poniedziałek, 30 czerwca 2014

Dwudziesta odsłona codzienności.

 

Gdyby czas byłby bardziej wyrozumiały, każdy mógłby naprawić swoje błędy oraz żyć w zgodzie z pragnieniami i marzeniami.


~~♥♥~~
Pogodzić się z rzeczywistością.
Pojęcie dla niektórych niemożliwe, a jednak istnieją wyjątki, które doskonale przyswajają prawdę i świat, który ich otacza. Godzą się i poddają się bez większej walki. Mają świadomość, że nikt nie wynagrodzi im całego trudu.
Trzymają się zatem zdania, że jeśli poboli, to z czasem przestanie. Poprzez ból, zapomną. Pogodzą się. Zaakceptują. Nie będą na nikogo źli. Nie będą obarczać nikogo pretensjami. Wszystkie przeciwności znikną.
I mają rację. Wybierają prawdopodobnie najlepsze wyjście. Bólu nikt nie uniknie, a Oni?
Oni będą szybciej mieć go z głowy i podczas kiedy Ci, którzy mieli nadzieję, będą w swoim rozumowaniu sięgać dna, ‘bezuczuciowi’ będą triumfować i powoli budować swoje życie na własnych zasadach.
Do drugiej grupy ludzi należała właśnie Vanessa. Przeszła wszystko co było konieczne. Wyparła się wszystkich uczuć. Obojętna. Nieobecna często duszą tam, gdzie powinna. Wszystko, aby zbytnio się do kogoś nie przywiązać. Aby ponownie nie uwierzyć, że istnieje taki ktoś, kto zadeklaruje pomoc, a naprawdę czeka tylko na to, aby wbić nóż w plecy przy najbliższej okazji.
Wolała zamknąć oczy, niż zobaczyć jak ktoś ponownie obdarza Ją dobrem czy troską, której z jednej strony potrzebowała, lecz z drugiej- nigdy więcej nie chciała poczuć. By nie bać się. By znów nie przejść tego samego. By nie burzyć tego, co dotychczas udało Jej się zbudować.
Stała pod obiektem skoczni, czekając na Manuela. Człowieka, który w ostatnim czasie rozjaśniał każdy Jej dzień. Tego, który pomógł wypłynąć z powrotem na brzeg. Którego troskę i bezinteresowność oraz przyjacielskość czuła, mimo że obiecała sobie, iż nigdy nie dopuści do poczucia czegoś takiego.
Jednak, Jemu zaufała. Był drugą z kolei osobą, z którą mogła porozmawiać, pośmiać się czy popłakać. Nie martwić się o osądy bądź wyśmianie z Jego strony.
Był. To stało się najważniejsze. Jego ciepłe, brązowe oczy dodawały wiary w ludzi i świat. Ciepło, którym bił, sprawiało, iż łatwiej było pozbyć się uprzedzeń czy wspomnień. Aksamitny ton głosu, przywracał wzrok sercu, które jako jedyne potrafi dostrzec rzeczy na pozór nieistniejące.
Nawet, kiedy zobaczyła Thomasa, który również wracał już z treningu, nie zrobiło to na Niej większego wrażenie. Nie przeżyła wewnętrznego trzęsienia ziemi. Jej serce biło miarowo. Oddech wcale nie stał się płytszy....

Była naturalna. Nadal pusta w środku. Nie pamiętająca większości rzeczy. Traktująca Thomasa jak każdego innego przechodnia, który mijał Ją na ulicy.
Zaskakujące? Dla Niej samej po części tak.
Bo na każdej pustyni znajdzie się jakaś oaza. W każdą noc na niebie świecić będzie chociaż jedna gwiazda. Dlatego też w naszym życiu, nie wiadomo jak by było źle, istnieje gdzieś powód do radości.

