czwartek, 1 stycznia 2015

Epilog.


Utrwalić chwilę. 
Utrwalić Ciebie. 
Zapamiętać.
 

I nagle to wszystko wróciło… Przybyło ze zdwojoną siłą…
Co dziwne, zaczęła tęsknić… Nawet nie tyle, co za osobą Thomasa, lecz za uczuciami, które towarzyszyły Jej, kiedy znajdowała się tuż obok Austriaka.
Tęsknota obejmowała głównie radość, po godzinnym rozstaniu. Rozmarzenie, które było przy Niej zawsze, kiedy wgłębiała się w treść tęczówek Austriaka. Wzruszenie, które wlewało się w Jej serce, kiedy Thomas okazywał Jej miłość.
Teraz nie było już niczego. Wszystko legło w gruzach, nie pozostawiając nawet miłych wspomnień.
Nie pamiętała? Przecież było ich tak wiele…
Nie, Ona po prostu nie chciała pamiętać… Wyzbyła się wszelkiego ciepła oraz wszystkich uczuć z siebie, kolejny raz dotykając ręką dna.
Bo czy człowiek może żyć niczym robot? Bez uczuć? Bez wsparcia w tak trudnych chwilach? Bez chęci na przeżycie kolejnego dnia?
Ona niestety jeszcze czuła. Czuła, jednakże były to jedynie negatywne uczucia, przepełnione bólem do granic wytrzymałości.
Ucieczka… Tylko to wydawało się być jedyną racjonalną opcją, którą mogła rozważać. Uciec, lecz gdzie? Dokąd, skoro nie miała nic?
A przed bólem i tak nigdzie nie ucieknie… On będzie Jej towarzyszył zarówno w drodze, jak i zaklimatyzowaniu się w nowym miejscu.
A chociaż krótki odpoczynek od bólu jest potrzebny absolutnie każdemu, zwłaszcza duszy, która nie wiedziała już jak sobie radzić z uciążliwym towarzyszem…
Alkohol… Piła kieliszek za kieliszkiem, póki choć na kilka sekund nie czuć. Nie myśleć, nie pamiętać, przestać kochać…
Każde rozstanie, zabiera człowiekowi część samego siebie. Części, bez której trudno funkcjonować albo odrodzić się na nowo, a której już nigdy się nie odzyska…
A życie bez Thomasa? Teraz nic w Jej oczach nie jest takie samo. Nieważne, że Ich rozstanie trwało już jakiś czas, a na kilka słów prawdy odważył się dopiero blondyn po dłuższym czasie. Rozstanie w minutę, dzień czy nawet kilka lat boli tak samo. Człowiek  w taki sam sposób staje się własnym cieniem. Cierpi tak samo. Czuje się beznadziejnie w sposób, że coraz poważniej zaczyna rozważać odebranie sobie życia z własnej ręki…
Prawda jest taka, że zanim ludzie zdecydują się na miłość oraz prawdziwy związek, powinni zastanowić się czy na pewno są dojrzali do rozstania. Nic w końcu w życiu nie trwa wiecznie, a i sama miłość to umiejętność odpuszczenia, kiedy przyjdzie na to odpowiedni czas dla zakochanych…
Jak widać, pierwsze spotkanie Thomasa z Vann, równoznaczne było z rozstaniem…
Teraz Ich dwójka musi odpowiedzieć sobie na jedno z ważniejszych pytań w Ich życiu.
Czy warto było kochać? Czy warto było ciągle śnić o wspólnym szczęściu?
-Vanessa!- usłyszała, pomiędzy kolejnymi szumami w głowie.- Vann, co Ty tutaj robisz? Coś się stało?- tajemniczy głos pytał dalej, chwytając brunetkę za ramiona. Chciała wiedzieć, kim może być ów młodzieniec, lecz najzwyczajniej nie wiedziała. Nie poznała. Nie umiała przypomnieć sobie wspomnień związanych z tą jedną osobą.
-Zostaw mnie- burknęłaś niemiło, odsuwając się zdecydowanym ruchem od mężczyzny.- Napijesz się może ze mną?- wgramoliła ledwo ze swych ust, potykając się nieustannie o swój własny język.
-Ty jesteś całkowicie pijana!- uniósł głos, patrząc zmartwionym wzrokiem na zataczającą się Polkę.- Idziesz ze mną! Teraz!- krzyknął stanowczo, lecz widząc wyraźną ignorancję ze strony Vanessy, postanowił sam zainterweniować w dosyć niekonwencjonalny sposób. Cóż… Każdy sposób, aby uratować Vann przed popełnieniem kolejnego błędu, była sprawą priorytetowa. Dla Niego jedna z najważniejszych od dłuższego czasu…- Idziemy! I Ty nie masz tutaj nic do gadania!- przerzucił przez ramię drobne ciało Polki, po czym wyszedł z lokalu, gdzie sam miał w zamiarze opić swoją prywatną klęskę, wiążącą się osobą Vanessy…

