"Bywa również tak, że nie chce się odejść, ale nie można zostać."
~~♥♥~~
Nie powinniśmy myśleć. Nic dobrego z tego nie wyniknie. Trzeba się oszukiwać, jak tylko można. Nie wnikać, nie pytać. Nie chcieć więcej. Wmawiać sobie, że jest dobrze i że inaczej być nie może. Trzeba wyrobić w sobie obojętność, stępić zmysły, zadowolić tym, co jest. Tylko tak da się żyć. Bez wyniszczającej tęsknoty za nie wiadomo czym i stałego poczucia nienasycenia i pustki. Tylko tak można odepchnąć od siebie rozpacz i poczucie totalnej bezsilności... W takiej sytuacji można zadać sobie jedno konkretne pytanie? Jak długo można żyć w nieświadomości ?
Pytanie , które on zadawał sobie od kilkunastu godzin niemal w każdej przemijającej chwili.
Był pewien jedynie jednej rzeczy. Niewyjaśnione sprawy trzeba jak najszybciej wyjaśnić rozwiewając wątpliwości i tłoczące się pytania.
Pewnym krokiem podążył do mieszkania Manuela chcąc rozmówić się z brunetką.
Usadowiwszy na kanapie w salonie jego motywacja do poznania prawdy stała się jeszcze większa. Nie analizował już , nie domyślał się . Czekał cierpliwie na rozwój rozmowy , gdy tylko brunetka pojawi się w pomieszczeniu.
-Miło, że nas odwiedziłeś- powiedziała z uśmiechem, ale czy na pewno szczerym? Siedziała obok Manuela, co chwilę spoglądając na Niego, ale czy ktokolwiek był w stanie zauważyć, że wraz z każdym spojrzeniem w stronę bruneta, Vann jeszcze bardziej się rozpromieniała a uśmiech na Jej twarzy powiększał się o kolejne cale?
-Zostawię Was samych- powiedział łagodnie Manuel, wstając jednocześnie z kanapy i porozumiewawczo mrugając do Polki. Wiedział, że wizyta Thomasa nie należy do tych, które zaliczać można do spotkań towarzyskich, które odbywamy, kiedy doskwiera nam samotność. Ich dwójka miała sobie wiele do wyjaśnienia, co też On sam uszanował.
- Mam do Ciebie jedno pytanie Vann... - zaczął chociaż sam nie wiedział jak prawidłowo dobrać słowa , aby nie urazić w żaden sposób brunetki. Doskonale zdawał sobie sprawę , że nie jest faktem oczywistym , iż to on jest ojcem nienarodzonej jeszcze istoty. Były dwie jakże prawdopodobne możliwości. - Kim jest ojciec tego maleństwa? - zapytał ledwo słyszalnie nie widząc nawet sensu w stworzonym przez siebie zdaniu.
Ale czyż tak nie jest ? Najprostsze pytania najtrudniej zadać.
-Co to za pytanie?- zirytowała się lekko, a w oczy zaglądało widmo strachu i przerażenia, spowodowane tym, że miała poczucie, iż kłopotliwe pytania są coraz bliżej. Nie uniknie tego, choćby jak szybko uciekała. Uwikłała się w pajęczynę, z której nie było dwóch wyjść. Musiała stawić czoła jednemu, acz najtrudniejszemu, rozwiązaniu.
- Chciałbym po prosu wiedzieć , zrozum... - drążył łagodnie nie chcąc narażać się na kłótnie , bądź sprzeczki , które nie byłyby dobrym rozwiązaniem szczególnie w takim momencie. Miał nadzieję poznać prawdę na którą zasługiwał , prawdę której się po części obawiał , ale jakże pragnął poznać jej treść.
-Thomas, nie sądzę, że tak wiedza jest Ci potrzebna do życia- oznajmiła ponuro, spuszczając swój wzrok na dół. Wstyd, bezradność i bezsilność… Tylko to czuła. Z Jej oczu popłynęły łzy. Nie miała nad nimi już kontroli. W Jej rozumowaniu, w tamtej chwili właśnie umarła. Znowu. I co jest najzabawniejsze? Znowu uczyniła to wraz z pojawieniem się Thomasa w Jej życiu.
Thomas natychmiast zerwał się z zajmowanego miejsca widząc krople łez na twarzy brunetki. Zabolały. Kolejny raz zadały dotkliwy ból w najodpowiedniejsze miejsce. Jego własne serce. - Nie płacz, proszę... - ujął delikatnie podbródek polki patrząc jej prosto w zeszklone tęczówki. - Nie chciałem Cię zranić , jedynie chciałbym wiedzieć czy to ja jestem ojcem ... - szeptał łagodnym tonem głosu. - Zrozumiem jeżeli nie znasz odpowiedzi . - dodał chociaż miał nadzieję , że prawda okaże się inna. Zadziwiające jak ogromną rolę w Naszym życiu odgrywa nadzieja.
-A jeśli byłoby to Twoje dziecko, to co?- zerwała się na równe nogi tylko po to, aby po chwili zająć miejsce naprzeciwko blondyna. Tak, aby nie czuć Jego ciepła i dotyku. Znajdować się jak najdalej nieznanej mocy, która miała nad Jej ciałem ogromną kontrolę.- Stworzymy szczęśliwą rodzinkę i będziemy żyć długo i szczęśliwie? Nie, to tak nie działa… Nie w naszym przypadku- przyznała, wycierając ze swoich policzków łzy, które mimowolnie spływały po Jej policzkach.
Jednak słowa , to najgorsze z możliwych bodźców jakie mogą zadać Nam ból... zranić najdotkliwiej jak to tylko możliwe. - Nie powiedziałem nawet słowa o założeniu rodziny , więc nie rozumiem dlaczego się denerwujesz. Naturalne chyba jest to , że chciałbym wiedzieć , że pojawi się na świecie Ktoś kogo jestem częścią nie sądzisz? - z coraz większym trudem radził sobie z opanowaniem swojego tonu głosu , ale jednak się starał , aby nie przestraszyć Vanessy.
-Thomas, uważam, że najlepiej postąpisz wtedy, kiedy stąd wyjdziesz- wycedziła, próbując usilnie powstrzymując się od szlochu, który z każdą sekundą nabierał na swej sile. I runęło… Wszystko co zbudowała, wykształciła w sobie, co miało być silne i stabilne, runęło. Stała sama pośród gruzów, nie mając pojęcia jak postąpić. Sam płacz nie wystarczy… Niczemu nie zaradzi. Niczego nie zmieni. Przekonała się o tym dosyć boleśnie już wcześniej…
- Dlaczego nie chcesz ze mną normalnie porozmawiać? - zapytał patrząc głęboko w oczy brunetki , to za ich pośrednictwem chciał przemówić Vanessie do rozsądku... dać jej niewidoczny gołym okiem znak , że może z Nim rozmawiać jak z przyjacielem , nie obawiając się o konsekwencję swoich słów. Już nie teraz. Przecież byli przyjaciółmi jak śmiał w to wierzyć Morgenstern , a przyjaźń zniesie wiele.
-To wszystko nie ma sensu- westchnęła.-Nie powinniśmy w ogóle brnąć w przyjaźń… To nie ma żadnej racji bytu, Thomas- przyznała. Otwarła się. W końcu. Czy On sam to dostrzegł? Zobaczył, że już nie zastanawia się nad każdym słowem. Postawiła na szczerość? Na ile Jej się to przyda?- Ja nie potrafię, naprawdę…- wyszeptała, martwo podnosząc swój wzrok.
- Nie oczekuje od Ciebie niczego oprócz szczerości Vann , chyba o tyle mogę Cię prosić? - wyszeptał ze wzrokiem umiejscowionym na bladej i kruchej twarzy brunetki. Miał ogromną ochotę , aby przytulić ją , wesprzeć , powiedzieć , że wszystko będzie dobrze , ale przecież nie mógł ... sam nie miał tej pewności. Nie mógł pozwolić sobie na popełnianie kolejnego błędu w postaci bliskości polki , której jak zauważył ona sama nie chciała.
-Thomas, ale tutaj nie chodzi tylko o to o czym teraz rozmawiamy…- jęknęła, chowając twarz w dłoniach.- Każde spotkanie z Tobą… Każde twoje spojrzenie, uśmiech… Słowo, które usłyszę z twoich ust… To za wiele mnie kosztuje… Przypomina i przywraca uczucia, których już dawno nie powinno we mnie być…- mówiła, właściwie sama nie zastanawiając się nad znaczeniem swoich słów.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał doszukując się właściwego znaczenia usłyszanych słów. Może nie powinien , ale zauważył w Nich jakby iskierkę przekazu dla Niego , że nie wszystko jest stracone , że brunetka nadal obdarza Go uczuciem. Niekoniecznie ogromnym , ale jednak ... Zawsze to jakiś początek . - Czujesz coś do mnie? - dopytał dążąc do uzyskania odpowiedzi. Szczerej odpowiedzi.