-Cześć, Thomas- postanowiła odezwać się jako pierwsza. Po co? Aby rozbudzić swoje nadzieje? Zniszczyć to, co tak usilnie próbowała zbudować? Na co zużyła tak wiele sił, energii i silnej woli. Była to mocna konstrukcyjne, solidna budowla, którą tylko nieliczni i najsilniejsi potrafili zachwiać. Czy takim herosem mógł okazać się Thomas.- Jak minął trening?
- Cześć Vanesso , co u Ciebie? - Thomas zbliżył się do brunetki z radosnym uśmiechem na twarzy , który był odzwierciedleniem jego rozpromienionej duszy , która była wręcz uradowana na jej widok.... Subtelnie i niemal niezauważalnie lustrował postać polki przyswajając kolejno każdy z najdrobniejszych szczegółów z jej wyglądu.
-Dziękuję, dobrze- uśmiechnęła się przyjaźnie, niezauważalnie zakrywając swym płaszczem lekko okrągły brzuszek ciążowy. Czemu? Odpowiedź była prosta i przewidywalna. Po co miała brnąć w kolejne pytania i kłopotliwe sytuacje, które mogły ukruszyć ponownie Jej poranioną duszę?- A Ty jak żyjesz?
- Z dnia na dzień coraz lepiej , dziękuje. - uśmiechał się nadal radośnie i szczerze.... Jego wzrok mimowolnie prześwietlał postać Vanessy od stóp do głów nie mogąc poradzić sobie z niepasującą zależnością ... Czymś czego nie potrafił określić , a co nie było zgodne z sylwetką , którą zachował w pamięci po ostatnim spotkaniu.
-Cieszę się- wymusiła się ostatecznie na uśmiech, który towarzyszył Jej nawet podczas chwili milczenia, które po pewnej chwili nastało. Chciała powiedzieć tak wiele rzeczy, porozmawiać… Ale teraz nie miała pojęcia jakie słowo jest dopuszczalne i stosowne, a jakie cenzuralne. Nie czuła się swobodnie i to stało się przyczyną wszystkich blokad.
- Może usiądziemy gdzieś? Porozmawiamy? - zdecydował się zapytać powiększając jednocześnie uśmiech na swojej twarzy , jeżeli w ogóle było to jeszcze możliwe. Obecność brunetki była niczym powrót najjaśniejszych wspomnień , które utulały jego skonaną duszę , dzięki którym mógł odżyć choć na chwilę zapatrzony w przepiękne magiczne tęczówki polki , które przypomniały o swoim istnieniu , o tym że nie potrafił określić dnia , ani godziny gdy tylko się w nich zagłębiał.
-No dobrze- zgodziła się, rozglądając się wokół siebie za ławką, na której mogli usiąść.- I tak czekam na Manuela, więc znając życie, jak i samego Manu, troszeczkę sobie poczekam- ruszyła w stronę pobliskiej, drewnianej ławki, lustrując kątem oka każdy ruch i gest Thomasa.
- Jak się Wam razem mieszka? - zagadnął przyjaźnie starając się nadać swojej krótkiej wypowiedzi naturalny charakter. Dowiedziawszy się o wspólnym zamieszkaniu owej dwójki , miał mieszane uczucia... kompletnie różne , ale nie mógł, nie miał prawa negować ich decyzji , a tym bardziej mieszkać się w wybory tak bliskich mu osób.
-Cudownie- odpowiedziała krótko, poszerzając uśmiech, który gościł na Jej smukłej, bladej twarzy.- Dogadujemy się bez słów, więc to wszystko na wspaniały całokształt- każde słowo, które wypowiadała, starała się przemyśleć dwa razy. Rozwaga. Ostrożność. To z niewiadomych przyczyn opanowało Jej ciało.- A Ty jak na razie zostałeś sam w domu?
- Nie do końca sam... - Oczy Thomasa mimowolnie rozjaśniły się pomimo usłyszenia kilku słów , które dosadnie sprawiły mu przykrość. - Jest ze mną Lilly . - uzupełnił swoją wypowiedź mając przed oczyma postać swojej małej córeczki , dzięki której się nie poddał ... dla której starał się , walczył . Żył.
-Lilly?- uśmiechnęła się jeszcze szerzej, przypominając sobie postać malutkiej istotki, którą ostatnio widziała w parku.- Jest strasznie do Ciebie podobna- przyznała.- Ale to dobrze. Córeczki powinny być podobne do swoich tatusiów- mrugnęła do blondyna.
  - Lilly to cała Kristina ... - zaśmiał się patrząc na brunetkę. - Wszędzie jej pełno , ciągle krzyczy domagając się swego , a przede wszystkim ma ogromne pokłady energii w sobie co nie powiem czasem staje się dla mnie niezrozumiałe ... - wypowiadając owe słowa przypominał sobie zabawne sytuacje , które podczas krótkiego pobytu małej w jego domu zdążyły umiejscowić się w jego pamięci już na zawsze.
-Dzieci- powiedziała, lekko rechocząc.- Ale zobaczysz, że zanim się obejrzysz, będziesz odganiał od Lilly tłumy wielbicieli, bo na zawsze zostanie już twoją malutką Lilly, jaką jest teraz- a jaką matką będzie Ona? Jakie będzie Jej maleństwo, które niebawem na przyjść na świat? Czy podoła roli matki?
- Wybiorę najodpowiedzialniejszego mężczyznę na całym świecie. - oznajmił pewnym tonem , próbując powstrzymać śmiech , który naciskał na jego struny głosowe. To Lilly stała się dla Niego ostoją spokoju , ciepła i ogniska domowego. To ona była , jest i będzie mu najbliższa. To dla niej warto iść do przodu popełniając nawet najmniejsze błędy , ryzykując... i właśnie teraz postanowił poddać się chwili. Zaryzykować. - Wiem , że to może nie odpowiedni moment , może i czas , ale Van ... - zaczął utwierdzając swoje spojrzenie w tęczówkach polki. - Może zgodziłabyś się zostać moją przyjaciółkę ? - zapytał nieśmiało.
Wyprostowała się z zaskoczeniem mierząc wzrokiem sylwetkę blondyna. Wszystkie kontrolki i czerwone światełka w Jej wnętrzu zaczęły wariować. Nie potrafiła opanować chaosu, który zapanował w Jej głowie. Przyjaźń? Co miała zakładać? Raz byli już przyjaciółki… Jak to się dalej potoczyło, wie każdy… Co powiedzieć, aby Go nie zranić? Jak postąpić, aby wymiar kary był jak najbardziej łagodny?
-Zaskoczyłeś mnie…- tyle zdołała z siebie wydusić.
- Przepraszam... - wyszeptał zawiedziony brakiem konkretnej odpowiedzi , która rozjaśniłaby mętlik w jego umyśle. Ale czego mógłby się spodziewać po tych wszystkich wydarzeniach , których był sprawcą . Mógł jedynie próbować , podejmować kolejne z wyzwań , i tak uczynił. Musiał poradzić sobie z odrzuceniem , bo tego wymagało od Niego życie. Pewnie przyjdzie czas że spróbuje ponownie zadając owe pytanie , ale z każdą sekundą ból po stracie będzie mniejszy, ponieważ musimy walczyć ze swoimi uprzedzeniami ... - Rozumiem , że możesz nie chcieć. Wybacz , nie było pytania.
-Nie, Thomas- otrząsnęła się, widząc zmieszanie blondyna, w które brnął coraz bardziej.- Doceniam to, że chcesz wszystko wyjaśnić między nami- uśmiechnęła się nieśmiało.- A skoro teraz tutaj siedzimy i normalnie rozmawiamy, to znak, że możemy być przyjaciółmi- czy naprawdę tego chciała? Czy mówiła prawdę? A może chciała jedynie zachować się stosownie do sytuacji?
- Co masz na myśli Vann ? - Czyżby usłyszał z ust brunetki dozę nadziei? Aprobaty dla wcześniejszej propozycji? A może to jego umysł płatał przysłowiowe figle chcąc namieszać w wyobraźni? Chcąc rozwiać szarpiące od środka wątpliwości przypatrywał się polce wyczekując konkretnej odpowiedzi.
-Zostańmy przyjaciółmi- powiedziała pewnie, jednocześnie odpowiadając pozytywnie na pytanie zadane wcześniej przez Austriaka. Jak to będzie wyglądało? Tego nie wie nikt. Jak będzie wyglądała ich relacja? To jeszcze większa niewiadoma. Ale Ona już nie chciała widzieć w Jego oczach rozczarowania czy smutku… Te uczucia już nigdy nie miały zagościć w Jego tęczówkach…
  -Naprawdę? - zapytał w celu potwierdzenia usłyszanej wypowiedzi. Jego dusza nagle rozpromieniała po raz kolejny wypełniając się ciepłem , które czerpał ze słyszanego dźwięku jej słów. Nie potrafił określić w swojej głowie tego co działo się obecnie w jego życiu ... Scenerii  , która dzięki brunetce nabierała dodatkowych barw.
  -Tak, Thomas. Tak- potwierdziła, goszcząc na swej twarzy  serdeczny uśmiech, który skierowany został do blondyna. Do Jej nowego przyjaciela… To nadal obco brzmiało w Jej głowie, nie mówiąc o ustach. Sama nie do końca mogła pogodzić się z przebiegiem wydarzeń, lecz musiała na chwilę ulec życiu, chociażby po to, aby znów nie zadać Thomasowi jakiegoś ciosu, którego nawet nie była świadoma.
- Nie masz nawet pojęcia jak bardzo się cieszę ... - rozradowany Thomas objął ramieniem brunetkę w geście przyjaźni , którą miał nadzieję odbudują na nowo ... Pytanie tylko czy po burzliwym związku , po uczuciu które Ich łączyło , a może i łączy nadal, przyjaźń jest dobrym i możliwym rozwiązaniem ?
-Spokojnie, Thomas- powiedziała z rozbawieniem obserwując reakcję chłopaka.- To tylko ja, nie jakaś królowa angielska- spojrzała w niebieskie tęczówki chłopaka. Czy mogła z nich coś rozszyfrować? Widziała tylko radość, lecz jak mogła ją interpretować? Co miała myśleć o układnie, na który poszła tylko ze względu na to, aby nie przysparzać więcej zranionych uczuć Austriakowi.
- Jesteś kimś o wiele ważniejszym od królowej angielskiej ... - zaśmiał się akcentując ostatnie wyrażenie.... Ponowna obecność Vanessy w jego życiu już odcisnęła dość wyraźny ślad w jego egzystencji , co będzie dalej ? Nie był pewien, ale z każdą nadchodzącą sekundą był chłonny tej wiedzy.
-Przyjaciele mówią sobie wszystko, prawda?- zaczęła, a widząc potwierdzające Jej słowa spojrzenie blondyna, odważyła się zadać pytanie, które najbardziej nie dawało Jej spokoju.- Dlaczego zaproponowałeś mi przyjaźń? Nie jestem najlepszą kandydatką, która zasługuje na przyjaźń…- błądziła swym wzrokiem po ziemi, przyznając się do prawdy, którą skrycie w sobie nosiła.
- Brakuje mi Twojej obecności w moim życiu Vann... - zakomunikował pewnie , bez zbędnych ogródek. Miał ogromną świadomość , że czynna obecność brunetki może zmienić wiele w jego dalszej egzystencji , ale chciał tego , chciał spróbować ... zaryzykować , aby w późniejszym czasie nie móc sobie zarzucić bezczynności.
-Oj, Thomas- pomierzwiła lekko Jego włosy, nie mając pojęcia jak zachować ma się w danej sytuacji. Co miała Mu odpowiedzieć? Jak wybrnąć z sytuacji, która wg Niej, zaszła i tak już za daleko? Nie chciała za bardzo wchodzić w bliższe kontakty z blondynem. Obawiała się, że to zniszczy Jej stabilność, którą tak usilnie próbowała zbudować.
  - Oczywiście nie odbieraj tego źle ... niestosownie z mojej strony ... - dopowiedział jakby widząc zakłopotanie na twarzy brunetki. Nie miał w zamiarze czynić nic co mogłoby zburzyć , a nawet nadszarpnąć stabilności życia w którym obecnie egzystowała Vanessa.
-Tak, wiem, wiem- powiedziała, jakby nieobecna, szukając wzrokiem Manuela, który powoli wychodził z obiektu skoczni. Na Jego widok, uśmiech na Jej twarzy poszerzył się o kolejne cale. Wstała gwałtownie, energicznie machając chłopakowi na przywitanie.- Manu dziś obiecał mi pomóc wybrać wózek dla…- zawahała się. Nie wiedziała czy otwarcie przyznać się do tego, że spodziewa się dziecka, czy też nie. Może była szansa, że Thomas nie zauważył? Jednak teraz wszystko runęło. Wystarczyła chwila zapomnienia, by nie móc już wydostać się z sytuacji, w którą zabrnęła za daleko- maleństwa- spojrzała zmieszana na twarz blondyna, lekko przygryzając dolną wargę.- Ciekawi mnie czy podoła…- dodała w celu rozluźnieniu atmosfery, która zapanowała wewnątrz Niej.
- Maleństwa? - Thomas natychmiastowo zbladł zszokowany informacją którą usłyszał. -Ty jesteś ... - nie potrafił wypowiedzieć jednego z tych najważniejszych słów w życiu każdego mężczyzny ... - ... w ciąży ? - ledwo składał kolejne sylaby , aby stworzyć proste pytanie. Nie analizował , nie rozmyślał nad tym co stało się oczywiste. Chciał jedynie znać prawdę.
Spojrzała na blondyna trudnym do rozszyfrowania wzrokiem. Każda sekunda zaczęła trwać wieczność. Straciła czujność i sama przyznała się do tego, co chciała za wszelką cenę ukryć przed chłopakiem. Po co? Przecież to i tak już niedługo wyjdzie na jaw. Odpowiedź jest prosta. Bała się. Strach odebrał Jej dosłownie wszystko, wliczając w to nawet umiejętność mówienia i ubierania uczuć w słowa.- Będę uciekać…- wykrztusiła obracając się na pięcie i mając ogromną nadzieję, że Thomas da Jej chwilę oddechu. Wstrzyma się dziś od uciążliwych pytań czy sugestii.
- Odpowiedź. - wyszeptał pewnym swego głosem. Był on pełen ciepła , troski z nieograniczonymi pokładami zmysłowości. Wzrok Thomasa , aż prosił się o udzielenie prostej odpowiedzi lustrując brunetkę. Miał prawo znać prawdę ... Miał prawo wiedzieć , że jego życie może zmienić się bezpowrotnie.
-Tak, spodziewam się dziecka- powiedziała pewnie, nie wkładając w ton swojego głosu żadnych uczuć. Tak, aby dać chłopakowi poczucie, że nad wszystkim panuje. Że ze wszystkim jest pogodzona. Że w Jej głowie jest gotowy plan, który pragnie zrealizować.
Zamilkł. Chciał znać odpowiedź na zadane pytanie i ją otrzymał , ale to stało się dla Niego zbyt dużym wyczynem , aby drążyć obrany wcześniej temat. Bo cóż mógł powiedzieć ? Jak się zachować ? Zadawać kolejne pytania? Nie. To nie był odpowiedni moment. - Udanych zakupów. - powiedział jakby nieobecny już duchem spoglądając na sylwetkę Manuela , który stawił się obok brunetki po czym odszedł.
~~♥♥~~
Bywają takie dni , że mamy wrażenie , iż nic nie jest w stanie zburzyć naszego szczęścia.
Że każdy nadchodzący dzień jest tęsknotą za tym mijającym , gdyż wierzymy , że był on niemal idealny , że nie może nadejść drugi taki sam bądź podobny... I wtedy okazuje się , że tęsknota była zupełnie niepotrzebna , że 'Nowy' poranek przynosi o wiele więcej radości niż jego poprzedniczka. Wtedy uświadamiamy sobie jak wielkie szczęście mamy obok siebie. Jak wiele daje Nam miłość... Jak bardzo to uczucie jest potrzebne w naszym życiu... Przecież to ono wszystko uskrzydla , koloryzuje , nadaje sens. Dzięki Niemu wiemy jak wielka jest waga uczucia ... relacji łączącej dwie bliskie sobie osoby.
Kolejny ranek spędzony razem utwierdza Nas w przekonaniu , że odkrywając życie na nowo tak naprawdę odkrywamy siebie nawzajem.
Poznajemy się , uzupełniamy... Tworzymy historię , swoją własną bajkę , która składa się z miliardów scen...
Jednakże każda bajka , każdy scenariusz który tworzymy nie zawsze usłany jest pasmem róż , dobrych przeżyć , szczęśliwych chwil ... Wtedy tak naprawdę doceniamy to co jest w Naszym życiu najważniejsze...
Gdzie tutaj jest sens? Musisz coś stracić , żeby dowiedzieć się ile tak naprawdę znaczyło dla Ciebie posiadanie owej rzeczy czy też relacji ?
Dlaczego za każdym razem odczuwamy brak dopiero , gdy tak na dobrą sprawę trudno podjąć walkę o przywrócenie Naszych zależności?
Kolejne telefony , miliony połączeń , gdy po drugiej stronie odbiornika panuje jedynie głucha cisza ... noce spędzone samotnie bez jakiegokolwiek racjonalnego punktu zaczepienia...
Powód? Jeden , konkretny ... oddający każde zachowanie szatyna w tamtym czasie.
Sandra. Jej potrzeby ... Jej osoba ... Wszystko inne straciło na swojej wartości.
Spotkania , które stały się codziennością dla Gregora i jakże błachę podejście do zażaleń Ann.
Starania szatynki na niewiele się zdały , nie były postrzegane jako walka o relację , lecz bezpodstawna zazdrość...
Z czasem każdy opada z sił i zaczyna zajmować się swoim życiem , starając się zapomnieć o tym co było , a nie ma nadziei na powrót..
Bo każdy człowiek bez uczuć powoli staje się wrakiem. Może stwarzać pozory, na zewnątrz być idealny, ale w głębi duszy i serca dusi się pustką, swoim egoizmem i brakiem jakiejkolwiek nadziei w życiu.... Wtedy najlepiej znaleźć sobie inne zajęcie. Coś co pozwoli Nam oderwać myśli , zatuszować je gdzieś głęboko , aby najzwyczajniej nie cierpieć.
...
I znów nie jest tak,jak być powinno. Puzzle,które układała tyle czasu znów podległy zniszczeniu.Zniszczeniu,którego nie miała zamiaru już odbudowywać.Nie chciała już do tego wracać,bo te 'ich' puzzle zbyt często się rozpadały...Zbyt często trzeba je składać w jedną całość.. a ona już chyba tego nie chciała...  nie chciała,nie potrafiła... Każdy dzień wypełniała myślą o brunecie ... z jego imieniem na ustach wstawała każdego ranka jak i kładła się spać ...
Przez brak obecności szatyna przy jej boku musiała wypełnić pustkę jaka nastała w jej sercu chociaż nadal bardzo Go kochała ... darzyła wielkim uczuciem lecz mniejszym zaufaniem . Nauczyła się po prostu żyć bez czynnej obecności chłopaka w swoim życiu.  Życie za wiele ją kosztowało ...  nie należy czekać na coś,co nigdy nie nastąpi... nie należy zamartwiać się czymś na co nie mamy żadnego wpływu , bo przecież na kontakty Gregora z Sandrą takowy wpływ nie istniał.
Weszła do mieszkania ubrana z cienką , zwiewną sukienkę podkreślającą jej smukłą sylwetkę ... cały dzień spędziła w restauracji w której się zatrudniła , aby móc żyć na odpowiednim poziomie w Austrii , nie spodziewała się , że w pomieszczeniu może przebywać Gregor.
-Cześć- burknął, zmierzając wzrokiem Polkę. Czuł ból. Ból i strach, wywołany atmosferą i sytuacją ich związku. Każdego dnia dziesiątki minut poświęcał na wymyślenie odpowiedniego przepisu na związek. Życie. Szczęście.- Gdzie byłaś?
- W pracy . - oznajmiła krótko kierując się do kuchni po coś do picia. .. Obecność szatyna wyraźnie ją przeraziła ... niekoniecznie to że był w domu .. lecz to , że nie potrafiła spojrzeć w jego czekoladowe tęczówki ... nie potrafiła dostosować się do danej sytuacji.
-I jak?- zapytał nieobecny. Czuł jak powoli traci grunt pod nogami. Kolejny raz… Nienawidził tego uczucia, kiedy nie wiedział co robić, co mówić… Atmosfera była nie do zniesienia. Chciał, aby chociaż Ann wykazała jakąkolwiek inicjatywę, że chce tak samo jak On tego związku. Wspólnie dzielonego szczęścia. Chciał, aby mówiła, zanim straci już jakąkolwiek nadzieję….
- Dobrze . - oznajmiła uśmiechając się lekko ... może i zmuszając się do tego gestu , który według niej samej był potrzeby , aby rozluźnić nieco atmosferę ... Wolnym krokiem podążyła do sypialni , aby się przebrać , gdyż zaplanowane miała spotkanie.
-Gdzie byłaś dzisiaj  w nocy?- zapytał w końcu. Nieobecność szatynki w domu, długo po zmierzchu, przyprawiała Go o przerażenie. W głowie momentalnie pisały się najczarniejsze scenariusze, których było tysiące.
- W pracy. - oznajmiła znikając za drzwiami łazienki , aby się przygotować. .. Nie myślała zupełnie o konsekwencjach które zapewne nadejdą , gdy wszystko się wyda , teraz dla Niej nie miało to najmniejszego znaczenia .. liczył się jedynie życie pozbawione samotności.
-Teraz się gdzieś wybierasz?- zapytał szybko, dotrzymując kroku dziewczynie aż do łazienki. Nie uwierzył. Nie potrafił. A to wszystko przez to, że widział w zielonych oczach dziewczyny nutkę zakłopotania… Pewnych wyrzutów sumienia… Może mu się wydaje? Traci zmysły? Co dzieje się z Jego osobom?
- Do pracy . - skłamała zakładając na siebie dopasowaną koszulę podkreślającą kolor jej zielonych oczu. ..
-Znowu?- zapytał lekko podirytowany.- Dopiero co z niej wróciłaś- podszedł bliżej dziewczyny, ujmując delikatnie Jej podbródek.- Może spędzimy ten wieczór razem?- zapytał z nadzieją.- Tak dawno nie mieliśmy czasu dla siebie.
Ann odsunęła się niemalże natychmiast kierując swe kroki do sypialni.... Mętlik w głowie powodował , ze całkowicie gubiła się w swoich odczuciach ... jedna jej strona chciała być blisko szatyna , czuć jego obecność , dotyk ... a ta druga , może urażona , odtrącona przez Austriaka doszukiwała się i domagała bliskości zupełnie kogoś innego. - Może innym razem.  - odpowiedziała oschle skupiając swój wzrok na poszukiwaniu torebki.
-Idziesz do Niego?- zapytał z udawanym rozbawieniem, nie wytrzymując już napiętej sytuacji. Chciał usiąść i zacząć płakać. Ale nie… Świat nie może ujrzeć Jego łez. Nigdy.- Wiem, że kogoś masz- kontynuował pewnie.- Nic innego nie pasuje do układanki naszego obecnego życia.
 - Do Niego ? - zapytała zdziwiona tym razem tępo wpatrując się w sylwetkę szatyna. Z pewnością wymalowaną na twarzy ... tak jakby nie miała nic do ukrycia , chociaż miała zbyt dużo ... o wiele za dużo , ale nauczyła się grać , doskonale potrafiła odegrać swoją rolę , którą tworzyło dla Niej życie.
-Tak- odpowiedział pewnie.- Ann, zdradzasz mnie. Wiem to. Zbyt dobrze zdążyłem Cię poznać, aby wiedzieć, kiedy kłamiesz a kiedy mówisz prawdę- ciągnął, ani razu nawet nie mrużąc przy tym oczu.- Przyznaj się. Tak po prostu.
- Nie zdradzam Cię. - oznajmiła spokojnie patrząc w czekoladowe tęczówki skoczka. .. Po raz pierwszy w życiu skłamała patrząc w oczy mężczyźnie , który nie był jej obojętny , który wiele dla Niej znaczył ... lecz w tamtym momencie nie tak wiele jakby tego chciała.
 - Skąd Ty w ogóle wytrzasnąłeś te rewelacje? - zaśmiała się.
-Zdradzasz- został z uporem przy swoim.- Widzę co się z Tobą dzieje. Widzę co się dzieje z Nami. Nie chcesz spędzać ze mną czasu, nie wracasz na noc, jesteś oziębła i oschła. To wszystko wskazuje tylko na jedno.
- Myśl sobie co chcesz.  - oznajmiała obojętnym tonem chcąc opuścić mieszkanie.
Poczuła się dotknięta słowami , które usłyszała ... osądem na swój temat... Kilka spotkań z Niemcem których się dopuściła , nie upoważniały Gregora do posądzenia jej o zdradę... Nie zrobiła tego , nie zdradziła Gregora... nie dosłownie.
 -‘Myśl sobie co chcesz’- powtórzył po dziewczynie.- Czyli taki jest Twój stosunek do naszego związku, tak?- warknął lekko podenerwowany
- Czego Ty chcesz? Co bym nie powiedziała to z góry postawiłeś , że Cię zdradzam , a tak nie jest Greg... Muszę pracować jeżeli chce mieszkać w Austrii , jeżeli chce być blisko Ciebie , nic nie ma za darmo! - niemalże krzyknęła nieświadoma odpierając od siebie zarzuty Austriaka.
-Ty wiesz, że ja zawsze jestem w stanie Ci pomóc. Nie musisz pracować na dwie zmiany- powiedział ozięble.- Nie odwracaj kota ogonem.  Widzę, że nie jesteś taka jak kiedyś. Nie myśl sobie, że nie dostrzegłem, iż teraz nawet w inny sposób mnie dotykasz. Z większą niechęcią, dystansem. O ile w ogóle dotykasz…
- Nie mam zwyczajnie ochoty na żadne zbliżenia , bo jestem przemęczona ... - próbowała wyjaśnić , spokojnym neutralnym tonem głosu .
-A więc to Ci właśnie przed chwilą mówiłem. Nie musisz tyle pracować- oznajmił pewnie, będący pewnym, że Polka Go okłamuje.- To ja pójdę z Tobą do pracy- rzucił szybko.- Będzie przynajmniej okazja do porozmawiania.
- Chodź .... tylko nie bardzo wiem o czym chcesz rozmawiać , skoro idę tam pracować . - odpowiedziała łagodnie wychodząc z mieszkania.
-Wystarczy, że na Ciebie popatrzę- powiedział pewnie.- W końcu tak mało mam na to okazji w ostatnim czasie. Jestem nawet pewien, że Twój szef nie będzie miał nic przeciwko, jeśli wyszłabyś nawet odrobinę wcześniej, po czym wyskoczylibyśmy do kina- ciągnął z pewnym planem w głowie, który miał na celu wyjaśnienie paru spraw. Istotnych spraw.
- Może idź do Sandry , na pewno Cię potrzebuje... - Ann stała na podjeździe w oczekiwaniu na taksówkę ... 'Sandra' imię , które odbiło widoczne piętno w jej życiu , które po czasie z łatwością i naturalnością w głosie potrafiła wypowiedzieć.
-O co Ci chodzi?- zapytał, lekko przymrużając oczy. Nie do końca rozumiał aluzję Polki. Nie miał pojęcia co mogła oznaczać, zakładać. Ostatnio cały świat wokół Niego zrobił się niezrozumiały…
- Zwyczajnie pytam Greg , czym Ty się tak denerwujesz? - uśmiechnęła się zauważając zdenerwowanie w tęczówkach skoczka , co dało jej pewność , że nie tylko ona jest nie
w porządku.
-Nie denerwuję się- odparł spokojnie.- Nie potrafię czasem jedynie zrozumieć o co chodzi w Twoich niektórych aluzjach bądź co one mają na celu- powiedział szczerze, nie potrafiąc rozgryźć etapu w jaki ich związek wkroczył.
~~♥♥~~
...
Są momenty, których nie przestaniemy analizować. Są osoby, których nie zapomnimy. Chwile, miejsca, wątpliwości, wyrzuty sumienia, błogość, zauroczenie. Na pozór każda z tych rzeczy nie ma nic ze sobą wspólnego. Nieprawda. To wszystko towarzyszy człowiekowi, kiedy wie, że mu zależy a nie powinno. Kiedy jego serce choruje na nieznaną chorobę, na którą ludzkość nie znalazła jeszcze lekarstwa. Choroba ta dręczy, odbiera siły, pali w środku. Kiedy ustaje? Dopiero wtedy, kiedy zobaczy się kogoś cenniejszego niż złoto. Tego, kogo tak głośno domaga się dusza i chore serce. A i nawet podświadomość nie może bez Niej żyć, ciągle szepcząc czy przypominając dane słowa, które padły z ust tej Najważniejszej…
-Witaj, Ann- mimowolnie uśmiechnął się. Serce raz spowolniało a później przyśpieszało. Do uszu docierał jedynie szmer a w oczach widniał tylko Jej obraz.
  - Andreas jak miło .. - Ann uśmiechnęła się radośnie muskając subtelnie policzek Niemca... - Cieszę się , że znalazłeś dla mnie czas ... - dopowiedziała będąc w bardzo bliskiej odległości od twarzy bruneta... Szeptała chcąc dodać zmysłowości swojej wypowiedzi , uroku całej sytuacji ... bliskości , której tak znacząco jej brakowało.
-Dla Ciebie miałbym nie znaleźć czasu?- uśmiechał się. Ciągle się uśmiechał, nie mogąc opanować tej mimowolnej reakcji na obecność dziewczyny, która działa na Niego jak narkotyk. Uzależniła już za pierwszym razem a teraz trzymała w swych sidłach, nie robiąc sobie nic z prób uwolnienia się z nałogu.- Co u Ciebie?
- Dobrze. - skłamała po raz wtórny. Od momentu gdy w jej otoczeniu ... bliskim otoczeniu pojawiła się Sandra jej życie zmieniło diametralnie przebieg ... Szczególnie ten związany z uczuciami , które żywiła , których potrzebowała , a które z każdą sekundą oddalały się od Niej ... dokładnie jak i Gregor. Czas , który poświęcał blondynce chcąc jej pomóc sam nie wiedząc w czym stał się czasem , którego brakowało Ann.... czasem , który wypełnił jej Andreas. 
-Ale na pewno? Może to  nie zabrzmi jak komplement, ale nie wyglądasz za dobrze…- zmartwionym wzrokiem mierzył sylwetkę Polki. A może tylko mu się wydawało? Może każdy najmniejszy symptom kłopotów będzie zbytnio wyolbrzymiał? Może Jego troska była za duża?
- Nie chce o tym rozmawiać... - powiedziała stanowczo , przyglądając się sylwetce Niemca... lustrując ją z dokładnością każdego milimetra ... Pytanie tylko dlaczego? Chęć przypominania sobie jej , powrotu do całego zarysu każdej samotnej nocy była silniejsza od rozsądku ... - Przytulisz mnie? - niemal pisnęła na myśl o następnym samotnym wieczorze w domu Schlierenzauera.
-Ależ oczywiście- odparł , a już po upływie ułamka sekundy dziewczyna znajdowała się w objęciach Niemca. Czuł jakby trzymał w dłoniach bezcenny skarb. Kruchy. Bezbronny wobec świata. Zależny od Niego. Ale prawda była inna. W końcu Ann należała do kobiet twardych i walczących o niezależność i to również przyczyniło się do tego, że jakaś nieznana siła ciągnęła Go do Niej jeszcze bardziej.
Ciepło wydobywające się z jego ramion , bezpieczny schron , w którym nie miała prawa się znajdować .... Miejsce , które było jej tak bardzo potrzebne i czułość , którą potrafił jej okazać Niemiec.... Sprzeczne uczucia towarzyszące w tej sytuacji Ann malały na sile dając wolną rękę emocjom i potrzebą szatynki , które zostały zaniedbane przez osoby dla których była niegdyś najważniejsza. Wszystko jak widać przemija z czasem.
-Masz jeszcze jakieś prośby?- zapytał nieśmiało, ciągle trzymając w swoich ramionach Polkę. Chwila obecna mogła trwać i trwać. Już na samym początku zapisała się w Jego głowie i sercu, odciskając przy tym niesamowite piętno na przyszłość. Bo nie da się żyć w teraźniejszości bez przeszłości… Czy tego chcemy, czy nie ona jest jak cichy towarzysz w życiu…
- Po prostu mnie kochaj .. - wyszeptała wtulona w ramiona Niemca , z lekkim uśmiechem który zagościł na jej twarzy , gdy tylko poczuła ciepło bijące z jego ciała... pasję , bezpieczeństwo , które jej zapewniał. Niby na moment , ale jakże piękną i cudowną chwilę , gdy czuła się komuś potrzebna , dla kogoś najważniejsza... Gdy po raz pierwszy od kilkunastu dni , przez ułamki sekund widziała jednie swoje potrzeby , które chciała zaspokoić w obecności Andreasa. - Nie rób takiej miny , przecież żartowałam ... - zaśmiała się , dając stójkę w bok bruneta.
-A jeśli powiedziałbym, że nie musisz żartować?- odsunął od siebie Polkę, by móc patrzeć Jej w oczy. Te bezdenne, głębokie, zielone oczy. Te, w których widział jakby siebie bądź odzwierciedlone uczucia, które czuł… Czuł albo chciał czuć.
 
- Nie wypowiadaj słów , które nie mają pokrycia Andreas ... - odpowiedziała zmysłową lecz pewną barwą swojego głosu , zagnieżdżając swoje spojrzenie w tęczówkach Niemca , nie przerywając kontaktu wzrokowego nawet na ułamek sekundy , tak jakby w Jego spojrzeniu był jej świat , przyszłość ... Magia danej chwili.
-Skąd wiesz, że nie mają pokrycia?- zapytał, ujmując twarz szatynki w swe dłonie, po czym złożył na Jej pełnych wargach namiętny pocałunek. Całkowicie poddał się Ann, uczuciom, pragnieniom, tęsknocie… Był teraz zwykłą marionetką, za której sznurki ciągnęło parę dokuczliwych uczuć.
- Mówiłam Ci , że świetnie całujesz? - zauważyła pomiędzy kolejnymi pocałunkami zainicjowanymi tym razem przez Nią samą... - Naprawdę niesamowicie... - kontynuowała uśmiechając się zalotnie.
-Kolejna powtórka z rozrywki?- niczym kołysanka, zanucił Jej nad uchem, wpijając się kolejny raz w Jej soczyste i pełne smaku usta. Usta, których i pragnął, a i które w jakiś sposób przestrzegały przed tym, co robi. Żeby uważał… Tylko na co? Wyrzuty sumienia, które pojawią się z czasem?
- Powtórka z rozrywki? - Ann spojrzała na Niego zaciekawiona. - Co masz na myśli ? - jej oczy mówiły wszystko ... wręcz domagały się bliskości i spojrzenia Niemca ... dokładnie tak samo jak jej usta , które tak chciały poczuć na sobie delikatne wargi Wanka. A ciało ? Idealnie współgrało się z odczuwanym pragnieniem... Nieoczekiwane są zagrania Naszego pożądania.
-Domyśl się- wyszeptał, błądząc dłońmi w okolicy bioder dziewczyny.- Jesteś inteligentną dziewczyną- nawet nie zauważył, kiedy Jego subtelne i nieco nieśmiałe pocałunki przeniosły się na szyję dziewczyny. Kolejny raz, nieznana mu, nadludzka siła, ciągnęła Go w kierunku dziewczyny.
  Dłonie Ann samoczynnie powędrowały pod białą dzianinę w którą odziany był brunet , by po kilku sekundach delikatnie zsunąć ją na podłoże na którym się znajdowali ... gdy jej pełne wargi odnalazły przystań na torsie Niemca , umysł polki podjął walkę , której oboje stali się częścią ... Ann , Andreas i Gregor... myśli szatynki dopadło jedno znaczące dla Niej imię . Imię Tyrolczyka ... Ostatnio często nieobecnego w jej życiu , a w sercu ? Ulokował się tam dość solidnie , powodując niezliczone wyrzuty sumienia , zanim cokolwiek się wydarzyło - Wybacz , nie mogę . - wykrzyczała zażenowana oddalając się znacząco od Andreasa.
-Możesz i chcesz- przyciągnął szatynkę do siebie jeszcze raz, delikatnie pociągając Ją za chudawą rękę. Kiedy znalazła się dostatecznie blisko, całował dziewczynę z zachłannością, jaką trudno sobie wyobrazić czy znaleźć na co dzień.
- Nie mogę. - komunikowała pomiędzy kolejnymi pieszczotami będąc coraz wyraźniej sparaliżowaną bliskością Niemca. Zakazany owoc smakuje podobno najlepiej , ale czy jest wart tego smaku ... Goryczy , która pozostanie na mecie owych wydarzeń ... wyrzutów sumienia ... Pytanie czy one w ogóle się pojawią?.
-Możesz- wyszeptał, nadal błądząc dłońmi w okolicy talii dziewczyny.- Potrzebujesz czułości, uwagi… Miłości… A ja mogę Ci to dać…- ‘miłości’? Czy On sam zdawał sobie sprawę z tego co przed momentem powiedział?
- Może i masz rację , ale .. - z coraz większą trudnością Ann opanowywała narastające pożądanie w stosunku do bruneta , którego dotyk stał się harmonią jej własnego ciała , a głos melodią dla uszu którą chciała zachować na jak najdłuższy czas. - Gregor... - szeptała , mając przed oczyma postać szatyna. 
-Nie oczekuję niczego w zamian- już kiedyś powiedział coś podobnego… Tyle z tym, że do innej z przyjaciółek. Vanessa… To ostatnio do Niej czuł coś takiego. To do Niej ostatnio kierował takie słowa… I czym się to skończyło? Bólem duszy i serca…
  - Ale to co robimy jest niestosowne , ja tak nie mogę .. wybacz... - Ann próbowała się odsunąć ... ostatkiem sił odejść pozostawiając wszystko tak jak jest ... Zagmatwane , niedokończone ... Mijając się z krzywdą , którą mogliby oboje spowodować... Pytanie tylko czy warto jest patrzeć na potrzeby i dobro innych ludzi , dla których w Naszym mniemaniu już się nie liczymy ? 
-Zróbmy choć raz coś, wszystkiemu wbrew- wyszeptał do ucha dziewczynie.- Gdyby Ci na mnie nie zależało, nie poprosiłabyś o spotkanie- czule gładził Jej włosy. Jakby poprzez dotyk, chciał uspokoić dziewczynę Ujarzmić wszystkie ‘przeciw’ w Jej sercu i głowie.
  Kolejny ciepły jakże subtelny dotyk przechylił szalę na niekorzyść zdrowego rozsądku... Pożądanie przejęło całkowitą kontrolę nad ciałem i świadomością . Ruchy ciała stały się coraz bardziej śmielsze i pieszczoty niemalże skrajnie pochłonięte zachłannością wyczuwalną w najmniejszym calu. ... Dłonie polki beztrosko błądziły po ciele Niemca , badając każdy milimetr umięśnionego ciała , a usta bezpowrotnie pragnęły odnaleźć namiętne usta urokliwego Andreasa.
Każdy pocałunek był jak dar. Unosił ponad chmury. A dotyk? Jej dotyk sprawiał, że czuł elektryczne dreszcze na swoim ciele. Czuł się jak w filmie. Marzył i śnił o Niej tak, jak w filmach… Nie  w rzeczywistości. Bo coś tak pięknego nie mogło dziać się naprawdę… A jednak. Życie czasem potrafi zaskoczyć. Sprawić, że czujemy się jak we śnie, wraz z każdym kolejnym pocałunkiem czy poczuciem ciepłych dłoni.
 
--------------------------------------------------------

Kochane nie macie nawet pojęcia jak wielkie podziękowania się Wam należą za każdy powstały rozdział. To dzięki Wam mamy pokłady energii , aby je tworzyć , co sprawia Nam ogromną radość. 

Dziękujemy licząc na Wasze dalsze , szczere opinie.

Wakacyjnie...

Ann i Klaudia.

Dwudziesta czwarta odslona codzienności.




Był chwilą, którą warto było łapać.


~~♥♥~~

Ona była już przeszłością. Skrawkami szarych, powoli blaknących wspomnień. Tyle razy Go raniła… Tak wiele ciosów zadała, mimo że sama nie zdawała sobie z tego sprawy. Pomimo tego, nie przestał Jej kochać. Wprost przeciwnie. Kochał Ją jeszcze bardziej. Bo taka była Jego miłość. Nie znająca ludzkich granic… A i tak trwał w bezruchu, uwięziony między marzeniami o niespełnionej miłości, a realnej, szarej rzeczywistości. Skazany na wieczną samotność duszy. Taki był wyrok za szczere i bezgraniczne uczucie… A teraz? Teraz miał niebawem nastać czas, kiedy będzie żył na świecie, gdzie nie będzie Jej?
-Thomas, to znowu Ty?- zapytał Manuel, widząc w drzwiach swojego mieszkania postać kolegi z reprezentacji. 
- Przyszedłem porozmawiać z Vanessą ... - zakomunikował przyjaźnie widząc twarz kolegi z reprezentacji po drugiej stronie. Starał się zachowywać naturalnie , bez emocji , które mogłyby wzbudzić niepotrzebne podejrzenia u Fettnera. - Zastałem ją?
-Nie ma Jej. Wyszła- odpowiedział łagodnie z niepokojem patrząc na Morgensterna. Wizyta? Kolejna? Doskonale wiedział w jakim obecnie Vanessa znajdowała się stanie. Była wrakiem psychicznym. Każde spotkanie z Thomasem było równoznaczne ze łzami, które On zawsze starał się osuszyć. Ale jaką posiadał władzę? Żadną. Mógł jedynie być…- Thomas, daj Jej w końcu spokój…- odezwał się niepewnie, chcąc uniknąć kolejnej wizyty blondyna.
- Spokój ? Pozwól , że sam o tym zdecyduje... - zakomunikował podnosząc lekko ton swojego głosu. Postawa Manuela była dla Niego coraz dotkliwiej odczuwalna , irytująca...
Był kimś ważnym dla Vanessy , co Thomas doceniał i szanował , ale każda uwaga , prośba kierowana z ust Fettnera była czymś w rodzaju wyzwania do walki, czymś nie naturalnym , a na pewno nie bezinteresownym z Jego strony, 
  -Nie masz pojęcia ile kosztuje Ją każde spotkanie z Tobą- warknął w odpowiedzi na wyższy głos Morgensterna.- Nie znasz Jej planów na przyszłość; nie wiesz jakie ma problemy, troski, marzenia- wymieniał, patrząc w oczy Austriaka, sam dokładnie nie wiedząc do czego dąży. Co chce osiągnąć.- Niczego nie wiesz- dodał pod nosem, opadając na kanapę.
  - Skoro z taką pewnością w głosie mówisz o tym wszystkim , to może rozjaśnisz mój umysł  - Thomas wszedł za Austriakiem do mieszkania , rozglądając się , jakby chcąc się upewnić , że Manuel nie skłamał w sprawie nieobecności Vanessy. - Powiedż mi jakie ma plany , jeżeli jesteś tak świetnie poinformowany... - zadrwił sam nie wiedząc nawet dlaczego . Nagle Fettner stał się dla Niego kimś zupełnie obcym , nieznanym. 
-Widzę, że nie jesteś dobrze poinformowany- bąknął, odwracając wzrok przy towarzyszącym mu subtelnym uśmiechu triumfu. Wiedział doskonale, że to On jest stroną skazaną na zwycięstwo. Posiadał w sobie wszystko co było potrzebne, a Thomas? Marny przeciwnik, który podrażnił Go swoim zachowaniem, kiedy zaczął traktować Jego samego jak wroga, a Vann- nagrodę do zdobycia. 
  - Nie zgrywaj się tylko odpowiedź... - myśli Thomasa niemal natychmiast przybrały złowrogie nastawienie ... Zachowanie Fettnera irytowało Go niezmiernie , przyprawiało niemalże o złość i chęć odegrania się w każdy możliwy sposób. Jednakże nie po to przyszedł do jego mieszkania. - Kiedy będzie Vanessa? - dopytał.  
-Kiedy załatwi formalności związane z naszym ślubem, wróci- powiedział łagodnie z uśmiechem przyglądając się temu, co aktualnie malowało się na twarzy Thomasa.-Nie wiem dokładnie ile trwają takie załatwienia. Mogę Jej coś przekazać, kiedy tylko wróci- dopowiedział, czując już smak zwycięstwa.
Ktoś kto powiedział, że czas goi wszystkie rany, jest kłamcą. Czas pozwala jedynie nauczyć się najpierw przetrwać, a potem żyć z tymi ranami. Ale każdego ranka, natychmiast po otwarciu oczu czuje się te rany. I zawsze, do ostatniej chwili życia będzie się czuło obecną nieobecność. Od niej można uciekać, ale nie można uciec....Wiadomość o rychłym ślubie Vanessy z Manuelem odnowiła nieco zabliźnione rany powodując piekący ból nasilający się podczas każdego wdechu ... Czuł jakby usłyszana wiadomość zatrzymała mu dopływ świeżego tlenu , jakby w jednej sekundzie uszło z Niego życie... - To nie możliwe ... Jak to ? - mówił chodząc nerwowo po pomieszczeniu.
-Czemu niemożliwe?- zapytał, niepokojącym wzrokiem obserwując reakcję blondyna na przekazaną mu przed momentem informację. W niewłaściwym momencie i w niewłaściwy sposób. Czuł się tak, jakby posypał sól na rany, które powoli goiły się na duszy blondyna. Był przyjacielem, a sam zranił Thomasa tylko po to, aby ‘coś’ osiągnąć…- Nie jesteście już razem…
- Przecież ona Cię nie Kocha ... - odrzekł pewnym tonem głosu , nie widząc nawet najmniejszej szansy na to , że Vanessa jakimś niezrozumiałym dla Niego cudem pokochałaby Manuela. To nie było prawdą , i bez względu na to co usłyszałby z ust Fettnera nie uwierzyłby w zmianę jej uczuć. Wiedział sam po sobie , że Miłość nie znika z dnia na dzień ... nie ta prawdziwa.
-Wiem- odpowiedział równie pewnie. Doskonale wiedział, że Vanessa nie jest Jego. Że Go nie kocha. Że to nigdy nie będzie wyglądało tak, jak powinno, lecz zdawał sobie sprawę dlaczego to robi. Chęć pomocy zasłaniała wszystko…- Ona nadal kocha Ciebie. Zrobiłeś z Niej kalekę emocjonalną, tak to ujmę… Jednak zapewniam Cię, że ja do niczego Vanessy nie zmuszałem. To nasza wspólna decyzja. Wiesz… Długie rozmowy przy kominku, wspólnie spędzone wieczory… To zbliża i to w niewiarygodny sposób- uśmiechnął się pod nosem na samo wspomnienie czasu spędzonego z brunetką.- Nie wszystko jesteś w stanie pojąć, Thomas.
  - Więc powiedź mi po jaką cholerę pchasz się tam gdzie Cię nie chcą , co? Od kiedy to tak chcesz niszczyć życie innym w około sam nie będąc szczęśliwym ? - Krzyk , jedyne co mógł wyrazić , z czym dosadnie się odnieść patrząc głęboko w ciemne oczy rywala.
Do niedawna Manuel , zwyczajny , pomocy , przyjacielski , a teraz? Zadziwiające jak w ułamku jednej sekundy Nasz umysł interpretuje nadane wcześniej określenia.
-Dlaczego twierdzisz, że mnie nie chcą?- zapytał z intrygą, zakładając ręce na piersi.- Gdyby Vanessa nie chciała ze mną być, nie oświadczałaby mi się- oznajmił spokojnie, patrząc z triumfem i poczuciem zwycięstwa na blondyna, którego ranił, lecz nie to teraz było najważniejsze. Każdym słowem chciał uzmysłowić Austriakowi, że na nic Jego rozpaczliwe próby, mające na celu zbudowanie, po raz kolejny, związku z brunetką.- Prawda jest taka, że Ty nie chcesz przyjąć do wiadomości, że Vann Cię nie chce i tyle.
- Oświadczyła Ci się bo miała pewnie do tego jakiś powód ... - oznajmił z pewnością w tonie swojego głosu. Nie potrafił przyjąć do siebie wiadomości , że Vanessa mogłaby zrobić tak poważny krok w swoim życie nie mając konkretnego powodu ... Ta myśl zawładnęła jego umysłem ... Bo przecież jeżeli ślub nie jest dowodem na to , że dwoje ludzi kocha się niemal nad życie , jest w stanie bardzo wiele znieść mając na uwadze szczęście drugiej połówki to co innego , równie ważnego może być powodem wkroczenia w tak zażyłą relację? - Sam siebie oszukujesz Manu.
-Niby jaki?- zaśmiał się głośno, z rozbawieniem patrząc na próby, które podejmował blondyn.- Co mogła osiągnąć poprzez ślub?- każda walka ma swój koniec. Nawet Thomas musiał kiedyś przestać walczyć, co jakże dotkliwie starał się przekazać mu Manuel. Należy zaprzestać tego nie z powodu dumy, lecz szacunku dla swojej osoby. Thomas teraz powinien przestać być dla kogoś. Pozwolić, by ktoś zawalczył o Niego. Powinien docenić to, kim jest.- Thomas, przestań. Tylko Ją ranisz… Mieszkamy razem pod jednym dachem i myślisz, że tego nie widać?
- Zmień kierunek swojego patrzenia i po sprawie ... - odpowiedział oschle nie ujmując swojej wypowiedzi wyrzutu jaki kierował do bruneta. Nie mógł pozwolić sobie na przegranie wojny o serce i szczęście Vanessy... Wiele bitew zostało rozegranych, nie mniej przegrał , ale najważniejsza była ta ostatnia.... I to on zdecyduje kiedy i z kim ją rozegra. - Bądź tak miły i powiedź Vanessie , że chciałbym z Nią porozmawiać o stanie jej zdrowia. - dodał udając się do wyjścia.
-Thomas, przestań. Daj sobie spokój. Zachowaj resztki godności- wymieniał na jednym wdechu, chcąc za wszelką cenę uświadomić blondynowi jak naprawdę wygląda rzeczywistość, w której żyje. A przede wszystkim, że nie składa się ona ze skrawków Jego wyobraźni, niespełnionych marzeń i zranionej miłości.- Jeśli chodzi o Vanessę, mamy wszystko pod kontrolę. Razem przejdziemy przez wszystko- spojrzał wzrokiem pełnym przyjemnych uczuć na postać Thomasa, chcąc przekazać mu wzrokiem, że nie kłamie. Że nie żyje wśród złudzeń, tak jak On sam.
- Postaw się chociaż na moment w mojej sytuacji Manu ... - zaczął swój krótki monolog patrząc w ciemne tęczówki Fettnera , chcąc mu przekazać swoje uczucia , ich prawdę ... - ... Gdybyś kochał tak bardzo , że każda sekunda nieobecności tej drugiej strony byłaby dla Ciebie wiecznością , gdyby każdy nadchodzący poranek , był niczym innym jak jedynie kolejnym dniem egzystencji odpuściłbyś ? Tak zwyczajnie , po prostu odszedł byś nie odwracając się nawet? - Jedyne co chciał osiągnąć otwierając się przed kolegą z reprezentacji to szczerość , która jest cenniejsza niżeli miliony wymyślnych słów.
-Odpowiedz mi na jedno pytanie- przybrał zgorzkniały ton głosu z niewiadomych dla Niego przyczyn. Może doszedł do wniosku, że czas się zaangażować? Nie wracać do dawnych, złych chwil, a zacząć chwytać teraźniejszość w swe ręce, składając ją kawałek po kawałku, tworząc coś pięknego czym jest szczęście.- Chcesz Jej cierpienia czy szczęścia?
- Szczęścia , które jestem pewien , że przy moim boku dozna. - Krótka , zwięzła odpowiedź na zadane pytanie , nie mogła wyglądać inaczej... Umysł Thomasa skrupulatnie ważył każde ze słów , aby nie powiedzieć zbyt wiele , lecz jedno musiał , aby uprzedzić nasuwające się aluzje Austriaka. - I nie mów mi , że jak odejdę to Vanessa będzie szczęśliwa , bo nie wierzę w Twoje spekulacje... - zamyślił się na moment... - A Ty Manu czego dla niej chcesz? Szczęścia? W związku bez miłości?
-Jesteś zbyt pewien, Morgi- powiedział pewnie, nie odwracając się za blondynem.- Prawda jest taka, że tylko przeszkadzasz Jej w normalnym życiu. Vann miała już wszystko poukładane i nagle bum!- klasnął w dłonie, aby nadać swym słowom większego napięcia.- Zjawiasz się Ty i nagle wszystko Jej burzysz. Uszanuj Jej decyzje, wybory. Możliwe, że Cię kocha, ale przestanie. Kiedyś na pewno, ja to wiem. Nie masz pojęcia ile łez wylewa po każdym spotkaniu z Tobą. Ale nie! Ty nie odpuścisz. Nie dasz Jej spokoju, bo Ty wolisz drążyć, naciskać i jeszcze bardziej ranić oraz pozbawiać możliwości normalnego funkcjonowania, aby zaspokoić swoje chore potrzeby. Przejrzyj na oczy w końcu, Morgenstern.
  - Możesz mówić co chcesz , nie mam zamiaru dostosowywać się do Twoich żądań , próśb czy nieskładnych wypowiedzi , mam je zwyczajnie gdzieś Fettner. - Thomas udał się w stronę wyjścia z cwanym uśmieszkiem na twarzy. -  Chwilowego szczęścia życzę. - dopowiedział śmiejąc się .
-Tak w ogóle, ostatnio zastanawialiśmy się z Vann czy będzie na miejscu, kiedy wyślemy Ci zaproszenia na nasz ślub?- zapytał, wstając na równe nogi, jednocześnie chcąc zobaczyć wyrwa twarzy, który wkradł się na lico blondyna. W życiu każdego bywa taki moment, że ktoś staje się dla nas wszystkim. Wraz z wizytą Morgensterna, taka zmiana zaszła wewnątrz Fettnera.- Wolę, żebyś powiedział mi to teraz prosto w twarz, niż podczas ceremonii, zadając Vann kolejny cios. Chociaż w sumie…- powiedział sam do siebie.- Chyba nie będzie Ci to na rękę, ponieważ Ty wolisz patrzeć tylko na swoje szczęście.
- Będę zaszczycony jeżeli otrzymam zaproszenie na tą wspaniałą , pozbawioną nawet najmniejszej jednostki uczucia uroczystość... - zakomunikował nie dając po sobie poznać , jak wiele kosztuje Go rozmowa na temat rychłego ślubu , którą musi kontynuować wraz z Manuelem... Nie był to czas na okazywanie uczuć i emocji , które mu towarzyszyły. Nie teraz ... Na to wszystko przyjdzie czas w zaciszu mieszkania , gdzie nikt nie będzie Nas oceniał , ani wykorzystywał wszystkiego przeciwko Nam.
-Thomas, tylko postaraj się nie wywinąć żadnego numeru- zagrzmiał stanowczo, patrząc na blondyna spode łba.- Powiedz…- zamyślił się na chwilę, wykrzywiając kąciki swych ust ku górze.- Czy Vanessa zawsze była tak cudowna? Jej oczy od zawsze błyszczały w tak magiczny sposób, skąpane w świetle księżyca? Jej uśmiech zawsze smakował tak słodko? Czy za każdym razem, kiedy opowiadała o radosnym dniu, który przeżyła?- połowa Manuela robiła to specjalnie. Pokazywała Morgensternowi, że Jemu samemu Vann nie jest obojętna. Wysyłał znaki, że chce walczyć. A przede wszystkim, że konfrontacja z Nim nie będzie łatwa.- Poza tym, nie rozumiem czemu uważasz, że nic nas nie łączy… Dwójka ludzi, która mieszka razem pod jednym dachem. Tak samo zagubieni na świecie, wpierający się wzajemnie oraz związani niewiarygodną nicią… Jednak Ty, Thomas, wiesz wszystko najlepiej…- bąknął pod nosem.
- Zawsze najmądrzejszy , najdoskonalszy Manuel ... - Thomas zaśmiał się ironicznie patrząc na sylwetkę skoczka. - No tak mogłem się domyślić ... Nigdy nie pokonasz mnie na skoczni , chociaż nie wiadomo jakbyś się starał , więc postanowiłeś wykorzystać do swoich celów Vanessę i jej dobre serduszko . Gratuluje. - jego wypowiedź była przepełniona zawiścią , złością , ale jakże triumfalna , gdyż w dziedzinie sportu Manuel nigdy nie mógł mu dorównać.
-Że co?- wykrztusił ledwo, słysząc słowa, które prosto w twarz wypowiadał mu, dotychczas kolega, a teraz? Kim stał się Thomas? Wrogiem? Czy to nie za ostre określenie?- Tu już nawet nie chodzi o mnie- warknął stanowczo, nieustannie utrzymując z blondynem kontakt wzrokowy.- Ale za kogo masz Vanessę? Co masz na myśli, kiedy mówisz, że widzi szansę dla siebie w tym, że za mnie wyjdzie? Zaczynasz traktować Ją jak cel do zdobycia! Jak swoją własność! Tak naprawdę nie wiesz jaka Ona teraz jest! Ciągle narzucasz Jej własne racje, nie szanując Jej postanowień! Ty Jej nie kochasz- powiedział pewnie, nie do końca myśląc co owe słowa mogły oznaczać.- Boisz się zostać sam.
- Nie sztuką jest znaleźć przypadkowe szczęście Manu , sztuką jest je utrzymać ... a Ty ? - zadrwił zbierając siły na uzupełnienie wypowiedzi. - Jak sam zdążyłeś zauważyć jesteś tak samotny w życiu , że sam sobie z Nim nie radzisz , więc jak chcesz poradzić sobie z rodziną ? Z zaspokojeniem potrzeb , których od Nas wymaga ? Z utrzymaniem pełnej rodziny ... Z Czego ? Z tych paru dobrych skoków w całym sezonie , które jakimś cudem Ci się udadzą? - sam nie wiedział do czego się posuwa , ale potrzeba odpłacenia się za całe zło jakie Manuel w Nim zasiał było o wiele silniejsze od dobrego serca.
-Nie będę Ci ubliżał. Nie myśl, że dam Ci się sprowokować- oznajmił łagodnie, udając, że nie ruszyły Go słowa blondyna. Sam wiedział, że nie jest wspaniałym skoczkiem, lecz nie sądził, że ktokolwiek będzie mu to wypominał. Tym bardziej, nie Morgi. Ten przyjazny i zawsze uśmiechnięty Thomas, którego kiedyś znał.- Wyjdź stąd, proszę. Vann powinna niedługo wrócić, a nie chcę narażać Jej na kontakt z Tobą. Nie teraz, kiedy przestała płakać każdej nocy z Twojego sposobu- dodał, ignorując obecność blondyna w swoim mieszkaniu, poprzez przekroczenie progu sypialni.
- Czekam na zaproszenie ... - Austriak uśmiechnął się przyjaźnie patrząc na sylwetkę kolegi z reprezentacji , który z marnym skutkiem próbował Go ignorować. Dla Niego samego stało się to parodią , gdyż spodobała mu się wymiana zdań , która jakby nie patrzeć naświetliła mu nieco sytuację dając wiele do myślenia. - A... - zajrzał do sypialni .. - Zaproszenie dla dwóch osób poproszę... - oznajmił zabawnym tonem , po czym opuścił mieszkanie.

~~♥♥~~

 I potem, po jakimś czasie ... dużo później nadejdzie moment w którym zostaniesz sama.. z dziurą jak po kuli. I możesz wlać w tę dziurę bardzo dużo, mnóstwo cudzych ciał, substancji i głosów, ale nie wypełnisz, nie zamkniesz, nie zabetonujesz , ponieważ zabraknie Ci jednego elementu jako fundamentu Twojego życia. Bez Niego nie zbudujesz nic ... ba! Nawet nie zaczniesz swojej budowy , bo to stanie się nie możliwe ...
- Obiecujesz , że już nic więcej złego Nas nie spotka? - uśmiechnięta szatynka wtulona w tors jednego z Austriackich skoczków zapoczątkowała jedną z trudniejszych dla Niej , ale bardzo ważną rozmowę.
- Obiecać Ci tego nie mogę , ale zrobię wszystko , żebyś była przy moim boku szczęśliwa... - oznajmił przyjaznym i spokojnym tonem głosu patrząc w wypełnione ciepłem zielone tęczówki dziewczyny , której głowa spoczywała na jego kolanach.
- Nie marzę o niczym innym Gregor... - Ann rozpromieniała się niemal natychmiast pod wpływem zapewnień szatyna , które były dla Niej motywem budującym ... iskierką nadziei na lepsze jutro , którego tak bardzo się obawiała.
- Kocham Cię , wiesz? - mimika twarzy Schlierenzauera uległa diametralnej zmianie, Tak ważne dla Niego słowa , wypowiedział z widoczną niepewnością i strachem przed usłyszeniem odpowiedzi. Jego czekoladowe tęczówki spoczęły na oczach Ann domagając się szczerej odpowiedzi.
- Kocham Cię o wiele bardziej ... - szepnęła szatynka składając na wargach Tyrolczyka namiętny , pełen uczuć i emocji pocałunek , który zapoczątkował przyjemne zakończenie wieczoru.
Ludzie zostawiają ślady w miejscach, którymi przechodzą, tak samo jak wciąż odnawiają swą skórę, nie zauważając tego. Nieważne jak drastyczna była przemiana i jak wyczerpujące sprzątanie pustego domu. Choćby podłogi pachniały woskiem, a ściany zostały wybielone, uważne oko wyczyta z nich pewną historię.

-------------------------------------------------
Kochane, dziękujemy za słowa wsparcia pod poprzednim rozdziałem. Nie jest to żadną tajemnicą, że każde słowo, którym się z nami dzielicie, jest nie tylko zastrzykiem motywacji, lecz także uśmiechem na naszych twarzach. Dziękujemy! ♥ Teraz czekamy na Wasze opinie odnośnie tego rozdziału. Mamy głęboką nadzieję, że Wam się spodoba. ♥

środa, 25 czerwca 2014

Dziewiętnasta odsłona codzienności.


Zawsze jest odrobinę prawdy schowanej za każdym "żartowałem". Trochę emocji za "nie obchodzi mnie to". Trochę bólu za każdym "wszystko jest okej". Odrobinę potrzebuje za każdym "zostaw mnie w spokoju". I bardzo dużo słów schowanych za milczeniem.