~~♥♥~~

Współczesny świat kreuje  obraz człowieka silnego, zadowolonego z życia i odnoszącego sukcesy. Wszelkie objawy słabości są źle widziane, a depresyjna jednostka zostaje zepchnięta na margines grupy lub społeczeństwa. Z takim traktowaniem wielu nie potrafi sobie poradzić. Osoba, która jest niedostatecznie silna, twórcza, aktywna czy skuteczna zaczyna sobą pogardzać, potępiać.
Słowa, czyny, wydarzenia bolą tak bardzo, że z czasem staje on u kresu wytrzymałości. Wydaje mu się, że więcej nie potrafi już udźwignąć. Jeszcze próbuje normalnie funkcjonować w rodzinie, dalej żyć, ale to „dalej” jest coraz trudniejsze i tego „dalej” najbardziej się obawiamy... W chwili załamania ludzie nie widzą szans dla siebie, nie widzą wyjścia z sytuacji w jakiej się znaleźli. Zdołowanie jest tak ogromne, że nie myślą  konstruktywnie. Z każdym dniem, chwilą „spirala zła” nakręca się bardziej i bardziej, aż coś w człowieku pęka i jedynym rozwiązaniem jest ucieczka...
' Wiem jak trudno przyjdzie Ci wybaczenie po tym czego się dopuściłam. Wiem , że będzie ono nawet niemożliwe po tym o czym  Ci opowiem , ale masz prawo wiedzieć. Masz pełne prawo do tego aby ułożyć sobie życie i być jeszcze kiedyś szczęśliwy. Masz prawo , by mnie znienawidzić , ale to pomoże Ci zapomnieć Gregor . Zapomnieć o mnie , o tym co Nas łączyło , a co z czasem stało się niezdrowe. Chore. Bo Nasza miłość właśnie taka jest...Może gdybyśmy zaczęli inaczej , gdyby mój przyjazd do Austrii nie rozpoczął się zarysem układów i zazdrości , może gdybyśmy potrafili rozmawiać tak jak potrafią to inni Nasza relacja wyglądałaby o wiele lepiej. Wiem. Wiem jak łatwo jest teraz gdybać , i mówić co byłoby lepsze , a co nie jest na tyle dobre aby pamiętać ... ale uwierz mi , że cholernie trudno mi się z Tobą żegnać.  Bo ten list .. On jest Naszym pożegnaniem. Moim pożegnaniem z Tobą.  Pewne jest jedno... Zawsze będziesz gościł w moim sercu , zajmował tam to wyjątkowe miejsce , bo tylko Ciebie kochałam tak naprawdę  pomimo tego , że nie dałam Ci tego odczuć. Wybacz. Zapewne czytając ten list myślisz o Naszym synku , uwierz też o nim myślę dlatego też dla jego dobra podjęłam tą decyzję. Zdecydowałam , że powierzę Go w opiekę rodzinie zastępczej która sprawi że będzie czuł się bezpiecznie , że będzie kochany.... Wierzę , że kiedyś zrozumiesz. Wierzę , że będziesz szczęśliwy ... Wierzę , że mi wybaczysz... ' 
~~♥♥~~
Mówią, że prawdziwa miłość trwa wiecznie, prawda? A co w przypadku rozwodów, jeżeli głównymi ogniwami w rozprawie są dwa dziko bijące dla siebie serca, które pobłądziły, przez co już na zawsze siebie straciły?
Zaprzepaściły miłość oraz wspólne, odległe wspomnienia, które już na zawsze będą obejmować ich wnętrze. Cóż… Czasem może być to przyjemne doznanie, podczas którego na twarz będzie wkradał się subtelny uśmiech. Jednakże…
Jednakże w większości przypadków przeszłość będzie jedynie dusić. Będzie zabierała tlen. Będzie paraliżowała. Odbierała zmysły. Czyniła głupcami i ślepcami, głuchymi na wszelkie wołania ludzi dobrej woli.
Dlaczego?
Odpowiedź jest jedna. Bo nie będzie przy tej osobie odpowiedniego człowieka, który rozjaśnia każdy dzień bądź aspekt życia, a same myśli skierowane w jej kierunku potrafiły wcześniej pokrzepić, dodać siły walki do życia w świecie, gdzie brakuje empatii, miłości, szczerych uczuć…
I to właśnie tu… Właśnie tutaj, teraz świadectwo swoje dawała prawdziwa miłość, niegdyś, a może nadal, łącząca Ich dwójkę. Dlaczego w takim miejscu? Czemu miłość nie potrafiła oszczędzić im wizyty w tym ponurym miejscu, rzeźni serc?
Tutaj, na sali rozwodowej. Thomas. Vanessa. Nikt nawet w najśmielszych snach nie pomyślałby, że to kiedyś stanie się jawą. A może wcale nie było? Może ludzie stracili już umiejętność odróżniania jawy od snu? Może to, co się właśnie działo jest tylko snem? Koszmarem sennym, a zaraz każde z nich obudzi się w swoich ramionach, ciesząc się, że owy koszmar nigdy nie przydarzy się im w życiu realnym?
Nie.
To jest już niemożliwe. Jedno z ogniw, tworzących ich związek, było zdecydowane, co do swojego postępowania, natomiast drugie najzwyczajniej nie chciało stać na drodze do szczęścia temu drugiemu. Bo przecież miłość to właśnie odsunięcie się w cień, kiedy sami nie możemy wywołać uśmiechu na twarzy ukochanej osoby…
A tutaj? Kolejne zaskoczenie. Nie było tak, jak mogło się wydawać, biorąc pod uwagę wydarzenia z ostatniego czasu. W tym przypadku to strona dotykająca niemal dna, dotykała teraz nieba swą pewnością, a człowiek, który ostatecznie wszystko skończył swoim wcześniejszym zdecydowaniem, teraz staczał się na dno oceanu własnej rozpaczy…
Patrzył na Nią przez cały czas trwania rozprawy, w sposób, jakby chciał zachować każdy najmniejszy szczegół Jej ciała w pamięci. Przed oczyma nieraz wyświetlały się mu sceny z Ich wspólnego życia, jak czarno-biały niemy film Jego życia, które w pewien sposób się już skończyło… Umarł. Bez Niej nie żył. Jego serce nie biło swoim rytmem. Krew krążąca w Jego żyłach nie miała wystarczającej siły przebicia, aby mógł poczuć swój puls. Mózg jakby obumarł z powodu nadmiaru myśli związanych z tym, co miał, a co stracił tylko i wyłącznie ze swojej winy. Każdy mięsień czy kończyna Jego ciała odmawiała posłuszeństwa. Umarł psychicznie, ale mimo to żył fizycznie.
Jedna z najgorszych kar, mogąca spotkać człowieka za życia…
-Vann…- jęknął nieśmiało, kiedy wszystko stało się klarowne. Jasne dla każdej ze stron. Otóż, teraz z brunetką łączył Go tylko kawałek papieru, mówiący o tym, że kiedyś zawarli związek małżeński, a teraz są jedynie parą rozwodników…- Vann... Proszę, chciałbym powiedzieć Ci tylko jedno słowo- odezwał się kolejny raz, kiedy Jego słowa nie spotkały się z żadną reakcją Polki. Milczała, szła nadal swoim tempem, nic sobie z Niego nie robiąc. Zabolało. Ukłuło. Mimo że chciał życzyć jedynie powodzenia, nawet to nie pozostawałoby bez znaczenia…  Ale czy mógł się spodziewać czegoś innego?
