poniedziałek, 30 czerwca 2014
Dwudziesta odsłona codzienności.
Była naturalna. Nadal pusta w środku. Nie pamiętająca większości rzeczy. Traktująca Thomasa jak każdego innego przechodnia, który mijał Ją na ulicy.
Dwudziesta czwarta odslona codzienności.
Był chwilą, którą warto było łapać.
~~♥♥~~
Ona była już przeszłością. Skrawkami szarych, powoli blaknących wspomnień. Tyle razy Go raniła… Tak wiele ciosów zadała, mimo że sama nie zdawała sobie z tego sprawy. Pomimo tego, nie przestał Jej kochać. Wprost przeciwnie. Kochał Ją jeszcze bardziej. Bo taka była Jego miłość. Nie znająca ludzkich granic… A i tak trwał w bezruchu, uwięziony między marzeniami o niespełnionej miłości, a realnej, szarej rzeczywistości. Skazany na wieczną samotność duszy. Taki był wyrok za szczere i bezgraniczne uczucie… A teraz? Teraz miał niebawem nastać czas, kiedy będzie żył na świecie, gdzie nie będzie Jej?
-Thomas, to znowu Ty?- zapytał Manuel, widząc w drzwiach swojego mieszkania postać kolegi z reprezentacji.
- Przyszedłem porozmawiać z Vanessą ... - zakomunikował przyjaźnie widząc twarz kolegi z reprezentacji po drugiej stronie. Starał się zachowywać naturalnie , bez emocji , które mogłyby wzbudzić niepotrzebne podejrzenia u Fettnera. - Zastałem ją?
-Nie ma Jej. Wyszła- odpowiedział łagodnie z niepokojem patrząc na Morgensterna. Wizyta? Kolejna? Doskonale wiedział w jakim obecnie Vanessa znajdowała się stanie. Była wrakiem psychicznym. Każde spotkanie z Thomasem było równoznaczne ze łzami, które On zawsze starał się osuszyć. Ale jaką posiadał władzę? Żadną. Mógł jedynie być…- Thomas, daj Jej w końcu spokój…- odezwał się niepewnie, chcąc uniknąć kolejnej wizyty blondyna.
- Spokój ? Pozwól , że sam o tym zdecyduje... - zakomunikował podnosząc lekko ton swojego głosu. Postawa Manuela była dla Niego coraz dotkliwiej odczuwalna , irytująca...
Był kimś ważnym dla Vanessy , co Thomas doceniał i szanował , ale każda uwaga , prośba kierowana z ust Fettnera była czymś w rodzaju wyzwania do walki, czymś nie naturalnym , a na pewno nie bezinteresownym z Jego strony,
-Nie masz pojęcia ile kosztuje Ją każde spotkanie z Tobą- warknął w odpowiedzi na wyższy głos Morgensterna.- Nie znasz Jej planów na przyszłość; nie wiesz jakie ma problemy, troski, marzenia- wymieniał, patrząc w oczy Austriaka, sam dokładnie nie wiedząc do czego dąży. Co chce osiągnąć.- Niczego nie wiesz- dodał pod nosem, opadając na kanapę.
- Skoro z taką pewnością w głosie mówisz o tym wszystkim , to może rozjaśnisz mój umysł - Thomas wszedł za Austriakiem do mieszkania , rozglądając się , jakby chcąc się upewnić , że Manuel nie skłamał w sprawie nieobecności Vanessy. - Powiedż mi jakie ma plany , jeżeli jesteś tak świetnie poinformowany... - zadrwił sam nie wiedząc nawet dlaczego . Nagle Fettner stał się dla Niego kimś zupełnie obcym , nieznanym.
-Widzę, że nie jesteś dobrze poinformowany- bąknął, odwracając wzrok przy towarzyszącym mu subtelnym uśmiechu triumfu. Wiedział doskonale, że to On jest stroną skazaną na zwycięstwo. Posiadał w sobie wszystko co było potrzebne, a Thomas? Marny przeciwnik, który podrażnił Go swoim zachowaniem, kiedy zaczął traktować Jego samego jak wroga, a Vann- nagrodę do zdobycia.
- Nie zgrywaj się tylko odpowiedź... - myśli Thomasa niemal natychmiast przybrały złowrogie nastawienie ... Zachowanie Fettnera irytowało Go niezmiernie , przyprawiało niemalże o złość i chęć odegrania się w każdy możliwy sposób. Jednakże nie po to przyszedł do jego mieszkania. - Kiedy będzie Vanessa? - dopytał.
-Kiedy załatwi formalności związane z naszym ślubem, wróci- powiedział łagodnie z uśmiechem przyglądając się temu, co aktualnie malowało się na twarzy Thomasa.-Nie wiem dokładnie ile trwają takie załatwienia. Mogę Jej coś przekazać, kiedy tylko wróci- dopowiedział, czując już smak zwycięstwa.
Ktoś kto powiedział, że czas goi wszystkie rany, jest kłamcą. Czas pozwala jedynie nauczyć się najpierw przetrwać, a potem żyć z tymi ranami. Ale każdego ranka, natychmiast po otwarciu oczu czuje się te rany. I zawsze, do ostatniej chwili życia będzie się czuło obecną nieobecność. Od niej można uciekać, ale nie można uciec....Wiadomość o rychłym ślubie Vanessy z Manuelem odnowiła nieco zabliźnione rany powodując piekący ból nasilający się podczas każdego wdechu ... Czuł jakby usłyszana wiadomość zatrzymała mu dopływ świeżego tlenu , jakby w jednej sekundzie uszło z Niego życie... - To nie możliwe ... Jak to ? - mówił chodząc nerwowo po pomieszczeniu.
-Czemu niemożliwe?- zapytał, niepokojącym wzrokiem obserwując reakcję blondyna na przekazaną mu przed momentem informację. W niewłaściwym momencie i w niewłaściwy sposób. Czuł się tak, jakby posypał sól na rany, które powoli goiły się na duszy blondyna. Był przyjacielem, a sam zranił Thomasa tylko po to, aby ‘coś’ osiągnąć…- Nie jesteście już razem…
- Przecież ona Cię nie Kocha ... - odrzekł pewnym tonem głosu , nie widząc nawet najmniejszej szansy na to , że Vanessa jakimś niezrozumiałym dla Niego cudem pokochałaby Manuela. To nie było prawdą , i bez względu na to co usłyszałby z ust Fettnera nie uwierzyłby w zmianę jej uczuć. Wiedział sam po sobie , że Miłość nie znika z dnia na dzień ... nie ta prawdziwa.
-Wiem- odpowiedział równie pewnie. Doskonale wiedział, że Vanessa nie jest Jego. Że Go nie kocha. Że to nigdy nie będzie wyglądało tak, jak powinno, lecz zdawał sobie sprawę dlaczego to robi. Chęć pomocy zasłaniała wszystko…- Ona nadal kocha Ciebie. Zrobiłeś z Niej kalekę emocjonalną, tak to ujmę… Jednak zapewniam Cię, że ja do niczego Vanessy nie zmuszałem. To nasza wspólna decyzja. Wiesz… Długie rozmowy przy kominku, wspólnie spędzone wieczory… To zbliża i to w niewiarygodny sposób- uśmiechnął się pod nosem na samo wspomnienie czasu spędzonego z brunetką.- Nie wszystko jesteś w stanie pojąć, Thomas.
- Więc powiedź mi po jaką cholerę pchasz się tam gdzie Cię nie chcą , co? Od kiedy to tak chcesz niszczyć życie innym w około sam nie będąc szczęśliwym ? - Krzyk , jedyne co mógł wyrazić , z czym dosadnie się odnieść patrząc głęboko w ciemne oczy rywala.
Do niedawna Manuel , zwyczajny , pomocy , przyjacielski , a teraz? Zadziwiające jak w ułamku jednej sekundy Nasz umysł interpretuje nadane wcześniej określenia.
-Dlaczego twierdzisz, że mnie nie chcą?- zapytał z intrygą, zakładając ręce na piersi.- Gdyby Vanessa nie chciała ze mną być, nie oświadczałaby mi się- oznajmił spokojnie, patrząc z triumfem i poczuciem zwycięstwa na blondyna, którego ranił, lecz nie to teraz było najważniejsze. Każdym słowem chciał uzmysłowić Austriakowi, że na nic Jego rozpaczliwe próby, mające na celu zbudowanie, po raz kolejny, związku z brunetką.- Prawda jest taka, że Ty nie chcesz przyjąć do wiadomości, że Vann Cię nie chce i tyle.
