piątek, 2 maja 2014

Piąta odsłona codzienności.

 

 

"Miłość może żywić się najmniejszą odrobiną nadziei, ale zupełnie bez niej istnieć nie zdoła."


~~♥♥~~

W życiu każdego człowieka przychodzi chwila kiedy traci on kontrolę nad każdym ze swoich działań. Wtedy myśli on inaczej, robi inaczej i mówi też inaczej. Najczęściej kłamie, bo wmawia każdemu dookoła, że wszystko jest dobrze, a tak naprawdę w środku serce pęka mu na pół. Patrzy on w lustro i widzi całkowicie innego człowieka. Próbuje jakoś poskładać się w całość, ale nie potrafi. Jest zbyt zagubiony, rozbity, a wszystko to co go otacza tylko utrudnia mu zadanie. Boi się zrobić konkretny krok na przód, nie potrafi przewidzieć konsekwencji. Jedynie zdaje sobie sprawę z tego, że nic nie jest takie jak powinno. Za dużo też analizuje....
 Ciągle tylko gdyba, a to przecież nic nie daje. Najwyraźniej musi on przeczekać aż ten moment minie, bo to wszystko z pewnością mija. Jest to swego rodzaju lekcja życiowa. Ta chwila nas zmienia i pozwala zrozumieć co sprawiło, że staliśmy się tak bardzo zagubieni, ukazuje nam jakie popełniliśmy błędy i przed czym na przyszłość mamy się chronić....
Tak jak i ludzie..
Przychodzą... Pojawiają się w sumie znikąd. Stają przed nami i nieproszeni wchodzą do naszego świata. Zaczynają mieszać nam w głowach, a później jeszcze i w sercach. Wywracają całe nasze życie do góry nogami, zmieniają nas, sprawiają, że wszystko staje się zupełnie inne. Przyzwyczajają nas do siebie, rozkochują. Sprawiają, że cały świat zawiera się w literach ich imion, a cały nasz światopogląd nastawiony jest tylko i wyłącznie na nich. Wkładają w nas szaleństwo, ekspresje, radość, miłość...
 Są przy nas chwilę, może dwie. A później odchodzą. Już wcale nie patrzą na to co poczujemy. Wypruwają nasze serca, a w ich miejsce wpychają sterty tęsknoty i żalu. Znikają. Z dnia na dzień. Tak po prostu i już nie ma ich. I jeszcze bezczelnie żądają aby o wszystkim zapomnieć.
Tylko jak? Przecież swoją obecnością pozmieniali wszystko...
Już od paru dni nie mógł zapomnieć. Nie mógł zapomnieć o szatynce o imieniu Ann. O ich pocałunku. Kłótni. Pożegnaniu. Wielokrotnie trzymał w ręce telefon, mając wybrany już numer dziewczyny z zamiarem przyciśnięcia przycisku 'dzwoń', ale zawsze tchórzył. Właściwie dlaczego? Nigdy przecież czegoś takiego nie odczuwał. Kolejny człowiek, który nie potrafił rozpoznać siebie. Czy bał się? Oczywiście, że tak. Strasznie obawiał się jak Ann zareaguje na telefon od Niego. Kiedy się żegnali... Sama powiedziała przecież, że nie chce niczego komplikować... Postanowił postawić jednak wszystko na jedną kartę. Zadzwonił. Dziewczyna odebrała już po pierwszym sygnale.
-Hej, Ann.- zaczął, próbując wysilić się na obojętny ton głosu, który nie drży. Czy udało mu się? Trudno było ocenić.- Tu Gregor.
- Cześć Greg... - odezwała się zszokowana. - Coś się stało? - zapytała chcąc poznać przyczyny telefonu szatyna ... mężczyzny o którym chciała jak najszybciej zapomnieć.
-Nie.- powiedział szybko.- A musiało się coś stać, żebym zadzwonił? Tak po prostu ciekawi mnie co u Ciebie, czy za mną tęsknisz i takie tam...- starał się to powiedzieć w marę naturalnie, lecz  pulsująca w Nim krew doskonale Mu to utrudniała.