W końcu cisza, to najgorszy krzyk kobiety. Jeżeli milczy, wystarczy tylko krótką chwilę pomyśleć, aby dojść do wniosku jak bardzo się ją zraniło, skoro teraz nie robi nic innego, niżeli ignoruje podmiot dostarczający wiele cierpień…
-Manu!- usłyszał na korytarzu radosny głos ulgi Vanessy, która właśnie złączona była z Jego kolegą z reprezentacji w pocałunku. Czułości nie na pokaz, a szczerym gestem uczuć, które właśnie wypełniały wnętrze brunetki.
Poza tym… Skąd mogła wiedzieć, że jest obserwowana przez czujne oko blondyna?
-Jak rozumiem, mam przed sobą właśnie wolną kobietę?- spytał z uśmiechem na twarzy, przytulając czule do siebie Polkę. Za jeden Jej uśmiech i rozpromienioną twarz byłby w stanie zrobić wszystko. Posunąć się do nawet najbardziej radykalnych kroków, aby tylko dostarczyć swojej ukochanej chwilę radości.
-Nie- odpowiedziała sztucznie smutnym głosem.- Niestety, ale ta kobieta ma już kogoś w sercu- mrugnęła do bruneta, wtulając się czule w Jego tors. Czuć Jego ciepło oraz zapach, przy którym czuła się niezwykle bezpieczna, było jednym z najważniejszych pragnień do zaspokojenia ówczesnych dni, jak i również tych, które były dopiero przed Nią.- Manuel… Muszę Ci coś powiedzieć… A może właściwie coś pokazać…- przyznała nieco zmieszana, odsuwając się od chłopaka.
-Coś się stało?- zapytał zmartwiony, patrząc na każdy ruch wykonywany przez Vanessę. Kiedy jesteśmy naprawdę banalnie szczęśliwi, nic dziwnego, że zachowujemy podwójną ostrożność oraz czujność, aby szczęście nagle nie przekształciło się w cierpienie…
-Czy to…- nie dokończył pytania, gdyż Jego wnętrze przeszyło ciepło, które w przyjemny sposób rozprowadzało się po Jego ciele.- Test ciążowy… Pozytywny…- stwierdził z konsternacją wymalowaną na twarzy.- Będę ojcem!- wrzasnął po chwili uradowany brunet, kręcąc wokół własnej osi Polkę.
Istnieje legenda, że podczas narodzin każdego człowieka, na Ziemię spada jedna dusza, która po zetknięciu z ziemią rozdziela się na dwie części. Jedna z nich trafia do kobiety, natomiast druga zamieszkuje wnętrze mężczyzny. I właśnie na tym polega życiowe zadanie człowieka, które otrzymuje się wraz z chwilą narodzin. Zadanie, polegające na odnalezieniu drugiej połówki siebie, połowy własnego serca oraz duszy. Ale czemu tak często napotykamy na swojej drodze osoby, które potrafią skraść kawałek serca, mimo że nie są naszym dopełnieniem?
Czemu tacy ludzie się pojawiają na dłużej w naszym życiu? Czyżby po to, aby mieć okazję nabrania doświadczenia? A może po to, żeby życie najzwyczajniej się nie nudziło i kolejno dostarczało ludziom trosk i rozterek sercowych?
Tego nie wie nikt. Prawdopodobnie nikt się też tego nie dowie…
Jedno jest pewne. Vanessa odnalazła właściwą połówkę siebie. Odnalazła miłość, która rozprowadza ciepło, nie dusząc ani siebie, ani Manuela przy tym. Odnalazła miłość, dzięki której stała się ogniem, nie spalając swojego ukochanego. Odnalazła miłość, która pragnęła bliskości z ukochanym, jednakże nie budząc chęci zawładnięcia Nim.
I może właśnie o to chodzi w życiu? O to, żeby ktoś był na dobre i na złe. Zawsze.
Ale co miał czuć Thomas? Nic. Kompletna pustka.
Jednak, jak mógł czuć się człowiek, który na własne życzenie stracił wszystko, co istotne w życiu? Wszystko na czym mu zależało. W co wierzył. Czemu ufał. Co kochał ponad siebie. Ponad życie. Ponad wszelkie stworzenie…
Łzy napełniały powoli Jego powieki. Mówią, że prawdziwi mężczyźni nie płaczą. Bzdura. To właśnie umiejętność przyznania się do łez czyni z chłopaka prawdziwego mężczyznę.
Gorycz oraz zazdrość z każdą sekundą potęgowała coraz bardziej na swojej sile. Nienawiść… To właśnie nią obarczał siebie samego.
Miłość należy bez ustanku podsycać bądź pielęgnować nawet najdrobniejszymi codziennymi gestami, czy słowami. A jemu właśnie tego zabrakło… Tej wytrwałości, którą miał za zadanie okazać Vanessie w jednych z najczarniejszych dniach Jej życia.
Teraz wysoką cenę przyszło mu płacić za własne słabości. Zbyt wysoką. Nie obwiniał za nic Polkę. Nie miał nawet takiego prawa. Cała wina spoczywała tylko i wyłącznie na Jego barkach.
Patrzył teraz jedynie na Vanessę, która radowała się wraz z Manuelem z radosnej wiadomości, wyrażając swoim spojrzeniem jedynie chęć przeprosin. Jakby chciał przeprosić za to, że Jego serce Ją pokochało. Przeprosić za to, że nadal Ją kocha, mimo że Jej serce już nigdy Go nie pokocha…
A do dziś ma przed oczami dzień, od którego wszystko się zaczęło. Dzień, kiedy pokochał Ją bezmyślnie i naiwnie. Pokochał zachłannie i bezwstydnie. Pokochał za uśmiech zdziwionej światem dziewczynki oraz za dwie iskierki tańczące w Jej brązowych tęczówkach…
To takie smutne, że osoba, która podarowała najcudowniejsze wspomnienia w darze, sama się nimi stała…
A Mia?
Ta dziewczyna zniknęła z Jego życia tak samo szybko, jak się pojawiła… Kiedy się znudziła, najzwyczajniej oznajmiła pewnego dnia, że wszystko skończone, odchodząc nawet bez słowa pożegnania…
Wniosek płynie z tego dosyć prosty… Stały i gorący związek różni się od eksperymentalnego związku, który ma na celu dodania pikanterii życiu. Różni się między innymi tym, że w pierwszym przypadku uczucie bliskości i szczęścia nie kończy się z nastaniem tzw. ‘finiszu’.
Bezcenne uczucie, kiedy ma się świadomość, że zerwało się, aby spróbować czegoś innego, odkryć nowe horyzonty, a potem każdego dnia utwierdzać się jedynie w przekonaniu, że żadna nie jest w stanie Jej zastąpić…
Teraz Jego myśli będą się Nią opiekować, niezależnie od tego, czy sama zainteresowana wyrazi na to zgodę. Bo to jest tak… Kiedy kogoś kochasz, myślenie o tej osobie jest jak oddychanie. Nie można bez tego żyć, jak i robi się to bez kontroli cały czas…
Tymczasem, zaczął coraz słabiej Ją czuć… Oddala się od Niego niczym wiatr, który wraca po krótkiej chwili, jednakże ze słabszą siłą…
Nie pozwólmy uciec miłości! Taka prawdziwa zdarza się tylko raz w życiu i jeśli jej nie przeżyjesz, unieszczęśliwi Cię na zawsze…

