czwartek, 18 grudnia 2014

Czterdziesta odsłona codzienności.

 Nie ma nic słodszego w świecie nad miłość, a jednak ludzie zbyt często przez nią gorzko płaczą.


~~♥♥~~
Każdą szansę daną nam od losu, musimy w sposób umiejętny wykorzystać. Wyczerpać w taki sposób, byśmy nigdy nie żałowali bądź czekali na następną szansę, która nigdy nie będzie Nam dana. Nikt z nas nie ma pewności. Żaden człowiek. Chwilę należy łapać teraz. Już. Natychmiast. Nie pozwolić Jej wymknąć się z naszych rąk. Wyciskać z niej najwięcej ile możemy, nie zważając na nikogo. Nie biorąc pod uwagę zdania ludzi, którzy szepcą po kątach. Liczy się jedynie to, byśmy MY byli zadowoleni ze skutków wykorzystanej szansy…
-Cześć, Thom- odezwała się, kiedy przechadzała się przez ulice austriackiego miasteczka. Przypadek? Przeznaczenie? Nie. Zwykły, zaplanowany krok, będący częścią planu Mii. Planu, ku szczęściu.- Słyszałam, że u Ciebie nie dzieje się za dobrze… Strasznie przykro mi z powodu Twojego synka…- powiedziała już na wstępie.
- Nie Twoja sprawa. - oznajmił nie zważając na bliską odległość blondynki. Szerokim łukiem ominął ją podążając dalej przed siebie. Zbyt dużo namieszała w jego życiu , zbyt wiele słów i czynów wydarzyło się za jej sprawą , aby teraz ze spokojem mógł z Nią o tym rozmawiać. Dla Niego nie istniała. Była jedynie osobą o której nie warto pamiętać.
-Nie miej mnie za wroga- pisnęła cienko, chwytając Austriaka za rękaw Jego koszuli.- Myślisz, że istnieje człowiek, który chciałby ugrać coś dla siebie na śmierci Twojego malutkiego synka?- wiedziała co mówi? Kłamała? Wiedziała jak zagrać na uczuciach Austriaka, by nie żyć z Nim we wrogich stosunkach. Czy właśnie nie do tego chciała wykorzystać śmierć małego Oliwera?
- Nie rozumiesz co do Ciebie mówię?! - wrzasnął zatrzymując się na moment. Nie potrafił spojrzeć w oczy interesownej blondynki. Zbyt wiele Go to kosztowało. - Mam załatwić Ci zakaz zbliżania się do mnie, abyś dała mi spokój?! - Niby przypadkowe spotkania , stały się dla Niego coraz trudniejsze do zniesienia , pozbawiały  Go zbyt wiele energii , a tą musiał utrzymywać by walczyć o zdrowie dla swego syna.
-Thomas…- odezwała się potulnym głosem, przywierając ciałem do torsu Morgensterna.- Wiem, że teraz musi Ci być ciężko… Niedawno straciłeś syna, na pewno nie masz z kim o tym porozmawiać. Jestem pewna, że Vanessa nie doszła jeszcze do siebie po śmierci Oliwera,  więc jesteś z tym sam- gładziła dłonią Jego plecy, zaciągając się słodką wonią Thomasa.
- Powtarzam Ci ostatni raz i więcej nie mam zamiaru! - wzburzył się odpychając od siebie blondynkę. - Znajdź sobie inną ofiarę do nękania , bo obiecuje że pożałujesz , że mnie spotkałaś! - dodał wściekły już Morgenstern. - Wynoś się z mojego życia!
-Dlaczego mnie tak traktujesz?- powiedziała, gromadząc pod swymi powiekami spory zapas łez.- Ja chcę Ci tylko pomóc. Wiem przez jaką tragedię przeszedłeś i dlatego chcę okazać Ci moje nic nieznaczące wsparcie… Tylko tyle…- po chwili dało się usłyszeć gorzki szloch dziewczyny, która najzwyczajniej w ciągu sekundy potrafiła wypuścić spod swych powiek słoną ciecz, zwaną łzami.- Nie rozumiem czemu nawet w takich momentach mnie nienawidzisz…
- Daj mi święty spokój , tym pomożesz mi najbardziej. - odburknął nie zwracając uwagi na histerię ze strony Austriaczki. Dziwnym uczuciem darzył wszystko co z Nią związane. Wszystkie wspomnienia , słowa , czyny ... Nie potrafił tego racjonalnie wyjaśnić. A bardzo by chciał , właściwie po to aby zamknąć tamten rozdział swego życia i nigdy do Niego nie wracać.
-Thomas, ale ja też straciłam dziecko… Twoje dziecko…- szlochała żałośnie, pomiędzy kolejnymi falami płaczu, które przechodziły przez Jej ciało.- Wiem co czujesz i sądzę, że najlepiej będzie, kiedy właśnie teraz się o tym dowiesz… - spojrzała oczyma pełnymi łez na Morgensterna.- Ja chcę pomóc Tobie, ale w zamian też chcę wsparcia od Ciebie…
- Nie rób ze mnie idioty! - zaśmiał się ironicznie , patrząc na łzy spływające po policzkach blondynki. Sztuczne łzy. Wymuszone, całkowicie odrębne od postaci , którą była na co dzień Mia. - Za każdym razem się zabezpieczałem , więc nie wmawiaj mi tu bajek , dobra. - wrzasnął niewzruszony.
-Nie wierzysz mi?!- krzyknęła zawiedziona, nie tamując łez wydobywających się spod Jej powiek.- Masz! Czarne na białym!- wyciągnęła z torebki badania, które wyraźnie wskazywały na to, iż Mia jest w ciąży. A na pewno była..- Jeśli masz wątpliwości, co do wiarygodności tych badań, masz tutaj napisane moje imię i nazwisko oraz pieczątkę lekarza- wskazała drżącym palcem.- Zabezpieczenia nie dają stuprocentowej pewności, dobrze o tym wiesz…
- Tam nie jest napisane , że jestem ojcem Twojego dziecka , więc wiesz... - uśmiechnął się ironicznie lustrując blondynkę. - Daruj sobie , i idź wmawiaj innym potencjalnym tatuśkom swoją bajkę... - zakończył oddalając się.
-Z nikim innym nie byłam odkąd Cię poznałam!- krzyknęła za Nim, siadając na krawężniku chodnika, stulając się w kłębek. Bolało. Sama nie wiedziała co bardziej. Czy świadomość, że Jej dziecku nie było dane żyć, czy odrzucane uczucia przez Thomasa.- Wiesz dlaczego?- zapytała, lecz było to pytanie, na które sama miała udzielić sobie odpowiedź.- Bo Cię kocham!- krzyknęła najgłośniej jak umiała na tę chwilę.- Kocham Cię, Morgenstern!- krzyczała dalej, nie patrząc na zwracających na Ich dwójkę ludzi przechodzących obok.  
- Nie to miałem na myśli , wybacz.. - zatrzymał się obracając delikatnie na pięcie , by po chwili zasiąść obok zrozpaczonej blondynki. Słowa , których był odbiorcą , wywołały u Niego zapomniane do niedana uczucie , którego tak dawno nie słyszał. ' Kocham...' wyznanie którego brakowało mu po śmierci Oliwiera. Może to dlatego zbliżył swoje kroki do Mii , może poprzez przekaz który uzyskał jego serce na nowo odżyło?