- Oświadczyła Ci się bo miała pewnie do tego jakiś powód ... - oznajmił z pewnością w tonie swojego głosu. Nie potrafił przyjąć do siebie wiadomości , że Vanessa mogłaby zrobić tak poważny krok w swoim życie nie mając konkretnego powodu ... Ta myśl zawładnęła jego umysłem ... Bo przecież jeżeli ślub nie jest dowodem na to , że dwoje ludzi kocha się niemal nad życie , jest w stanie bardzo wiele znieść mając na uwadze szczęście drugiej połówki to co innego , równie ważnego może być powodem wkroczenia w tak zażyłą relację? - Sam siebie oszukujesz Manu.
-Niby jaki?- zaśmiał się głośno, z rozbawieniem patrząc na próby, które podejmował blondyn.- Co mogła osiągnąć poprzez ślub?- każda walka ma swój koniec. Nawet Thomas musiał kiedyś przestać walczyć, co jakże dotkliwie starał się przekazać mu Manuel. Należy zaprzestać tego nie z powodu dumy, lecz szacunku dla swojej osoby. Thomas teraz powinien przestać być dla kogoś. Pozwolić, by ktoś zawalczył o Niego. Powinien docenić to, kim jest.- Thomas, przestań. Tylko Ją ranisz… Mieszkamy razem pod jednym dachem i myślisz, że tego nie widać?
- Zmień kierunek swojego patrzenia i po sprawie ... - odpowiedział oschle nie ujmując swojej wypowiedzi wyrzutu jaki kierował do bruneta. Nie mógł pozwolić sobie na przegranie wojny o serce i szczęście Vanessy... Wiele bitew zostało rozegranych, nie mniej przegrał , ale najważniejsza była ta ostatnia.... I to on zdecyduje kiedy i z kim ją rozegra. - Bądź tak miły i powiedź Vanessie , że chciałbym z Nią porozmawiać o stanie jej zdrowia. - dodał udając się do wyjścia.
-Thomas, przestań. Daj sobie spokój. Zachowaj resztki godności- wymieniał na jednym wdechu, chcąc za wszelką cenę uświadomić blondynowi jak naprawdę wygląda rzeczywistość, w której żyje. A przede wszystkim, że nie składa się ona ze skrawków Jego wyobraźni, niespełnionych marzeń i zranionej miłości.- Jeśli chodzi o Vanessę, mamy wszystko pod kontrolę. Razem przejdziemy przez wszystko- spojrzał wzrokiem pełnym przyjemnych uczuć na postać Thomasa, chcąc przekazać mu wzrokiem, że nie kłamie. Że nie żyje wśród złudzeń, tak jak On sam.
- Postaw się chociaż na moment w mojej sytuacji Manu ... - zaczął swój krótki monolog patrząc w ciemne tęczówki Fettnera , chcąc mu przekazać swoje uczucia , ich prawdę ... - ... Gdybyś kochał tak bardzo , że każda sekunda nieobecności tej drugiej strony byłaby dla Ciebie wiecznością , gdyby każdy nadchodzący poranek , był niczym innym jak jedynie kolejnym dniem egzystencji odpuściłbyś ? Tak zwyczajnie , po prostu odszedł byś nie odwracając się nawet? - Jedyne co chciał osiągnąć otwierając się przed kolegą z reprezentacji to szczerość , która jest cenniejsza niżeli miliony wymyślnych słów.
-Odpowiedz mi na jedno pytanie- przybrał zgorzkniały ton głosu z niewiadomych dla Niego przyczyn. Może doszedł do wniosku, że czas się zaangażować? Nie wracać do dawnych, złych chwil, a zacząć chwytać teraźniejszość w swe ręce, składając ją kawałek po kawałku, tworząc coś pięknego czym jest szczęście.- Chcesz Jej cierpienia czy szczęścia?
- Szczęścia , które jestem pewien , że przy moim boku dozna. - Krótka , zwięzła odpowiedź na zadane pytanie , nie mogła wyglądać inaczej... Umysł Thomasa skrupulatnie ważył każde ze słów , aby nie powiedzieć zbyt wiele , lecz jedno musiał , aby uprzedzić nasuwające się aluzje Austriaka. - I nie mów mi , że jak odejdę to Vanessa będzie szczęśliwa , bo nie wierzę w Twoje spekulacje... - zamyślił się na moment... - A Ty Manu czego dla niej chcesz? Szczęścia? W związku bez miłości?
-Jesteś zbyt pewien, Morgi- powiedział pewnie, nie odwracając się za blondynem.- Prawda jest taka, że tylko przeszkadzasz Jej w normalnym życiu. Vann miała już wszystko poukładane i nagle bum!- klasnął w dłonie, aby nadać swym słowom większego napięcia.- Zjawiasz się Ty i nagle wszystko Jej burzysz. Uszanuj Jej decyzje, wybory. Możliwe, że Cię kocha, ale przestanie. Kiedyś na pewno, ja to wiem. Nie masz pojęcia ile łez wylewa po każdym spotkaniu z Tobą. Ale nie! Ty nie odpuścisz. Nie dasz Jej spokoju, bo Ty wolisz drążyć, naciskać i jeszcze bardziej ranić oraz pozbawiać możliwości normalnego funkcjonowania, aby zaspokoić swoje chore potrzeby. Przejrzyj na oczy w końcu, Morgenstern.
- Możesz mówić co chcesz , nie mam zamiaru dostosowywać się do Twoich żądań , próśb czy nieskładnych wypowiedzi , mam je zwyczajnie gdzieś Fettner. - Thomas udał się w stronę wyjścia z cwanym uśmieszkiem na twarzy. - Chwilowego szczęścia życzę. - dopowiedział śmiejąc się .
-Tak w ogóle, ostatnio zastanawialiśmy się z Vann czy będzie na miejscu, kiedy wyślemy Ci zaproszenia na nasz ślub?- zapytał, wstając na równe nogi, jednocześnie chcąc zobaczyć wyrwa twarzy, który wkradł się na lico blondyna. W życiu każdego bywa taki moment, że ktoś staje się dla nas wszystkim. Wraz z wizytą Morgensterna, taka zmiana zaszła wewnątrz Fettnera.- Wolę, żebyś powiedział mi to teraz prosto w twarz, niż podczas ceremonii, zadając Vann kolejny cios. Chociaż w sumie…- powiedział sam do siebie.- Chyba nie będzie Ci to na rękę, ponieważ Ty wolisz patrzeć tylko na swoje szczęście.
- Będę zaszczycony jeżeli otrzymam zaproszenie na tą wspaniałą , pozbawioną nawet najmniejszej jednostki uczucia uroczystość... - zakomunikował nie dając po sobie poznać , jak wiele kosztuje Go rozmowa na temat rychłego ślubu , którą musi kontynuować wraz z Manuelem... Nie był to czas na okazywanie uczuć i emocji , które mu towarzyszyły. Nie teraz ... Na to wszystko przyjdzie czas w zaciszu mieszkania , gdzie nikt nie będzie Nas oceniał , ani wykorzystywał wszystkiego przeciwko Nam.
-Thomas, tylko postaraj się nie wywinąć żadnego numeru- zagrzmiał stanowczo, patrząc na blondyna spode łba.- Powiedz…- zamyślił się na chwilę, wykrzywiając kąciki swych ust ku górze.- Czy Vanessa zawsze była tak cudowna? Jej oczy od zawsze błyszczały w tak magiczny sposób, skąpane w świetle księżyca? Jej uśmiech zawsze smakował tak słodko? Czy za każdym razem, kiedy opowiadała o radosnym dniu, który przeżyła?- połowa Manuela robiła to specjalnie. Pokazywała Morgensternowi, że Jemu samemu Vann nie jest obojętna. Wysyłał znaki, że chce walczyć. A przede wszystkim, że konfrontacja z Nim nie będzie łatwa.- Poza tym, nie rozumiem czemu uważasz, że nic nas nie łączy… Dwójka ludzi, która mieszka razem pod jednym dachem. Tak samo zagubieni na świecie, wpierający się wzajemnie oraz związani niewiarygodną nicią… Jednak Ty, Thomas, wiesz wszystko najlepiej…- bąknął pod nosem.