--------------------
Dotarłyśmy do końca , jednakże  dla Nas smutnego końca , ponieważ jest to opowiadanie do którego się przywiązałyśmy. 
Opowiadanie zapoczątkowane dnia 15 kwietnia 2014 roku , prawie 8 i pół miesiąca z Wami!♥
Piękny czas. Piękne wspomnienia , piękna pamiątka!
Sporo cudownych chwil w trakcie tworzenia dialogów , sporo cudownych chwil czytając Wasze opinie , wiedząc jak wiele czasu Nam poświęcacie. Czasu i słów za które dziękujemy! Czasu za poświęcenie swoich cennych chwil nie ma żadnej ceny...
Wspomniałyśmy o dialogach , które tworzymy/tworzyłyśmy wspólnie.
Ann ( Ann i Thomas)
Klaudia ( Gregorian♥! , Vann)
Manu , Mia , Kristina, Wank ( w zależności od potrzeby)
Kochane, dobrze wiecie jak trudno się żegnać , jak trudno powiedzieć ostatnie słowo , jak trudno zamknąć ostatni rozdział historii...
Panna Boop , Olcia , Miris, Anette, Wiślaczka, Joke is life, Milka i Molly i wiele innych...
Jesteście najlepsze! Wszystkie! Te znane i te anonimowe ...
DZIĘKUJEMY! 

