sobota, 6 grudnia 2014

Trzydziesta ósma odsłona codzienności.

 Człowiek nie przychodzi na świat, by być szczęśliwym. Człowiek musi zasłużyć sobie na swoje szczęście i to zawsze cierpieniem.


~~♥~~
Ludzie często godzę się na coś czego nie lubią, co nie sprawia im przyjemności bo wiedzą, że bliskie im osoby czerpią z tego przyjemność, że tego pragną , a czasem nawet, że tego oczekują... Pomimo tego iż rozum dyktuje inne zasady , serce i tak pokona każdą barierę by zmusić Nas do postawienia kroku w całkiem inną stronę. Pomimo obiekcji ze strony Rosberga Ann udała się do Fulpmes - rodzinnego miasta Gregora , by spełnić obietnicę daną Glorii kilka dni wcześniej. Po uprzednim przywitaniu się z rodziną skoczka podążyła do pokoju szatyna , w którym chłopak miał przebywać.... Delikatnie zapłukała , by nie naruszyć prywatności chłopaka , po czym weszła do środka.
W rzeczywistości Jego dusza uśmiechnęła się sama do siebie. Serce omal nie wyrwało się przed siebie, lecz ciało musiało nadal pozostać na miejscu. Wątłe, blade ciało, które dołączyło się do gry pozorów przed Niego prowadzoną. Smutnym spojrzeniem popatrzył przez krótką chwilę na wyłaniającą się zza drzwi postać szatynki, po czym znów skierował swój wzrok na pustą, białą ścianę.- Już Ci się poskarżyli, tak?- wycedził gorzko, nie zaszczycając dziewczyny kolejnym spojrzeniem w Jej stronę. Po chwili ukrył twarz w dłoniach, a widoczne były niemiarowe ruchy klatki piersiowej chłopaka.
Jej ciało wyraźnie drżało , a serce jakby przyspieszyło bicie o kilkanaście uderzeń na minutę. Widok Austriaka całkowicie wyprowadził ją z równowagi , sposób w jaki się do Niej zwrócił dał jej wiele do myślenia , zbyt wiele by przyjąć słowa Gregora bez żadnych emocji , których obiecała sobie iż nie ujawni.... - Czy Ty się do cholery słyszysz Schlierenzauer?! - wrzasnęła.  - Poskarżyli?! Twoja rodzina przeżywa tutaj horror , a Ty śmiesz się tak zachowywać?! Słyszysz w ogóle co ja do Ciebie mówię! - podeszła do szatyna nie spuszczając wzroku z jego drobnej sylwetki.   
-Wszystko mi jedno- rzucił obojętnie, nadal wpatrując się ze skupieniem w pustą ścianę pokoju, jakby szukał w Niej sensu swojego życia. Lecz czy nie zauważył, że sens Jego życia, siedzi właśnie tuż obok Niego? Zauważył. Czuł to całym sobą. Przy nikim innym Jego zmysły nie osiągały takiego szaleństwa, jak działo się to przy każdym bliższym kontakcie z Ann…  
- Wszystko Ci jedno?! - powtórzyła podirytowana jeszcze silniej niż przed momentem. Sylwetka zrezygnowanego Austriaka całkowicie wyprowadzało ją to z równowagi chociaż starała się tego nie okazywać. - Wstań z tego łóżka do cholery jak do Ciebie mówię! - wrzasnęła rozsuwając kotary , tak aby do ciemnego pokoju wpadło dużo więcej światła. 
-Nie mam takiej potrzeby- jęknął, jakby z bólu, opadając całym ciałem na większych rozmiarów łóżko. Zaimponowała mu. Poczuł jakby w Jego serce kolejny raz została wlana dawka miłości, którą żywił do Ann. Jej obecność była ważna. Najważniejsza. Przez moment poczuł, że dziewczyna o Niego walczy. Po raz pierwszy Ona o Niego. Nie odwrotnie. Miłe uczucie. Uczucie ciepła i delikatnego łaskotania wewnątrz, jak gdyby promieniami w duszy łaskotało Go Jego wewnętrzne słońce.
  - Nie masz takiej potrzeby?- powtórzyła po raz kolejny słowa , których znaczenia nawet sama nie rozumiała. - Ja nie pytam Cię na co Ty masz ochotę , a na co nie , w ogóle mnie to nie interesuje , rozumiesz?!- krzyknęła stanowczo zbliżając się do Austriaka. Szybkim ruchem dłoni ściągnęła z Niego kołdrę po czym wyczekującym wzrokiem patrzyła na jego sylwetkę. - Wstawaj i to natychmiast.. 
-Zmęczony jestem- wycedził, po czym przewrócił się na drugi bok tyłem do szatynki. Upewniając się, że szatynka nie widzi Jego twarzy, uśmiechnął się krzywo. Jej głos, nawet przekształcony w krzyk, był ukojeniem dla Jego uszu. Tym, czego potrzebował…- Oddaj kołdrę. Dosyć chłodno tutaj- dodał, zwijając się w kłębek. Nie widział potrzeby, by tak szybko ulegać naciskowi Polki. Jeszcze nie teraz. Jak na razie musiał nasycić się uczuciem, że naprawdę może być ważny. Być może nawet kochany…
- Zmęczony?  - zachichotała kierując się do łazienki będącej nieopodal pokoju szatyna... Czy nie prawdą jest , że gdy ktoś całkowicie odmawia przyjęcia Naszej pomocy , opiera się przed każdym nadchodzącym gestem nasze starania są o wiele bardziej okazalsze? Wtedy ... właśnie wtedy , gdy uświadamiamy sobie , że Nam zależy nie potrafimy odejść. Nie możemy zrezygnować... - Skoro jesteś aż taki przemęczony , może to Cię ożywi?! - oznajmiła nieco spokojniej oblewając Gregora wiadrem lodowatej wody.
-Chwyt stary jak świat, ale na mnie nie działa- oznajmił podnosząc się z łóżka, zawistnym spojrzeniem mierząc szatynkę. Chwilę po tym, ściągnął swą koszulkę oraz spodenki, zostając jedynie w bokserkach, po czym usadowił się na fotelu obok, przykrywając ciepłym kocem.- Koniec tych cyrków. Przyjechałaś, podziwiłaś widoki, do widzenia- wywarzał, zamykając powieki.
Zaśmiała się cynicznie analizując zachowanie Austriaka , po czym zdjęła mokre poszwy z łóżka układając je równo na brzegach . - Skoro chcesz się tak zachowywać proszę bardzo... - uśmiechnęła się. - Na co mały Grześ ma ochotę? Lody ? Pizza ? Bajeczka? - dopytywała z całkowitą powagą malującą sie na twarzy. 
-Cisza w zupełności wystarczy- odpowiedział złośliwie, opierając głowę o białe oparcie, nadal przymykając powieki. Tylko tam, mógł widzieć swój własny świat. Życie, w którym żył szczęśliwie u boku Ann. W świecie, gdzie problemy nie istniały. Gdzie wszystkie popełnione błędy, nagle zostały anulowane. Gdzie pełno było jedynie szczęścia i kolorów… Lecz czy po głębszym zastanowieniu się, bezproblemowy świat nie byłby udręką?  
Cios zadany w jej serce stał się niemalże nieuniknionym sposobem na to , aby mogła dalej walczyć. Cios dostarczający ból ... cios dostarczający energii na dalszą rywalizację. Coś za coś ... tak jak w życiu. Wolnym krokiem oddaliła się w stronę wyjścia szepcząc krótkie - cześć... - po czym opuściła pomieszczenie. Schodząc po schodach potknęła się przez swoją nieuwagę opadając na sam dół , co nie przeszło uwadze domowników , którzy w skuteczny sposób ' rozkrzyczeli się ' po całym mieszkaniu. 
-Ty naprawdę lubisz mi robić wszystko na opak?- rzucił obojętnie, kiedy krzyki zmusiły Go do opuszczenia swojego pokoju.- Proszę o ciszę, dostaję jedynie wrzaski. No brawo, Ann. Brawo!- klaskał ironicznie w swe dłonie. Zaraz po tym, czuł, że wszystkie spojrzenia skierowane są właśnie na Jego osobę. Zdziwili się, że w końcu raczył opuścić swoją ‘jaskinię’? Może zamarli dlatego, że nie wiedzieli jakie plany snuje w swojej głowie? 
- Ann chodź. To musi zobaczyć lekarz...- odezwał się mężczyzna w średnim wieku pomagając szatynce podnieść się z podłogi na której obecnie leżała. Widząc iż ma problemy ze wstaniem uniósł ją delikatnie stawiając na podłoże , po czym wolnym krokiem wraz z szatynką kierował się do wyjścia.
- Co się stało?!- krzyknął, natychmiast znajdując się przy boku Ann.- Jadę z Wami do lekarza- wysapał, pomagając swemu ojcu  prowadzić szatynkę. Widok zranionej Ann był dla Niego niczym zetknięcie z rozgrzanym metalem. Bolesny. - I po co Ci to było?- zapytał zmieszany, patrząc z grymasem bólu na twarzy w kierunku zielonookiej szatynki.  