-  W porządku... - zaczęła... - Wszystko już wróciło do normy .. - Nie powinniśmy przecież ciągle odwracać się za siebie...Nie powinniśmy żyć przeszłością. - Co u Ciebie?
-Dobrze, dobrze...- odpowiedział roztargniony.- Ale nie powiedziałaś jeszcze czy za mną tęsknisz...- przypomniał się.
- A jeżeli powiem , że tęsknię to ... - w głosie Ann można było wyczuć wyraziste drżenie... Pod wpływem głosu szatyna jej rozum jakby wyłączył się , by bez jej wiedzy a co najważniejsze zgody pozwolić przemawiać sercu , które potrzebowało bliskości Austriaka.
-To wreszcie poznam odpowiedź na nurtujące mnie od kilku dni pytanie...- oddychał niemiarowo, karcąc się zarazem za swoje słowa, które przed momentem wypowiedział. 'Gregor! Idioto! Od kilku dni?! Teraz wyszło na to, że od czasu powrotu ciągle o Niej myślałeś!'- grzmiało w podświadomości chłopaka. On wiedział, że tak było, ale niekoniecznie chciał, aby i Ann to wiedziała.
- Pytanie? - Ann wyraźnie zaciekawiła się. - Zadaj je, a z chęcią odpowiem.
-Czy kiedykolwiek o mnie myślisz...- wymruczał do słuchawki telefonu.
- Nie wcale. - skłamała wyraźnie drwiąc... w ułamku sekundy do jej wewnętrznej konwersacji włączył się rozum... i to on wydał z siebie ten stłumiony krzyk.
-A gdybym ja Ci powiedział, że ciągle myślę o Tobie?- zapytał swoim ciepłym barytonem, który niejedną dziewczynę byłby w stanie doprowadzić do obłędu.
- Myślisz , chociaż wiesz że to nie ma sensu ? - Ann przymknęła powieki słysząc kolejną odsłonę jego głosu ... Głosu , który z każdą kolejną sekundą stawał się jej coraz bliższy.
-Dlaczego nie ma sensu?- zapytał szybko.- Przewidujesz przyszłość? No, tego akurat o Tobie nie wiedziałem...- po raz kolejny przybrał zmysłowy ton swego głosu.- Dużo masz jeszcze takich tajemnic? Chciałbym je odkrywać...- po tych słowach, szybko zaczął ich żałować.
- Nie trzeba być magiem , medium czy też człowiekiem o podobnych profesjach żeby wiedzieć że związki na odległość nie mają przyszłości, więc po co marnować swój czas ?
-Nigdy nie traktowałbym czasu spędzonego z Tobą, jako strata czasu.- zareagował natychmiastowo na słowa dziewczyny.- A Ty traktowałabyś tak nasz wspólnie spędzony czas?- zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie to miałam na myśli Greg... - kolejne słowa , które wypowiedziała  i które nie zostały odebrane w należyty sposób. - Ja po prostu wiem jak ciężko jest utrzymać przyjaźń będąc daleko od siebie , a związek ? Niee. - dodała zrezygnowanym tonem głosu.
-Powiedz z czystym sercem, że Ci na mnie nie zależy.- zażądał rozdrażniony.- Na mnie. Na Nas.- dodał, czekając na odpowiedź. Szybko miał sobie za złe, że coś takiego zrobił. A co jeśli usłyszy nie to, czego tak bardzo pragnął? A może On sobie to po prostu wszystko zmyślił? Może miał złudne wrażenia i całkowicie inne wizje dalszej znajomości z Ann, niż Ona sama?
Mamy zbyt mało odwagi. Nie potrafimy wprost przyznać się, że potrzebujemy właśnie siebie, bo to o sobie śnimy i czekamy aż kiedyś dziwnym zbiegiem okoliczności wpadniemy na siebie gdzieś na mieście. Nie mamy odwagi, by zrobić ten pierwszy krok i polegamy na przypadku, który już kiedyś popchnął nas ku sobie. Lubimy ze sobą rozmawiać i tęsknimy do siebie, a gdzieś między wierszami naszych rozmów można wyczytać to błagalne 'zostań jeszcze, potrzebuję przecież Ciebie'. To wszystko jest szalone, bo jesteśmy tak daleko od siebie i powinniśmy przestać robić sobie złudne nadzieje, powinniśmy zapomnieć o sobie i o tym co było, by każde z nas mogło zacząć nowe życie, ale boimy się tej pustki i samotności, tego momentu kiedy nie zostanie już nic...