- Zawsze najmądrzejszy , najdoskonalszy Manuel ... - Thomas zaśmiał się ironicznie patrząc na sylwetkę skoczka. - No tak mogłem się domyślić ... Nigdy nie pokonasz mnie na skoczni , chociaż nie wiadomo jakbyś się starał , więc postanowiłeś wykorzystać do swoich celów Vanessę i jej dobre serduszko . Gratuluje. - jego wypowiedź była przepełniona zawiścią , złością , ale jakże triumfalna , gdyż w dziedzinie sportu Manuel nigdy nie mógł mu dorównać.
-Że co?- wykrztusił ledwo, słysząc słowa, które prosto w twarz wypowiadał mu, dotychczas kolega, a teraz? Kim stał się Thomas? Wrogiem? Czy to nie za ostre określenie?- Tu już nawet nie chodzi o mnie- warknął stanowczo, nieustannie utrzymując z blondynem kontakt wzrokowy.- Ale za kogo masz Vanessę? Co masz na myśli, kiedy mówisz, że widzi szansę dla siebie w tym, że za mnie wyjdzie? Zaczynasz traktować Ją jak cel do zdobycia! Jak swoją własność! Tak naprawdę nie wiesz jaka Ona teraz jest! Ciągle narzucasz Jej własne racje, nie szanując Jej postanowień! Ty Jej nie kochasz- powiedział pewnie, nie do końca myśląc co owe słowa mogły oznaczać.- Boisz się zostać sam.
- Nie sztuką jest znaleźć przypadkowe szczęście Manu , sztuką jest je utrzymać ... a Ty ? - zadrwił zbierając siły na uzupełnienie wypowiedzi. - Jak sam zdążyłeś zauważyć jesteś tak samotny w życiu , że sam sobie z Nim nie radzisz , więc jak chcesz poradzić sobie z rodziną ? Z zaspokojeniem potrzeb , których od Nas wymaga ? Z utrzymaniem pełnej rodziny ... Z Czego ? Z tych paru dobrych skoków w całym sezonie , które jakimś cudem Ci się udadzą? - sam nie wiedział do czego się posuwa , ale potrzeba odpłacenia się za całe zło jakie Manuel w Nim zasiał było o wiele silniejsze od dobrego serca.
-Nie będę Ci ubliżał. Nie myśl, że dam Ci się sprowokować- oznajmił łagodnie, udając, że nie ruszyły Go słowa blondyna. Sam wiedział, że nie jest wspaniałym skoczkiem, lecz nie sądził, że ktokolwiek będzie mu to wypominał. Tym bardziej, nie Morgi. Ten przyjazny i zawsze uśmiechnięty Thomas, którego kiedyś znał.- Wyjdź stąd, proszę. Vann powinna niedługo wrócić, a nie chcę narażać Jej na kontakt z Tobą. Nie teraz, kiedy przestała płakać każdej nocy z Twojego sposobu- dodał, ignorując obecność blondyna w swoim mieszkaniu, poprzez przekroczenie progu sypialni.
- Czekam na zaproszenie ... - Austriak uśmiechnął się przyjaźnie patrząc na sylwetkę kolegi z reprezentacji , który z marnym skutkiem próbował Go ignorować. Dla Niego samego stało się to parodią , gdyż spodobała mu się wymiana zdań , która jakby nie patrzeć naświetliła mu nieco sytuację dając wiele do myślenia. - A... - zajrzał do sypialni .. - Zaproszenie dla dwóch osób poproszę... - oznajmił zabawnym tonem , po czym opuścił mieszkanie.
~~♥♥~~
I potem, po jakimś czasie ... dużo później nadejdzie moment w którym zostaniesz sama.. z dziurą jak po kuli. I możesz wlać w tę dziurę bardzo dużo, mnóstwo cudzych ciał, substancji i głosów, ale nie wypełnisz, nie zamkniesz, nie zabetonujesz , ponieważ zabraknie Ci jednego elementu jako fundamentu Twojego życia. Bez Niego nie zbudujesz nic ... ba! Nawet nie zaczniesz swojej budowy , bo to stanie się nie możliwe ...
- Obiecujesz , że już nic więcej złego Nas nie spotka? - uśmiechnięta szatynka wtulona w tors jednego z Austriackich skoczków zapoczątkowała jedną z trudniejszych dla Niej , ale bardzo ważną rozmowę.
- Obiecać Ci tego nie mogę , ale zrobię wszystko , żebyś była przy moim boku szczęśliwa... - oznajmił przyjaznym i spokojnym tonem głosu patrząc w wypełnione ciepłem zielone tęczówki dziewczyny , której głowa spoczywała na jego kolanach.
- Nie marzę o niczym innym Gregor... - Ann rozpromieniała się niemal natychmiast pod wpływem zapewnień szatyna , które były dla Niej motywem budującym ... iskierką nadziei na lepsze jutro , którego tak bardzo się obawiała.
- Kocham Cię , wiesz? - mimika twarzy Schlierenzauera uległa diametralnej zmianie, Tak ważne dla Niego słowa , wypowiedział z widoczną niepewnością i strachem przed usłyszeniem odpowiedzi. Jego czekoladowe tęczówki spoczęły na oczach Ann domagając się szczerej odpowiedzi.
- Kocham Cię o wiele bardziej ... - szepnęła szatynka składając na wargach Tyrolczyka namiętny , pełen uczuć i emocji pocałunek , który zapoczątkował przyjemne zakończenie wieczoru.
Ludzie zostawiają ślady w miejscach, którymi przechodzą, tak samo jak wciąż odnawiają swą skórę, nie zauważając tego. Nieważne jak drastyczna była przemiana i jak wyczerpujące sprzątanie pustego domu. Choćby podłogi pachniały woskiem, a ściany zostały wybielone, uważne oko wyczyta z nich pewną historię.
-------------------------------------------------
Kochane, dziękujemy za słowa wsparcia pod poprzednim rozdziałem. Nie jest to żadną tajemnicą, że każde słowo, którym się z nami dzielicie, jest nie tylko zastrzykiem motywacji, lecz także uśmiechem na naszych twarzach. Dziękujemy! ♥ Teraz czekamy na Wasze opinie odnośnie tego rozdziału. Mamy głęboką nadzieję, że Wam się spodoba. ♥
środa, 25 czerwca 2014
Dziewiętnasta odsłona codzienności.
Zawsze jest odrobinę prawdy schowanej za każdym "żartowałem". Trochę emocji za "nie obchodzi mnie to". Trochę bólu za każdym "wszystko jest okej". Odrobinę potrzebuje za każdym "zostaw mnie w spokoju". I bardzo dużo słów schowanych za milczeniem.
~~♥♥~~
Kiedy mówimy: ‘wybaczam’, co wówczas dzieje się z naszym umysłem? Dzięki temu jednemu, aczkolwiek trudnemu słowu, otwieramy zgodę na wszystko i wszystkich. Bezwarunkowo. Obnażamy się przy nim z uczuć i możliwe, że czasem wydaje nam się, że tracimy honor. Ale nie… To tak nie działa. Honor tracimy tylko wtedy, kiedy pozwolimy, aby bliskie nam osoby były daleko. Za daleko, przez co pozwalamy im cierpieć.
-Dużo kosztuje Cię to spotkanie?- zapytała, zbliżając się do szatynki. Do osoby, którą kochała. Która od zawsze była z Nią. Wspierała. Miała być mimo wszystko, więc dlaczego kiedyś coś je poróżniło? Jak to się stało, że tak silna więź nie przetrwała kilku mocniejszych słów? Nie, to niemożliwe. Dlatego też one obydwie teraz tutaj były… By walczyć. A chociaż spróbować.
- Pewnie nie mniej niż Ciebie. - odpowiedziała wtapiając swój wzrok w bliżej nieokreślony punkt będący centralnym obiektem w parku w którym spotkała brunetkę ... Jak długo można udawać , że wszystko jest w porządku , gdy tak naprawdę życie sypie się Nam na głowę , a my nie mamy komu się zwierzyć , z kim porozmawiać , aby chociaż na moment zapomnieć , bądź myśleć że problemy odeszły gdzieś daleko ... Życie nie jest proste , co udowadnia Nam każdego dnia... wymaga od Nas wiele wyrzeczeń , ale głownie odpowiedzialności za popełnione błędy , wypowiedziane słowa... Nie ważne czy jest to odpowiedni moment dla Nas .... na poprawę relacji między ludzkich nigdy nie jest za późno.