- Daruj sobie i wracaj tam skąd raczyłeś w końcu się zwlec! - krzyknęła odpychając od siebie Austriaka z goryczą widoczną nawet dla obcych ludzi. Grała. Widocznie udawała brnąc w dalszą część swojej gry... ustawionego scenariusza , który jak widać dał jej znaczną przewagę.  Powoli odsunęła się od pana Schlierenzauera , wykazując tym iż nic poważnego jej się nie stało.
-Co Ty taka się ostatnio nerwowo zrobiłaś?- burknął rozdrażniony. Tak wiele obaw, zmartwień… To wszystko okazało się jedynie złudzeniem, fałszem… Doskonałą grą aktorską szatynki. Sam nie wiedział czy to źle, czy dobrze, choć powinno to być oczywiste… Udawała, aby co osiągnąć? Tego najbardziej nie potrafił zrozumieć i to najbardziej Go rozdrażniło…
- Ja nerwowa? Ja?! - powtórzyła podirytowana zdaniem jakie miał na jej temat Austriak. Zwinnym krokiem podeszła w jego stronę , by spojrzeć w jego czekoladowe tęczówki , które w żaden sposób się nie zmieniły , nadal wiele zyskiwały w jej oczach. - To może powiesz mi co sądzisz o swoim zachowaniu? Niedojrzałe! Bezmyślne!Bezduszne?! - odpowiadała nadal utrzymując kontakt wzrokowy. - Chcesz umierać? Proszę bardzo , ale choć przez chwilę pomyśl o ludziach dla których jesteś całym światem Gregor- ' Całym światem'... dobrze wiedziała , że wypowiada się w swoim imieniu, że to tylko o nią tutaj chodzi.
-Wyobraź sobie, że nie jestem aż takim egoistą- wycedził gorzko, odwracając  wzrok w drugą stroną, by kolejny raz nie pozwolić na stanie się ofiarom tęczówek Polki, które sprawiały, iż był pod ich kontrolą. Był ich sługą, który gotów byłby spełnić każde żądanie.- Beze mnie, będzie im lepiej. Gregor Schlierenzauer z głowy, problem z głowy- dodał, po czym przymknął na krótką chwilę powieki, aby wstrzymać łzy, mimowolnie gromadzące się gdzieś w duszy szatyna.
- Czy Ty nie rozumiesz , że gdyby to była prawda nie byłoby przy Tobie nikogo ... - oznajmiła zbliżając się do szatyna jeszcze bardziej. - Rozejrzyj się do wokoło i doceń w końcu to co masz idioto! - dodała podnosząc lekko ton swojego głosu. 
-Nie mam tlenu- odpowiedział, czując na swej twarzy słodki oddech szatynki. Jej oddechem mógłby zaciągać się każdego dnia. Liczyło się tylko to, aby w płucach zatrzymać zapach Ann jak najdłużej będzie to możliwe…- Bez tlenu nikt nie może żyć. Człowiek się dusi, najzwyczajniej się dusi. Nie jestem wyjątkiem. Byłaś moim tlenem. Zniknęłaś. Zacząłem się dusić i nie zamierzam tego przedłużać. Proste- wyjaśnił, po czym wyminął Polkę, kierując swe kroki z powrotem w stronę swojego pokoju.  
- Masz natychmiast tu wrócić Schlieri , bo inaczej sobie porozmawiamy! - krzyknęła za Nim wpatrując się tępo w jego wychudzoną sylwetkę. - Od rozmów nie można uciekać , a Ty jak widzę starasz się to robić za wszelką cenę ... - zaczęła swe usilne próby wymuszenia na szatynie konwersacji. - Musimy porozmawiać... - nalegała łagodniej. 
-O czym chcesz ze mną rozmawiać?- zirytował się.- Ja nie widzę żadnego tematu, który mógłbym z Tobą poruszać. Bo co? O czym chcesz mi opowiadać? O Twoim szczęściu z Nico, próbując wmówić mi, że muszę walczyć, aby znaleźć swoje szczęście w życiu?- zaśmiał się ironicznie, kiwając niedowierzająco głową.- Idź lepiej. Ja nie mam po co żyć… I tak nie mogę już trenować…- dokończył z wyraźnym bólem, jakby ostatnie to w czym pokładał wszystkie nadzieje, zostało brutalne uduszone.
- Czy Ty wszystko musisz sprowadzać do tych cholernych treningów?! Czy to co czują inni się nie liczy?! - krzyknęła nie zważając na obecność rodziny Schlierenzauera przysłuchującej się całej rozmowie... - Najpierw Nasz związek był podporządkowany treningom , każda chęć spędzenia wspólnie czasu była uzależniona od konkursów , by gdy tylko nadeszła okazja na poprawę ... - głos Ann zawiesił się na moment , by przekazać Austriakowi słowa , które było jej najtrudniej wypowiedzieć... - Nasz syn czy też córka... Nie ma ich , bo najważniejsza była kariera , a teraz?! Chcesz żebyśmy przeżywali Twoją śmierć , bo Ty nie możesz skakać na tych cholernych nartach?! - przerażenie. Jedyny widoczny bodziec towarzyszący szatynce podczas owych krzyków.
-Treningi sprawiają, że zapominam o Tobie!- krzyknął rozjuszony, opierając się o balustradę przy schodach. Prawda… Przyznanie się do słabości… Niby dawno się przyznał, lecz nadal było trudno potwierdzać dawno wypowiedziane słowa…- Nie masz prawa więc robić mi wyrzutów! Tylko te cholerne narty sprawiają, że nie myślę, rozumiesz?! Skoro to Ci przeszkadza, proszę bardzo…- gwałtownym krokiem podchodząc do miejsca w salonie, gdzie znajdował się barek z alkoholem.- Zostanę alkoholikiem- nalał do niewielkiej szklanki alkoholowy trunek.- Albo ćpunem. Możesz wybrać. 
Miała nadzieję ,że Gregor się opamięta ... zrozumie, a co najważniejsze podejmie słuszne decyzje. Smutek - jedyne co przeszło przez umysł szatynki gdy zauważyła nowe poczynania Schlieriego. - Z Tobą gorzej niż z dzieckiem Schlierenzauer. - powiedziała siląc się na uśmiech. - Ubieraj się , wychodzimy. - dodała zabierając z jego dłoni szklankę z alkoholem.
-Nie mam ochoty- jęknął leniwie, po czym kiedy zorientował się, że Ann zabrała sprzed Jego nosa szklankę z alkoholem, zdecydowanym ruchem sięgnął po całą butelkę alkoholu, ślamazarnym krokiem zmierzając do swojego pokoju. Tylko tam tak naprawdę mógł odnaleźć spokój i ciszę, w której mógł usłyszeć własne myśli. A tego właśnie potrzebował. Własnych myśli, aby móc kawałek po kawałku układać je w składną całość.
- W ogóle mnie to nie interesuje... - wyjąkała idąc szybkim krokiem za szatynem. Zwinnym ruchem wyjęła z jego szafy koszulkę oraz jeansy rzucając je wprost w Schlierenzauera. - Jestem głodna, więc się pospiesz... - oznajmiła usadawiając się na dużym , białym fotelu. - No chyba , że chcesz abym to ja umarła tutaj z głodu ?
-Całkiem romantyczna idea- burknął, nadal upierając się przy swoich racjach, które jako jedyne uważał za słuszne.- Całkiem jak Romeo i Julia u Szekspira. U nas jedynie będzie z tą różnicą, że Julia umrze z głodu, nie kochając Romea. Cóż… Lepszy rydz, niż nic- wzruszył ramionami, po czym włożył koszulkę oraz spodnie z powrotem do szafy na swoje miejsce, zerkając dyskretnie co chwilę w stronę Ann.
- Znasz mnie na tyle , aby wiedzieć , że nie odpuszczę, prawda? - uśmiechnęła się podając szatynowi z powrotem do ręki dane ubrania. - Poczekam , żaden problem . - dodała rozglądając się po pokoju , przeglądając kolejno niektóre za zdjęć. Jej wzrok utkwił na fotografii małego chłopca , którą wzięła w swe dłonie. Przyglądając się mu po jej policzku spłynęła łza.
-Moje szczęście, że trafiła mi się akurat uparta Julia- bąknął zrezygnowany, a obracając się na pięcie, zobaczył widok, który sprawił, że Jego ciało mimowolnie drgnęło.- Co się stało?- zapytał, powolnym krokiem podchodząc w kierunku Polki. Zobaczył łzę na Jej policzku. Znał dziewczynę na tyle dobrze, żeby wiedzieć niektóre rzeczy. Znać reakcje. Znać przyczyny poszczególnych zachować. Nic zatem dziwnego, że zainteresowała Go zaistniała sytuacja.