- Jeżeli jestem ojcem tego dziecka , będziesz musiała nauczyć się utrzymywać te kontakty ze mną , bo nie mam zamiaru rezygnować z tej istoty Vann.. - zakomunikował wyraźnie pewien w stu procentach sformułowanej wypowiedzi.
-I jak wyglądałoby Jego życie?- zapytała z pretensjami w głosie, czując, że ciśnienie Jej krwi znacząco się podnosi.- Thomas, przestań. Nie chciałam brać nikogo na litość. Nie chcę opieki, bo wiem, że sobie poradzimy- delikatnie pogładziła ciążowy brzuch.- Ale to Ty będziesz je w przyszłości unieszczęśliwiać… Wszystko przemyślałam, tam będzie najlepiej- powiedziała na jednym wydechu.
W jego wnętrzu , aż zawrzało od złości . Słowa , które wręcz zakotwiczył się w jego umyśle powodowały ból zadany rannemu już zwierzęciu. ' Unieszczęśliwiał'. Nie potrafił pojąć jak Vanessa mogła dopuścić do siebie te słowa, przecież o nigdy nie skrzywdziłby swojego dziecka, istoty której był częścią. Popełnił wiele błędów , ale żaden z Nich nie pozbawiał go prawa do widywania się z dzieckiem , które mogłoby być jego. Bo nawet wtedy , gdy wyparł się Lilly robił to również dla jej dobra. Chciał , aby miała przy sobie ojca , który jest przy Niej , dla Niej , a nie tylko obok błądząc myślami w oddali. - Nie masz prawa pozbawiać mnie wiedzy o tym dziecku. - wysyczał próbując zapanować nad bólem.
-Thomas, to moje dziecko- powiedziała stanowczo, nie potrafiąc panować już nad emocjami, które powoli przejmowały kontrolę nad Jej ciałem. Jej cały plan miał runąć? Takiej opcji nie mogła nawet dopuszczać do świadomości… Zbyt wiele łez przelała, by teraz pozwolić temu wszystkiemu na to, aby w jednej chwili runęło.- Moje- wyraźnie zaakcentowała jedno słowo, które odbiło już swe piętno w Jej głowie, sercu i duszy.
- Dobrze wiesz , że sama Go nie stworzyłaś , więc nie wmawiaj mi tutaj bajek , dobrze? - Postanowił walczyć , domagać się swojej prawdy ... Nie miał przecież nic do stracenia , a tak wiele stało otworem ku jego przyszłości. - Czekam na konkretną odpowiedź... - dopowiedział pewnie będąc blisko polki.
-Koniec- warknęła, odsuwając się blondyna na zacznie bezpieczniejszą odległość.- Ta rozmowa zmierza donikąd. Nie chcę być niegrzeczna, ale naprawdę uważam, że powinieneś już iść- krążyła w kółko po salonie, nie wiedząc już jakich słów, argumentów użyć, aby wybrnąć cało z sytuacji. Nie zachwiać sobą na tyle, żeby później nie wylewać kolejne hektolitry łez…- Zostaw. Zapomnij… Proszę- wyszeptała ledwo słyszalnie.
Zapomnieć. Tak łatwo wypowiedzieć to słowo , rozkazać , abyśmy się do niego dostosowali , skorzystali z przekazu jaki za sobą niesie, ale gdyby to było tak łatwe jak samo wypowiedzenie. Nie jest. Nie możemy ... nie chcemy zapominać o czymś na co mamy wpływe , co jest dla Nas ważne , a może i najważniejsze. - Nie możesz tego ode mnie wymagać. Mam odejść tylko dlatego , że Ty tak chcesz? Nie Vann. Nigdy. - zakomunikował dość dosadnie czekając na dalszą reakcję ze strony brunetki. Życie po raz kolejny pokazało , że nie jest on słaby , że ma prawo walczyć o swoje szczęście... że jest Panem swojego losu.
-Nie chcę, żebyś był ojcem mojego dziecka- wycedziła, przełykając gorzkie łzy, które były zbyt mocne, aby mogła je wstrzymać. Wiedziała, że Jego życie najlepiej będzie wyglądać bez Niej… Raniło, bolało. Sama świadomość paraliżowała, lecz w Jej głowie wszystko było jasne. Poukładane. Ale ten plan miał jedną, zasadniczą wadę. Nie było w nim miejsca dla Thomasa… Nie mogło być dla dobra ich obydwóch.- Wyrzekłeś się Lilly. Ukrywałeś Ją. Bałeś się przyznać, że jesteś ojcem…- wymieniała, a łzy ciurkiem spływały po Jej policzkach.- Poza tym, ja nie powiedziałam, że to Twoje maleństwo…
- Nie będę Tłumaczył Ci czegoś o czym już wiele razy rozmawialiśmy Vann. - Lilly. Ile to już razy tłumaczył brunetce dlaczego postąpił tak , a nie inaczej. Był pewien , że zrozumiała , a przynajmniej przyswoiła podaną informację , wyjaśnienie. Czyżby się pomylił? Nie. Chyba nie.
- Dopóki nie upewnimy się kto jest ojcem , będę traktował to maleństwo jakby było częścią mnie. - dodał ze smutną barwą głosu.
-Thomas…- zaczęła siadając na fotelu, zatapiając swe dłonie w swoich ciemnych włosach. Zebrać myśli. Pokazać blondynowi jak to wszystko wygląda z Jej perspektywy. To stało się celem nadrzędnym. Najważniejszym, który ułożyć miał życie ich dwójce. No… Może trójce, czy nawet czwórce.- Po naszym rozstaniu nie było łatwo. Było wręcz tragicznie. Nie wiedziałam czy kiedykolwiek moje życie przybierze właściwy tor. Ale zebrałam w sobie wszystkie siły i udało mi się. Małymi kroczkami dążę do celu, mimo że wiem jaki on jest jednocześnie daleko…- nieprzerwanie starała się zachować z blondynem kontakt wzrokowy, aby może mową magicznych oczu, pokazać swoje racje.- Ja nie umiem żyć bez Ciebie, to fakt… Ale trudniej jest żyć z Tobą. Proszę… Zapomnij. Skoncentruj się tylko na Lilly… Ale proszę… Odsuń się w cień…- kolejny raz tego wieczoru z Jej oczu popłynęły srebrzyste łzy.
Załamał się słysząc prośby ze strony brunetki. Jej ciche łkanie podczas wypowiadania kolejnych słów. Lecz nie miał już wpływu na sytuacje które wydarzyły się w przeszłości. Już nie. - Jak zachowałabyś się będąc na moim miejscu? Odpuściłabyś ? Zostawiłabyś wszystko co kochasz tylko dlatego , że kiedyś popełniłaś wiele błędów? Powiedź Vann ? Pomyśl przez chwilę i odpowiedź.- Miał tak wiele żalu w sobie , goryczy do samego siebie... Po raz wtórny zaczął się obwiniać , a tego próbował uniknąć. Skrajne są koleje naszego losu.
-Wszystko co kochasz?- podniosła martwo wzrok, nie czując nic. Kompletnie nic, oprócz strachu, który wywołał Thomas i Jego upór. Wola walki, gdzie Ona nie miała siły walczyć. Nie chciała. Zbyt mało sił miała. Znała odpowiedź na pytanie chłopaka, lecz sama nie chciała na nie odpowiadać. Nie potrafiła się do tego przyznać. Zbyt wielki strach wywołałaby ta świadomość…
- Nigdy nie przestałem Cię kochać. Nigdy. - wyraźny nacisk padł na jedno z głównych wyrażeń. ' Nigdy'. Ale czy to w ogóle możliwe? Czy poprzez Nasze czyny nie wyrażamy swoich uczuć ? Nie zawsze.... To co skrywamy gdzieś na dnie serca , co jest dla Nas najważniejsze nigdy nie będzie widzialne gołym okiem. O istnieniu Naszych uczuć wiemy jedynie my sami , i to jest najpiękniejsza cecha miłości ... Bo ona nie jest na pokaz. Jest dla Nas. - Kocham Cię Vann , chociaż pewnie w to nie wierzysz.
-Uczuć nie da się zapomnieć- łzy zaczęły powoli osychać, kiedy wzrok swój miała zatopiony w nieziemskich tęczówkach chłopaka. Wewnątrz Niej na chwilę zaświeciło słońce. Stała się lekka tak, że mogła być pchana przez wiatr, niczym dmuchawiec. Stąpała boso po zielonej łące, słysząc tylko słowa: ‘Kocham Cię, Vann’.- Nie chcę kwestionować tego czy mnie kochasz, czy nie… Nie twierdzę również, że mówisz nieprawdę. Takich słów nie wypowiada się tak po prostu od tak…- wstała, chwiejnie trzymając się na nogach.- Thomas, proszę…- wszeptała, siedząc na kolanach blondyna, nieśmiało ujmując Jego twarz w swych dłoniach.
