Czas i brak nadziei wyleczą z każdej miłości.
~~♥♥~~
To nieprawdopodobne jak życie potrafi być przewrotne. Ci, którzy byli kiedyś w sobie zaślepieni, trwając i w dzień, i w noc w miłosnej otchłani, potrafią w jednej chwili stać się dla siebie nierozpoznani.
Nagle wydają się obcy. Przechodzą obojętnie. Stają się potworami, tyranami, pomimo że w rzeczywistości nadal noszą w swoim sercu miłość…
I jak zrozumieć to zjawisko? Jak pojąć, że osoba, przy której zawsze mogliśmy się czuć bezpiecznie, nagle okalecza nas nie tylko psychicznie, a również fizycznie?
Co czuła Vann? Dziwne, bo tylko pustkę. Jakby ktoś brutalnie wyszarpał z Jej piersi serce. Ani płomień nie zgasł w Jej sercu, ani wiatr nie rozwiał uczuć, mimo że tak bardzo tego pragnęła…
Nawet nie płakała. Po wyjściu z domu Morgensterna, łzy nagle zniknęły spod Jej powiek. Musiała udźwignąć ten ciężar dla Oliwera. Wyjść cało i znów nie paść na kolana, aby skupić się jedynie na swoim synku. Bo czym były Jej problemu sercowe w obliczu szczęścia dziecka?
Nikt nie wiedział jednak ile wiary, siły i chęci potrzebowała, by przez to wszystko przejść…
-O Boże…- przed Jej oczami, zza drzwi wyłoniła się smukła sylwetka dobrze znanego Jej mężczyzny. Może nawet za dobrze…- Vann, co się stało?!- podniósł głos, patrząc na stan w jakim znajdowała się Vanessa. Nie tyle psychicznym, a fizycznym, gdyż siniaki były widoczne gołym okiem na Jej twarzy.
-Niestety, ale z racji tego, że jestem matką Twojego dziecka, będę musiała u Ciebie zostać na kilka dni- powiedziała na powitanie, nie odpowiadając na pytanie zadane przez Niemca.- Obiecuję, że długo nie będziemy siedzieć Ci na głowie. Najzwyczajniej nie mam do kogo się udać, a wożenie Oliego po hotelach, nie jest najlepszym rozwiązaniem…- powiedziała, gdy znajdowała się już w salonie domu chłopaka, a Oliwer spokojnie spał w specjalnie przeznaczonym dla Niego pomieszczeniu w domu Niemca.
-Nie daruję mu tego!- krzyknął przez zęby, ściskając mocno dłonie w pięści.- Jak On mógł Cię bić?! A Oliwer?! Jego też odważył się w ogóle tknąć?!- nadal krzyczał, jakby zapominając o tym, że w sąsiednim pokoju znajduje się śpiący Oliwer.
-Andreas, spokojnie- powiedziała cicho, unosząc delikatnie kąciki ust ku górze. Na przymus, bo na przymus, lecz na pewno Jej gest pozwoli Jej udobruchać zdenerwowanego Wanka.- Oliego nie tknął. To był raz, poza tym ja chyba sama to wszystko sprowokowałam…- westchnęła cicho, zbliżając się nieco do chłopaka, by znów poczuć Jego ciepło- Thomas chciał mieć dziecko, a ja nie… Padło kilka słów za dużo…- przyznała.
-To i tak nie usprawiedliwia Go w tym, co Ci zrobił- powiedział głośno, lecz nie krzyczał.- Damski bokser się znalazł- zaśmiał się sarkastycznie.- Zobaczymy czy będzie taki mądry, kiedy zmierzy się ze mną.
-Andreas, proszę Cię!- uniosła się, mierząc karcącym wzrokiem postać Niemca.- Ostatnie czego mnie i Oliwerowi potrzeba to Twoja bójka z Thomasem. No brawo za pomysłowość!- klasnęła ironicznie w dłonie.- Aczkolwiek mam prośbę… Mógłbyś pójść po resztę naszych rzeczy do domu Thomasa?- spuściła wzrok na ciemne podłoże.- Nie jest najlepszym pomysłem, żebym ja tam szła…
-Nawet nie pozwoliłbym Ci tam iść- objął Ją ramieniem, unosząc Jej podbródek, by dziewczyna uważnie spojrzała w Jego ciemne tęczówki.- Między Nami niestety nic się nie zmienia, prawda?
-Nic się nie zmienia- potwierdziła, patrząc jak zahipnotyzowana w tęczówki Niemca.- Przyjaciele jak dotychczas- uśmiechnęła się, wtulając się delikatnie w gorący tors chłopaka.- I wiesz? Tak chyba będzie najlepiej. Miłość to jedna, wielka ściema.
~~♥♥~~
Oczy człowieka mają tę wygodę, że jeśli nie chcą czegoś zobaczyć, po prostu zamykają powieki, dzięki czemu nie cierpią, bo najzwyczajniej nie widzą zła, które dokonywać miało się na Ich oczach. A serce? Serce ma już znacznie bardziej pod górę. O tyle, że oczy mogą nie widzieć, czego nie chcą, serce nie ma zdolności na zamykanie na uczucia, których nie chce czuć. Czuje i kiedy usilnie próbuje się ich pozbyć, paradoksalnie ból narasta. Czego wówczas potrzebujemy? Proste, że osoby, która wesprze, pomimo że nie jest w stanie usunąć bólu. Ona jedynie pomaga przejść przez ten ból we dwójkę. A co dzieje się z osobami, które cierpią, a dostają jedynie powody do tego, by uważać, że nie warto żyć?