-A co miałeś?- zapytała, nadal żałośnie szlochając. Jeden, pewny krok ku celu, został właśnie przez Nią postawiony.- Nienawidzisz mnie, a ja nawet nie wiem czemu… Przez to, że walczę o człowieka, którego kocham?- spojrzała na blondyna, niezdarnie ocierając łzy ze swoich policzków.- W zasadzie to dobrze, że dziecko umarło… Lepsze to, niż miałoby się wychowywać w takich warunkach…
- Przykro mi , naprawdę mi przykro... - wyszeptał obejmując delikatnie blondynkę. Było mu szkoda dziewczyny , żal tego że nie potrafił jej zrozumieć , pomóc , bo zwyczajnie nie mógł się do tego przekonać. Delikatnie gładził jej ramię , by choć w ten sposób okazać jej zrozumienie.
-Poroniłam, nawet o tym nie wiedząc…- wychlipała, patrząc tępo przed siebie, nieobecnym wzrokiem mierząc nieznane sylwetki ludzi, przechodzących obok.- Niepotrzebnie nawet zawracałam Ci głowę- otrząsnęła się, wstając na równe nogi.- Ciebie i tak to nie obchodzi- zakończyła, oddalając się od Morgensterna.
- Wiem co czujesz , a przynajmniej domyślam się... - zakomunikował jak najdelikatniej tylko potrafił.Żal. Jedyne prawidłowe określenie, które pozwoliło na to , aby złość i ból odeszły gdzieś na moment w rezultacie doprowadzając do zbliżenia owej dwójki... A może to 'strata' ... może uczucia które towarzyszą tragedii jaką jest utrata dziecka przez rodzica... Powodów mogło być sporo , ale jedno jest pewne... Cierpienie najlepiej znosi się w gronie osób wiedzących co tak naprawdę czujemy.
-Nie kochałbyś tego dziecka, prawda?- spojrzała na blondyna, nie ukrywając żadnych uczuć. Wszystko co czuła, można było zauważyć w Jej zielonych tęczówkach.- Nie kochałbyś, bo byłoby ono również moim dzieckiem, nie Vanessy- wyjąkała ochryple, nadal wpatrując się uważnie w blondyna. Czuła, że połowa ciężkiej wędrówki, została za Jej plecami. Że coraz bliżej jest zdobycie celu, do którego tak bardzo było Jej nie po drodze. Przewrotny los? Może szczęście?
- Gdybym faktycznie był jego ojcem , nie zależnie od tego czy bym tego chciał czy nie pokochałabym je miłością bezgraniczną... ojcowską... - odrzekł patrząc w zielone tęczówki blondynki. Nie miał sił , ani ochoty zastanawiać się nad tym o czym niedawno się dowiedział , ale to nie znaczyło iż nie współczuł , gdyż bardzo dobrze było mu znane uczucie jakim jest strata najbliższego z osób. Dziecka.
-Naprawdę nie mamy szansy na bycie razem?- zapytała prosto z mostu, bez zbędnych podchodów czy wyczuwania gruntu.- Thomas, ja zwariowałam na Twoim punkcie. Wszystko, co robiłam, robiłam dla Ciebie… Dla nas…- wyszeptała nieśmiało, dając wyraźnie do zrozumienia blondynowi jak Jej uczucia są prosto złożone. Kocha. Tyle. Tylko tyle, bez zbędnych zdobników przy sensie tego słowa.
-Nie. To jest możliwe...- wydukał zaskoczony odsuwając się od siedzącej blondynki. Nie brał nawet takiej opcji pod uwagę , więc nie mógł odpowiedzieć inaczej... Niepotrzebnie dałby Mii nadzieję , z której z czasem coraz trudniej wyjść... bo przecież zawiedzione nadzieje bolą najbardziej... - Doceniam Twoje uczucia , ale ja mam Vanessę. Kocham ją. - odezwał się po chwili goszcząc na swojej twarzy subtelny uśmiech.
-A mnie?- zapytała, walcząc z własnymi uczuciami, które teraz zostały poważnie urażone. Thomas kochał Vanessę? Niby wiedziała to i przekonała się o tym nie raz, nie dwa, lecz Jej zadanie było jasne. Wyperswadować Morgensternowi miłość do Polki. On miał kochać, lecz tylko Ją.- Co do mnie czujesz? Tylko szczerze, proszę…
- Nic do Ciebie nie czuję. - powiedział pewnie , lecz bardzo łagodnie nie chcąc przysparzać Austriaczce większej ilości bólu. Liczył się z jej uczuciami , chociaż do niedawna nie sądził , aby było to możliwe , jednakże nie mógł zmusić się do uczuć których w ogóle nie było. - Przykro mi..
-Skoro tak uważasz…- przymknęła na chwilę powieki, czerpiąc sporą dawkę powietrza do swych płuc.- Mówisz, że kochasz Vanessę, tak?- mówiła drżącym głosem, usiłując wyjść niezwyciężona z bitwy, którą prowadziła z własnymi myślami oraz uczuciami, które dyktowały Jej coś innego niż było w Jej planie.- Masz pewność, że Ona kocha Ciebie? Odpowiedz sobie sam na pytanie, jak wygląda Wasze życie po śmierci Oliwera.
- Każde z Nas przeżywa stratę Oliego w inny sposób ... - warknął podjudzony tym iż ktokolwiek śmie wspominać o śmierci Oliwiera w jego obecności. Nie wolno im było. Nikt nie miał prawa wymawiać tych znienawidzonych słów , gdyż on sam nie potrafił pogodzić się z ich znaczeniem. - Poza tym wszystko jest tak jak powinno być. - Czy , aby na pewno. Sam w to nie wierzył.
-Jesteś z tym sam, Thomas. Taka jest prawda- powiedziała stanowczo, pewna swoich racji.- Widzę to po Twoim zachowaniu. Widać, że nie rozmawiacie na ten temat, a w tym jest błąd. Powinniście jak najwięcej o tym rozmawiać, aby kiedyś zaakceptować to, co się stało- mówiła wyraźnie, chwytając umięśnioną dłoń blondyna.
- Nie chcę o tym rozmawiać , wiec proszę uszanuj to... - odrzekł nieco spokojniej , domyślając się iż Mia nie chce dla Niego źle. Że mimo iż ma ukryte zamiary w stosunku do jego osoby , może czuć się przy Niej zadziwiająco dobrze.  - Powiedź lepiej co poza tym u Ciebie... - wtrącił chcąc odbiec od bolesnych tematów.
-Nie będę niczego szanować!- niemal pisnęła, nie do końca kontrolując swoje słowa oraz zachowania, które w tej chwili same z Niej wypływały.- Czy Ty naprawdę tego nie widzisz, że kiedy dziecko umarło, została sama z Tobą, przestałeś być ważny?! Wcześniej liczyło się tylko to, aby biedna Vann nie została sama z dzieckiem! A teraz co? Dziecka nie ma, Thomasa też może już nie być?! Nie chcę, żebyś tak żył! Ciągle w cieniu cierpiącej Vanessy, która nie zauważa Twoich uczuć!- wykrzyczała prosto w twarz Austriaka na jednym wydechu.  
Milczał. Całkowicie zamknął swoją duszę i serce na słowa , które tak dotkliwie Go paraliżowały. Dnie i nocy prób na jakie został wystawiony uzbroiły go w jedyną najmocniejszą broń. Nauczył się nie czuć, nie pożądać, nie cierpieć... Był wrakiem człowieka , który żył z dnia na dzień. Żył? Thomas zwyczajnie egzystował zatapiając się w bólu ... Egzystował dla Małej Lilly.
