Są takie wydarzenia, które - przeżyte wspólnie - muszą się zakończyć przyjaźnią.
~~♥♥~~
…
Życie porównać można do puzzli. W rzeczywistości nigdy nie będziemy cieszyć się elementami, które ułożyliśmy, zastanawiamy się nad tymi, których brakuje. Czystą kartkę, którą dostajemy wraz z narodzeniem się, zapisujemy sami. To od nas zależy czy będziemy krzyczeć, czy cieszyć się przejażdżką, którą nam zafunduje. Przejażdżką podobną do rollercoasterów, gdzie zdarzają się wzloty i upadki. Każdy krok trzeba przemyśleć dokładnie. Wystarczy bowiem jeden nieostrożny ruch, a wszystko może się zwalić, zupełnie jak kostki domina. Stać się jak stal. Jak skała, której nie jest w stanie nic ukruszyć. Ani wiatr, czy temperatura. Nie czuć nic już na wieczność. Żyć swoim życiem posiadając klapki na oczach, aby widzieć tylko to, co jest najistotniejsze. Egoizm… Tak, dobrze określił Jej postępowanie Thomas. Ale zdołałaby posunąć się do wszystkiego, byleby tylko wyrzucić Go ze swojego życia. Bo na uczynienie tego samego z serca było już zdecydowanie za późno…
Wraz z Manuelem wpatrywała się w ogień, który żarzył się w domowym kominku. Scenariusz jak z filmu. Ale nie wtedy, kiedy posiada się niewyobrażalnie ogromną dziurę w sercu. Wtuliła się w tors chłopaka, jednocześnie zaciągając się Jego męskim zapachem i ciepłem, którego tak wiele w sobie posiadał. Przymknęła na chwilę swe powieki, aby zebrać myśli, które tak nieskładnie wirowały w Jej głowie. To na pewno właściwy moment?
-Manuel, ożenisz się ze mną?- zapytała niespodziewanie, zgłębiając treść brązowych tęczówek chłopaka, który patrzył na Polkę pytającym wzrokiem.
Nie zliczy, ile razy mówiła, że jest w porządku, a tak naprawdę od rozpadała się od środka. Nie zliczy, ile razy uśmiechała się, chociaż miała ochotę płakać i krzyczeć jak małe dziecko. Nie zliczy, ile razy oszukiwała samą siebie. Nie zliczy ile razy zepsuła coś, na czym cholernie Jej zależało. Nie zliczy, ile razy miała ochotę umrzeć, zapaść się pod ziemię, zniknąć. Nie zliczy, ile razy pragnęła być szczęśliwa, a za każdym razem coś stawało Jej na drodze…
...
~~♥~~
Są ludzie, z którymi relacje nie zepsują się, nieważnie jak długo ze sobą nie rozmawiają. Ile czasu się nie widzą. Zajmują pewne miejsce w sercu, przez co wiele słów wypowiedzianych w gniewie, tak wiele niekontrolowanych ruchów, których nie wykonywaliśmy my, tylko emocje, które uczyniły z nas swych poddanych. Istną marionetkę, za której sznurki banalnie łatwo ciągnąć, będąc sprawcą każdego jej ruchu. Tak naprawdę w życiu jesteśmy tylko marionetkami w sferze uczuć, które nieustannie potykająca się o cienką linę, po której stąpa. Samotna, ze łzami w oczach, marionetka, która w chwilach, kiedy cierpi najbardziej nie potrafi stać stabilnie na nogach ze świadomością, że jest całkiem sama. Teraz nadszedł Jego czas... Czyżby teraz los odpłacał tym samym za to, że w przeszłości niszczył szczęście i życie innych dla własnej przyjemności? Ironia losu, że teraz role całkowicie uległy zmianie. Nagle wszystko co dobre chciał ofiarować światu, zamieniło się w ogień, którego nie sposób ugasić. Wszystko umykało z objęć, a mimo że czas na żal powinien minąć, on nabierał tylko na swej sile. Mamy ochotę zamknąć się w skorupie już nigdy nie mogąc pozwolić sobie na jakiekolwiek uczucia. Strach. To jedynie on staje się towarzyszem, którego towarzystwo powoli, lecz skutecznie, podtruwa naszą duszę raz, po razie. Tak naprawdę strach towarzyszy nam od niepamiętnych czasów. Najpierw boimy się ciemności, duchów, wyimaginowanych problemów, a później? Z czasem strach ten podąża w coraz to gorszym kierunku. Następnie boimy się jutra, świata, aż w końcu dojdzie do tego, że zaczniemy bać się samych siebie. Nie będziemy rozpoznawać odbicia w lustrze człowieka, który stoi przed nami. Myśli wirować będą tylko wokół nienawiści, którą obdarzamy samych siebie. Za czyny, których się dopuściliśmy. Słowa, które wypowiedzieliśmy. Czas, który zmarnowaliśmy. Błędy, które popełniliśmy, a nie mogliśmy... Bo tak trudno jest żyć ze świadomością, że nikomu nie jest się potrzebnym, mimo że tak bardzo zależmy nam, aby komuś na nas zależało. Nie tylko dawać, lecz także odbierać uczucia. Trudno jest bowiem cieszyć się dniem, kiedy nie ma się z kim go dzielić...
-Thomas!- zawołał na jednym z treningów. Kolejnym z treningów, na którym mijał blondyna bez słowa. Bez ani jednego spojrzenia, gestu, który wskazywałby na to, że się znają, nie mówiąc już o tym, że byli kiedyś przyjaciółmi. 'Byli'... Trzeba odróżniać czas przeszły dokonany od czasu bieżącego tworzonego, a On i Thomas już jakiś czas temu przestali być przyjaciółmi. A winą za to, obarczał tylko i wyłącznie siebie. Popełnił niewybaczalne błędy, których teraz On sam nie potrafił sobie wybaczyć. Zapomnieć... Czemu zatem robił coś, choć wiedział w głębi duszy, że jest to niesłuszne w stosunku do każdego, a i przy okazji doszczętnie zniszczy przyjaźń, która była niestety niewystarczalnie mocna, by przetrwać zaślepienie miłością oraz zazdrością, którą wykazywał Gregor.
Blondyn przystanął natychmiastowo w miejscu. Głos szatyna, który wymawiał właśnie Jego imię zaskoczyło Go do tego stopnia, że nie potrafił racjonalnie stwierdzić co czuje bądź co ma powiedzieć. Odwrócił się powoli, mierząc swym wzrokiem sylwetkę szatyna. Co zauważył gołym okiem? Cierpienie i ból, które ogarniało ciało i duszę Schlierenzauera. Nie potrzebował większych obserwacji, by to dostrzec. Znał Go na tyle dobrze, by znać maski, które stara się przybrać w danych sytuacjach. Czasem dosyć nieumiejętnie i niezdarnie, ale to także należało do Jego natury. Jednakże, ze strony Thomasa nadal nie padło żadne słowo. Patrzył swym penetrującym wzrokiem na Gregora, nie wiedząc co powiedzieć. Jak zacząć rozmowę, która tak długo zalegała w sercu, a przede wszystkim jak pozbyć się bólu, który wydostawał się z niezabliźnionych jeszcze ran, które szatyn zadał mu w dniu, kiedy pewien rozdział ich życia się skończył. Albo przynajmniej miał skończyć...
-Thomas, jak długo ma to trwać?- powiedział zgorzkniale, kiedy z ust blondyna nie wydostało się żadne słowo. Nic, oprócz ciszy, która pomiędzy Nimi zapanowała. Czas, kiedy wymieniali się spojrzeniami. Urażonymi. Twardymi. Gorzkimi. Jednak podświadomość w głowie każdego podpowiadała to samo. Mówiła, że to właśnie nadszedł ten czas. Czas na rozmowę, po której wszystko będzie jasne i klarowniejsze dla każdego z Nich. Jedna rozmowa, a potrafi otworzyć oczy każdemu, nie pozostawiając po sobie niejasnych kwestii.- Jak długo jeszcze mamy udawać, że się nie znamy? No jak długo?- ciągnął dalej, nieudolnie próbując ukryć ból, który towarzyszył mu przy każdym słowie, które miał okazję wypowiedzieć.
I nadal cisza ze strony blondyna. Patrzył na człowieka, który w Jego oczach stał się wrakiem psychicznym. Bolało to również Jego. Chciał pomóc. Chciał być tak, jak był zawsze. Od kiedy pamiętał, na każdym kroku, kiedy potrzebował rozmowy, Gregor był obecny. Ale nie było Go wtedy, kiedy najbardziej Go potrzebował... Ominął czas, kiedy Jego dusza była porozrzucana w każdym kącie, a On bezradny siedział na środku ciemnego pomieszczenia, nie potrafiąc złożyć ani jednego kawałka siebie w składną całość, która ma jakikolwiek sens. Zapomniał tylko tego, że cisza potrafi bardziej rozdzielić niż przestrzeń...
-Dobrze...- westchnął zrezygnowany, spuszczając swój wzrok. Przez głowę przesuwało się tysiące szumiących myśli i wizji przeżycia kolejnego dnia pod tytułem:'Żyję, bo muszę'.- Skoro tak wolisz...- zrezygnował. Nie miał już sił na kompletnie nic. Zbyt wiele kosztowało Go każde słowo. Za wiele strachu posiadał w sobie każdy ruch czy najdrobniejszy gest. Zapomniał jednak, że zanim się zrezygnuje należy dobrze pomyśleć. Spróbować. Zrozumieć. Posłuchać nawet ciszy... Odwrócił się na pięcie, nie spoglądając na blondyna ani raz. Teraz nie widział już żadnego sensu, aby blondyn ujrzał ból i cierpienie w Jego tęczówkach, które i tak niebieskooki Austriak zauważył od razu.
