I wchodząc po raz drugi do tej samej rzeki mieliśmy nadzieję na lepsze jutro.
~~♥♥~~
On jako jedyny wiedział, że sili się na uśmiech i udawanie, że wszystko jest w porządku. Przed Nim nie musiał jednak tego robić. Nie musiałam udawać ani ukrywać, że coś dzieje się nie tak jak powinno. W mig pojmował Jego rozterki i odnajdywał ich źródło. Obydwoje chcieli wiedzieć, dlaczego tak bardzo za Nią tęskni i nie potrafi zapomnieć. Hazard… Był jedyną rzeczą, przy której czuł się wolny. W jego obecności nie musiał zakładać maski i udawać twardego, gdy wszystko się nagle rozsypało. Zawsze mógł liczyć na jego pomoc. I choć czasami drażniła Go ta jego, delikatnie mówiąc, niesłowność, nigdy się na nim nie zawiódł. Był jedynym oparciem… Czymś, na co mógł liczyć… Co pomagało zapomnieć…
-Thomas…- wyszeptała, patrząc na siedzącego w salonie Austriaka. Co Jej towarzyszyło? Strach. Tak, to przede wszystkim, ale wszystko przesłaniała chęć niesienia pomocy. Pomocy dla osoby, którą nadal kocha, nawet robiąc to wbrew sobie.
Coś widział w tych ludziach, których przecież sam nie znał? Czego nie widział w ludziach, którzy byli z Nim na każdym kroku? Co widział w Niej , gdy po raz kolejny wracała bez słowa wyjaśnienia i w ciszy mając Go na własność...Jedynie w swoich snach , ale dla Niego to jedyny epizod , który pozwalał mu przetrwać te męczarnie , pozbawione obecności Vanessy.
Mieli swój czas. Pamiętał dobrze każdy jej radosny wdech i wydech. A teraz, za każdą sekundę śmiechu, płacił kroplami łez. Pamiętał , a musiał zapomnieć. Zwyczajnie musiał , dlatego skierował swoje życie na całkiem inne tory .. kierunek , który widocznie unicestwiał jego skromną osobę. - Vann?.. - wyszeptał nie podnosząc nawet swojej głowy. Jedyne co poczuł to paraliżujący wstyd.
-Chyba…- wyjąkała niepewnie, kierując swoje kroki w stronę kanapy, na której spoczywał blondyn.- Tak, tak to ja- powiedziała zdecydowanie, siadając niedaleko Morgensterna, zwracając szczególną uwagę na zachowanie bezpiecznej odległości.- Masz ochotę pogadać?- spytała nieśmiało, nie mając odwagi spojrzeć Austriakowi prosto w oczy.
- Gdybym miał ochotę na rozmowę nie siedziałbym tutaj sam , nie sądzisz? - oznajmił nie zwracając zbytniej uwagi na obecność brunetki w swoim bliskim otoczeniu. Wewnętrznie był spragniony jej bliskości, gestów i czułości , która być może pozwoliłaby mu przetrwać , lecz na to było za późno...
-Po pierwsze, nie musisz być taki kąśliwy. Chcę dobrze- powiedziała pewnie, dostając zastrzyk motywacji przez widok stanu, w którym obecnie znajdował się Morgenstern. Wiadome, że każdy potrzebuje jakiegoś bodźca do działania, a Jej bodźcem do pokonania strachu był ból Thomasa, którego musiała się pozbyć z Jego duszy.- Po drugie, nie wstyd Ci? Pomyślałabym o każdym, ale nie o Tobie. W niczym nie przypominasz hazardzisty.
Mógł rwać włosy z głowy ... Krzyczeć na ulicy, ale mógł też milczeć. Milczenie przecież też krzyczy i to czasem o wiele dotkliwiej i wyraźniej niż miliony kolejno wypowiadanych słów. Jego ostatnie dni wypełnione były głównie brakiem słów, a myśli wręcz atakowane przez wypowiedzi , które gdzieś musiały znaleźć swoje ujście.
-Masz o kogo walczyć, masz dla kogo żyć, a Ty odwalasz takie coś! Zupełnie jak nieodpowiedzialny szczeniak!- podniosła swój głos, powoli osiągając poziom krzyku.- Kiedy ostatni raz widziałeś się z Lilly?! No odpowiedz kiedy!- ciągnęła dalej, nie mogąc w stu procentach wyzbyć się strachu spowodowanego wydarzeniami z niedalekiej przeszłości, kiedy to Thomas wcielił się w nietypową dla siebie rolę. Rolę tyrana.- Nie musisz odpowiadać koniecznie mnie. Wiem, co o mnie myślisz i wiem, że takim osobom nikt nie chce zbyt wiele mówić, ale odpowiedz samemu sobie…
Nie ma nic bardziej przygnębiającego, niż bezradność w sprawach, na których nam najbardziej zależy. Gdy życie staje na tak zwanej 'czerwonej linii' nic nie jest na tyle ważne, aby zaprzestać , aby zboczyć z drogi , która z góry stawia Nas na przegranej pozycji.- Nie chce o tym rozmawiać , nie mam na to siły ... - wysapał rozkojarzony jakby alkohol , który spożywał całkowicie opanował jego zmysły.
-No chyba śmieszny jesteś, myśląc, że będę pod uwagę brała Twoje zmęczenie- prychnęła, zabierając sprzed nosa Austriaka szklankę z trunkiem alkoholowym. – Przegrasz życie, Morgenstern! Nic to dla Ciebie nie znaczy?!- zareagowała gwałtownie, ginąc za ścianami kuchni, gdzie wylała do zlewu wszystkie butelki z alkoholem różnego rodzaju, które znajdowały się w domu Thomasa.-Właściwie, to dlaczego zacząłeś to robić?- spytała już łagodniej, kiedy z powrotem pojawiła się w salonie. Ale czy na pewno chciała poznać odpowiedź?
- Czego Ty właściwie ode mnie chcesz? Po co tutaj przyszłaś? - pytał chodząc nerwowo po salonie. Jego dłonie trzęsły się niemiłosiernie jakby pozbawione wszelkich prawidłowych ruchów , tak jakby potrzebowały czegoś czego w tamtym momencie nie miały ... Kart? Alkoholu? Wszystkiego co pozwoli zapomnieć - Napatrzyłaś się już? Cudowny widok ?! Wyjdź! - wrzasnął nie potrafiąc skleić nawet jednego z najprostszych zdań.