 -Tobie się wydaje, że Ją kochasz!- kontynuowała, zauważając, że dzięki Jej słowom, wewnątrz Austriakowi coś się przełamało. Pękło coś, co może okaże się dla Niej później przydatne.- Tak naprawdę to czyste przyzwyczajenie. Żyjesz, bo żyjesz, nie zwracając na Nią większej uwagi. Wiesz czemu? Bo Ona nie poświęca Ci w ogóle swojego czasu! Zrozum to w końcu! Vanessa Cię nie kocha!- w dokładne zaakcentowanie ostatniego zdania włożyła maksimum sił jakie Jej zostały.- Kocha jedynie cierpienie i wieczne rozpamiętywanie.
- Nic mi się nie wydaje , więc nie wmawiaj mi czegoś czego nie ma , dobrze?! - odburknął wstając z krawężnika. Swój wzrok utkwił w nieokreślonym punkcie , by nie napotkać na spojrzenie Austriaczki , które mogłoby zdradzić jego prawdziwe , zranione wnętrze. - Miło było Cię zobaczyć... - wybulgotał oddalając się. Gdzie zmierzał? Tego od kilkunastu dni nawet sam zainteresowany nie wiedział.
-Zatrzymaj się, spójrz mi prosto w oczy i powiedz, że jesteś szczęśliwy z Vanessą- zażądała stanowczo, obserwując dokładnie oddalającą się postać Morgensterna. Odkryła czuły punkt blondyna. Odkryła Jego słabość w postaci brunetki. Piętę Achillesa, w którą miała teraz za zadanie celować łukiem swych intryg.- No już! Teraz! Dalej! Udowodnij, że to co mówisz jest prawdą!- dopominała się, czekając chwilę na reakcję ze strony Austriaka.
- Kocham ją najmocniej na świecie. - powiedział pewnie patrząc wprost w oczy blondynki.
Nie kłamał. Nie oszukiwał. Uczucia , które żywił do Vanessy zawsze były i będą bez względu na to co się wydarzyło w Ich wspólnym życiu. Może nie okazują sobie tego tak jak za dawnych czasów , ale to minie. Tak przynajmniej sądził i z taką myślą starał się przeżywać każdy kolejny dzień.
-Kochałeś- poprawiła, po czym z pewnością wpiła się w usta Austriaka, darując mu pocałunek przepełniony namiętnością oraz drapieżnością, pomieszaną z niezwykłą miłością, która nie przypominała przeciętnej miłości, którą odczuwać możemy w stosunku do ukochanego psa czy innego zwierzątka domowego, pomimo że tak często są oni prawdziwymi członkami rodziny. Mia całując Thomasa w taki sposób, nie mogła pozostawić mu złudzeń, że kłamie. Ona naprawdę Go kochała. Z całych sił. Całą sobą. Całym sercem…
Oderwał się po chwili goszcząc w swojej duszy nieznane mu do tej pory odczucie... Nie było mowy o wyrzutach sumienia , wstydzie czuł coś co przypominało radość? Nie potrafił tego racjonalnie wytłumaczyć. Od śmierci małego Oliwiera nie czuł niczego podobnego... Zapomniał jak to jest czuć się kochanym , komukolwiek potrzebnym..
-Co teraz?- zapytała głosem niewzruszonym tym, co przed chwilą zaistniało pomiędzy Nią, a Morgensternem. Widoczna chemia. Drżenie serc. Zjeżone włoski na karku oraz doznanie przyjemnych dreszczy. Tak, tak wielu rzeczy dostarczyć potrafi jedna osoba…- Na jakie kazanie mam czekać? Co mi powiesz? Czy znowu będziesz wpierał mi, że Vann jest tą jedyną?
- Kocham ją i nic tego nie zmieni... - powtórzył wcześniej już wypowiedziane słowa , mając nadzieję że blondynka da im wiarę. Były szczere , wypowiedziane prosto z serca. Nie wyobrażał sobie innego życia niżeli to u boku Vanessy. Może było ono trudne w tamtym czasie, wymagające wiele cierpliwości ,ale musiał to znieść. Obiecał przed Bogiem i pragnął tej obietnicy dotrzymać.
-To samo powiesz Jej, kiedy przypomnisz sobie o tym, co teraz między Nami zaszło?- zaśmiała się ironicznie, zawieszając ręce na szyi Austriaka. Nieustannie zerkała w Jego niebieskie tęczówki, pragnąc odkrywać w nich nowe lądy, doświadczenia i umiejętności, których człowiek nabywa jedynie podczas stanu zakochania.- Przyznaj mi teraz szczerze… Powtórzyłbyś to?- wyszeptała, nie odrywając wzroku od niebieskich oczu Thomasa.- Tylko pamiętaj o szczerości, proszę…
Definicją miłości jest obecność. Nie żadne słodkie słówka czy uczynki, ale obecność.Jeśli kogoś kochasz, wystarczy przy nim być... Taką wizję miał zawsze przed oczyma gdy tylko myślał o urokliwej brunetce... Zrobiłby dla Niej wiele , bardzo wiele ... - Tak , powiedziałbym to co mówię teraz Tobie. Vanessa na zawsze będzie kimś ważnym dla mnie.Najważniejszym .. - uzupełnił odpowiedź patrząc wprost w oczy blondynki.
-To nie jest odpowiedź na moje pytanie- wysyczała cwanie, jeszcze bardziej zbliżając swą twarz do lica Austriaka.- Pytanie brzmiało: czy powtórzyłbyś to jeszcze raz?- ujęła Jego twarz w swoje dłonie,  stykając się czołem z chłopakiem. Czuła Jego oddech na swojej skórze, co doprowadzało Ją do istnego szaleństwa. Obsesji, która inaczej nazywa się miłością…
Odsunął się niemalże natychmiast nie pozwalając sobie na pogłębienie zbliżeń , które według niego i tak zaszły już za daleko. Nie miał prawa zachowywać się w ten sposób , nawet jeżeli kierowały Nim jedynie potrzeby bliskości i wzajemnych relacji. Nie mógł. Powstrzymanie dobijających się pragnień z minuty na minutę stało się coraz to trudniejsze... ale czymże jest próba , bez sukcesu... - Nie rób czegoś czego oboje będziemy żałowali...
-Ja na pewno nie będę żałować- kolejny raz wpiła się w wargi Austriaka, nie oszczędzając mu czułości. Wkładając w każdy ruch warg całą swą nagromadzoną energię oraz niespożyte siły.- Ty też nie… Chcesz tego… Chcesz mnie… Chcesz nas…- szeptała pomiędzy kolejnymi pocałunkami składanymi na szyi Thomasa.
- Nic nie mogę Ci dać prócz siebie... - wyszeptał poddając się całkowicie pieszczotą , których był odbiorcą. Potrzebował czułości jak nigdy do tej pory  ... Bo przecież człowiek bez uczuć jest jak kwiat bez wody... Ginie, usycha... Tak było z jego ciałem i duszą... Nędzne wytłumaczenie, prawda? Człowiek pozbawiony wszystkiego z czasem chwyci się każdej pomocnej linii...