-Daj mi szansę . Pozwól zaopiekować się Wami , proszę... - szeptał patrząc w jej ciemne tęczówki niczym we wszechświat , w którym widział miejsce dla Siebie . Dla Nich. Wiele szans zmarnował , jeszcze wiele błędów popełnił , ale nikt nie mógł mu zarzucić braku wytrwałości w swoich postanowieniach , braku konsekwencji w wyznaczonych celach. Wierzył , że może być dobrze ... że razem dane im będzie zwyciężyć walkę o wspólne szczęście chociaż wiedział , że nie będzie to łatwe zadanie.
-To nie Tobie tutaj trzeba dać szansę…- odezwała się ochryple, nieustannie patrząc w oczy Austriaka.- Jesteś cudownym, dobrym człowiekiem, który potrafi kochać. Czasem na świecie jednak tak bywa… Ty kochasz mnie, ja kocham Ciebie, ale nie możemy być razem. Życie i tak kiedyś znajdzie sposób, żeby nasz poróżnić…- Jej myśli, które dotychczas ukrywały się głęboko w Jej podświadomości, ujrzały światło dzienne.- I nie protestuj… Osobno będzie nam wszystkim lepiej… Taka jest prawda.
- Pozwól mi być chociaż obecnym przy Tobie , pomagać Ci , wspierać.... - jego oczy mówiły za Niego . Miał wrażenie , że gdyby zamilkł blask z Nich wydobywający się powiedziałby wszystko bez pomocy jego ust. Pragnął wielu rzeczy , ale najcenniejszym skarbem dla jego serca , duszy stała się na nowo Ona. Vanessa i mały szkrab , który może jest częścią jego samego.
-Nie- odpowiedziała krótko, oddalając się od skoczka, jednocześnie nerwowo błądząc po pełnym światła salonie.- Pomaga i wspiera mnie Ann oraz Manuel. Są niezastąpieni i innej opieki mi nie potrzeba…- odwróciła się tyłem do skoczka, aby już nie ulec magii Jego tęczówek. Nie pozwolić sobie na ruchy, których nigdy nie miało być w planie.- Im prędzej to wszystko zaakceptujemy, będzie nam się lepiej żyło… Osobno…- wyszeptała ledwo słyszalnie.
- Nie pozbędziesz się mnie Vann ...teraz już nie .. - drążył chociaż sam już nie widział szans na dalsze próby swoich poczynań. Miał w głowie wiele planów i scenariuszy , ale bał się je wypowiedzieć na głos. Nie chciał posuwać się do ostateczności w swoich decyzjach , ale czy da się ominąć to co jest nieuniknione? Nie... szczególnie , gdy nie widzimy nawet krzty aprobaty ze strony drugiej osoby.
-A co jeśli to nie Twoje dziecko?- odwróciła się z zachłannością wciągając powietrze w swe płuca, którym omal nie dławiła się przy każdym wdechem. Sama nie wiedziała… Nie miała pojęcia… Wstyd było się przyznać, lecz to stawiało Ją jednocześnie w komfortowej sytuacji…
- Tego dowiemy się , gdy nadejdzie czas rozwiązania , a do tej pory nic nie odwiedzie mnie od myśli , że będę częścią życia tej małej istotki. - oznajmił pewnie nie biorąc pod uwagę słów , które przed momentem padły z ust brunetki . Raniły , owszem , ale gdybaniem niczego nie zmieni. Wolał , żyć że świadomością , że życie pomału nabiera barw. Rodzicielskich odcieni.
- A weźmiesz pod uwagę moje plany na przyszłość?!- pisnęła cienko, widząc zdeterminowanie i pewność blondyna, która sprawiała Ją o przerażenie, lecz także wzruszała. Dwa skrajne uczucia, lecz jednak wiążące się ze sobą w niewiarygodnie pokrętny sposób.- Nie chce dla maleństwa źle. Chcę zapewnić mu wszystko… Nawet ojca…- mówiła, sama nie wiedząc co ma na myśli.
- Twoje plany nie uwzględniają mojej obecności , ale nie zamierzam Ich w jakikolwiek sposób negować. Będę jedynie blisko , gdy dojdziesz do wniosku , że mogę Ci w czymś pomóc .. - odpowiedział łagodnie z subtelnym uśmiechem na ustach. Nie miał nic złego na myśli , nie chciał w żaden sposób kontrolować Vanessy. Widocznie chciał być.
-Czyli jak rozumiem nie będziesz się w nic mieszał ani niczego krytykował, czy potępiał. Dobrze rozumiem?- zapytała, chcąc upewnić się czy dobrze zrozumiała słowa chłopaka, które pozwoliły na uspokojenie emocji i strachu, który coraz bardziej ogarniał Jej ciało.
- Jeżeli uznam , że coś nie jest dla Was dobre powiem Ci o tym ... - Thomas spojrzał na zaokrąglony brzuszek brunetki podkreślając wyraźnie słowo ' Was' które przynosiło mu wiele radości ... - A Ty zrobisz z moimi uwagami , troską czy spostrzeżeniami co uznasz za stosowne. - dokończył z lekkim uśmiechem.
-Skoro tak, możesz już wrócić do siebie- powiedziała ozięble, odwracając się od chłopaka. Tego teraz potrzebowała. Tego, co kiedyś było przekleństwem, dziś okazać się mogło pragnieniem najważniejszym. Samotność… Czas spędzony bez Morgiego. Bez Jego penetrującego wzroku pełnego miłości.- Dziękuję za wizytę również w imieniu Manuela.
- Dlaczego tak bardzo chcesz się mnie pozbyć? - zapytał nie mogąc znaleźć racjonalnego wytłumaczenia? Ucieczka? Ale przed czym ? Przecież nie zrobił nic czym mógłby urazić brunetkę , nie wypowiedział żadnej z gróźb , które plątały się w jego głowie , gdy usłyszał kilka gorzkich słów. Więc dlaczego ? Wpatrywał się w polkę z widocznym pragnieniem poznania odpowiedzi na dręczące Go pytanie.
-Boję się…- jąknęła, odwracając wzrok od postaci blondyna. Po co to powiedziała? Nie lepiej byłoby powiedzieć coś oziębłego, oschłego i odbierającego uśmiech z ust Thomasa? Nie… Wówczas zraniłaby Go. A tego nie chciała… Już nigdy. Dlatego też, wolała nie być obecna w Jego życiu. Zostać w cieniu, gdzie było Jej dobrze. Jemu też, tylko nie zdawał sobie z tego sprawy…
- Czego się boisz? Mnie? - zapytał zbliżając się znacząco do polki , jednakże pozostając w bezpiecznej odległości od Niej nie chcąc narażać Vanessy na dodatkowy stres spowodowany jego bliskością.
Jego niebieskie tęczówki błądziły po sylwetce polki próbując znaleźć jakikolwiek punkt zaczepiania dla kłębiących się myśli.
-Twojej bliskości… Nieziemskich oczu… Tego, co dzieje się w moim ciele, kiedy Cię widzę…- nadal nie patrzyła na skoczka. Nie potrafiła. Nie chciała. Uważała nawet, że tak będzie lepiej.- Boję się jednego, niekontrolowanego ruchu… Tego, którego nie ma w moim planie…
- Plany są po to , żeby móc je zmienić Vann.. - wyszeptał kładąc delikatnie swoją dłoń na ramieniu polki tak , aby poczuła jego nienachalną bliskość i delikatność w każdym przemyślanym przez Niego ruchu. - Nie mam na celu Cię do niczego zmuszać , proszę jedynie , abyś nie chowała się w stworzonej przez siebie skorupie , bo warto żyć , ufać .. nawet jeżeli wiele razy Nasze zaufanie zostało zawiedzione.- Jego głos nadal brzmiał naturalnie .. łagodnie z przysłowiową nutką zmysłowości.
-Nie chcę…- jąknęła, wycierając łzę spływającą po policzku.- To wiązałoby się z ryzykiem… Nie umiem, nie jestem w stanie, nie… Przepraszam…- chwila, w której uświadamiała sobie więcej rzeczy, niż sama wiedziała, nadal trwała.- Dlatego nie chcę kontaktów z Tobą… Nie chcę pomocy…
- Ale ja nie potrafię odejść , nie chce .. - wyszeptał patrząc w ciemne tęczówki Vanessy , w której widział targające polką uczucia. Po raz kolejny prawda ujrzała światło dzienne... Oczy są zwierciadłem duszy... Jej duszy. To dało mu nadzieję , chęci do walki. Miał nadzieję , że Vanessa jednak zaryzykuje , podejmie wyzwanie jakie stawia przed Nią życie.