-Ale nie krzycz, proszę…- wydusiła nieśmiało, czując nasilający się w Jej wnętrzu strach, który pojawił się wraz z krzykami Morgensterna. Tak boleśnie przypominały Jej to, o czym pragnęła zapomnieć jak najszybciej.- Dlaczego staczasz się na dno, Thomas?- powiedziała bardziej pewnym siebie głosem, nie patrząc w dalszym ciągu na Austriaka.- Odpowiedz mi na to jedno pytanie, a będziesz mnie miał z głowy.
- Od kiedy Cię to interesuje? Kiedy tak nagle zaczęłaś przejmować się tym co robię ze swoim życiem? - oznajmił już nieco spokojniejszym tonem , lecz nie pozbawionym nutki złości i zdenerwowania. - To moja sprawa , więc tam są drzwi.. - wskazał dłonią po czym wyszedł na balkon w celu ochłonięcia.
-Wiem, gdzie są drzwi. Ja wiem, że nie ma mnie już w Twojej pamięci, ale mógłbyś chociaż pamiętać, że kiedyś tutaj mieszkałam. Niedługo, bo niedługo, ale zawsze- mówiła łagodnie, podążając za blondynem, który usilnie chwytał się wszystkiego, aby tylko się Jej pozbyć. Ale czy mogła zrezygnować? Taka myśl nawet nie przemykała przez Jej głowę. Kiedy widzi się człowieka, który potyka się o swój własny cień, nie można nie wyciągnąć pomocnej dłoni.- Ładny mamy wieczór, prawda?- uśmiechnęła się subtelnie, patrząc w ciemne niebo.- Niedługo będzie widać gwiazdy.
Najgorzej jest kiedy mu się śniła... Przez moment żył w przekonaniu, że jest na wyciągnięcie dłoni, że być może nawet chce wrócić. ...Wyobraźnia płatała figle a on budził się i przez ułamek sekundy zdawało mu się że życie ma sens, że miał ją, miał miłość. Szczęście zostało mu odebrane brutalnie szybko. Przypominał sobie rozstanie, łzy, wrażenie okrutnie wyrwanego serca. Zwijał się w kłębek i po raz kolejny zbierał w sobie. Doszedł do tego że bał się spać. Martwił się jak przeżyje tę noc i czy znów nie rozpadnie się budowane przez długi czas poczucie bezpieczeństwa. Świat stał się pułapką, w którą z taką łatwością dał się złapać... - Jakoś nie zwracałaś nigdy zbytnio na to uwagi ... - wyszeptał patrząc wprost na granatowe niebo.
-Bo wcześniej miałam inne rzeczy do podziwiania. Teraz zostaje jedynie cieszyć się z drobiazgów, bo tak naprawdę one mają największe znaczenie- powiedziała półgłosem, nie odrywając wzroku od przyciemniającego się nieba nad Nimi. I miała rację. Czasami drobne, wydające się że nieistotne, rzeczy, mogą mieć tak ogromne znaczenie… Chociażby jedno spojrzenie. Jeden odwzajemniony uśmiech. Dłuższa niż zazwyczaj wymiana spojrzeń. Niewinne spotykanie dłoni. Rozmowa nawet o niczym, lecz mimo wszystko podnosząca na duchu…
Patrzył wprost w niebo , które aż raziło swoją czystością ... neutralnością przekazu , a on? Trudno było mu nawet czekać na coś , bo wiedział , że może to nigdy nie nastąpić. Ale jeszcze trudniej było mu zrezygnować, bo wiedział że to wszystko czego pragnie... Nie miał jedynie siły i planu na dalsze działanie... Podstawa , której brakowało w jego egzystencji. Solidny fundament , którego nie ma... - Dlaczego tak na prawdę tu jesteś Vann? Po tym co Ci zrobiłem ... - mówił, lecz nadal nie patrzył na brunetkę , gdyż bał się zjednoczenia Ich spojrzeń.
-Jak widzisz żyję, więc nic strasznego się nie stało- powiedziała pewnie, lecz na Jej twarz mimowolnie wkradł się grymas bólu na samo wspomnienie o tym tragicznym okresie w Jej życiu, jednocześnie przeplatającym się z pięknymi chwilami, których wcale tak mało nie było…- Prędzej dałabym się pokroić, niż dać Ci się stoczyć tam, gdzie z takim uporem dążysz- spojrzała na Niego, lecz blondyn nadal wpatrzony był w coraz ciemniejsze niebo nad Ich głowami, na którym powoli zaczęły pojawiać się gwiazdy. Kiedy zauważyła, że Thomas unika kontaktu z Jej spojrzeniem, ponownie skierowała swój wzrok ku górze, by nie odczuwać więcej uczucia zawiedzionej nadziei…
- Przecież nie zasługuje na to ... - gryzmolił dalej próbując złożyć swoje odczucia w jedno składne zdanie. Chociaż jedno. Tak niewiele , a jednak zbyt wiele aby mogło stać się to możliwe. - Nie zasługuje na pomoc... - drążył dalej nie widząc sensu w okazywanym oparciu.
Może i bał się je przyjąć , dopuścić do świadomości coś co nie było dla Niego już tak naturalne jak kiedyś ... ale nadzieja , to ona zniszczyła mu wszystko , pozwoliła wierzyć w coś czego nie było... Pozbył się jej , aby nie cierpieć , aby zwyczajnie egzystować. Nie żyć.
-Bredzisz. Alkohol to mówi, nie Ty, Thomas- oznajmiła łagodnie, kładąc swą dłoń na ramieniu Austriaka z lekkością piórka.- Dlaczego zacząłeś grać? Hazard jest naprawdę niebezpieczny… Kiedy człowiek raz się wkręci, później już nie może przestać… Nie myśli się o niczym innym, jak o tym, by kolejny raz zagrać. Thomas!- wykrzyknęła energicznie Jego imię.- Nie daj podporządkować swojego życia kartom!