-Tyle w zupełności mi wystarczy- wyszeptała na ucho Austriaka, delikatnie mierzwiąc Jego blond czuprynę.-  Ale co z Vann?- zapytała, błądząc dłońmi po torsie Thomasa w sposób jak najbardziej zmysłowy. W sposób, który mógłby przyprawić każdego mężczyznę o szaleństwo.- Ona nie będzie Nam w niczym przeszkadzała?
- Jakoś to z Nią załatwię , tylko daj mi trochę czasu... - wymruczał zmysłowo składając subtelne pocałunki na szyi Austriaczki , delikatnie wodząc po jej szczupłym ciele. - Wszystko załatwię , wszystko ... - mamrotał pomiędzy kolejnym z pocałunków , które sam inicjował. Nie zastanawiał się nad niczym , wszystko postawił na jedną kartę. Tak , aby to jemu było wygodnie , jemu samemu...Nie liczyło się zupełnie nic ... Priorytetem stał się Thomas Morgenstern.
...
~~♥♥~~
Wieczór , który miał być tym jednym z najpiękniejszych w jej życiu , spędzony u boku ukochanego mężczyzny zanikł tak szybko jak zdołał się pojawić...  Wzajemne wymiany zdań , aluzje nie wnoszące nic ... Wszystko małymi krokami doprowadziło do tego iż młoda szatynka przebywała samotnie w jednej części miasta , a urokliwy Austriak radośnie opiewał w towarzystwo na ślubie swojej siostry Glorii.
Nic nie trwa wiecznie , a na pewno nie samotność , gdy jest ktoś taki jak przyjaciel. Osoba , która nawet z najgorszego momentu w życiu potrafi ustawić Nas do pionu.
Taki moment nadszedł pozwalając polce na oderwanie się od rzeczywistości , a w rezultacie spędzenie pozostałej części wieczoru w gronie znajomych w jednym z Austriackich klubów.
-Jak widzę świetnie się bawisz!- krzyknął już na powitanie, odnajdując wśród tłumu bardzo dobrze znajomą mu postać szatynki. Człowieka, którego kochał. Który był wschodem i zachodem. Który posiadał niezwykłą siłę zmiany wszystkiego. Na lepsze…- Beze mnie!- podkreślił dokładnie kolejne słowa, w których nie zabrakło gniewu, złości, ale również szczerego zawodu…
Roztańczona szatynka spojrzała na twarz Austriaka , który jednym zwinnym ruchem pociągnął ją w bardziej zaciszne miejsce... Czy się spodziewała takiego obrotu sprawy? Owszem. Mogła to przewidzieć , znając doskonale zachowanie jakie cechuje Gregora. Nie pomyliła się , ale zaryzykowała... Każdy potrzebuje przecież relaksu , dobrej zabawy by życie nie stało się monotonne , a w rezultacie nudne... - Przecież to nic takiego.. - powiedziała spokojnie.
-Do domu!- wrzasnął, zagłuszając i tak głośną muzykę, wypełniającą ogromną salę.-Natychmiast!- pociągnął za ramię dziewczynę, z ogromną siłą ciągnąc Ją za sobą. Nie zwracał uwagi na Jej widoczny opór. Nie robił nawet na Nim najmniejszego wrażenia.- Dorośnij! Dziewczyno, dorośnij! Chciałaś zakładać rodzinę, a zachowujesz się jak rozwydrzona nastolatka!
- Słucham ?! - wrzasnęła zdenerwowana tym jak zachowywał się szatyn. Mogła zarzucić sobie wiele , ale jak odnosił się do Niej , jak nią rządził nie mogło mieć miejsca... - Jak Ty mnie traktujesz?! Nie jestem Twoją własnością Schlierenzauer! - dodała wyswobadzając się z uścisku Tyrolczyka. - Nie przeginaj , bo nic złego nie robię!
-Jesteś w ciąży!- krzyknął przejęty, jakby uważał, że stan, w którym znajdowała się szatyna, uważany miał być za stan wyjątkowy. Stan z podwójną ostrożnością. Z podwójną troską. Z podwójnymi uczuciami, których miało starczyć zarówno dla Ann, jak i dziecka w Jej łonie.- Zagrożonej ciąży! Mam Ci przypominać co to oznacza?!
- Traktujesz mnie ciągle jakbym była chora! Wolno Ci to , tamto , tamto też , a tego już nie! Tutaj nie możesz , tam nie koniecznie , z Nimi się nie zgadzam! - cytowała podirytowana całą sytuacją. - Może jakbyś się zastanowił zauważyłbyś , że największe zagrożenie stanowisz Ty! Ciągle mnie denerwując!- dodała powracając do klubu , chociaż zegar wskazywał już godziny ranne.
-Musisz na siebie uważać!- jednym krótkim słowem chciał usprawiedliwić całe swoje zachowanie. Troska… Czy tylko tym mógł je usprawiedliwić? Czy w grę wchodziła również zazdrość? Tak, lecz nie oznaczało to, że naprawdę się nie martwił. W Jego oczach Ann była porcelanową lalką, której za zadanie miał strzec. Mimo wszystko. Nawet mimo oporu głównej aktorki w Jego życiu…- Czy nic do Ciebie nie dociera?! Kobieta w ciąży nie może tak żyć!
- Właśnie , nie może! - odkrzyknęła tępo wpatrując się w Austriaka. - Nie może być prześladowana , kontrolowana , sprawdzana na każdym kroku , rozliczana z każdej minuty. Nie może! - dopowiedziała usilnie próbując sprowadzić Tyrolczyka na ziemię. Uświadomić , iż tak dłużej być nie może , że z dnia na dzień dusi się coraz bardziej z tymi wszystkimi ograniczeniami. - Czasami mam wrażenie , że dla Ciebie liczy się tylko ten maluch ... - oznajmiła już szeptem, jakby nie chcąc aby Gregor usłyszał jej wypowiedź.
-Dobrze wiesz, że troszczę się o Waszą dwójkę. Bez wyjątków!- było coraz gorzej. Im więcej słów kierował do Polki, tym więcej zostało przez Nią źle odebrane. Dlaczego? Czemu tak często dobre chęci, postrzegane są jako złe? –Nie rozumiem tylko dlaczego Ty robisz wszystko w kierunku, by stracić to dziecko! Pijesz alkohol, zabawiasz się do rana! Tak żyje kobieta w ciąży?! Nie, nie odpowiadaj na to pytanie. Ja to zrobię. Nie! Tak nie powinien żyć nawet normalny człowiek!
- Przecież nie piję! Nie miałam w ustach nic prócz soku pomarańczowego. Nic! - odpowiedziała z krzykiem potęgowanym przez zarzuty mężczyzny. Coraz częściej zastanawiając się czy nie popełniła błędu wracając do Tyrolczyka. Czy powrót do Austrii nie był złym rozwiązaniem , a w końcowym efekcie czy przy Rosbergu czułaby się tak samo ... - Nico nie zachowywałby się tak .. - wyszeptała nieświadomie.