-Nie rań, proszę…- wyjąkała żałośnie, nie mając już sił. Pragnąca tylko zostać sama. Nie odczuwać więcej wstydu czy pragnienia, które towarzyszyło Jej przy Thomasie. Zabawne… Miała Go na wyciągnięcie ręki. Był tak blisko, a jednak za daleko.
- Naprawdę chcesz żebym wyszedł ? - zapytał z nadzieją na usłyszenie innej odpowiedzi niż te do których przyzwyczaiła Go brunetka. - Odpowiedź szczerze ... - niemalże błagał chcąc , aby poziom Ich rozmowy przeszedł na wyższy poziom. Poziom szczerości.
-Pewnie, że nie chcę- nadal na Niego nie patrzyła. Tęczówki, które były Jej słabością, mogły doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji, której skutków nie znało żadne z nich.- Serce pragnie Cię najbardziej na świecie, lecz rozum próbuje się wyprzeć za wszelką cenę wszystkiego co z Tobą związane. A ja idę za głosem rozumu…
- Wiesz , że rozsądni ludzie posługują się sercem ? Słuchają Go i postępują według jego zaleceń , bo tylko wtedy mają szansę na szczęście. - wypowiadając owe słowa ujął delikatnie podbródek polki , tak aby Ich spojrzenia zjednoczyły się .- Przed miłością nie da się uciec , nie warto ... - szeptał minimalizując odległość pomiędzy Ich twarzami... - Nie warto ... - zakończył składając delikatny pocałunek na pełnych wargach brunetki
-Nie rób tego nigdy więcej!- warknęła, odsuwając się natychmiastowo od blondyna. Jego delikatne usta były tym, czego pragnęła, lecz nie mogła poczuć nigdzie więcej niż jedynie w swoich snach. Pogodziła się z tym co Ją otacza. Czemu ciągle ktoś to burzył? Czemu zostawiał samą pośród ciemności, którą on sam wywoływał?
Dotyk jej jedwabnych ust był niczym zimna ciecz wylana na jego wrzące serce. Kojący. Mimo iż został on przerwany na zawsze pozostanie w jego pamięci ... - Nie potrafię Cię zrozumieć... - szeptał chowając swoją twarz w dłoniach czując napływającą złość , którą z trudem opanowywał.
-No już! Dalej!- cicho krzyczała, gdyż na więcej nie miała siły. Została raz, a porządnie, wytrącona z równowagi, do której trudno będzie Jej wrócić. Zaskakujące jest to, jak łatwo jest coś zniszczyć a znacznie trudniej odbudować. O ile w ogóle da się odbudować.- Wykrzycz mi wszystko w twarz co teraz myślisz!- a jednak. Dostrzegła złość na twarzy chłopaka. I to Ją tak rozdrażniło? A i owszem. To pokazało, że chłopak nie słuchał Jej wcześniej… Nie chciał uszanować tego co postanowiła… Tego, co wybudowała z tak ogromnym trudem.
- Nic nie myślę , jest mi jedynie bardzo przykro , że nie zasługuje nawet na jedną drobną szansę z Twojej strony ... - po jego policzku spłynęła łza , którą niemal natychmiast niezdarnie otarł ze swojego bladego policzka. Cóż więcej mógł powiedzieć ? Po co ? Słowa potrafią dosadnie zranić , a te wypowiedziane w gniewnie szczególnie. Nie warto było.
-Ile razy mam Ci mówić, że tak będzie lepiej?!- nie wytrzymała. W kółko to samo. Krzykiem próbowała cokolwiek wytłumaczyć chłopakowi. Pokazać swój sposób myślenia. Perspektywę, którą dostrzegała tylko Ona.
- Lepiej dla Kogo ? Dla Ciebie? ... - dopytywał z obłędem wymalowanym na twarzy, Determinacja ... jedyna cecha , która określała blondyna w zaistniałej sytuacji. Czy mógł przegrać walkę o swoje szczęście? Nie... Przegraną byłoby niepodjęcie żadnej możliwej próby.
-A jeśli tak to źle?- zapytała z pretensją, nie potrafiąc modulować głosu w taki sposób, aby przybrał on jak najbardziej naturalną barwę.- Tłumaczyłam Ci to… Błagam, nic na siłę… Koniec- ostatnie słowo wypowiedziała w sposób stanowczy, wkładając to w każdą kropelką siły, którą posiadała. Tak, aby uzmysłowić blondynowi, że z Jego prób i tak nic nie wyniknie.
Thomas przysiadł na kanapie w salonie zatapiając swoje dłonie w jasnych włosach. Nie potrafił wydusić z siebie nawet najprostszej wypowiedzi , która stała się jakby niewykonalna , gdy została przysypana przez morze myśli , wątpliwości i niewyjaśnionych kwestii. - Przepraszam .. - szepnął , głosem chcącym przekazać prostą myśl ' Wybacz , że swoim postępowaniem tak bardzo Cię ranię. '
-Wyjeżdżam- rzuciła, zajmując swe miejsce u boku blondyna.- Nawet przypadkiem nie wejdziemy sobie w drogę. Tak będzie najlepiej- wyszeptała, będąc pewną każdego słowa, który wypowiedziała. Czasem najlepszym wyjściem jest ucieczka. Chwilowa, ale jednak. Czasem to jednak życie przypiera nas do muru nie dając możliwości wyboru.
- Ucieczka , pięknie to sobie ułożyłaś... - wyszeptał wstając. Jego umysł wręcz oszalał słysząc jedno konkretne słowo. Wyrok. Brak możliwości kontaktu brzmiał niczym utrata życia , którego i tak posiadał już bardzo mało. Jego własna egzystencja , którą można było nazwać życiem jedynie w momencie gdy miał przy sobie Lilly.
-Jestem tchórzem- powiedziała zgorzkniale, tępo patrzeć przed siebie.- Egoistką i długo tak wymieniać…- westchnęła ciężko, nie wiedząc jak ubrać w słowa swoje uczucia i poglądy, które w ostatnim czasie w sobie wykształciła.- A Ty Thomas nie rezygnujesz… Nie rozumiem czemu…
- Bo Cię kocham ... Jak mam Ci to jaśniej wytłumaczyć ? - drążył żałośnie kolejną formułkę najważniejszych w życiu słów pozbawiony nadziei na tak zwane lepsze jutro . Miał wrażenie , że ile razy by nie powiedział co czuje na starcie jest już na straconej pozycji. Dziwne? Dla Niego już nie było rzeczy dziwnych czy też niedorzecznych.
-Wiem, że mnie kochasz!- pisnęła, wstając gwałtownie z kanapy.- Ale ja nie wiem dlaczego… Za co mnie kochasz? Nie mam w sobie żadnej cechy, która warta jest Twojej miłości- ton głosu w jakim to powiedziała, zawierał w sobie jedynie pewność. Sama nie potrafiła pojąć magii miłości Morgensterna. Nie miała pojęcia jak taka osoba jak Ona, zasługuje na miłość kogokolwiek.
- Nie kocha się za coś tylko pomimo czegoś Vann... - oznajmił pewny swoich słów. Nie miał w zwyczaju porównywać zalet czy też wad ... Każdy przecież je ma i to było dla Niego ważne. Piękno tkwi w osobowości , jakże różnej od innych , bo przecież dzięki tej różnorodności jesteśmy oryginalni , nie stajemy się czyjąś kopią . Mamy swoje poglądy , reali życiowe. Sami wiemy jak żyć , bez względu na wszystko .... Dla Niego Vanessa była kimś oryginalnym , wyjątkowym pomimo wszystko...
-Jak dla mnie to kolejny mit…- powiedziała oschle, wyglądając przez okno, nie chcąc kolejny raz natknąć się przypadkiem na wzrok blondyna.- Thomas, skończ… Proszę… Skończ tę walkę, bo ja już nie mam sił walczyć dalej…- oparła się o parapet, spuszczając żałośnie głowę w dół, próbując wykrzesać z siebie siły, które potrzebne były do uwagi i rozwagi, które musiała włożyć w każdy kontakt, każde słowo, które wypowiadała do Thomasa.