Ostatnie słowo? Owszem. 
Tutaj.
Zapraszamy Was serdecznie na  Bądź silny!
gdzie czeka Was wiele niespodzianek , wiele chwil , które mogą wydać Wam się godne przypomnienia, wiele chwil , które mamy nadzieję spędzicie wspólnie z NAMI!♥

Żegnamy mając nadzieję na wspólne spotkania , a także ostatnie Wasze słowo na WIĄŻĘ Z TOBĄ CODZIENNOŚĆ! 

Ann i Klaudia!

14 komentarzy:

  1. Pożegnania to nie jest moja mocna strona. W sumie nie wiem, co napisać. Mam totalną pustkę w głowie.
    Napiszę krótko - to ja Wam dziękuję za każdy rozdział, za wszystkie zawirowania, za każde dobre i złe momenty :)
    Życzę Wam ogromnej weny przy tworzeniu nowej historii :)
    Zaległości nadrobię niebawem... Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Witajcie, Dziewczęta.
    Nie mogę dać wiary temu, co jeszcze przed momentem tutaj przeczytałam. Epatowałyście mnie za każdym razem, gdy dodawałyście tutaj nową Odsłonę Codzienności. Żadna Codzienność, jakby mogło się wydawać, nie była monotonna, czy niedoprowadzona do perfekcji. Niejednokrotnie dziwiłam się swojej osobie, że pomimo mojego wieku, niezmiennie w takim samym stopniu ekscytowałam się historią, która od A do Z powstała w Waszych głowach. Niemożebny zachwyt oraz poruszenie wywołałyście we mnie tym epilogiem, który jest metą historii Ann i Vann w rolach głównych. Potwierdzę to, że nie pałałam do Ann (oczywiście, jako bohaterki opowiadania) sympatią od samego początku. Bywały chwile, kiedy doznawałam agonii, podczas obserwowania jej poczynań, ale jakoś moje jestestwo z rozdziału na rozdział, rozumiało ją coraz bardziej. List, który Ann zostawiła na swoje pożegnanie… Nie na moje umiejętności, objąć tego słowami. Dało mi się jedynie we znaki ukłucie w serce... Kolejna duszyczka, która w małym stopniu przypominała mi moją skromną osobę, choć przez długi czas nie zdawałam sobie z tego sprawy- Vanessa. Wyrażę się krótko: nie posiadam się z radości. Widać, że teraz przed nią długoletnie upajanie się idyllą u boku Fettnera. Na temat Thomasa mogę rzec jedynie, że jest mi przykro z tego, co sam sobie zagwarantował. Kierował się jedynie pożądaniem, popełniając błąd, który odbijać będzie się czkawką przez resztę życia blondyna. Żałuję jedynie, że tak mało Gregora w zakończeniu, ale spotkałam się raz z przekonaniem, że jedynie niedokończone wątki budzą największą intrygę u czytelnika, więc tym razem w moim przypadku opinia ta odnalazła swe źródło w świecie realnym.
    Nie mogę uwierzyć, że to już koniec. Wcześniej rzadko czytałam jakiekolwiek opowiadania tego typu. Uważałam bowiem, że to strata czasu, a i tak nic nie uda mi się z tego wynieść. Wasza twórczość sprawiła, że zmieniłam to przekonanie. Wiele Waszych refleksji pomogło mi uporać się z trudami mojej codzienności. Pomagałyście słowem pisanym, czym wzbudziłyście u mnie niezwykłą wdzięczność. Prawdę mówiąc, niestety nie miałam jeszcze okazji zagościć na Waszym drugim blogu. Na samej Codzienności bywałam często ze spóźnieniem, dlatego nie komentowałam. Przepraszam Was za to, ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, że każdy komentarz jest dla Was niezwykle ważny.
    Dziękuję Wam za tyle wspaniałych chwil, które mi podarowałyście. Jesteście świetnym duetem, który już nigdy nie powinien się rozstawać. Jesteście autorkami najpiękniejszej historii, która już na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Jestem pewna, że jeszcze nie raz wrócę tutaj i będę wspominać te piękne chwile.
    Życzę wszystkiego, co najlepsze w roku 2015. Trzymajcie się razem, Dziewczęta!
    Wiślaczka ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, hej...
    Ojej... Nawet nie wiem od czego zacząć...
    Kiedy zobaczyłam, że dodałyście epilog, od razu stwierdziłam, że muszę go od razu przeczytać. Codzienność to jedno z najwspanialszych opowiadań jakie kiedykolwiek powstało...
    Ciężko jest mi myśleć, że to już koniec...
    Zaczęłam je czytać chyba jakoś w październiku, a moja przygoda z opowiadaniami nie trwa długo... Nadrobiłam wszystko... poświęciłam na to wiele godzin, ale NIGDY nie powiem, że tego żałowałam...