- To Ty jesteś na tym zdjęciu ? - zapytała nie spuszczając wzroku z małego chłopczyka będącego centralnym punktem trzymanej w dłoniach fotografii. - Ciekawe czy Nasze maleństwo byłoby do Ciebie podobne? - ponownie zadała pytanie tym razem sama próbując sobie na Nie odpowiedzieć. Tak bardzo żałowała popełnionych czynów , codzienne zastanawiając się co by było ' gdyby'. Wiedziała więcej niż powiedziała , bojąc się że dane informacje nic nie zmienią , a mogą jedynie namieszać w jej dotychczasowym życiu. Ale czy ukrywanie prawdy ma sens? Czy nie raz już życie udowodniło jej , że szczerość o wiele delikatniej komplikuje życie niżeli ciągłe tajemnice czy kłamstwa?
-Mówiłaś, że nie chcesz do tego wracać...- napomknął, kładąc delikatnie swą dłoń na ramieniu Polki. Tylko na taki gest mógł się zdobyć. Tylko na tyle miał odwagę. Tylko na tyle mógł sobie pozwolić... Jak inaczej mógł pocieszyć cierpiącą osobę, skoro sam cierpiał? Temat dziecka nie został nigdy zamknięty. Paradoks? Nigdy nie zostanie, choć jest zamknięty. Nikt nie jest w stanie cofnąć czasu. Nie da się naprawić popełnionych błędów. Nie można sprawić, że będziemy mądrzejsi przed szkodą, nie po szkodzie, jak najczęściej to bywa.
- Gregor ja nie straciłam tego dziecka...- oznajmiła nie patrząc na szatyna. Bała się jego reakcji bardziej niż czegokolwiek innego , a jednak powiedziała. Zdecydowała się wyznać tajemnicę , która miała być nieznana dla Austriaka. Zważając na jego stan wyznała z nadzieją iż owa prawda doda Schlierenzauerowi siły do walki z chorobą.
-O czym Ty mówisz, Ann?- zapytał, jakby czekał na zadanie tego pytania w tej sytuacji. Jakby Jego światełko życia z powrotem zaświeciło najsłabszym światłem, lecz płomyczkiem, który miał siłę zmienienia wszystkiego, co złe.- Jak to nie straciłaś? Czy chodzi Ci o to, że Ono ciągle będzie obecne w Naszej pamięci?- dopytywał, patrząc głęboko w zielone tęczówki Polki, chcąc tam znaleźć odpowiedzieć prędzej, niż dotrze ona do Jego uszu.  
- Nie do końca o to mi chodziło... - odrzekła odwracając się w kierunku szatyna , aby móc spojrzeć w czekoladowe tęczówki skoczka. - Te tabletki , które wzięłam... - zaczęła gorzkim tonem , zawstydzona swoim zachowaniem , które mogło skończyć się bardzo tragicznie. - One jednak nie zadziałały. Jestem w 3 miesiącu ciąży. - dokończyła. 
-Ty mówisz serio?- wykrztusił ledwo, nie spuszczając wzroku nawet na chwilę z postaci Polki. Jednocześnie usiadł, gdyż czuł, że Jego nogi nagle odmówiły posłuszeństwa. Czy to działo się naprawdę? Czy możliwe jest, że dostał drugą szansę od losu? Może tylko się przesłyszał bądź słyszał to, co chciał?
  - Postanowiliśmy z Nico nic Ci nie mówić , wychować je tak jakby było Nasze , ale Ty chyba masz prawo wiedzieć , szczególnie teraz.... - zakomunikowała ostrożnie ważąc każde ze słów , jakby było na wagę złota. Zawstydzonym lecz niepewnym wzrokiem lustrowała sylwetkę Austriaka , czekając na jakąkolwiek reakcję.
-Postanowiliście?!- podniósł lekko wzrok, podnosząc się gwałtownie na równe nogi.- Ty i Nico?! Jak mogłaś, Ann? A ja? Gdzie w tym wszystkim miejsce dla mnie?! Ojca dziecka?!- to, co słyszał, uświadomiło Go jak blisko był, by wszystko stracić. Pokazało jak blisko był do tego, aby stracić wszystko na zawsze. Żyć w kłamstwie, ciągle cierpiąc z powodu, co zostało szczęśliwie uratowane.
- Nasze wspólne życie i tak się skończyło , a chciałam aby Mój syn miał pełną rodzinę... - próbowała wytłumaczyć zdając sobie sprawę z tego , że żadne jej wyjaśnienie nie zda się na wiele. Głos Ann wyraźnie drżał pod wpływem każdego wypowiedzianego słowa.
-Twój syn?!  Twój syn?!- zaczął krzyczeć, gdyż już najzwyczajniej nie panował nad tym, co działo się z Jego ciałem.- Nasz syn, rozumiesz?! Nie masz prawa odebrać mi Małego!- ukrył na moment twarz w dłoniach, aby uspokoić jakoś własne zapędy, nad którymi nie miał pełnej kontroli. A nie mógł przecież ciągle rozmawiać krzykiem, prawda? Krzyk, to nie rozmowa. Krzyk najczęściej jest wołaniem o pomoc…- Sądzę, że teraz wszystko już jasne- zaczął pewnie, wciągając do płuc sporą ilość powietrza.- Musisz do mnie wrócić.
-Chyba nie mówisz poważnie? - wtrąciła zaskoczona słowami , które usłyszała. Zdziwienie całkowicie opanowało jej umysł , a w szczególności ciało nie pozwalając nawet na najdrobniejszy ruch. - Będziesz miał prawo do kontaktów z synem , ale to na tyle... - zakończyła.
-Jak widzę wszystko sobie dokładnie zaplanowałaś- zaśmiał się ironicznie, zbliżając się do Polki na niebezpiecznie bliską odległość.- Nie zamierzam być tylko weekendowym tatą. Zawsze Rosberg będzie na miejscu! Zawsze będzie ważniejszy ode mnie!- kolejny raz użył krzyku. Świadomie? Nie. Raczej nie… Sytuacja postawiła Go w kącie. Musiał ratować się wszystkim, co tylko przemykało się przez Jego głowę. We wszystkim należy szukać szansy…- Nie chcesz mieć we mnie wroga. Nie chcesz… I lepiej weź sobie to do serca.
- Gregor Ty mi grozisz? - zapytała w sposób wskazujący na to iż nie uwierzyła w słowa , które tak dosadnie powtórzył szatyn. - Będziesz się z Nim widywał jak często będziesz tylko chciał , jakoś to zorganizujemy z Nico ... - uśmiechnęła się lekko , podchodząc do Austriaka. - Zobaczysz wszystko się ułoży z czasem...
-Jeśli w grę wchodzi mój syn, nie pozwolę, aby ktokolwiek wszedł mi w drogę. Nie życzę sobie, aby miał dwóch ojców. Ojciec jest jeden i jestem nim ja!- zapiszczał nienaturalnie, czując że to co przed momentem odzyskał, nagle i niespodziewanie stracił. Nico miałby mieć kontakt na co dzień z Jego synem? Jak wyglądałaby wówczas rzeczywistość? On byłby ojcem, natomiast tylko Nico byłby tatą…- Moje dziecko ma mieć jak najlepsze warunki do rozwoju. Ma mieć normalną rodzinę.
- Jak Ty to sobie wyobrażasz , co? - pisnęła przerażona tym co dzieje się właśnie na jej oczach. - Schlieri przecież ja jestem związana z Nico , który zapewni małemu wszystko co najlepsze , przecież o tym wiesz... - mówiła pewnie zbliżając się do Austriaka. - Wszystkie weekendy , święta , wakacje mały będzie z Tobą...
-Dosyć! Skończ!- krzyknął stanowczo, lecz w sposób stonowany.- Uważaj, żebyś to Ty nie spotykała się z moim synkiem we święta, weekendy, wakacje- powiedział, nie do końca zastanawiając się nad sensem swoich słów. Czy tego chciał? Nie. Pragnął mieć kontakt ze swoim dzieckiem, lecz nie kosztem Ann. Jednak jak to wszystko pogodzić? W jaki sposób pogodzić tak wiele sprzecznych ze sobą rzeczy?
- Nie zrobisz mi tego! Nie Ty! - wrzasnęła wystraszona , kładąc swoją dłoń na lekko zaokrąglonym brzuszku. Przykucnęła by choć przez moment zebrać gromadzące się myśli , które jak na złość wirowały tworząc w głowie Ann jedynie mętlik.- Nie możesz , nie możesz... - szeptała ukrywając Twarz w dłoniach.
-Mogę- powiedział lekko zmieszany, nie chcąc w żaden sposób denerwować Polki. Nie w tym stanie, w którym się znajdowała.- Masz jeszcze takie wyjście, że po prostu mogę dotrzymać obietnicy. Umrę, nie krzyżując planów życiowych Twoich i Nico- dodał, chcąc przez swoje słowa jakoś uzmysłowić Ann, że wolałby umrzeć, niż żyć na co dzień bez cząstki siebie, którą raz już omal nie stracił…