- Nie zrezygnuje z Was dopóki nie dowiem się kto jest ojcem tego maleństwa . - zakomunikował dobitnie utrzymując kontakt wzrokowy z brunetką. Tak wiele miał do przekazania , ale z każdą chwilą wydawało mu się , że opada z zewnętrznych sił. Dlaczego zewnętrznych ? W środku jego ciała aż wrzało od emocji , pragnień ... chęci do walki. Szkoda jedynie , że tylko on się starał , że chciał podjąć walkę o Ich wspólne szczęście. Ironia
-A później co?!- pisnęła cienko, wywracając teatralnie oczami.- Będziesz się opiekował, opiekował i opiekował, obdarzysz Je jakąś miłością, a potem? Co jeśli okaże się, że to nie Twoje dziecko?- instrumentalnie. Tak w Jej oczach traktował Thomas dziecko, które nosiła pod swoim sercem. Osóbkę, którą można pokochać, a nagle znienawidzić bądź stać się obojętnym na jej los. Doceniała to, że Thomas chce pomóc. Chce zaangażować się w coś, czego bała się Ona sama, lecz doskonale zdawała sobie sprawę, że to może przynieść jedynie rozczarowanie i cierpienie blondynowi, jeżeli prawda okaże się być inna niż ta, którą układa sobie w głowie.- Thomas... Ja nie chcę źle. Chcę dobrze. Nie mam zamiaru nikogo zranić czy rozczarować. Chcę zbudować sobie stabilny grunt pod nogami, zanim maleństwo przyjdzie na świat. Przede wszystkim chodzi mi o grunt psychiczny- ukryła twarz, aby uspokoić na chwilę emocje, które obezwładniały Jej wątłe ciało.- Nie wiesz jak to jest, kiedy nie masz nawet najmniejszego powodu, aby rano wstać z łóżka i przeżyć jakieś następne 12 godzin. Nie masz pojęcia jak to jest wymuszać uśmiech, by nie było zbędnych pytań. Nie wiesz jak to jest brać oddech z bólem, który przypomina Ci o wszystkim co minęło…- opadła bezwładnie na kanapę.- W ogóle, nic nie wiesz…- dodała bezsilnie pod nosem.
Nieprawda, że czas leczy rany i zaciera ślady. Może tylko łagodzi przykrywając wszystko osadem kolejnych przeżyć i zdarzeń. Ale to, co kiedyś bolało, w każdej chwili jest gotowe przebić się na wierzch i dopaść. Nie trzeba wiele, żeby przywołać dawne strachy i zmory. Gdyby nawet trwały w ukryciu, zepchnięte na samo dno, to przecież gniją gdzieś tam, na spodzie, i zatruwają duszę, zawsze pozostawiając jakiś ślad - w twarzy, w ruchach, w spojrzeniu - tworzą bariery psychiczne, kompleksy. Nie pomoże wódka, nie pomoże szarpanie się w skrajnościach, od usprawiedliwiania do potępiania.Coraz trudniej było mu znieść każde zadane pytanie , wiedząc że jego odpowiedzi są analizowane i wykorzystane przez brunetkę w niekorzystny dla Niego sposób. Dlaczego ? Wił się z myślami , nie mogąc poradzić sobie ze zmianą wszystkiego co się wokół niego dzieje. Odpowiedź? Czy warto było wyrażać swoją opinię skoro dla polki nie jest nic warta? Pogubił się. - Cokolwiek bym nie powiedział masz to gdzieś , tak jak mnie i moje uczucia , więc nie zdziw się jak obudzisz się kiedyś i Twoje własne dziecko nie będzie przy Tobie szczęśliwe , bo pozbawiasz Go ludzi którzy Kochają , dla własnej , cholernej wygody! - uniósł ton głosu , lecz nie krzyczał .. wyraził to co czuł dosadnie kierując się w stronę wyjścia.
-Thomas…- szepnęła, obserwując oddalającą się sylwetkę skoczka.- Nie chcę Cię ranić… Przecież wiesz, że Cię kocham…- wykrztusiła żałośnie, pustym wzrokiem patrząc na Thomasa.- Kiedy człowiek kocha, nie chce ranić, ale dobrze wiesz, że ja będę Cię ranić samą swoją obecnością…- podeszła bliżej, kładąc swą dłoń na ramieniu Austriaka.- Za wiele się wydarzyło… Teraz może nie wiesz, ale to naprawdę po to, aby każdemu z nas żyło się lepiej
- Nie jesteś mną , nie czujesz jak ja i nie mów , że wiesz co dla mnie jest najlepsze! - skoczek odsunął się pierwszy raz od bardzo dawna panując nad swoim ciałem i emocjami. - Chcesz być szczęśliwa , proszę bardzo , ale nie mów , że kochasz! Nie wiesz co to miłość skoro chcesz pozbawić Tego maluszka Ojca , skoro chcesz pozbawić siebie tego uczucia.... - Mówił wiele , tak jak i myślał. Ale to co dokonywało się za pośrednictwem jego ust było prawdą. Smutną i bolesną , ale jednak szczerą prawdą jego myśli.
-A jeśli okaże się, że to maleństwo nie jest Twoim biologicznym dzieckiem?- tego najbardziej się obawiała. Dlatego przed wszystkim starała się uciec. Zapewnić małemu tylko matkę… Najważniejszym celem było to, aby nie dostarczyć dziecku w przyszłości przykrych doświadczeń związanych z tym, że ktoś może mieć mu za złe, że się w ogóle pojawił.- Co wtedy?- warknęła stanowczo.
- Nie biorę nawet tej opcji pod uwagę , ono jest Nasze Vann.- Dokładnie tak myślał . Nie ważne co okaże się za kilka miesięcy , On już kocha tą kruszynkę miłością rodzicielską...
Dobro tej istoty stało się dla Niego tak ważne jak dobrobyt i spełnienie dla Lilly. W życiu Austriaka odegrało ono ważną rolę , tworzyło rodzinę bez względu na wszystko. - Nawet jeżeli Andreas okaże się ojcem , zawsze będę traktował Ciebie i to maleństwo z należytym szacunkiem i uczuciem. - dopowiedział spoglądając na zaokrąglony brzuszek brunetki.
-Thomas to tak nie działa…- jęknęła, nie mogąc oprzeć się podziwu, który ogarnął Ją, kiedy Thomas wypowiadał się o Jej dziecku. W Jego oczach- ich dziecku. Był wyjątkowy i tego nie dało się nie zauważyć. Niewielu mężczyzn byłoby stać na takie słowa, a tym bardziej wypełnienie swojej obietnicy… Tylko, dla Nich było już za późno.- Masz rację. Jestem skończoną egoistką, która nie dopuszcza do siebie miłości… Przepraszam…- wyszeptała.
- Życzę Ci Vann , aby uczucia , które tak w sobie dławisz odnalazły drogę do Twojego serca , bo ludzie dla których inni nie mają znaczenia szybko tracą na wartości pozostając w swoim świecie sami ... - odrzekł z żalem i goryczą w głosie roniąc przy tym jedną słoną łzę. Ostatnią , która ujrzała światło dzienne. Spuszczając głowę powoli kierował się do wyjścia.