-A wtedy na wieczorze panieńskim Glorii?!- wyraźnie poruszony wypominał Polce wieczór, a właściwie noc, kiedy to wszystko się zaczęło. Kiedy kłopoty coraz częściej zaczęły pojawiać się w nich niespokojnym i tak życiu.- Poza tym…- z bólem wymalowanym na twarzy, zaczął przyswajać porównanie skierowane przez Polkę w Jego kierunku. Nico? Nadal groźny zawodnik w walce o serce Ann. Kiedy myślał, że nic nie grozi mu z Jego strony, strach nadal wrócił. Zbyt wcześnie uwierzył, że wszystkie przeciwności losu, spowodowane osobą Rosberga, odeszły.- Nie masz prawa mnie do Niego porównywać! Może nie zachowywałby się tak, ale wiesz dlaczego?- zaśmiał się ironicznie.- Bo to nie Jego dziecko! Miałby głęboko gdzieś czy urodzisz, czy poronisz!
- Urodzę Ci to dziecko i oddam Ci je , ale daj mi już święty spokój! - wrzasnęła oddalając się w głąb zatłoczonej sali , by móc powtórnie zapomnieć. Rzucić się w wir napływającej muzyki i odciąć wszystkie swoje myśli. Tak jak gdyby ich w ogóle nie było...  Jak za dawnych lat.
-Zachowujesz się jakby to Maleństwo nic dla Ciebie nie znaczyło!- krzyknął, chwytając Polkę za rękę. Nie zważał, że moje sprawiać Jej to ból. Teraz nie miał tego świadomości. Uścisk Jego dłoni jedynie narastał na swojej sile, robiąc to nawet nie do końca podświadomie.- Czy Ty w ogóle chcesz mieć dziecko, Ann?- zapytał, by w końcu poznać odpowiedź na pytanie, które od dawna Go nurtowało, pomimo że odpowiedź miała być oczywista w Jego scenariuszu.
- Odbierasz mi całą radość z bycia w ciąży Schlieri! - krzyknęła dokładnie wiedząc , iż Gregor nie jest zadowolony gdy zwraca się do Niego w ten sposób. Używając nadanych zdrobnień , bądź przezwisk. Dla Niej miał to być Gregor. Jej Gregor. Ból tkwi jedynie w tym iż jej ukochany gdzieś odszedł ... zagubił się pomiędzy tymi wszystkimi scenami zazdrości ... opuścił ją pozostawiając po sobie jedynie zwykłego brązowookiego szatyna. - Czy my nie możemy jak normalni ludzie?! Rozmawiać , bawić się , spędzać wspólnie czas z przyjaciółmi ? - zadawała kolejno pytania nie uzyskawszy na nie odpowiedzi.
-Owszem, możemy. Jednak z umiarem! Podkreślam, z umiarem!- na krzyk odpowiadał krzykiem. Czy to na pewno było dobre rozwiązanie? Skoro przemoc rodzi przemoc, podobnie może być z krzykiem, który również jest formą przemocy, jednakże o wiele, wiele łagodniejszą.- To co Ty wyprawiasz, nie mieści się w głowie! Jesteś w zagrożonej ciąży! Powinnaś odpoczywać, nie ruszać się z łóżka! A Ty co robisz?!
- Korzystam z życia , tyle na ile potrafię! Ciąża to nie choroba...- powiedziała już nieco łagodniej mając dość pogłębiających się krzyków i pisków , który przejęły kontrolę nad całą konwersacją. - Mogę robić wszystko na co mam ochotę , a ruch to akurat nic złego dla dziecka... - dopowiedziała kierując się w stronę postoju taksówek nieopodal klubu.
-Nic złego?!- skierował swe korki w stronę dziewczyny.- Co powiedział lekarz?! No co?! Że ciąża jest zagrożona i powinnaś odpoczywać!- Jego głos stał się ochrypły, a nozdrza wyłapywały łapczywie kolejne porcje powietrza, którym się zaciągał. Które krztusiło Go swoją gęstością oraz parnością. Miał przez krótką chwilę wrażenie, iż się topi, lecz w rzeczywistości stał na stałym lądzie. Dlaczego? Czyżby mózg coś przeczuwał, a sam szatyn odpychał te myśli od siebie jak najmocniej umiał?
- Nie zabronił mi spotkań z przyjaciółmi , wspólnych zabaw czy rozmów w gronie znajomych , więc nie zmyślaj Schlieri ... - nadal mówiła spokojnie i łagodnie , a przynajmniej starała się aby ton jej głosu dokładnie tak brzmiał. - Nie masz prawa zabraniać mi niczego , więc proszę nie rób tego więcej. - dopowiedziała nadal idąc.
- Bo lekarz nawet nie pomyślałby, że kobieta w ciąży może się tak zachowywać- starał się łagodnie dobierać ton swojego głosu do wypowiadanych kolejno słów, padających z Jego ust. Skoro sam chciał uchronić Ann przed każdego rodzaju zmęczeniem bądź stresem, sam musiał się do tego stosować. Inaczej zamieniłby się w skrajność, nadal prezentując dane zachowanie.
- Dobrze , że Ty wszystko wiesz za Niego , prawda? - odburknęła od niechcenia podążając w zaplanowanym kierunku. Nie miała ochoty na dalsze konwersacje , a co ważniejsze wpajanie Gregorowi zasad ich związku , które już dawno straciły na swojej wartości.
-Może nie wszystko, ale głupi nie jestem- powiedział kąśliwie, chwytając dziewczynę za nadgarstek.- Przyznaj się. No już, teraz…- brutalnym ruchem zbliżył do siebie Ann, na jakąś chwilę tracąc kontrolę nad swoimi słowami, czynami, a nawet myślami.- Myślisz o Nim, tak?! O Rosbergu?! To On ma na Ciebie taki wpływ?!- krzyczał znowu, umacniając uścisk, w którym przebywał nadgarstek Polki. Mógł zostawić siniaki. Wówczas nie miało to dla Niego większego znaczenia. Wewnątrz Austriaka nie było już Gregora Schlierenzauera. Jego miejsce zastąpił ktoś inny. Obcy. Oziębły. Brutalny.
Rozstanie jest jak mozolne wstawanie o poranku kiedy dane było Ci spać tylko kilka godzin. Na początku nie odróżniasz prawdy od kłamstwa, snu od jawy i jesteś wściekły, że czas który mogłeś przeznaczyć na sen upłynął tak szybko. Leżysz i nie masz nawet ochoty by obrócić się na drugi bok, a co tu mówić o wstawaniu. Potem zaczyna cię męczyć fakt, że leżysz tak długo i ucieka Ci życie. Ktoś cię pośpiesza, krzyczy, a Ty zaczynasz czuć presje bo "może już czas?". Potem wstajesz ze smutną miną, ale rozumiesz że nie było wyjścia. Po jakimś czasie znów zaczynasz normalnie funkcjonować. Zdarza ci się chcieć powrotu do łóżka, ale nie masz na to czasu. I tak właśnie jest z rozstaniami. Nie chcesz się po nich podnosić ale wiesz że musisz. Czekasz na cud, ale nie przychodzi. Wkrótce jednak wstajesz i jest ci trochę zimno, ale życie już takie jest. Nic z tym nie zrobisz, możesz tylko przywyknąć.. -  O czym Ty mówisz ? Od Naszego rozstania nie mam z Nico kontaktu...- powiedziała przerażona tym w jaki sposób zachowuje się Austriak.
-Kłamiesz!- krzyknął, po czym nie wytrzymał. Impuls zadziałał. Zimna cząstka w Jego wnętrzu pokazała, co potrafi tak naprawdę, nie znając ograniczeń. Jedno, lecz siarczyste uderzenie wylądowało na policzku Polki. Nie mógł… Nie mógł odnaleźć drogi do siebie samego, aby zaprzestać aktów przemocy, których właśnie dokonywał.- Łżesz w żywe oczy! To Rosberg namawia Cię to tego, żebyś się tak zachowywała!- zagrzmiał ponownie, kolejny raz obdarzając dziewczynę uderzeniem.