- Ja nie mam po co walczyć, nie mam dla kogo się starać Vann... - jąkał się wypowiadając tak proste dla Niego wyrażenia. Od dawna o niczym innym nie myślał jak tylko zakończyć to co i tak nie spełnia nawet podstawowych norm życiowych. Swoje życie. Więc dlaczego właściwie jeszcze istnieje? Lilli. To ona blokowała jego czyny na tyle , aby mógł JESZCZE być. Chwilowo , ale jednak. - Nie jestem wart nawet własnego dziecka ... - bredził , zdając sobie sprawę , że przewaga obecności małej blondynki w jego życiu słabnie na tyle , aby poddać się do samego końca.
-No teraz, to na pewno nie- bąknęła pod nosem, jeszcze raz lustrując od góry do dołu sylwetkę Austriaka.- Wyglądasz gorzej niż ściągnęliby Cię z krzyża. A Lilly jest Twoja. Tak czy siak. Radziłabym Ci się jednak w porę rozejrzeć wokół siebie i zobaczyć, co jest najważniejsze. Czy karty, czy Lilly- mówiła łagodnie, lecz w sposób pouczający.
- Nie rozumiesz , że ja nie mam już nic? Lilly jest beze mnie lepiej. Ma nową , pełną rodzinę , której ja nie mogłem jej dać chociaż bardzo się starałem... - wyszeptał będąc nadal nieobecnym wzrokiem. Błądził gdzieś daleko , nie mogąc skupić się na jednej konkretnej myśli. Wszystko kręciło się w około hazardu , alkoholu .. kolejno mijających dni. Jego własna monotonia do której na zwyczajniej przywykł.
-Skończ z tymi smętami, Morgenstern- przewróciła oczami, oddalając się nieco od blondyna dla zachowania bezpiecznej odległości.- Kiedyś znałam mężczyznę, który oddałby życie za swoją córeczkę, rodzinę, a teraz co robisz? Poddajesz się? Gdzie podział się ten Thomas, którego…- ugryzła się w język, nie dokończając zdania. Zagalopowała się zdecydowanie za daleko, poza wyznaczone granice. Jednym słowem, mogłaby zniszczyć nie tylko Jego, ale również swój świat. Lepiej było, kiedy żadne z Nich nie mówiło o tym, co łączyło Ich w przeszłości…
- Thomasa , którego kiedyś pokochałaś nie ma... On odszedł ... - zaczął po raz pierwszy kierując swój wzrok na twarz brunetki. Na jedną krótką chwilę , ale jednak.. Musiał to uczynić , by dodać sobie odwagi do dalszej konwersacji. - Wraz z pierwszym podniesieniem na Ciebie ręki , wraz z pierwszym krokiem ku kontrolowaniu Twojej osoby .. - drążył żałośnie wiedząc iż wywołuje u polki niechciane wspomnienia. - Jego nie ma. Jestem tylko ja.
-Nie mów tak…- powiedziała ponuro, wycierając łzę spływającą po Jej policzku.- Nie mam urazy. Siniaki to tylko siniaki… Rozumiem niektóre zachowanie ludzie… Często postępuje się pod wpływem chwili. Ale nie rozumiem tego, czemu nie chcesz nawet walczyć… A przynajmniej spróbować- drżącą rękę z trudem wyciągnęła ku Austriakowi.- Pomogę Ci, ale daj sobie pomóc…- wyszeptała, patrząc raz na Austriaka, raz na swą drżącą rękę, która nadal wyciągnięta była w kierunku Thomasa.
- Nie mogę przyjąć Twojej pomocy , nie po tym co zrobiłem.. - oznajmił odruchowo , chociaż niczego bardziej nie pragnął jak ponownej obecności brunetki w jego nędznym życiu. Lecz to nie on był najważniejszy , nie jego potrzeby zaliczały się do tych priorytetowych... On nie miał prawa o nic prosić , niczego żądać ... nie po tym co zrobił. - Wybacz , ale chce być sam... - wyjąkał ukrywając twarz w dłoniach.
-Ale ja nie chcę, żebyś był sam…- wykrztusiła przez łzy, patrząc zaczerwionymi oczami na blondyna. Nie wytrzymała. Pękła. Blokada, która chroniła Ją przed okazywaniem jakichkolwiek skrajnych emocji, nagle przestała działaś. Zawiodła.- Jeżeli nie podejmiesz walki, znienawidzę nie tylko Ciebie, ale przede wszystkim siebie. Naskoczyłeś na mnie z pięściami. No to co? To był raz. Jeden jedyny raz. Nie jesteś tyranem ani katem, Thomas. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Wiem, co mówię. Nikt nie zna Cię tak dobrze jak ja w końcu…
Był wdzięczny za okazałe wsparcie ... za słowa , a raczej obraz samego siebie przedstawiony przez brunetkę , lecz nie mógł się zmusić do tego aby uwierzyć w szczerość jej intencji. Po tym do czego dopuścił nie mogła zapomnieć ... nie mogła tak łatwo oddalić od siebie złych wspomnień , które i w Nim tkwiły bardzo głęboko... Dobroć jaką okazywała raniła o wiele bardziej niż odrzucenie czy obrzydzenie , które powinna czuć. Te cechy przyjąłby o wiele spokojniej... a tak? Jak miał pogodzić się z myślą , że Vanessa pomimo wszystko chce dobrze , chce pomóc... Jak miał zasiać w sobie ziarno nadziei , która kiedyś tak bardzo go zawiodła , a teraz? Miał zaufać? Pozwolić sobie na odczuwanie dawno już zapomnianych uczuć? Czy o miłości można zapomnieć? Nie. - Nie chce marnować Twojego czasu na coś co i tak pewnie nie wyjdzie.... Wracaj do Andreasa , Z KTÓRYM jest Ci tak dobrze... do Oliego ... - wypowiadając imię małego po jego policzku spłynęła łza.
-Masz rację. Jest mi dobrze. Ann jest daleko stąd, a warto mieć przy sobie przyjaciela…- wytarła niezdarnie łzy wydostające się spod Jej powiek, próbując opanować przeraźliwy szloch przeszywający Jej wątłe ciało.- Ale nie będę tam siedzieć, póki Ty siedzisz w tym paskudźcie po uszy, słyszysz?!- podniosła nerwowo wzrok, przeczesując palcami swoje włosy.- To od czego zaczynamy? Może na początku pasowałoby trochę przywrócić dom do porządku?- rozejrzała się wokół, gdzie widniał jedynie nieludzki rozgardiasz.