    Bo tak naprawdę, to dzięki WAM zaczęłam pisać moje opowiadanie. Co prawda, nie za sprawą codzienności, bo ją zaczęłam czytać trochę później, ale Waszych poprzednich opowiadań... Klaudii: "To tylko Twój cień, nigdy Ty..." - przeczytałam je w sierpniu, chyba w ciągu czterech dni... i dokładnie pamiętam, jak myślałam, że fajnie byłoby napisać może coś swojego, ale po chwili przychodziła myśl, że nigdy nie dorównam Tobie... Tyle ile się upłakałam czytając je ciężko sobie wyobrazić... Wystarczy, że założyłam słuchawki i usłyszałam muzykę w tle (przepiękną, w której się od razu zakochałam <3 ) to miałam łzy w oczach. Drugie opowiadanie "Nie ma mnie bez Ciebie..." wspominam równie wspaniale. To jest niesamowite jak ja się wczuwałam czytając Twoje DZIEŁA (bo z pewnością zasługują na takie miano <3 ). Były to pierwsze opowiadania, jakie przeczytałam i od których zaczęła się moja przygoda z bloggerem, a dokładnie drugie i trzecie. Czwartym opowiadaniem było "difficult-love-austria". Ciężko mi nawet teraz coś napisać przypominając sobie te wszystkie chwile "spędzone z Waszymi opowiadaniami". I może to trochę dziwne, że piszę nie na temat Codzienności, ale stwierdziłam, że muszę wam podziękować za to, że teraz piszę swoje własne opowiadanie, bo to na prawdę dzięki WAM <3 Jeszcze raz bardzo, ale to bardzo dziękuję... Przepraszam przy okazji, że nie czytałam i nie czytam Waszych wszystkich blogów, ale to wynika z tego, że nie mam zbyt wiele czasu, a nie chcę też zaczynać czegoś, czego wiem, że w najbliższym czasie nie dokończę, ale mogę was zapewnić, że kiedyś przeczytam wszystko co napisałyście i będę starała się powoli nadrabiać to co zaczęłam... bo to co tworzycie zdecydowanie zasługuje na uwagę każdej czytelniczki i blogerki, która pisze opowiadania. Można się od Was wiele, wiele nauczyć niezwykle przydatnych rzeczy, a szczególnie kiedy się dopiero zaczyna, jak właśnie było w moim przypadku...
    Tak przypomniała mi się jeszcze jedna rzecz... Kiedy zaczęłam czytać Wasze opowiadania, było to mniej więcej w tym samym czasie, a ponieważ było to przed moim wyjazdem na wakacje, a ja wtedy nie potrafiłam sobie wyobrazić dnia bez czytania waszych rozdziałów, postanowiłam, że wydrukuję sobie chociaż część tego co napisałyście... i oto takim sposobem kilkaset kartek i spora ilość tuszu w drukarce poszło w ruch... <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Ojej... ale się rozpisałam... A nawet nie napisałam praktycznie nic o Codzienności.
      Kiedy zaczęłam ją czytać, nigdy nie pomyślałabym, że zakończenie może być inne jak wspólne i szczęśliwe życie Thomasa i Van oraz Gregora i Ann. Zapierałam się sama w sobie, że oni muszą być razem i innej opcji nie ma... Z czasem jednak zaczęłyście ukazywać, że tak to nazwę; bardziej rzeczywistość niż cukierkową przyszłość. Z rozdziału na rozdział powolutku zmieniałam zdanie to tego, jak chciałabym, żeby wyglądało zakończenie. I tak właśnie moje początkowe zdanie, że wszyscy muszą być szczęśliwi "razem" wkrótce przeszło w to, że nie miałam pojęcia co by było lepsze, aż w końcu stwierdziłam, że na przeszłości, którą przeżył każdy z bohaterów nie uda się zbudować prawdziwego, szczerego związku... I pomimo, że jeżeli chodzi o takie ogólne zakończenie to wyszło tak jak przewidywałam, to bardzo, bardzo szkoda, że się tak jednak skończyło. Może jeżeli ich przeszłość nie była by tak burzliwa, może udało by się jeszcze uratować ich związki, ale ostatnie wydarzenia z ich życia przekonały mnie, że inaczej być nie może. I o ile po przeczytaniu tego epilogu, z historią Van i Thomasa mogę się pogodzić, to jeżeli chodzi o Gregora i Ann... Nie...
      Tak jakoś nie mogę przegryźć tego, że Ann chce oddać ich synka do adopcji... Oczywiście rozumiem, że jeżeli chodzi o ich sytuację, to jest to myślę, jak najbardziej odpowiednie wyjście, ale jak przypominam sobie to co działo się wcześniej, jak Gregor zacięcie walczył o Ann, ile cierpiał, chociażby po wypadku dziewczyny... to tak jakość ciężko mi z tą myślą...
      Prawdę mówiąc Gregor to bohater, którego chyba najbardziej ciężko było i jest mi go zrozumieć... To było takie piękne, kiedy przedstawiałyście uczucia jakimi darzył Ann, a jednocześnie takie okropne i brutalne, kiedy posuwał się do jej bicia, że na prawdę ciężko jest mi to zrozumieć.
      Szczerze, to bardzo zaskoczyłyście mnie tym, że Klaudia pisała o Van i Gregorze, a Ann o Thomasie i Ann... Byłam wręcz przekonana, że dziełami Klaudii są dialogi Van i Thomasa, a Ann; Ann i Gregora... Tego na prawdę się nie spodziewałam...
      Ogólnie... brakowało mi dzisiaj Gregora... i to bardzo... Chciałabym dowiedzieć się, jak ON, zareagował na ten list, czy zrozumiała Ann... Podejrzewam, że jeżeli historia działa by się dalej, to Gregor zrobił by wszystko, żeby odnaleźć swojego synka...
      O ile cieszę się ze szczęścia Van, że potrafiła sobie mimo wszystko ułożyć dalej życie, to co do reszty bohaterów pozostanę z myślami, że oni również zostali szczęśliwi i pomimo tego, że są osobno to razem na zawsze będą tworzyć wspaniałe więzi przyjaźni...