-Ann, jesteś w stanie mi wybaczyć?- zapytała bez zbędnych wstępów, które w ich relacji były całkowicie zbędne. Za długo się znały… Zbyt wiele o sobie wiedziały… Za dużo przeżyły, aby teraz jedna nie znała zamiarów drugiej.
Brakowało jej tych słów ... nie tyle przeprosin , ale głosu dziewczyny , która stała obok Niej ... Potrzebowała Go ... ba! Ann potrzebowała bliskości i obecności Vanessy , aby prawidłowo funkcjonować , chociaż dotychczas sama przed sobą nie potrafiła się do tego pragnienia przyznać . - Wybacz , nie chciałam powiedzieć tego wszystkiego. - wyszeptała wpatrując się w ciemne tęczówki rodaczki.
-Ann, ja też- spod Jej powiek wydostały się łzy, które od dłuższej chwili były tam zgromadzone.- Przepraszam, przepraszam…- powtarzała tępo.- Jestem skończoną egoistką…- nie wiedziała co powiedzieć, by było dobrze. Emocje sięgały zenitu. Uczucia uderzały o Nią ze zdwojoną siłą. Nie potrafiła sama określić jakiego typu były to uczucia. Pozytywne czy też nie… Nie to było teraz istotne.
- Nie wracajmy do tego co było Vann , najważniejsze że wszystko jest już dobrze... - wyszeptała na ucho brunetce przytulając ją lekko do siebie ... Niesamowite uczucie , które owiało jej ciało ... kamień , który spadł z serca , uśmiech pojawiający się na ustach ... to ciepło w tęczówkach spowodowane bliskością brunetki. Nie liczyło się już nic ... priorytetem stała się przyjaźń.... a może i odbudowa relacji potrzebnej do jej utrzymania.
-Tęskniłam za Tobą- wyszeptała, mocniej ściskając do siebie przyjaciółkę. Tak, teraz mogła ten tytuł nadać Ann. Wreszcie powrócił do prawowitej właścicielki.- Bez Ciebie wszystko nagle straciło sens…
- Ja za Tobą również . - Ann uśmiechnęła się siadając na jednej z pobliskich ławek , przyglądając się przyjaciółce. Zbyt dobrze ją znała , żeby wiedzieć , że jest ona w złym stanie psychicznym jak i fizycznym , nie potrzebowała słów , by nadać jej problemom swoją własną interpretację . - Co u Ciebie? - zapytała chcąc upewnić się w swoich podejrzeniach.
-Teraz jest świetnie- odpowiedziała ze szczerym uśmiechem na ustach.- Mam Ciebie, więc teraz nic już nie jest straszne, Ann- ponownie przytuliła się do przyjaciółki.- A Ty już niebawem będziesz matką chrzestną- szepnęła na ucho przyjaciółce, nie mogąc dalej taić tak istotnej informacji.
- Kim? - zapytała zaszokowana. Czyżby się przesłyszała ? Usłyszała coś co źle zinterpretowała? Kompletnie nie wiedziała jak ma się zachować układając w głowie tysiące rozwiązań do danej scenerii , każdy z Nich na swój sposób pozytywny.
-Ann, będę miała dziecko- uśmiechnęła się, patrząc z zaskoczone oczy przyjaciółki, które jakby z niewiadomych dla Niej przyczyn, były dla Niej jakby przestraszone… Obawiające się przyszłości, której nawet Ona sama się nie bała.
- Gratuluje. - wypowiedziała niepewna swoich słów... Miała tak wiele niewiadomych kwestii w głowie , które tylko Vanessa mogła rozwikłać ... lecz nie odważyła się zadać tych wszystkich pytań , nie teraz gdy Ich przyjaźń powróciła na właściwy tor ... - Cieszę się , że będziesz szczęśliwa. - wyszeptała przytulając brunetkę do siebie.
-Kto powiedział, że jestem?- podniosła wzrok, spoglądając na Ann wzrokiem, który coś ukrywał. Coś, co spędzało Jej sen z powiek… Co sprawiało, że wielokrotnie przewracała się, mimo że i tak leżała już na kolanach… Paraliżowało. Nie dawało szans na lepsze jutro…
- Oliwer jest poważnie chory…
Młodszy brat Vanessy , którego Ann miała okazję poznać bliżej , a co ważne utworzyć z Nim coś na poczet więzi ... dlatego słowa które dotarły do jej uszu tak diametralnie spowiły uśmiech z jej twarzy... - Jak to chory ? Co to za choroba? Jak możemy mu pomóc.? - zadawała pytania nie mogąc zdecydować się na jedno konkretne.
-Nikt ani nic nie może mu pomóc, rozumiesz?- pisnęła cienko, ukrywając twarz w dłoniach, nie zwracając uwagi na łzy, które wydostawały się spod Jej powiek.- Ściągnęłam małego nawet do Austrii… Sądziłam, że tutaj znajdzie lepszą opiekę lekarską, ale i tak to wszystko na nic.. Oliwer umiera… Najgorsze jest jego cierpienie wymalowane na tej małej i bezbronnej twarzy…- zrobiła krótką pauzę.- Białaczka…- powiedziała, po chwili, próbując opanować łzy, ciągle kumulujące się pod Jej powiekami.- I tutaj jedyną szansą byłam ja… Gdybym zaszła w ciążę, mały miałby jakiekolwiek szanse na przeżycie przez krew…
- Czyli jest szansa , tak ? - zapytała nie do końca rozumiejąc słowa , które wypowiadała Vanessa. ... - Jesteś przecież w ciąży więc Oliwier ma szansę ... - Szansa? Coś kosztem czegoś? Czy można temu nadać miano ' szansy' ?
-Ma- wyjąkała.- Ale Ann…- ukryła twarz w dłoniach.- Ja się tak strasznie boję… Co będzie jeśli po drodze…- nie potrafiła wypowiedzieć kilku słów, które nazwałyby najbardziej bolesną tragedię w Jej życiu.- Nie… Ja już nie mam sił. Czuję jakbym tę małą istotkę w jakiś sposób wykorzystała… Potraktowała jak rzecz…
- Nie myśl tak , bo jest to nieprawdą Vann ... to że przyjście na świat tej małej istoty może pomóc Twojemu bratu sprawi jedynie , że będzie ono jeszcze bardziej wyjątkowe niżeli jest ... - uśmiechnęła się obejmując przyjaciółkę swoim ramieniem . - Bez względu na wszystko to będzie Twoje dziecko i będziesz je kochała matczyną miłością , nie ważne jak wiele będziemy mu zawdzięczać...
-Ann, ja nie wiem kto jest ojcem!- wybuchła, wypowiadając całe zdanie jednym tchem. To raniło najbardziej. Mimo że udawała, wmawiała sobie, że ona sama wystarczy, wiedziała że to nieprawda. Że dziecko potrzebuje ojca…
Ann zamilkła, gdyż nie wiedziała jak ubrać w słowa swoją wypowiedź ... nie miała zamiaru zadać pytania , gdyż dobrze wiedziała co ma na myśli brunetka , znała przecież wiele szczegółów z jej życia , które dotkliwie je poróżniły... Thomas i Andreas ... Dwaj mężczyźni , dwaj kandydaci ... decyzja należała do samej brunetki.
-Ale sama jestem sobie winna… Wszystkim wokół wmawiam, że jest dobrze, że dam rady sama, ale tak nie jest… To maleństwo nie będzie miało ojca przeze mnie!- mówiła, dławiąc się własnymi łzami. W końcu nie musiała przybierać żadnej z maski. Być tylko Vanessą. Nawet przed samą sobą, nie tylko Ann…
- Na obwinianie się jest już za późno .. - Ann przytuliła mocno brunetkę w geście wsparcia , które chciałaby , aby od Niej czuła ... - Każde z Nas zaburzyło konstrukcję tej układanki i każde jest jednakowo winne , że nie wszystko ułożyło się tak powinno , ale z czasem wszystko się ułoży , naprostuje ... nie myśl o tym . - szatynka umocniła swój uścisk ... - Jeszcze będzie dobrze. - dodała z entuzjazmem.
-A co u Ciebie?- zapytała, chcąc odciągnąć swój temat na jak najdalsze tory.- Jak z Gregorem? Wszystko się w końcu ułożyło?- zadając to pytanie, miała nadzieję, że w końcu dowie się czegoś więcej na temat Thomasa… Jego rzekomej zmiany, o której wspominał Gregor… Dlaczego aż tak bardzo Ją ciekawiło? Czemu nie zamknęła jeszcze tego rozdziału?
- Jest dobrze. - urwała krótko , nie rozwodząc się dosadnie , gdyż był to temat dla Niej raczej ciężki do określenia ... ciągłe zmiany decyzji , ewolucję wzajemnych relacji ... wszystkiego zbyt wiele , aby zamknąć opowieść w jednym zdaniu.
-Widzę, że coś jest nie tak- spojrzała na przyjaciółkę penetrującym wzrokiem, mając pewność, że przyjaciółka coś przed Nią ukrywa. Nie potrafiła zrozumieć tylko dlaczego… Ona wszystko od razu z siebie wyrzuciła, a Ann?
- Wszytko jest dobrze.. - powtórzyła nieco pewniej. Odzyskała przyjaciółkę , z powodu czego radość rozpierała ją od środka , ale brak zaufania ... nieokreślone odczucie , które powstało w skutek odrzucenia ich przyjaźni , wyparcia jej z siebie pozostała , utrudniając Ann dalszą relację z Vanessą ...
-Przecież widzę, że coś nie tak- powiedziała, lekko przejęta brakiem zaufania do Jej osoby. Raniło… Ona zaufała, a nie mogła oczekiwać niczego podobnego w zamian.- Dlaczego nie chcesz powiedzieć.
- Bo tu nie ma o czym mówić Vann ... - zakomunikowała dość dobitnie mając nadzieję , że brunetka okaże zrozumienie i wycofa się z tematu , który poruszyła. Dla Ann nie był to odpowiedni czas na tego typu rozmowy ... zbyt wiele było niewiadomych , aby wyrażać swoje zdanie na temat związku .
-Ann, dlaczego nie chcesz mi nic powiedzieć?- podparła głowę rękami.- Zmieniło się coś pomiędzy nami? Czy teraz mam uważać na każde wypowiedziane słowo w Twoim towarzystwie?- mówiła, ciągle twarz ukrywając w dłoniach.
- Jak dla mnie nie ma o czym mówić Vann ... Jest tak jak było do tej pory ... - zwiesiła swój głos na moment patrząc na przyjaciółkę ... - To jest bardzo trudne do określenia , dlatego nie chce o tym rozmawiać... - zakończyła.
-Musisz coś czuć- powiedziała pewnie.- Nawet gdyby to były najbardziej skrajne i niedorzeczne uczucia, musisz coś czuć. Mimo że teraz wydaje Ci się, że nie potrafisz określić co w Tobie jest, kiedy wyrzucisz to z siebie, rozwiązanie może przyjść w najmniej oczekiwanym momencie- objęła szatynkę ramieniem, delikatnie gładząc Jej plecy, chcąc chociaż w taki sposób dodać jakoś otuchy przyjaciółce.
- Dla mnie ten związek nie ma sensu ... - oznajmiła na jednym tchu określając jak najoględniej myśli , które kłębiły się w jej umyśle.... Nie potrafiła już sama znaleźć odpowiedniejszego określenia na relację jaka jest pomiędzy Nią , a Gregorem ... coraz częściej niezdrową więź.
-Dlaczego?- zapytała lekko zdziwiona słowami Ann.- Kochasz Go?- spojrzała w oczy przyjaciółce, chcąc znaleźć odpowiedź na swoje pytanie w oczach dziewczyny.- Jeśli Go kochasz, czasem przychodzą gorsze dni… Ale one później mijają i później jest się podwójnie szczęśliwym.
- Ja i Gregor to dwa zupełnie inne światy Vann , nie mów że tego nie zauważyłaś... - Ann próbowała jakoś wytłumaczyć swoje uczucia brunetce , lecz wiedziała że będzie to dla Niej niemalże niewykonalne... - Niepotrzebnie tu przyjechałam ...
-Przeciwieństwa się przyciągają- powiedziała, nieustannie patrząc na przyjaciółkę. Bolało. Bolał Ją, Jej ból… Jakby powiązane były jakąś nicią, przy której jedna czuje ból drugiej.- Chcesz ostatecznie zakończyć ten związek? Jesteś tego pewna jak niczego innego w życiu?
- Za każdym razem kiedy tego chce , Gregor zaczyna na nowo swoją bajkę o wspólnym życiu ... Nie wiem jak mam postąpić ... nic już nie wiem ... - wyszeptała patrząc w oczy przyjaciółki , opierając swoją twarz o jej ramię . Tak bardzo brakowało Ann wsparcia i zrozumienia , które teraz otrzymywała ... miała nadzieję , że już nigdy go jej nie zabraknie.
-Jesteście razem… To chyba wiąże się ze wspólnym życiem… Widocznie Gregor traktuje Wasz związek poważnie. Nie chce stać w miejscu- mówiła, nadal obejmując ramieniem Polkę.- A Ty potrzebujesz czasu, prawda?
- Czasu , którego on nie chce mi dać .. - zgodziła się z przyjaciółką , z której ust padły jakże ważne dla Niej słowa , odzwierciedlające niemal całą relację .. - Wiecznie robię coś nie tak .. nie postępuje tak jak powinnam , a raczej jak on uważa że powinnam ..
-Ann, gdzie teraz mieszkasz?- zapytała, doskonale znając odpowiedź na pytanie, które przed momentem postawiła przyjaciółce. Dla Niej to był definitywnie skończony temat, lecz teraz musiała pomóc zamknąć Go Ann, która w Jej oczach nie radziła sobie do końca.
- U Thomasa .... - oznajmiła dość szybko , nie widząc nic złego w swojej wypowiedzi ... lecz po głębszym zastanowieniu zauważyła w tęczówkach brunetki coś dziwnego , co kazało jej uzupełnić swoją wypowiedź tak , aby uniknąć niepotrzebnych pytań.
- Pomagamy sobie wzajemnie w trudnych chwilach.
-I właśnie sądzę, że to tak na Niego działa… Greg ma nieco wybuchowy charakter, o czym się zdążyłaś przekonać- wykrzywiła kąciki swych ust w uśmiech.- Tak naprawdę to dobry chłopak… Nawet nie masz pojęcia z jakiego bagna zdołał mnie wyciągnąć- wspomniała.- Poproś Go o czas, a On na pewno Ci go da. Tylko przy tym pamiętaj, że mieszkając u Thomasa, nie działasz na korzyść Waszego związku.
- On mi nie ufa Vann .... okazuje to na każdym kroku .. - wtrąciła natychmiast analizując słowa przyjaciółki ... Miała ona wiele racji w swoich przemyśleniach , ale nie każde słowo Ann interpretowała tak jak powinna ... Każdy ma swój harmonogram , którym się kieruje ... bez względu na innych.
-Niektórzy ludzie nie potrafią do końca ufać- mówiła jakby nieobecna, naświetlając sobie swój ówczesny obraz. Jaka jest i będzie… Nieufna, ostrożna, bezuczuciowa.- Powiedz, czy Gregor ma jakieś powody do zazdrości o Thomasa?
- Nie. Nie dzieję się nic czym Gregor powinien się martwić. - zakomunikowała dość pewnie... Skłamała... Wiele się wydarzyło , ale nie na tyle dosadnie , aby opowiadać o tym nawet przyjaciółce. - Wszystko jest tak jak być powinno.
-Skoro nie, to dobrze- kiwała tępo głową, czując , że Ann jednak nie jest z Nią do końca szczera.- Ale On jest jednak innym mężczyzną. W jakimś sensie też może czuć się jakoś odtrącony czy samotny…- mówiła, wspominając ostatnie spotkanie z Austriakiem.
- Nie chce o tym rozmawiać Vann ... - uśmiechnęła się lekko., lecz nienaturalnie.
- Powiedź lepiej co u Ciebie i Thomasa? Naprawdę nie widzisz dla Was szansy?
- Nie- odpowiedziała pewnie na pytanie przyjaciółki, widząc, że ta chce jak najdalej odbiec od tematu, co Ona uszanowała. Było trudno, lecz dała radę, by nie okazać się nadgorliwa. Aby nie zaprzepaścić więzi, która powoli wstawała z kolan.- Ten rozdział jest już zamknięty. W ogóle…- zawahała się chwilę.- Teraz zaczynam się zastanawiać czy kiedykolwiek Go kochałam… Gdyby tak było, nigdy nie spojrzałabym nawet na Andreasa… Najgorsza jest ta nicość… Ta obojętność wobec Jego osoby, do której nie jestem przyzwyczajona.
- Wiesz co myślę na Wasz temat Vann , dlatego w ogóle nie będę się wypowiadała... - Ann uśmiechnęła się przyglądając się zacięcie brunetce. ... Zbyt wiele wiedziała , aby dać upust swoim myślą ... za wiele , aby narażać się na scysje z przyjaciółką.
-Ale ja jestem bez Niego szczęśliwa, rozumiesz?- uśmiechnęła się.- Niebawem będę matką, pogodziłam się z Tobą, a teraz jeszcze Manuel dodaje kolorytu każdemu mojemu dniu- z Jej twarzy nie schodził uśmiech. „Jestem szczęśliwa”… A jednak wypowiedziała te słowa. Dokonała rzeczy wcześniej niemożliwej.
- Manuel ? - zapytała zaskoczona. ... Brunet o którym do niedawna marzyła , do którego się przywiązała , mógł być połączony z Vanessą? Czy to było możliwe? Nie... Według Niej nie. Przesłyszała się? Nie. - Co masz na myśli ?
-Zamieszkałam z Nim na jakiś czas- wyjaśniła krótko.- To naprawdę fantastyczny chłopak. Potrafi słuchać, doradzić… Rozmawiać ze mną w taki sposób, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyłam- na samą myśl o brunecie rozpromieniała.- Czuję jakby stał się cząstką tego mojego niestabilnego i jeszcze krótkiego ‘nowego życia’.
- Cieszę się , że masz kogoś takiego ... - oznajmiła uśmiechając się lekko.... Gdy wszyscy inni zawiedli , pojawił się on. Brunet , który wyciągnął swoją dłoń , to chyba było ważniejsze od zranionego ego ... które dotkliwie dało o sobie znać.
-Ja też- przyznała.- Wiesz… Wcześniej całymi dnami siedziałam w hotelowym pokoju, patrząc się w sufit i ciągle płacząc. Nie miałam kompletnie na nic siły. Jedyne co robiłam, to odwiedzałam Oliwera w szpitalu… Nawet do pracy nie chodziłam, bo najzwyczajniej nie miałam siły… Nie byłam w stanie… Do tego wyrzuty sumienia i ta samotność, która była wszędzie… A ja pośrodku niej… Zero szans na ucieczkę… I wtedy w mojej głowie pojawił się Manuel. Niczego innego nie pragnęłam jak zwykłej rozmowy o pogodzie z drugim człowiekiem… A Manu wysłuchał, porozmawiał… Nie potępiał czy osądzał…
- Dobrze , że chociaż Manuel przy Tobie jest ... - na twarzy szatynki zagościł uśmiech... szczery , życzliwy gest . Pomimo tego jak bardzo brakowało jej obecności bruneta w swoim życiu cieszyła się , że Manuel jest obecny w życiu Vanessy , wspiera ją , rozumie ... a teraz jeszcze zamierza udzielić jej schronu w postaci mieszkania ... Wszystko niby idealnie się układa , szkoda tylko że ludzie nie zawsze robią wszystko bezinteresownie.
-To wspaniały człowiek i zaufałam mu- wyznała.- Mimowolnie, ale zaufałam, mimo że obiecałam sobie, iż nigdy więcej tego w życiu nie uczynię- spojrzała w oczy przyjaciółkę, odgarniając włosy z twarzy. Patrzyła na dziewczynę w taki sposób, jakby chciała poczuć jak bardzo się boi. Jaka obecnie panuje wewnątrz Niej histeria… Histeria z powodu, że ponownie zaufała. Że odważyła się to zrobić, mimo wcześniejszych obietnic samej sobie, że nigdy w życiu do tego nie dopuści.- Nigdy…
- Manuel zasługuje na to , aby mu zaufać ... - Ann uśmiechnęła się chcąc dodać przyjaciółce otuchy , wsparcia ... którego najwyraźniej brakowało w Ich wspólnych relacjach ... Może właśnie z tego powodu więź jaka je łączyła nie przetrwała ... Zabrakło pewnych elementów , aby całość trzymała się szczelnie ... elementów nad którymi warto popracować. - Będzie dobrze .. - dopowiedziała .
-Musi…- szepnęła, mając w głowie ostatni widok Oliwera. Zmęczone oczy, wycieńczone ciało. Największa chęć do życia. Wiara w każdym momencie cierpienia. Miłość, którą obdarowywał każdego na swojej drodze… Jednak istnieją chwile gorsze niż śmierć. To te, które przed śmiercią, kiedy świadomie się na nią czeka oraz te tuż po niej.- Ann, jak długo zamierzasz mieszkać u Thomasa?- zapytała, chcąc rozwiać w swojej głowie wszystkie żywe wątpliwości.
- Thomas zaoferował mi mieszkanie nie określając ram czasowych , więc pewnie aż do mojego wyjazdu do Polski ... - uśmiechnęła się radośnie patrząc w ciemne tęczówki Vanessy ... Niby odziane w ciepłą powłokę z której co jakiś czas przebijał się blask , ale jakże szare i smutne ... Ten widok bolał ... ranił Ann z każdym kolejnym spojrzeniem.
-Wrócić do Polski?- zapytała, jakby nie dowierzając w słowa przyjaciółki. Nie mogła pozwolić sobie na kolejną stratę przyjaciółki… Nie mogła dopuścić, by była tak daleko. Za daleko. To źle działało. Niszczyło Je obie.- Dlaczego chcesz wracać?
- Bo to nie jest dla mnie ... nie powinnam w ogóle tu przyjeżdżać... - Ann posmutniała niemal natychmiast na dźwięk zadanego pytania ... Dlaczego? Niby proste pytanie , a tak trudno było na Nie odpowiedzieć ... a może i znaleźć prostą i sensowną odpowiedz ... Wiele czynników przemawiało za wyjazdem z Austrii , ale było również kilka , które starały się przemówić Ann do rozsądku ... skłonić do pozostania. Decyzja z dnia na dzień stawała się coraz trudniejsza.
-Dlaczego tak uważasz?- objęła przyjaciółkę ramieniem, by chociaż w najmniejszym stopniu przekazać Jej energię, której Ona i tak niewiele posiadała. Nie mogła patrzeć na smutną twarz Ann. Ten widok ranił bardziej niż jakikolwiek zawód miłosny. Cierpiała cząstka Jej. Nieśmiertelna cząstka, która pozostanie nawet długo po śmierci.- Ann, jeśli chodzi o pieniądze czy coś podobnego, wiedz, że zawsze masz mnie.
- Pieniądze ... - powtórzyła z rozbawieniem słyszalnym w tonie jej głosu ... - Gdyby , życie tylko na tym polegało ... - Zamilkła na moment zastanawiając się nad istotą posiadania większej ilości gotówki ... czy wtedy faktycznie byłoby jej łatwiej ? Uczuć nie można kupić .. a na pewno nie tych szczerych , prawdziwych .. dla Nich warto żyć , starać się ... a ona ? Z kolejnym napływem emocji gubiła się w swoim życiu w malowniczym miasteczku. - Nie odnajduję się tutaj ...
-Co?- wykrztusiła zaskoczona.-Nigdy nie pomyślałabym. Masz tutaj chłopaka, mnie… Nie jesteś sama. A w Polsce?- zapytała retorycznie, patrząc głęboko w oczy przyjaciółce. Widziała w nich zagubienie, lecz była pewna, iż tylko chwilowe. Że Ann na razie nie wie co czuje… Ale później, kiedy odkryje samą siebie, nie będzie mieć żadnych wątpliwości co do uczuć i emocji, którymi była przepełniona.- Tam jesteś sama.
- Mam tam rodzinę Vann , nie zapominaj. - odpowiedziała lekko się uśmiechając , nadal pozostając w uścisku brunetki. - A Tutaj ? ... Same problemy od samego początku. - wzrok Ann utkwił na twarzy rodaczki ... - Zrozum mnie , proszę ... - wyszeptała.
-Rozumiem Cię, Ann- szepnęła, lekko uśmiechając się do przyjaciółki.- Ale czy nie uważasz, że na wszystko potrzeba czasu? To co teraz może wydawać się trudne, niedługo nie będzie już żadnym problemem. Czas działa kojąco na wszystko.
- Przemyślę to , obiecuję ... - uśmiechnęła się machinalnie , nie chcąc przysparzać zmartwień brunetce , których miała zapewne pod dostatkiem .... Nie teraz , gdy jej scenariusz powoli nabierał kolorytu .
-Ann, nie wiem czy mogę Cię o to prosić, ale nie wyjeżdżaj- powiedziała błagalnym głosem, jednakże nie takim, aby wyrażał rozpacz czy smutek, który powoli gromadził się w dziewczynie.- Mamy siebie i niby mamy nie dać sobie rady?
- Problem w tym , że ja nie wiem czy dam radę ... - jej słowa były szczere i zgodne z prawdą ... nie miała pojęcia jak dalej żyć i postępować , aby jej życie układało się pomyślnie , aby swoim postępowaniem nie ranić innych ... a tak do tej pory się działo ... może nieświadomie , ale jednak . - Zmieńmy temat , proszę... - dopowiedziała wykończona owym biegiem konwersacji , który stał się dla Niej niedogodny.
-Ann, jesteś najsilniejszą i najdzielniejszą dziewczyną jaką znam- zaczęła, wzdychając bezsilnie.- Jestem pewna, że dasz sobie radę. Wybierzesz najdogodniejsze dla Ciebie wyjście. Odpowiedź może czekać tuż za rogiem- delikatnie musnęła policzek dziewczyny, po czym wysłała Jej promienny uśmiech.- Jednak porozmawiaj z Gregorem… Ale o Was. Tylko o Was. Bez osób trzecich… ten chłopak kocha Cię do ogłupienia...
- Przemyślę jak już mówiłam , a teraz muszę już iść ... - oznajmiła wstając z ławki na której obie siedziały. Rozstanie z przyjaciółkę nie należało do najprzyjemniejszych , ale niestety było nieuniknione . Każda z Nich miała swoje życie , do którego musiała powrócić ... Nie wszystko da się połączyć w całość.. - Uważaj na siebie ... - szepnęła muskając policzek brunetki...- Na Was... - poprawiła swoją wypowiedź patrz na brzuszek rodaczki.
-Będę- puściła oko do przyjaciółki, po czym utonęła w Jej ciepłych objęciach.- Jeśli miałabyś jakiś problem, wiesz gdzie mnie znaleźć. Wiedz, że jestem o każdej porze dnia i nocy- musnęła delikatnie policzek przyjaciółki.
~♥~
Przestała walczyć, a wygrała.
Opadła z sił, a czuła się nadzwyczaj mocna.
Straciła wszystko, a jednocześnie posiadała to, na czym Jej najbardziej zależało.
Miała wcześniej wrażenie, że jest sama, a naprawdę otaczało Ją tłum troskliwych ludzi.
Najważniejsi odeszli. Zniknęli, zostawili Ją samą.
A nawet nie najważniejsi, lecz najważniejszy, którym był Thomas.
Ale wróciła Ann. I to było najważniejsze. Stało się priorytetem. Jej życie z powrotem nabrało kolorów.
Gdyby posiadała skrzydła, wzniosłaby się ponad chmury, zapominając o całym świecie. Czy była szczęśliwa? W tej chwili tak. Na swój dziwny i niezrozumiały sposób, ale była.
Zamknięta w swoim własnym świecie. Niewiedząca co dalej. Z ciepłem w środku. Z przyjaciółką w sercu, którą kiedyś niby straciła, ale tak naprawdę była. W sercu. Duszy. Każdym kroku. Sekundzie. Minucie. Godzinie.
Była daleko, niby niedostępna dla Niej, ale w rzeczywistości ciągle gościła w Jej wnętrzu. Pierwsza wiedziała o wszystkim. Pocieszała. Wspierała. Gratulowała wewnętrznych małych sukcesów. Była dumna za podjętą walkę o samą siebie.
Bo to przyjaźń. Nierozerwalna więź, która łączy niby dwie obce sobie osoby. Trwalsza niż miłość czy śmierć, które od tysiącleci wiodą prym w ludzkim życiu.
Czasem bywa raniąca, ale kiedy jest prawdziwa, przejdzie wszystkie przeciwności losu. Nie zniszczy się. Nie zajdzie kurzem. Nie zarysuje się. Może stać się jedynie jeszcze silniejsza i odporniejsza. Kształtuje charaktery ludzkie, nadając im takie cechy jak wrażliwość czy troska o drugą osobę, nie chcąc niczego w zamian.
-Kristina, to Ty?- zapytała, spoglądając przez przymrużone oczy na smukłą sylwetkę kobiety, która właśnie przechodziła obok Niej, prowadząc za rączkę małą dziewczynkę, do której w tej samej chwili ciepło się uśmiechnęła.
-Cześć, Vann- z zakłopotaniem spojrzała na Polkę, a w Jej spojrzeniu można było dostrzec cień współczucia.
-To zapewne Lilly, tak?- pochyliła się nad dziewczynką, jeszcze cieplej się do Niej uśmiechając. Była tak słodka, krucha, bezbronna wobec świata…- Może usiądziemy?- wskazała miejsce na ławce obok, zwracając się już do matki dziewczynki.
-Vann, przepraszam- powiedziała niemal w tym samym momencie. Vanessa zmierzyła blondynkę ciepłym wzrokiem nie mając Jej niczego za złe. Bo to nie Ją obarczała winą za wszystko co się stało. A teraz, kiedy zobaczyła na własne oczy Lilly, zrozumiała dlaczego Kristina tak zaciekle walczyła o ojca dla małej.
-Nie masz za co- odparła łagodnie.- Ty w niczym nie zawiniłaś.
-Te pochody i to wszystko… Strasznie mi wstyd- przyznała.
-Niepotrzebnie. Miałaś o co walczyć. Gdybym to ja posiadała taki skarb jak Ty w postaci Lilly, to zapewnie nie zachowywałabym się inaczej- mówiła, ciągle patrząc na bawiącą się nieopodal dziewczynkę, która tak dotkliwie przypominała Jej swego ojca…- Mogłabyś mi opowiedzieć jak to z Wami było?- zapytała z nadzieją w oczach, na samo wspomnienie o Morgensternie. Zawsze chciała wiedzieć i niby znała powód. Ale czy prawdziwy?- Thomas powiedział mi, że oszukałaś Go i dlatego to wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej… A na dodatek coś zgasło i nie chcieliście się już więcej męczyć, tylko dać sobie spokój…
-Może to tak wyglądało Jego oczami, ale ja odczułam to w nieco inny sposób…- każde uczucie zniknęło z Jej twarzy. Została pustka, tęsknota i nieobecność, pomieszana z pragnieniem, którym był Thomas.- Kiedy powiedziałam mu, że jestem w ciąży, niby się ucieszył, ale kiedy mała przyszła już na świat coś zaczęło się zmieniać… Nie czułam się jakbym była z Nim, a jedynie obok Niego… Ignorował mnie co dnia, może nieświadomie dawał do zrozumienia, że jestem gorsza…
-A Ty mimo to, chciałaś z Nim być?- przerwała, czując, że pod Jej powiekami wzbierają się łzy.
-Sama wychowywałam się bez ojca… Nie chciałam czegoś podobnego fundować Lilly. Wiem jak to bolesne…- wyznała.-Poza tym, ja sama nadal Go kocham. Tyle się wydarzyło… A moja miłość nie straciła na swojej sile… A nawet nie masz pojęcia jak było ciężko. Każdego ranka budziłam się z Jego imieniem na ustach, ale to jeśli już spałam w nocy… Zwykle mój sen trwał nie więcej niż dwie godziny. Leżałam i wpatrywałam się w sufit, tracąc chęć do życia. Gdyby nie moja mama, nie wiem kto zajmowałby się Lilly przez ten czas w moim życiu. Nie potrafiłam odróżnić dnia od nocy. Wszystko stało się obojętne i obce. Oswoiłam się ze łzami, a i nawet nadmiar alkoholu nie był mi obcy…- Vanessa nie wytrzymała. Kolejna tama pękła. Rzeczywistość z powrotem wbiła szpilę w Jej serce. Przysunęła do siebie blondynkę, przytulając Ją mocno do siebie, roniąc przy tym kilka łez.
-To wszystko przeze mnie…- wyszeptała.- Zniszczyłam wszystko…
-Nie, Vann- odpowiedziała łamiącym się głosem.-On kochał Cię od samego początku. Kochał tak, że patrząc na Ciebie i na Niego, mogłam czuć jedynie ból, zawiść i zazdrość, bo On nigdy nie czuł do mnie czegoś takiego, jak do Ciebie- wyznała, odwzajemniając uścisk.
-To jest nieważne. Oszukał mnie, Ciebie, przede wszystkim Lilly…- wytarła łzy spływające po Jej policzkach.
-Nie kochasz Go już?- zapytała ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
-Bo ja chyba całą swoją miłość zamieniłam na…- nie potrafiła wypowiedzieć jednego słowa, które tak często znajduje swoje miejsce w życiu. Zwłaszcza dzisiejszym, gdzie ludzie potrafią być właśnie tacy, a nie jak powinni, czyli uczuciowi, pomocni, otwarci- nienawiść- wykrztusiła.
Przyjaciele wrogami, a wrodzy przyjaciółmi...
Raz coś jest, a później tego nie ma.
Teraz Kristina wydawała się Jej bliższa i szczerza, niż Thomas był kiedykolwiek. Samotność. Rozgoryczenie. Upokorzenie. Wszystkie te uczucia, które czuła po rozstaniu, uważała za najgorsze co Ją w życiu spotkała.
Z jednej strony pragnęła Thomasa, ale z drugiej- nigdy więcej nie chciała wplatać Go w swoje życie.
Mimo że wiedziała, iż On już nigdy Jej nie zrani, nigdy tego nie chciał i nigdy nie będzie chciał, ale Ona i tak Go raniła i to nieświadomie.
Bo w każdym Jej ruchu, spojrzeniu, dotyku był obecny Wank. Człowiek, który w Jej sercu nadal zajmował bardzo ważne miejsce. Ale teraz nie miała ochoty nawet na kontakty z Nim.
Nie miała siły, by żyć. Wyłączyła telefon, nie sprawdzała poczty internetowej. Całkowicie straciła kontakt z okrutną rzeczywistością.
Ale wiedziała, że i z Andreasem dane Jej będzie porozmawiać. Inaczej nikt tego za Nią ani Niego nie załatwi.
Czas nie będzie na Nich czekał, lecz tak trudno było powiedzieć co się czuje… Tak trudno przyznać do błędów, powiedzieć na czym nam zależy.
Nie warto jednak myśleć o tym co teraz będzie. Trzeba żyć tym co tu i teraz. A teraz stało przed Nią zajęcie się robieniem obiadu dla Manuela, który niebawem wróci z treningu…
~~♥♥~~
Jesteśmy. Żyjemy. Funkcjonujemy tak jak dawniej. Barwy świata zaczęły powracać , a może o ona zaczęła je dostrzegać... Widziała plusy,które niekiedy ją omijały.
Były też i minusy,ta gorsza strona która zawsze będzie istniała, ale już nie w takim stopniu. - Teraz , gdy nadszedł czas wspólnie spędzonych chwil, zaczął się nowy start.
Nie chciała już wracać do tego co było,do przeszłości, która wprawiała w zagubienie dzień po dniu coraz bardziej. Nie. Chciała iść w przód, już bez jakichkolwiek kroków w tył. Tak,by zapomnieć o tym co było,a pamiętać o przyszłości. Przyszłość dziś, jest najważniejsza. Bo to Ona zapewnia nam lepszą metę. Dziś chcemy tu być, i żyć. Mimo wszystko, mimo zła, które czasem Nas otacza. Ona chciała żyć, bo miała dla kogo.
Chciała dawać mu radość, i każdego dnia coraz więcej powodów do uśmiechu. Chciała być dla niego wsparciem, ilekroć będzie miał dość i będzie chciał się poddać, bo nie można się poddawać, musimy walczyć do samego końca. Czasem warto, tylko trzeba się o tym przekonać. Chciała dla niego być - dla Gregora, dla Vanessy , dla ludzi których kochała... Bo warto.
Każdy dzień u boku szatyna był spełnieniem pomimo wszystkiego , każdego budzącego się do życia dnia zadawała sobie jedno proste pytanie : Dlaczego ?
Dlaczego tak długo zwlekałaś z przeprowadzką Ann ?
Nie potrafiła odpowiedzieć sobie racjonalnie , tak aby być pewną odpowiedzi... ale przecież tak jest , na z zasady proste pytanie odpowiedź jest najtrudniejsza.
- Pyszna kolacja , albo śpisz na kanapie! - wrzasnęła Ann jednego z pierwszych wieczorów spędzonych w mieszkaniu Austriaka. Jej twarz promieniała , a oczy samoistnie biły ciepłym blaskiem.
- To jest szantaż! - Gregor podszedł do Ann składając delikatny całus na jej karku. Radośnie się uśmiechał mając polkę przy sobie. W Niej widział cały swój świat ... Nie było dla niego nic cenniejszego od szatynki , dlatego każdy dzień spędzony u jej boku , był wyjątkowy.
- Nie histeryzuj... - zachichotała głośno wystawiając język w stronę Austriaka. - I tak mnie kochasz... - dopowiedziała pewna swoich słów. Jakie to oczywiste... Dla Niej niezmiernie ważne. Na każdym kroku , w każdej mijającej sekundzie Gregor okazywał jej swoje uczucie w każdy możliwy sposób.
- Kocham i nigdy nie przestanę Ann... - szepnął składając na pełnych ustach polki namiętny pocałunek. Jeden z tych spontanicznych , ale jak najbardziej godnych zapamiętania.
Wyjątkowy dla Nich obojga.
~♥~
Cierpienie należy do życia. Jeśli cierpimy, mamy pewność, że żyjemy. Trzeba się z tym pogodzić.
Tylko dlaczego to cierpienie dopadło Go akurat wtedy, kiedy wydawało mu się, iż Jego życie przybrało już normalny kształt?
A jednak… Nie pogodził się. Nie zaakceptował. Nie przyjął do wiadomości, że może żyć bez Niej. Mimo że prawda wydawała mu się całkowicie inna.
Jednak nie uchylił drzwi do swojej duszy, aby mogło wkraść się do niej nieco słońca. Jednak nie zrozumiał przypływów smutku. Jednak nie pogodził się z odpływem niespełnionych nadziei.
Jej widok ucieszył, lecz na zewnątrz wydawało się, że to co czuje to jedynie niezrozumiałe rozgoryczenie. W duszy śmiał się. Poczuł delikatne łaskotanie. Jej oczy sprawiły, że nie mógł oderwać wzroku. Ciemne włosy doskonale kontrastowały z bladą twarzą. Malinowe usta kusiły i wzywały Go do siebie. Mówiły, że nadal są Jego, ale i tak wiedział, że to nieprawda. Wybudzenie się z najpiękniejszego snu… To boli zdecydowanie najbardziej.
Bo nie była przecież dla Niego nikim. Kochał Ją. Nadal chyba kocha. Był gotowy zrobić dla Niej absolutnie wszystko. Nie była tylko zauroczeniem czy chwilą zapomnienia.
Jednak w życiu każdego z nas, przychodzi moment, w którym należy pogodzić się z tym, co jest, zamknąć drzwi i zrobić następny krok ku szczęściu.
W Jego przypadku był pewien problem… Nie potrafił żadnego kroku zrobić bez Niej.
Zobaczył, że usta brunetki wykrzywiają się w nieśmiały uśmiech, którego adresatem stał się właśnie On.
Uśmiech, którego tak dawno nie widział. Za którym nieświadomie tęsknił. Który połaskotał Jego duszę. Który zapisał się już na zawsze w Jego sercu.
W jednej chwili jakby zrozumiał po co żyje… Chwila ta mogła się zatrzymać. Chwila, w której bez większego skrępowania patrzyli sobie w oczy. Minuta trwała jak sekunda.
Kiedy rozum kazał zwątpić, On tego nie zrobił. Pozbył się go wraz ze zdrowym rozsądkiem, aby dać jeszcze trochę przyjemności sercu…
Jej widok Go zniewolił… Bo nie było drugiej takiej. Tej, której byłby w stanie rozpoznać zawsze i wszędzie po samym, delikatnym i zmysłowym, zapachu, który posiadała.
Jednak błogi stan nie potrwał zbyt długo…
Czy istnieją na świecie słowa, które będą w stanie opisać Jego myśli, kiedy zobaczył, powoli zaokrąglający się, brzuch Vann?
--------------------------------
Dwa podstawowe słowa kochane.
Dziękujemy za Waszą obecność i wsparcie.
Przepraszamy za tak różnorodną częstotliwość dodawania rozdziałów.
Czytam-Komentuję- Motywuje!
Ann i Klaudia
Subskrybuj:
Posty (Atom)