- Powiedź mi lepiej co u Ciebie? Co u małego? Jest zdrowy? - zadawał miliony pytań , by choć na chwilę odbiec od tematu poruszanego przez brunetkę. Niewygodnego , ale jakże wstydliwego. - Odpowiedź mi proszę.. - nalegał zaciekawiony.
-Oliwer rośnie jak szalony- powiedziała łagodnie, unosząc kąciki swych ust, kiedy tylko wspomniała sobie postać małego człowieczka, który rozjaśniał Jej każdy dzień.- Z dnia na dzień jest coraz większy i coraz bardziej ruchliwy. Uparcie chce natychmiast poznać cały ten świat. Naprawdę boję się pomyśleć, co będzie kiedy zacznie człapać na tych swoich krótkich nóżkach- zaśmiała się subtelnie, wyobrażając sobie wizję swojego życia, w którym nadal brakować będzie jednej osoby.- A u mnie? W ostatnim czasie szukam jedynie mieszkania, bo wiecznie nie będziemy mieszkać u Andreasa, a poza tym nic więcej- ruszyła w stronę salonu, zostawiając za plecami Morgensterna.- No dalej! Nie uciekniesz od tematu. A teraz przydaj się na coś i pomóż mi sprzątać!- zawołała już z salonu.
- Naprawdę chcesz mi pomóc? - wstał nagle z kanapy podchodząc bliżej brunetki. Nie przekraczał granicy odległości jaką wyznaczyła Vanessa , ale pozostawał na skraju jej zakończenia. - Odpowiedź szczerze... - ton jego głosu zupełnie się zmienił , tak jakby przed oczami pięknej brunetki stał zupełnie inny człowiek.
-Co to za pytanie?- prychnęła, jakby na chwilę urażona pytaniem i prośbą blondyna, które przed chwilą do Niej skierował.- Gdybym nie chciała Ci pomóc, nie byłoby mnie tutaj- dodała, odwracając się tyłem do Austriaka, po czym zaczęła zbierać pojedyncze rzeczy, porozrzucane po podłodze.- Ty mnie nie zostawiłeś w potrzebie, też nie mam tego zamiaru zrobić…- dokończyła swą wypowiedź, wzbogacając Ją o wspomnienia z okresu, kiedy Jej świat runął wraz ze śmiercią ukochanego braciszka, a odnaleźć się pośród gruzów pomógł tylko Thomas.
- Wróć do mnie... - szepnął łagodnie lecz pewnie. Wiedział , że posuwa się dość daleko w swojej grze , która w ciągu jednej chwili olśniła cały jego marny umysł,lecz zauważył iż może zyskać coś dla siebie poprzez dręczące go problemy. Zabawne jest zachowanie człowieka , który nawet podczas tak tragicznych sytuacji potrafi wywalczyć coś dla siebie.. - Pomóż mi , bo bez Ciebie nie dam sobie rady...
-Co?- tylko tyle zdołała wykrztusić. Owszem, nie pogodziła się do końca z rozstaniem z Thomasem. Było wiele momentów, kiedy marzyła jedynie o tym, by choć na kilka marnych sekund odciąć się od swoich myśli, które dręczyły Ją o każdej porze dnia i nocy. Jedynie dla Oliwera pozostała silna. On był jedynym, któremu ufała. W którego wierzyła… Machinalnie cofnęła się o krok, słysząc jedynie szum w swoich myśli. To co się działo, nie mogło wydarzyć się naprawdę.
- Nie poddam się leczeniu , jeżeli nie będę miał dla kogo walczyć... - mówił tak jakby nic innego nie miało znaczenia. Opadł bezsilnie na kanapę w salonie błądząc wzrokiem po pustych ścianach.... - Chcesz mieć mnie na sumieniu? Chcesz żyć z myślą , że mogłaś zrobić tak wiele , aby mi pomóc , a nie zrobiłaś nic? - drążył wiedząc , że droga którą stąpa , to trasa przez tafle cienkiego lodu.
-Thomas, Ty siebie słyszysz?- wydusiła, usilnie próbując uspokoić szalejące w swojej piersi serce.- To zwykły szantaż. Naprawdę tak chcesz to rozegrać?- zapytała, szukając ostatniej nadziei, że to o czym mówi Thomas jest nieprawdą, a jedynie zlepkiem słów, które źle zinterpretowała.- Sam mówiłeś kiedyś, że jestem zwykłą zdzirą… To nie dla mnie masz walczyć, a dla Lilly…
Zaciskał oczy by powstrzymać potok łez, zaciskał zęby by nie wydać z siebie dźwięku bólu, Jego ciało powoli się buntowało , zaczynając drżeć, zacisnął dłonie by wytrzymać strach paraliżujący jego ciało ... bo przecież on nie był sobą. Udawał kogoś kim nie jest Tak doskonale grał inną osobę zapominając jaki tak naprawdę jest Thomas Morgenstern. - Będąc z tym sam nie poradzę sobie ... Nie mam nawet zamiaru próbować. - odrzekł wcielając się w rolę Morgiego , dla którego liczyły się tylko jego potrzeby.
-Nie masz zamiaru próbować?- wyprostowała się, lecz nadal stojąc tyłem do Austriaka. Nie wierzyła w to, co słyszała. Po raz pierwszy nie ufała swoim uszom. Patrzyła na swoje drżące dłonie, nie mając pojęcia, że może spaść na Nią siła tak potężnego ciepła.- Ty siebie słyszysz?- wykrztusiła ledwo, lekko drgając. Czyżby strach właśnie zaczynał przejmować władzę nad Jej ciałem?- Nigdy nie będziesz sam… Zawsze będziesz miał Lilly, która bezwarunkowo będzie Cię kochać. A ja przecież obiecałam Ci pomoc. Nie będziesz sam…- przekonywała cienkim głosem, który mógł odbierać wiarę blondynowi w słowa Polki.
- Chce mieć przy sobie Ciebie Vann... Twoje wsparcie , zrozumienie ... Twoją bliskość , rozumiesz? - zagadnął zaszczycając brunetkę kolejnymi spojrzeniami przepełnionymi smutkiem i rozżaleniem.- Chce , abyś wróciła do mnie , do Naszej rodziny , inaczej nie ma nawet sensu próbować walczyć... - drążył wierząc całkowicie w słuszność swoich wypowiedzi.
-Thomas, to czego ode mnie żądasz jest absurdalne- usiadła na wygodnym fotelu, chowając twarz w dłoniach. Za dużo… Zdecydowanie za dużo właśnie się działo na Jej głowę, która nie do końca wróciła jeszcze na właściwe miejsce po wydarzeniach z bliskiej przeszłości. A serce? Zamiast podpowiadać Jej i pomagać w wyborach, ono ze swoim cienkim głosikiem zniknęło…- Nie powinieneś chcieć się wiązać ze zdzirą i szmatą…- wyszeptała cichutko, przypominając niedawne słowa wypływające z ust Austriaka.
- Wiesz dobrze , że powiedziałem to w emocjach , nigdy tak nie myślałem i myśleć nie będę... - zagrzmiał ze złością w głosie na samo wspomnienie owego zdarzenia sprzed kilkunastu dni. - Absurdalne? - zapytał po chwili sam siebie zagłębiając swoje spojrzenie w postaci Vanessy. - Walka , którą każesz mi stoczyć bez Twojej czynnej obecności w moim życiu jest absurdalna... całkowicie...
-Kiedy mówi się w złości, jesteśmy w stanie jedynie mówić prawdę- powiedziała stanowczo, spoglądając dyskretnie zza swej ciemnej grzywki na Thomasa.- Nie mam Ci tego za złe. Za prawdę nie można się gniewać, dlatego też nie zamierzam tego robić. A Twoje zachowanie… Thomas, tego nie umiem nawet objąć umysłem…- wtopiła chudą dłoń w ciemne włosy, przymykając powieki.- Nie jestem Ci do niczego potrzebna…
- Jesteś całym moim życiem Vann. - oznajmił wpatrując się tępo w jej ciemne , zakłopotane tęczówki. Wyczuł , że to czego żąda nie jest do końca czystą grą , gdyż nie miał nawet takich praw... ale cóż mógł poradzić na miłość? Na uczucie , które każdej nocy było coraz silniejsze...Nic. Mógł jedynie walczyć , nawet posuwając się do nieczystych zagrań ze swojej strony. - Jeżeli nie obiecasz mi , że ze mną będziesz możemy już teraz całkowicie się pożegnać.
-Szantażujesz mnie- zapiała ochryple, siadając obok blondyna, by spróbować wywrzeć na Nim inną decyzję, przynajmniej swoją obecnością, która prawdopodobnie i tak niewiele mogła zdziałać.- Thom, chcesz żeby tak to wszystko wyglądało? Chcesz odszukać miłość przymusem?- pytała drżącym głosem, zaszklonymi oczyma patrząc na Morgensterna.- Nie wiem czy warto wracać do przeszłości. Musimy żyć tym, co tu i teraz, a teraz jestem dla Ciebie jedynie dobrą koleżanką…
- Koleżanką? - zaśmiał się ironicznie całkowicie pozbawiony jakiejkolwiek ścieżki , której mógłby się trzymać w konwersacji z Vanessą. - Dla mnie tą jedną , najważniejszą koleżanką. - powtórzył uśmiechając się subtelnie. - Więc jak będzie? - dopytywał siadając obok Polki.
-Wróćmy do czasów, kiedy byliśmy dla siebie tylko przyjaciółmi- powiedziała z nadzieją, wycierając pojedynczą łzę spływającą po Jej policzku.- Brakuje mi Ciebie, Thomas… Ciebie bez problemów, które dotykają każdej z par. Ja wiem, że na początku nie będzie łatwo, wszystko będzie obce, ale z czasem wszystko się unormuje. Mogę Ci to obiecać…- szeptała, gładząc kciukiem gorący policzek Thomasa.- Później nawet nasze życie się ułoży.
- Bez Ciebie nie ułoży się nic , jak widać w załączonym obrazku... - oznajmił wymijając brunetkę stabilnym krokiem , kierując się do wyjścia. Gdzie się wybierał? Odpowiedź jest zaskakująco prosta. Jedyne miejsce , gdzie czuł się na prawdę sobą... jedyne w którym zapominał. Jego miejsce...
-Morgenstern!- krzyknęła za Nim, biegiem podążając śladami Austriaka. Wiedziała gdzie zmierza. Jego spojrzenie powiedziało Jej wszystko. Dzięki niemu wszystko stało się jasne, klarowne.- Nie pójdziesz tam! O nie!- krzyczała za chłopakiem, a kiedy znalazła się dostatecznie blisko z rozpędu wskoczyła na plecy Thomasa.- Zobaczymy jak dotrzesz tam ze zbędnym balastem.
- Może przyniesiesz mi szczęście... - uśmiechnął się radośnie , lecz nie można było tu mówić o szczerym uśmiechu.. Tak naprawdę zrobiłby wszystko , gdyby tylko został o to poproszony przez Vanessę... Poproszony w sposób naturalny , nie wymuszony .. Tak jakby był dla Niej nadal ważny , najważniejszy... Szybkim krokiem udał się w stronę swojego samochodu.
-Zrobiłbyś coś dla mnie?- zapytała nieśmiało, nadal kurczowo trzymając się karku chłopaka. Jego ciepło ogarniało Ją zewsząd. Dziwny strach nadal był obecny, lecz próbowała przezwyciężyć go miłością, którą nadal odczuwała do osoby Morgensterna. Miłością niechcianą. Raniącą… Ale jednak zawsze była to miłość.
- Co masz na myśli? - zapytał zatrzymując się przed swoim samochodem , delikatnie obracając brunetkę w swoim kierunku. Uśmiechał się w duszy , lecz na zewnątrz jego twarz przypominała skamielinę. Zimną , pustą , pozbawioną jakichkolwiek oznak człowieczeństwa.Musiał udawać , aby nie pokazać Vanessie , iż jego dusza i ciało w bliskiej styczności z jej drobnym ciałem osiągają stan wielkiej euforii.
-Pocałuj mnie…- powiedziała tak cicho i w sposób tak nieśmiały, że sama miała wątpliwości, czy blondyn na pewno usłyszał Jej prośbę. To, co starała się mu przekazać. Zasygnalizować upadłość. Uległość. Że nie wszystko do końca jest przegrane. Że zależy Jej na Nim tak bardzo, że byłaby poświęcić wszystko…
- W co Ty grasz Vann? - zapytał gubiąc się całkowicie w tym jak zachowywała się brunetka w jego skromnym towarzystwie. Niby znał ją , potrafił ocenić każde z zachować , a jednak? Teraz gdy to on miał być górą , nagle nie potrafił zrozumieć już nic. - Co Ty chcesz zrobić?
-Ludzie, którzy są ze sobą związani, ofiarują sobie pocałunki, o ile dobrze pamiętam…- wyjaśniła drogą na skróty, powstrzymując się od wylewności w dalszych słowach. Zero wyznań. Zero obietnic. Mogła wyrazić swą miłość jedynie w drobniutkich gestach. Tylko tyle umiała… Tylko na tyle pozwalał Jej ciążący strach…
- Zgadzasz się na związek ze mną? - zapytał w celu upewnienia się w słuszności swoich przekonań. Jego dusza wręcz promieniała w sposób , który byłby widoczny dla każdego człowieka. Dla człowieka który posunie się do każdego kroku , byle tylko odzyskać miłość swojego życia. Jego oczy? Jakby za dotknięciem magii przybrały swój czarujący odblask.... Uśmiech niemal natychmiast rozbłysnął się na ustach w oczekiwaniu na odpowiedź brunetki.
-Thomas, ale to co robisz jest złe…- wyjąkała cichutko, nadal chowając twarz za swą przydługą grzywką. Gorące, a zarazem zimne poty zaczęły oblewać Jej ciało. Byłaby w stanie szukać choć iskierki nadziei wszędzie, gdzie mogła ją znaleźć. Przeszłość była przeszłością. Uczucia nadal w Niej trwały, lecz powoli zaczęły blaknąć, zacierać się z powodu szybko płynącego czasu. Jak mawiają, czas i morze w miejscu stać nie może…- Zastanów się nad tym, byś potem nie żałował swoich decyzji.
- Nie widzę innej możliwości... - wtrącił pozostając nadal w bliskiej odległości od brunetki. - Innej niżeli bycie z Tobą. - uzupełnił odpowiedź zbliżając swe usta do pełnych warg polki. Powoli i z wielką ostrożnością złożył na Nich całus... Tak jakby obawiał się iż może poprzez Niego zrobić krzywdę Vanessie.
Jak szybko Thomas zbliżył się do Niej, tak samo szybko Ona odsunęła się gwałtownie od Niego. To był odruch. Czysty odruch. Machinalne zachowanie, wywołane czujnością, którą nauczyło Ją życie. Mimo że pogodziła się z tym co było, nie była gotowa na bliskość Morgensterna. Nie była Ona już taka sama. Nie sprawiała tak wielkiej przyjemności, jak kiedyś… Teraz nawet bijące od Niego ciepło, wywoływało strach…- W takim razie wejdźmy do środka. Przygotuję coś do jedzenia- wysapała, sparaliżowanym krokiem zmierzając w stronę drzwi wejściowych.
- Odpowiedź na zadane pytanie Vann.. - domagał się usilnie stojąc nadal w bliskim otoczeniu swojego samochodu. Wyraz jego twarzy nie mówił niemalże nic... kompletna pustka , a serce? Ono o niemal nie wyskoczyło z piersi uradowane chwilą bliskości , którą podarowała mu Vanessa. Nie była to chwila dobrowolna , ale dla jego skamlałej duszy najcenniejsza.
-Tak. Jesteśmy razem- powiedziała, przekraczając próg domu. Co mogła powiedzieć więcej? Ucieczka. To ona była rzeczą, podczas której mogła przemyśleć swoje postępowanie. Czy na pewno słuszny? I tak, i nie… Po jednej barykadzie stały uczucia w tym tak skrajne jak strach i miłość, a po drugiej, zmuszanie siebie do czegoś o co nigdy by się nie podejrzewała. Ale czy było inne słuszne wyjście? Nie. Nie mogła dopuścić do tego, aby znowu pozwolić Thomasowi znaleźć zapomnienie w kartach…
- Więc kiedy się do mnie wprowadzisz?- zagadnął podążając za brunetką.Nie potrafił opisać radości jaką czuł na wieść o powrocie Vanessy do jego życia, nie posiadał się że szczęścia , że pomimo wszystko takowy powrót będzie miał miejsce. Chciałoby się powiedzieć ,że to szczęście jest fałszywe , wymuszone... Doskonale o tym wiedział. Miał jednak pewność , że gdyby nie był ważny dla polki zgoda z jej strony nigdy by nie nastąpiła... A JEDNAK. Stało się.
-Jutro poproszę Andreasa, żeby przywiózł moje rzeczy- odpowiedziała siląc się na wewnętrzny spokój, jednocześnie krzątając się nerwowo po kuchni.- Tylko…- przystanęła na chwilę, odwracając się tyłem do Austriaka. Tak, by nie widział zakłopotania i mieszanych uczuć na Jej twarzy, które mogłyby przynieść ze sobą zranienie uczuć chłopaka.- Oliwer jak na razie zostaje u Andreasa- powiedziała na jedynym wydechu, zamykając oczy, wyczekując na reakcję ze strony Thomasa.
- Dlaczego ? - zapytał zdziwiony , lecz ton jego głosu był nadzwyczaj łagodny i ciepły. Zbyt dużo wymuszał na brunetce , by prosić o więcej , ale nie mógł zostawić tej sprawy bez jakiejkolwiek próby walki. - Jesteśmy rodziną... wyszeptał zbliżając się do polki w celu zamknięcia jej w swoim szczelnym uścisku.
-Jeśli mam być szczera, Andreas nie zgodzi się na to, żeby Oli przeżywał taką huśtawkę. Raz tu, drugi raz tam- wyznała z głębi serca, a kiedy poczuła, że Thomas zbliża się do Niej, szybko w porę postawiła krok do przodu, aby uniknąć nawet najmniejszego kontaktu z Morgensternem.- Zrobię na szybko jakieś kanapki na kolację… Wybacz, ale nie mam nawet siły na jakieś większe szaleństwa w kuchni- powiedziała brnąc coraz dalej w zakłopotanie, które widoczne było coraz bardziej w Jej ruchach.
- Jak Ty to sobie wyobrażasz? On tutaj , Ty tam ? Taki mały chłopiec potrzebuje opieki matki , nie sądzisz kochanie? - uśmiechnął się lekko błądząc wzrokiem za brunetką. Czuł się niepewnie, nieswojo pozbawiony gestów ze strony Polki ,ale musiał okazać jej wyrozumiałość, a sam uzbroić się w cierpliwość.
-Andreas nie zgodzi się na to tak łatwo. Jakoś dam radę, a ostatnie na co mam ochotę to mieć wroga w Wanku. Będę się dwoić i troić, ale przynajmniej z pozytywnym skutkiem- powiedziała, kładąc przed Morgensternem talerz kanapek, nie mając odwagi spojrzeć mu nawet na chwilę prosto w oczy.- Pójdę wziąć kąpiel i położę się do łóżka. Smacznego- powiedziała, znikając za ścianą. Czy udało Jej się uciec? W końcu zaznać spokoju od przytłoczenia sytuacji, która Ją akurat spotkała?
- Zjedź ze mną , proszę... - wstał odsuwając krzesło , tak aby brunetka mogła zająć miejsce obok niego. Marzył wręcz o wieczorze spędzonym w bliskim otoczeniu Vanessy , kobiety którą kocha , ale czy będzie mu to dane? Chciał tego , ale bardzo bał się kolejnych reakcji ze strony polki... kolejnych ucieczek , które dosadnie go raniły.
-Przepraszam Cię bardzo, ale dostałam właśnie wiadomość od Andreasa, że z Małym coś się dzieje, a On nie wie co robić- powiedziała, patrząc z przejęciem na wyświetlacz swojego telefonu komórkowego.- Obiecuję, że wrócę jutro na śniadanie. Kiedy wstaniesz z łóżka, zobaczysz coś lepszego niż kanapki na stole. Obiecuję. Poza tym, sama wezmę swoje rzeczy, aby niepotrzebnie nie fatygować Andiego. Do jutra- wyszeptała, niemal biegiem opuszczając dom Austriaka. Czy mówiła prawdę? Nie. Oliwer stał się na moment tylko wymówką. Wymówką do tego, by spędzić choć jedną noc dłużej bez strachu, który ciążyć na Niej będzie przez długi czas…
~~♥♥~~
Rodzeństwo może mieć na swoim koncie tysiące sprzeczek, kłótni o błahostki, lecz za każdym razem sprzeczają się między sobą. Nigdy nie dopuszczają do tego, aby głos zabrał ktoś obcy. Rodzeństwo ma w sobie wrodzoną wzajemną miłość. Mimo wszystko zawsze się szanuje. Zawsze wspiera. Zawsze pomaga, choćby sami mieli płacić w rezultacie surową karę za popełnione czyny na rzecz rodzeństwa. Zawsze dzieli ze sobą smutki i radości. Nieważne ile ma się lat. W oczach starszego brata bądź siostry, zawsze pozostanie się tym samym dzieckiem, którego na początku nie chce się widzieć na oczy, lecz z czasem kocha się go miłością nierozerwalną. Miłością wyjątkową. Jedyną w swoim rodzaju, której nie można znaleźć u partnera życiowego…
-Ann?- wyjąkała do telefonu, przerażona sytuacją, w której postawił Ją Gregor. Tym, co musiała teraz przekazać Polce. Jak strasznie informacje mają dotrzeć do Jej uszu…- Z tej strony Gloria- dodała po chwili, już mniej nerwowym tonem.
- Cześć... - wyraziła cicho zdezorientowana telefonem , który właśnie otrzymała.. a może i nawet osobą , która wykonała dane połączenie. Nie słyszała głosu szatynki od dłuższego czasu , a gdyby się w to wgłębić miała okazję usłyszeć go jedynie jeden raz , przypadkiem...- Coś się stało? - zagadnęła wiedząc , iż Gloria nie dzwoni bez sensownego powodu... To byłoby niemożliwe.
-Wiem, że nie powinnam się do Ciebie z tym zwracać, ale…- dukała ledwo, próbując za wszelką cenę ubrać we właściwe słowa to, co miała do przekazania Polce. Lecz kiedy niektórzy bliscy ludzie nie dostają szansy od losu, by żyć, człowiek ma obowiązek pomów w walce o każdą chwilę szczęścia i szansę przeżycia jej na nowo dla nieobojętnej ich sercu człowieka. –Bo w zasadzie nie jesteś już z Gregorem, ale no… Nie wiem jak to powiedzieć, to trudne dla mnie naprawdę…- błądziła ciągle we własnych myślach, nieumiejętnie próbując skonstruować jedno spójne słowo, od którego wszystko by się zaczęło.
Uderzenia jej serca nagle jakby zmalały ... miała wrażenie , że są coraz płytsze , głuche , pozbawione energii , a co najważniejsze prawidłowego rytmu. Pod jej powiekami zgromadziły się łzy , które jak na zawołanie odnalazły drogę we wskazane miejsce... - Gloria o co chodzi? - zapytała , drżącym z przerażenia głosem. Czyżby to co odwlekała od swoich umyśli , odrzucała od umysłu ziściło się ? Czyżby swoją obojętnością osiągnęła to czego nie chciała nigdy doznać?
-Ann, jest coraz gorzej…- wyjąkała ledwo głosem drżącym, który zazwyczaj towarzyszy ludziom przy płaczu. Znajdowała się niebezpiecznie blisko granicy pomiędzy prawdą a kłamstwem, które musiała wyznać Polce. Była zmuszona zareagować. Szukać nadziei wszędzie, gdzie się da. Robić cokolwiek, aby ulżyć w bólu szatyna, z którym się łączyła, po części utożsamiając.- Nikt z Nas nie wie, co już robić…
- Widziałam się z Gregorem kilka dni temu , wszystko wydawałoby się być w porządku ... - napomniała obawiając się dalszego wywodu Austriaczki. - Może nie była to rozmowa idealna , ale ja nic innego nie mogłam zrobić... - tłumaczyła się czując się zwyczajnie winną stanu w jakim znajdował się Schlierenzauer. Nie miała dokładnego obrazu tego co się z Nim dzieję , nawet bała się pomyśleć o tym , ale strach przed tym co dzieję się poza jej świadomością był ogromny. - Co masz na myśli? - dopytywała.
-Ann, On od kilku dni nie jest sobą- powiedziała, w pewnym sensie czując się spaloną już na samym starcie.- Z dnia na dzień Go ubywa… Często zdarzają mu się omdlenia… Nie wychodzi z pokoju, a jedynie wpatruje się w pustą ścianę, nie chcąc odezwać się do nikogo nawet półsłówkiem, nie mówiąc już o jedzeniu…- opowiedziała powoli, aby każde słowo z ust zostało dokładnie wyryte w pamięci szatynki.
Zamilkła na moment , aby to co usłyszała dosadnie przyswoił jej ubolewający juz i tak umysł. Przestraszyła się niezmiernie , że to czego sie obawiało odnajdzie swoje pokrycie w rzeczywistości... że każde słowo Gregora sprzed kilku dni ziści się ukazując jej swoje proroctwo... Była niemalże bezsilna ... - Bardzo mi przykro , ale ja nie potrafię mu pomóc.. Próbowałam , ale to ponad mojej siły ... - wygramoliła nieskładnie siląc się na opanowany ton głosu , co w danej sytuacji graniczyło z cudem.
-Ann, ale tylko Ty masz na Niego jakikolwiek wypływ. Nieustannie Go pilnujemy… On groził, że naprawdę popełni samobójstwo…- wydukała z trudem, czując drobne łzy pod swoimi powiekami. Gdy ta przerażająca wizja stanęła Jej przed oczami, nie mogło obejść się bez łez. Sama myśl o niej paraliżowała… - Raz postawił, ku temu pewne kroki… On już wówczas nie żartował. Jeśli zrobił to raz, zrobi również ponowny, a wtedy pomoc może już nie nadejść…
- Co zrobił?! - pisnęła przerażona nie mogąc pojąć tego co usłyszała. Jej umysł ogarnął szał , a oczy samoistnie nawilżyły się potokiem łez spływających po policzkach. - To nie możliwe... To nie jest możliwe... - powtarzała w celu uspokojenia się , co nie było możliwe. Wiedziała o tym doskonale... Bo jak można zatuszować emocje , udać obojętność , pozostać niewzruszonym na ludzką krzywdę , gdy to wszystko tyczy się głównie jednej osoby. Jeden z najważniejszych osób.
-Tak wygląda Jego codzienność…- powiedziała poważnie, odnajdując nieco pewniejsze miejsce w konwersacji z brązowowłosą Polką. Oczywiste było, że słowa, które wypływały kolejno z Jej ust, nie należały do najłatwiejszych, jednakże z większą otwartością mogła opowiadać o incydentach zaistniałych w życiu swojego brata.- Odepchnął leki… Stwierdził, że jeśli my nie pozwalamy mu odejść w spokoju, On zrobi to sam. Wolniej, bo wolniej, lecz najważniejsze, że skutecznie…
- Gloria czy Ty jesteś w stanie dać mi Gregora do słuchawki ? - zapytała znając już konkretny cel. Powoli i staranie ułożyła sobie plan , z którego musiała skorzystać , musiała chociaż spróbować. Nie był to plan idealny , takowe przecież nie istnieją , każdy ma swoje wady , znaczne zalety , lecz najważniejsze dla Ann było to iż powoli w jej głowie wszystko scaliło się w jeden element. Wiedziała iż musi zrobić wszystko co w jej mocy , aby pomóc szatynowi...
-Nie- wyjąkała cichutko, słysząc pulsującą w swoich żyłach krew, której tempo osiągało apogeum.- Znajduję się dosyć daleko od domu… Nie mogłam narazić się na to, by Gregor przypadkowo usłyszał choć jedno słowo, którym się z Tobą dzielę. On uważa, że to co się dzieje, to tylko Jego sprawa… Nikogo nie chce w to mieszać… Ann, my nawet nie wiemy na co On jest chory…- wychlipała żałośnie, ledwo trzymając słuchawkę telefonu przy swoim uchu.
Nie poddała się. Obiecała sobie że dopnie swego i tak zamierzała zrobić. - Gloria , proszę. - zaczęła z pewnością wyczuwalną w tonie swojego głosu. - Obiecuję , że nie poniesiesz żadnych konsekwencji z tego , że do mnie zadzwoniłaś , ale podaj mu ten telefon. Poczekam. - nie zamierzała odpuścić. Nie teraz gdy zmusiła się wręcz do postawienia pierwszego kroku ku rozmowie z Schlierenzauerem. - Proszę Cię.. - nalegała.
-Powiedziałam Ci przed chwilą, że znajduję się dosyć daleko od domu Gregora…- jęknęła zrezygnowana, a Jej ciało nagle oblały gorące poty.- Szczerze mówiąc, nie wiem czy będzie chciał z Tobą rozmawiać… Nie w taki sposób… Za pośrednictwem jakiegoś nowoczesnego aparatu. Zrozum mnie, proszę… Teraz musimy uważać na każdy jeden krok…- dukała ledwo, ze wszystkich sił siląc się na usprawiedliwienie swojej osoby w oczach szatynki.- Gregor przestał być człowiekiem… Teraz to tylko jakaś zimna istota, nie dająca w ogóle znaków życia, a jedynie fantazjująca, jeśli chodzi o swoją śmierć…
- Nie mam jak przyjechać do Austrii , wiec postaram się z Nim skontaktować... - oznajmiła tonem zwiastującym chęć Ann do dalszych prób w sposobie rozmowy z Austriakiem. - Będzie dobrze , zobaczysz... - wyszeptała , po czym rozłączyła się.
---------------------------
Sezon czas zacząć.
Początek pełen wzlotów i upadków.
Łez smutku i wzruszenia.
Ale to początek.
Wszystko przed Nami!
Ann i Klaudia.