 - Nie chce Twojej śmierci Gregor , nigdy jej nie chciałam , ale zrozum że moje dziecko jest dla mnie najważniejsze... - wyszeptała nadal nie patrząc na sylwetkę Austriaka. Tak wiele chciała zmienić , mając tak wiele innych planów , a jednak los kazał jej zmienić bieg wydarzeń komplikując życie.
-W takim razie nie ma innego wyjścia niż ten, w którym do mnie wracasz- powiedział z łatwością, obejmując ramieniem Polkę.- Mylisz się, bo Nico nie będzie w stanie dać tyle co ja Małemu. Odpowiedź jest prosta. Tak naprawdę można mieć tylko jednego tatę. Wiem jak wyglądało to w przypadku Thomasa. Nie chcę, aby tak wyglądało Nasze życie- powiedział już nieco łagodniej.
- Gregor ja mam swoje życie u boku Nico , nie mogę tego zmienić tak z dnia na dzień , rozumiesz?! - oznajmiła odsuwając się znacząco od sylwetki Austriaka. Potrzebowała jego wsparcia i zrozumienia , ale nie takiego , który przeważał w tej chorej jak dla Niej konwersacji.
-Niby dlaczego nie możesz?!- skasował odległość, która dzieliła Go od dziewczyny, po czym kilka dobrych sekund w ciszy wpatrywał się w Jej zielone tęczówki.- Będziemy mieć dziecko. To jak druga szansa od losu. Rozumiesz to, że ja już pogodziłem się ze śmiercią, a teraz chcę żyć? Dzięki Tobie i Małemu. Jeśli mi to odbierzesz, wszystko znowu legnie w gruzach. A zależy Ci na mnie. Inaczej nie przyjeżdżałabyś tutaj- wyszeptał Jej prosto w twarz.
- Jesteś dla mnie ważny , bo będziesz ojcem mojego dziecka , ale to chyba tylko tyle... - rozpoczęła unikając wzroku Tyrolczyka , aby ten nie wyczytał z jej zielonych tęczówek jak bardzo obawia się dalszej konwersacji. - Jakoś to sobie wszystko ułożymy we czworo , zobaczysz...
-We czwórkę?- zaśmiał się ironicznie, kiwając niedowierzająco głową.- Ty się słyszysz, Ann? Jak można stworzyć rodzinę we czwórkę? Ja jakoś sobie tego nie wyobrażam. Ty, Nico, ja i Mały. Dobrze wiesz, że to niemożliwe do spełnienia- powiedział pewnie. Pragnął tej dzieciny najbardziej jak tylko mógł. Lecz czy wraz z Nico, Ich pokrętna rodzina nie zrobiłaby się zbyt tłoczna?
- Innej opcji nie ma Gregor , więc się dostosuj ... - powiedziała po czym skierowała swe kroki do wyjścia. Tym razem powoli schodząc ze schodów z zamiarem opuszczenia domu Schlierenzauera , wiedząc że dalszą rozmową może o wiele bardziej skomplikować życie całej czwórki.
-Ann, dlaczego się pojawiłaś?- wybiegł za Nią, czując jedynie zawód. Nic innego. Po prostu zawód i rozczarowanie.- Po co dałaś mi nadzieję, skoro od razu chcesz mi ją odebrać? Nie byłoby Ci wygodniej siedzieć teraz przy Nico, wymyślając imię dla Waszego synka?- zabolało. Sam sobie, słowem uderzył pięścią w twarz. ‘Waszego synka’… To był również Jego syn. Ale kogo będzie kochał bardziej? Człowieka, z którym jest codziennie, czy z którym widuje się tylko od święta?
  - Dlaczego? Ty śmiesz mnie pytać dlaczego? - oburzyła się zwalniając kroku. - Jesteś dla mnie ważny, bardzo ważny dlatego tu przyjechałam... - próbowała powiedzieć to w jak najłagodniejszy sposób. - Ty musisz z tego wyjść , walczyć .. dla siebie , dla swojej rodziny...
-Kto jest dla Ciebie ważniejszy?- przystanął w miejscu, patrząc zrezygnowanym wzrokiem na Polkę.- On czy ja?- zapytał w końcu. Następne ważne pytanie. Kolejna kwestia w Jego życiu, co do której wątpliwości muszą być rozwiewane natychmiast. W tychże aspektach życia, żaden człowiek nie powinien pozwolić na niedomówienia.- Proszę, odpowiedz szczerze i konkretnie.
- Gregor nie możesz mnie stawiać w takiej sytuacji , nie w takiej w której mam wybierać czy też się określać.  - powiedziała gładząc delikatnie policzek skoczka. - Zrozum w końcu , że Nico też ma uczucia , też czuje , ma emocje. Ja nie mogę tak szargać jego uczuciami , wracając , odchodząc. To jest nieludzkie. - zakończyła siląc się na naturalny ton głosu.
-Ja nie poddam się w walce o dziecko. Dobrze o tym wiesz- powiedział twardo, utrzymując stały kontakt wzrokowy z Polką.- A Nico? Ann, dobrze wiesz, że to co Was łączy to nie jest do końca czysta miłość. Nie byłoby Cię tutaj, gdybyś pragnęła niebios mu przychylić. Nie oszukujmy się. Rosberg na pewno nie jest zadowolony z Twojej wizyty tutaj- oznajmił pewnie, jakby już setki razy analizował możliwy scenariusz.
- On nawet nie wie , że tutaj jestem ... - szepnęła wymijając Austriaka , tak aby nie zmuszać siebie samej do dalszych wywodów na temat Rosberga , co sprawiało jej niepotrzebny dyskomfort.- Czego Ty chcesz Schlieri? Mam rzucić wszystko co osiągnęłam i nauczyć się żyć w fikcyjnym związku? Rodzinie , która do końca i tak nigdy nie będzie prawdziwa?! Po co?
-Ja Cię kocham!- krzyknął, gdyż nie wiedział już jakich słów używać, aby Polka uzmysłowiła sobie, że posiada w swoich rękach coś cennego. Można powiedzieć, że najcenniejszego. Serce szatyna, które przepełnione było jedynie miłością do Ann.- Kocham Ciebie i Gregora juniora, a Ty dobrze o tym wiesz! Nie rozumiem jak możesz nawet mówić mi, że to co czuję jest fikcyjne! Bo co? Wiesz lepiej co czuję? Nie, Ann. Nie wiesz- dokończył, ściszając swój głos.
- Gregora juniora? Coś Ty wymyślił?! - uśmiechnęła się słysząc imię , które prawdopodobnie miał nosić jej mały synek. - Nawet nie ma mowy ... - dodała rozbawiona patrząc w czekoladowe tęczówki skoczka.Podjęła decyzję nie mając nawet sił protestować. Musiała jakoś z Niej wybrnąć , poukładać wszystko od początku w swoim życiu , ale nie teraz... Z czasem , tak aby jak najmniejsza ilość osób na tym ucierpiała.
-Nie odbiegaj od tematu- odezwał się stanowczo, poruszony serdecznym uśmiechem na twarzy Polki. Jej uśmiech, był Jego uśmiechem. A tak dawno Go nie widział… Tak długi czas musiał radzić sobie bez niego…- Odpowiedz, Ann. Teraz- zażądał, jakby od kilku słów zależało Jego całe życie. Ale zaraz… Czy właśnie tak nie było?
- Nie odbiegam. Postaram się załatwić wszystko tak , aby każda ze stron była zadowolona. - odpowiedziała krótko , po czym z lekkim uśmiechem oddaliła się od sylwetki szatyna , z całkowitą pustką w głowie. Wiedziała wiele , lecz nie potrafiła na dany moment skupić się na jednej z rzeczy , tej najważniejszej. Wszystko pozostawiła w rękach losu.
-Co to znaczy?- chwycił dziewczynę za rękę, nadal upierając się przy swoim, że decyzja ma zapaść już. Teraz. Każda chwila zwłoki, byłaby niczym pijawka wysysająca całą krew oraz energię, pozostawiając po sobie jedynie strach.- Ann, tutaj nie ma się długo nad czym zastanawiać. Ja muszę wiedzieć już teraz. Jestem ojcem i muszę zrobić wszystko, żeby Mały Gregor miał wszystko, co najlepsze. A przede wszystkim ojca. Biologicznego ojca, który nie żyje w zatargu z Jego matką.
- Porozmawiam z Nico , wyjaśnię mu to i wrócę.Obiecuje. - wyszeptała nie patrząc na postać szatyna , który wzbudzał w niej zbyt wiele uczuć i emocji , aby tak bez nostalgii mogła przebywać w jego otoczeniu. - Znajdę mieszkanie i pracę w Austrii to się przeprowadzę , tak abyście oboje ... - położyła dłoń na swoim brzuszku.. - Byli szczęśliwi. - dokończyła idąc w stronę samochodu.
-Ann, dasz mi szansę?- zapytał z nadzieją, podążając śladami szatynki. Druga szansa. Szansa, która przyniesie nowe nadzieje. Nowe perspektywy… A Ich dwójka miała bogate perspektywy na przyszłość. Czekała na Nich pociecha. Próba Ich wytrzymałości oraz miłości…- Skoro obiecałaś, że wrócisz, musisz mieć do czego. Obiecuję, że tym razem nie dam ciała… Potrzebuję tylko drugiej szansy… Dla mnie, dla Ciebie i dla juniora…
  ~~♥♥~~
Pojawił się w Jej świecie, niczym anioł zesłany z niebios. Wcześniej o Nim słyszała, lecz nie mogła mieć Go w zasięgu swej dłoni. Aż nagle marzenie się spełniło. Nadszedł długo wyczekiwany czas. Spotkała Go, kiedy najmniej się tego spodziewała. Tak zdecydował los, a Ona była pewna, że to nie przypadek. Tak chciało przeznaczenie. Tak był pisany scenariusz Jej życia. Z Nim w roli głównej. Dlatego też, kiedy nadarzyła się pierwsza okazja, postanowiła wykorzystać Ją do cna, posuwając się do irracjonalnych kroków, jakim było porwanie dziecka. Potem? Potem zastosowała szantaż, lecz miał On coś na celu. Jeden konkretny powód, dzięki któremu na zawsze zyskała przewagę nad blondynem…
  -Jest tutaj ktoś?- zawołała na cały dom, wchodząc do salonu, gdzie Jej oczom ukazał się niemiły dla Niej obraz. Vanessa. Thomas. Razem. Wtuleni w siebie, okazując sobie delikatnie czułości, które obrazowały jedynie miłość, którą sobie okazywali.- Jak widzę przerwałam sielankę- wycedziła, odchrząkając znacząco.- Witaj, Thomasie- uzupełniła swą wypowiedź
- Co Ty tutaj robisz?! - zaczął próbując nie unosić zbytnio tonu swojego głosu , lecz okazało się to być bardzo trudne. Wiedząc jakie grzeszki ma na sumieniu , zaczął się poważnie obawiać tego co może zwiastować przybycie blondynki. Mocnym i pewnym ruchem objął Vanessę siląc się na neutralność sytuacji; 
-Nie cieszysz się na mój widok, Thom?- zapytała, siląc się na udawany zawód. Jej wzrok skierowany był na postać brunetki, która spoczywała w ramionach Morgensterna. W miejscu, gdzie tylko Ona miała mieć dostęp. Nikt więcej. Na zawsze i na wieczność.
-Proszę, niech Pani usiądzie- nieco zakłopotana zwróciła się do blondynki, oswobadzając się z ramion Austriaka.- Thomas, może przedstawisz mi swoją znajomą- zwróciła się do blondyna, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się jakichkolwiek szczegółów w jaki sposób Thomas zaznajomił się z zielonooką blondyną, której nagłe pojawienie się, wzbudziło jedynie obawy.  
- To nie jest moja znajoma. - powiedział pewien swoich słów. Znajoma? zbyt duże określenie. Koleżanka? Nieodpowiednie... więc kto? Sam nie wiedział jak właściwie powinien ją nazwać. Pewne jest jedno... Nikt ważny. Nikt. - Mia. Nikt ważny. - powiedział już głośniej.
-Nikt ważny?- prychnęła, przewracając oczyma.- A jak trzymasz się po tym cudownym weekendzie, Thom?- zapytała, usadawiając się na wygodnym fotelu, naprzeciw Austriaka. Słowa chłopaka uraziły Ją. Zadały pewny cios. Bolesny cios, lecz starała się nadal udawać obojętną, nieczułą. Zemsta… To ona stała się priorytetem.
- Uważaj, żebyś nie powiedziała kilku słów za dużo  bo pożałujesz... - odburknął spokojnie , tak aby nie nasilić podejrzeń jakie zapewne klarowały się w głowie Vanessy. Jego spojrzenie błądziło po każdej z osób szukając sensownego wytłumaczenia , które zapewne znajdzie swoje odzwierciedlenie.
-Weekend? Wspólny?- wydukała wolno, próbując nie wysuwać pochopnych wniosków zbyt wcześnie, niż mogłaby być pewna niektórych faktów.- O czym mówi Mia? Coś przede mną ukrywasz?- dopytywała, patrząc głęboko wewnątrz tęczówki Austriaka.
-Vann, prawda jest taka, że stałam się częścią życia Thomasa- powiedziała  z uśmiechem, czując niezwykłą satysfakcję z tego do jakiej sytuacji doprowadziła już na początku.- No już, dalej. Opowiedz o wszystkim ukochanej. Ja sama chętnie posłucham ile szczegółów pominiesz.
 - To ona porwała Oliego... - wydukał cicho patrząc na swoją ukochaną ze łzami w oczach. - Oddała Go jedynie pod pewnym warunkiem , który musiałem spełnić , aby odzyskać Naszego syna. - dopowiedział cichutko nie potrafiąc już spojrzeć w oczy Vanessy. - Nie miałem innego wyjścia.
-I to ze mną Thomas przeżył upojny weekend, tylko we dwoje-powiedziała zadowolona, uśmiechając się triumfalnie. Osiągnęła swój cel. Teraz mogło być już lepiej. Kiedy połowę sukcesu miała za sobą, wszystko powoli zacznie się układać w jak najdogodniejszy dla Niej sposób. Tak, że osiągnąć może o wiele więcej, niż wcześniej przypuszczałaby.
- Kochanie to nie do końca tak jak ona mówi. - zaczął bezwiednie siląc się na jakiekolwiek wyjaśnienie. - Musiałem to zrobić , aby zapewnić Oliwierowi bezpieczny powrót do domu , bezpieczne i niczym nie zagrożone dzieciństwo , wybacz proszę... - wyszeptał klękając na kolana tuż przed brunetką.
-Kochanie…- parsknęła nieopanowanym śmiechem z ubawem patrząc na zakłopotaną twarz Austriaka.- Daruj sobie te tanie teksty i usprawiedliwienia. To jest zwyczajnie nudne. Morgenstern, masz coś jeszcze do dodania?- założyła ręce na piersi, nieustannie goszcząc na swych ustach złośliwy uśmieszek…
-Naprawdę mnie zdradziłeś?- pisnęła nienaturalnie brunetka, oddalając się od blondyna. Mętlik, który zapanował w Jej głowie był nie do opisania. Thomas swoimi czynami chciał chronić Oliwera, lecz czy to naprawdę było konieczne? Niełatwo wybaczyć zdradę. Wręcz jest to niemożliwe. Kolejny pagórek na Ich drodze do szczęścia?- Boże… Thomas…- ukryła twarz w dłoniach, nie chcąc pokazać łez, które ściekały strumieniem po Jej policzkach.
- Tak , przespałem się z Mią. - odburknął ledwo słyszalnie kierując swoje słowa jedynie do brunetki. Na jego sercu powstała nowa rana , noszące imię polki , w sposób mało wytłumaczalny i nie jasny nawet dla Niego. Ranił , a tak bardzo tego nie chciał.
-A bo to raz…- rzuciła, nadal śmiejąc się głośno.- Oj, Vann… Nie zazdroszczę Ci takiego partnera. Gdybyś tylko słyszała, jakie rzeczy On o Tobie opowiada bądź jakie rzeczy osobiste wywleka na wierzch, teraz dziękowałabyś mi za to, że pomagam Ci wybrnąć z tego chorego związku.
-Nie dało się tego załatwić bardziej po ludzku?!- krzyknęła, dławiąc się łzami, których napływu już nie potrafiła wstrzymać. To co mówiła Mia, odbijało się od Niej jak od ściany. Każde słowo bolało, lecz na wierzchu zdawała się tego nie okazywać. Przynajmniej próbować. Jedynie łzy były od Niej potężniejsze niż wszystko inne.- Przyznaj się, że tak naprawdę szukałeś okazji, aby wskoczyć Mii do łóżka! Powiedz prawdę! Chociaż raz w takich sytuacjach!
- Spałem z Nią , ale tylko raz! Jeden jedyny raz! - krzyknął zwracając się do Vanessy , której widok widocznie Go ranił. - A Ty nie kłam! Powiedź jak było naprawdę , rozumiesz?! -domagał się kierując swe kroki w kierunku blondynki. - Powiedz! Słyszysz! - domagał się nie tracąc kontaktu wzrokowego z dziewczyną.
-Przestań- bąknęła, kolejny raz przewracając oczyma.- Mam serce. Nie chcę tej biednej dziewczyny dobijać jeszcze bardziej- rzuciła wzrokiem w kierunku ciągle szlochającej Vanessy, po czym z powrotem patrzyła w niebieskie oczy Austriaka.- Kiedy Vanessa nie wystarczała, przychodziłeś do mnie. A skoro Vann prosiła o szczerość… Thomas, przyznaj się Jej, że sam ukartowałeś to całe porwanie Oliwera, żeby mieć wytłumaczenie na Twoje podwójne życie. 
- Ty jesteś nienormalna! - wrzasnął ile miał tylko siły w swoim głosie. - Mogę udowodnić to... Mam dowody na to Twoje prześladowanie! Na wszystko czego oczekiwałaś... - dopowiedział krzycząc po czym podał Vanessie telefon w którym były zarejestrowane miliony połączeń i wiadomości od blondynki z których jasno wynika kto ma rację w tej konwersacji. 
-Jak długo chciałeś to wszystko ciągnąć?- pisnęła, odkładając telefon na szklany stolik w salonie. Żal… Tym była przepełniona. Nawet ból stał się niezauważalny, aczkolwiek był bardzo bolesny…- Dlaczego mi od razu nie powiedziałeś? Thomas… Ja nie wiem, co z tym wszystkim robić…- ukryła twarz w dłoniach, żałośnie chlipiąc. 
- Uwierzyłabyś mi? - zapytał łagodnie , by po chwili samemu odpowiedzieć sobie na pytanie. - Nie , bo to jest historia jak z jakieś zmyślonej bajki , bądź co gorsza opery mydlanej. Znany sportowiec i jego zwariowana fanka .. - zadrwił patrząc na blondynkę.- Proszę tylko o to , abyś postarała się mnie zrozumieć. Pragnę tylko bezpieczeństwa dla Oliego , a ona jest zdolna do wszystkiego. 
-Kochasz mnie?- zapytała, zrywając się na równe nogi. Nadal nie patrzyła na blondynę, a Jej punkt patrzenia zakończył się na osobie Morgensterna. Stał się jakby centrum wszechświata, o który musiała chociaż spróbować walczyć. Walczyć ze samą sobą.- Odpowiedz szczerze. 
- Wiem , że to zabrzmi absurdalnie w tym momencie , ale nie kocham nikogo tak bardzo jak Ciebie Vann... - wyszeptał zbliżając się do brunetki dosadnie. - Zrobiłem to , bo nie chciałem abyś cierpiała gdyby małemu coś się stało , wiem jak wiele musiałaś znieść gdy ona .. - wskazał dłonią na Mię... - Nam Go zabrała..Ty , Oliwier i Lilly jesteście całym moim światem.
-W takim razie, chodź- rzuciła pośpiesznie, po czym ruszyła przed siebie, wcześniej tylko chwytając Morgensterna za rękę. Nic nie było ważnego. Mimo bólu, który tkwił wewnątrz Niej, musiała podjąć walkę. Teraz Ona. Teraz Jej kolej. Jej czas. Czy przyniesie to zamierzony skutek? Nikt tego nie wie. Wiadome było tylko jedno. Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. A stawka była ogromnie wysoka.
  - Dokąd idziemy? - zapytał kompletnie zaskoczony reakcją ze strony brunetki. Spodziewał się niemalże wszystkiego. Krzyku , histerii , nienawiści , a otrzymał? Sam nie wiedział nawet jak to określić...- Przepraszam Cię Vann za to , że znów zadałem Ci ból ... Przepraszam... - mówił pomiędzy kolejnymi krokami.
-Tak, wiem- powiedziała, jeszcze bardziej podkręcając tempo swojego marszu.- Za każdym razem tak mówisz. Możliwe, że naprawdę się starasz, ale jakoś marnie Ci to wychodzi- dopowiedziała, zaczerpując głęboki oddech, który miał na celu odnalezienie się w bałaganie własnych myśli. W końcu w każdym bałaganie, musi być porządek…- Wsiadaj- rzuciła, otwierając przed Thomasem drzwi do samochodu na miejscu pasażera.
-Dokąd jedziemy Vann ?!- zapytał głośno , chociaż nie można tu było mówić o krzyku. Czuł wewnętrzny niepokój , który paraliżuje jego sylwetkę w niewyjaśniony sposób. - Powiedź mi kochanie co Ty zamierzasz... - nalegał wsiadając do pojazdu.
 -Dowiesz się w swoim czasie- burknęła drażliwie, skupiając całą swą uwagę na drodze.- Na razie się przymknij, bo się rozmyślę- dodała po chwili, nie patrząc nawet przez chwilę na Morgensterna. Czy się bała? Tak. Jej decyzja wywodziła się jedynie z wyniku chwili. Impulsu. Jeden pomysł, a wydał się najbardziej racjonalny. W pewien sposób wszystko załatwiający. Pieczętujący. Czy słuszny? Tego nigdy nikt nie wie.
Milczał rozglądając się , by chociaż w ten sposób zabić czas , który ciągnął się niemiłosiernie. Ciekawość była chyba o wiele silniejsza od strachu przed tym co może się stać , gdy dojadą na miejsce ... W jego umyśle stworzyło się wiele teorii , ale jak się okazało żadna z nich nie pokrywała się z czynem, który miał wykonać... Poważnym krokiem ... Najważniejszym w jego życiu.
-Niech będzie Pochwalony- wysapała, wchodząc do jednego z niewielkich pomieszczeń w dosyć okazałym gmachu. Jej oczom ukazał się mężczyzna w podeszłym wieku, który przywitał Ich dwójkę serdecznym uśmiechem.- My przyszliśmy tutaj w sprawie ślubu- powiedziała zbytnio nie przedłużając, szczerze będąc ciekawa reakcji  Thomasa, lecz nie dała tego po sobie poznać.
- W sprawie czego? - zapytał z niedowierzaniem patrząc na polkę. Owszem myślał o sakramencie małżeńskim w sposób poważny i jak najbardziej realny ,ale fakt iż może Go to czekać za kilka chwil , całkowicie pozbawił Go naturalności nawet w zadaniu zwykłych pytać.. - Ty mówisz poważnie?- dopytał siadając na jednym z krzeseł w kancelarii.
-Czy 12 czerwiec odpowiadałby Państwu?- zapytał mężczyzna, przeglądając grube księgi w poszukiwaniu odpowiedniej daty na ślub dla pary, która właśnie stała przed Nim. Zachowanie mężczyzny nieco Go zdziwiło, lecz widząc w oczach brunetki determinację, postanowił dalej nie wnikać. Ślub to ślub. Każdy wie na co się porywa, więc postanowił zdać się na suche wykonywanie swoich obowiązków.
-Nie, my się źle zrozumieliśmy- powiedziała stanowczo Vanessa, nadal nie zamierzając nawet spojrzeć w oczy Thomasa. Dlaczego? Bała się, że spotka tam jedynie odmowę. A wówczas? Wtedy do końca wszystko by się skończyło…- Chcielibyśmy ślubu, ale teraz. Już. Zaraz. Jeszcze dziś.
- Tak właśnie . Dziś! - powiedział stanowczo blondyn ściskając dłoń swojej partnerki , może i przyszłej żony. Dlaczego nie protestował? Dlaczego dał zgodę na coś co jeszcze do niedawna nie mieściło się w jego głowie? Odpowiedź jest prosta. Kochał. Tak mocnym i silnym uczuciem darzył brunetkę , że poszedłby za Nią na koniec świata z zamkniętymi oczami.
-Thomas, na pewno tego chcesz?- spytała już, kiedy podążała za księdzem do jednej z licznych kaplic w klasztorze.- Potem nie będzie już odwrotu. Na zawsze będziesz ze mną gdzieś związany- mówiła, po raz pierwszy do Thomasa. Jego reakcja w kancelarii, jedynie dodała Jej hartu życia. Pozwoliła wybaczyć w małym stopniu zdradę, której dopuścił się Austriak. Zdradę, niby w dobrej wierze, jednakże nadal była to zdrada…
- Zawsze będę z Tobą związany węzłem silniejszym niż jakikolwiek sakrament Vann.. - wyszeptał zatrzymując się na moment , by wziąć w swe dłonie drobną twarz brunetki , tak aby patrzyła wprost w jego przepełnione ciepłem i szczęściem. - Miłością kochanie... - dodał z uśmiechem , składając na nosku polki delikatny całus.
-Morgenstern…- wyjąkała ledwo, nieznacznie oddalając się od Austriaka.- Teraz jeden błąd. Jedna pomyłka, czy jeden przypadek, który może nas poróżnić…  Tego już nie przetrwam. Już nie wytrzymam, rozumiesz?- mówiła z przepełnionymi łzami oczyma, mając przed oczami najgorsze. Kolejne próby, w których los podejmować będzie próby rozłączenia zakochanych.- Jeden błąd z mojej czy Twojej strony… Kolejne cierpienie, które sobie zadamy… To będzie już definitywny koniec wszystkiego…- szepnęła cichutko.
- Nie będzie żadnych błędów kochanie...- uśmiechnął się tuląc do siebie brunetkę.- Ślub jest poważnym krokiem dla Nas obojga , ale to może on pozwoli Nam zrozumieć jak ważni dla siebie jesteśmy , pozwoli przetrwać próby , na które na pewno nie raz zostaniemy wystawieni, ale damy radę..- ponowił uśmiech..- Kto jak nie my kochanie...

----------------------------------------
 Widzisz to ku*wa!;D
Najlepszy prezent Mikołajkowy!
Vielen Dank Gregor Schlierenzauer (GS) und Michael Hayböck!
Gut gemacht!Gratuliere!
-------------------------------------------------
Magia powraca:D!
Cierpliwość popłaca!
Skijumping Austria!;D



Na tyle mnie dziś stać!
Dziękuje!
Ann.

4 komentarze:

  1. Witam!
    Wy nawet nie wiecie jak mi skacze ciśnienie jak czytam Wasze rozdziały. Raz jest wszystko pięknie, po czym nagle wszystko się psuje. No ale cóż... Taki urok... Faktem jest to, że nic mi się tak przyjemnie nie czyta jak Codzienność. Bardzo się zagłębiłam w to opowiadanie.
    Co do Ann i Gregora. Baardzo mnie zaskoczyłyście tym, że Ann jednak jest w ciąży. Szczerze, to tak głęboko wierzę, że Ann i Gregor będą razem i stworzą szczęśliwą rodzinkę dla ich synka... Tak, wiem że brzmi zbyt pięknie, ale bardzo tego bym chciała. A Nico? Sama nie wiem co mam o nim myśleć. Niby niczym nigdy nie zawinił i nie zrobił niczego złego, ale jakoś nie darzę go zbytnią sympatią. Mam tylko nadzieję, że jakoś się to wszystko ułoży, a jeżeli Ann nie wróci do Gregora, to chociaż fajnie by było, żeby to on miał pełne prawa do dziecka. Wiem, że może to trochę głupie ale wydaje mi się, że w pełni na to zasłużył. Widać, że bardzo się stara i walczy o Ann.
    No a co z Thomasem i Van? Ślub??? Spodziewałam się wszystkiego tylko nie tego. Oczywiście nie mówię, że jest to coś złego, a wręcz przeciwnie. Jak już ostatnio pisałam z całego serca życzę im, żeby sobie ułożyli razem życie, więc ślub może w tym pomóc. A przez niespodziewaną wizytę Mii serce mi o mało nie wyskoczyło tak się zestresowałam.