-Przepraszam za wszystko, Thomas- jąkała, dławiąc się gorzkimi łzami, które z uporem wydostawały się z Jej powiek. Intencje miała dobre… Jak zwykle wszystko musiało pójść na odwrót. Czemu właśnie takie życie nad otacza? Gdzie dobro, nagle zamienia się w zło.- Manuel!- wyszlochała, wpadając w ramiona bruneta, nie wiedząc, że Thomas nadal wpatruje się ich dwójce…
~~♥~~
Miała w sobie coś co nie pozwalało Mu Jej skreślić, chociaż myślał o Niej już w czasie przeszłym. Walka… Czy ona teraz miała jakikolwiek sens? Czy opłacało mu się walczyć, skoro i tak był już stracony? Bez miłości był jak sucha trawa… Jednakże teraz musiał żyć bez niej. Jak długo? Czy kiedykolwiek przestanie Ją kochać? Teraz był pewien, że nie. Że jest jedyna. Jest ideałem, pomimo tylu wad i niedoskonałości. Ale czy to one nie czynią nas jeszcze bardziej wyjątkowymi? Nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć przyszłości. Dokładnie określić co czeka nas za rok, za dwa, czy nawet jutro. Każdy dzień jest wyjątkowy. Niepowtarzalny. Nie ma prawa się powtórzyć. Każda godzina, sekunda jest tylko jedna. Nie wybije po raz kolejny w przeszłości. Może jednak była dla Niego szansa na życie bez Vanessy? Czy możliwe jest to, aby pokochał jeszcze raz? Teraz to oczywista oczywistość w Jego oczach. Jest pewien, że nie. Ale nie wie jakie życie postawiło przed Nim karty. Mimo że pięknem jest wszystko to, z czym związana jest właśnie Vann, później, z biegiem lat, prawdę pokaże czas…
Obserwował Lilly, jednocześnie siedząc na kanapie i błądząc myślami wokół filigranowej brunetki, która zawładnęła nie tylko Jego sercem, lecz również rozumem. Zabawne, że potrzebował dnia, żeby się w Niej zakochać, a teraz potrzebuje lat, aby o Niej zapomnieć…
Strach, lęk… Niby podobne do siebie uczucia, lecz tak odmienne. Bał się o przyszłość Vanessy. Nie tylko Jej. Spodziewała się dziecka. Jego dziecka… Fakty mówiły, że nie jest to jeszcze do końca pewne, lecz Jego serce podpowiadało coś innego. Mówiło, że chce się zaopiekować ich dwójką. Obdarzyć miłością i całym ciepłem, który tylko posiadał. Stworzyć rodzinę i chronić Ją z całych sił przed każdym złem na świecie, którego nie było wcale mało. Wziąć na swe barki odpowiedzialność. Czuć Jej bliskość… Słyszeć słowa płynące z głębi serca… Dostrzegać rzeczy niewidzialne dla oka. Ale teraz było za późno… Zrozumiał, że naciskając i wtrącając się w Jej życie nic nie ugra. Wręcz straci. Doszedł do wniosku, że najlepiej będzie, kiedy przestanie. Usunie się w cień, nie raniąc więcej ani siebie, ani Vann. Oddać Jej powietrze, które tak często zabierał. Nie powodować już łez w ciemnych oczach brunetki. Niekoniecznie zapominać, lecz starać się pogodzić z życiem i przeznaczeniem, które było dla Niego już od dawne zapisane w gwiazdach. Tam, gdzie On nie miał dostępu. Gdzie nie mógł nic zmienić. Jedyne do czego miał prawo to poddać się życiu i iść z prądem, jakim Go za sobą ciągnął…
~~♥♥~~
Mówią, że szczęście się nie kończy, ale ulega zmianom. Ciągle liczy się na jakiś cud, lecz nagle dociera do nas, że to nigdy nie nastąpi. Staramy się zaakceptować zmiany i powoli, stopniowo wcielać je w życie. Cud zanika, ale nadzieja na przyzwyczajenie się, zostaje. A zmiany też mogą stać się nawykiem. Ciągłą gonitwą. Czasem nawet zaprzestania podjętych działań. Jednakże, to co się działo, nie było zdrowe. Było wręcz chore i pozbawione uczuć. Zimne, dalekie Mu… Jemu oraz Ann, którą znał wcześniej. Jego myśli ciągle wirowały wokół Niej. Zmiany, która tak nagle nastąpiła. A może nie nagle? Być może to On sam przegapił Jej początek, a ocknął się dopiero wtedy, gdy było już za późno? Przechodząc ulicami rodzinnego miasta, pochłonięty rozmyślaniami na temat przyszłości, nagle zobaczył siedzącą w kawiarni Ann, która serdecznie uśmiechała się do swojego rozmówcy. Była taka jak kiedyś. Rozpromieniona. Wesoła. Z beztroską i czułością w oczach. Bez zastanowienia wszedł do owej kawiarni. Wtedy Jego świat przeżył kolejne trzęsienie ziemi. W ułamku sekundy wszystko runęło. Nawet najmniejszy cień nadziei. Czy słusznie?
-Ann, co tutaj robisz?- zapytał jąkając się i mierząc wzrokiem mężczyznę, który siedział u boku Polki.
Kochając kogoś, dajesz mu władzę, by cię unicestwił. To bardzo prosta zależność, której jakoś nikt nie spieszy się uznać. Kochanie kogoś – zakochanie się w kimś – przewiduje dwa możliwe scenariusze: w pierwszym miłość jest odwzajemniona; w drugim, zdradzona. To wszystko. Pierwsza możliwość jest nierozerwalnie związana z drugą.
- Rozmawiam. - Ann uniosła się z zajmowanego miejsca spoglądając na Austriaka nieco zaskoczona jego obecnością w lokalu. - A Ty co tutaj robisz? - dopytała.
- Z nim?- wydusił z siebie, patrząc z niechęcią i wrogością na osobę, która wielokrotnie wzbudzała Jego obawy i strach. Najpierw zniszczyła życie Thomasa i Vanessy, a teraz zabierała się za zrujnowanie Jego życia z Ann. Natury niektórych ludzi nie da się opisać słowami.- Z Nim nie da się rozmawiać.
-Bo co?- Niemiec wstał z miejsca. Odruch, niezależny od Jego woli. Zaskakujące, jak daleko potrafią ponieść człowieka emocje.
- A coś w tym złego? - Ann spojrzała na sylwetkę Niemca , który po chwili stawił się obok Niej , jakby w geście potwierdzenia swojej obecności. - Chyba mam prawo spotykać się ze znajomymi ? - zapytała ? Może i sama sobie odpowiedziała nie licząc na dalszą dedukcję wypowiedzi przez Austriaka. Na jej twarzy gościł uśmiech z domieszką zakłopotania , niezrozumienia... strachu ?
-Odsuń się od Niej!- warknął, widząc, że Andreas pewnie i z triumfem w oczach zajmuje swe miejsce przy boku Ann. Tam, gdzie Ona sama Go już nie dopuszczała. I chyba właśnie ta świadomość zabolała najbardziej, skłaniając do najbardziej radykalnych kroków, które był w stanie postawić.- Nie chcę, żebyś się z Nim zadawała- pociągnął za ramię Polkę, jednocześnie odsuwając Ją od Niemca.
- Gregor nie będziesz wybierał mi znajomych już o tym rozmawialiśmy. - Pod wpływem dotyku Austriaka ciało Ann wyraźnie zadrżało. Niezrozumiały bodziec opanował zmysły szatynki doprowadzając do piskliwego i nienaturalnego tonu głosu , którym się posługiwała.
-Nie pamiętasz już co zrobił ze związkiem Vanessy i Thomasa?- nie panował nad sobą. Jego ciało nagle stało się obce. Jakby był w Nim dopiero pierwszy raz. Niezrozumiałe ruchy. Wypowiedziane słowa. Nawet drżenie rąk, stało się dla Niego dziwne.- Idziemy!- krzyknął, chwytając za rękę Polkę.
-Koniec!- wykrzyczał Andreas, który jednym, zwinnym ruchem, ‘odbił’ z rąk Austriaka, dziewczynę, ujmując Ją delikatnie w talii, zaciągając się jednocześnie Jej zapachem.- Nie będziesz traktował Ann jak swoją własność! Nie jest Twoją niewolnicą i nigdy nie będzie!
Żaden ze scenariuszy , które układała w swojej głowie Ann , bądź próbowała ułożyć każdego samotnego wieczoru , nie był w żaden sposób odzwierciedleniem kierunku w którym zmierzała zaistniała sytuacja. - Możecie przestać? - zapytała spokojnie , lecz ze strachem widniejącym chociażby w drżeniu jej smukłych dłoni. - Proszę. - niemalże błagalny ton jej głosu , spojrzenie błądzące po obu sylwetkach.. Myśli, które doskonale zdawały sobie sprawę , że tajemnice mogą ujrzeć światło dzienne ...
-Nie- oznajmił krótko Gregor, który delikatnie odsunął od Niemca postać Ann. W Jego spojrzeniu znajdowały się tak skrajne emocje i mieszane uczucia… Tak wiele obaw i wątpliwości… Strach. Przerażenie. Nienawiść…- Powiedziałem już. Idziemy- po niemej wymianie spojrzeń, zwrócił się do Ann.
-Ann nie ma ochoty nigdzie z Tobą iść- powiedział, zaskakująco pewnie swego. W taki sposób, jakby zaraz chciał wyciągnąć swojego asa z rękawa, ponosząc spektakularną wygraną.- Tym, który powinien stąd iść, jesteś Ty, Schlierenzauer.
Ann utwierdziła się w przekonaniu iż zagrywki których dopuszcza się brunet nie są zwykłymi słowami rzucanymi na wiatr. Jej umysł dokładnie chłonął kolejne z wypowiedzianych słów. - Spotkamy się innym razem... - szepnęła patrząc błagalnie na twarz Andreasa z nadzieją , że jednak jej obawy jak szybko powstały tak szybko się roztrwonią.
-Nie. On nie będzie Tobą pomiatał- warknął, nie patrząc ani razu na Polkę. Jedyne co robił to wymieniał złowrogie spojrzenia z Austriakiem, który z każdą minutą coraz bardziej tracił wiarę i siłę na toczenie dalszej walki. Wyczuł, że Jego obawy, nie są jednak bezpodstawne.
-Nikim nie pomiatam!- podjął chyba jedną z ostatnich walk. Prawdopodobnie od razu skazany na niepowiedzenie.- Jedynie Tobie się to należy. Ty na to zasługujesz. Dla mnie jesteś nikim. Nie wiem jedynie dlaczego Ann chce się z Tobą przyjaźń. Potrafisz wzbudzać w ludziach litość.
- Gregor nie mów tak , proszę ... - głos Ann wyraźnie przybrał smutną barwę wiedząc jak wiele może się zdarzyć ... widząc w każdej z bliskich jej sylwetek wolę walki, 'coś' czego nie potrafiła bliżej zinterpretować. - Andreas jest moim przyjacielem. - powiedziała pewnie , nie chcąc narażać się na wypowiedzenie słów , które już dawno powinna użyć względem szatyna.
-Przyjacielem?- Andreas już sam dawno przestał panować nad sobą. Stracił silną wolę i rozsądek wraz ze spojrzeniem, którym Gregor obdarowywał Ann. Spojrzeniu, w którym była miłość. Bezgraniczna. Na swój sposób poplątana. Ale jednak miłość. Taka, jaką On sam nie wiedział czy jest w stanie zaproponować Ann.
-Ann, wiesz o czym On mówi?- szatyn spojrzał na Ann błagalnym wzrokiem, co na zaistniałą sytuację było stosunkowo niezrozumiałe. Ale On błagał… Prosił, aby żadne z Jego obaw nie stało się prawdą.
- Skończmy to .. - pisnęła machinalnie Ann ciągnąc za sobą Gregora w stronę wyjścia z kawiarni. Wizje jakie przedstawiał jej umysł paraliżowały na tyle , iż jedynym racjonalnym wyjściem z sytuacji okazała się ucieczka. Zmiana otoczenia , osób .... ale jak długo można uciekać przed czynami , które się popełniło? Przed prawdą , nawet tą bolesną..?
- Nie, poczekaj- wyrwał się, zbliżając się jeszcze bardziej do Niemca, z trudem ukrywając emocje, który pokazywały Jego słabości. Właściwie to tylko słabość… Słabość, której na imię było Ann..- O czym On mówi?- zapytał histerycznym tonem, patrząc z paniką na postać Polki.
-Mówię o tym, że Ann nie mogła znaleźć tego u Ciebie, co znalazła bez problemu u mnie- zaczął bezwzględnie, dokładnie wiedząc co dalej chce zakomunikować Austriakowi.- Namiętności, delikatności, męskości, zaufania…
Po policzku Ann spłynęły łzy... Były one odzwierciedleniem bezradności , bezsilności , która pod wpływem słów wypowiedzianych przez Andreasa niemalże stała się nieunikniona. Panika to jedyne odpowiednie określenie jakie opisywało wyraz jej twarzy , spojrzenie. - Gregor, przepraszam. - wyszeptała stojąc w miejscu ze spuszczoną głową.
-Ty…- wystarczyła chwila. Jeden gest. Jedno słowo… I nagle Oni przestali już istnieć. Tylko chwila, a teraz nie wiedział czy kiedykolwiek będzie tak jak wcześniej.- Ty mnie zdradziłaś Ann?- przez zaszklone łzy, patrzył z goryczą i bólem na Polkę. Teraz nawet kłamstwo, przywróciłoby nawet najmniejszą nadzieję…
- Przepraszam Gregor... - szeptała , a po jej bladych policzkach spływały słone łzy , które uniemożliwiały Ann nawet najprostszą wypowiedź skierowaną do Austriaka... Cóż mogła powiedzieć więcej ? Jak wytłumaczyć błąd , który popełniła ? Teraz potrafi nadać określenie swoim czynom , a dotychczas? Było to przyjemne uniesienie dla Niej samej , którego się dopuściła ... To właśnie za Nie ma przepraszać? Ale czy nie jest tak , że każdy z Nas docenia swoje szczęście dopiero wtedy , gdy jest ogromna szansa na to , że właśnie je traci? Czy nie wtedy zauważamy prawdziwe oblicze popełnionych czynów kwalifikując je do 'swoich błędów' ? Tak było z Ann, której wzrok utkwiony był w podłożu , nie mogąc zmusić się , aby spojrzeć w czekoladowe tęczówki Gregora .... Oczy , które spoglądały na Nią z nienawiścią.
-Kiedy chciałaś mi powiedzieć?!- wrzasnął przez zaciśnięte zęby.- No kiedy?! A może nie powiedziałabyś wcale?!- rozpadła się właśnie jedność jak opuszczone szkło. Już nigdy więcej nie będzie można złożyć, raz zdradzonego szczęścia. Żal zostanie z Nim na zawsze. Wspomnienia będą wracały w najmniej oczekiwanych momentach.
- Nie wiem. - jedyne marne dwa słowa , które potrafiła wydobyć z siebie usłyszawszy zadnie pytanie. Miała wiele okazji , aby przyznać się do swoich czynów , ale czy wtedy właściwie odbierała je jako coś karygodnego? Jako błąd? Zdradę której się dopuściła? Nie. Czuła się samotna , opuszczona i to po części z winy szatyna... gdyby nie to , może sprawy potoczyłyby się inaczej , a może właśnie tak miało być. - Gregor , daj mi wyjaśnić... - Ann zbliżyła się znacząco do Austriaka celem wytłumaczenia wszystkiego . - Wybacz mi.
-Co tutaj wyjaśniać?- odsunął się jak poparzony od szatynki.- Zniszczyłaś wszystko… Wszystko…- powtórzył żałośnie, zagłębiając się w dalszej treści swoich myśli. Zabił gniew, rozpacz i nienawiść. Wszystkie martwe uczucia pogrzebał gdzieś głęboko w swojej duszy. Bał się tylko jednego… Tego, że te uczucia kiedyś ożyją i sprawią, że udawanie obojętności, będzie zadaniem niewykonalnym.
- Wiem , że obojętnie co teraz powiem i tak nie będzie to na tyle sensowne , żebyś mnie zrozumiał , ale proszę spróbuj ... - zaczęła nie zważając na krzyki szatyna. - Wtedy , gdy tak troskliwie opiekowałeś się Sandrą poczułam się nieważna , tak jakbym nie była już dla Ciebie nikim wartościowym , tylko osobą która czeka posłusznie w domu , a to z czasem stało się nie do zniesienia... - mówiła chociaż nie do końca wiedziała czy któreś ze słów zostanie przyswojone przez Schlierenzauera. - Cała wina spoczywa na mnie , wiem o tym , ale proszę Cię postaraj się chociaż na moment postawić się na moim miejscu... - niemalże błagała dławiąc się słoną cieczą.
Jad został wlany w Jego umysł. Z serca nie pozostało nic innego jak wszechobecne rany. Rozbity dzbanek nadziei i głośna pustka we wnętrzu. Tak wygląda obraz środka człowieka, którego zdradziło szczęście. Nie mówił nic. Nie potrafił. Nie chciał. Nie mógł przez wzbierający się płacz. Wsłuchiwał się w ciszę… Tylko ona pozostała niezmieniona.
- Przepraszam ... przepraszam.. - szeptała jak zahipnotyzowana wizją całkowitego rozpadu relacji jaka łączyła ją z Gregorem. Czegoś co na pozór nie było idealne , nieskazitelne , ale jednak było , istniało... miało swój czynny udział w życiu szatynki . Ważną rolę , której nie chciała stracić.
-Nie przepraszaj- odezwał się. To zadziwiające, że natura zdradzonego człowieka przypomina czasem ranne dzikie zwierzę. Może ugryźć nawet tego, który chce mu pomóc. Ale czy należy mu się dziwić, skoro Jego świat nagle przestał istnieć?- To kolejne słowa rzucone na wiatr.
- Wiem , że to niewiele zmienia ,ale żałuje strasznie tego co zrobiłam ... - Ann zbliżyła się diametralnie do Tyrolczyka ujmując w swoje drobne dłonie jego twarz , delikatnie gładząc obuszkiem po jego policzku , tak aby tęczówki Gregora zjednoczyły się z jej zeszklonymi oczami. - Kocham Cię Gregor , Kocham ... - szeptała , tak aby owe słowa były słyszalne jedynie dla Nich samych.
-Teraz. Dopiero teraz mi to mówisz- zaśmiał się sarkastycznie, natychmiastowo odsuwając się od Polki.- Czyli musiałaś mnie zdradzić, żebyś w końcu mogła to powiedzieć? Brawo! Brawo!- drwił.- Ręce same składają się do klaskania- teatralnie klaskał w swe dłonie. Czyli jednak udało mu się wyrzucić wszystkie uczucia do kosza…
Ann spuściła wzrok po raz kolejny tego dnia chcąc ukryć spływające po jej twarzy łzy , których najwyraźniej zaczęła się wstydzić . Popełniła ogromny błąd , ale drwina z jej uczuć , ze słów które otwarcie wyznała sprawiła ogromny ból niż niejedna obelga , którą spodziewała się usłyszeć. Ukradkowym spojrzeniem zmierzyła stojącego nieopodal Niemca , jakby szukając w nim wsparcia , przepraszając jednocześnie za to co zrobiła , do czego się posunęła w jego obecności. Chwiejnym krokiem kierowała się do wyjścia nie widząc miejsca dla siebie w tej całej sytuacji.
-Weź swe rzeczy ode mnie, kiedy będę na treningu- odezwał się, wpatrując się tempo przed siebie.- Klucze przekaż Vann- dodał. Został zdradzony i oszukany. Jeszcze nikt nigdy Go tak nie potraktował. Czuł się tak bardzo zagubiony i pusty w środku. Siedział sam, pośród swych wspomnień, mając nadzieję, że to co było, kiedyś jeszcze wróci…
- Naprawdę sądzisz , że nie potrafisz mi wybaczyć tego co zrobiłam ? - zapytała nieśmiało dławiąc się własnymi łzami , które stały się nieodłączną częścią tego zdarzenia. To właściwie w tamtym momencie Ann uświadomiła sobie jak wiele straciła poprzez swoje nieuzasadnione podejrzenia , poprzez samotność , którą odczuła. Jak wielkiego błędu się dopuściła zdradzając Gregora , jak i samą siebie.
Utrata szacunku do samej siebie bolała chyba najbardziej ze wszystkich możliwych strat , które miała ponieść Ann. - Proszę ... - jej spojrzenie utkwiło w czekoladowych tęczówkach skoczka , w których nie widziała już szansy dla siebie , dla Nich. Nie było w Nich już nic co mogłoby dać chociaż odrobinę nadziei.
- Potrafisz cofnąć czas?- pełnymi łez, oczami, spojrzał z wyrzutem na Polkę. Oczy Jego straciły blask. Stały się puste. Zniknęła Jego pewność siebie i nie wiedział czego teraz tak naprawdę chce od życia. Twarz nie pokazywała żadnych uczuć. Nic oprócz zmęczenia życiem i niepowodzeniami. Czy odnajdzie kiedyś nadzieję, która szeptać będzie cichutko, że zła passa też kiedyś się skończy?
- Nie, ale proszę daj Nam szansę ... - Jak nasze zachowanie staje się niemalże skrajne , gdy nie widzimy już szans na dalszy rozwój marzeń , pragnień .... Gdy przed oczyma mamy jedynie wizję samotności , spowodowaną brakiem bliskiej nam z osób. - Gregor błagam Cię , wybacz mi... - słowa , które z ust Ann padały bardzo rzadko , a teraz? Z wielką łatwością przechodziły przez jej gardło.
-Żegnam Cię, Ann- zamknął swe powieki, wciągając w swe płuca sporą ilość powietrza. Nie chciał nawet myśleć o daniu Ann drugiej szansy. Bał się, że kiedy zacznie brać taką opcję pod uwagę, bałagan w Jego głowie stanie się jeszcze większy. Że podejmie decyzję, której później będzie żałować… Z którą nie będzie umiał dalej żyć… Ale czy istniało dla Niego życie bez Ann? Teraz nie było sensu się nad tym zastanawiać. Należy jedynie powiedzieć ‘żegnaj’…- Nas już nie ma, zapamiętaj to.
Histeria , która zawładnęła jej duszą była niemalże nie do opisania... Słowa , które raniły z każdą dodaną sylabą całkowicie zaburzyły jej dotychczasowy świat. - Żegnaj. - wyszeptała oddalając się kilka kroków nie mogąc znieść spojrzenia Andreasa jak i bijącej nienawiści ze strony Gregora.
--------------------------------------
Kolejna z odsłon zapisała się na kartach historii.
Jakie wrażenia? Co czujecie po przeczytaniu tego rozdziału? Śmiało! Dzielcie
się z nami Waszymi cennymi i szczerymi opiniami. :)
A to się porobiło... Chciałabym, aby Ann poczuła coś do Andreasa, bo jakoś nie mogę się przekonać do Gregora.
OdpowiedzUsuńPostawa Thomasa względem Vann i jej nienarodzonego dziecka jak najbardziej prawidłowa, przynajmniej według mnie.
Pozdrawiam i czekam na kolejny świetny rozdział ;*
Zapraszam też na "Labirynt uczuć" w roli głównej z Morgim.
Pojawił się już rozdział! :)
http://maze-of-feelings.blogspot.com/
Znowu się tu dzieje, kurcze pieczone :)
OdpowiedzUsuńPodobają mi się takie sytuacje, nigdy nie jest nudno! :)
Znowu wszystko czytam i komentuje w biegu, wybaczcie mi za to :)
Pozdrawiam i zapraszam na nowy u mnie: http://kochaj-mnie-tak-jak-siatkowke.blogspot.com/2014/07/urlop-to-czas-w-ktorym-przeszosc-nalezy.html
No moje drogie poleciałyście po całości z tym rozdziałem. Tak zakręcić to tylko Wy potraficie i chwała Wam za to bo nie jest nudno i przewidywalnie jak ostatnimi czasy u mnie :\
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że miałam znienawidzić Ann już do końca ale po głębszym zastanowieniu chyba trochę powinnam Ją próbować zrozumieć a nie od razu oceniać. I myślę, że Ona potrzzebuje trochę przerwy od wszystkich facetów żeby zauważyć do którego co tak na prawdę czuje. Szkoda tylko, że tak bardzo zawiodła i zraniła Gregora. :(
Co do Thomasa i Vann uważam, że mimo wszystko powinni być razem. I błagam, niech to dziecko okaże się Jego bo inaczej stracicie jedną czytelniczkę:P
Zapraszqm do siebie i na moje nowe dziecko (siatkarskie) http://kazdy-set-to-inny-rozdzial.blogspot.com
Buziole:*
P.S. przepraszam za spam ;P
Zachowanie Thomasa jest bardzo odpowiednie, w końcu ma prawo się dowiedzieć, czyje dziecko pod sercem nosi Vannesa...Ich relacje są pokręcone. Kochają się, a nie mogą razem być, bo to co się działo wcześniej jakoś to uniemożliwia. Jednak Thomas się stara i to jest plusem. Ok, rozumiem, że Vann się trochę boi, po tym jak Thomas ukrywał przed nią istnienie Lily, ale jak na moje zachowuje się trochę irracjonalnie. Nie powinna mu zabraniać, kiedy chce się dowiedzieć, czy będzie tatą, czy nie...
OdpowiedzUsuńAnn trochę nie jestem w stanie zrozumieć. Była z Gregorem, a jednak pożądanie wzięło górę i stało się, z Andreasem. I Gregor się o wszystkim dowiedział, a ja sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Nie wiem jak to teraz między nimi będzie, Gregor tak łatwo nie wybaczy, a Andreas może będzie o nią walczył? I co na to wszystko Ann?
Ech, komplikujecie! :D
Pozdrawiam ;*
Z wami nigdy nie można się nudzić! Zawsze się coś dzieje. Cieszy mnie postawa Thomasa względem Vann :) Bardzo dobrze robi. Rozdział wyszedł wam świetnie dziewczyny :D Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńZa dużo wrażeń jak na jeden rozdział :) Wcale się nie dziwię Thomasowi, w końcu chce się dowiedzieć, czyje to jest dziecko. Na początku lubiłam Ann, ale po ten akcji z Andreasem jakoś moja sympatia do niej topnieje... Gregorowi chyba ciężko będzie jej wybaczyć, ale wydaje mi się, że będzie o nią walczył.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
PS. U mnie ostatni rozdział :)
Nadrobiłam wszystko ! :* Wczoraj już go czytałam i dzisiaj skończyłam :D Ale mnie to wciągnęło ... o jejuśku, jak żaden blog <3
OdpowiedzUsuńCo ja Ci tu mogę napisać ? ^^ Doskonale wiesz, że świetny ♥
Wrażeń jakie tu doznałam to i smutku, i wesołości - wszystkiego !! :D
Morguś chcę się do wiedzieć czyje dziecko - normalne :)
Ann wydawała się fajna, ale teraz już nie ! :D
Gregorek biedny, walcz o nią ! <3 Kochasz ją ♥ Chodź ja jej nie lubię xD
Wszystko jest piękne i czekam na następny rozdział :D
Dziękuję za tak miły komentarz pod moim blogiem o Eriku <3
Popłakałaś się ? Moja biedulka ♥
Buziaczki i miłego weekendu :***
spam*
OdpowiedzUsuńhttp://kochaj-mnie-tak-jak-siatkowke.blogspot.com/2014/07/its-christmas-time.html
Dzieje, się dzieje.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się Thomasowi.
Rozdział cudny
Czekam na kolejny
Buziaki ;*
Hej! Już niedługo startuję z kontynuacją opowiadania "Skocznia jest jedna a narty są dwie"
OdpowiedzUsuńByłaś moją czytelniczką jeśli chodzi o przygody Natalii Gawrońskiej i skoczków, więc jeśli masz chcęć to zapraszam http://cienie-we-mgle.blogspot.com
:)