      Eh... Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie złe, że tyle napisałam, a Wy musiałyście to przeczytać i lubicie kiedy inni piszą długie komentarze... Oczywiście, sama wiem, że dzisiaj może trochę przesadziłam, ale poczułam potrzebę przekazania wam WSZYSTKIEGO co czułam, myślałam, wszystkich emocji związanych z tym opowiadaniem, jak również poprzednimi, ale pomimo tego, że właśnie tych poprzednich nie komentowałam, nie napisałam Wam tam, co o nich myślałam, bo czytałam je już po zakończeniu pisania, to wiedzcie, że w moim odczuciu są tak samo wspaniałe jak codzienność... Uwielbiam je...
      Teraz, kiedy zakończyłyście pisać to opowiadanie, zacznę jeszcze raz, od początku i spokojnie czytać "Bądź silny"...

      Usuń
    2. Kurcze... wypada już zakończyć, bo jeszcze trochę i mój komentarz będzie dłuższy niż sam epilog...

      Z okazji, że dzisiaj jest pierwszy dzień nowego roku; chciałabym wam życzyć z całego serca, aby był on jeszcze lepszy i wspanialszy niż ten, który się właśnie zakończył. Abyście spełniły wszystkie cele, jakie postawicie na swojej drodze oraz aby na Waszym koncie powstawało coraz więcej wspólnych jak i indywidualnych opowiadań. Jesteście wzorami do naśladowania i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się wam dorównać (chociaż wiem, że będzie mega ciężko i chyba nie spodziewam się, że dam radę)... Najpiękniejsze w Waszych dziełach jest to jak pięknie opisujecie uczucia bohaterów, a przez to strasznie szybko można się do nich przywiązać. I tak właśnie było w moim przypadku...