    No ale mam nadzieję, że wszystko się im ułoży jak najlepiej (szczególnie sympatię moją zdobył Gregor, który cały czas walczy, pomimo, że mu nie wychodzi, a też jakiś wielkich błędów nie popełnia).
    Ponieważ Codzienność skończyłyście już pisać, to życzę wam powodzenia w pisaniu Waszych opowiadań, na których przez jakiś czas mnie nie było, ale spróbuję to kiedyś nadrobić.
    PS. Ja wracam z nowym rozdziałem najprawdopodobniej za tydzień w sobotę, chociaż niczego nie obiecuję, bo jeszcze różnie to może być.

    Tak wspomnę tylko jeszcze o dzisiejszych zawodach; zwykle kibicowałam głównie Polakom, a dzisiaj chyba pierwszy raz tak cieszyłam się ze zwycięstwa Gregora <3.

    Pozdrawiam :*

    Ol-la

    OdpowiedzUsuń
  2. ...- chwila, musze przetworzyć informacje.. xD

    Kurdee <3 Powiem, że wcale nie spodziewałam się takiego czegoś ze strony Vann ale bardzo się ciesze <3

    Gregor .. troszeczke mnie zirytował swoim zachowaniem ale zostawię to dla siebie;)
    Dziecko żyje yeaaa! <3 Kurcze jak fajnie!
    Uwielbiam tego bloga i cieszę się, że go czytam !:)
    Mam nadzieję ,że wszystko się ułoży i będzie miło i pięknie.. Boże ale ze mnie optymistka hah ;)
    A ta cała Mia.. no, aż mój telefon nauczył się latać , całe szczęście,że nie ucierpiał xD
    No ale dobra wracając do Mii to strasznie ale to cholernie strasznie mnie wkurza! Aż ma się ochote oczy takiej wydrapać..

    Świetny rozdział <3
    Mnie wiadomo gdzie szukać ;)
    Pozdrawiam i weny życzę <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochane już jestem! Nadrobiłam, to co miałam nadrobić - nareszcie :)
    Ileż się tutaj dzieje! Aż sama nie wiem, od czego mam zacząć komentowanie, ale może od tego, że jestem mega szczęśliwa z tego powodu, że tabletki nie zadziałały i dzidziuś Ann i Gregora cały czas w niej żyje... :) Tylko nie mogę jej trochę zrozumieć. Jak ona sobie wyobraża to, że będzie wychowywała dziecko z Nico? Przecież Schlierenzauer nigdy się na to nie zgodzi! Wcale się nie dziwię. Ich uczucie jest ciężkie. To pewne. Kochają się, nienawidzą się, chcą być razem i nie chcą... Tak samo jak Van i Thomas. Szczerze mnie zaskoczyłyście - ślub? Najpierw wyprowadza się od niego do Andreasa, chce mu pomagać, a teraz nagle taka informacja? Sama nie wiem, co mam o tym myśleć.
    Mieszacie kochane, oj mieszacie! :D
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam że dopiero dzisiaj.
    Ja jak zwykle spóźniona... :(
    Po pierwsze - reakcja Vann - CUDOWNA!!! Uwielbiam <3
    Po drugie - padło tutaj takie zdanie z ust Ann "Zrozum w końcu , że Nico też ma uczucia , też czuje , ma emocje. Ja nie mogę tak szargać jego uczuciami , wracając , odchodząc. To jest nieludzkie." Serio? A jak była i nie była z Gregorem co chwilę to nie bawiła się Jego uczuciami? A teraz nie bawi się Jego uczuciami? Nie mam więcej do dodania na Jej temat.
    I apel do Was !
    Niech Oli wróci do Thomasa i Vann i niech ta cała Mia odchrzani się już raz na zawsze. Może jakoś epicko zniknąć np. hmn... może Ja rozjechać dorożka :D

    OdpowiedzUsuń