-Nie zamierzam udawać, że nic się nie stało- odezwał się, zatrzymując swoimi słowami szatyna, który momentalnie obrócił się w Jego stronę. Cierpienie było jeszcze bardziej widoczne na Jego twarzy. On sam nie chciał także od razu ulegać. Pragnął dać do zrozumienia szatynowi, że powinien pocierpieć tak samo, jak cierpiał On przez najgorszy czas w swoim życiu. Tylko, czy w ich kłótni Gregor był wszystkiemu winien?
-Nawet tego nie oczekuję-powiedział łamiącym się głosem, który już dawno stracił swą naturalną barwę. W oczach blondyna widział wyraźny żal do Jego osoby. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie będzie łatwo z wybaczeniem Thomasa. To w końcu On chciał walczyć na końcu o ich przyjaźń, którą walkę od razu przerwał szatyn, nie dając nawet pola do popisu Morgiemu. Czasem nie dostrzegamy, co tak naprawdę jak dla nas najważniejsze, najistotniejsze. O co warto walczyć, a o czym zapomnieć... Jednak, nie można nigdy dać stracić się przyjaźni, zwłaszcza takiej, która przetrwała skrawek czasu, zabierając ze sobą nasze serca, całkowicie oddane drugiej osobie, która zna każde nasze słabości i mocne strony. Tylko jedno uczucie przyćmiewa wszystko, łącznie z przyjaźnią. Miłość. Nawet ona potrafi tak wiele zniszczyć, a uważana jest za jedną z najważniejszych wartości w życiu człowieka. A potem? Później wybudzamy się z transu, w który nas wprowadza, nie mając już praktycznie nic. Nawet przyjaciela, którego porzuciliśmy w 'imię miłości', gdyż kiedyś uważaliśmy to za słuszne. Najwłaściwsze. Jednakże, rzeczywistość jest okrutna i nigdy nie usłana różami bez kolców. Wystarczy jeden niewłaściwy ruch, by życie doszczętnie zabrało nam wszystko, co najcenniejsze.
-Więc czego chcesz?- zapytał oschle, patrząc twardym wzrokiem na szatyna, który powoli rozpadał się od środka. Miał poczucie, że nie powinien. Że co było, to tylko szara przyszłość. Że powinno liczyć się tylko to, co tu i teraz. Ale nie potrafił tak łatwo zapomnieć. Wybaczyć. Zbyt wiele negatywnych myśli i emocji przeszyło się przez Jego głowę, by mógł tak łatwo o nich zapomnieć, wyrzec się, przykryć kurzem zapomnienia tak nagle.
-Pogodzić się...- bardziej zapytał, niż oznajmił, nie będąc pewnym żadnego swojego ruchu czy słowa. We wszystkim plątał się jak w lepkich sieciach, które zarzuciło na Niego życie. Uniósł martwo wzrok, patrząc na blondyna szczerym wzrokiem, wypranym z wszelkich uczuć bądź emocji. Nie udawał. Był sobą, a nawet to okazało się trudnym zadaniem. Czasem nawet przed samym sobą nie jesteśmy do końca sobą.- Dziwne uczucie nie mieć przyjaciela, którego posiadało się właściwie od kiedy sięgała pamięć...- dodał, coraz pewniej czując się w towarzystwie Thomasa.
-Nie ja to wszystko zepsułem- rzekł, odwracając wzrok od, w pewnym stopniu, zdeterminowanej sylwetki Schlierenzauera. Tylko, czy w Jego słowach była choć szczypta racji? Czy nie uniósł się urażoną dumą? Niechętnie przyznajemy się do popełnionych błędów, myśląc, że chociaż w ten sposób zatuszujemy je przed światem, aby nikt nie odkrył naszych niedoskonałości charakteru.- Nie wiem czy przyjaźń między nami jest jeszcze możliwa...- chciał zakomunikować szatynowi, że na nic Jego próby, lecz czy słowa te wypowiadał prawdziwy Thomas, czy wykształcony w Jego duszy, odbiegający od Jego natury, obraz siebie w okrutnym świecie, pozbawionego barw po odejściu Vanessy z Jego życia?
-Bo...? Podaj choć jeden, wiarygodny argument- zażądał szatyn, dostrzegając w oczach swego rozmówcy nutkę zawahania, niepewności, co też postanowił doskonale wykorzystać w dalszej rozmowie i realizacji swojego planu. Chwilę po tym, pożałował swych słów. Co jeśli usłyszy bolesną prawdę, o której istnieniu nie wiedział On sam? Prawda dobije Go czy też wzmocni? W tej chwili, mogła Go jedynie położyć na kolana jeszcze bardziej. A co jest w tym wszystkim najgorsze? Nie miał nikogo, kto pomógłby mu rozpocząć inne, nowe życie, dla którego nie próbował nawet pisać własnych scenariuszy...
-Nie- odpowiedział stanowczo, czując, że Jego ciało przeszywa dreszcz.- I tak cokolwiek bym nie powiedział, Ty znajdziesz na to doskonały kontrargument- wtrącił do swojej wypowiedzi, nie potrafiąc zapanować nad tym, co wówczas zaczęło ogarniać Jego duszę i ciało. W głębi siebie, pragnął odnowić starą więź ze Schlierenzauerem, lecz ból, który z sekundy na sekundę coraz bardziej wzrastał na sile, nie pozwalał mu na to. Ból, tylko czym spowodowany? Niezapomnianymi chwilami cierpień, nie mając przy sobie zupełnie nikogo, kto pomógłby w taki sposób, jak mógłby zrobić to Gregor. Jak robił to zawsze. Owszem, w Jego życiu obecna była Ann, lecz sam nie wiedział jak mógłby zwrócić się do Niej o właściwą pomoc. Potrzeba wielu lat znajomości, wielu spędzonych wspólnie chwil, wielu zgrzytów, wielu radosnych chwil, aby poznać dobrze człowieka, co wiąże się z tym, że doskonale wie się co pomaga na dane problemy, które dotykają nas w życiu codzienne. Osoby te, jak nikt, wiedzą jak uśmierzyć najgorszy z rodzai bólów, które dotykają człowieka. Bólu psychicznego, gdy nasza dusza nie potrafi złożyć się w składną całość.
-Nie, to nie...- wykrztusił, odbierając ostatni z ataków spojrzenia blondyna, jednocześnie odwracając się na pięcie, szybko podążając przed siebie. Łzy, chociaż nie powinny, same cisnęły mu się do oczu. Wszystko zwaliło mu się na głowę. Cały świat runął jak domek z kart. Teraz sam nie wiedział co robić, aby żyć. Żyć we właściwy sposób, gdyż żyć też trzeba umieć. A On? On sam jakby nagle zapomniał tej sztuki.- Chciałem tylko dobrze... Nic więcej. Skoro to dla Ciebie nic nie znaczy, nie będę Ci więcej zawracał głowy- wycedził w drodze, nie zaszczycając blondyna ani jednym spojrzeniem.
-Trzeba było pomyśleć o tym, zanim obkładałeś mnie pięściami!- wrzasnął za szatynem, który niemalże w tej samej sekundzie zatrzymał się. Chciał zapomnieć, nie udało się. Teraz rozpoczął walkę o to, aby później nie wypominać sobie, że rozpad Jego przyjaźni z Gregorem było wyłącznie Jego winą.- Poza tym, jak mogłeś w ogóle pomyśleć, że ja i Ann...- nie dokończył, mając nadal w głowię swoją wstydliwą wizję próby zapomnienia o Vann, do której zrealizowania potrzebował Ann. Zabawne, w jak instrumentalny sposób chciał potraktować osobę, która do samego końca chciała mu pomagać w trudnych chwilach, ryzykując własnym szczęściem.
-A co miałem sobie myśleć?!- krzyknął, odwracając się w stronę Thomasa, minimalizują pokaźną odległość, która ich dzieliła.- Moja dziewczyna mieszkała z moim najlepszym przyjacielem, nie chcąc nawet słyszeć o przeprowadzce do mnie. Ty wiedziałeś o Niej więcej niż ja sam! A wtedy w basenie... Naprawdę nie wyglądaliście na przyjaciół- Jego krzyk uznać można było za cienki pisk. Ale wówczas wszystko, o czym chciał jak najprędzej zapomnieć, wróciło.Wróciło i bolało jeszcze bardziej niż wtedy. Czemu? Wiązało się z Ann. Osobą, o której teraz miał myśleć w czasie przeszłym w Jego życiu. Sama ta świadomość była dla Niego nie do zaakceptowania.
-Mogło to wyglądać jak tylko chciało- odezwał się niewzruszony rozpaczliwymi krzykami szatyna. Ciągle nic. Nie czuł niczego, co powinien, mimo że widział w jakim stanie znajduje się obecnie Schlierenzauer. Jednak Jego spojrzenie... Pełne bólu, jak i rodzaju zawiści, wbijało nóż w plecy Thomasa. Każdym słowem ranił Gregora, zamiast pomóc- szkodził, a i tak mając taką świadomość, postępował całkowicie na odwrót.
-Jeszcze próbuj mi wmówić, że całowałeś się z Nią tak po przyjacielsku- zadrwił, gorzko wykrzywiając swe usta. To wspomnienia zabolało najbardziej. Teraz już nawet nie zdenerwowało, lecz po prostu po ludzku zabolało, jakby został ukłuty szpilą. Dlaczego to ból zawsze przypomina Nam to, co najdotkliwsze? Nie byłoby lepiej, gdyby coś takiego jak ból psychiczny, przestał istnieć? Przynajmniej, przy wspomnieniach, które wyryły w naszej duszy najgłębszą i największą dziurę oraz te, które najczęściej stają nam przed oczami, gdy przymykamy powieki.- To zabawne, jak bardzo chcesz winę przeciągnąć na moją stronę- pokiwał głową, w geście sarkastycznego uznania dla poczynań Thomasa.
-A Ty co?- warknął rozdrażniony.- Święty Gregor?- przewrócił teatralnie oczyma.-Ann musiała mieć jakiś powód, żeby nie chcieć z Tobą mieszkać!- wrzasnął, znając tenże powód. Chęć pomocy dziewczyny dla Jego osoby... A On? Nie warto było powracać do przeszłości, lecz ta paskudna powracała sama, dodając do naszej twarzy wstyd, który zacznie spowijać nasze myśli, nie dając się odepchnąć ani żyć razem ze sobą w zgodzie.-Poza tym, Ty sam spotykałeś się z Vanessą za plecami Ann. Jesteśmy kwita, nie sądzisz?- bezwzględność pomieszana z żalem i bólem, wylewała się do Jego ciała jak trucizna. Miał za złe, że to Gregor był przy Vann wtedy, kiedy Ona sama wszystkich odtrącała. Czysta zagrywka taktyczna z Jego strona, lecz czy nie za bardzo oziębła i niemająca zasad?
-Chciałem, żeby ktokolwiek ze mną porozmawiał jak z człowiekiem!- wrzasnął, czując szybko pulsującą krew w swym ciele. Nie poznawał człowieka, który stał przed Nim. W żadnym stopniu nie przypominał On Thomasa, który był Jego przyjacielem. Blondynem, którego właśnie widział cechowała bezwzględność w działaniach, całkowicie na odwrót niż 'starego Thomasa'.- Tak na marginesie, wtedy to Ty rozwaliłeś Wasz związek, więc nie miej do mnie pretensji, jasne?!- wykrzyczał na jednym wydechu, nie mając już umiejętności panowania nad własnym głosem, nadając mu różnorakie barwy.-Może Ty po prostu chciałeś też zburzyć i Nasz związek, tak?- mówił, we własne słowa, którym dawał coraz większą wiarę.- Sprytnie to sobie wymyśliłeś.
-Przestań!- krzyknął stanowczo, zaciskając dłonie w pięści.- Jesteś chorobliwie zazdrosnym cholerykiem, który ufa tylko i wyłącznie sobie! Nie masz prawa robić mi kazań ani wyrzutów. To, co się działo pomiędzy mną a Vann to wyłącznie moja sprawa!- prawda ponownie zakuła w oczy. Gregor miał rację i to najbardziej bolało. A nikt nigdy wcześniej nie powiedział mu tego wprost. Tego, co jest rzeczywistością... Tylko, czy ktokolwiek pomyślał, że może ta prawda była mu potrzebna? Że im prędzej zobaczy jak wygląda to z innej perspektywy, życie wyglądać będzie inaczej?- Nie będziesz układał mi życia. Mam prawo mieszkać z kim chcę, tak samo jak mam prawo całować kogo chcę!- ton Jego głosu nadal pozostawał krzykiem. Czy zdawał sobie w ogóle co mówi? Wiedział, że powoli przegrywa tę walkę. Kiedy jest się coraz bliżej porażki, człowiek gotów jest złapać się każdej deski ratunku.- A i tak wyszło na Twoje. Nie zasługujesz na Ann i mam nadzieję, że Ona sama kiedyś to zauważy.
-Już to zrobiła...- powiedział pod nosem, spuszczając wzrok na dół. Nadal nie potrafił... Nie umiał... Był bezradny temu, co ogarniało Jego ciało, kiedy przypomniał o zdradzie Ann. Tak wiele rzeczy chciał naprawić. Cofnąć czas. Sprawić, aby było dobrze. Na nic. Największe chęci tutaj niczego nie zdziałają. Czasu nikt ani nic nie cofnie... Kto wie, wówczas może popełnilibyśmy jeszcze większe błędy, gdyby istniała taka możliwość. Czasem należy po prostu pogodzić się z losem i poddać się życiu, które najczęściej przytłacza.
-Co?- zapytał, nerwowo błądząc wzrokiem po załamanej sylwetce Schlierenzauera. Wzrok blondyna napełniał się coraz bardziej współczuciem i zdezorientowaniem. Widok Gregora kogoś mu przypominał. Kogoś odbicie w lustrze... Tak, Jego samego, kiedy drogi Thomasa i Vann się rozdzieliły.
-Rozstaliśmy się z Ann- powiedział nieco pewniej, patrząc na blondyna, chcąc zachować resztki godności, które mu zostały. Przynajmniej później, nie będzie zarzucał sobie co zrobił źle... Jak postąpił, a jak powinien postąpić. Stanął twarzą w twarz z człowiekiem, który wyglądał zewnętrznie jak Jego dawny przyjaciel, lecz wewnątrz, wcale Go nie przypominał. Obnażyć się z uczuć i słabości przed obcą osobą. Pokazać wszystko jednym spojrzeniem. Można powiedzieć, że samym tym gestem dał pokaz odwagi i tego, że naprawdę chce pogodzić się z tym, co się stało, wykazując sporą porcję samozaparcia.- Możesz być zadowolony. Osiągnąłeś swój cel. Teraz przyszedł mój czas- odwrócił się, stawiając pierwsze kroki, które miały na celu oddalenia się od Thomasa. Powrócenia do swojego szarego, samotnego życia, które obecnie prowadził i z którego miał nadzieję się wyrwać. Nie wszystko zależało jednak od Niego...
-Gregor, zaczekaj!- zawołał za Nim, chcąc dotrzymać kroku szatynowi. Znał ból, który towarzyszy ludziom przy odejściu najdroższych z osób. Wiedział jak wygląda świat po rozstaniu. Zdawał sobie sprawę, że gruntem jest to, żeby nie być samemu. On miał Ann, a Gregor? Został sam i kiedy zwracał się do Niego o pomoc, wyciągnął rękę, On sam Go uraził. Wbił kolejny nóż w plecy, przywracając bolesne wspomnienia.- Jak się trzymasz?- zapytał, wiedząc, że całkowicie niepotrzebne było to pytanie, by móc ocenić stan psychiczny Austriaka.
-Wspaniale- odpowiedział złośliwie, przyśpieszając kroku. Ani razu nie spojrzał na Thomasa. Nie chciał widzieć współczujących spojrzeń na swojej osobie. Nie oczekiwał współczucia, bo czy to mogło coś zmienić? Nie. Chciał jedynie czyjejś obecności, gdyż już dłużej nie potrafił udawać, że jest dobrze.
-Dlaczego?- zapytał, zatrzymując się przed Gregorem, jednocześnie uniemożliwiając mu dalsze stawianie kroków. Teraz nie było już dumy. Coś w Nim umarło. Jakaś blokada czy przeszkoda, która tkwiła w Jego duszy niczym drzazga. Obudził się Thomas, którego dawniej wszyscy znali, szanowali, a i również kochali...
-Nie będę spowiadał się obcym ludziom z osobistych spraw-odpowiedział oschle, coraz mniej pewniej czując się na własnych nogach. Na moment ukrył twarz w dłoniach, by nie pozwolić łzom pojawić się w Jego oczach, tym bardziej na policzkach. Obiecał sobie, że już nigdy nie uroni żadnej łzy. Nigdy... Tylko, czy nad wszystkim jest w stanie zapanować? Uczucia mają nieznaną ludziom moc. Są najsilniejsze i nikt nie może im się sprzeciwić, choćby jak bardzo tego pragnął. Walczył z nimi. Na nic. One są. Obecne w naszym życiu, często rujnują naszą ustabilizowaną psychikę, nie pytając wcale o zgodę. Nieproszone. Niechciane. W wielu przypadkach znienawidzone przez ludzi, którym niszczy stabilny grunt pod nogami...
-Obcym?- zmarszczył brwi, wiedząc, że teraz to On będzie musiał podjąć inicjatywę uzyskania zgody, która panować miała między Nim, a Gregorem. Niełatwe zadanie przed Nim. Zdawał sobie z tego sprawę, lecz nie mógł również zapomnieć, że w dużej części to przez Niego wszystko się rozpadło i kruszyło coraz bardziej, ulatując jak piasek przez palce. A czas... On nie działał na korzyść.- Co było, to było- zaczął, ciężko wzdychając.- Przepraszam... Ja wtedy... Wtedy nie byłem sobą...- dukał, nie wiedząc jak ubrać w słowa uczucia i emocje, którymi obdarowywał tamten czas swojego życia.- Straciłem Vanessę, chciałem za wszelką cenę Ją odzyskać albo jakoś zapomnieć...
-Więc postanowiłeś pobawić się mną i Ann?- przerwał mu, patrząc z niedowierzaniem i złością na Thomasa. Pomiędzy Nim, a Ann, już coś zgasło. Wiedział to. Nie było warto wracać do przeszłości, lecz czy niedotkliwy jest fakt, że przyjaciel wówczas cicho liczył na Jego potknięcie?- Brawo!- bąknął sarkastycznie.- Ręce same składają się do braw!
-Nie, to nie tak- powiedział szybko, nie wiedząc, że właśnie tak odbiera Jego słowa szatyn. Nigdy nie pomyślałby nawet o czymś takim. Nigdy przez Jego głowę nie przeszła myśl o tym, że musi zniszczyć szczęście Gregora. Był czas w Jego życiu, kiedy nie wiązał w jedną całość faktów. Zapomniał, że zabierając szatynowi Ann, skradnie mu szczęście sprzed nosa? Śmieszne, jak czasem potrafimy być zaślepieni własnym cierpieniem, nie potrafiąc dostrzec wielu istotnych rzeczy w naszym życiu, które tracimy przez własne zaślepienie i omamienie okrutnym losem, który nas dotknie.- Sam nie wiem co wtedy myślałem...- ukrył twarz w dłoniach, chcąc na chwilę odetchnąć.- Świat wtedy sprzymierzył się przeciw mnie. Ja nie powinienem... Nie mogłem...- mówił nieskładnie, próbując wyobrazić sobie co czuć musiał Gregor, kiedy był świadkiem tego, co dokonywało się przed Jego oczami. Własny przyjaciel zabierał mu ukochaną... Czy można coś takiego wybaczyć?- Wybacz...- wyjąkał, patrząc prosto w oczy szatynowi, którego tęczówki nadal przepełnione były skrajnymi, zranionymi uczuciami.
-Długo miałeś siniaki po moich uderzeniach?- odezwał się po chwili niezręcznej ciszy, delikatnie uśmiechając się do blondyna, który nieoczekiwanie zamieścił Go w swoich przyjacielskich objęciach. Spontanicznie. Cieszyli się, że w końcu odzyskali coś ważnego, jak nie najważniejszego. Przyjaźń. Więź, która jest najważniejsza w życiu człowieka, ponieważ prawdziwa przyjaźń nie zawodzi, nie zdradza. A miłość? Miłość tak często pokazuje nam swoje słabości, niedociągnięcia i niedoskonałości...
-Teraz powiesz mi, czemu rozstałeś się z Ann?- zapytał, patrząc na przygaszony wzrok Schlierenzauera. Chciał o tym porozmawiać. Był tego pewien, gdyż sam znajdował się w identycznej sytuacji jeszcze niedawno... Uczuć związanych z tamtym rozdziałem Jego życia, nie da się opisać, a tym bardziej puścić w zapomnienie.
-Czyli pogodziłeś się ze mną tylko dlatego, żeby zaspokoić swoją ciekawość?- zapytał podejrzliwie, lustrując postać blondyna, który po chwili wysłał mu karcące spojrzenie.- Wank- powiedział krótko po chwili. Więcej nawet nie był w stanie z siebie wykrzesać...
-Nie...- jęknął, patrząc na przyjaciela okrągłymi ze zdziwienia oczami.- Ann Cię... Zdradziła?- dokończył szeptem, nie mogąc uwierzyć w słowa, które wydostawały się z Jego gardła. Po co zatem zapytał, skoro mogło się wydawać, że to oczywistość? Proste. Ann w Jego oczach nigdy nie mogła okazać się na tyle bezduszna i egoistyczna, by zdradzić kogokolwiek. Tym bardziej nie Gregora, którego kochała miłością prawdziwą. To aż zabawne, jak życie potrafi nas zaskoczyć. W jaki sposób tworzy niedorzeczne scenariusze, by zburzyć nasz pogląd na świat i uzmysłowić, że na tym świecie faktycznie nie ma ludzi idealnych.
I ze strony szatyna cisza. Pojawił się jedynie wzrok, który mówił sam za siebie. Który był szczery i mówił szczerze co tak naprawdę czuje. Jak bardzo boli i jak strasznie ma dosyć życia. Że czuje się samotny, jak i to, że nie wie co dalej robić. Rozmawiali wzrokami, w których nic nie dało się ukryć. Grali w grę, w której nikt nie może udawać. Dlaczego? Bo byli przyjaciółmi. Nieważne co ich poróżniło, Oni i tak znaleźli drogę, która stała się jedną. Bo przyjaźń to nie tylko miłe słówka, zabawne chwile, ale przede wszystkim momenty załamań, utraty tchu i dni, które nie posiadają kolorowych odcieni.
-A co u Vanessy?- zapytał, by odciągnąć swój temat na jak najdalsze tory ich rozmowy. To nie czas i miejsce na to. Przynajmniej według Niego. Człowieka, który bał się skonfrontować z rzeczywistością.- Zapomniałeś już o Niej, czy nadal walczysz?
-Walczę, ale z góry jestem przegranym- odpowiedział bezsilnie, przyznając się być może przed samym sobą, że dalsze potyczki o serce ciemnowłosej Polki są czymś w rodzaju straty czasu, gdyż nigdy, niczego nie ugra na swoich próbach.- Ale nie poddaję się... Teraz mam do wywalczenia dwie osoby, które są najważniejsze w moim życiu- dopowiedział, komunikując szatynowi, że pomimo, iż zdaje sobie sprawę o trudach walki, ma o co walczyć i nie chce zaprzestawać dalszych bojów, gdyż 'nagrodą' jest coś wspaniałego. Najwspanialszego, co może spotkać każdego człowieka.
Gregor spojrzał na Morgiego z podziwem w oczach, jednocześnie uznając siłę i determinację przyjaciela. Warte było podziwu Jego zaangażowanie. On sam by tak nie potrafił... Nie umiałby podjąć przysłowiowej walki z wiatrakami...
-Mieliśmy wspaniałe dziewczyny- powiedział niespodziewanie.- Powinniśmy o nie walczyć...- dopowiedział, chcąc dodać sobie, jak i przyjacielowi sił na dalsze, trudne dni, które były dopiero przed Nimi. Które teraz mogli przeżyć wspólnie, nie oszczędzając sobie dobrych rad i słów wsparcia z czego od zawsze słynęli przyjaciół. Kiedy nie idzie się przez życie samemu, niewiele przeciwności losu jest dla nas trudem. Od zawsze wiadomo, że samemu idzie się szybciej, lecz we dwójkę dociera się dalej...
--------------
Mamy głęboką nadzieję, że także ten rozdział przypadnie Wam do gustu. Pisany jest dzięki Wam i Waszemu wsparciu oraz motywacji, której dostarczacie nam w postaci komentarzy. :) Dziękujemy, jednocześnie prosząc nieśmiało o dalsze opinie na temat tego, co wspólnie tworzymy!
…
Życie porównać można do puzzli. W rzeczywistości nigdy nie będziemy cieszyć się elementami, które ułożyliśmy, zastanawiamy się nad tymi, których brakuje. Czystą kartkę, którą dostajemy wraz z narodzeniem się, zapisujemy sami. To od nas zależy czy będziemy krzyczeć, czy cieszyć się przejażdżką, którą nam zafunduje. Przejażdżką podobną do rollercoasterów, gdzie zdarzają się wzloty i upadki. Każdy krok trzeba przemyśleć dokładnie. Wystarczy bowiem jeden nieostrożny ruch, a wszystko może się zwalić, zupełnie jak kostki domina. Stać się jak stal. Jak skała, której nie jest w stanie nic ukruszyć. Ani wiatr, czy temperatura. Nie czuć nic już na wieczność. Żyć swoim życiem posiadając klapki na oczach, aby widzieć tylko to, co jest najistotniejsze. Egoizm… Tak, dobrze określił Jej postępowanie Thomas. Ale zdołałaby posunąć się do wszystkiego, byleby tylko wyrzucić Go ze swojego życia. Bo na uczynienie tego samego z serca było już zdecydowanie za późno…
Wraz z Manuelem wpatrywała się w ogień, który żarzył się w domowym kominku. Scenariusz jak z filmu. Ale nie wtedy, kiedy posiada się niewyobrażalnie ogromną dziurę w sercu. Wtuliła się w tors chłopaka, jednocześnie zaciągając się Jego męskim zapachem i ciepłem, którego tak wiele w sobie posiadał. Przymknęła na chwilę swe powieki, aby zebrać myśli, które tak nieskładnie wirowały w Jej głowie. To na pewno właściwy moment?
-Manuel, ożenisz się ze mną?- zapytała niespodziewanie, zgłębiając treść brązowych tęczówek chłopaka, który patrzył na Polkę pytającym wzrokiem.
Nie zliczy, ile razy mówiła, że jest w porządku, a tak naprawdę od rozpadała się od środka. Nie zliczy, ile razy uśmiechała się, chociaż miała ochotę płakać i krzyczeć jak małe dziecko. Nie zliczy, ile razy oszukiwała samą siebie. Nie zliczy ile razy zepsuła coś, na czym cholernie Jej zależało. Nie zliczy, ile razy miała ochotę umrzeć, zapaść się pod ziemię, zniknąć. Nie zliczy, ile razy pragnęła być szczęśliwa, a za każdym razem coś stawało Jej na drodze…
...
~~♥~~
Są ludzie, z którymi relacje nie zepsują się, nieważnie jak długo ze sobą nie rozmawiają. Ile czasu się nie widzą. Zajmują pewne miejsce w sercu, przez co wiele słów wypowiedzianych w gniewie, tak wiele niekontrolowanych ruchów, których nie wykonywaliśmy my, tylko emocje, które uczyniły z nas swych poddanych. Istną marionetkę, za której sznurki banalnie łatwo ciągnąć, będąc sprawcą każdego jej ruchu. Tak naprawdę w życiu jesteśmy tylko marionetkami w sferze uczuć, które nieustannie potykająca się o cienką linę, po której stąpa. Samotna, ze łzami w oczach, marionetka, która w chwilach, kiedy cierpi najbardziej nie potrafi stać stabilnie na nogach ze świadomością, że jest całkiem sama. Teraz nadszedł Jego czas... Czyżby teraz los odpłacał tym samym za to, że w przeszłości niszczył szczęście i życie innych dla własnej przyjemności? Ironia losu, że teraz role całkowicie uległy zmianie. Nagle wszystko co dobre chciał ofiarować światu, zamieniło się w ogień, którego nie sposób ugasić. Wszystko umykało z objęć, a mimo że czas na żal powinien minąć, on nabierał tylko na swej sile. Mamy ochotę zamknąć się w skorupie już nigdy nie mogąc pozwolić sobie na jakiekolwiek uczucia. Strach. To jedynie on staje się towarzyszem, którego towarzystwo powoli, lecz skutecznie, podtruwa naszą duszę raz, po razie. Tak naprawdę strach towarzyszy nam od niepamiętnych czasów. Najpierw boimy się ciemności, duchów, wyimaginowanych problemów, a później? Z czasem strach ten podąża w coraz to gorszym kierunku. Następnie boimy się jutra, świata, aż w końcu dojdzie do tego, że zaczniemy bać się samych siebie. Nie będziemy rozpoznawać odbicia w lustrze człowieka, który stoi przed nami. Myśli wirować będą tylko wokół nienawiści, którą obdarzamy samych siebie. Za czyny, których się dopuściliśmy. Słowa, które wypowiedzieliśmy. Czas, który zmarnowaliśmy. Błędy, które popełniliśmy, a nie mogliśmy... Bo tak trudno jest żyć ze świadomością, że nikomu nie jest się potrzebnym, mimo że tak bardzo zależmy nam, aby komuś na nas zależało. Nie tylko dawać, lecz także odbierać uczucia. Trudno jest bowiem cieszyć się dniem, kiedy nie ma się z kim go dzielić...
-Thomas!- zawołał na jednym z treningów. Kolejnym z treningów, na którym mijał blondyna bez słowa. Bez ani jednego spojrzenia, gestu, który wskazywałby na to, że się znają, nie mówiąc już o tym, że byli kiedyś przyjaciółmi. 'Byli'... Trzeba odróżniać czas przeszły dokonany od czasu bieżącego tworzonego, a On i Thomas już jakiś czas temu przestali być przyjaciółmi. A winą za to, obarczał tylko i wyłącznie siebie. Popełnił niewybaczalne błędy, których teraz On sam nie potrafił sobie wybaczyć. Zapomnieć... Czemu zatem robił coś, choć wiedział w głębi duszy, że jest to niesłuszne w stosunku do każdego, a i przy okazji doszczętnie zniszczy przyjaźń, która była niestety niewystarczalnie mocna, by przetrwać zaślepienie miłością oraz zazdrością, którą wykazywał Gregor.
Blondyn przystanął natychmiastowo w miejscu. Głos szatyna, który wymawiał właśnie Jego imię zaskoczyło Go do tego stopnia, że nie potrafił racjonalnie stwierdzić co czuje bądź co ma powiedzieć. Odwrócił się powoli, mierząc swym wzrokiem sylwetkę szatyna. Co zauważył gołym okiem? Cierpienie i ból, które ogarniało ciało i duszę Schlierenzauera. Nie potrzebował większych obserwacji, by to dostrzec. Znał Go na tyle dobrze, by znać maski, które stara się przybrać w danych sytuacjach. Czasem dosyć nieumiejętnie i niezdarnie, ale to także należało do Jego natury. Jednakże, ze strony Thomasa nadal nie padło żadne słowo. Patrzył swym penetrującym wzrokiem na Gregora, nie wiedząc co powiedzieć. Jak zacząć rozmowę, która tak długo zalegała w sercu, a przede wszystkim jak pozbyć się bólu, który wydostawał się z niezabliźnionych jeszcze ran, które szatyn zadał mu w dniu, kiedy pewien rozdział ich życia się skończył. Albo przynajmniej miał skończyć...
-Thomas, jak długo ma to trwać?- powiedział zgorzkniale, kiedy z ust blondyna nie wydostało się żadne słowo. Nic, oprócz ciszy, która pomiędzy Nimi zapanowała. Czas, kiedy wymieniali się spojrzeniami. Urażonymi. Twardymi. Gorzkimi. Jednak podświadomość w głowie każdego podpowiadała to samo. Mówiła, że to właśnie nadszedł ten czas. Czas na rozmowę, po której wszystko będzie jasne i klarowniejsze dla każdego z Nich. Jedna rozmowa, a potrafi otworzyć oczy każdemu, nie pozostawiając po sobie niejasnych kwestii.- Jak długo jeszcze mamy udawać, że się nie znamy? No jak długo?- ciągnął dalej, nieudolnie próbując ukryć ból, który towarzyszył mu przy każdym słowie, które miał okazję wypowiedzieć.
I nadal cisza ze strony blondyna. Patrzył na człowieka, który w Jego oczach stał się wrakiem psychicznym. Bolało to również Jego. Chciał pomóc. Chciał być tak, jak był zawsze. Od kiedy pamiętał, na każdym kroku, kiedy potrzebował rozmowy, Gregor był obecny. Ale nie było Go wtedy, kiedy najbardziej Go potrzebował... Ominął czas, kiedy Jego dusza była porozrzucana w każdym kącie, a On bezradny siedział na środku ciemnego pomieszczenia, nie potrafiąc złożyć ani jednego kawałka siebie w składną całość, która ma jakikolwiek sens. Zapomniał tylko tego, że cisza potrafi bardziej rozdzielić niż przestrzeń...
-Dobrze...- westchnął zrezygnowany, spuszczając swój wzrok. Przez głowę przesuwało się tysiące szumiących myśli i wizji przeżycia kolejnego dnia pod tytułem:'Żyję, bo muszę'.- Skoro tak wolisz...- zrezygnował. Nie miał już sił na kompletnie nic. Zbyt wiele kosztowało Go każde słowo. Za wiele strachu posiadał w sobie każdy ruch czy najdrobniejszy gest. Zapomniał jednak, że zanim się zrezygnuje należy dobrze pomyśleć. Spróbować. Zrozumieć. Posłuchać nawet ciszy... Odwrócił się na pięcie, nie spoglądając na blondyna ani raz. Teraz nie widział już żadnego sensu, aby blondyn ujrzał ból i cierpienie w Jego tęczówkach, które i tak niebieskooki Austriak zauważył od razu.
-Nie zamierzam udawać, że nic się nie stało- odezwał się, zatrzymując swoimi słowami szatyna, który momentalnie obrócił się w Jego stronę. Cierpienie było jeszcze bardziej widoczne na Jego twarzy. On sam nie chciał także od razu ulegać. Pragnął dać do zrozumienia szatynowi, że powinien pocierpieć tak samo, jak cierpiał On przez najgorszy czas w swoim życiu. Tylko, czy w ich kłótni Gregor był wszystkiemu winien?
-Nawet tego nie oczekuję-powiedział łamiącym się głosem, który już dawno stracił swą naturalną barwę. W oczach blondyna widział wyraźny żal do Jego osoby. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie będzie łatwo z wybaczeniem Thomasa. To w końcu On chciał walczyć na końcu o ich przyjaźń, którą walkę od razu przerwał szatyn, nie dając nawet pola do popisu Morgiemu. Czasem nie dostrzegamy, co tak naprawdę jak dla nas najważniejsze, najistotniejsze. O co warto walczyć, a o czym zapomnieć... Jednak, nie można nigdy dać stracić się przyjaźni, zwłaszcza takiej, która przetrwała skrawek czasu, zabierając ze sobą nasze serca, całkowicie oddane drugiej osobie, która zna każde nasze słabości i mocne strony. Tylko jedno uczucie przyćmiewa wszystko, łącznie z przyjaźnią. Miłość. Nawet ona potrafi tak wiele zniszczyć, a uważana jest za jedną z najważniejszych wartości w życiu człowieka. A potem? Później wybudzamy się z transu, w który nas wprowadza, nie mając już praktycznie nic. Nawet przyjaciela, którego porzuciliśmy w 'imię miłości', gdyż kiedyś uważaliśmy to za słuszne. Najwłaściwsze. Jednakże, rzeczywistość jest okrutna i nigdy nie usłana różami bez kolców. Wystarczy jeden niewłaściwy ruch, by życie doszczętnie zabrało nam wszystko, co najcenniejsze.
-Więc czego chcesz?- zapytał oschle, patrząc twardym wzrokiem na szatyna, który powoli rozpadał się od środka. Miał poczucie, że nie powinien. Że co było, to tylko szara przyszłość. Że powinno liczyć się tylko to, co tu i teraz. Ale nie potrafił tak łatwo zapomnieć. Wybaczyć. Zbyt wiele negatywnych myśli i emocji przeszyło się przez Jego głowę, by mógł tak łatwo o nich zapomnieć, wyrzec się, przykryć kurzem zapomnienia tak nagle.
-Pogodzić się...- bardziej zapytał, niż oznajmił, nie będąc pewnym żadnego swojego ruchu czy słowa. We wszystkim plątał się jak w lepkich sieciach, które zarzuciło na Niego życie. Uniósł martwo wzrok, patrząc na blondyna szczerym wzrokiem, wypranym z wszelkich uczuć bądź emocji. Nie udawał. Był sobą, a nawet to okazało się trudnym zadaniem. Czasem nawet przed samym sobą nie jesteśmy do końca sobą.- Dziwne uczucie nie mieć przyjaciela, którego posiadało się właściwie od kiedy sięgała pamięć...- dodał, coraz pewniej czując się w towarzystwie Thomasa.
-Nie ja to wszystko zepsułem- rzekł, odwracając wzrok od, w pewnym stopniu, zdeterminowanej sylwetki Schlierenzauera. Tylko, czy w Jego słowach była choć szczypta racji? Czy nie uniósł się urażoną dumą? Niechętnie przyznajemy się do popełnionych błędów, myśląc, że chociaż w ten sposób zatuszujemy je przed światem, aby nikt nie odkrył naszych niedoskonałości charakteru.- Nie wiem czy przyjaźń między nami jest jeszcze możliwa...- chciał zakomunikować szatynowi, że na nic Jego próby, lecz czy słowa te wypowiadał prawdziwy Thomas, czy wykształcony w Jego duszy, odbiegający od Jego natury, obraz siebie w okrutnym świecie, pozbawionego barw po odejściu Vanessy z Jego życia?
-Bo...? Podaj choć jeden, wiarygodny argument- zażądał szatyn, dostrzegając w oczach swego rozmówcy nutkę zawahania, niepewności, co też postanowił doskonale wykorzystać w dalszej rozmowie i realizacji swojego planu. Chwilę po tym, pożałował swych słów. Co jeśli usłyszy bolesną prawdę, o której istnieniu nie wiedział On sam? Prawda dobije Go czy też wzmocni? W tej chwili, mogła Go jedynie położyć na kolana jeszcze bardziej. A co jest w tym wszystkim najgorsze? Nie miał nikogo, kto pomógłby mu rozpocząć inne, nowe życie, dla którego nie próbował nawet pisać własnych scenariuszy...
-Nie- odpowiedział stanowczo, czując, że Jego ciało przeszywa dreszcz.- I tak cokolwiek bym nie powiedział, Ty znajdziesz na to doskonały kontrargument- wtrącił do swojej wypowiedzi, nie potrafiąc zapanować nad tym, co wówczas zaczęło ogarniać Jego duszę i ciało. W głębi siebie, pragnął odnowić starą więź ze Schlierenzauerem, lecz ból, który z sekundy na sekundę coraz bardziej wzrastał na sile, nie pozwalał mu na to. Ból, tylko czym spowodowany? Niezapomnianymi chwilami cierpień, nie mając przy sobie zupełnie nikogo, kto pomógłby w taki sposób, jak mógłby zrobić to Gregor. Jak robił to zawsze. Owszem, w Jego życiu obecna była Ann, lecz sam nie wiedział jak mógłby zwrócić się do Niej o właściwą pomoc. Potrzeba wielu lat znajomości, wielu spędzonych wspólnie chwil, wielu zgrzytów, wielu radosnych chwil, aby poznać dobrze człowieka, co wiąże się z tym, że doskonale wie się co pomaga na dane problemy, które dotykają nas w życiu codzienne. Osoby te, jak nikt, wiedzą jak uśmierzyć najgorszy z rodzai bólów, które dotykają człowieka. Bólu psychicznego, gdy nasza dusza nie potrafi złożyć się w składną całość.
-Nie, to nie...- wykrztusił, odbierając ostatni z ataków spojrzenia blondyna, jednocześnie odwracając się na pięcie, szybko podążając przed siebie. Łzy, chociaż nie powinny, same cisnęły mu się do oczu. Wszystko zwaliło mu się na głowę. Cały świat runął jak domek z kart. Teraz sam nie wiedział co robić, aby żyć. Żyć we właściwy sposób, gdyż żyć też trzeba umieć. A On? On sam jakby nagle zapomniał tej sztuki.- Chciałem tylko dobrze... Nic więcej. Skoro to dla Ciebie nic nie znaczy, nie będę Ci więcej zawracał głowy- wycedził w drodze, nie zaszczycając blondyna ani jednym spojrzeniem.
-Trzeba było pomyśleć o tym, zanim obkładałeś mnie pięściami!- wrzasnął za szatynem, który niemalże w tej samej sekundzie zatrzymał się. Chciał zapomnieć, nie udało się. Teraz rozpoczął walkę o to, aby później nie wypominać sobie, że rozpad Jego przyjaźni z Gregorem było wyłącznie Jego winą.- Poza tym, jak mogłeś w ogóle pomyśleć, że ja i Ann...- nie dokończył, mając nadal w głowię swoją wstydliwą wizję próby zapomnienia o Vann, do której zrealizowania potrzebował Ann. Zabawne, w jak instrumentalny sposób chciał potraktować osobę, która do samego końca chciała mu pomagać w trudnych chwilach, ryzykując własnym szczęściem.
-A co miałem sobie myśleć?!- krzyknął, odwracając się w stronę Thomasa, minimalizują pokaźną odległość, która ich dzieliła.- Moja dziewczyna mieszkała z moim najlepszym przyjacielem, nie chcąc nawet słyszeć o przeprowadzce do mnie. Ty wiedziałeś o Niej więcej niż ja sam! A wtedy w basenie... Naprawdę nie wyglądaliście na przyjaciół- Jego krzyk uznać można było za cienki pisk. Ale wówczas wszystko, o czym chciał jak najprędzej zapomnieć, wróciło.Wróciło i bolało jeszcze bardziej niż wtedy. Czemu? Wiązało się z Ann. Osobą, o której teraz miał myśleć w czasie przeszłym w Jego życiu. Sama ta świadomość była dla Niego nie do zaakceptowania.
-Mogło to wyglądać jak tylko chciało- odezwał się niewzruszony rozpaczliwymi krzykami szatyna. Ciągle nic. Nie czuł niczego, co powinien, mimo że widział w jakim stanie znajduje się obecnie Schlierenzauer. Jednak Jego spojrzenie... Pełne bólu, jak i rodzaju zawiści, wbijało nóż w plecy Thomasa. Każdym słowem ranił Gregora, zamiast pomóc- szkodził, a i tak mając taką świadomość, postępował całkowicie na odwrót.
-Jeszcze próbuj mi wmówić, że całowałeś się z Nią tak po przyjacielsku- zadrwił, gorzko wykrzywiając swe usta. To wspomnienia zabolało najbardziej. Teraz już nawet nie zdenerwowało, lecz po prostu po ludzku zabolało, jakby został ukłuty szpilą. Dlaczego to ból zawsze przypomina Nam to, co najdotkliwsze? Nie byłoby lepiej, gdyby coś takiego jak ból psychiczny, przestał istnieć? Przynajmniej, przy wspomnieniach, które wyryły w naszej duszy najgłębszą i największą dziurę oraz te, które najczęściej stają nam przed oczami, gdy przymykamy powieki.- To zabawne, jak bardzo chcesz winę przeciągnąć na moją stronę- pokiwał głową, w geście sarkastycznego uznania dla poczynań Thomasa.
-A Ty co?- warknął rozdrażniony.- Święty Gregor?- przewrócił teatralnie oczyma.-Ann musiała mieć jakiś powód, żeby nie chcieć z Tobą mieszkać!- wrzasnął, znając tenże powód. Chęć pomocy dziewczyny dla Jego osoby... A On? Nie warto było powracać do przeszłości, lecz ta paskudna powracała sama, dodając do naszej twarzy wstyd, który zacznie spowijać nasze myśli, nie dając się odepchnąć ani żyć razem ze sobą w zgodzie.-Poza tym, Ty sam spotykałeś się z Vanessą za plecami Ann. Jesteśmy kwita, nie sądzisz?- bezwzględność pomieszana z żalem i bólem, wylewała się do Jego ciała jak trucizna. Miał za złe, że to Gregor był przy Vann wtedy, kiedy Ona sama wszystkich odtrącała. Czysta zagrywka taktyczna z Jego strona, lecz czy nie za bardzo oziębła i niemająca zasad?
-Chciałem, żeby ktokolwiek ze mną porozmawiał jak z człowiekiem!- wrzasnął, czując szybko pulsującą krew w swym ciele. Nie poznawał człowieka, który stał przed Nim. W żadnym stopniu nie przypominał On Thomasa, który był Jego przyjacielem. Blondynem, którego właśnie widział cechowała bezwzględność w działaniach, całkowicie na odwrót niż 'starego Thomasa'.- Tak na marginesie, wtedy to Ty rozwaliłeś Wasz związek, więc nie miej do mnie pretensji, jasne?!- wykrzyczał na jednym wydechu, nie mając już umiejętności panowania nad własnym głosem, nadając mu różnorakie barwy.-Może Ty po prostu chciałeś też zburzyć i Nasz związek, tak?- mówił, we własne słowa, którym dawał coraz większą wiarę.- Sprytnie to sobie wymyśliłeś.
-Przestań!- krzyknął stanowczo, zaciskając dłonie w pięści.- Jesteś chorobliwie zazdrosnym cholerykiem, który ufa tylko i wyłącznie sobie! Nie masz prawa robić mi kazań ani wyrzutów. To, co się działo pomiędzy mną a Vann to wyłącznie moja sprawa!- prawda ponownie zakuła w oczy. Gregor miał rację i to najbardziej bolało. A nikt nigdy wcześniej nie powiedział mu tego wprost. Tego, co jest rzeczywistością... Tylko, czy ktokolwiek pomyślał, że może ta prawda była mu potrzebna? Że im prędzej zobaczy jak wygląda to z innej perspektywy, życie wyglądać będzie inaczej?- Nie będziesz układał mi życia. Mam prawo mieszkać z kim chcę, tak samo jak mam prawo całować kogo chcę!- ton Jego głosu nadal pozostawał krzykiem. Czy zdawał sobie w ogóle co mówi? Wiedział, że powoli przegrywa tę walkę. Kiedy jest się coraz bliżej porażki, człowiek gotów jest złapać się każdej deski ratunku.- A i tak wyszło na Twoje. Nie zasługujesz na Ann i mam nadzieję, że Ona sama kiedyś to zauważy.
-Już to zrobiła...- powiedział pod nosem, spuszczając wzrok na dół. Nadal nie potrafił... Nie umiał... Był bezradny temu, co ogarniało Jego ciało, kiedy przypomniał o zdradzie Ann. Tak wiele rzeczy chciał naprawić. Cofnąć czas. Sprawić, aby było dobrze. Na nic. Największe chęci tutaj niczego nie zdziałają. Czasu nikt ani nic nie cofnie... Kto wie, wówczas może popełnilibyśmy jeszcze większe błędy, gdyby istniała taka możliwość. Czasem należy po prostu pogodzić się z losem i poddać się życiu, które najczęściej przytłacza.
-Co?- zapytał, nerwowo błądząc wzrokiem po załamanej sylwetce Schlierenzauera. Wzrok blondyna napełniał się coraz bardziej współczuciem i zdezorientowaniem. Widok Gregora kogoś mu przypominał. Kogoś odbicie w lustrze... Tak, Jego samego, kiedy drogi Thomasa i Vann się rozdzieliły.
-Rozstaliśmy się z Ann- powiedział nieco pewniej, patrząc na blondyna, chcąc zachować resztki godności, które mu zostały. Przynajmniej później, nie będzie zarzucał sobie co zrobił źle... Jak postąpił, a jak powinien postąpić. Stanął twarzą w twarz z człowiekiem, który wyglądał zewnętrznie jak Jego dawny przyjaciel, lecz wewnątrz, wcale Go nie przypominał. Obnażyć się z uczuć i słabości przed obcą osobą. Pokazać wszystko jednym spojrzeniem. Można powiedzieć, że samym tym gestem dał pokaz odwagi i tego, że naprawdę chce pogodzić się z tym, co się stało, wykazując sporą porcję samozaparcia.- Możesz być zadowolony. Osiągnąłeś swój cel. Teraz przyszedł mój czas- odwrócił się, stawiając pierwsze kroki, które miały na celu oddalenia się od Thomasa. Powrócenia do swojego szarego, samotnego życia, które obecnie prowadził i z którego miał nadzieję się wyrwać. Nie wszystko zależało jednak od Niego...
-Gregor, zaczekaj!- zawołał za Nim, chcąc dotrzymać kroku szatynowi. Znał ból, który towarzyszy ludziom przy odejściu najdroższych z osób. Wiedział jak wygląda świat po rozstaniu. Zdawał sobie sprawę, że gruntem jest to, żeby nie być samemu. On miał Ann, a Gregor? Został sam i kiedy zwracał się do Niego o pomoc, wyciągnął rękę, On sam Go uraził. Wbił kolejny nóż w plecy, przywracając bolesne wspomnienia.- Jak się trzymasz?- zapytał, wiedząc, że całkowicie niepotrzebne było to pytanie, by móc ocenić stan psychiczny Austriaka.
-Wspaniale- odpowiedział złośliwie, przyśpieszając kroku. Ani razu nie spojrzał na Thomasa. Nie chciał widzieć współczujących spojrzeń na swojej osobie. Nie oczekiwał współczucia, bo czy to mogło coś zmienić? Nie. Chciał jedynie czyjejś obecności, gdyż już dłużej nie potrafił udawać, że jest dobrze.
-Dlaczego?- zapytał, zatrzymując się przed Gregorem, jednocześnie uniemożliwiając mu dalsze stawianie kroków. Teraz nie było już dumy. Coś w Nim umarło. Jakaś blokada czy przeszkoda, która tkwiła w Jego duszy niczym drzazga. Obudził się Thomas, którego dawniej wszyscy znali, szanowali, a i również kochali...
-Nie będę spowiadał się obcym ludziom z osobistych spraw-odpowiedział oschle, coraz mniej pewniej czując się na własnych nogach. Na moment ukrył twarz w dłoniach, by nie pozwolić łzom pojawić się w Jego oczach, tym bardziej na policzkach. Obiecał sobie, że już nigdy nie uroni żadnej łzy. Nigdy... Tylko, czy nad wszystkim jest w stanie zapanować? Uczucia mają nieznaną ludziom moc. Są najsilniejsze i nikt nie może im się sprzeciwić, choćby jak bardzo tego pragnął. Walczył z nimi. Na nic. One są. Obecne w naszym życiu, często rujnują naszą ustabilizowaną psychikę, nie pytając wcale o zgodę. Nieproszone. Niechciane. W wielu przypadkach znienawidzone przez ludzi, którym niszczy stabilny grunt pod nogami...
-Obcym?- zmarszczył brwi, wiedząc, że teraz to On będzie musiał podjąć inicjatywę uzyskania zgody, która panować miała między Nim, a Gregorem. Niełatwe zadanie przed Nim. Zdawał sobie z tego sprawę, lecz nie mógł również zapomnieć, że w dużej części to przez Niego wszystko się rozpadło i kruszyło coraz bardziej, ulatując jak piasek przez palce. A czas... On nie działał na korzyść.- Co było, to było- zaczął, ciężko wzdychając.- Przepraszam... Ja wtedy... Wtedy nie byłem sobą...- dukał, nie wiedząc jak ubrać w słowa uczucia i emocje, którymi obdarowywał tamten czas swojego życia.- Straciłem Vanessę, chciałem za wszelką cenę Ją odzyskać albo jakoś zapomnieć...
-Więc postanowiłeś pobawić się mną i Ann?- przerwał mu, patrząc z niedowierzaniem i złością na Thomasa. Pomiędzy Nim, a Ann, już coś zgasło. Wiedział to. Nie było warto wracać do przeszłości, lecz czy niedotkliwy jest fakt, że przyjaciel wówczas cicho liczył na Jego potknięcie?- Brawo!- bąknął sarkastycznie.- Ręce same składają się do braw!
-Nie, to nie tak- powiedział szybko, nie wiedząc, że właśnie tak odbiera Jego słowa szatyn. Nigdy nie pomyślałby nawet o czymś takim. Nigdy przez Jego głowę nie przeszła myśl o tym, że musi zniszczyć szczęście Gregora. Był czas w Jego życiu, kiedy nie wiązał w jedną całość faktów. Zapomniał, że zabierając szatynowi Ann, skradnie mu szczęście sprzed nosa? Śmieszne, jak czasem potrafimy być zaślepieni własnym cierpieniem, nie potrafiąc dostrzec wielu istotnych rzeczy w naszym życiu, które tracimy przez własne zaślepienie i omamienie okrutnym losem, który nas dotknie.- Sam nie wiem co wtedy myślałem...- ukrył twarz w dłoniach, chcąc na chwilę odetchnąć.- Świat wtedy sprzymierzył się przeciw mnie. Ja nie powinienem... Nie mogłem...- mówił nieskładnie, próbując wyobrazić sobie co czuć musiał Gregor, kiedy był świadkiem tego, co dokonywało się przed Jego oczami. Własny przyjaciel zabierał mu ukochaną... Czy można coś takiego wybaczyć?- Wybacz...- wyjąkał, patrząc prosto w oczy szatynowi, którego tęczówki nadal przepełnione były skrajnymi, zranionymi uczuciami.
-Długo miałeś siniaki po moich uderzeniach?- odezwał się po chwili niezręcznej ciszy, delikatnie uśmiechając się do blondyna, który nieoczekiwanie zamieścił Go w swoich przyjacielskich objęciach. Spontanicznie. Cieszyli się, że w końcu odzyskali coś ważnego, jak nie najważniejszego. Przyjaźń. Więź, która jest najważniejsza w życiu człowieka, ponieważ prawdziwa przyjaźń nie zawodzi, nie zdradza. A miłość? Miłość tak często pokazuje nam swoje słabości, niedociągnięcia i niedoskonałości...
-Teraz powiesz mi, czemu rozstałeś się z Ann?- zapytał, patrząc na przygaszony wzrok Schlierenzauera. Chciał o tym porozmawiać. Był tego pewien, gdyż sam znajdował się w identycznej sytuacji jeszcze niedawno... Uczuć związanych z tamtym rozdziałem Jego życia, nie da się opisać, a tym bardziej puścić w zapomnienie.
-Czyli pogodziłeś się ze mną tylko dlatego, żeby zaspokoić swoją ciekawość?- zapytał podejrzliwie, lustrując postać blondyna, który po chwili wysłał mu karcące spojrzenie.- Wank- powiedział krótko po chwili. Więcej nawet nie był w stanie z siebie wykrzesać...
-Nie...- jęknął, patrząc na przyjaciela okrągłymi ze zdziwienia oczami.- Ann Cię... Zdradziła?- dokończył szeptem, nie mogąc uwierzyć w słowa, które wydostawały się z Jego gardła. Po co zatem zapytał, skoro mogło się wydawać, że to oczywistość? Proste. Ann w Jego oczach nigdy nie mogła okazać się na tyle bezduszna i egoistyczna, by zdradzić kogokolwiek. Tym bardziej nie Gregora, którego kochała miłością prawdziwą. To aż zabawne, jak życie potrafi nas zaskoczyć. W jaki sposób tworzy niedorzeczne scenariusze, by zburzyć nasz pogląd na świat i uzmysłowić, że na tym świecie faktycznie nie ma ludzi idealnych.
I ze strony szatyna cisza. Pojawił się jedynie wzrok, który mówił sam za siebie. Który był szczery i mówił szczerze co tak naprawdę czuje. Jak bardzo boli i jak strasznie ma dosyć życia. Że czuje się samotny, jak i to, że nie wie co dalej robić. Rozmawiali wzrokami, w których nic nie dało się ukryć. Grali w grę, w której nikt nie może udawać. Dlaczego? Bo byli przyjaciółmi. Nieważne co ich poróżniło, Oni i tak znaleźli drogę, która stała się jedną. Bo przyjaźń to nie tylko miłe słówka, zabawne chwile, ale przede wszystkim momenty załamań, utraty tchu i dni, które nie posiadają kolorowych odcieni.
-A co u Vanessy?- zapytał, by odciągnąć swój temat na jak najdalsze tory ich rozmowy. To nie czas i miejsce na to. Przynajmniej według Niego. Człowieka, który bał się skonfrontować z rzeczywistością.- Zapomniałeś już o Niej, czy nadal walczysz?
-Walczę, ale z góry jestem przegranym- odpowiedział bezsilnie, przyznając się być może przed samym sobą, że dalsze potyczki o serce ciemnowłosej Polki są czymś w rodzaju straty czasu, gdyż nigdy, niczego nie ugra na swoich próbach.- Ale nie poddaję się... Teraz mam do wywalczenia dwie osoby, które są najważniejsze w moim życiu- dopowiedział, komunikując szatynowi, że pomimo, iż zdaje sobie sprawę o trudach walki, ma o co walczyć i nie chce zaprzestawać dalszych bojów, gdyż 'nagrodą' jest coś wspaniałego. Najwspanialszego, co może spotkać każdego człowieka.
Gregor spojrzał na Morgiego z podziwem w oczach, jednocześnie uznając siłę i determinację przyjaciela. Warte było podziwu Jego zaangażowanie. On sam by tak nie potrafił... Nie umiałby podjąć przysłowiowej walki z wiatrakami...
-Mieliśmy wspaniałe dziewczyny- powiedział niespodziewanie.- Powinniśmy o nie walczyć...- dopowiedział, chcąc dodać sobie, jak i przyjacielowi sił na dalsze, trudne dni, które były dopiero przed Nimi. Które teraz mogli przeżyć wspólnie, nie oszczędzając sobie dobrych rad i słów wsparcia z czego od zawsze słynęli przyjaciół. Kiedy nie idzie się przez życie samemu, niewiele przeciwności losu jest dla nas trudem. Od zawsze wiadomo, że samemu idzie się szybciej, lecz we dwójkę dociera się dalej...
--------------
Mamy głęboką nadzieję, że także ten rozdział przypadnie Wam do gustu. Pisany jest dzięki Wam i Waszemu wsparciu oraz motywacji, której dostarczacie nam w postaci komentarzy. :) Dziękujemy, jednocześnie prosząc nieśmiało o dalsze opinie na temat tego, co wspólnie tworzymy!
Ann i Klaudia.
Dziewczyny!
OdpowiedzUsuńOstatnie rozdziały w Waszym wykonaniu są prawdziwym majstersztykiem. Niestety nie zawsze mogłam czytać na bieżąco, ale wakacyjnych zawirowań- ciąg dalszy.
Odnośnie opowiadania, najbardziej zdziwiła mnie zdrada Ann. Wiem, nie pałam do niej sympatią, lecz wiedziałam, że ma charakter i swój styl bycia. Niby oziębła, oschła, aczkolwiek też potrzebująca czułości i bliskości. Raczej jak każdy człowiek, ale czy musiała od razu zdradzać Gregora? Być może wyczerpujące rozmowy, być może nawet kłótnie, otworzyłyby szatynowi oczy i mógłby obrać sobie inny punkt widzenia. Co się stało, to się już nie odstanie. Taka jest prawda, ale tutaj kolejne zaskoczenie. Z kim Ann zdradziła Gregora? Andreas Wank. Osoba, która niszczy życie każdemu z bohaterów. Najpierw namieszał w związku Vanessy i Thomasa, a później- Ann i Gregora. Cóż on takiego w sobie ma, że każda kobieta mu tak łatwo ulega? Na samym początku Vanessa, teraz i Ann. Coś wręcz nieprawdopodobnego, aczkolwiek możliwego. Niektórzy mają w sobie „to coś” i widocznie sam Pan Wank jest tym obdarzony. Cóż… Czasu się nie cofnie, jak już od dawna wiadomo, lecz strasznie martwię się o Gregora. Tyle walk, obaw, bywało, że także łez, włożył w związek z Ann, a teraz wszystko nagle legło w gruzach. Jak teraz musi wyglądać jego świat? Strach pomyśleć… Istotne jest to, że teraz pogodził się z Thomasem. Mam nadzieję, że Morgi w jakikolwiek sposób, pomoże przebrnąć przez to wszystko Gregorowi. W końcu, on sam ma na tym polu –niestety- pewne doświadczenie. Swoją drogą, pochwalę Was (kolejny raz), że rozmowa na linii Greg-Thom, wyszła Wam genialnie. Nie jest to takie do końca słodkie, a sami bohaterowie wyrzucają sobie wzajemne „wąty”, co może się podobać.
Teraz moja ulubiona para… Thomas i Vann. Tak strasznie jest mi ich szkoda. Każdego z osobna. Zarówno jej, jak i jego. Męczą się, nie mogąc być razem. O tyle, jak Thom widzi przyszłość ich związku, tak Polka boi się. Może to wydawać się dziwne, lecz po głębszych przemyśleniach, jej obawy są słuszne. Wie jak wiele kosztowała ją przeszłość i nic dziwnego, że nie chce dać ponieść się uczuciom, a jednie dokładnie analizować każdy swój ruch, nie chcąc dopuścić do jakiejś sytuacji, której później będą żałować, zwłaszcza, że już niedługo na świat przyjdzie maleństwo. Sprawa biologicznego ojca dziecka jest naprawdę intrygująca. Są dwie opcje i każda tak samo prawdopodobna. W związku z tym wątkiem, spodziewać się można naprawdę nieoczekiwanego zwrotu akcji. Ciekawość moja osiąga już w tej chwili apogeum. W związku z tym, zastanawiające jest również to, jaką maskę przybierze sobie Thomas. Zauważyłam, że czasem ma naturę delikatnego, uczuciowego i romantycznego chłopca, a drugi raz- stanowczy, zawzięty. Być może to skutek relacji z Vann, które nie wyglądają dobrze. Chce więcej i śmiało się tego domaga w różne, możliwe sposoby. Cierpliwość, którą w sobie skrywa, jest warta podziwu, lecz odebrać ją można także jako nadgorliwość. Wiadomo jest, że nadgorliwość jest gorsza niż faszyzm. Ma jednak prawo być zagubionym, czy popadać w obłęd. Mam nadzieję, że później to wszystko się odwróci. Cała determinacja, nadzieja i trudy walki okazale zaowocują i w jego życiu. Popełnił jeden błąd i kto by pomyślał, że aż tak ogromne będą tego konsekwencje? Chociaż… Nie zataił przed Vanessą, że ma psa, tylko dziecko. To wzbudzać może odrazę. Nie można zapomnieć, że on sam wybaczył Vanessie zdrady. Sama nie jestem w stanie zdecydować co jest gorsze. Ludzie nie są jednak bezbłędni, bez wad czy słabości. Każdy może ulec pokusie, jednak o jej konsekwencjach myślimy dopiero wtedy, gdy jest już po fakcie. Ot, ironia… Myślimy dopiero po, zamiast zrobić to przed. Vanessa również jest zagubiona w tej całej sytuacji. Nie wiedzieć kto jest ojcem własnego dziecka… To dla kobiety na pewno upokarzające, wstydliwe. Ewidentnie, chce udawać silną, ale w głębi duszy wie, że taka nie jest. Kocha i tęskni za Thomasem, a każde słowo, spojrzenie, którym została od niego obdarowana, zapewne boli. Nie można zapomnieć, że Vann ma Manuela. Są przyjaciółmi, a jak widzę niedługo będą… małżeństwem. Przyznam, że czytałam ten fragment kilkakrotnie. Nie spodziewałam się tego. W ogóle dlaczego? Oni nawet nie byli ze sobą związani. Vanessa sama wyznawała Thomasowi miłość, a teraz nagle oświadcza się innemu? Manuel jest osobą, którą naprawdę darzę ogromną sympatią, lecz tutaj mi przeszkadza, wszystko komplikuje. Żadna z opcji, którą analizuję, nie pasuje mi do stworzenia kompletnej układanki. Nie potrafię zrozumieć…
UsuńAleż komplikujecie życie bohaterom. Począwszy od Ann i Gregora, kończąc na Thomasie wraz z Vann. W tle pojawiają się także Manuel oraz Andreas. Wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Nie można marudzić na dostatek nudy oraz potraficie w tak niesamowity sposób zaskoczyć i wręcz wstrząsnąć czytelnikiem, że jest to czymś niesamowitym.
UsuńZ niecierpliwością czekam na następny rozdział, mając cichą nadzieję, że w końcu Gregor bądź Ann, podejmą walkę o swój związek. On kocha ją, ona kocha jego. To kalkulacja prosta jak 2+2. Błędy popełnia każdy, a wina nigdy nie leży po jednej ze stron. Mam nadzieję, że zrozumieją to i w końcu dokona się to, czego tak bardzo się domagam. :) Jeśli chodzi o Vann i Thomasa, rachunek tak samo niby prosty, ale tutaj sprawy wyglądają nieco inaczej. W ich przypadku (pomimo tego, jak bardzo im kibicuję) życzę im po prostu szczęścia. Vann u boku Manu, a Thomasa… Kto wie? Może nawet Kristina. Byleby byli szczęśliwi i potrafili żyć osobno…
Pozdrawiam, Wiślaczka :)
Naprawdę nie wiem, co mam napisać. Wspaniale oddajecie wszystkie emocje, przekazujecie je, jakbyście dokładnie siedziały w głowach bohaterów :)
OdpowiedzUsuńIch historie są poplątane. Miłość krąży między nimi cały czas, daje im szansę, a oni chyba nie chcą z niej skorzystać...
Między Thomasem, a Vann nadal coś jest. Być może łączy ich nawet dziecko...Ale Vann postanowiła stworzyć związek, ba nawet rodzinę z Manuelem, więc może Thomas również powinien poświęcić się dla Kristiny?
A Gregor i Ann? Może jej się po prostu przydarzyła chwila słabości? Nie wiem, nie pochwalam takiego zachowania. Wank wykorzystał okazję, tak mi się przynajmniej wydaje. Schlierenzauer z dnia na dzień nie przestał darzyć jej uczuciem.
Hm, może relacje pomiędzy przyjaciółmi wkrótce ulegną zmianom?
Pozdrawiam ;*
Z małym opóźnieniem, ale jestem :D Dziewczyny rozdział jak zwykle fantastyczny! Przepraszam, że taki marny ten kom, ale nie mam dzisiaj weny do pisania. Przepraszam ;) Pozdrawiam :)))
OdpowiedzUsuńJak zawsze spóźniona :D
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, ja zawsze zresztą.
Ten blog jest po prostu przepiękny, taki magiczny.
Dostarcza wiele emocji <3
Czekam na kolejny
Buziaki ;*
Ciekawe co będzie jeśli dziecko, które nosi Vann okaże się być Thomasa? Będą znowu razem?
OdpowiedzUsuńHmm, bardzo mnie to interesuje! :)
Ann znowu działa mi na nerwy, no co za dziewczyna!
Brak słów, dziwna, nie da jej się zrozumieć. Przynajmniej ja nie potrafię :)
http://kochaj-mnie-tak-jak-siatkowke.blogspot.com/2014/07/ty-bedziesz-moja-ja-bede-twoj.html
Nowy na Wellingerze :) http://spojrzenie-naszych-oczu.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za spam ;*