      A więc na zakończenie jeszcze raz Wszystkiego Najlepszego w nadchodzącym nowym roku... Mam nadzieję, że nie macie mi za złe długość tego komentarza...

      Pozdrawiam Was z całego serca :*
      Ol-la

      (Musiało być w kilku częściach :* )

      Usuń
  4. To ja napiszę krótko. To było piękne, cholernie emocjonujące i wciągające. Wy wiecie, że ja uwielbiam wszystko co stworzycie, prawda? :*
    Dziękuję kochane i do zobaczenia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie lubię czytać epilogów, bo zawsze mam łzy w oczach i nie wiem, co napisać ;) Cieszę, że mogłam czytać Wasze opowiadanie, które jest moim zdaniem jednym z lepszych. Zaskakiwałyście mnie niejednokrotnie i za to Wam naprawdę dziękuję. Za te wszystkie emocje, które towarzyszyły mi przy lekturze Codzienności.
    Życzę duuużo weny, aby kolejne opowiadania, były równie świetne :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie na widzę pożegnań! Zawsze jest wtedy tak smutno :(
    Dziewczyny czytać codzienność to było coś wspaniałego. Przeżywać te wszystkie złe i cudowne chwile razem naszymi bohaterami: Ann, Vann, Thomasem i Gregorem było czymś niezwykle emocjonującym i pięknym :D
    Dziękuje wam za to kochane!
    Pozdrowienia i buziaki ;*****

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mamy słów. Jest nam cholernie smutno, że to wszystko się już skończyło ;(
    Vann jednak z Manuelem. To chyba jedyna dobra wiadomość.
    To były cudowne miesiące spędzone z Wami na tym blogu, przy tej wzruszającej historii. Momentami smutnej, ale jednak po części szczęśliwie zakończonej.
    Będzie nam brakować tej historii.
    Możemy Wam teraz tylko podziękować z całego serca za te wspaniałe momenty :)
    DZIĘKUJEMY!
    Milka i Molly :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku ..
    Dziewczyny czemu koniec noo? ;(
    Uwielbiałam tego bloga ..
    Kochałam czytać rozdziały, emocjonować się każdym z nich ❤
    Nie będę się rozpisywać bo tak szczerze to nie mam pojęcia co mam więcej napisać. ..
    Napisze tylko jeedno ..
    Dziękuje Wam za tego bloga ❤
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Po pierwsze to bardzo dziękuję za wymienienie mnie w podziękowaniach. To wiele dla mnie znaczy! ;*
    Po drugie bardzo mi smutno, że już zakończyłyście tę historię... Historię o marzeniach, uczuciach, prawdziwym dorosłym życiu. O miłości w różnych ujęciach. Tych dobrych i tych złych. Miłość Vann i Thomasa, Ann i Gregora... Ileż oni przeszli, ileż wycierpieli. Godzili się, rozstawali, płakali, kłócili się. W ostateczności każde z nich poszło swoją drogą. Ann postanowiła odejść od Gregora, którego przecież kochała. Jednak wszystkie wydarzenia, chwile nie pozwoliły jej dalej tkwić u jego boku. Zdecydowała się oddać malucha do rodziny zastępczej i tak szczerze mówiąc podjęła chyba najrozsądniejszą decyzję z możliwych. Jestem pewna, że Gregor już jej wybaczył.
    Thomas i Vann... Miłość. Skończona, przekreślona. Sala rozwodowa, koniec małżeństwa. Ale nie koniec miłości - w przypadku Thomasa. On będzie ją kochał do końca życia. A ona? Będzie go pamiętać, ale właśnie ma szansę stworzyć prawdziwą rodzinę z Manu i z dzieckiem. I stworzy ją, bo po tym wszystkim, co przeszła zasługuje ;)
    Dziękuję Wam, że miałam możliwość czytania tej historii ;)
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Mimo, że nie komentowałam regularnie zawsze byłam. :)
    I czytałam. I to ja dziękuję za możliwość przeczytania tej historii. Nie czytałam jeszcze historii w której ktoś pisze tak życiowo i prawdziwie o uczuciach, młodości i dorastaniu do prawdziwego dorosłego życia.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Matko Boska! Brak mi słów. To jest...... genialne, wciągające, emocjonujące i... No nie wiem co jeszcze napisać. Po prostu DZIĘKUJĘ za te wszystkie rozdziały. Przeżyłam coś niesamowitego czytając każdy z nich.<3
    Przy okazji zapraszam wszystkich do mnie
    terrible--truth.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. PIEKNY BLOG CZYTAM I CHODZ JESTEM STAROM BABOM ALE LZY SIE KRECOM CZLOWIEK JAK BY CZYTAL SWOJE ZYCIE W PEWNYM SESIE POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń