie mdłości. Nie mógł zaakceptować tego myśli, że Ann mogłaby wyjechać. Tak po prostu zniknąć z Jego życia.- W czym Ci pomóc?- zapytał z grubej rury.
- Już dość dla mnie zrobiłeś , poradzę sobie. - oznajmiła składając na policzku skoczka delikatny całus , którym chciała wyrazić swoją dozgonną wdzięczność za wszystko co dla Niej zrobił pomimo wielu krzywd , które mu wyrządziła. - Ucałuj ode mnie Glorię i życz jej wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. - Ann wykrzywiła swe usta na kształt uśmiechu  by chociaż na chwilę oderwać się od niezręcznej sytuacji, 
-Ann, nie…- powiedział stanowczo, zbliżając nieznacznie do siebie dziewczynę. Jej zapach delikatnie połaskotał Jego nozdrza. Tęsknił za stanem, w który Go wprowadzał. Kochał trans, w który wciągała Go Polka. Uwielbiał wszystko, co z Nią związane.- Powiedz co mogą dla Ciebie zrobić. Niczego nie oczekuję w zamian- dodał szybko, nie chcąc wzbudzać w Polce żadnych wątpliwości co do chęci siania przez Niego pomocy. 
- Nie potrzebuje niczego więcej Gregor , chce jedynie stąd uciec ...  - szepnęła patrząc w przepełnione ciepłem tęczówki skoczka.To dzięki Nim , obecności szatyna miała jeszcze ochotę walczyć , nie poddawać się . Jego siła stała się jej siłą napędową którą chciała wykorzystać będąc w Polsce.
-Wróć do Austrii- powiedział szybko, z chlustem wciągając powietrze w swe płuca.- Ucieczka nie jest najlepszą formą terapii- stwierdził pewnie, nie wiedząc do końca do czego zamierza dotrzeć.- Wróć i próbuj od nowa sobie to wszystko poukładać. Jesteś najsilniejszą dziewczyną jaką znam- ujął Jej podbródek, zmuszając dziewczynę, aby patrzyła w Jego czekoladowe tęczówki.-Silniejsza niż Tobie samej się wydaje.  
- Nie . Nie chce wracać , zrozum mnie proszę... - Ann spojrzała w czekoladowe oczy Gregora , by poprzez kontakt wzrokowy przekazać mu jak bardzo obawia się powrotu do Austrii , że to właśnie w Polsce chce odnaleźć szczęście i spokój , które ostatnio czasy zagubiła.
-Ann, naprawdę nie sądzę, że wyjazd jest odpowiednią rzeczą, którą teraz powinnaś zrobić- wykrztusił, przerażony wizją wyjazdu dziewczyny, która była dla Niego całym światem. Centrum wszechświata. Wszystkim co miał i dzięki czemu żył, potrafiąc oddychać.- Spróbuj, dopiero później podejmij jakąkolwiek decyzję- ujął delikatnie dłoń Polki, bawiąc się palcami dziewczyny.
  - Dlaczego tak Ci na Tym zależy , przecież między Nami wszystko skończone , więc nie rozumiem ... - blada twarz dziewczyny stała się jeszcze bledsza na samo wspomnienie o czymś co już nie wróci , co nie ma żadnej racji bytu. Przeszłość , którą zniszczyła , a która była dla Niej bardzo ważna. 
-Bo mi na Tobie zależy- powiedział pewnie, patrząc z oczywistością w oczach na Polkę. Nie miał nic do ukrycia. Nie chciał nic ukrywać. Wiedział, że to nie ma sensu. Najważniejsze było życie, którego nikt za nas nie przeżyje.
- Obiecuję , że wszystko przemyślę , ale teraz chcę odpocząć... - w głowie Ann nadal roiło się od natłoku myśli , które nie potrafiły odnaleźć odpowiedniego ujścia. Panujący chaos pobudził silny ból głowy, który dosadnie uniemożliwiał skupienie się na czymkolwiek , a szczególnie na rozmowie o uczuciach. Polka przymknęła na chwilę powieki , biorąc w swe płuca oddech. - Trzymaj się , Gregor. - szepnęła po czym udała się w bliżej nieokreślonym kierunku w poszukiwaniu Taxi , aby wykonać jeden z ważniejszych kroków zanim całkowicie odpocznie. Wyprowadzka od Andreasa. Najcięższe brzemię do uniesienia. 
-Idziesz do Niego?- zapytał, wyczuwalnie przerażonym głosem. Wiedział do czego zdolny może być Niemiec. Widział to w Jego oczach, nie tylko czynach. Pozwolenie Ann pojechania Jej do Niego sama, byłoby jak samobójstwo. Nie tylko ze strony Ann, lecz Jego samego również.
  - Nie . - skłamała , nie chcąc uzależniać się od pomocy Gregora . -- Idę do hotelu , odpocząć. - Jej wzrok błądził po bliżej nieokreślonych punktach szukając dogodnego wyjścia z sytuacji.
Sama przed sobą nie potrafiła się przyznać jej wiele teraz potrzebuje , aby na nowo
 ' odrodzić' w sobie dawną Ann , która zanikała wraz z każdym ruchem Niemca. Powoli , małymi krokami przemierzała kolejne metry znikając po chwili z zasięgu wzroku Gregora.
  ...
~~♥♥~~
Od tego trzeba zacząć rzecz, że aby zacząć normalnie żyć trzeba pozbyć się wszystkiego. Wspomnień, chwil zachowanych w głowie, a przede wszystkim- nadziei. Był pewien, że uczuć już nigdy się nie pozbędzie. A na pewno nie teraz. One zawsze robiły wszystko na przekór Niemu, lecz teraz musiał stawić im czoła, zadać ostateczny cios i skończyć z życiem, które prowadził. Chociażby miał to uczynić w jak najbardziej brutalny sposób. Doprowadzić do śmierci cząstki siebie. To było nieważne. Najważniejsze to zaczęcie normalnego życia. Dla Lilly. Dla siebie. Dla Nich i Ich małej, ale za to kochającej się, rodzinki. Trzeba było zacząć od zera. Od najprostszej czynności, jaką była pozbycie się każdej rzeczy w domu, która należała do brunetki. Zdecydowanym krokiem przekroczył próg pokoju, w którym brunetka przetrzymywała swoje rzeczy. Już na samym wejściu powiało Jej zapachem. Wspomnienia spadły na Niego ze zdwojoną siłą. W oka mgnieniu, pod powiekami zebrały się łzy. ‘Thomas! Przestań! Do rzeczy!’- wrzeszczała podświadomość, która wyrwała Go z transu. Chwiejnie podszedł po pierwszej z półek, gdzie jeszcze znajdowały się bibeloty i różnego rodzaju papiery brunetki, których, z niewiadomych przyczyn, jeszcze się nie pozbył. Zdecydowanym ruchem, ujął w swe ręce szarą teczkę, którą, wbrew własnej woli, otworzył. Jakby w tym momencie ktoś przejął kontrolę nad Jego ciałem. Nigdy wcześniej przecież nie przeszukiwał rzeczy, które należały do Polki. Ufał Jej. Lecz dokąd doprowadziło Go to zaufanie?
Jego oczy widziały wyniki badań lekarskich. Z zachłannością i coraz szybszym biciem serca zgłębiał treść owych papierków. Życie po raz kolejny straciło swój sens. To śmieszne, że kilka papierów, może przesądzić o życiu ludzkim. Vann była chora. Poważnie chora. Tylko te myśli krążyły w Jego głowie. Śmierć, tak szybko miała do Niej nadejść… Za szybko, bo była jeszcze przed Nimi cała wieczność. Upuścił teczkę, którą dotychczas trzymał w ręce, biegiem wychodząc z domu w celu udania się do brunetki. Tylko po co? Miał przecież rozpocząć życie bez Niej. Kolejna próba zakończona fiaskiem. Bez Niej nie potrafił nawet oddychać, nie mówiąc już o rozpoczęciu normalnego życia.

-----------------------------------------
Następny rozdział oddajemy do Waszej dyspozycji. Tymczasem, apelujemy do Was o komentarze, które naprawdę motywują! Dodają skrzydeł w dalszym pisaniu i obmyślaniu scenariuszu życia bohaterom. Kochane czytelniczki! Śmiało! Wypowiadajcie się co sądzicie na temat naszego opowiadania. Każda opinia jest na wagę złota. Dzięki tym opiniom, powstają kolejne rozdziały. Dzięki Wam i dla Was. ♥

środa, 16 lipca 2014

Dwudziesta druga odsłona codzienności.


 Są takie wydarzenia, które - przeżyte wspólnie - muszą się zakończyć przyjaźnią.

~~♥♥~~

Życie porównać można do puzzli. W rzeczywistości nigdy nie będziemy cieszyć się elementami, które ułożyliśmy, zastanawiamy się nad tymi, których brakuje. Czystą kartkę, którą dostajemy wraz z narodzeniem się, zapisujemy sami. To od nas zależy czy będziemy krzyczeć, czy cieszyć się przejażdżką, którą nam zafunduje. Przejażdżką podobną do rollercoasterów, gdzie zdarzają się wzloty i upadki. Każdy krok trzeba przemyśleć dokładnie. Wystarczy bowiem jeden nieostrożny ruch, a wszystko może się zwalić, zupełnie jak kostki domina. Stać się jak stal. Jak skała, której nie jest w stanie nic ukruszyć. Ani wiatr, czy temperatura. Nie czuć nic już na wieczność. Żyć swoim życiem posiadając klapki na oczach, aby widzieć tylko to, co jest najistotniejsze. Egoizm… Tak, dobrze określił Jej postępowanie Thomas. Ale zdołałaby posunąć się do wszystkiego, byleby tylko wyrzucić Go ze swojego życia. Bo na uczynienie tego samego z serca było już zdecydowanie za późno…
Wraz z Manuelem wpatrywała się w ogień, który żarzył się w domowym kominku. Scenariusz jak z filmu. Ale nie wtedy, kiedy posiada się niewyobrażalnie ogromną dziurę w sercu. Wtuliła się w tors chłopaka, jednocześnie zaciągając się Jego męskim zapachem i ciepłem, którego tak wiele w sobie posiadał. Przymknęła na chwilę swe powieki, aby zebrać myśli, które tak nieskładnie wirowały w Jej głowie. To na pewno właściwy moment?
-Manuel, ożenisz się ze mną?- zapytała niespodziewanie, zgłębiając treść brązowych tęczówek chłopaka, który patrzył na Polkę pytającym wzrokiem.
Nie zliczy, ile razy mówiła, że jest w porządku, a tak naprawdę od rozpadała się od środka. Nie zliczy, ile razy uśmiechała się, chociaż miała ochotę płakać i krzyczeć jak małe dziecko. Nie zliczy, ile razy oszukiwała samą siebie. Nie zliczy ile razy zepsuła coś, na czym cholernie Jej zależało. Nie zliczy, ile razy miała ochotę umrzeć, zapaść się pod ziemię, zniknąć. Nie zliczy, ile razy pragnęła być szczęśliwa, a za każdym razem coś stawało Jej na drodze…
...
~~♥~~
Są ludzie, z którymi relacje nie zepsują się, nieważnie jak długo ze sobą nie rozmawiają. Ile czasu się nie widzą. Zajmują pewne miejsce w sercu, przez co wiele słów wypowiedzianych w gniewie, tak wiele niekontrolowanych ruchów, których nie wykonywaliśmy my, tylko emocje, które uczyniły z nas swych poddanych. Istną marionetkę, za której sznurki banalnie łatwo ciągnąć, będąc sprawcą każdego jej ruchu. Tak naprawdę w życiu jesteśmy tylko marionetkami w sferze uczuć, które nieustannie potykająca się o cienką linę, po której stąpa. Samotna, ze łzami w oczach, marionetka, która w chwilach, kiedy cierpi najbardziej nie potrafi stać stabilnie na nogach ze świadomością, że jest całkiem sama. Teraz nadszedł Jego czas... Czyżby teraz los odpłacał tym samym za to, że w przeszłości niszczył szczęście i życie innych dla własnej przyjemności?  Ironia losu, że teraz role całkowicie uległy zmianie. Nagle wszystko co dobre chciał ofiarować światu, zamieniło się w ogień, którego nie sposób ugasić. Wszystko umykało z objęć, a mimo że czas na żal powinien minąć, on nabierał tylko na swej sile. Mamy ochotę zamknąć się w skorupie już nigdy nie mogąc pozwolić sobie na jakiekolwiek uczucia. Strach. To jedynie on staje się towarzyszem, którego towarzystwo powoli, lecz skutecznie, podtruwa naszą duszę raz, po razie. Tak naprawdę strach towarzyszy nam od niepamiętnych czasów.  Najpierw boimy się ciemności, duchów, wyimaginowanych problemów, a później? Z czasem strach ten podąża w coraz to gorszym kierunku. Następnie boimy się jutra, świata, aż w końcu dojdzie do tego, że zaczniemy bać się samych siebie. Nie będziemy rozpoznawać odbicia w lustrze człowieka, który stoi przed nami. Myśli wirować będą tylko wokół nienawiści, którą obdarzamy samych siebie. Za czyny, których się dopuściliśmy. Słowa, które wypowiedzieliśmy. Czas, który zmarnowaliśmy. Błędy, które popełniliśmy, a nie mogliśmy... Bo tak trudno jest żyć ze świadomością, że nikomu nie jest się potrzebnym, mimo że tak bardzo zależmy nam, aby komuś na nas zależało. Nie tylko dawać, lecz także odbierać uczucia. Trudno jest bowiem cieszyć się dniem, kiedy nie ma się z kim go dzielić... 

-Thomas!- zawołał na jednym z treningów. Kolejnym z treningów, na którym mijał blondyna bez słowa. Bez ani jednego spojrzenia, gestu, który wskazywałby na to, że się znają, nie mówiąc już o tym, że byli kiedyś przyjaciółmi. 'Byli'... Trzeba odróżniać czas przeszły dokonany od czasu bieżącego tworzonego, a On i Thomas już jakiś czas temu przestali być przyjaciółmi. A winą za to, obarczał tylko i wyłącznie siebie. Popełnił niewybaczalne błędy, których teraz On sam nie potrafił sobie wybaczyć. Zapomnieć... Czemu zatem robił coś, choć wiedział w głębi duszy, że jest to niesłuszne w stosunku do każdego, a i przy okazji doszczętnie zniszczy przyjaźń, która była niestety niewystarczalnie mocna, by przetrwać zaślepienie miłością oraz zazdrością, którą wykazywał Gregor.
Blondyn przystanął natychmiastowo w miejscu. Głos szatyna, który wymawiał właśnie Jego imię zaskoczyło Go do tego stopnia, że nie potrafił racjonalnie stwierdzić co czuje bądź co ma powiedzieć. Odwrócił się powoli, mierząc swym wzrokiem sylwetkę szatyna. Co zauważył gołym okiem? Cierpienie i ból, które ogarniało ciało i duszę Schlierenzauera. Nie potrzebował większych obserwacji, by to dostrzec. Znał Go na tyle dobrze, by znać maski, które stara się przybrać w danych sytuacjach. Czasem dosyć nieumiejętnie i niezdarnie, ale to także należało do Jego natury. Jednakże, ze strony Thomasa nadal nie padło żadne słowo. Patrzył swym penetrującym wzrokiem na Gregora, nie wiedząc co powiedzieć. Jak zacząć rozmowę, która tak długo zalegała w sercu, a przede wszystkim jak pozbyć się bólu, który wydostawał się z niezabliźnionych jeszcze ran, które szatyn zadał mu w dniu, kiedy pewien rozdział ich życia się skończył. Albo przynajmniej miał skończyć... 
-Thomas, jak długo ma to trwać?- powiedział zgorzkniale, kiedy z ust blondyna nie wydostało się żadne słowo. Nic, oprócz ciszy, która pomiędzy Nimi zapanowała. Czas, kiedy wymieniali się spojrzeniami. Urażonymi. Twardymi. Gorzkimi. Jednak podświadomość w głowie każdego podpowiadała to samo. Mówiła, że to właśnie nadszedł ten czas. Czas na rozmowę, po której wszystko będzie jasne i klarowniejsze dla każdego z Nich. Jedna rozmowa, a potrafi otworzyć oczy każdemu, nie pozostawiając po sobie niejasnych kwestii.- Jak długo jeszcze mamy udawać, że się nie znamy? No jak długo?- ciągnął dalej, nieudolnie próbując ukryć ból, który towarzyszył mu przy każdym słowie, które miał okazję wypowiedzieć. 
I nadal cisza ze strony blondyna. Patrzył na człowieka, który w Jego oczach stał się wrakiem psychicznym. Bolało to również Jego. Chciał pomóc. Chciał być tak, jak był zawsze. Od kiedy pamiętał, na każdym kroku, kiedy potrzebował rozmowy, Gregor był obecny. Ale nie było Go wtedy, kiedy najbardziej Go potrzebował... Ominął czas, kiedy Jego dusza była porozrzucana w każdym kącie, a On bezradny siedział na środku ciemnego pomieszczenia, nie potrafiąc złożyć ani jednego kawałka siebie w składną całość, która ma jakikolwiek sens. Zapomniał tylko tego, że cisza potrafi bardziej rozdzielić niż przestrzeń...
-Dobrze...- westchnął zrezygnowany, spuszczając swój wzrok. Przez głowę przesuwało się tysiące szumiących myśli i wizji przeżycia kolejnego dnia pod tytułem:'Żyję, bo muszę'.- Skoro tak wolisz...- zrezygnował. Nie miał już sił na kompletnie nic. Zbyt wiele kosztowało Go każde słowo. Za wiele strachu posiadał w sobie każdy ruch czy najdrobniejszy gest. Zapomniał jednak, że zanim się zrezygnuje należy dobrze pomyśleć. Spróbować. Zrozumieć. Posłuchać nawet ciszy... Odwrócił się na pięcie, nie spoglądając na blondyna ani raz. Teraz nie widział już żadnego sensu, aby blondyn ujrzał ból i cierpienie w Jego tęczówkach, które i tak niebieskooki Austriak zauważył od razu. 
-Nie zamierzam udawać, że nic się nie stało- odezwał się, zatrzymując swoimi słowami szatyna, który momentalnie obrócił się w Jego stronę. Cierpienie było jeszcze bardziej widoczne na Jego twarzy. On sam nie chciał także od razu ulegać. Pragnął dać do zrozumienia szatynowi, że powinien pocierpieć tak samo, jak cierpiał On przez najgorszy czas w swoim życiu. Tylko, czy w ich kłótni Gregor był wszystkiemu winien? 
-Nawet tego nie oczekuję-powiedział łamiącym się głosem, który już dawno stracił swą naturalną barwę. W oczach blondyna widział wyraźny żal do Jego osoby. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie będzie łatwo z wybaczeniem Thomasa. To w końcu On chciał walczyć na końcu o ich przyjaźń, którą walkę od razu przerwał szatyn, nie dając nawet pola do popisu Morgiemu. Czasem nie dostrzegamy, co tak naprawdę jak dla nas najważniejsze, najistotniejsze. O co warto walczyć, a o czym zapomnieć... Jednak, nie można nigdy dać stracić się przyjaźni, zwłaszcza takiej, która przetrwała skrawek czasu, zabierając ze sobą nasze serca, całkowicie oddane drugiej osobie, która zna każde nasze słabości i mocne strony. Tylko jedno uczucie przyćmiewa wszystko, łącznie z przyjaźnią. Miłość. Nawet ona potrafi tak wiele zniszczyć, a uważana jest za jedną z najważniejszych wartości w życiu człowieka. A potem? Później wybudzamy się z transu, w który nas wprowadza, nie mając już praktycznie nic. Nawet przyjaciela, którego porzuciliśmy w 'imię miłości', gdyż kiedyś uważaliśmy to za słuszne. Najwłaściwsze. Jednakże, rzeczywistość jest okrutna i nigdy nie usłana różami bez kolców. Wystarczy jeden niewłaściwy ruch, by życie doszczętnie zabrało nam wszystko, co najcenniejsze. 
-Więc czego chcesz?- zapytał oschle, patrząc twardym wzrokiem na szatyna, który powoli rozpadał się od środka. Miał poczucie, że nie powinien. Że co było, to tylko szara przyszłość. Że powinno liczyć się tylko to, co tu i teraz. Ale nie potrafił tak łatwo zapomnieć. Wybaczyć. Zbyt wiele negatywnych myśli i emocji przeszyło się przez Jego głowę, by mógł tak łatwo o nich zapomnieć, wyrzec się, przykryć kurzem zapomnienia tak nagle. 
-Pogodzić się...- bardziej zapytał, niż oznajmił, nie będąc pewnym żadnego swojego ruchu czy słowa. We wszystkim plątał się jak w lepkich sieciach, które zarzuciło na Niego życie. Uniósł martwo wzrok, patrząc na blondyna szczerym wzrokiem, wypranym z wszelkich uczuć bądź emocji. Nie udawał. Był sobą, a nawet to okazało się trudnym zadaniem. Czasem nawet przed samym sobą nie jesteśmy do końca sobą.- Dziwne uczucie nie mieć przyjaciela, którego posiadało się właściwie od kiedy sięgała pamięć...- dodał, coraz pewniej czując się w towarzystwie Thomasa.
-Nie ja to wszystko zepsułem- rzekł, odwracając wzrok od, w pewnym stopniu, zdeterminowanej sylwetki Schlierenzauera. Tylko, czy w Jego słowach była choć szczypta racji? Czy nie uniósł się urażoną dumą? Niechętnie przyznajemy się do popełnionych błędów, myśląc, że chociaż w ten sposób zatuszujemy je przed światem, aby nikt nie odkrył naszych niedoskonałości charakteru.- Nie wiem czy przyjaźń między nami jest jeszcze możliwa...- chciał zakomunikować szatynowi, że na nic Jego próby, lecz czy słowa te wypowiadał prawdziwy Thomas, czy wykształcony w Jego duszy, odbiegający od Jego natury, obraz siebie w okrutnym świecie, pozbawionego barw po odejściu Vanessy z Jego życia?
-Bo...? Podaj choć jeden, wiarygodny argument- zażądał szatyn, dostrzegając w oczach swego rozmówcy nutkę zawahania, niepewności, co też postanowił doskonale wykorzystać w dalszej rozmowie i realizacji swojego planu. Chwilę po tym, pożałował swych słów. Co jeśli usłyszy bolesną prawdę, o której istnieniu nie wiedział On sam? Prawda dobije Go czy też wzmocni? W tej chwili, mogła Go jedynie położyć na kolana jeszcze bardziej. A co jest w tym wszystkim najgorsze? Nie miał nikogo, kto pomógłby mu rozpocząć inne, nowe życie, dla którego nie próbował nawet pisać własnych scenariuszy... 
-Nie- odpowiedział stanowczo, czując, że Jego ciało przeszywa dreszcz.- I tak cokolwiek bym nie powiedział, Ty znajdziesz na to doskonały kontrargument- wtrącił do swojej wypowiedzi, nie potrafiąc zapanować nad tym, co wówczas zaczęło ogarniać Jego duszę i ciało. W głębi siebie, pragnął odnowić starą więź ze Schlierenzauerem, lecz ból, który z sekundy na sekundę coraz bardziej wzrastał na sile, nie pozwalał mu na to. Ból, tylko czym spowodowany? Niezapomnianymi chwilami cierpień, nie mając przy sobie zupełnie nikogo, kto pomógłby w taki sposób, jak mógłby zrobić to Gregor. Jak robił to zawsze. Owszem, w Jego życiu obecna była Ann, lecz sam nie wiedział jak mógłby zwrócić się do Niej o właściwą pomoc. Potrzeba wielu lat znajomości, wielu spędzonych wspólnie chwil, wielu zgrzytów, wielu radosnych chwil, aby poznać dobrze człowieka, co wiąże się z tym, że doskonale wie się co pomaga na dane problemy, które dotykają nas w życiu codzienne. Osoby te, jak nikt, wiedzą jak uśmierzyć najgorszy z rodzai bólów, które dotykają człowieka. Bólu psychicznego, gdy nasza dusza nie potrafi złożyć się w składną całość. 
-Nie, to nie...- wykrztusił, odbierając ostatni z ataków spojrzenia blondyna, jednocześnie odwracając się na pięcie, szybko podążając przed siebie. Łzy, chociaż nie powinny, same cisnęły mu się do oczu. Wszystko zwaliło mu się na głowę. Cały świat runął jak domek z kart. Teraz sam nie wiedział co robić, aby żyć. Żyć we właściwy sposób, gdyż żyć też trzeba umieć. A On? On sam jakby nagle zapomniał tej sztuki.- Chciałem tylko dobrze... Nic więcej. Skoro to dla Ciebie nic nie znaczy, nie będę Ci więcej zawracał głowy- wycedził w drodze, nie zaszczycając blondyna ani jednym spojrzeniem. 
-Trzeba było pomyśleć o tym, zanim obkładałeś mnie pięściami!- wrzasnął za szatynem, który niemalże w tej samej sekundzie zatrzymał się. Chciał zapomnieć, nie udało się. Teraz rozpoczął walkę o to, aby później nie wypominać sobie, że rozpad Jego przyjaźni z Gregorem było wyłącznie Jego winą.- Poza tym, jak mogłeś w ogóle pomyśleć, że ja i Ann...- nie dokończył, mając nadal w głowię swoją wstydliwą wizję próby zapomnienia o Vann, do której zrealizowania potrzebował Ann. Zabawne, w jak instrumentalny sposób chciał potraktować osobę, która do samego końca chciała mu pomagać w trudnych chwilach, ryzykując własnym szczęściem. 
-A co miałem sobie myśleć?!- krzyknął, odwracając się w stronę Thomasa, minimalizują pokaźną odległość, która ich dzieliła.- Moja dziewczyna mieszkała z moim najlepszym przyjacielem, nie chcąc nawet słyszeć o przeprowadzce do mnie. Ty wiedziałeś o Niej więcej niż ja sam! A wtedy w basenie... Naprawdę nie wyglądaliście na przyjaciół- Jego krzyk uznać można było za cienki pisk. Ale wówczas wszystko, o czym chciał jak najprędzej zapomnieć, wróciło.Wróciło i bolało jeszcze bardziej niż wtedy. Czemu? Wiązało się z Ann. Osobą, o której teraz miał myśleć w czasie przeszłym w Jego życiu. Sama ta świadomość była dla Niego nie do zaakceptowania.
-Mogło to wyglądać jak tylko chciało- odezwał się niewzruszony rozpaczliwymi krzykami szatyna. Ciągle nic. Nie czuł niczego, co powinien, mimo że widział w jakim stanie znajduje się obecnie Schlierenzauer. Jednak Jego spojrzenie... Pełne bólu, jak i rodzaju zawiści, wbijało nóż w plecy Thomasa. Każdym słowem ranił Gregora, zamiast pomóc- szkodził, a i tak mając taką świadomość, postępował całkowicie na odwrót. 
-Jeszcze próbuj mi wmówić, że całowałeś się z Nią tak po przyjacielsku- zadrwił, gorzko wykrzywiając swe usta. To wspomnienia zabolało najbardziej. Teraz już nawet nie zdenerwowało, lecz po prostu po ludzku zabolało, jakby został ukłuty szpilą. Dlaczego to ból zawsze przypomina Nam to, co najdotkliwsze? Nie byłoby lepiej, gdyby coś takiego jak ból psychiczny, przestał istnieć? Przynajmniej, przy wspomnieniach, które wyryły w naszej duszy najgłębszą i największą dziurę oraz te, które najczęściej stają nam przed oczami, gdy przymykamy powieki.- To zabawne, jak bardzo chcesz winę przeciągnąć na moją stronę- pokiwał głową, w geście sarkastycznego uznania dla poczynań Thomasa.
-A Ty co?- warknął rozdrażniony.- Święty Gregor?- przewrócił teatralnie oczyma.-Ann musiała mieć jakiś powód, żeby nie chcieć z Tobą mieszkać!- wrzasnął, znając tenże powód. Chęć pomocy dziewczyny dla Jego osoby... A On? Nie warto było powracać do przeszłości, lecz ta paskudna powracała sama, dodając do naszej twarzy wstyd, który zacznie spowijać nasze myśli, nie dając się odepchnąć ani żyć razem ze sobą w zgodzie.-Poza tym, Ty sam spotykałeś się z Vanessą za plecami Ann. Jesteśmy kwita, nie sądzisz?- bezwzględność pomieszana z żalem i bólem, wylewała się do Jego ciała jak trucizna. Miał za złe, że to Gregor był przy Vann wtedy, kiedy Ona sama wszystkich odtrącała. Czysta zagrywka taktyczna z Jego strona, lecz czy nie za bardzo oziębła i niemająca zasad? 
-Chciałem, żeby ktokolwiek ze mną porozmawiał jak z człowiekiem!- wrzasnął, czując szybko pulsującą krew w swym ciele. Nie poznawał człowieka, który stał przed Nim. W żadnym stopniu nie przypominał On Thomasa, który był Jego przyjacielem. Blondynem, którego właśnie widział cechowała bezwzględność w działaniach, całkowicie na odwrót niż 'starego Thomasa'.- Tak na marginesie, wtedy to Ty rozwaliłeś Wasz związek, więc nie miej do mnie pretensji, jasne?!- wykrzyczał na jednym wydechu, nie mając już umiejętności panowania nad własnym głosem, nadając mu różnorakie barwy.-Może Ty po prostu chciałeś też zburzyć i Nasz związek, tak?- mówił,  we własne słowa, którym dawał coraz większą wiarę.- Sprytnie to sobie wymyśliłeś. 
-Przestań!- krzyknął stanowczo, zaciskając dłonie w pięści.- Jesteś chorobliwie zazdrosnym cholerykiem, który ufa tylko i wyłącznie sobie! Nie masz prawa robić mi kazań ani wyrzutów. To, co się działo pomiędzy mną a Vann to wyłącznie moja sprawa!- prawda ponownie zakuła w oczy. Gregor miał rację i to najbardziej bolało. A nikt nigdy wcześniej nie powiedział mu tego wprost. Tego, co jest rzeczywistością... Tylko, czy ktokolwiek pomyślał, że może ta prawda była mu potrzebna? Że im prędzej zobaczy jak wygląda to z innej perspektywy, życie wyglądać będzie inaczej?- Nie będziesz układał mi życia. Mam prawo mieszkać z kim chcę, tak samo jak mam prawo całować kogo chcę!- ton Jego głosu nadal pozostawał krzykiem. Czy zdawał sobie w ogóle co mówi? Wiedział, że powoli przegrywa tę walkę. Kiedy jest się coraz bliżej porażki, człowiek gotów jest złapać się każdej deski ratunku.- A i tak wyszło na Twoje. Nie zasługujesz na Ann i mam nadzieję, że Ona sama kiedyś to zauważy.
-Już to zrobiła...- powiedział pod nosem, spuszczając wzrok na dół. Nadal nie potrafił... Nie umiał... Był bezradny temu, co ogarniało Jego ciało, kiedy przypomniał o zdradzie Ann. Tak wiele rzeczy chciał naprawić. Cofnąć czas. Sprawić, aby było dobrze. Na nic. Największe chęci tutaj niczego nie zdziałają. Czasu nikt ani nic nie cofnie... Kto wie, wówczas może popełnilibyśmy jeszcze większe błędy, gdyby istniała taka możliwość. Czasem należy po prostu pogodzić się z losem i poddać się życiu, które najczęściej przytłacza. 
-Co?- zapytał, nerwowo błądząc wzrokiem po załamanej sylwetce Schlierenzauera. Wzrok blondyna napełniał się coraz bardziej współczuciem i zdezorientowaniem. Widok Gregora kogoś mu przypominał. Kogoś odbicie w lustrze... Tak, Jego samego, kiedy drogi Thomasa i Vann się rozdzieliły. 
-Rozstaliśmy się z Ann- powiedział nieco pewniej, patrząc na blondyna, chcąc zachować resztki godności, które mu zostały. Przynajmniej później, nie będzie zarzucał sobie co zrobił źle... Jak postąpił, a jak powinien postąpić. Stanął twarzą w twarz z człowiekiem, który wyglądał zewnętrznie jak Jego dawny przyjaciel, lecz wewnątrz, wcale Go nie przypominał. Obnażyć się z uczuć i słabości przed obcą osobą. Pokazać wszystko jednym spojrzeniem. Można powiedzieć, że samym tym gestem dał pokaz odwagi i tego, że naprawdę chce pogodzić się z tym, co się stało, wykazując sporą porcję samozaparcia.- Możesz być zadowolony. Osiągnąłeś swój cel. Teraz przyszedł mój czas- odwrócił się, stawiając pierwsze kroki, które miały na celu oddalenia się od Thomasa. Powrócenia do swojego szarego, samotnego życia, które obecnie prowadził i z którego miał nadzieję się wyrwać. Nie wszystko zależało jednak od Niego...
-Gregor, zaczekaj!- zawołał za Nim, chcąc dotrzymać kroku szatynowi. Znał ból, który towarzyszy ludziom przy odejściu najdroższych z osób. Wiedział jak wygląda świat po rozstaniu. Zdawał sobie sprawę, że gruntem jest to, żeby nie być samemu. On miał Ann, a Gregor? Został sam i kiedy zwracał się do Niego o pomoc, wyciągnął rękę, On sam Go uraził. Wbił kolejny nóż w plecy, przywracając bolesne wspomnienia.- Jak się trzymasz?- zapytał, wiedząc, że całkowicie niepotrzebne było to pytanie, by móc ocenić stan psychiczny Austriaka.
-Wspaniale- odpowiedział złośliwie, przyśpieszając kroku. Ani razu nie spojrzał na Thomasa. Nie chciał widzieć współczujących spojrzeń na swojej osobie. Nie oczekiwał współczucia, bo czy to mogło coś zmienić? Nie. Chciał jedynie czyjejś obecności, gdyż już dłużej nie potrafił udawać, że jest dobrze.
-Dlaczego?- zapytał, zatrzymując się przed Gregorem, jednocześnie uniemożliwiając mu dalsze stawianie kroków. Teraz nie było już dumy. Coś w Nim umarło. Jakaś blokada czy przeszkoda, która tkwiła w Jego duszy niczym drzazga. Obudził się Thomas, którego dawniej wszyscy znali, szanowali, a i również kochali...
-Nie będę spowiadał się obcym ludziom z osobistych spraw-odpowiedział oschle, coraz mniej pewniej czując się na własnych nogach. Na moment ukrył twarz w dłoniach, by nie pozwolić łzom pojawić się w Jego oczach, tym bardziej na policzkach. Obiecał sobie, że już nigdy nie uroni żadnej łzy. Nigdy... Tylko, czy nad wszystkim jest w stanie zapanować? Uczucia mają nieznaną ludziom moc. Są najsilniejsze i nikt nie może im się sprzeciwić, choćby jak bardzo tego pragnął. Walczył z nimi. Na nic. One są. Obecne w naszym życiu, często rujnują naszą ustabilizowaną psychikę, nie pytając wcale o zgodę. Nieproszone. Niechciane. W wielu przypadkach znienawidzone przez ludzi, którym niszczy stabilny grunt pod nogami... 
-Obcym?- zmarszczył brwi, wiedząc, że teraz to On będzie musiał podjąć inicjatywę uzyskania zgody, która panować miała między Nim, a Gregorem. Niełatwe zadanie przed Nim. Zdawał sobie z tego sprawę, lecz nie mógł również zapomnieć, że w dużej części to przez Niego wszystko się rozpadło i kruszyło coraz bardziej, ulatując jak piasek przez palce. A czas... On nie działał na korzyść.- Co było, to było- zaczął, ciężko wzdychając.- Przepraszam... Ja wtedy... Wtedy nie byłem sobą...- dukał, nie wiedząc jak ubrać w słowa uczucia i emocje, którymi obdarowywał tamten czas swojego życia.- Straciłem Vanessę, chciałem za wszelką cenę Ją odzyskać albo jakoś zapomnieć...
-Więc postanowiłeś pobawić się mną i Ann?- przerwał mu, patrząc z niedowierzaniem i złością na Thomasa. Pomiędzy Nim, a Ann, już coś zgasło. Wiedział to. Nie było warto wracać do przeszłości, lecz czy niedotkliwy jest fakt, że przyjaciel wówczas cicho liczył na Jego potknięcie?- Brawo!- bąknął sarkastycznie.- Ręce same składają się do braw!
-Nie, to nie tak- powiedział szybko, nie wiedząc, że właśnie tak odbiera Jego słowa szatyn. Nigdy nie pomyślałby nawet o czymś takim. Nigdy przez Jego głowę nie przeszła myśl o tym, że musi zniszczyć szczęście Gregora. Był czas w Jego życiu, kiedy nie wiązał w jedną całość faktów. Zapomniał, że zabierając szatynowi Ann, skradnie mu szczęście sprzed nosa? Śmieszne, jak czasem potrafimy być zaślepieni własnym cierpieniem, nie potrafiąc dostrzec wielu istotnych rzeczy w naszym życiu, które tracimy przez własne zaślepienie i omamienie okrutnym losem, który nas dotknie.- Sam nie wiem co wtedy myślałem...- ukrył twarz w dłoniach, chcąc na chwilę odetchnąć.- Świat wtedy sprzymierzył się przeciw mnie. Ja nie powinienem... Nie mogłem...- mówił nieskładnie, próbując wyobrazić sobie co czuć musiał Gregor, kiedy był świadkiem tego, co dokonywało się przed Jego oczami. Własny przyjaciel zabierał mu ukochaną... Czy można coś takiego wybaczyć?- Wybacz...- wyjąkał, patrząc prosto w oczy szatynowi, którego tęczówki nadal przepełnione były skrajnymi, zranionymi uczuciami. 
-Długo miałeś siniaki po moich uderzeniach?- odezwał się po chwili niezręcznej ciszy, delikatnie uśmiechając się do blondyna, który nieoczekiwanie zamieścił Go w swoich przyjacielskich objęciach. Spontanicznie. Cieszyli się, że w końcu odzyskali coś ważnego, jak nie najważniejszego. Przyjaźń. Więź, która jest najważniejsza w życiu człowieka, ponieważ prawdziwa przyjaźń nie zawodzi, nie zdradza. A miłość? Miłość tak często pokazuje nam swoje słabości, niedociągnięcia i niedoskonałości... 
-Teraz powiesz mi, czemu rozstałeś się z Ann?- zapytał, patrząc na przygaszony wzrok Schlierenzauera. Chciał o tym porozmawiać. Był tego pewien, gdyż sam znajdował się w identycznej sytuacji jeszcze niedawno... Uczuć związanych z tamtym rozdziałem Jego życia, nie da się opisać, a tym bardziej puścić w zapomnienie.
-Czyli pogodziłeś się ze mną tylko dlatego, żeby zaspokoić swoją ciekawość?- zapytał podejrzliwie, lustrując postać blondyna, który po chwili wysłał mu karcące spojrzenie.- Wank- powiedział krótko po chwili. Więcej nawet nie był w stanie z siebie wykrzesać...
-Nie...- jęknął, patrząc na przyjaciela okrągłymi ze zdziwienia oczami.- Ann Cię... Zdradziła?- dokończył szeptem, nie mogąc uwierzyć w słowa, które wydostawały się z Jego gardła. Po co zatem zapytał, skoro mogło się wydawać, że to oczywistość? Proste. Ann w Jego oczach nigdy nie mogła okazać się na tyle bezduszna i egoistyczna, by zdradzić kogokolwiek. Tym bardziej nie Gregora, którego kochała miłością prawdziwą. To aż zabawne, jak życie potrafi nas zaskoczyć. W jaki sposób tworzy niedorzeczne scenariusze, by zburzyć nasz pogląd na świat i uzmysłowić, że na tym świecie faktycznie nie ma ludzi idealnych.
I ze strony szatyna cisza. Pojawił się jedynie wzrok, który mówił sam za siebie. Który był szczery i mówił szczerze co tak naprawdę czuje. Jak bardzo boli i jak strasznie ma dosyć życia. Że czuje się samotny, jak i to, że nie wie co dalej robić. Rozmawiali wzrokami, w których nic nie dało się ukryć. Grali w grę, w której nikt nie może udawać. Dlaczego? Bo byli przyjaciółmi. Nieważne co ich poróżniło, Oni i tak znaleźli drogę, która stała się jedną. Bo przyjaźń to nie tylko miłe słówka, zabawne chwile, ale przede wszystkim momenty załamań, utraty tchu i dni, które nie posiadają kolorowych odcieni. 
-A co u Vanessy?- zapytał, by odciągnąć swój temat na jak najdalsze tory ich rozmowy. To nie czas i miejsce na to. Przynajmniej według Niego. Człowieka, który bał się skonfrontować z rzeczywistością.- Zapomniałeś już o Niej, czy nadal walczysz?
-Walczę, ale z góry jestem przegranym- odpowiedział bezsilnie, przyznając się być może przed samym sobą, że dalsze potyczki o serce ciemnowłosej Polki są czymś w rodzaju straty czasu, gdyż nigdy, niczego nie ugra na swoich próbach.- Ale nie poddaję się... Teraz mam do wywalczenia dwie osoby, które są najważniejsze w moim życiu- dopowiedział, komunikując szatynowi, że pomimo, iż zdaje sobie sprawę o trudach walki, ma o co walczyć i nie chce zaprzestawać dalszych bojów, gdyż 'nagrodą' jest coś wspaniałego. Najwspanialszego, co może spotkać każdego człowieka. 
Gregor spojrzał na Morgiego z podziwem w oczach, jednocześnie uznając siłę i determinację przyjaciela. Warte było podziwu Jego zaangażowanie. On sam by tak nie potrafił... Nie umiałby podjąć przysłowiowej walki z wiatrakami...
 -Mieliśmy wspaniałe dziewczyny- powiedział niespodziewanie.- Powinniśmy o nie walczyć...- dopowiedział, chcąc dodać sobie, jak i przyjacielowi sił na dalsze, trudne dni, które były dopiero przed Nimi. Które teraz mogli przeżyć wspólnie, nie oszczędzając sobie dobrych rad i słów wsparcia z czego od zawsze słynęli przyjaciół. Kiedy nie idzie się przez życie samemu, niewiele przeciwności losu jest dla nas trudem. Od zawsze wiadomo, że samemu idzie się szybciej, lecz we dwójkę dociera się dalej...
--------------
Mamy głęboką nadzieję, że także ten rozdział przypadnie Wam do gustu. Pisany jest dzięki Wam i Waszemu wsparciu oraz motywacji, której dostarczacie nam w postaci komentarzy. :) Dziękujemy, jednocześnie prosząc nieśmiało o dalsze opinie na temat tego, co wspólnie tworzymy!
Ann i Klaudia. 

poniedziałek, 7 lipca 2014

Dwudziesta pierwsza odsłona codzienności.

"Bywa również tak, że nie chce się odejść, ale nie można zostać."

 ~~♥♥~~
Nie powinniśmy myśleć. Nic dobrego z tego nie wyniknie. Trzeba się oszukiwać, jak tylko można. Nie wnikać, nie pytać. Nie chcieć więcej. Wmawiać sobie, że jest dobrze i że inaczej być nie może. Trzeba wyrobić w sobie obojętność, stępić zmysły, zadowolić tym, co jest. Tylko tak da się żyć. Bez wyniszczającej tęsknoty za nie wiadomo czym i stałego poczucia nienasycenia i pustki. Tylko tak można odepchnąć od siebie rozpacz i poczucie totalnej bezsilności... W takiej sytuacji można zadać sobie jedno konkretne pytanie? Jak długo można żyć w nieświadomości ?
Pytanie , które on zadawał sobie od kilkunastu godzin niemal w każdej przemijającej chwili.
Był pewien jedynie jednej rzeczy. Niewyjaśnione sprawy trzeba jak najszybciej wyjaśnić rozwiewając wątpliwości i tłoczące się pytania.
Pewnym krokiem podążył do mieszkania Manuela chcąc rozmówić się z brunetką.
Usadowiwszy na kanapie w salonie jego motywacja do poznania prawdy stała się jeszcze większa. Nie analizował już , nie domyślał się . Czekał cierpliwie na rozwój rozmowy , gdy tylko brunetka pojawi się w pomieszczeniu. 
-Miło, że nas odwiedziłeś- powiedziała z uśmiechem, ale czy na pewno szczerym? Siedziała obok Manuela, co chwilę spoglądając na Niego, ale czy ktokolwiek był w stanie zauważyć, że wraz z każdym spojrzeniem w stronę bruneta, Vann jeszcze bardziej się rozpromieniała a uśmiech na Jej twarzy powiększał się o kolejne cale?
-Zostawię Was samych- powiedział łagodnie Manuel, wstając jednocześnie z kanapy i porozumiewawczo mrugając do Polki. Wiedział, że wizyta Thomasa nie należy do tych, które zaliczać można do spotkań towarzyskich, które odbywamy, kiedy doskwiera nam samotność. Ich dwójka miała sobie wiele do wyjaśnienia, co też On sam uszanował.
- Mam do Ciebie jedno pytanie Vann... - zaczął chociaż sam nie wiedział jak prawidłowo dobrać słowa , aby nie urazić w żaden sposób brunetki. Doskonale zdawał sobie sprawę , że nie jest faktem oczywistym , iż to on jest ojcem nienarodzonej jeszcze istoty. Były dwie jakże prawdopodobne możliwości. - Kim jest ojciec tego maleństwa? - zapytał ledwo słyszalnie nie widząc nawet sensu w stworzonym przez siebie zdaniu.
Ale czyż tak nie jest ? Najprostsze pytania najtrudniej zadać.
-Co to za pytanie?- zirytowała się lekko, a w oczy zaglądało widmo strachu i przerażenia, spowodowane tym, że miała poczucie, iż kłopotliwe pytania są coraz bliżej. Nie uniknie tego, choćby jak szybko uciekała. Uwikłała się w pajęczynę, z której nie było dwóch wyjść. Musiała stawić czoła jednemu, acz najtrudniejszemu, rozwiązaniu.
  - Chciałbym po prosu wiedzieć , zrozum... - drążył łagodnie nie chcąc narażać się na kłótnie , bądź sprzeczki , które nie byłyby dobrym rozwiązaniem szczególnie w takim momencie. Miał nadzieję poznać prawdę na którą zasługiwał , prawdę której się po części obawiał , ale jakże pragnął poznać jej treść. 
-Thomas, nie sądzę, że tak wiedza jest Ci potrzebna do życia- oznajmiła ponuro, spuszczając swój wzrok na dół. Wstyd, bezradność i bezsilność… Tylko to czuła. Z Jej oczu popłynęły łzy. Nie miała nad nimi już kontroli. W Jej rozumowaniu, w tamtej chwili właśnie umarła. Znowu. I co jest najzabawniejsze? Znowu uczyniła to wraz z pojawieniem się Thomasa w Jej życiu.
Thomas natychmiast zerwał się z zajmowanego miejsca widząc krople łez na twarzy brunetki. Zabolały. Kolejny raz zadały dotkliwy ból w najodpowiedniejsze miejsce. Jego własne serce. - Nie płacz, proszę... - ujął delikatnie podbródek polki patrząc jej prosto w zeszklone tęczówki. - Nie chciałem Cię zranić , jedynie chciałbym wiedzieć czy to ja jestem ojcem ... - szeptał łagodnym tonem głosu. - Zrozumiem jeżeli nie znasz odpowiedzi . - dodał chociaż miał nadzieję , że prawda okaże się inna. Zadziwiające jak ogromną rolę w Naszym życiu odgrywa nadzieja. 
-A jeśli byłoby to Twoje dziecko, to co?- zerwała się na równe nogi tylko po to, aby po chwili zająć miejsce naprzeciwko blondyna. Tak, aby nie czuć Jego ciepła i dotyku. Znajdować się jak najdalej nieznanej mocy, która miała nad Jej ciałem ogromną kontrolę.- Stworzymy szczęśliwą rodzinkę i będziemy żyć długo i szczęśliwie? Nie, to tak nie działa… Nie w naszym przypadku- przyznała, wycierając ze swoich policzków łzy, które mimowolnie spływały po Jej policzkach.
Jednak słowa , to najgorsze z możliwych bodźców jakie mogą zadać Nam ból... zranić najdotkliwiej jak to tylko możliwe. - Nie powiedziałem nawet słowa o założeniu rodziny , więc nie rozumiem dlaczego się denerwujesz. Naturalne chyba jest to , że chciałbym wiedzieć , że pojawi się na świecie Ktoś kogo jestem częścią nie sądzisz? - z coraz większym trudem radził sobie z opanowaniem swojego tonu głosu , ale jednak się starał , aby nie przestraszyć Vanessy.
-Thomas, uważam, że najlepiej postąpisz wtedy, kiedy stąd wyjdziesz- wycedziła, próbując usilnie powstrzymując się od szlochu, który z każdą sekundą nabierał na swej sile. I runęło… Wszystko co zbudowała, wykształciła w sobie, co miało być silne i stabilne, runęło. Stała sama pośród gruzów, nie mając pojęcia jak postąpić. Sam płacz nie wystarczy… Niczemu nie zaradzi. Niczego nie zmieni. Przekonała się o tym dosyć boleśnie już wcześniej…
- Dlaczego nie chcesz ze mną normalnie porozmawiać? - zapytał patrząc głęboko w oczy brunetki , to za ich pośrednictwem chciał przemówić Vanessie do rozsądku... dać jej niewidoczny gołym okiem znak , że może z Nim rozmawiać jak z przyjacielem , nie obawiając się o konsekwencję swoich słów. Już nie teraz. Przecież byli przyjaciółmi jak śmiał w to wierzyć Morgenstern , a przyjaźń zniesie wiele.
-To wszystko nie ma sensu- westchnęła.-Nie powinniśmy w ogóle brnąć w przyjaźń… To nie ma żadnej racji bytu, Thomas- przyznała. Otwarła się. W końcu. Czy On sam to dostrzegł? Zobaczył, że już nie zastanawia się nad każdym słowem. Postawiła na szczerość? Na ile Jej się to przyda?- Ja nie potrafię, naprawdę…- wyszeptała, martwo podnosząc swój wzrok. 
- Nie oczekuje od Ciebie niczego oprócz szczerości Vann , chyba o tyle mogę Cię prosić? - wyszeptał ze wzrokiem umiejscowionym na bladej i kruchej twarzy brunetki. Miał ogromną ochotę , aby przytulić ją , wesprzeć , powiedzieć , że wszystko będzie dobrze , ale przecież nie mógł ... sam nie miał tej pewności. Nie mógł pozwolić sobie na popełnianie kolejnego błędu w postaci bliskości polki , której jak zauważył ona sama nie chciała.
-Thomas, ale tutaj nie chodzi tylko o to o czym teraz rozmawiamy…- jęknęła, chowając twarz w dłoniach.- Każde spotkanie z Tobą… Każde twoje spojrzenie, uśmiech… Słowo, które usłyszę z twoich ust… To za wiele mnie kosztuje… Przypomina i przywraca uczucia, których już dawno nie powinno we mnie być…- mówiła, właściwie sama nie zastanawiając się nad znaczeniem swoich słów.
  - Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał doszukując się właściwego znaczenia usłyszanych słów. Może nie powinien , ale zauważył w Nich jakby iskierkę przekazu dla Niego , że nie wszystko jest stracone , że brunetka nadal obdarza Go uczuciem. Niekoniecznie ogromnym , ale jednak ... Zawsze to jakiś początek . - Czujesz coś do mnie? - dopytał dążąc do uzyskania odpowiedzi. Szczerej odpowiedzi.
- Jeżeli jestem ojcem tego dziecka , będziesz musiała nauczyć się utrzymywać te kontakty ze mną , bo nie mam zamiaru rezygnować z tej istoty Vann.. - zakomunikował wyraźnie pewien w stu procentach sformułowanej wypowiedzi.  
-I jak wyglądałoby Jego życie?- zapytała z pretensjami w głosie, czując, że ciśnienie Jej krwi znacząco się podnosi.- Thomas, przestań. Nie chciałam brać nikogo na litość. Nie chcę opieki, bo wiem, że sobie poradzimy- delikatnie pogładziła ciążowy brzuch.- Ale to Ty będziesz je w przyszłości unieszczęśliwiać… Wszystko przemyślałam, tam będzie najlepiej- powiedziała na jednym wydechu.
  W jego wnętrzu , aż zawrzało od złości .  Słowa , które wręcz zakotwiczył się w jego umyśle powodowały ból zadany rannemu już zwierzęciu. ' Unieszczęśliwiał'. Nie potrafił pojąć jak Vanessa mogła dopuścić do siebie te słowa, przecież o nigdy nie skrzywdziłby swojego dziecka, istoty której był częścią. Popełnił wiele błędów , ale żaden z Nich nie pozbawiał go prawa do widywania się z dzieckiem , które mogłoby być jego. Bo nawet wtedy , gdy wyparł się Lilly robił to również dla jej dobra. Chciał , aby miała przy sobie ojca , który jest przy Niej , dla Niej , a nie tylko obok błądząc myślami w oddali. -  Nie masz prawa pozbawiać mnie wiedzy o tym dziecku. - wysyczał próbując zapanować nad bólem.
-Thomas, to moje dziecko- powiedziała stanowczo, nie potrafiąc panować już nad emocjami, które powoli przejmowały kontrolę nad Jej ciałem. Jej cały plan miał runąć? Takiej opcji nie mogła nawet dopuszczać do świadomości… Zbyt wiele łez przelała, by teraz pozwolić temu wszystkiemu na to, aby w jednej chwili runęło.- Moje- wyraźnie zaakcentowała jedno słowo, które odbiło już swe piętno w Jej głowie, sercu i duszy.
- Dobrze wiesz , że sama Go nie stworzyłaś , więc nie wmawiaj mi tutaj bajek , dobrze? - Postanowił walczyć , domagać się swojej prawdy ... Nie miał przecież nic do stracenia , a tak wiele stało otworem ku jego przyszłości. - Czekam na konkretną odpowiedź... - dopowiedział pewnie będąc blisko polki.
-Koniec- warknęła, odsuwając się blondyna na zacznie bezpieczniejszą odległość.- Ta rozmowa zmierza donikąd. Nie chcę być niegrzeczna, ale naprawdę uważam, że powinieneś już iść- krążyła w kółko po salonie, nie wiedząc już jakich słów, argumentów użyć, aby wybrnąć cało z sytuacji. Nie zachwiać sobą na tyle, żeby później nie wylewać kolejne hektolitry łez…- Zostaw. Zapomnij… Proszę- wyszeptała ledwo słyszalnie.
Zapomnieć. Tak łatwo wypowiedzieć to słowo , rozkazać , abyśmy się do niego dostosowali , skorzystali z przekazu jaki za sobą niesie, ale gdyby to było tak łatwe jak samo wypowiedzenie. Nie jest. Nie możemy ... nie chcemy zapominać o czymś na co mamy wpływe , co jest dla Nas ważne , a może i najważniejsze. - Nie możesz tego ode mnie wymagać. Mam odejść tylko dlatego , że Ty tak chcesz? Nie Vann. Nigdy. - zakomunikował dość dosadnie czekając na dalszą reakcję ze strony brunetki. Życie po raz kolejny pokazało , że nie jest on słaby , że ma prawo walczyć o swoje szczęście... że jest Panem swojego losu. 
-Nie chcę, żebyś był ojcem mojego dziecka- wycedziła, przełykając gorzkie łzy, które były zbyt mocne, aby mogła je wstrzymać. Wiedziała, że Jego życie najlepiej będzie wyglądać bez Niej… Raniło, bolało. Sama świadomość paraliżowała, lecz w Jej głowie wszystko było jasne. Poukładane. Ale ten plan miał jedną, zasadniczą wadę. Nie było w nim miejsca dla Thomasa… Nie mogło być dla dobra ich obydwóch.- Wyrzekłeś się Lilly. Ukrywałeś Ją. Bałeś się przyznać, że jesteś ojcem…- wymieniała, a łzy ciurkiem spływały po Jej policzkach.- Poza tym, ja nie powiedziałam, że to Twoje maleństwo… 
- Nie będę Tłumaczył Ci czegoś o czym już wiele razy rozmawialiśmy Vann. - Lilly. Ile to już razy tłumaczył brunetce dlaczego postąpił tak , a nie inaczej. Był pewien , że zrozumiała , a przynajmniej przyswoiła podaną informację , wyjaśnienie. Czyżby się pomylił? Nie. Chyba nie.
- Dopóki nie upewnimy się kto jest ojcem , będę traktował to maleństwo jakby było częścią mnie. - dodał ze smutną barwą głosu.
-Thomas…- zaczęła siadając na fotelu,  zatapiając swe dłonie w swoich ciemnych włosach. Zebrać myśli. Pokazać  blondynowi jak to wszystko wygląda z Jej perspektywy. To stało się celem  nadrzędnym. Najważniejszym, który ułożyć miał życie ich dwójce. No…  Może trójce, czy nawet czwórce.- Po naszym rozstaniu nie było łatwo.  Było wręcz tragicznie. Nie wiedziałam czy kiedykolwiek moje życie  przybierze właściwy tor. Ale zebrałam w sobie wszystkie siły i udało mi  się. Małymi kroczkami dążę do celu, mimo że wiem jaki on jest  jednocześnie daleko…- nieprzerwanie starała się zachować z blondynem  kontakt wzrokowy, aby może mową magicznych oczu, pokazać swoje racje.-  Ja nie umiem żyć bez Ciebie, to fakt… Ale trudniej jest żyć z Tobą.  Proszę… Zapomnij. Skoncentruj się tylko na Lilly… Ale proszę… Odsuń się w  cień…- kolejny raz tego wieczoru z Jej oczu popłynęły srebrzyste łzy.
Załamał się słysząc prośby ze strony brunetki. Jej ciche łkanie podczas wypowiadania kolejnych słów. Lecz nie miał już wpływu na sytuacje które wydarzyły się w przeszłości. Już nie. - Jak zachowałabyś się będąc na moim miejscu? Odpuściłabyś ? Zostawiłabyś wszystko co kochasz tylko dlatego , że kiedyś popełniłaś wiele błędów? Powiedź Vann ? Pomyśl przez chwilę i odpowiedź.- Miał tak wiele żalu w sobie , goryczy do samego siebie... Po raz wtórny zaczął się obwiniać , a tego próbował uniknąć. Skrajne są koleje naszego losu. 
-Wszystko co kochasz?- podniosła martwo wzrok, nie czując nic. Kompletnie nic, oprócz strachu, który wywołał Thomas i Jego upór. Wola walki, gdzie Ona nie miała siły walczyć. Nie chciała. Zbyt mało sił miała. Znała odpowiedź na pytanie chłopaka, lecz sama nie chciała na nie odpowiadać. Nie potrafiła się do tego przyznać. Zbyt wielki strach wywołałaby ta świadomość…
- Nigdy nie przestałem Cię kochać. Nigdy. - wyraźny nacisk padł na jedno z głównych wyrażeń. ' Nigdy'. Ale czy to w ogóle możliwe? Czy poprzez Nasze czyny nie wyrażamy swoich uczuć ? Nie zawsze.... To co skrywamy gdzieś na dnie serca , co jest dla Nas najważniejsze nigdy nie będzie widzialne gołym okiem. O istnieniu Naszych uczuć wiemy jedynie my sami , i to jest najpiękniejsza cecha miłości ... Bo ona nie jest na pokaz. Jest dla Nas. - Kocham Cię Vann , chociaż pewnie w to nie wierzysz.  
-Uczuć nie da się zapomnieć- łzy zaczęły powoli osychać, kiedy wzrok swój miała zatopiony w nieziemskich tęczówkach chłopaka. Wewnątrz Niej na chwilę zaświeciło słońce. Stała się lekka tak, że mogła być pchana przez wiatr, niczym dmuchawiec. Stąpała boso po zielonej łące, słysząc tylko słowa: ‘Kocham Cię, Vann’.- Nie chcę kwestionować tego czy mnie kochasz, czy nie… Nie twierdzę również, że mówisz nieprawdę. Takich słów nie wypowiada się tak po prostu od tak…- wstała, chwiejnie trzymając się na nogach.- Thomas, proszę…- wszeptała, siedząc na kolanach blondyna, nieśmiało ujmując Jego twarz w swych dłoniach.
-Daj mi szansę . Pozwól zaopiekować się Wami , proszę... - szeptał patrząc w jej ciemne tęczówki niczym we wszechświat , w którym widział miejsce dla Siebie . Dla Nich. Wiele szans zmarnował , jeszcze wiele błędów popełnił , ale nikt nie mógł mu zarzucić braku wytrwałości w swoich postanowieniach , braku konsekwencji w wyznaczonych celach. Wierzył , że może być dobrze ... że razem dane im będzie zwyciężyć walkę o wspólne szczęście chociaż wiedział , że nie będzie to łatwe zadanie.
-To nie Tobie tutaj trzeba dać szansę…- odezwała się ochryple, nieustannie patrząc w oczy Austriaka.- Jesteś cudownym, dobrym człowiekiem, który potrafi kochać. Czasem na świecie jednak tak bywa… Ty kochasz mnie, ja kocham Ciebie, ale nie możemy być razem. Życie i tak kiedyś znajdzie sposób, żeby nasz poróżnić…- Jej myśli, które dotychczas ukrywały się głęboko w Jej podświadomości, ujrzały światło dzienne.- I nie protestuj… Osobno będzie nam wszystkim lepiej… Taka jest prawda.
 
- Pozwól mi być chociaż obecnym przy Tobie , pomagać Ci , wspierać.... - jego oczy mówiły za Niego . Miał wrażenie , że gdyby zamilkł blask z Nich wydobywający się powiedziałby wszystko bez pomocy jego ust. Pragnął wielu rzeczy , ale najcenniejszym skarbem dla jego serca , duszy stała się na nowo Ona. Vanessa i mały szkrab , który może jest częścią jego samego. 
-Nie- odpowiedziała krótko, oddalając się od skoczka, jednocześnie nerwowo błądząc po pełnym światła salonie.- Pomaga i wspiera mnie Ann oraz Manuel. Są niezastąpieni i innej opieki mi nie potrzeba…- odwróciła się tyłem do skoczka, aby już nie ulec magii Jego tęczówek. Nie pozwolić sobie na ruchy, których nigdy nie miało być w planie.- Im prędzej to wszystko zaakceptujemy, będzie nam się lepiej żyło… Osobno…- wyszeptała ledwo słyszalnie.
- Nie pozbędziesz się mnie Vann ...teraz już nie .. - drążył chociaż sam już nie widział szans na dalsze próby swoich poczynań. Miał w głowie wiele planów i scenariuszy , ale bał się je wypowiedzieć na głos. Nie chciał posuwać się do ostateczności w swoich decyzjach , ale czy da się ominąć to co jest nieuniknione? Nie... szczególnie , gdy nie widzimy nawet krzty aprobaty ze strony drugiej osoby.
-A co jeśli to nie Twoje dziecko?- odwróciła się z zachłannością wciągając powietrze w swe płuca, którym omal nie dławiła się przy każdym wdechem. Sama nie wiedziała… Nie miała pojęcia… Wstyd było się przyznać, lecz to stawiało Ją jednocześnie w komfortowej sytuacji…
- Tego dowiemy się , gdy nadejdzie czas rozwiązania , a do tej pory nic nie odwiedzie mnie od myśli , że będę częścią życia tej małej istotki. - oznajmił pewnie nie biorąc pod uwagę słów , które przed momentem padły z ust brunetki . Raniły , owszem , ale gdybaniem niczego nie zmieni. Wolał , żyć że świadomością , że życie pomału nabiera barw. Rodzicielskich odcieni. 
- A weźmiesz pod uwagę moje plany na przyszłość?!- pisnęła cienko, widząc zdeterminowanie i pewność blondyna, która sprawiała Ją o przerażenie, lecz także wzruszała. Dwa skrajne uczucia, lecz jednak wiążące się ze sobą w niewiarygodnie pokrętny sposób.- Nie chce dla maleństwa źle. Chcę zapewnić mu wszystko… Nawet ojca…- mówiła, sama nie wiedząc co ma na myśli.
- Twoje plany nie uwzględniają mojej obecności , ale nie zamierzam Ich w jakikolwiek sposób negować. Będę jedynie blisko , gdy dojdziesz do wniosku , że mogę Ci w czymś pomóc .. - odpowiedział łagodnie z subtelnym uśmiechem na ustach. Nie miał nic złego na myśli , nie chciał w żaden sposób kontrolować Vanessy. Widocznie chciał być. 
-Czyli jak rozumiem nie będziesz się w nic mieszał ani niczego krytykował, czy potępiał. Dobrze rozumiem?- zapytała, chcąc upewnić się czy dobrze zrozumiała słowa chłopaka, które pozwoliły na uspokojenie emocji i strachu, który coraz bardziej ogarniał Jej ciało. 
- Jeżeli uznam , że coś nie jest dla Was dobre powiem Ci o tym ... - Thomas spojrzał na zaokrąglony brzuszek brunetki podkreślając wyraźnie słowo ' Was' które przynosiło mu wiele radości ... - A Ty zrobisz z moimi uwagami , troską czy spostrzeżeniami co uznasz za stosowne. - dokończył z lekkim uśmiechem. 
-Skoro tak, możesz już wrócić do siebie- powiedziała ozięble, odwracając się od chłopaka. Tego teraz potrzebowała. Tego, co kiedyś było przekleństwem, dziś okazać się mogło pragnieniem najważniejszym. Samotność… Czas spędzony bez Morgiego. Bez Jego penetrującego wzroku pełnego miłości.- Dziękuję za wizytę również w imieniu Manuela.
- Dlaczego tak bardzo chcesz się mnie pozbyć? - zapytał nie mogąc znaleźć racjonalnego wytłumaczenia? Ucieczka? Ale przed czym ? Przecież nie zrobił nic czym mógłby urazić brunetkę , nie wypowiedział żadnej z gróźb , które plątały się w jego głowie , gdy usłyszał kilka gorzkich słów. Więc dlaczego ? Wpatrywał się w polkę z widocznym pragnieniem poznania odpowiedzi na dręczące Go pytanie.
-Boję się…- jąknęła, odwracając wzrok od postaci  blondyna. Po co to powiedziała? Nie lepiej byłoby powiedzieć coś oziębłego, oschłego i odbierającego uśmiech z ust Thomasa? Nie… Wówczas zraniłaby Go. A tego nie chciała… Już nigdy. Dlatego też, wolała nie być obecna w Jego życiu. Zostać w cieniu, gdzie było Jej dobrze. Jemu też, tylko nie zdawał sobie z tego sprawy…
  - Czego się boisz? Mnie? - zapytał zbliżając się znacząco do polki , jednakże pozostając w bezpiecznej odległości od Niej nie chcąc narażać Vanessy na dodatkowy stres spowodowany jego bliskością.
Jego niebieskie tęczówki błądziły po sylwetce polki próbując znaleźć jakikolwiek punkt zaczepiania dla kłębiących się myśli.
-Twojej bliskości… Nieziemskich oczu… Tego, co dzieje się w moim ciele, kiedy Cię widzę…- nadal nie patrzyła na skoczka. Nie potrafiła. Nie chciała. Uważała nawet, że tak będzie lepiej.- Boję się jednego, niekontrolowanego ruchu… Tego, którego nie ma w moim planie…
- Plany są po to , żeby móc je zmienić Vann.. - wyszeptał kładąc delikatnie swoją dłoń na ramieniu polki tak , aby poczuła jego nienachalną bliskość i delikatność w każdym przemyślanym przez Niego ruchu. - Nie mam na celu Cię do niczego zmuszać , proszę jedynie , abyś nie chowała się w stworzonej przez siebie skorupie , bo warto żyć , ufać .. nawet jeżeli wiele razy Nasze zaufanie zostało zawiedzione.- Jego głos nadal brzmiał naturalnie .. łagodnie z przysłowiową nutką zmysłowości. 
-Nie chcę…- jąknęła, wycierając łzę spływającą po policzku.- To wiązałoby się z ryzykiem… Nie umiem, nie jestem w stanie, nie… Przepraszam…- chwila, w której uświadamiała sobie więcej rzeczy, niż sama wiedziała, nadal trwała.- Dlatego nie chcę kontaktów z Tobą… Nie chcę pomocy…
- Ale ja nie potrafię odejść , nie chce .. - wyszeptał patrząc w ciemne tęczówki Vanessy , w której widział targające polką uczucia. Po raz kolejny prawda ujrzała światło dzienne... Oczy są zwierciadłem duszy... Jej duszy. To dało mu nadzieję , chęci do walki. Miał nadzieję , że Vanessa jednak zaryzykuje , podejmie wyzwanie jakie stawia przed Nią życie. 
-Nie rań, proszę…- wyjąkała żałośnie, nie mając już sił. Pragnąca tylko zostać sama. Nie odczuwać więcej wstydu czy pragnienia, które towarzyszyło Jej przy Thomasie.  Zabawne… Miała Go na wyciągnięcie ręki. Był tak blisko, a jednak za daleko.
- Naprawdę chcesz żebym wyszedł ? - zapytał z nadzieją na usłyszenie innej odpowiedzi niż te do których przyzwyczaiła Go brunetka. - Odpowiedź szczerze ... - niemalże błagał chcąc , aby poziom Ich rozmowy przeszedł na wyższy poziom. Poziom szczerości. 
-Pewnie, że nie chcę- nadal na Niego nie patrzyła. Tęczówki, które były Jej słabością, mogły doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji, której skutków nie znało żadne z nich.- Serce pragnie Cię najbardziej na świecie, lecz rozum próbuje się wyprzeć za wszelką cenę wszystkiego co z Tobą związane. A ja idę za głosem rozumu…  
- Wiesz , że rozsądni ludzie posługują się sercem ? Słuchają Go i postępują według jego zaleceń , bo tylko wtedy mają szansę na szczęście. - wypowiadając owe słowa ujął delikatnie podbródek polki , tak aby Ich spojrzenia zjednoczyły się .- Przed miłością nie da się uciec , nie warto ... - szeptał minimalizując odległość pomiędzy Ich twarzami... - Nie warto ... - zakończył składając delikatny pocałunek na pełnych wargach brunetki  
-Nie rób tego nigdy więcej!- warknęła, odsuwając się natychmiastowo od blondyna. Jego delikatne usta były tym, czego pragnęła, lecz nie mogła poczuć nigdzie więcej niż jedynie w swoich snach. Pogodziła się z tym co Ją otacza. Czemu ciągle ktoś to burzył? Czemu zostawiał samą pośród ciemności, którą on sam wywoływał?
  Dotyk jej jedwabnych ust był niczym zimna ciecz wylana na jego wrzące serce. Kojący. Mimo iż został on przerwany na zawsze pozostanie w jego pamięci ... - Nie potrafię Cię zrozumieć... - szeptał chowając swoją twarz w dłoniach czując napływającą złość , którą z trudem opanowywał.
-No już! Dalej!- cicho krzyczała, gdyż na więcej nie miała siły. Została raz, a porządnie, wytrącona z równowagi, do której trudno będzie Jej wrócić. Zaskakujące jest to, jak łatwo jest coś zniszczyć a znacznie trudniej odbudować. O ile w ogóle da się odbudować.- Wykrzycz mi wszystko w twarz co teraz myślisz!- a jednak. Dostrzegła złość na twarzy chłopaka. I to Ją tak rozdrażniło? A i owszem. To pokazało, że chłopak nie słuchał Jej wcześniej… Nie chciał uszanować tego co postanowiła… Tego, co wybudowała z tak ogromnym trudem.
- Nic nie myślę , jest mi jedynie bardzo przykro , że nie zasługuje nawet na jedną drobną szansę z Twojej strony ... - po jego policzku spłynęła łza , którą niemal natychmiast niezdarnie otarł ze swojego bladego policzka. Cóż więcej mógł powiedzieć ? Po co ? Słowa potrafią dosadnie zranić , a te wypowiedziane w gniewnie szczególnie. Nie warto było.
-Ile razy mam Ci mówić, że tak będzie lepiej?!- nie wytrzymała. W kółko to samo.  Krzykiem próbowała cokolwiek wytłumaczyć chłopakowi. Pokazać swój sposób myślenia. Perspektywę, którą dostrzegała tylko Ona. 
- Lepiej dla Kogo ? Dla Ciebie? ... - dopytywał z obłędem wymalowanym na twarzy, Determinacja ... jedyna cecha , która określała blondyna w zaistniałej sytuacji. Czy mógł przegrać walkę o swoje szczęście? Nie... Przegraną byłoby niepodjęcie żadnej możliwej próby.
-A jeśli tak to źle?- zapytała z pretensją, nie potrafiąc modulować głosu w taki sposób, aby przybrał on jak najbardziej naturalną barwę.- Tłumaczyłam Ci to… Błagam, nic na siłę… Koniec- ostatnie słowo wypowiedziała w sposób stanowczy, wkładając to w każdą kropelką siły, którą posiadała. Tak, aby uzmysłowić blondynowi, że z Jego prób i tak nic nie wyniknie.
Thomas przysiadł na kanapie w salonie zatapiając swoje dłonie w jasnych włosach. Nie potrafił wydusić z siebie nawet najprostszej wypowiedzi , która stała się jakby niewykonalna , gdy została przysypana przez morze myśli , wątpliwości i niewyjaśnionych kwestii. - Przepraszam .. - szepnął , głosem chcącym przekazać prostą myśl ' Wybacz , że swoim postępowaniem tak bardzo Cię ranię. '
  -Wyjeżdżam- rzuciła, zajmując swe miejsce u boku blondyna.- Nawet przypadkiem nie wejdziemy sobie w drogę. Tak będzie najlepiej- wyszeptała, będąc pewną każdego słowa, który wypowiedziała. Czasem najlepszym wyjściem jest ucieczka. Chwilowa, ale jednak. Czasem to jednak życie przypiera nas do muru nie dając możliwości wyboru.  
- Ucieczka , pięknie to sobie ułożyłaś... - wyszeptał wstając. Jego umysł wręcz oszalał słysząc jedno konkretne słowo. Wyrok. Brak możliwości kontaktu brzmiał niczym utrata życia , którego i tak posiadał już bardzo mało. Jego własna egzystencja , którą można było nazwać życiem jedynie w momencie gdy miał przy sobie Lilly.  
-Jestem tchórzem- powiedziała zgorzkniale, tępo patrzeć przed siebie.- Egoistką i długo tak wymieniać…- westchnęła ciężko, nie wiedząc jak ubrać w słowa swoje uczucia i poglądy, które w ostatnim czasie w sobie wykształciła.- A Ty Thomas nie rezygnujesz… Nie rozumiem czemu…  
- Bo Cię kocham ... Jak mam Ci to jaśniej wytłumaczyć ?  - drążył żałośnie kolejną formułkę najważniejszych w życiu słów pozbawiony nadziei na tak zwane lepsze jutro . Miał wrażenie , że ile razy by nie powiedział co czuje na starcie jest już na straconej pozycji. Dziwne? Dla Niego już nie było rzeczy dziwnych czy też niedorzecznych.  
-Wiem, że mnie kochasz!- pisnęła, wstając gwałtownie z kanapy.- Ale ja nie wiem dlaczego… Za co mnie kochasz? Nie mam w sobie żadnej cechy, która warta jest Twojej miłości- ton głosu w jakim to powiedziała, zawierał w sobie jedynie pewność. Sama nie potrafiła pojąć magii miłości Morgensterna. Nie miała pojęcia jak taka osoba jak Ona, zasługuje na miłość kogokolwiek.

- Nie kocha się za coś tylko pomimo czegoś Vann... - oznajmił pewny swoich słów. Nie miał w zwyczaju porównywać zalet czy też wad ... Każdy przecież je ma i to było dla Niego ważne. Piękno tkwi w osobowości , jakże różnej od innych , bo przecież dzięki tej różnorodności jesteśmy oryginalni , nie stajemy się czyjąś kopią . Mamy swoje poglądy , reali życiowe. Sami wiemy jak żyć , bez względu na wszystko .... Dla Niego Vanessa była kimś oryginalnym , wyjątkowym pomimo wszystko...  

 -Jak dla mnie to kolejny mit…- powiedziała oschle, wyglądając przez okno, nie chcąc kolejny raz natknąć się przypadkiem na wzrok blondyna.- Thomas, skończ… Proszę… Skończ tę walkę, bo ja już nie mam sił walczyć dalej…- oparła się o parapet, spuszczając żałośnie głowę w dół, próbując wykrzesać z siebie siły, które potrzebne były do uwagi i rozwagi, które musiała włożyć w każdy kontakt, każde słowo, które wypowiadała do Thomasa.

 - Nie zrezygnuje z Was dopóki nie dowiem się kto jest ojcem tego maleństwa . - zakomunikował dobitnie utrzymując kontakt wzrokowy z brunetką. Tak wiele miał do przekazania , ale z każdą chwilą wydawało mu się , że opada z zewnętrznych sił. Dlaczego zewnętrznych ? W środku jego ciała aż wrzało od emocji , pragnień ... chęci do walki. Szkoda jedynie , że tylko on się starał , że chciał podjąć walkę o Ich wspólne szczęście. Ironia

 -A później co?!- pisnęła cienko, wywracając teatralnie oczami.- Będziesz się opiekował, opiekował i opiekował, obdarzysz Je jakąś miłością, a potem? Co jeśli okaże się, że to nie Twoje dziecko?- instrumentalnie.​ Tak w Jej oczach traktował Thomas dziecko, które nosiła pod swoim sercem. Osóbkę, którą można pokochać, a nagle znienawidzić bądź stać się obojętnym na jej los. Doceniała to, że Thomas chce pomóc. Chce zaangażować się w coś, czego bała się Ona sama, lecz doskonale zdawała sobie sprawę, że to może przynieść jedynie rozczarowanie i cierpienie blondynowi, jeżeli prawda okaże się być inna niż ta, którą układa sobie w głowie.- Thomas... Ja nie chcę źle. Chcę dobrze. Nie mam zamiaru nikogo zranić czy rozczarować. Chcę zbudować sobie stabilny grunt pod nogami, zanim maleństwo przyjdzie na świat. Przede wszystkim chodzi mi o grunt psychiczny- ukryła twarz, aby uspokoić na chwilę emocje, które obezwładniały Jej wątłe ciało.- Nie wiesz jak to jest, kiedy nie masz nawet najmniejszego powodu, aby rano wstać z łóżka i przeżyć jakieś następne 12 godzin. Nie masz pojęcia jak to jest wymuszać uśmiech, by nie było zbędnych pytań. Nie wiesz jak to jest brać oddech z bólem, który przypomina Ci o wszystkim co minęło…- opadła bezwładnie na kanapę.- W ogóle, nic nie wiesz…- dodała bezsilnie pod nosem.
Nieprawda, że czas leczy rany i zaciera ślady. Może tylko łagodzi przykrywając wszystko osadem kolejnych przeżyć i zdarzeń. Ale to, co kiedyś bolało, w każdej chwili jest gotowe przebić się na wierzch i dopaść. Nie trzeba wiele, żeby przywołać dawne strachy i zmory. Gdyby nawet trwały w ukryciu, zepchnięte na samo dno, to przecież gniją gdzieś tam, na spodzie, i zatruwają duszę, zawsze pozostawiając jakiś ślad - w twarzy, w ruchach, w spojrzeniu - tworzą bariery psychiczne, kompleksy. Nie pomoże wódka, nie pomoże szarpanie się w skrajnościach, od usprawiedliwiani​a do potępiania.Coraz​ trudniej było mu znieść każde zadane pytanie , wiedząc że jego odpowiedzi są analizowane i wykorzystane przez brunetkę w niekorzystny dla Niego sposób. Dlaczego ? Wił się z myślami , nie mogąc poradzić sobie ze zmianą wszystkiego co się wokół niego dzieje. Odpowiedź? Czy warto było wyrażać swoją opinię skoro dla polki nie jest nic warta? Pogubił się. - Cokolwiek bym nie powiedział masz to gdzieś , tak jak mnie i moje uczucia , więc nie zdziw się jak obudzisz się kiedyś i Twoje własne dziecko nie będzie przy Tobie szczęśliwe , bo pozbawiasz Go ludzi którzy Kochają , dla własnej , cholernej wygody! - uniósł ton głosu , lecz nie krzyczał .. wyraził to co czuł dosadnie kierując się w stronę wyjścia.
-Thomas…- szepnęła, obserwując oddalającą się sylwetkę skoczka.- Nie chcę Cię ranić… Przecież wiesz, że Cię kocham…- wykrztusiła żałośnie, pustym wzrokiem patrząc na Thomasa.- Kiedy człowiek kocha, nie chce ranić, ale dobrze wiesz, że ja będę Cię ranić samą swoją obecnością…- podeszła bliżej, kładąc swą dłoń na ramieniu Austriaka.- Za wiele się wydarzyło… Teraz może nie wiesz, ale to naprawdę po to, aby każdemu z nas żyło się lepiej

- Nie jesteś mną , nie czujesz jak ja i nie mów , że wiesz co dla mnie jest najlepsze! - skoczek odsunął się pierwszy raz od bardzo dawna panując nad swoim ciałem i emocjami. - Chcesz być szczęśliwa , proszę bardzo , ale nie mów , że kochasz! Nie wiesz co to miłość skoro chcesz pozbawić Tego maluszka Ojca , skoro chcesz pozbawić siebie tego uczucia.... - Mówił wiele , tak jak i myślał. Ale to co dokonywało się za pośrednictwem jego ust było prawdą. Smutną i bolesną , ale jednak szczerą prawdą jego myśli.

-A jeśli okaże się, że to maleństwo nie jest Twoim biologicznym dzieckiem?- tego najbardziej się obawiała. Dlatego przed wszystkim starała się uciec. Zapewnić małemu tylko matkę… Najważniejszym celem było to, aby nie dostarczyć dziecku w przyszłości przykrych doświadczeń związanych z tym, że ktoś może mieć mu za złe, że się w ogóle pojawił.- Co wtedy?- warknęła stanowczo.
- Nie biorę nawet tej opcji pod uwagę , ono jest Nasze Vann.- Dokładnie tak myślał . Nie ważne co okaże się za kilka miesięcy , On już kocha tą kruszynkę miłością rodzicielską...
Dobro tej istoty stało się dla Niego tak ważne jak dobrobyt i spełnienie dla Lilly. W życiu Austriaka odegrało ono ważną rolę , tworzyło rodzinę bez względu na wszystko. - Nawet jeżeli Andreas okaże się ojcem , zawsze będę traktował Ciebie i to maleństwo z należytym szacunkiem i uczuciem. - dopowiedział spoglądając na zaokrąglony brzuszek brunetki. 
-Thomas to tak nie działa…- jęknęła, nie mogąc oprzeć się podziwu, który ogarnął Ją, kiedy Thomas wypowiadał się o Jej dziecku. W Jego oczach- ich dziecku. Był wyjątkowy i tego nie dało się nie zauważyć. Niewielu mężczyzn byłoby stać na takie słowa, a tym bardziej wypełnienie swojej obietnicy… Tylko, dla Nich było już za późno.- Masz rację. Jestem skończoną egoistką, która nie dopuszcza do siebie miłości… Przepraszam…- wyszeptała.
- Życzę Ci Vann , aby uczucia , które tak w sobie dławisz odnalazły drogę do Twojego serca , bo ludzie dla których inni nie mają znaczenia szybko tracą na wartości pozostając w swoim świecie sami ... - odrzekł z żalem i goryczą w głosie roniąc przy tym jedną słoną łzę. Ostatnią , która ujrzała światło dzienne. Spuszczając głowę powoli kierował się do wyjścia. 
-Przepraszam za wszystko, Thomas- jąkała, dławiąc się gorzkimi łzami, które z uporem wydostawały się z Jej powiek. Intencje miała dobre… Jak zwykle wszystko musiało pójść na odwrót. Czemu właśnie takie życie nad otacza? Gdzie dobro, nagle zamienia się w zło.- Manuel!- wyszlochała, wpadając w ramiona bruneta, nie wiedząc, że Thomas nadal wpatruje się ich dwójce…
~~♥~~
Miała w sobie coś co nie pozwalało Mu Jej skreślić, chociaż myślał o Niej już w czasie przeszłym. Walka… Czy ona teraz miała jakikolwiek sens? Czy opłacało mu się walczyć, skoro i tak był już stracony? Bez miłości był jak sucha trawa… Jednakże teraz musiał żyć bez niej. Jak długo? Czy kiedykolwiek przestanie Ją kochać? Teraz był pewien, że nie. Że jest jedyna. Jest ideałem, pomimo tylu wad i niedoskonałości. Ale czy to one nie czynią nas jeszcze bardziej wyjątkowymi? Nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć przyszłości. Dokładnie określić co czeka nas za rok, za dwa, czy nawet jutro. Każdy dzień jest wyjątkowy. Niepowtarzalny. Nie ma prawa się powtórzyć. Każda godzina, sekunda jest tylko jedna. Nie wybije po raz kolejny w przeszłości. Może jednak była dla Niego szansa na życie bez Vanessy? Czy możliwe jest to, aby pokochał jeszcze raz? Teraz to oczywista oczywistość w Jego oczach. Jest pewien, że nie. Ale nie wie jakie życie postawiło przed Nim karty. Mimo że pięknem jest wszystko to, z czym związana jest właśnie Vann, później, z biegiem lat, prawdę pokaże czas…
Obserwował Lilly, jednocześnie siedząc na kanapie i błądząc myślami wokół filigranowej brunetki, która zawładnęła nie tylko Jego sercem, lecz również rozumem. Zabawne, że potrzebował dnia, żeby się w Niej zakochać, a teraz potrzebuje lat, aby o Niej zapomnieć…
Strach, lęk… Niby podobne do siebie uczucia, lecz tak odmienne. Bał się o przyszłość Vanessy. Nie tylko Jej. Spodziewała się dziecka. Jego dziecka… Fakty mówiły, że nie jest to jeszcze do końca pewne, lecz Jego serce podpowiadało coś innego. Mówiło, że chce się zaopiekować ich dwójką. Obdarzyć miłością i całym ciepłem, który tylko posiadał. Stworzyć rodzinę i chronić Ją z całych sił przed każdym złem na świecie, którego nie było wcale mało. Wziąć na swe barki odpowiedzialność. Czuć Jej bliskość… Słyszeć słowa płynące z głębi serca… Dostrzegać rzeczy niewidzialne dla oka. Ale teraz było za późno… Zrozumiał, że naciskając i wtrącając się w Jej życie nic nie ugra. Wręcz straci. Doszedł do wniosku, że najlepiej będzie, kiedy przestanie. Usunie się w cień, nie raniąc więcej ani siebie, ani Vann. Oddać Jej powietrze, które tak często zabierał. Nie powodować już łez w ciemnych oczach brunetki. Niekoniecznie zapominać, lecz starać się pogodzić z życiem i przeznaczeniem, które było dla Niego już od dawne zapisane w gwiazdach. Tam, gdzie On nie miał dostępu. Gdzie nie mógł nic zmienić. Jedyne do czego miał prawo to poddać się życiu i iść z prądem, jakim Go za sobą ciągnął…
~~♥♥~~
Mówią, że szczęście się nie kończy, ale ulega zmianom.  Ciągle liczy się na jakiś cud, lecz nagle dociera do nas, że to nigdy nie nastąpi. Staramy się zaakceptować zmiany i powoli, stopniowo wcielać je w życie. Cud zanika, ale nadzieja na przyzwyczajenie się, zostaje. A zmiany też mogą stać się nawykiem. Ciągłą gonitwą. Czasem nawet zaprzestania podjętych działań. Jednakże, to co się działo, nie było zdrowe. Było wręcz chore i pozbawione uczuć. Zimne, dalekie Mu… Jemu oraz Ann, którą znał wcześniej. Jego myśli ciągle wirowały wokół Niej. Zmiany, która tak nagle nastąpiła. A może nie nagle? Być może to On sam przegapił Jej początek, a ocknął się dopiero wtedy, gdy było już za późno? Przechodząc ulicami rodzinnego miasta, pochłonięty rozmyślaniami na temat przyszłości, nagle zobaczył siedzącą w kawiarni Ann, która serdecznie uśmiechała się do swojego rozmówcy. Była taka jak kiedyś. Rozpromieniona. Wesoła. Z beztroską i czułością w oczach. Bez zastanowienia wszedł do owej kawiarni. Wtedy Jego świat przeżył kolejne trzęsienie ziemi. W ułamku sekundy wszystko runęło. Nawet najmniejszy cień nadziei. Czy słusznie?  
-Ann, co tutaj robisz?- zapytał jąkając się i mierząc wzrokiem mężczyznę, który siedział u boku Polki.
Kochając kogoś, dajesz mu władzę, by cię unicestwił. To bardzo prosta zależność, której jakoś nikt nie spieszy się uznać. Kochanie kogoś – zakochanie się w kimś – przewiduje dwa możliwe scenariusze: w pierwszym miłość jest odwzajemniona; w drugim, zdradzona. To wszystko. Pierwsza możliwość jest nierozerwalnie związana z drugą.
- Rozmawiam. - Ann uniosła się z zajmowanego miejsca spoglądając na Austriaka nieco zaskoczona jego obecnością w lokalu. - A Ty co tutaj robisz? - dopytała. 
- Z nim?- wydusił z siebie, patrząc z niechęcią i wrogością na osobę, która wielokrotnie wzbudzała Jego obawy i strach. Najpierw zniszczyła życie Thomasa i Vanessy, a teraz zabierała się za zrujnowanie Jego życia z Ann. Natury niektórych ludzi nie da się opisać słowami.- Z Nim nie da się rozmawiać.
-Bo co?- Niemiec wstał z miejsca. Odruch, niezależny od Jego woli. Zaskakujące, jak daleko potrafią ponieść człowieka emocje.  
- A coś w tym złego? - Ann spojrzała na sylwetkę Niemca , który po chwili stawił się obok Niej , jakby w geście potwierdzenia swojej obecności. - Chyba mam prawo spotykać się ze znajomymi ? - zapytała ? Może i sama sobie odpowiedziała nie licząc na dalszą dedukcję wypowiedzi przez Austriaka. Na jej twarzy gościł uśmiech z domieszką zakłopotania , niezrozumienia... strachu ?  
-Odsuń się od Niej!- warknął, widząc, że Andreas pewnie i z triumfem w oczach zajmuje swe miejsce przy boku Ann. Tam, gdzie Ona sama Go już nie dopuszczała. I chyba właśnie ta świadomość zabolała  najbardziej, skłaniając do najbardziej radykalnych kroków, które był w stanie postawić.- Nie chcę, żebyś się z Nim zadawała- pociągnął za ramię Polkę, jednocześnie odsuwając Ją od Niemca.
  - Gregor nie będziesz wybierał mi znajomych już o tym rozmawialiśmy. - Pod wpływem dotyku Austriaka ciało Ann wyraźnie zadrżało. Niezrozumiały bodziec opanował zmysły szatynki doprowadzając do piskliwego i nienaturalnego tonu głosu , którym się posługiwała.
-Nie pamiętasz już co zrobił ze związkiem Vanessy i Thomasa?- nie panował nad sobą. Jego ciało nagle stało się obce. Jakby był w Nim dopiero pierwszy raz. Niezrozumiałe ruchy. Wypowiedziane słowa. Nawet drżenie rąk, stało się dla Niego dziwne.- Idziemy!- krzyknął, chwytając za rękę Polkę.
  -Koniec!- wykrzyczał Andreas, który jednym, zwinnym ruchem, ‘odbił’ z rąk Austriaka, dziewczynę, ujmując Ją delikatnie w talii, zaciągając się jednocześnie Jej zapachem.- Nie będziesz traktował Ann jak swoją własność! Nie jest Twoją niewolnicą i nigdy nie będzie!
Żaden ze scenariuszy , które układała w swojej głowie Ann , bądź próbowała ułożyć każdego samotnego wieczoru , nie był w żaden sposób odzwierciedleniem kierunku w którym zmierzała zaistniała sytuacja. - Możecie przestać? - zapytała spokojnie , lecz ze strachem widniejącym chociażby w drżeniu jej smukłych dłoni. - Proszę. - niemalże błagalny ton jej głosu , spojrzenie błądzące po obu sylwetkach.. Myśli, które doskonale zdawały sobie sprawę , że tajemnice mogą ujrzeć światło dzienne ...
-Nie- oznajmił krótko Gregor, który delikatnie odsunął od Niemca postać Ann. W Jego spojrzeniu znajdowały się tak skrajne emocje i mieszane uczucia… Tak wiele obaw i wątpliwości… Strach. Przerażenie. Nienawiść…- Powiedziałem już. Idziemy- po niemej wymianie spojrzeń, zwrócił się do Ann.
-Ann nie ma ochoty nigdzie z Tobą iść- powiedział, zaskakująco pewnie swego. W taki sposób, jakby zaraz chciał wyciągnąć swojego asa z rękawa, ponosząc spektakularną wygraną.- Tym, który powinien stąd iść, jesteś Ty, Schlierenzauer.
Ann utwierdziła się w przekonaniu iż zagrywki których dopuszcza się brunet nie są zwykłymi słowami rzucanymi na wiatr. Jej umysł dokładnie chłonął kolejne z wypowiedzianych słów. - Spotkamy się innym razem... - szepnęła patrząc błagalnie na twarz Andreasa z nadzieją , że jednak jej obawy jak szybko powstały tak szybko się roztrwonią.
-Nie. On nie będzie Tobą pomiatał- warknął, nie patrząc ani razu na Polkę. Jedyne co robił to wymieniał złowrogie spojrzenia z Austriakiem, który z każdą minutą coraz bardziej tracił wiarę i siłę na toczenie dalszej walki. Wyczuł, że Jego obawy, nie są jednak bezpodstawne.
-Nikim nie pomiatam!- podjął chyba jedną z ostatnich walk. Prawdopodobnie od razu skazany na niepowiedzenie.- Jedynie Tobie się to należy. Ty na to zasługujesz. Dla mnie jesteś nikim. Nie wiem jedynie dlaczego Ann chce się z Tobą przyjaźń. Potrafisz wzbudzać w ludziach litość.
- Gregor nie mów tak , proszę ... - głos Ann wyraźnie przybrał smutną barwę wiedząc jak wiele może się zdarzyć ... widząc w każdej z bliskich jej sylwetek wolę walki, 'coś' czego nie potrafiła bliżej zinterpretować. - Andreas jest moim przyjacielem. - powiedziała pewnie , nie chcąc narażać się na wypowiedzenie słów , które już dawno powinna użyć względem szatyna.
-Przyjacielem?- Andreas już sam dawno przestał panować nad sobą. Stracił silną wolę i rozsądek wraz ze spojrzeniem, którym Gregor obdarowywał Ann. Spojrzeniu, w którym była miłość. Bezgraniczna. Na swój sposób poplątana. Ale jednak miłość. Taka, jaką On sam nie wiedział czy jest w stanie zaproponować Ann.
-Ann, wiesz o czym On mówi?- szatyn spojrzał na Ann błagalnym wzrokiem, co na zaistniałą sytuację było stosunkowo niezrozumiałe. Ale On błagał… Prosił, aby żadne z Jego obaw nie stało się prawdą.
- Skończmy to .. - pisnęła machinalnie Ann ciągnąc za sobą Gregora w stronę wyjścia z kawiarni. Wizje jakie przedstawiał jej umysł paraliżowały na tyle , iż jedynym racjonalnym wyjściem z sytuacji okazała się ucieczka. Zmiana otoczenia , osób .... ale jak długo można uciekać przed czynami , które się popełniło? Przed prawdą , nawet tą bolesną..?
- Nie, poczekaj- wyrwał się, zbliżając się jeszcze bardziej do Niemca, z trudem ukrywając emocje, który pokazywały Jego słabości. Właściwie to tylko słabość… Słabość, której na imię było Ann..- O czym On mówi?- zapytał histerycznym tonem, patrząc z paniką na postać Polki.
-Mówię o tym, że Ann nie mogła znaleźć tego u Ciebie, co znalazła bez problemu u mnie- zaczął bezwzględnie, dokładnie wiedząc co dalej chce zakomunikować Austriakowi.- Namiętności, delikatności, męskości, zaufania… 
 Po policzku Ann spłynęły łzy... Były one odzwierciedleniem bezradności , bezsilności , która pod wpływem słów wypowiedzianych przez Andreasa niemalże stała się nieunikniona. Panika to jedyne odpowiednie określenie jakie opisywało wyraz jej twarzy , spojrzenie. - Gregor, przepraszam. - wyszeptała stojąc w miejscu ze spuszczoną głową.
-Ty…- wystarczyła chwila. Jeden gest. Jedno słowo… I nagle Oni przestali już istnieć. Tylko chwila, a teraz nie wiedział czy kiedykolwiek będzie tak jak wcześniej.- Ty mnie zdradziłaś Ann?- przez zaszklone łzy, patrzył z goryczą i bólem na Polkę. Teraz nawet kłamstwo, przywróciłoby nawet najmniejszą nadzieję… 
- Przepraszam Gregor... - szeptała , a po jej bladych policzkach spływały słone łzy , które uniemożliwiały Ann nawet najprostszą wypowiedź skierowaną do Austriaka... Cóż mogła powiedzieć więcej ? Jak wytłumaczyć błąd , który popełniła ? Teraz potrafi nadać określenie swoim czynom , a dotychczas? Było to przyjemne uniesienie dla Niej samej , którego się dopuściła ... To właśnie za Nie ma przepraszać? Ale czy nie jest tak , że każdy z Nas docenia swoje szczęście dopiero wtedy , gdy jest ogromna szansa na to , że właśnie je traci? Czy nie wtedy zauważamy prawdziwe oblicze popełnionych czynów kwalifikując je do 'swoich błędów' ? Tak było z Ann, której wzrok utkwiony był w podłożu , nie mogąc zmusić się , aby spojrzeć w czekoladowe tęczówki Gregora .... Oczy , które spoglądały na Nią z nienawiścią.
-Kiedy chciałaś mi powiedzieć?!- wrzasnął przez zaciśnięte zęby.- No kiedy?! A może nie powiedziałabyś wcale?!- rozpadła się właśnie jedność jak opuszczone szkło. Już nigdy więcej nie będzie można złożyć, raz zdradzonego szczęścia.  Żal zostanie z Nim na zawsze. Wspomnienia będą wracały w najmniej oczekiwanych momentach.
- Nie wiem. - jedyne marne dwa słowa , które potrafiła wydobyć z siebie usłyszawszy zadnie pytanie. Miała wiele okazji , aby przyznać się do swoich czynów , ale czy wtedy właściwie odbierała je jako coś karygodnego? Jako błąd? Zdradę której się dopuściła? Nie. Czuła się samotna , opuszczona i to po części z winy szatyna... gdyby nie to , może sprawy potoczyłyby się inaczej , a może właśnie tak miało być. - Gregor , daj mi wyjaśnić... - Ann zbliżyła się znacząco do Austriaka celem wytłumaczenia wszystkiego . - Wybacz mi.
-Co tutaj wyjaśniać?- odsunął się jak poparzony od szatynki.- Zniszczyłaś wszystko… Wszystko…- powtórzył żałośnie, zagłębiając się w dalszej treści swoich myśli. Zabił gniew, rozpacz i nienawiść. Wszystkie martwe uczucia pogrzebał gdzieś głęboko w swojej duszy. Bał się tylko jednego… Tego, że te uczucia kiedyś ożyją i sprawią, że udawanie obojętności, będzie zadaniem niewykonalnym.
 
- Wiem , że obojętnie co teraz powiem i tak nie będzie to na tyle sensowne , żebyś mnie zrozumiał , ale proszę spróbuj ... - zaczęła nie zważając na krzyki szatyna. - Wtedy , gdy tak troskliwie opiekowałeś się Sandrą poczułam się nieważna , tak jakbym nie była już dla Ciebie nikim wartościowym , tylko osobą która czeka posłusznie w domu , a to z czasem stało się nie do zniesienia... - mówiła chociaż nie do końca wiedziała czy któreś ze słów zostanie przyswojone przez Schlierenzauera. - Cała wina spoczywa na mnie , wiem o tym , ale proszę Cię postaraj się chociaż na moment postawić się na moim miejscu... - niemalże błagała dławiąc się słoną cieczą.
Jad został wlany w Jego umysł. Z serca nie pozostało nic innego jak wszechobecne rany. Rozbity dzbanek nadziei i głośna pustka we wnętrzu. Tak wygląda obraz środka człowieka, którego zdradziło szczęście. Nie mówił nic. Nie potrafił. Nie chciał. Nie mógł przez wzbierający się płacz. Wsłuchiwał się w ciszę… Tylko ona pozostała niezmieniona.  
- Przepraszam ... przepraszam.. - szeptała jak zahipnotyzowana wizją całkowitego rozpadu relacji jaka łączyła ją z Gregorem. Czegoś co na pozór nie było idealne , nieskazitelne , ale jednak było , istniało... miało swój czynny udział w życiu szatynki . Ważną rolę , której nie chciała stracić.
-Nie przepraszaj- odezwał się. To zadziwiające, że natura zdradzonego człowieka przypomina czasem ranne dzikie zwierzę. Może ugryźć nawet tego, który chce mu pomóc. Ale czy należy mu się dziwić, skoro Jego świat nagle przestał istnieć?- To kolejne słowa rzucone na wiatr.
- Wiem , że to niewiele zmienia ,ale żałuje strasznie tego co zrobiłam ... - Ann zbliżyła się diametralnie do Tyrolczyka ujmując w swoje drobne dłonie jego twarz , delikatnie gładząc obuszkiem po jego policzku , tak aby tęczówki Gregora zjednoczyły się z jej zeszklonymi oczami. - Kocham Cię Gregor , Kocham ... - szeptała , tak aby owe słowa były słyszalne jedynie dla Nich samych. 
-Teraz. Dopiero teraz mi to mówisz- zaśmiał się sarkastycznie, natychmiastowo odsuwając się od Polki.- Czyli musiałaś mnie zdradzić, żebyś w końcu mogła to powiedzieć? Brawo! Brawo!- drwił.- Ręce same składają się do klaskania- teatralnie klaskał w swe dłonie. Czyli jednak udało mu się wyrzucić wszystkie uczucia do kosza…
  Ann spuściła wzrok po raz kolejny tego dnia chcąc ukryć spływające po jej twarzy łzy , których najwyraźniej zaczęła się wstydzić . Popełniła ogromny błąd , ale drwina z jej uczuć , ze słów które otwarcie wyznała sprawiła ogromny ból niż niejedna obelga , którą spodziewała się usłyszeć. Ukradkowym spojrzeniem zmierzyła stojącego nieopodal Niemca , jakby szukając w nim wsparcia , przepraszając jednocześnie za to co zrobiła , do czego się posunęła w jego obecności. Chwiejnym krokiem kierowała się do wyjścia nie widząc miejsca dla siebie w tej całej sytuacji.  
-Weź swe rzeczy ode mnie, kiedy będę na treningu- odezwał się, wpatrując się tempo przed siebie.- Klucze przekaż Vann- dodał. Został zdradzony i oszukany. Jeszcze nikt nigdy Go tak nie potraktował. Czuł się tak bardzo zagubiony i pusty w środku. Siedział sam, pośród swych wspomnień, mając nadzieję, że to co było, kiedyś jeszcze wróci…
- Naprawdę sądzisz , że nie potrafisz mi wybaczyć tego co zrobiłam ? - zapytała nieśmiało dławiąc się własnymi łzami , które stały się nieodłączną częścią tego zdarzenia. To właściwie w tamtym momencie Ann uświadomiła sobie jak wiele straciła poprzez swoje nieuzasadnione podejrzenia , poprzez samotność , którą odczuła. Jak wielkiego błędu się dopuściła zdradzając Gregora , jak i samą siebie.
Utrata szacunku do samej siebie bolała chyba najbardziej ze wszystkich możliwych strat , które miała ponieść Ann. - Proszę ... - jej spojrzenie utkwiło w czekoladowych tęczówkach skoczka , w których nie widziała już szansy dla siebie , dla Nich. Nie było w Nich już nic co mogłoby dać chociaż odrobinę nadziei.
- Potrafisz cofnąć czas?- pełnymi łez, oczami, spojrzał z wyrzutem na Polkę. Oczy Jego straciły blask. Stały się puste. Zniknęła Jego pewność siebie i nie wiedział czego teraz tak naprawdę chce od życia.  Twarz nie pokazywała żadnych uczuć. Nic oprócz zmęczenia życiem i niepowodzeniami. Czy odnajdzie kiedyś nadzieję, która szeptać będzie cichutko, że zła passa też kiedyś się skończy?
-  Nie, ale proszę daj Nam szansę ... - Jak nasze zachowanie staje się niemalże skrajne , gdy nie widzimy już szans na dalszy rozwój marzeń , pragnień .... Gdy przed oczyma mamy jedynie wizję samotności , spowodowaną brakiem bliskiej nam z osób. - Gregor błagam Cię , wybacz mi... - słowa , które z ust Ann padały bardzo rzadko , a teraz? Z wielką łatwością przechodziły przez jej gardło.
-Żegnam Cię, Ann- zamknął swe powieki, wciągając w swe płuca sporą ilość powietrza. Nie chciał nawet myśleć o daniu Ann drugiej szansy. Bał się, że kiedy zacznie brać taką opcję pod uwagę, bałagan w Jego głowie stanie się jeszcze większy. Że podejmie decyzję, której później będzie żałować… Z którą nie będzie umiał dalej żyć… Ale czy istniało dla Niego życie bez Ann? Teraz nie było sensu się nad tym zastanawiać. Należy jedynie powiedzieć ‘żegnaj’…- Nas już nie ma, zapamiętaj to.
Histeria , która zawładnęła jej duszą była niemalże nie do opisania... Słowa , które raniły z każdą dodaną sylabą całkowicie zaburzyły jej dotychczasowy świat. - Żegnaj. - wyszeptała oddalając się kilka kroków nie mogąc znieść spojrzenia Andreasa jak i bijącej nienawiści ze strony Gregora.
--------------------------------------


Kolejna z odsłon zapisała się na kartach historii. Jakie wrażenia? Co czujecie po przeczytaniu tego rozdziału? Śmiało! Dzielcie się z nami Waszymi cennymi i szczerymi opiniami. :)