Próbowała wytłumaczyć sobie każde z uderzeń , które przyjęło jej ciało lecz nie potrafiła. Nie umiała się złościć , nie potrafiła bronić ... czuła się jak mała bezbronna dziewczynka... - Nie mam żadnego kontaktu z Rosbergiem... - powtórzyła ocierając ze swoich zaczerwienionych policzków kolejno spływające łzy. Nie czuła bólu , chociaż wiedziała że powinna... Strach całkiem wyeliminował receptory bólu spowodowane ciosami.
-Zależy Ci nadal na Nim?- spytał, nie krzycząc, lecz krzyk byłby mniej raniącym rozwiązaniem, niż ton głosu, który przybrał. Następnym, co zrobił, popchnął z impetem Polkę przed siebie, nie zważając, że zderzenie z murem jednej z kamienic może być dla Niej naprawdę bolesne. – To moje dziecko czy Rosberga?!- dążył dalej, choć nadal nie znał swojego celu, do którego dąży. Co chciał ugrać? Co zyskać przez katowanie?
- Jak możesz?! Jak możesz o to pytać?! - zagrzmiała urażona. Nie ból spowodowany ciosami czy upadkiem powodował największe cierpienie. Oskarżenia całkowicie okalały jej zranioną duszę... - Ono nie będzie Twoje , już nie... - próbowała wstać , gdy z jej nozdrzy spłynęła ciemna ciecz.
-Gdzie próbujesz iść?!- gdy zauważył próby podnoszenia się na równe nogi dziewczyny, zdecydowanym ruchem, ponownie pchnął Ją, nie szczędząc zastosowania siły.- Znowu do Niego?!- krzyknął, po czym kucnąwszy, wymierzył kolejne uderzenie skierowane w Polkę.- Skoro twierdzisz, że to moje dziecko zachowujesz się tak, żeby je stracić, tak? Robisz wszystko, żeby mi dopiec! Od zawsze! Nie…- zaśmiał się ironicznie, kierując solidnego kopniaka w kończyny Polki.- To się już skończyło. Koniec potulnego Gregora!
- Stracić?! A pomyślałeś chociaż przez moment , że to co teraz robisz zagraża Naszemu dziecku?! Pomyślałeś?! - wymamrotała resztkami sił , które ubywały z prędkością światła podczas całej konwersacji. - Ciosy które zadajesz są groźne dla Niego , nie dla mnie Gregor.. - dopowiedziała osuwając się na zimne podłoże próbując zatamować spływającą krew.
-Nie odzywaj się!- warknął rozdrażniony.- Dobrze wiem, co szkodzi mojemu dziecku, a co nie! Jemu nie robię nic złego! Tylko Tobie się to należy, rozumiesz?!- nadal zrównując się z podłożem, trząsł za ramiona szatynki, aby każde słowo, które wypowiedział, zostało przez Nią doskonale wpojone i zapamiętane. Aby wiedziała, że nie jest ze stali. Że ma uczucia. Że czuje uczucia pozytywne, jak i te negatywne, siejące zło osobom, które znajdowały się w pobliżu.
- Nie pozwolę na to , abyś tak mnie traktował! Nic nie zrobiłam! Nic! - krzyknęła podnosząc się . Użyła do tego ostatniego zgiełku siły spowodowanego zapewne emocjami. Negatywną dawką energii , która zasiliła jej drobne ciało. Osuwając się niezdarnie po ścianach dążyła do wyjścia , by jak najszybciej zakończyć koszmar , który się dla Niej zaczął...
-Słuchaj mnie, kiedy do Ciebie mówię!- kolejny raz ten sam scenariusz. Jeszcze raz użycie siły wobec drobnej postaci szatynki, która była niczym wobec Jego siły. Patrzył w przerażone oczy Polki, która kolejny raz została powalona na twarde i zimne podłoże. Widział w nich coś, czego nie da się nie zauważyć. Coś, co na chwilę Go poruszyło. Na chwilę… Krótką chwilę. Zbyt krótką.- Idziemy teraz do domu!- krzyknął, brutalnie podnosząc dziewczynę.- Do mojego domu! I będziesz robić to, czego ja chcę! Nie Ty!
Posłusznie kierowała się do samochodu skoczka milcząc. Zabrakło jej słów , a nawet gdyby tak owe były niepotrzebne byłoby ich użycie. Musiała przeczekać wszystko , by bezpiecznie oddalić się z domu Schlierenzauera. Uciekając , chociaż sama nie wiedziała dokąd mogłaby dlatego nie podejmowała pochopnych decyzji... A może to strach? To on ją paraliżował ujmując wszystko z realizmu całej sytuacji...
Zrozpaczona weszła do przestronnego mieszkania , kierując swe kroki wprost do łazienki , tak aby opatrzyć powstałe rany na jej twarzy ... Rany? Tych w sercu i duszy żaden z leków nie zagłuszy.
Są kobiety, które nie potrafią docenić mężczyzn, które najzwyczajniej je kochają. Normalny związek, jest dla nich po prostu nudny. Szukają nieustannie kłótni, napięcia, emocji. Taką właśnie sylwetkę prezentowała Ann w oczach Gregora. Im lepiej chciał dla Niej i dziecka, wychodziło jedynie gorzej, na przekór Jemu i Jego chęciom. Kiedy szatyn oraz Ann, znaleźli się już w mieszkaniu skoczka, chłopak zadbał, aby Polka nawet wtedy nie wymknęła mu się z zasięgu wzroku. Wyłaniając się zza drzwi łazienki, dokładnie obserwował każdy ruch, który wykonywała Ann. Najmniejszy ruch, gest, czy grymas bólu przy opatrywaniu ran, które On sam Jej zadał…
Starała się zignorować narastający ból swojego ciała , które dość dosadnie dawało znać o swoich obrażeniach. Każdą łzę ocierała niemalże niezauważalnie , bojąc się iż mogą one spowodować dalszą prowokację szatyna. Miała dość. Po raz pierwszy w życiu nie wiedziała nawet jak długo zdoła się utrzymać na nogach ... Marzyła jedynie o tym by położyć się do łózka i w spokoju zasnąć... tak jakby chcąc zostawić wszystko daleko za sobą. Omijając sylwetkę Gregora skierowała się do jednego z pokoi gościnnych , gdzie wtulona w aksamitną pościel próbowała zasnąć.
-Wiem, że nie śpisz…- powiedział z zadumą, siadając na skraju ogromnego łóżka.- Mam nadzieję, że przemówiłem Ci do rozsądku i wreszcie zmądrzejesz…- podparł głowę łokciami, nie umiejąc spojrzeć prosto w zielone tęczówki Ann, w których wcześniej dostrzegał tak wiele bólu. Raniło. Sprawiało ból… Jednakże nie to było teraz istotne. Najważniejsze było wyperswadowanie dziewczynie kolejnych imprez oraz picia alkoholów w stanie, w którym się znajdowała. Chciał jedynie szczęścia. Szczęścia Ann oraz Ich dziecka.