~~♥♥~~ 
Kiedy mówimy: ‘wybaczam’, co wówczas dzieje się z naszym umysłem? Dzięki temu jednemu, aczkolwiek trudnemu słowu, otwieramy zgodę na wszystko i wszystkich. Bezwarunkowo. Obnażamy się przy nim z uczuć i możliwe, że czasem wydaje nam się, że tracimy honor. Ale nie… To tak nie działa. Honor tracimy tylko wtedy, kiedy pozwolimy, aby bliskie nam osoby były daleko. Za daleko, przez co pozwalamy im cierpieć.
-Dużo kosztuje Cię to spotkanie?- zapytała, zbliżając się do szatynki. Do osoby, którą kochała. Która od zawsze była z Nią. Wspierała. Miała być mimo wszystko, więc dlaczego kiedyś coś je poróżniło? Jak to się stało, że tak silna więź nie przetrwała kilku mocniejszych słów? Nie, to niemożliwe. Dlatego też one obydwie teraz tutaj były… By walczyć. A chociaż spróbować.
  - Pewnie nie mniej niż Ciebie. - odpowiedziała wtapiając swój wzrok w bliżej nieokreślony punkt będący centralnym obiektem w parku w którym spotkała brunetkę ... Jak długo można udawać , że wszystko jest w porządku , gdy tak naprawdę życie sypie się Nam na głowę , a my nie mamy komu się zwierzyć , z kim porozmawiać , aby chociaż na moment zapomnieć , bądź myśleć że problemy odeszły gdzieś daleko ... Życie nie jest proste , co udowadnia Nam każdego dnia... wymaga od Nas wiele wyrzeczeń , ale głownie odpowiedzialności za popełnione błędy , wypowiedziane słowa... Nie ważne czy jest to odpowiedni moment dla Nas .... na poprawę relacji między ludzkich nigdy nie jest za późno.
-Ann, jesteś w stanie mi wybaczyć?- zapytała bez zbędnych wstępów, które w ich relacji  były całkowicie zbędne. Za długo się znały… Zbyt wiele o sobie wiedziały… Za dużo przeżyły, aby teraz jedna nie znała zamiarów drugiej.
Brakowało jej tych słów ... nie tyle przeprosin , ale głosu dziewczyny , która stała obok Niej ... Potrzebowała Go ... ba! Ann potrzebowała bliskości i obecności Vanessy , aby prawidłowo funkcjonować , chociaż dotychczas sama przed sobą nie potrafiła się do tego pragnienia przyznać . - Wybacz , nie chciałam powiedzieć tego wszystkiego. - wyszeptała wpatrując się w ciemne tęczówki rodaczki.
-Ann, ja też- spod Jej powiek wydostały się łzy, które od dłuższej chwili były tam zgromadzone.- Przepraszam, przepraszam…- powtarzała tępo.- Jestem skończoną egoistką…- nie wiedziała co powiedzieć, by było dobrze. Emocje sięgały zenitu. Uczucia uderzały o Nią ze zdwojoną siłą. Nie potrafiła sama określić jakiego typu były to uczucia. Pozytywne czy też nie… Nie to było teraz istotne.
- Nie wracajmy do tego co było Vann , najważniejsze że wszystko jest już dobrze... - wyszeptała na ucho brunetce przytulając ją lekko do siebie ... Niesamowite uczucie , które owiało jej ciało ... kamień , który spadł z serca , uśmiech pojawiający się na ustach ... to ciepło w tęczówkach spowodowane bliskością brunetki. Nie liczyło się już nic ... priorytetem stała się przyjaźń.... a może i odbudowa relacji potrzebnej do jej utrzymania.
-Tęskniłam za Tobą- wyszeptała, mocniej ściskając do siebie przyjaciółkę. Tak, teraz mogła ten tytuł nadać Ann. Wreszcie powrócił do prawowitej właścicielki.- Bez Ciebie wszystko nagle straciło sens…
- Ja za Tobą również . - Ann uśmiechnęła się siadając na jednej z pobliskich ławek , przyglądając się przyjaciółce. Zbyt dobrze ją znała , żeby wiedzieć , że jest ona w złym stanie psychicznym jak i fizycznym , nie potrzebowała słów , by nadać jej problemom swoją własną interpretację .  - Co u Ciebie? - zapytała chcąc upewnić się w swoich podejrzeniach.
-Teraz jest świetnie- odpowiedziała ze szczerym uśmiechem na ustach.- Mam Ciebie, więc teraz nic już nie jest straszne, Ann- ponownie przytuliła się do przyjaciółki.- A Ty już niebawem będziesz matką chrzestną- szepnęła na ucho przyjaciółce, nie mogąc dalej taić tak istotnej informacji.
- Kim? - zapytała zaszokowana. Czyżby się przesłyszała ? Usłyszała coś co źle zinterpretowała? Kompletnie nie wiedziała jak ma się zachować układając w głowie tysiące rozwiązań do danej scenerii , każdy z Nich na swój sposób pozytywny.
-Ann, będę miała dziecko- uśmiechnęła się, patrząc z zaskoczone oczy przyjaciółki, które jakby z niewiadomych dla Niej przyczyn, były dla Niej jakby przestraszone… Obawiające się przyszłości, której nawet Ona sama się nie bała.
- Gratuluje. - wypowiedziała niepewna swoich słów... Miała tak wiele niewiadomych kwestii w głowie , które tylko Vanessa mogła rozwikłać ... lecz nie odważyła się zadać tych wszystkich pytań , nie teraz gdy Ich przyjaźń powróciła na właściwy tor ...  - Cieszę się , że będziesz szczęśliwa. - wyszeptała przytulając brunetkę do siebie.
-Kto powiedział, że jestem?- podniosła wzrok, spoglądając na Ann wzrokiem, który coś ukrywał. Coś, co spędzało Jej sen z powiek… Co sprawiało, że wielokrotnie przewracała się, mimo że i tak leżała już na kolanach… Paraliżowało. Nie dawało szans na lepsze jutro…
- Oliwer jest poważnie chory…
Młodszy brat Vanessy , którego Ann miała okazję poznać bliżej , a co ważne utworzyć z Nim coś na poczet więzi ... dlatego słowa które dotarły do jej uszu tak diametralnie spowiły uśmiech z jej twarzy... - Jak to chory ? Co to za choroba? Jak możemy mu pomóc.? - zadawała pytania nie mogąc zdecydować się na jedno konkretne.
-Nikt ani nic nie może mu pomóc, rozumiesz?- pisnęła cienko, ukrywając twarz w dłoniach, nie zwracając uwagi na łzy, które wydostawały się spod Jej powiek.- Ściągnęłam małego nawet do Austrii… Sądziłam, że tutaj znajdzie lepszą opiekę lekarską, ale i tak to wszystko na nic.. Oliwer umiera… Najgorsze jest jego cierpienie wymalowane na tej małej i bezbronnej twarzy…- zrobiła krótką pauzę.- Białaczka…- powiedziała, po chwili, próbując opanować łzy, ciągle kumulujące się pod Jej powiekami.- I tutaj jedyną szansą byłam ja… Gdybym zaszła w ciążę, mały miałby jakiekolwiek szanse na przeżycie przez krew…
- Czyli jest szansa , tak ? - zapytała nie do końca  rozumiejąc słowa , które wypowiadała Vanessa. ... - Jesteś przecież w ciąży więc Oliwier ma szansę ... - Szansa? Coś kosztem czegoś? Czy można temu nadać miano ' szansy' ?
-Ma- wyjąkała.- Ale Ann…- ukryła twarz w dłoniach.- Ja się tak strasznie boję… Co będzie jeśli po drodze…- nie potrafiła wypowiedzieć kilku słów, które nazwałyby najbardziej bolesną tragedię w Jej życiu.- Nie… Ja już nie mam sił. Czuję jakbym tę małą istotkę w jakiś sposób wykorzystała… Potraktowała jak rzecz…
- Nie myśl tak , bo jest to nieprawdą Vann ... to że przyjście na świat tej małej istoty może pomóc Twojemu bratu sprawi jedynie , że będzie ono jeszcze bardziej wyjątkowe niżeli jest ... - uśmiechnęła się obejmując przyjaciółkę swoim ramieniem . - Bez względu na wszystko to będzie Twoje dziecko i będziesz je kochała matczyną miłością , nie ważne jak wiele będziemy mu zawdzięczać...
-Ann, ja nie wiem kto jest ojcem!- wybuchła, wypowiadając całe zdanie  jednym tchem. To raniło najbardziej. Mimo że udawała, wmawiała sobie, że ona sama wystarczy, wiedziała że to nieprawda. Że dziecko potrzebuje ojca…
Ann zamilkła, gdyż nie wiedziała jak ubrać w słowa swoją wypowiedź ... nie miała zamiaru zadać pytania , gdyż dobrze wiedziała co ma na myśli brunetka , znała przecież wiele szczegółów z jej życia , które dotkliwie je poróżniły... Thomas i Andreas ... Dwaj mężczyźni , dwaj kandydaci ... decyzja należała do samej brunetki.
-Ale sama jestem sobie winna… Wszystkim wokół wmawiam, że jest dobrze, że dam rady sama, ale tak nie jest… To maleństwo nie będzie miało ojca przeze mnie!- mówiła, dławiąc się własnymi łzami. W końcu nie musiała przybierać żadnej z maski. Być tylko Vanessą. Nawet przed samą sobą, nie tylko Ann…
- Na obwinianie się jest już za późno  .. -  Ann przytuliła mocno brunetkę w geście wsparcia , które chciałaby , aby od Niej czuła ... - Każde z Nas zaburzyło konstrukcję tej układanki i każde jest jednakowo winne , że nie wszystko ułożyło się tak powinno , ale z czasem wszystko się ułoży , naprostuje ... nie myśl o tym . - szatynka umocniła swój uścisk ... - Jeszcze będzie dobrze. - dodała z entuzjazmem.
 -A co u Ciebie?- zapytała, chcąc odciągnąć swój temat na jak najdalsze tory.- Jak z Gregorem? Wszystko się w końcu ułożyło?- zadając to pytanie, miała nadzieję, że w końcu dowie się czegoś więcej na temat Thomasa… Jego rzekomej zmiany, o której wspominał Gregor… Dlaczego aż tak bardzo Ją ciekawiło? Czemu nie zamknęła jeszcze tego rozdziału?
- Jest dobrze. - urwała krótko , nie rozwodząc się dosadnie , gdyż był to temat dla Niej raczej ciężki do określenia ... ciągłe zmiany decyzji , ewolucję wzajemnych relacji ... wszystkiego zbyt wiele , aby zamknąć opowieść w jednym zdaniu.
-Widzę, że coś jest nie tak- spojrzała na przyjaciółkę penetrującym wzrokiem, mając pewność, że przyjaciółka coś przed Nią ukrywa. Nie potrafiła zrozumieć tylko dlaczego… Ona wszystko od razu z siebie wyrzuciła, a Ann?
- Wszytko jest dobrze.. - powtórzyła nieco pewniej. Odzyskała przyjaciółkę , z powodu czego radość rozpierała ją od środka , ale brak zaufania ... nieokreślone odczucie , które powstało w skutek odrzucenia ich przyjaźni , wyparcia jej z siebie pozostała , utrudniając Ann dalszą relację z Vanessą ...
-Przecież widzę, że coś nie tak- powiedziała, lekko przejęta brakiem zaufania do Jej osoby. Raniło… Ona zaufała, a nie mogła oczekiwać niczego podobnego w zamian.- Dlaczego nie chcesz powiedzieć.
- Bo tu nie ma o czym mówić Vann ... - zakomunikowała dość dobitnie mając nadzieję , że brunetka okaże zrozumienie i wycofa się z tematu , który poruszyła. Dla Ann nie był to odpowiedni czas na tego typu rozmowy ... zbyt wiele było niewiadomych , aby wyrażać swoje zdanie na temat związku .  
-Ann, dlaczego nie chcesz mi nic powiedzieć?- podparła głowę rękami.- Zmieniło się coś pomiędzy nami? Czy teraz mam uważać na każde wypowiedziane słowo w Twoim towarzystwie?- mówiła, ciągle twarz ukrywając w dłoniach.
  - Jak dla mnie nie ma o czym mówić Vann ... Jest tak jak było do tej pory ... - zwiesiła swój głos na moment patrząc na przyjaciółkę ... - To jest bardzo trudne do określenia , dlatego nie chce o tym rozmawiać... - zakończyła. 
-Musisz coś czuć- powiedziała pewnie.- Nawet gdyby to były najbardziej skrajne i niedorzeczne uczucia, musisz coś czuć. Mimo że teraz wydaje Ci się, że nie potrafisz określić co w Tobie jest, kiedy wyrzucisz to z siebie, rozwiązanie może przyjść w najmniej oczekiwanym momencie- objęła szatynkę ramieniem, delikatnie gładząc Jej plecy, chcąc chociaż w taki sposób dodać jakoś otuchy przyjaciółce.
  - Dla mnie ten związek nie ma sensu ... - oznajmiła na jednym tchu określając jak najoględniej myśli , które kłębiły się w jej umyśle.... Nie potrafiła już sama znaleźć odpowiedniejszego określenia na relację jaka jest pomiędzy Nią , a Gregorem ... coraz częściej niezdrową więź.
-Dlaczego?- zapytała lekko zdziwiona słowami Ann.- Kochasz Go?- spojrzała w oczy przyjaciółce, chcąc znaleźć odpowiedź na swoje pytanie w oczach dziewczyny.- Jeśli Go kochasz, czasem przychodzą gorsze dni… Ale one później mijają i później jest się podwójnie szczęśliwym.
  - Ja i Gregor to dwa zupełnie inne światy Vann , nie mów że tego nie zauważyłaś... - Ann próbowała jakoś wytłumaczyć swoje uczucia brunetce , lecz wiedziała że będzie to dla Niej niemalże niewykonalne... - Niepotrzebnie tu przyjechałam ...
-Przeciwieństwa się przyciągają- powiedziała, nieustannie patrząc na przyjaciółkę. Bolało. Bolał Ją, Jej ból… Jakby powiązane były jakąś nicią, przy której jedna czuje ból drugiej.- Chcesz ostatecznie zakończyć ten związek? Jesteś tego pewna jak niczego innego w życiu?
  - Za każdym razem kiedy tego chce , Gregor zaczyna na nowo swoją bajkę o wspólnym życiu ... Nie wiem jak mam postąpić ... nic już nie wiem ... - wyszeptała patrząc w oczy przyjaciółki , opierając swoją twarz o jej ramię . Tak bardzo brakowało Ann wsparcia i zrozumienia , które teraz otrzymywała ... miała nadzieję , że już nigdy go jej nie zabraknie.
-Jesteście razem… To chyba wiąże się ze wspólnym życiem… Widocznie Gregor traktuje Wasz związek poważnie. Nie chce stać w miejscu- mówiła, nadal obejmując ramieniem Polkę.- A Ty potrzebujesz czasu, prawda? 
- Czasu , którego on nie chce mi dać .. - zgodziła się z przyjaciółką , z której ust padły jakże ważne dla Niej słowa , odzwierciedlające niemal całą relację .. - Wiecznie robię coś nie tak .. nie postępuje tak jak powinnam , a raczej jak on uważa że powinnam ..
-Ann, gdzie teraz mieszkasz?- zapytała, doskonale znając odpowiedź na pytanie, które przed momentem postawiła przyjaciółce. Dla Niej to był definitywnie skończony temat, lecz teraz musiała pomóc zamknąć Go Ann, która w Jej oczach nie radziła sobie do końca.
  - U Thomasa .... - oznajmiła dość szybko , nie widząc nic złego w swojej wypowiedzi ... lecz po głębszym zastanowieniu zauważyła w tęczówkach brunetki coś dziwnego , co kazało jej uzupełnić swoją wypowiedź tak , aby uniknąć niepotrzebnych pytań.
 - Pomagamy sobie wzajemnie w trudnych chwilach.
-I właśnie sądzę, że to tak na Niego  działa… Greg ma nieco wybuchowy charakter, o czym się zdążyłaś  przekonać- wykrzywiła kąciki swych ust w uśmiech.- Tak naprawdę to dobry  chłopak… Nawet nie masz pojęcia z jakiego bagna zdołał mnie wyciągnąć-  wspomniała.- Poproś Go o czas, a On na pewno Ci go da. Tylko przy tym  pamiętaj, że mieszkając u Thomasa, nie działasz na korzyść Waszego  związku.
- On mi nie ufa Vann .... okazuje to na każdym kroku .. - wtrąciła natychmiast analizując słowa przyjaciółki ... Miała ona wiele racji w swoich przemyśleniach , ale nie każde słowo Ann interpretowała tak jak powinna ... Każdy ma swój harmonogram , którym się kieruje ... bez względu na innych.
-Niektórzy ludzie nie potrafią do końca ufać- mówiła jakby nieobecna, naświetlając sobie swój ówczesny obraz. Jaka jest i będzie… Nieufna, ostrożna, bezuczuciowa.- Powiedz, czy Gregor ma jakieś powody do zazdrości o Thomasa?
  - Nie. Nie dzieję się nic czym Gregor powinien się martwić. - zakomunikowała dość pewnie... Skłamała... Wiele się wydarzyło , ale nie na tyle dosadnie , aby opowiadać o tym nawet przyjaciółce. - Wszystko jest tak jak być powinno.
-Skoro nie, to dobrze- kiwała tępo głową, czując , że Ann jednak nie jest z Nią do końca szczera.- Ale On jest jednak innym mężczyzną. W jakimś sensie też może czuć się jakoś odtrącony czy samotny…- mówiła, wspominając ostatnie spotkanie z Austriakiem.
  - Nie chce o tym rozmawiać Vann ... - uśmiechnęła się lekko., lecz nienaturalnie.
 - Powiedź lepiej co u Ciebie i Thomasa? Naprawdę nie widzisz dla Was szansy? 
- Nie- odpowiedziała pewnie na pytanie przyjaciółki, widząc, że ta chce jak najdalej odbiec od tematu, co Ona uszanowała. Było trudno, lecz dała radę, by nie okazać się nadgorliwa. Aby nie zaprzepaścić więzi, która powoli wstawała z kolan.- Ten rozdział jest już zamknięty. W ogóle…- zawahała się chwilę.- Teraz zaczynam się zastanawiać czy kiedykolwiek Go kochałam… Gdyby tak było, nigdy nie spojrzałabym nawet na Andreasa… Najgorsza jest ta nicość… Ta obojętność wobec Jego osoby, do której nie jestem przyzwyczajona.
 - Wiesz co myślę na Wasz temat Vann , dlatego w ogóle nie będę się wypowiadała... - Ann uśmiechnęła się przyglądając się zacięcie brunetce. ... Zbyt wiele wiedziała , aby dać upust swoim myślą ... za wiele , aby narażać się na scysje z przyjaciółką. 
-Ale ja jestem bez Niego szczęśliwa, rozumiesz?- uśmiechnęła się.- Niebawem będę matką, pogodziłam się z Tobą, a teraz jeszcze Manuel dodaje kolorytu  każdemu mojemu dniu- z Jej twarzy nie schodził uśmiech. „Jestem szczęśliwa”… A jednak wypowiedziała te słowa. Dokonała rzeczy wcześniej niemożliwej.
- Manuel ? - zapytała zaskoczona. ... Brunet o którym do niedawna marzyła , do którego się przywiązała , mógł być połączony z Vanessą? Czy to było możliwe? Nie...  Według Niej nie. Przesłyszała się? Nie. - Co masz na myśli ?
-Zamieszkałam z Nim na jakiś czas- wyjaśniła krótko.- To naprawdę fantastyczny chłopak. Potrafi słuchać, doradzić… Rozmawiać ze mną w taki sposób, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyłam- na samą myśl o brunecie rozpromieniała.- Czuję jakby stał się cząstką tego mojego niestabilnego i jeszcze krótkiego ‘nowego życia’.
   - Cieszę się , że masz kogoś takiego ... - oznajmiła uśmiechając się lekko.... Gdy wszyscy inni zawiedli , pojawił się on. Brunet , który wyciągnął swoją dłoń , to chyba było ważniejsze od zranionego ego ... które dotkliwie dało o sobie znać.
-Ja też- przyznała.- Wiesz… Wcześniej całymi dnami siedziałam w hotelowym pokoju, patrząc się w sufit i ciągle płacząc. Nie miałam kompletnie na nic siły. Jedyne co robiłam, to odwiedzałam Oliwera w szpitalu… Nawet do pracy nie chodziłam, bo najzwyczajniej nie miałam siły… Nie byłam w stanie… Do tego wyrzuty sumienia i ta samotność, która była wszędzie… A ja pośrodku niej… Zero szans na ucieczkę… I wtedy w mojej głowie pojawił się Manuel. Niczego innego nie pragnęłam jak zwykłej rozmowy o pogodzie z drugim człowiekiem… A Manu wysłuchał, porozmawiał… Nie potępiał czy osądzał…
- Dobrze , że chociaż Manuel przy Tobie jest ... - na twarzy szatynki zagościł uśmiech... szczery , życzliwy gest . Pomimo tego jak bardzo brakowało jej obecności bruneta w swoim życiu cieszyła się , że Manuel jest obecny w życiu Vanessy , wspiera ją , rozumie ... a teraz jeszcze zamierza udzielić jej schronu w postaci mieszkania ... Wszystko niby idealnie się układa , szkoda tylko że ludzie nie zawsze robią wszystko bezinteresownie. 
-To wspaniały człowiek i zaufałam mu- wyznała.- Mimowolnie, ale zaufałam, mimo że obiecałam sobie, iż nigdy więcej tego w życiu nie uczynię- spojrzała w oczy przyjaciółkę, odgarniając włosy z twarzy. Patrzyła na dziewczynę w taki sposób, jakby chciała poczuć jak bardzo się boi. Jaka obecnie panuje wewnątrz Niej histeria… Histeria z powodu, że ponownie zaufała. Że odważyła się to zrobić, mimo wcześniejszych obietnic samej sobie, że nigdy w życiu do tego nie dopuści.- Nigdy…
- Manuel zasługuje na to , aby mu zaufać ... - Ann uśmiechnęła się chcąc dodać przyjaciółce otuchy , wsparcia ... którego najwyraźniej brakowało w Ich wspólnych relacjach ... Może właśnie z tego powodu więź jaka je łączyła nie przetrwała ... Zabrakło pewnych elementów , aby całość trzymała się szczelnie ... elementów nad którymi warto popracować. - Będzie dobrze .. - dopowiedziała .
-Musi…- szepnęła, mając w głowie ostatni widok Oliwera. Zmęczone oczy, wycieńczone ciało. Największa chęć do życia. Wiara w każdym momencie cierpienia. Miłość, którą obdarowywał każdego na swojej drodze…  Jednak istnieją chwile gorsze niż śmierć. To te, które przed śmiercią, kiedy świadomie się na nią czeka oraz te tuż po niej.- Ann, jak długo zamierzasz mieszkać u Thomasa?- zapytała, chcąc rozwiać w swojej głowie wszystkie żywe wątpliwości.
- Thomas zaoferował mi mieszkanie nie określając ram czasowych , więc pewnie aż do mojego wyjazdu do Polski ... - uśmiechnęła się radośnie patrząc w ciemne tęczówki Vanessy ... Niby odziane w ciepłą powłokę z której co jakiś czas przebijał się blask , ale jakże szare i smutne ... Ten widok bolał ... ranił Ann z każdym kolejnym spojrzeniem. 
-Wrócić do Polski?- zapytała, jakby nie dowierzając w słowa przyjaciółki. Nie mogła pozwolić sobie na kolejną stratę przyjaciółki… Nie mogła dopuścić, by była tak daleko. Za daleko.  To źle działało. Niszczyło Je obie.- Dlaczego chcesz wracać? 
- Bo to nie jest dla mnie ... nie powinnam w ogóle tu przyjeżdżać... - Ann posmutniała niemal natychmiast na dźwięk zadanego pytania ... Dlaczego? Niby proste pytanie , a tak trudno było na Nie odpowiedzieć ... a może i znaleźć prostą i sensowną odpowiedz ... Wiele czynników przemawiało za wyjazdem z Austrii , ale było również kilka , które starały się przemówić Ann do rozsądku ... skłonić do pozostania. Decyzja z dnia na dzień stawała się coraz trudniejsza. 
-Dlaczego tak uważasz?- objęła przyjaciółkę ramieniem, by chociaż w najmniejszym stopniu przekazać Jej energię, której Ona i tak niewiele posiadała. Nie mogła patrzeć na smutną twarz Ann. Ten widok ranił bardziej niż jakikolwiek zawód miłosny. Cierpiała cząstka Jej. Nieśmiertelna cząstka, która pozostanie nawet długo po śmierci.- Ann, jeśli chodzi o pieniądze czy coś podobnego, wiedz, że zawsze masz mnie.
  - Pieniądze ... - powtórzyła z rozbawieniem słyszalnym w tonie jej głosu ... - Gdyby , życie tylko na tym polegało ... - Zamilkła na moment zastanawiając się nad istotą posiadania większej ilości gotówki ... czy wtedy faktycznie byłoby jej łatwiej ? Uczuć nie można kupić .. a na pewno nie tych szczerych , prawdziwych .. dla Nich warto żyć , starać się ... a ona ? Z kolejnym napływem emocji gubiła się w swoim życiu w malowniczym miasteczku. - Nie odnajduję się tutaj ... 
-Co?- wykrztusiła zaskoczona.-Nigdy nie pomyślałabym. Masz tutaj chłopaka, mnie… Nie jesteś sama. A w Polsce?- zapytała retorycznie, patrząc głęboko w oczy przyjaciółce. Widziała w nich zagubienie, lecz była pewna, iż tylko chwilowe. Że Ann na razie nie wie co czuje… Ale później, kiedy odkryje samą siebie, nie będzie mieć żadnych wątpliwości co do uczuć i emocji, którymi była przepełniona.- Tam jesteś sama.
  - Mam tam rodzinę Vann , nie zapominaj.  - odpowiedziała lekko się uśmiechając , nadal pozostając w uścisku brunetki. - A Tutaj ? ... Same problemy od samego początku. - wzrok Ann utkwił na twarzy rodaczki ... - Zrozum mnie , proszę ... - wyszeptała. 
-Rozumiem Cię, Ann- szepnęła, lekko uśmiechając się do przyjaciółki.- Ale czy nie uważasz, że na wszystko potrzeba czasu? To co teraz może wydawać się trudne, niedługo nie będzie już żadnym problemem. Czas działa kojąco na wszystko.
- Przemyślę to , obiecuję ... - uśmiechnęła się machinalnie , nie chcąc przysparzać zmartwień brunetce , których miała zapewne pod dostatkiem .... Nie teraz , gdy jej scenariusz powoli nabierał kolorytu .
-Ann, nie wiem czy mogę Cię o to prosić, ale nie wyjeżdżaj- powiedziała błagalnym głosem, jednakże nie takim, aby wyrażał rozpacz czy smutek, który powoli gromadził się w dziewczynie.- Mamy siebie i niby mamy nie dać sobie rady?
- Problem w tym , że ja nie wiem czy dam radę ... - jej słowa były szczere i zgodne z prawdą ... nie miała pojęcia jak dalej żyć i postępować , aby jej życie układało się pomyślnie , aby swoim postępowaniem nie ranić innych ...  a tak do tej pory się działo ... może nieświadomie , ale jednak .  - Zmieńmy temat , proszę... - dopowiedziała wykończona owym biegiem konwersacji , który stał się dla Niej niedogodny.
-Ann, jesteś najsilniejszą i najdzielniejszą dziewczyną jaką znam- zaczęła, wzdychając bezsilnie.- Jestem pewna, że dasz sobie radę. Wybierzesz najdogodniejsze dla Ciebie wyjście. Odpowiedź może czekać tuż za rogiem- delikatnie musnęła policzek dziewczyny, po czym wysłała Jej promienny uśmiech.- Jednak porozmawiaj z Gregorem… Ale o Was. Tylko o Was. Bez osób trzecich… ten chłopak kocha Cię do ogłupienia...
  - Przemyślę jak już mówiłam , a teraz muszę już iść ... - oznajmiła wstając z ławki na której obie siedziały. Rozstanie z przyjaciółkę nie należało do najprzyjemniejszych , ale niestety było nieuniknione . Każda z Nich miała swoje życie , do którego musiała powrócić ... Nie wszystko da się połączyć w całość.. - Uważaj na siebie ... - szepnęła muskając policzek brunetki...- Na Was... - poprawiła swoją wypowiedź patrz na brzuszek rodaczki.
 -Będę- puściła oko do przyjaciółki, po czym utonęła w Jej ciepłych objęciach.- Jeśli miałabyś jakiś problem, wiesz gdzie mnie znaleźć. Wiedz, że jestem o każdej porze dnia i nocy- musnęła delikatnie policzek przyjaciółki.
~♥~
Przestała walczyć, a wygrała.
Opadła z sił, a czuła się nadzwyczaj mocna.
Straciła wszystko, a jednocześnie posiadała to, na czym Jej najbardziej zależało.
Miała wcześniej wrażenie, że jest sama, a naprawdę otaczało Ją tłum troskliwych ludzi.
Najważniejsi odeszli. Zniknęli, zostawili Ją samą.
A nawet nie najważniejsi, lecz najważniejszy, którym był Thomas.
Ale wróciła Ann. I to było najważniejsze. Stało się priorytetem. Jej życie z powrotem nabrało kolorów.
Gdyby posiadała skrzydła, wzniosłaby się ponad chmury, zapominając o całym świecie. Czy była szczęśliwa? W tej chwili tak. Na swój dziwny i niezrozumiały sposób, ale była.
Zamknięta w swoim własnym świecie. Niewiedząca co dalej. Z ciepłem w środku. Z przyjaciółką w sercu, którą kiedyś niby straciła, ale tak naprawdę była. W sercu. Duszy. Każdym kroku. Sekundzie. Minucie. Godzinie.
Była daleko, niby niedostępna dla Niej, ale w rzeczywistości ciągle gościła w Jej wnętrzu. Pierwsza wiedziała o wszystkim. Pocieszała. Wspierała. Gratulowała wewnętrznych małych sukcesów. Była dumna za podjętą walkę o samą siebie.
Bo to przyjaźń. Nierozerwalna więź, która łączy niby dwie obce sobie osoby. Trwalsza niż miłość czy śmierć, które od tysiącleci wiodą prym w ludzkim życiu.
Czasem bywa raniąca, ale kiedy jest prawdziwa, przejdzie wszystkie przeciwności losu. Nie zniszczy się. Nie zajdzie kurzem. Nie zarysuje się. Może stać się jedynie jeszcze silniejsza i odporniejsza. Kształtuje charaktery ludzkie, nadając im takie cechy jak wrażliwość czy troska o drugą osobę, nie chcąc niczego w zamian.
-Kristina, to Ty?- zapytała, spoglądając przez przymrużone oczy na smukłą sylwetkę kobiety, która właśnie przechodziła obok Niej, prowadząc za rączkę małą dziewczynkę, do której w tej samej chwili ciepło się uśmiechnęła.
-Cześć, Vann- z zakłopotaniem spojrzała na Polkę, a w Jej spojrzeniu można było dostrzec cień współczucia.
-To zapewne Lilly, tak?- pochyliła się nad dziewczynką, jeszcze cieplej się do Niej uśmiechając. Była tak słodka, krucha, bezbronna wobec świata…- Może usiądziemy?- wskazała miejsce na ławce obok, zwracając się już do matki dziewczynki.
-Vann, przepraszam- powiedziała niemal w tym samym momencie. Vanessa zmierzyła blondynkę ciepłym wzrokiem nie mając Jej niczego za złe. Bo to nie Ją obarczała winą za wszystko co się stało. A teraz, kiedy zobaczyła na własne oczy Lilly, zrozumiała dlaczego Kristina tak zaciekle walczyła o ojca dla małej.
-Nie masz za co- odparła łagodnie.- Ty w niczym nie zawiniłaś.
-Te pochody i to wszystko… Strasznie mi wstyd- przyznała.
-Niepotrzebnie. Miałaś o co walczyć. Gdybym to ja posiadała taki skarb jak Ty w postaci Lilly, to zapewnie nie zachowywałabym się inaczej- mówiła, ciągle patrząc na bawiącą się nieopodal dziewczynkę, która tak dotkliwie przypominała Jej swego ojca…- Mogłabyś mi opowiedzieć jak to z Wami było?- zapytała z nadzieją w oczach, na samo wspomnienie o Morgensternie. Zawsze chciała wiedzieć i niby znała powód. Ale czy prawdziwy?- Thomas powiedział mi, że oszukałaś Go i dlatego to wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej… A na dodatek coś zgasło i nie chcieliście się już więcej męczyć, tylko dać sobie spokój…
-Może to tak wyglądało Jego oczami, ale ja odczułam to w nieco inny sposób…- każde uczucie zniknęło z Jej twarzy. Została pustka, tęsknota i nieobecność, pomieszana z pragnieniem, którym był Thomas.- Kiedy powiedziałam mu, że jestem w ciąży, niby się ucieszył, ale kiedy mała przyszła już na świat coś zaczęło się zmieniać… Nie czułam się jakbym była z Nim, a jedynie obok Niego… Ignorował mnie co dnia, może nieświadomie dawał do zrozumienia, że jestem gorsza…
-A Ty mimo to, chciałaś z Nim być?- przerwała, czując, że pod Jej powiekami wzbierają się łzy.
-Sama wychowywałam się bez ojca… Nie chciałam czegoś podobnego fundować Lilly. Wiem jak to bolesne…- wyznała.-Poza tym, ja sama nadal Go kocham. Tyle się wydarzyło… A moja miłość nie straciła na swojej sile… A nawet nie masz pojęcia jak było ciężko. Każdego ranka budziłam się z Jego imieniem na ustach, ale to jeśli już spałam w nocy… Zwykle mój sen trwał nie więcej niż dwie godziny. Leżałam i wpatrywałam się w sufit, tracąc chęć do życia. Gdyby nie moja mama, nie wiem kto zajmowałby się Lilly przez ten czas w moim życiu. Nie potrafiłam odróżnić dnia od nocy. Wszystko stało się obojętne i obce. Oswoiłam się ze łzami, a i nawet nadmiar alkoholu nie był mi obcy…- Vanessa nie wytrzymała. Kolejna tama pękła. Rzeczywistość z powrotem wbiła szpilę w Jej serce. Przysunęła do siebie blondynkę, przytulając Ją mocno do siebie, roniąc przy tym kilka łez.
-To wszystko przeze mnie…- wyszeptała.- Zniszczyłam wszystko…
-Nie, Vann- odpowiedziała łamiącym się głosem.-On kochał Cię od samego początku. Kochał tak, że patrząc na Ciebie i na Niego, mogłam czuć jedynie ból, zawiść i zazdrość, bo On nigdy nie czuł do mnie czegoś takiego, jak do Ciebie- wyznała, odwzajemniając uścisk.
-To jest nieważne. Oszukał mnie, Ciebie, przede wszystkim Lilly…- wytarła łzy spływające po Jej policzkach.
-Nie kochasz Go już?- zapytała ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
-Bo ja chyba całą swoją miłość zamieniłam na…- nie potrafiła wypowiedzieć jednego słowa, które tak często znajduje swoje miejsce w życiu. Zwłaszcza dzisiejszym, gdzie ludzie potrafią być właśnie tacy, a nie jak powinni, czyli uczuciowi, pomocni, otwarci- nienawiść- wykrztusiła.
Przyjaciele wrogami, a wrodzy przyjaciółmi...
Raz coś jest, a później tego nie ma.
Teraz Kristina wydawała się Jej bliższa i szczerza, niż Thomas był kiedykolwiek. Samotność. Rozgoryczenie. Upokorzenie. Wszystkie te uczucia, które czuła po rozstaniu, uważała za najgorsze co Ją w życiu spotkała.
Z jednej strony pragnęła Thomasa, ale z drugiej- nigdy więcej nie chciała wplatać Go w swoje życie.
Mimo że wiedziała, iż On już nigdy Jej nie zrani, nigdy tego nie chciał i nigdy nie będzie chciał, ale Ona i tak Go raniła i to nieświadomie.
Bo w każdym Jej ruchu, spojrzeniu, dotyku był obecny Wank. Człowiek, który w Jej sercu nadal zajmował bardzo ważne miejsce. Ale teraz nie miała ochoty nawet na kontakty z Nim.
Nie miała siły, by żyć. Wyłączyła telefon, nie sprawdzała poczty internetowej. Całkowicie straciła kontakt z okrutną rzeczywistością.
Ale wiedziała, że i z Andreasem dane Jej będzie porozmawiać. Inaczej nikt tego za Nią ani Niego nie załatwi.
Czas nie będzie na Nich czekał, lecz tak trudno było powiedzieć co się czuje… Tak trudno przyznać do błędów, powiedzieć na czym nam zależy.
Nie warto jednak myśleć o tym co teraz będzie. Trzeba żyć tym co tu i teraz. A teraz stało przed Nią zajęcie się robieniem obiadu dla Manuela, który niebawem wróci z treningu…
~~♥♥~~
Jesteśmy. Żyjemy. Funkcjonujemy tak jak dawniej. Barwy świata zaczęły powracać , a może o ona zaczęła je dostrzegać...  Widziała plusy,które niekiedy ją omijały.
 Były też i minusy,ta gorsza strona która zawsze będzie istniała, ale już nie w takim stopniu. - Teraz , gdy nadszedł czas wspólnie spędzonych chwil,  zaczął się nowy start.
Nie chciała już wracać do tego co było,do przeszłości, która wprawiała w zagubienie dzień po dniu coraz bardziej. Nie. Chciała iść w przód, już bez jakichkolwiek kroków w tył. Tak,by zapomnieć o tym co było,a pamiętać o przyszłości. Przyszłość dziś, jest najważniejsza. Bo to Ona zapewnia nam lepszą metę. Dziś chcemy tu być, i żyć. Mimo wszystko, mimo zła, które czasem Nas otacza. Ona chciała żyć, bo miała dla kogo.
Chciała dawać mu radość, i każdego dnia coraz więcej powodów do uśmiechu. Chciała być dla niego wsparciem, ilekroć będzie miał dość i będzie chciał się poddać, bo nie można się poddawać, musimy walczyć do samego końca. Czasem warto, tylko trzeba się o tym przekonać. Chciała dla niego być - dla Gregora, dla Vanessy , dla ludzi których kochała... Bo warto.
Każdy dzień u boku szatyna był spełnieniem pomimo wszystkiego , każdego budzącego się do życia dnia zadawała sobie jedno proste pytanie : Dlaczego ?
Dlaczego tak długo zwlekałaś z przeprowadzką Ann ?
Nie potrafiła odpowiedzieć sobie racjonalnie , tak aby być pewną odpowiedzi... ale przecież tak jest , na z zasady proste pytanie odpowiedź jest najtrudniejsza.
- Pyszna kolacja , albo śpisz na kanapie! - wrzasnęła Ann jednego z pierwszych wieczorów spędzonych w mieszkaniu Austriaka. Jej twarz promieniała , a oczy samoistnie biły ciepłym blaskiem.
- To jest szantaż! - Gregor podszedł do Ann składając delikatny całus na jej karku. Radośnie się uśmiechał mając polkę przy sobie. W Niej widział cały swój świat  ... Nie było dla niego nic cenniejszego od szatynki , dlatego każdy dzień spędzony u jej boku , był wyjątkowy.
- Nie histeryzuj... - zachichotała głośno wystawiając język w stronę Austriaka. - I tak mnie kochasz... - dopowiedziała pewna swoich słów. Jakie to oczywiste... Dla Niej niezmiernie ważne. Na każdym kroku , w każdej mijającej sekundzie Gregor okazywał jej swoje uczucie w każdy możliwy sposób.
- Kocham i nigdy nie przestanę Ann... - szepnął składając na pełnych ustach polki namiętny pocałunek. Jeden z tych spontanicznych , ale jak najbardziej godnych zapamiętania.
Wyjątkowy dla Nich obojga.
~♥~
Cierpienie należy do życia. Jeśli cierpimy, mamy pewność, że żyjemy. Trzeba się z tym pogodzić.
Tylko dlaczego to cierpienie dopadło Go akurat wtedy, kiedy wydawało mu się, iż Jego życie przybrało już normalny kształt?
A jednak… Nie pogodził się. Nie zaakceptował. Nie przyjął do wiadomości, że może żyć bez Niej. Mimo że prawda wydawała mu się całkowicie inna.
Jednak nie uchylił drzwi do swojej duszy, aby mogło wkraść się do niej nieco słońca. Jednak nie zrozumiał przypływów smutku. Jednak nie pogodził się z odpływem niespełnionych nadziei.
Jej widok ucieszył, lecz na zewnątrz wydawało się, że to co czuje to jedynie niezrozumiałe rozgoryczenie. W duszy śmiał się. Poczuł delikatne łaskotanie. Jej oczy sprawiły, że nie mógł oderwać wzroku. Ciemne włosy doskonale kontrastowały z bladą twarzą. Malinowe usta kusiły i wzywały Go do siebie. Mówiły, że nadal są Jego, ale i tak wiedział, że to nieprawda. Wybudzenie się z najpiękniejszego snu… To boli zdecydowanie najbardziej.
Bo nie była przecież dla Niego nikim. Kochał Ją. Nadal chyba kocha. Był gotowy zrobić dla Niej absolutnie wszystko. Nie była tylko zauroczeniem czy chwilą zapomnienia.
Jednak w życiu każdego z nas, przychodzi moment, w którym należy pogodzić się z tym, co jest, zamknąć drzwi i zrobić następny krok ku szczęściu.
W Jego przypadku był pewien problem… Nie potrafił żadnego kroku zrobić bez Niej.
Zobaczył, że usta brunetki wykrzywiają się w nieśmiały uśmiech, którego adresatem stał się właśnie On.
Uśmiech, którego tak dawno nie widział. Za którym nieświadomie tęsknił. Który połaskotał Jego duszę. Który zapisał się już na zawsze w Jego sercu.
W jednej chwili jakby zrozumiał po co żyje… Chwila ta mogła się zatrzymać. Chwila, w której bez większego skrępowania patrzyli sobie w oczy. Minuta trwała jak sekunda.
Kiedy rozum kazał zwątpić, On tego nie zrobił. Pozbył się go wraz ze zdrowym rozsądkiem, aby dać jeszcze trochę przyjemności sercu…
Jej widok Go zniewolił… Bo nie było drugiej takiej. Tej, której byłby w stanie rozpoznać zawsze i wszędzie po samym, delikatnym i zmysłowym, zapachu, który posiadała.
Jednak błogi stan nie potrwał zbyt długo…
Czy istnieją na świecie słowa, które będą w stanie opisać Jego myśli, kiedy zobaczył, powoli zaokrąglający się, brzuch Vann?

--------------------------------
Dwa podstawowe słowa kochane.
Dziękujemy za Waszą obecność i wsparcie.
Przepraszamy za tak różnorodną częstotliwość dodawania rozdziałów.
Czytam-Komentuję- Motywuje!
Ann i Klaudia