-Witaj, Panie Morgensternie- wysyczał brunet, patrząc z szelmowskim uśmieszkiem na blondyna, który właśnie otworzył przed Nim drzwi do swojego domu.- Przychodząc tutaj, zastanawiałem się czy mam wziąć ochraniacze na wypadek, gdybyś znowu dostał jakiegoś ataku, ale w końcu stwierdziłem, że z równym sobie nie odważysz się podnieść ręki.
- Równym sobie? - zaśmiał się ironicznie widząc postać ciemnowłosego skoczka narciarskiego tuż przed sobą. Był niemalże pewny , że nadejdzie czas iż będzie musiał stawić czoła problemom jakie sam na siebie sprowadził , ale pojawienie się Wanka nie było dla niego efektem pożądanym... Bo przecież , gdy wszystko uszło z umysłu , gdy emocje odnalazły bezpieczne ujście zdrowy rozsądek dorwał się do głosu , by skutecznie komplikować mu dalsze życie pogłębiającymi się wyrzutami sumienia po tym do czego się posunął. A duma? Ona jest zawsze , gdy tylko znów zaczyna udawać kogoś kim nie jest... Tak jak w tamtym momencie. - Czemu zawdzięczam tą jakże przyjemną wizytę... - oznajmił wpuszczając Andreasa do środka.
-Przyszedłem wziąć resztę rzeczy Vanessy i Oliego- oznajmił bezdusznie, rozglądając się uważnie po jasnym salonie w domu Morgensterna.- Oj, Morgenstern, Morgenstern…- kiwał głową, patrząc niedowierzająco na Austriaka.- Ja wiedziałem, że Ty do najmądrzejszych nie należysz, ale żeby aż tak… Wysoko ustawiłeś poprzeczkę.
- To co robię to moja sprawa , a Tobie radzę się nie wtrącać. - oznajmił oschłym tonem głosu , po czym wskazał Wankowi spakowane walizki stojące w sypialni. Nic nie sprawiło mu większej trudności jak pakowanie kolejnych z rzeczy do toreb , bo to tak jakby żegnał się ze swoją przeszłością , która miała być już na zawsze jego przyszłością.
-Mylisz się- powiedział pewnie, wymieniając zawzięte spojrzenia z Austriakiem.- Vanessa i Oliwer są najważniejszymi osobami w moim życiu. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo chciałbym oklepać Ci tę piękną facjatę- wycedził przez zęby, ledwo panując nad porywami swojego ciała.- Chroni Cię jedynie Vann.
- I co mi jeszcze ciekawego powiesz Wank ? - zaśmiał się , chociaż w sercu czuł coraz to większy ból spowodowany szczęściem jakie miał u swego boku Niemiec... - Żyli długo i szczęśliwie? Czyż tak ? - nadal drwił usadowiwszy się na kanapie.
-Mam taką nadzieję- westchnął cicho, przysiadając się Morgensterna. Przyjacielska rozmowa? Nie. Być może konwersacja miała być pozbawiona wyskoków z Jego strony, lecz to nie pięściami można zranić najbardziej, a umiejętnie dobranymi słowami, które skutecznie uderzyłyby w czuły punkt blondyna, którym była właśnie Vanessa.- Właściwie to ja powinienem Ci dziękować. Gdyby nie Ty, nie miałbym przy sobie Vannesy. Dziękuję… Czy coś…
Jedyne co mu pozostało , aby do końca nie spalić się w swoich oczach , bo to bolało najbardziej. Myśl , że zawiódł samego siebie zadawała zacne ciosy. Nadal grał , udawał mijając się z prawdą ... z tym co odczuwa , a co chciałby powiedzieć. - Opowiadaj! - krzyknął , lecz z uśmiechem na ustach. - Jak się Wam powodzi.?
-Cudownie!- wyrwał się radosnym tonem, goszcząc na twarzy promienny uśmiech, w którym tkwił triumf. Tak, zauważył… Dostrzegł, że zachowanie Morgensterna było jedynie grą pozorów, którą musiał umiejętnie i do cna wykorzystać.- Dopiero teraz tak naprawdę dzięki Małemu i Vann zobaczyłem jak to jest żyć pełnią życia. Kiedy jest miłość, jest wszystko…- dodał po kilkusekundowej pauzie, lustrując dokładnie postać Austriaka.
- Skoro jest Ci tak dobrze , to nie wiem co Ty tu jeszcze robisz? - zagadnął sięgając po trunek , który znajdował się w jego szklance. - Tracisz czas na mnie , a równie dobrze możesz Go wykorzystać z Vanessą i Oliwierem. - sztuczny uśmiech nie schodził z jego smukłej twarzy.
-Vann jest na razie z Olim w Polsce u mamy- odpowiedział, nieustannie mając na twarzy uśmiech, którego nie potrafił w żaden sposób zatrzymać na inne okazje.- Dopiero jutro mam do nich dołączyć, bo Vanessa upierała się, że chce przedstawić mnie swojej mamie. A wiesz… Z Vann lepiej nie dyskutować. Powiedz jaka Ona jest- zagadnął, wyraźnie domagając się odpowiedzi ze strony Thomasa.- Znaczy mama Vann. Miło byłoby wiedzieć jaka jest przyszła teściowa…
- Poznasz , a sam się przekonasz. - oznajmił urywkowo , nie wgłębiając się w zbędną jego zdaniem dyskusję. Bo cóż mógł po przez nią uzyskać? Co ugrać dla siebie? Nic. Rozmowa z Wankiem była koniecznością z której musiał się wywiązać i tak czynił.
-Mało rozmowny jesteś jakoś dzisiaj- prychnął, usadawiając się wygodnie na kanapie.- Czasem da się z Tobą normalnie porozmawiać, wiesz? Polubiłbym Cię nawet, ale to chyba byłaby mała przesada- Jego uśmiech przybrał nieco gorzki charakter. Dlaczego? Czemu zaczęło mu być szkoda Morgensterna? Dlaczego coś ukłuło Go w okolicach klatki piersiowej, patrząc na ból ukryty w głębi niebieskich tęczówek blondyna?
- Kiedyś się nawet lubiliśmy... - oznajmił podając Andreasowi butelkę z zimnym trunkiem. - Przynajmniej tak to wyglądało z mojej strony ... - dopowiedział zajmując swoje miejsce. Czy mijał się z prawdą ? Nie . Kiedyś wszystko wydawało się być o wiele prostsze , o wiele mniej skomplikowane , lecz to co było , było kiedyś , a on zmuszony był żyć teraźniejszością.
-Kiedy przypomnieć sobie przeszłość, to też nic do Ciebie nie miałem- powiedział zamyślony, przypominając sobie większość chwil, kiedy trwał z Austriakiem w przyjaznych kontaktach.- I po co było robić sobie wrogów? Trzeba było ustąpić, usunąć się w cień, kiedy widziałeś, że Vann jest z Tobą z litości, a Ty zamiast tego walczyłeś, zyskując wroga na wieki wieków.
- Wróg też człowiek , każdy z Nas ich ma... - zachichotał lustrując sylwetkę ciemnowłosego Niemca. W głębi serca nienawidził Go równie mocno jak pierwszego dnia , kiedy tylko dowiedział się o tym jak skomplikował mu życie , a teraz? Złość była jeszcze większa , okazalsza , a pięści same rwały się do ciosów , lecz farsa w której tkwił nie pozwalała mu na szczerość , która aż w nim wrzała.
-No tak- potwierdził, śmiejąc się z wyczuciem i czujnością, którą zachować musiał w każdym kontakcie z Morgensternem.- Ale musisz naprawdę mnie nienawidzić, skoro byłeś w stanie skatować Vann przez to, że nadal coś do mnie czuje- zaśmiał się niewesoło, nieobecnym wzrokiem patrząc na bliżej nieokreślony przedmiot przed sobą.
- Widać Vanessa o wszystkim Ci powiedziała , szkoda tylko że minęła się z prawdą... - zaśmiał się będąc już pod znacznym wpływem alkoholu. - Nie traciłbym siły mając na uwadze kogoś takiego jak Ty , więc daruj sobie te spekulacje... - drwił , upijając kolejne łyki trunku.
-To nie moje spekulacje są tutaj najważniejsze- przemówił, patrząc ze zdumieniem na wrak człowieka, który doskonale próbował ukrywać swoje utrapienia.- Pobiłeś Vanessę… W ogóle… Nie mieści mi się to w głowie, naprawdę! Nie umiem Cię zrozumieć, człowieku. Jak coś drażni w związku, zrywasz z dziewczyną i tyle. Niech robi co chce, ale Ty najzwyczajniej wolałeś mierzyć kolejne ciosy w twarz Vanessy, pomimo że ciągle zarzekałeś się o tej niby miłości do Niej, a biedna Vanessa w to uwierzyła…
- Wiesz , nikt mnie tak dawno nie rozbawił jak Ty w tym momencie... - wyjąkał pomiędzy napadem śmiechu. Niewinny , nieskazitelny Andreas Wank. Osoba , która potrafi oceniać innych , a sama? Jest idealna. Szkoda tylko , że ideałów nie ma , a ten uważający się za Niego popełniał o wiele większe i poważniejsze czyny ... - A Ann? Ją to niby głaskałeś tak ? - drwił żałośnie.
-Żałuję każdego uderzenia, które wycelowałem w Ann- powiedział, ukrywając na chwilę twarz w dłoniach. Niby oddzielił grubą kreską przeszłość, a starał się żyć jedynie teraźniejszością dla Oliwera, zostawiając za plecami starą naturę Andreasa Wanka. Nie można jednak o wszystkim zapomnieć. A kiedy nawet dokonamy niemożliwego… ktoś prędzej czy później przypomni.- Kocham i kochałem Vanessę. Zupełnie jak Ty, Morgenstern. Ale Ona ciągle wolała Ciebie- zaśmiał się niewesoło, przypominając sobie okres życia, kiedy nie potrafił rozpoznać samego siebie.- Długo czekałem na ten moment. Teraz już nie pozwolę Vanessie wyśliznąć się z moich dłoni, nigdy.
- Prawdziwe oblicze człowieka nie tak łatwo zmienić , ale trzymam kciuki .. - wtrącił zażenowany kolejną bajeczką jaką stara mu się wmówić młody Niemiec. W żadne słowo , które padło z ust Andreasa nie był w stanie uwierzyć i nie miał nawet najmniejszego powodu , aby się w to wgłębiać. Prawda była prosta , a on doskonale ją znał. Andreas Wank jego zdaniem nigdy się nie zmieni.
-Zasiedziałem się- wstał na równe nogi, jeszcze raz zerkając na Austriaka.- Kiedyś byłeś moim autorytetem nie tylko na skoczni, ale także prywatnie… I przyznam Ci się teraz bez bicia, że uważam Vann za głupią w tej kwestii, że nie zgłosiła tego pobicia na policję- przyznał, biorąc spakowane walizki do swych dłoni.- Ale ostrzegam Cię przed jednym… Możesz znowu drwić, mieć to za nic, ale tylko mówię, że kiedy zbliżysz się do Oliwera, po prostu Cię zabiję. Zabiję jak psa…- wycedził przez zaciśnięte zęby.
Pozostawił owe słowa bez komentarza , wiedząc iż brakiem jakiejkolwiek reakcji bardziej rozwścieczy Andreasa , a o to mu właściwie chodziło. Nie musiał się nikomu tłumaczyć , nikogo przekonywać o swoich racjach , z nikim rozmawiać... Mógł milczeć , a to było o wiele dosadniejsze niż miliony słów. Lustrował sylwetkę Niemca upijając kolejne łyki bursztynowego alkoholu.
~♥~
Ciemność. Wszechobecna ciemność. Jedynie ciemność.
Tak strasznie ciemno stało się w Jego życiu. Jedyne światło, odeszło daleko od Niego, a teraz? Teraz w końcu jest szczęśliwa z mężczyzną, który naprawdę może dać Jej szczęście.
Rozmowa z Wankiem utwierdziła Go w pewnych przekonaniach, które mimo iż były raniące, niestety okazały się być prawdą.
Po pierwsze, Vanessa była szczęśliwa przy boku Wanka, który był biologicznym ojcem Oliwera i z którym nigdy nie miał szans wygrać. Po drugie, musiał odsunąć się w cień. Przestać walczyć. Walką jedynie mógł Ją ranić…
Co najgorsze… Nie posiadał nawet ani jednego argumentu, którego mógłby użyć, by Polka do Niego wróciła.
Podniósł na Nią rękę. Bezczelnie robił wszystko, by zadusić Jej własne zdanie. Poglądy. A co powinien zrobić? Uszanować. Zrozumieć. Przynajmniej postarać się…
Nienawidził tego samego. Do nienawiści dołączył również lęk. Dławiący lęk, który spowodowany był tym, że nie wyobrażał sobie życia bez brunetki przy sobie.
Choć minęło trochę czasu, czas nie miał tej umiejętności, by wyleczyć rany.
Gdzie miał iść skoro wokół panował tylko mrok? Jak radzić sobie, kiedy definitywnie się poddał?
Odpowiedź była jedna. Jedna jedyna, dzięki której na chwilę zapomniał. Nie myślał.
Karty. Hazard. To byli Jego przyjaciele. Jedyne w co wierzył i czemu teraz ufał.
Powoli tracił kontrolę. Zauważał to. Wciągnęło Go to do tego stopnia, że nie mógł się opanować. Byłby w stanie poświęcić wszystko w zamian za dobrą passę w kartach.
Wtedy czuł jakby cały świat kłaniał się u Jego stóp. Tak wiele możliwości. Szans.
Lecz nie zauważał, że brnąc w hazard coraz dalej, traci wszystko co mu zostało po odejściu Vann?
Swoje życie podporządkowywał jedynie kartom. W kasynie potrafił spędzić cały dzień, kolejno tasując karty za karty, wygrywając albo przegrywając coraz więcej.
Co więcej, to stało się Jego życiem. Częścią dnia, której nie zamierza zmieniać. Która posiada Jego całego.
Zdecydowanie za daleko w to zabrnął, by teraz uwolnić się z sideł uzależnienia.
Jak powiadają… Kto nie ma szczęścia w miłości, ma szczęście w kartach…
----------------------
To nieprawdopodobne jak życie potrafi być przewrotne. Ci, którzy byli kiedyś w sobie zaślepieni, trwając i w dzień, i w noc w miłosnej otchłani, potrafią w jednej chwili stać się dla siebie nierozpoznani.
Nagle wydają się obcy. Przechodzą obojętnie. Stają się potworami, tyranami, pomimo że w rzeczywistości nadal noszą w swoim sercu miłość…
I jak zrozumieć to zjawisko? Jak pojąć, że osoba, przy której zawsze mogliśmy się czuć bezpiecznie, nagle okalecza nas nie tylko psychicznie, a również fizycznie?
Co czuła Vann? Dziwne, bo tylko pustkę. Jakby ktoś brutalnie wyszarpał z Jej piersi serce. Ani płomień nie zgasł w Jej sercu, ani wiatr nie rozwiał uczuć, mimo że tak bardzo tego pragnęła…
Nawet nie płakała. Po wyjściu z domu Morgensterna, łzy nagle zniknęły spod Jej powiek. Musiała udźwignąć ten ciężar dla Oliwera. Wyjść cało i znów nie paść na kolana, aby skupić się jedynie na swoim synku. Bo czym były Jej problemu sercowe w obliczu szczęścia dziecka?
Nikt nie wiedział jednak ile wiary, siły i chęci potrzebowała, by przez to wszystko przejść…
-O Boże…- przed Jej oczami, zza drzwi wyłoniła się smukła sylwetka dobrze znanego Jej mężczyzny. Może nawet za dobrze…- Vann, co się stało?!- podniósł głos, patrząc na stan w jakim znajdowała się Vanessa. Nie tyle psychicznym, a fizycznym, gdyż siniaki były widoczne gołym okiem na Jej twarzy.
-Niestety, ale z racji tego, że jestem matką Twojego dziecka, będę musiała u Ciebie zostać na kilka dni- powiedziała na powitanie, nie odpowiadając na pytanie zadane przez Niemca.- Obiecuję, że długo nie będziemy siedzieć Ci na głowie. Najzwyczajniej nie mam do kogo się udać, a wożenie Oliego po hotelach, nie jest najlepszym rozwiązaniem…- powiedziała, gdy znajdowała się już w salonie domu chłopaka, a Oliwer spokojnie spał w specjalnie przeznaczonym dla Niego pomieszczeniu w domu Niemca.
-Nie daruję mu tego!- krzyknął przez zęby, ściskając mocno dłonie w pięści.- Jak On mógł Cię bić?! A Oliwer?! Jego też odważył się w ogóle tknąć?!- nadal krzyczał, jakby zapominając o tym, że w sąsiednim pokoju znajduje się śpiący Oliwer.
-Andreas, spokojnie- powiedziała cicho, unosząc delikatnie kąciki ust ku górze. Na przymus, bo na przymus, lecz na pewno Jej gest pozwoli Jej udobruchać zdenerwowanego Wanka.- Oliego nie tknął. To był raz, poza tym ja chyba sama to wszystko sprowokowałam…- westchnęła cicho, zbliżając się nieco do chłopaka, by znów poczuć Jego ciepło- Thomas chciał mieć dziecko, a ja nie… Padło kilka słów za dużo…- przyznała.
-To i tak nie usprawiedliwia Go w tym, co Ci zrobił- powiedział głośno, lecz nie krzyczał.- Damski bokser się znalazł- zaśmiał się sarkastycznie.- Zobaczymy czy będzie taki mądry, kiedy zmierzy się ze mną.
-Andreas, proszę Cię!- uniosła się, mierząc karcącym wzrokiem postać Niemca.- Ostatnie czego mnie i Oliwerowi potrzeba to Twoja bójka z Thomasem. No brawo za pomysłowość!- klasnęła ironicznie w dłonie.- Aczkolwiek mam prośbę… Mógłbyś pójść po resztę naszych rzeczy do domu Thomasa?- spuściła wzrok na ciemne podłoże.- Nie jest najlepszym pomysłem, żebym ja tam szła…
-Nawet nie pozwoliłbym Ci tam iść- objął Ją ramieniem, unosząc Jej podbródek, by dziewczyna uważnie spojrzała w Jego ciemne tęczówki.- Między Nami niestety nic się nie zmienia, prawda?
-Nic się nie zmienia- potwierdziła, patrząc jak zahipnotyzowana w tęczówki Niemca.- Przyjaciele jak dotychczas- uśmiechnęła się, wtulając się delikatnie w gorący tors chłopaka.- I wiesz? Tak chyba będzie najlepiej. Miłość to jedna, wielka ściema.
~~♥♥~~
Oczy człowieka mają tę wygodę, że jeśli nie chcą czegoś zobaczyć, po prostu zamykają powieki, dzięki czemu nie cierpią, bo najzwyczajniej nie widzą zła, które dokonywać miało się na Ich oczach. A serce? Serce ma już znacznie bardziej pod górę. O tyle, że oczy mogą nie widzieć, czego nie chcą, serce nie ma zdolności na zamykanie na uczucia, których nie chce czuć. Czuje i kiedy usilnie próbuje się ich pozbyć, paradoksalnie ból narasta. Czego wówczas potrzebujemy? Proste, że osoby, która wesprze, pomimo że nie jest w stanie usunąć bólu. Ona jedynie pomaga przejść przez ten ból we dwójkę. A co dzieje się z osobami, które cierpią, a dostają jedynie powody do tego, by uważać, że nie warto żyć?
-Witaj, Panie Morgensternie- wysyczał brunet, patrząc z szelmowskim uśmieszkiem na blondyna, który właśnie otworzył przed Nim drzwi do swojego domu.- Przychodząc tutaj, zastanawiałem się czy mam wziąć ochraniacze na wypadek, gdybyś znowu dostał jakiegoś ataku, ale w końcu stwierdziłem, że z równym sobie nie odważysz się podnieść ręki.
- Równym sobie? - zaśmiał się ironicznie widząc postać ciemnowłosego skoczka narciarskiego tuż przed sobą. Był niemalże pewny , że nadejdzie czas iż będzie musiał stawić czoła problemom jakie sam na siebie sprowadził , ale pojawienie się Wanka nie było dla niego efektem pożądanym... Bo przecież , gdy wszystko uszło z umysłu , gdy emocje odnalazły bezpieczne ujście zdrowy rozsądek dorwał się do głosu , by skutecznie komplikować mu dalsze życie pogłębiającymi się wyrzutami sumienia po tym do czego się posunął. A duma? Ona jest zawsze , gdy tylko znów zaczyna udawać kogoś kim nie jest... Tak jak w tamtym momencie. - Czemu zawdzięczam tą jakże przyjemną wizytę... - oznajmił wpuszczając Andreasa do środka.
-Przyszedłem wziąć resztę rzeczy Vanessy i Oliego- oznajmił bezdusznie, rozglądając się uważnie po jasnym salonie w domu Morgensterna.- Oj, Morgenstern, Morgenstern…- kiwał głową, patrząc niedowierzająco na Austriaka.- Ja wiedziałem, że Ty do najmądrzejszych nie należysz, ale żeby aż tak… Wysoko ustawiłeś poprzeczkę.
- To co robię to moja sprawa , a Tobie radzę się nie wtrącać. - oznajmił oschłym tonem głosu , po czym wskazał Wankowi spakowane walizki stojące w sypialni. Nic nie sprawiło mu większej trudności jak pakowanie kolejnych z rzeczy do toreb , bo to tak jakby żegnał się ze swoją przeszłością , która miała być już na zawsze jego przyszłością.
-Mylisz się- powiedział pewnie, wymieniając zawzięte spojrzenia z Austriakiem.- Vanessa i Oliwer są najważniejszymi osobami w moim życiu. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo chciałbym oklepać Ci tę piękną facjatę- wycedził przez zęby, ledwo panując nad porywami swojego ciała.- Chroni Cię jedynie Vann.
- I co mi jeszcze ciekawego powiesz Wank ? - zaśmiał się , chociaż w sercu czuł coraz to większy ból spowodowany szczęściem jakie miał u swego boku Niemiec... - Żyli długo i szczęśliwie? Czyż tak ? - nadal drwił usadowiwszy się na kanapie.
-Mam taką nadzieję- westchnął cicho, przysiadając się Morgensterna. Przyjacielska rozmowa? Nie. Być może konwersacja miała być pozbawiona wyskoków z Jego strony, lecz to nie pięściami można zranić najbardziej, a umiejętnie dobranymi słowami, które skutecznie uderzyłyby w czuły punkt blondyna, którym była właśnie Vanessa.- Właściwie to ja powinienem Ci dziękować. Gdyby nie Ty, nie miałbym przy sobie Vannesy. Dziękuję… Czy coś…
Jedyne co mu pozostało , aby do końca nie spalić się w swoich oczach , bo to bolało najbardziej. Myśl , że zawiódł samego siebie zadawała zacne ciosy. Nadal grał , udawał mijając się z prawdą ... z tym co odczuwa , a co chciałby powiedzieć. - Opowiadaj! - krzyknął , lecz z uśmiechem na ustach. - Jak się Wam powodzi.?
-Cudownie!- wyrwał się radosnym tonem, goszcząc na twarzy promienny uśmiech, w którym tkwił triumf. Tak, zauważył… Dostrzegł, że zachowanie Morgensterna było jedynie grą pozorów, którą musiał umiejętnie i do cna wykorzystać.- Dopiero teraz tak naprawdę dzięki Małemu i Vann zobaczyłem jak to jest żyć pełnią życia. Kiedy jest miłość, jest wszystko…- dodał po kilkusekundowej pauzie, lustrując dokładnie postać Austriaka.
- Skoro jest Ci tak dobrze , to nie wiem co Ty tu jeszcze robisz? - zagadnął sięgając po trunek , który znajdował się w jego szklance. - Tracisz czas na mnie , a równie dobrze możesz Go wykorzystać z Vanessą i Oliwierem. - sztuczny uśmiech nie schodził z jego smukłej twarzy.
-Vann jest na razie z Olim w Polsce u mamy- odpowiedział, nieustannie mając na twarzy uśmiech, którego nie potrafił w żaden sposób zatrzymać na inne okazje.- Dopiero jutro mam do nich dołączyć, bo Vanessa upierała się, że chce przedstawić mnie swojej mamie. A wiesz… Z Vann lepiej nie dyskutować. Powiedz jaka Ona jest- zagadnął, wyraźnie domagając się odpowiedzi ze strony Thomasa.- Znaczy mama Vann. Miło byłoby wiedzieć jaka jest przyszła teściowa…
- Poznasz , a sam się przekonasz. - oznajmił urywkowo , nie wgłębiając się w zbędną jego zdaniem dyskusję. Bo cóż mógł po przez nią uzyskać? Co ugrać dla siebie? Nic. Rozmowa z Wankiem była koniecznością z której musiał się wywiązać i tak czynił.
-Mało rozmowny jesteś jakoś dzisiaj- prychnął, usadawiając się wygodnie na kanapie.- Czasem da się z Tobą normalnie porozmawiać, wiesz? Polubiłbym Cię nawet, ale to chyba byłaby mała przesada- Jego uśmiech przybrał nieco gorzki charakter. Dlaczego? Czemu zaczęło mu być szkoda Morgensterna? Dlaczego coś ukłuło Go w okolicach klatki piersiowej, patrząc na ból ukryty w głębi niebieskich tęczówek blondyna?
- Kiedyś się nawet lubiliśmy... - oznajmił podając Andreasowi butelkę z zimnym trunkiem. - Przynajmniej tak to wyglądało z mojej strony ... - dopowiedział zajmując swoje miejsce. Czy mijał się z prawdą ? Nie . Kiedyś wszystko wydawało się być o wiele prostsze , o wiele mniej skomplikowane , lecz to co było , było kiedyś , a on zmuszony był żyć teraźniejszością.
-Kiedy przypomnieć sobie przeszłość, to też nic do Ciebie nie miałem- powiedział zamyślony, przypominając sobie większość chwil, kiedy trwał z Austriakiem w przyjaznych kontaktach.- I po co było robić sobie wrogów? Trzeba było ustąpić, usunąć się w cień, kiedy widziałeś, że Vann jest z Tobą z litości, a Ty zamiast tego walczyłeś, zyskując wroga na wieki wieków.
- Wróg też człowiek , każdy z Nas ich ma... - zachichotał lustrując sylwetkę ciemnowłosego Niemca. W głębi serca nienawidził Go równie mocno jak pierwszego dnia , kiedy tylko dowiedział się o tym jak skomplikował mu życie , a teraz? Złość była jeszcze większa , okazalsza , a pięści same rwały się do ciosów , lecz farsa w której tkwił nie pozwalała mu na szczerość , która aż w nim wrzała.
-No tak- potwierdził, śmiejąc się z wyczuciem i czujnością, którą zachować musiał w każdym kontakcie z Morgensternem.- Ale musisz naprawdę mnie nienawidzić, skoro byłeś w stanie skatować Vann przez to, że nadal coś do mnie czuje- zaśmiał się niewesoło, nieobecnym wzrokiem patrząc na bliżej nieokreślony przedmiot przed sobą.
- Widać Vanessa o wszystkim Ci powiedziała , szkoda tylko że minęła się z prawdą... - zaśmiał się będąc już pod znacznym wpływem alkoholu. - Nie traciłbym siły mając na uwadze kogoś takiego jak Ty , więc daruj sobie te spekulacje... - drwił , upijając kolejne łyki trunku.
-To nie moje spekulacje są tutaj najważniejsze- przemówił, patrząc ze zdumieniem na wrak człowieka, który doskonale próbował ukrywać swoje utrapienia.- Pobiłeś Vanessę… W ogóle… Nie mieści mi się to w głowie, naprawdę! Nie umiem Cię zrozumieć, człowieku. Jak coś drażni w związku, zrywasz z dziewczyną i tyle. Niech robi co chce, ale Ty najzwyczajniej wolałeś mierzyć kolejne ciosy w twarz Vanessy, pomimo że ciągle zarzekałeś się o tej niby miłości do Niej, a biedna Vanessa w to uwierzyła…
- Wiesz , nikt mnie tak dawno nie rozbawił jak Ty w tym momencie... - wyjąkał pomiędzy napadem śmiechu. Niewinny , nieskazitelny Andreas Wank. Osoba , która potrafi oceniać innych , a sama? Jest idealna. Szkoda tylko , że ideałów nie ma , a ten uważający się za Niego popełniał o wiele większe i poważniejsze czyny ... - A Ann? Ją to niby głaskałeś tak ? - drwił żałośnie.
-Żałuję każdego uderzenia, które wycelowałem w Ann- powiedział, ukrywając na chwilę twarz w dłoniach. Niby oddzielił grubą kreską przeszłość, a starał się żyć jedynie teraźniejszością dla Oliwera, zostawiając za plecami starą naturę Andreasa Wanka. Nie można jednak o wszystkim zapomnieć. A kiedy nawet dokonamy niemożliwego… ktoś prędzej czy później przypomni.- Kocham i kochałem Vanessę. Zupełnie jak Ty, Morgenstern. Ale Ona ciągle wolała Ciebie- zaśmiał się niewesoło, przypominając sobie okres życia, kiedy nie potrafił rozpoznać samego siebie.- Długo czekałem na ten moment. Teraz już nie pozwolę Vanessie wyśliznąć się z moich dłoni, nigdy.
- Prawdziwe oblicze człowieka nie tak łatwo zmienić , ale trzymam kciuki .. - wtrącił zażenowany kolejną bajeczką jaką stara mu się wmówić młody Niemiec. W żadne słowo , które padło z ust Andreasa nie był w stanie uwierzyć i nie miał nawet najmniejszego powodu , aby się w to wgłębiać. Prawda była prosta , a on doskonale ją znał. Andreas Wank jego zdaniem nigdy się nie zmieni.
-Zasiedziałem się- wstał na równe nogi, jeszcze raz zerkając na Austriaka.- Kiedyś byłeś moim autorytetem nie tylko na skoczni, ale także prywatnie… I przyznam Ci się teraz bez bicia, że uważam Vann za głupią w tej kwestii, że nie zgłosiła tego pobicia na policję- przyznał, biorąc spakowane walizki do swych dłoni.- Ale ostrzegam Cię przed jednym… Możesz znowu drwić, mieć to za nic, ale tylko mówię, że kiedy zbliżysz się do Oliwera, po prostu Cię zabiję. Zabiję jak psa…- wycedził przez zaciśnięte zęby.
Pozostawił owe słowa bez komentarza , wiedząc iż brakiem jakiejkolwiek reakcji bardziej rozwścieczy Andreasa , a o to mu właściwie chodziło. Nie musiał się nikomu tłumaczyć , nikogo przekonywać o swoich racjach , z nikim rozmawiać... Mógł milczeć , a to było o wiele dosadniejsze niż miliony słów. Lustrował sylwetkę Niemca upijając kolejne łyki bursztynowego alkoholu.
~♥~
Ciemność. Wszechobecna ciemność. Jedynie ciemność.
Tak strasznie ciemno stało się w Jego życiu. Jedyne światło, odeszło daleko od Niego, a teraz? Teraz w końcu jest szczęśliwa z mężczyzną, który naprawdę może dać Jej szczęście.
Rozmowa z Wankiem utwierdziła Go w pewnych przekonaniach, które mimo iż były raniące, niestety okazały się być prawdą.
Po pierwsze, Vanessa była szczęśliwa przy boku Wanka, który był biologicznym ojcem Oliwera i z którym nigdy nie miał szans wygrać. Po drugie, musiał odsunąć się w cień. Przestać walczyć. Walką jedynie mógł Ją ranić…
Co najgorsze… Nie posiadał nawet ani jednego argumentu, którego mógłby użyć, by Polka do Niego wróciła.
Podniósł na Nią rękę. Bezczelnie robił wszystko, by zadusić Jej własne zdanie. Poglądy. A co powinien zrobić? Uszanować. Zrozumieć. Przynajmniej postarać się…
Nienawidził tego samego. Do nienawiści dołączył również lęk. Dławiący lęk, który spowodowany był tym, że nie wyobrażał sobie życia bez brunetki przy sobie.
Choć minęło trochę czasu, czas nie miał tej umiejętności, by wyleczyć rany.
Gdzie miał iść skoro wokół panował tylko mrok? Jak radzić sobie, kiedy definitywnie się poddał?
Odpowiedź była jedna. Jedna jedyna, dzięki której na chwilę zapomniał. Nie myślał.
Karty. Hazard. To byli Jego przyjaciele. Jedyne w co wierzył i czemu teraz ufał.
Powoli tracił kontrolę. Zauważał to. Wciągnęło Go to do tego stopnia, że nie mógł się opanować. Byłby w stanie poświęcić wszystko w zamian za dobrą passę w kartach.
Wtedy czuł jakby cały świat kłaniał się u Jego stóp. Tak wiele możliwości. Szans.
Lecz nie zauważał, że brnąc w hazard coraz dalej, traci wszystko co mu zostało po odejściu Vann?
Swoje życie podporządkowywał jedynie kartom. W kasynie potrafił spędzić cały dzień, kolejno tasując karty za karty, wygrywając albo przegrywając coraz więcej.
Co więcej, to stało się Jego życiem. Częścią dnia, której nie zamierza zmieniać. Która posiada Jego całego.
Zdecydowanie za daleko w to zabrnął, by teraz uwolnić się z sideł uzależnienia.
Jak powiadają… Kto nie ma szczęścia w miłości, ma szczęście w kartach…
----------------------
Wszystko dziś a'la Vanessa!
Jeszcze tylko 1 dzień!
Jeden!
Strasznie smutne to życie Thomasa w tym opowiadaniu. Do takiego doszłam wniosku. Najpierw Go zdradziłą, potem nadal oszukiwała, potem zrobiła sobie dziecko z innym a On Jej to wszytsko wybaczał a Ona nadal otwarcie Mu mówiła, że czuje coś jeszcze do Wanka. Sama bym Ją zdzieliła jakimś kijem żeby się opamiętała. I jeszcze te teksty ze jest za młoda na kolejne dziecko, że z Nim nie chce itd. Mam wrażenie, ze Ona sama nie wie czego chce a posiadanie wielu adoratorów to jedyny cel w Jej życiu. Teraz wyjdę na potwora bo bronię damskiego boksera i hazardzistę ale współczuję Mu. Cały świat Mu się zawalił bo się cholernie zakochał. Ech... Miłość to pizda. Kropka.
OdpowiedzUsuńBuziole :*
Piszę komentarz, trochę chyba nie tam gdzie powinnam, bo cały czas nadrabiam, a ponieważ Wasze rozdziały są bardzo długie to i długo się je czyta ;) Jestem przy rozdziale dopiero 26, ale czytam ;) Jest to chyba jedno z moich ulubionych opowiadań <3
OdpowiedzUsuńPS. Też już się nie mogę doczekać skoków <3
Ol-la
Hmmmm... i co tu teraz napisać? Wank stał się trochę bardziej "ludzki", ale chyba nie aż tak, żebyśmy zaczęły mu kibicować.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Thomasa to zgadzamy się z Panną Boop. Jest damskim bokserem, co jest niewybaczalne, ale jednak Vann mogła go sprowokować.
A tak poza tym to przeczytałyśmy już 36 rozdział, a Wam pomysły wydają się nie kończyć. Wasze rozdziały zawsze zaskakują, zawsze dzieje się w nich bardzo dużo. I za to Wam piknie dziękujemy :)
Całusy, Milka i Molly :***
#ByleDoPiątku :D
Jestem kochanieńkie. jestem...staram się czytać na bieżąco, co prawda nie komentuje, bo ostatnio rzadko wchodzę na laptopa. Wybaczcie! :)
OdpowiedzUsuńKiedyś denerwowała mnie Ann, teraz mam obiekcje co do Vann. Gdybym miała teraz napisać to co o niej myślę, to komentarz wyszedł by mi tak długi jak co najmniej wasz rozdział :). Thomas zachował się źle, ale...chyba go rozumiem tak jak moje poprzedniczki!
Chciałam jeszcze dodać, że bardzo podoba mi się Wasz nowy szablon, i że na "On i ona..." pomału powstaje nowy rozdział, więc pewnie pojawi się do grudnia (tak planuję).
Pozdrawiam ^^
Powiem tyle ... może nie zawsze komentuje, ale Pamiętaj, że zawsze czytam :* Nie jestem dobra w pisanie komentarzy <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że rozumiesz mnie, a co do bloga to rewelacja ale Ty o tym wiesz <3
O matko! 36 rozdziałów nadrobiono! Melduję się i mam nadzieję, że na dłużej :)
OdpowiedzUsuńStwierdziłam, że Morgi to tu jest taki biedaczek trochę. Smutne to jego życie. Zdradzają go, wykorzystują a on wybacza. No anioł nie człowiek. Wank jest mi tu zdecydowanie za ludzki. Taki za spokojny. A ta Vann cała to jest taka mega niezdecydowana, bo tutaj ten tutaj ten. Denerwujące trochę. Więcej zdecydowania!!!!
Generalnie to jestem zachwycona! 2 tygodnie nadrabiałam i szczerze żałuję, że tylko i wyłącznie spamowałam. Podoba mi się!
Pozdrawiam. :)
Przeczytałam ten rozdział i dochodzę do wniosku, że będę musiała nadrobić co najmniej początek i kilka rozdziałów wstecz.
OdpowiedzUsuńJedno co wiem już teraz: ona jest tak niezdecydowana, jak tylko może być kobieta.
Pozdrawiam :)