Leżała w bezruchu z przymkniętymi powiekami z pod których wciąż spływały łzy.Ciało Ann w niewytłumaczalny dla niej sposób zaczęło drżeć , co skłoniło ją do szczelniejszego okrycia się kołdrą... Każdy ruch owiany był w falę bólu posiniaczonego ciała. Nie potrafiła znaleźć sensownego wytłumaczenia na to co się wydarzyło , co sprawiło iż nie mogła zasnąć ... a sen był dla Niej jedynym zbawieniem. Błędne koło w które się wplątała, a z którego nie tak łatwo będzie jej wyjść.
-No odezwij się do mnie- powiedział po chwili, kiedy usłyszał ze strony Polki jedynie głuchą ciszę, w której zasiane było ziarno niezręczności, którą odczuwał jedynie szatyn. Wiedział do jakich czynów się posunął. Zdawał sobie sprawę, że te kilka uderzeń, może przekreślić dosłownie wszystko. Co było zdecydowanie najgorsze? Czynów, do których się posunął, nie można było w żaden sposób racjonalnie usprawiedliwić…- Powiedz cokolwiek.
Jedynie milczeniem mogła okazać to jak bardzo cierpi. Jak każde słowo sprawia jej ból , jakie każdy kolejny ruch jej ciała wywołuje cierpienie... Podobno cisza jest cenniejsza od miliona słów , zastępuje je dając szansę dotkliwie odczuć jak wiele się wydarzyło . Zbyt wiele jak na jedną osobę , jak na jedno krótkie życie ... jeden związek.
-No powiedz coś w końcu!- podniósł swój głos, lecz powiedzeniem, że krzyczał, byłoby kłamstwem. Jedno słowo… Jedno, krótkie słowo by mu wystarczyło. Jedno słowo powiedziałoby tak wiele. Sprawiłoby, że nigdy nie przestałby walczyć.  Gdziekolwiek by się znajdował, znalazłby Ann na końcu świata. Jedno słowo… Jedno słowo… Słowo, posiadające tak ogromną wartość.
- Dobranoc. - powiedziała cicho będąc odwrócona tyłem do Austriaka. Tak bardzo chciała , aby wyszedł , aby dał jej spokój który da jej szansę na wyciszenie. Na spokojne przemyślenie sytuacji , na łzy... Łzy których nie będzie musiała już ukrywać , a wraz z Nimi wypłyną nagromadzone emocje.
-Dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać?- zapytał, choć zdawał sobie sprawę jak Jego pytanie brzmi żałośnie w zestawieniu z ostatnimi czynami, które zapisał na kartach historii życia szatynki. Niemiłych, nieprzyjaznych, traumatycznych wydarzeniach, które stały się faktem. Których nic nigdy nie cofnie. Które będą zawsze…- Rozmowa. Nic więcej…
- Dobranoc Gregor...- powiedziała dokładnie akcentując pierwsze z wypowiedzianych słów.
Brak jakiejkolwiek wizji na przyszłość , których do niedawna było jeszcze tak wiele.. A dziś? Po upływie kilkudziesięciu minut , kilku ważnych sytuacjach w jej życiu wszystkie dotychczasowe plany rozmyły się , straciły na wartości , a tego bardzo się obawiała. Kolejny raz była zmuszona ułożyć swoje życie na nowo , krok po kroku ... Sama.
-Więcej razy nie waż się tak nawet zachowywać- warknął rozdrażniony faktem, iż każde próby, delikatne słowa, które kierował do szatynki, jedynie się od Niej odbijały, nie docierając ostatecznie adresatki.- Tutaj nie liczą się Twoje ani moje pragnienia. Tutaj liczy się tylko Junior…- dopowiedział, unosząc kąciki swych ust.  Za każdym razem, kiedy w swych myślach gościł postać Małego Gregora, uśmiech sam mimowolnie wkradał się na Jego usta.
- Prosiłam , żebyś się tak do Niego nie zwracał! - uniosła ton swojego głosu nieświadomie zapominając o konsekwencjach jakie mogą ją za to spotkać. Miała dość upominania Gregora , zwracania mu uwagi na to iż Ich wspólny syn ma już wybrane imię , które każdy powinien używać ... Thomas Nico Schlierenzauer.
-Jak dobrze, że jeszcze nazwisko chcesz dać mu moje- przewrócił oczami, kasując znaczną odległość, która dzieliła Go od szatynki.- Słuchaj, żabciu…- ujął Jej podbródek w dosyć brutalny sposób, aby za wszelką cenę zmusić dziewczynę do patrzenia w Jego tęczówki, by spojrzeniem uzasadnić wiarygodność swoich słów.- To również moje dziecko  i mam takie same prawo do wybierania dla Niego imienia, jak Ty.
- Jeszcze przed momentem się Go wypierałeś , więc daruj sobie! - wybuczała dość głośno odsuwając się w dość oczywisty sposób ignorując postać Austriaka. - Możesz wyjść? Chciałabym odpocząć. - dopowiedziała otulając się szczelnie białą pościelą.
-Nie mów tak!- krzyknął na całe gardło, kolejny raz wymierzając mimowolne uderzenie w policzek Polki.- Kocham tego chłopczyka bardziej niż Ty! To ja się martwię, robię wszystko, aby miało w życiu wszystko, co najlepsze, więc nie masz prawa wypominać mi przeszłości! Zwłaszcza Ty!- prychnął, mierząc Polkę pogardliwym spojrzeniem.- Osoba, która omal nie zabiła dziecka i która robi teraz usilnie wszystko to, żeby dokonać swojego dzieła!
- Skoro jest Ci ze mną tak źle , a co najważniejsze uważasz mnie za potwora to po jaką cholerą ze mną jesteś?! - wrzasnęła wstając machinalnie z łóżka. Swoje kroki skierowała w stronę parteru , by tam po uprzednim założeniu kurtki opuścić mieszkanie Schlierenzauera.
-Bo po pierwsze, Cię kocham, a po drugie, chcę aby dziecko miało wszystko, co najlepsze! W tym prawdziwą rodzinę, składającą się zarówno z ojca, jak i matki!- krzyknął, podążając niemal biegiem za dziewczyną, której nie mógł stracić z oczu. Nie teraz, kiedy do tak wielu rzeczy się posunął w walce o prawdziwe szczęście Ich dwójki. Ściślej mówiąc, trójki.- Nie uciekniesz mi!- wrzasnął, szarpiąc Polkę, próbując za wszelką cenę zatrzymać Ją.
...
........................
Więc przybywamy z kolejnym rozdziałem, który składamy w Wasze znakomite ręce. Jak zawsze mamy głęboką nadzieję, że spodoba Wam się ta Odsłona Codzienności. Cóż… To już 40. Rozdział tego opowiadania i trzeba przyznać, że zostało już niestety bliżej niż dalej do końca. Niebawem znajdziemy się już na finiszu tejże historii, która tak bardzo nas pochłonęła. Jednakże, żyjąc dniem dzisiejszym, nie wybiegając zanadto w przyszłość, wierzymy, że i tym razem podzielicie się z nami Waszymi najcenniejszymi opiniami, które są mocnym zastrzykiem motywacji oraz nowych pomysłów na przyszłość! 

Ann i Klaudia!♥

Łapie za serce! ( patrz zdjęcie na dole♥) 

 

12 komentarzy:

  1. Co??? Jak mogłyście uśmiercić małego Oliwera? :*
    Po dzisiejszym rozdziale mam wrażenie, że to była jedyna pozytywna osóbka, a może i nawet normalna?
    Ogólnie to właśnie przeżyłam SZOK!
    Nie wiem dlaczego, ale dzisiejszy rozdział wszystkich przedstawił w takiej sytuacji, że nagle straciłam sympatię do kogokolwiek.
    Najpierw Thomas. Rozumiem, że po śmierci swojego malutkiego synka nie miał z kim o tym rozmawiać, nie miał kto go wesprzeć, ale nie powinien się tak zachowywać. Mia jest osobą, która kiedy tylko pojawia się w tym opowiadaniu, pragnę aby jak najszybciej skończył się jej wątek, bo od razu wiadomo, że coś, albo nawet i wszystko zepsuje. Brakowało mi u niego takiej stanowczości. Ostatnie słowa Thomasa mnie zszokowały! Naprawdę, bo jeżeli kocha Van, to po co ON TO ROBI? Nie rozumiem...
    A przechodząc do Ann i Gregora, to jeżeli chodzi o ich zachowanie to jest jeszcze gorzej! Po pierwsze Ann może nie powinna chodzić po nocach do klubu nie wiadomo z kim, ale generalnie to nie robi jakoś nic strasznie złego, natomiast Gregor! Po tym rozdziale już całkiem straciłam do niego sympatię. Niby chce dobra dla swojego dziecka i się o nie aż tak martwi, że nie pozwala Ann nigdzie wychodzić, a z drugiej strony brutalnie ją bije! To chyba nie jest zbyt normalne. Sama nie wiem co o tym myśleć, bo jedynym powodem dlaczego on to robi, który nasuwa mi się teraz do głowy to po prostu jakaś choroba psychiczna. Jak można bić kobietę w ciąży? Mówi, że tak kocha to dziecko. Ok, co do tego nie mam nic przeciwko, ale czy on naprawdę KOCHA Ann? Bo jakby darzył ją prawdziwym, szczerym uczuciem, to nigdy by nie podniósł na nią ręki, choćby nie wiem co zrobiła i w jakiej sytuacji go postawiła. Martwię się o Ann, bo mam wrażenie, że z jej dzieciaczkiem po tych wszystkich przejściach z Gregorem może być nie do końca dobrze... Ehh...
    Jestem tego zdania, że Ann powinna jak najszybciej uciec od Gregora. Należy mu się. Może wtedy zrozumiałby co zrobił i do jak poważnego czynu się posunął, bo mi to się nie mieści w głowie.
    Ten Gregor, za którym zawsze stawałam i chciałam aby wszystko skończyło się teraz dla niego jak najlepiej, nagle wyprawia takie rzeczy! Jestem strasznie zawiedziona jego postawą, Ogólnie wszyscy mnie dzisiaj trochę zawiedli. Jedyne nie mogę się praktycznie nic wypowiedzieć o Van, ale pewnie w kolejnym rozdziale będzie o niej więcej. :*
    No to to było tak do treści rozdziału, bo jeżeli chodzi o wasze pisanie to jak najbardziej na plus +.
    Uwielbiam to opowiadanie <3

    Już powoli będzie finish mówicie? Z jednej strony ciekawa jestem jak to się wszystko skończy, ale z drugiej przykro będzie tak nagle skończyć z tym opowiadaniem, bo poświęciłam na jego czytanie wieeeele godzin i naprawdę bardzo się zżyłam z bohaterami <3
    Ale jak się coś zaczyna, to gdzieś czeka koniec, więc ja również czeka na kolejny rozdział,

    Pozdrawiam :*

    Ol-la

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiecie doskonale że nie znoszę Ann (tej w opowiadaniu) ale dzisiaj to chyba jest jedyna postać którą lubię...
    Nie mam nic więcej do dodania a zdjęcie jest piękne. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie potrafię rozgryźć tej Mii..
    Morgenstern się popisał, nie ma co. Nie sądziłam, że tak łatwo w jednej chwili zrezygnuje z Vann. Rozumiem, że śmierć Oliviera strasznie go przytłoczyła, ale to nie jest przecież wytłumaczenie.

    Jestem rozczarowana postawą Gregora. Zdaję sobie sprawę, że próbuje się troszczyć o Ann, ale zdecydowanie przesadza, zwłaszcza pozwalając sobie na uderzenie jej.
    Moja sympatia względem niego została poważnie zachwiana, bo przemoc w stosunku do kobiet jest czymś, czego w stu procentach nie akceptuję.
    Ciekawi mnie jak dalej Ann będzie się w takim położeniu zachowywać.

    Pozdrawiam! ;*


    Pytałaś Ann, gdzie można mnie znaleźć. Zapraszam więc tutaj - http://krotka-historia-pewnej-znajomosci.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego?!???!!!?? Dlaczego Oliwier naprawdę umarł?? Do końca miałam nadzieję, że wszystko się ułoży..... a tu taka niemiła niespodzianka....
    Mia jest dziwna. Tylko tyle potrafię o niej powiedzieć.
    Swoją drogą Thomas znowu mnie wkurzył. No ja rozumiem, że jest mu ciężko, że potrzebuje bliskości... no ale ludzie! Nie w taki sposób!
    Gregor jako damski bokser!?!?!? Muszę przyznać, że ostatnio napisałam razem z Milką kolejny rozdział naszego opowiadania i niestety Gregor u nas też aniołkiem nie będzie...
    A na Ann już mi szkoda słów. Mogłaby się dziewczyna ogarnąć!
    Skoro to przedostatni rozdział to mam pytanie. Czy będziecie pisać coś nowego razem?
    Zdjęcie jest przecudowne *.*
    Całuję, Molly

    PS. Wskoczycie na mojego bloga? Chciałabym bardzo poznać Waszą odpowiedź na zadane w poście pytanie ;) Z góry dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wiedziałam, że o czymś zapomnę :D
      Chciałam Wam życzyć wesołych, ciepłych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia :)

      http://swiatmolly.blogspot.com/

      Usuń
  5. Za dużo emocji, jak na jeden rozdział. Cały czas nie mogę zrozumieć, dlaczego uśmierciłyście Oliwiera? I jeszcze Gregor... Chyba właśnie moja sympatia do niego się skończyła. Jak on mógł zrobić coś takiego??? Coś ta troska o Ann mu nie wychodzi... Kobiet się nie bije, a w ciąży to już w ogóle! Postępowanie Thomasa też pozostawia wiele do życzenia...
    To zdjęcie na końcu... *.* Gdzie znalazłyście takie cudo? ^^
    Życzę Wam wesołych, rodzinnych świąt i zapraszam przy okazji do siebie na nowy rozdział :**

    OdpowiedzUsuń
  6. http://slowa-czasem-rania-bardziej-niz-czyny.blogspot.com Nowy rozdział :) Jak najszybciej postaram się nadrobić u ciebie :*

    OdpowiedzUsuń
  7. O Boże, kobiety moje! Cóż tu się podziało! Naprawdę, jak dla mnie za dużo emocji jak na jeden odcinek... Śmierć Oliwiera? Ale dlaczego? :( Przecież to małe, niewinne dzieciątko i niczym nie zasłużyło sobie na taki los. Nawet nie chcę wiedzieć, jak czuje się Van i Thomas... Chociaż on mnie zirytował swoim zachowaniem. Jest taki łatwowierny, daje sobą manipulować... Mia to cwana bestia i nie cofnie się przed niczym. Cóż, szkoda, że on nie zdaje sobie z tego sprawy.
    I na początku byłam zła na Ann, że jednak zachowuje się nieodpowiedzialnie, ale potem złość powędrowała na Gregora. Jak on mógł ją bić?! I to tyle razy? Ponoć ją kocha, chce dobra jej i dziecka, a odstawia takie cyrki! Masakra. W tym opowiadaniu cała moja sympatia do jego osoby wyparowała...
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. No nie! Może mnie przez 2-3 rozdziały nie było, ale żeby od razu śmierć Oliwiera ? No nie nie! Jejciu jak mi szkoda bardzo Van i Morgiego! Tak mi się smutno zrobiło, że nie mam siły na dalszy komentarz;(
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurcze wybaczcie, że dopiero teraz komentuje ale nie mialam czasu:/
    Ehh Gregor mnie osłabia, mam ochotę mu oczy wydrapać no co za... nie skończę xD
    Albo Thomas. .. no ok,rozumiem , że ciepi po stracie syna ale romans z Mią!!?
    A co z Vann?!
    Biedna Ann:( na jej miejscu chciałabym się od Gregora i uciekła gdzieś, gdzie jest bezpiecznie i nikt a nikt mnie nie znajdzie. Buziaki ;*
    Weeeny! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Ann Klaudia kiedy następny rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  11. Co ten Gregor odwala?! Na miejscu Ann odeszła bym od niego.
    Romans z Mią?! Thomasa to pogięło do reszty...
    Pozdrawiam!
    ps. Przepraszam, ale wiecie, że ja to zawsze z poślizgiem komentuję.

    OdpowiedzUsuń