- Gregor ja nie wiem co czuję... Spędziliśmy ze sobą kilka miłych chwil... - na samo wspomnienie owych sytuacji a głównie pocałunku dłoń Ann powędrowała na jej wargi w celu wyrazistego odtworzenia tamtego momentu.. - Ale to tylko chwile.
-Ann...- westchnął ciężko.- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo chciałbym teraz zobaczyć Twoje oczy...- zaczął swój krótki monolog.- Powiedz dlaczego tak bardzo hamujesz się przed uczuciem? Dlaczego? Czy ktoś Cię kiedyś skrzywdził? Zrobił coś, dzięki czemu nie chcesz teraz czuć cokolwiek?- zdawał sobie sprawę, że może i przesadził. Nawet jeśliby tak było, nie miał prawa Jej o to pytać. Pytając o tak delikatna sprawę, mógł przywołać wspomnienia. Raniące wspomnienia. A On przecież nie chciał Jej ranić... Sam najchętniej zrobiłby coś człowiekowi, który kiedykolwiek doprowadziłby do cierpień Ann. Ale On teraz chciał to wiedzieć. Chciał znać dokładnie dziewczynę. A może i w tym pytaniu chciał ugrać coś dla siebie? Powiedzieć, że On jest inny?  Że nigdy czegoś takiego by nie zrobił?
- Przed niczym się nie hamuje! - krzyknęła tak jakby słowa szatyna wzbudziły w Niej zapomniane uczucie... uczucia o których już nie myślała.... Nie chciała pamiętać.
- Nie potrafię powiedzieć Ci po kilku dniach znajomości , że coś do Ciebie czuję ... nie chcę tego... - dodała już nieco spokojniej.
-A teraz co robisz?- zapytał bezwzględnie.- Ann, wiem, że to było tylko kilka chwil... Ale dla mnie one były cudowne. To już nie moja wina, że tak bardzo zawróciłaś mi w głowie...- powiedział zrezygnowany, opadając na kanapę w salonie.
- Zawsze jesteś taki uparty? - zapytała zrezygnowana.
-Tylko wtedy, kiedy walczę o coś na czym mi zależy!- podniósł nieco głos, nie panując już nad sobą.
- Możemy przełożyć tą rozmowę na kiedy indziej ? - zapytała , nie wiedząc już jak ma 
' pozbyć' się kolejnych pytań na które nie znała odpowiedzi .. a może i nie chciała na tamtą chwilę poznać.
-Nie. Ann, ja muszę wiedzieć.- rzekł zdecydowany.- Po prostu powiedz mi wprost co czujesz. Jeśli nic, odsunę się w cień i postaram się, abyś nigdy mnie nie zobaczyła. Przysięgam. Jeżeli jednak będziesz wiązała wobec mnie jakieś uczucia, pomyślimy razem co z tym zrobić. Razem, rozumiesz? Razem...- powtórzył.
- Tęsknię za Tobą ... za Twoją obecnością... - szepnęła.... Za dotykiem Twoich ciepłych i delikatnych dłoni , za głosem którego nie wiedząc czemu mogłabym słuchać godzinami ... za pocałunkami... nawet nie wiesz ile bym dała , żebyś pocałował mnie jeszcze raz , jeden jedyny raz... - dodała już wewnątrz siebie.
-Więc dlaczego nie chcesz chociaż spróbować?- zapiszczał cienko, zupełnie jakby nie On wypowiadał te słowa.
- Bo związki na odległość nie mają szans! - krzyknęła podirytowana.
- A kto mówił, że to ma być związek na odległość?!- teraz pisk przerodził się w krzyk rozpaczy.-  Jeśli dwójce ludzi zależy na sobie, zawsze znajdą  wspólne rozwiązanie, żeby razem być! Nie patrząc absolutnie na nic. Na nic, oprócz siebie.
- Dlaczego krzyczysz? - zapytała przestraszona. - Nie rozmawiajmy o tym teraz...
 W przyszłym tygodniu będę w Austrii to porozmawiamy. - dodała przypominając sobie o obietnicy jaką złożyła Morgiemu kilka dni wcześniej.
- Przepraszam.- uspokoił Go głos dziewczyny. Ten sam, który lał miód na Jego uszy. Uszy spragnione tonu Jej głosu...- Bardzo Cię proszę... Przez ten tydzień zastanów się nad tym wszystkim.
- Zastanowię. - powiedziała krótko chcąc się jak najszybciej rozłączyć.
-A więc do zobaczenia za tydzień...- wyrzucił z siebie po czym natychmiastowo się rozłączył. Uderzył pięścią w ścianę. Nie mógł wybaczyć sobie na jakie tory skierował ich rozmowę... Co jeśli Ją przestraszył? Co jeśli spłoszył? Czekał Go teraz tydzień męczarni, podczas której będzie oczekiwał na decyzję Ann.
Starałam się o Tobie nie myśleć, urwałam nasz kontakt. Próbowałam Cię przekreślić, Jednak nie potrafiłam. Nie umiałam wymazać Cię z życia. Chociaż bywały dni kiedy sądziłam, że Ty to przeszłość, to jednak później wracałam do punktu wyjścia. Tak naprawdę nic nie dawało mi szczęścia czy ukojenia. Spokojny sen wcale nie chciał przyjść....
Miłość nie znika z dnia na dzień, nie przemija. Miłość trwa i nie pozwala przestać wierzyć, że jeszcze kiedyś wszystko może być dobrze. Więc ja wierzyłam i chyba nadal wierzę.

~♥~

Minęło kilka dni od wyjazdu Ann. Czy coś zmieniło się u Niej przez ten czas? Ależ oczywiście... Jej piekąca dziura w sercu, wywołana oddaleniem od przyjaciółki, ponownie dawała o sobie znać. Dalej ciągnęła swój romans z Andreasem. Nadal czuła się tak podle i okrutnie. Tylko szkoda, że do czasu... Do czasu, aż nie ujrzała wspaniałych tęczówek Niemca. Dlaczego tak trudno było Jej odnaleźć siebie w samej sobie? Jak to jest, że możemy nie rozpoznawać samych siebie? Przytłaczało Ją to wszystko, ale musiała dzielnie wziąć na swoje barki odpowiedzialność i możliwe konsekwencje za swoje czyny, wybory.  Tak to jest w życiu... Zawsze obowiązuje zasada 'coś za coś'. Słodkie i przyjemne chwile z Andreasem za niepewność oraz strach, że kiedyś to wszystko ujrzy światło dzienne. Najgorsze były samotnie spędzane wieczory, kiedy siedziała przed kominkiem, zastanawiając się kiedy nadejdzie czas wyboru. Wyboru między Andreasem, a Thomasem. A może pojawi się ktoś jeszcze inny? Wzięła do swej dłoni komórkę, po czym wybrała szybko numer Ann. Tylko Ona była dla Niej filarem, który podtrzymywał Ją w chwilach zwątpienia. Strachem przed tym co będzie...
-Hej, Ann.- zaczęła niepewnie. Kiedy w Jej duszy panowała czarna rozpacz, trudno było przybrać normalny ton głosu.- Nie przeszkadzam Ci?
- Jasne , że nie .. - odezwała się słysząc głos przyjaciółki ... głos który tak bardzo chciała usłyszeć... - Co się stało Van ? - zapytała czując , ze nie wszystko może być w porządku.
-Ann, ja dzwonię zawsze z problemami...- omal nie parsknęła rozpaczliwym płaczem.- Powiedz mi teraz szczerze... Co sądzisz o tej grze, którą prowadzę? Odbijam się tylko od Thomasa do Andreasa, od Andreasa do Thomasa... Czuję się z tym strasznie... Okropnie... Co jak to wszystko kiedyś się wyda? Co się wtedy stanie? Co będzie kiedy stracę Thomasa?- mówiła przez łzy.
- Uspokój się proszę Vann ... - w głosie szatynki dało się wyczuć współczucie i troskę. Wiedziała , że Vanessa nie postępuje do końca słusznie krzywdząc innych...,bo przecież nie tylko Thomas cierpiał... Był również niczemu nie winny Andreas .. i Ona. Sama zainteresowana... Brunetka na swój sposób również cierpiała...ale przecież poprzez to cierpienie odczuwała również radość ... radość z bycia blisko Wanka.. - Vann jeżeli jest Ci z tym źle to to zakończ ...a jeżeli czujesz , że w jakiś sposób jesteś szczęśliwa nie zaprzestawaj...
- Jest mi z tym cholernie źle!- cienko zapiszczała.- Czuję się jak... Jak...- nie wypowiedziała tego słowa na głos. Nie potrafiła. Bolało za bardzo...- Ale ja tak po prostu najzwyczajniej w świecie, pragnę ich obydwóch...
- Jeżeli chcesz mieć ich obydwu musisz nauczyć się żyć z tym bólem ... z tymi wyrzutami sumienia, ... - Ann zamilkła na chwilę , próbując powiedzieć cokolwiek co pomogłoby Vanessie przetrwać... - Ale Vann pamiętaj ... z czasem oswoisz się z tymi uczuciami , będziesz potrafiła funkcjonować normalnie...
-A co dalej? Już do końca życia będę miała dwóch facetów? Co jeśli przyjdzie czas najwyższy na ustatkowanie się? Nie będę wiecznie młoda... I to właśnie ta wizja o przyszłości, okropna mnie wizja o przyszłości, mnie przeraża najbardziej...
- Dobrze wiesz , że nie zagwarantuję Ci że do końca życia będziesz miała ich obu... to nie jest możliwe. Nadejdzie chwila wyborów ... ciężkich decyzji... - Ann wzięła głęboki oddech... - Ale nie czas o tym myśleć. Baw się Vann ! Korzystaj z darów danych Ci przez los.
-Masz rację.- przytaknęła głową.- Póki jestem młoda, powinnam korzystać z życia jak najbardziej się da. Nie oszczędzać sobie niczego... A już tym bardziej nie miłości.- jak to się działo, że zawsze, gdy Ann powiedziała tylko kilka słów, Vanessa od razu stawała się innym człowiekiem? Jak wyjaśnić fakt, że po rozmowie z Nią, wszystkie smutki i problemy robiły się łatwiejsze.- Dziękuję... Po raz kolejny już z resztą.- przyznała nieco wstydliwie, co było spowodowane tym, że miała sobie za złe, iż ciągle zadręcz Ann tym samym... Ale czy właśnie nie od tego są przyjaciele?- A co u Ciebie? Jak się trzymasz?
- Dobrze,, - Ann uśmiechnęła się mimowolnie słysząc nieco cieplejszy ton głosu przyjaciółki. Wiedziała , że jej problemy nie znikną nawet gdyby rozmawiały ze sobą godzinami ... ale chociaż w taki prosty sposób jak kilka słów wsparcia mogła dodać otuchy brunetce.
-I tylko tyle?- zapytała, będąc trochę zawiedziona tym, że Ann odpowiedziała Jej tak krótkim i zwięzłym słowem.- Nic więcej nie masz mi do powiedzenia? Może o czymś nie wiem? A może w końcu pojawił się ktoś wyjątkowy?- bombardowała swoimi pytaniami przyjaciółkę.
- Studia , klub... Nic się nie zmieniło ... - oznajmiła krótko szatynka.... Jej życie po powrocie do Krakowa toczyło się swoim rytmem... Torem , który miała pod swoją kontrolą , a którego pod żadnym pozorem nie chciała zmieniać.
- Nie czujesz się tam samotnie?- zapytała niespodziewanie, będąc ciekawa czy Ann odczuwa to samo co Ona. Tak naprawdę na co dzień czuła, że jest sama. Sama, mimo że znajdowała się wśród tłumu ludzi.
- Czuję , ale nic na to nie poradzę .. Nie mam wpływu na to że jesteś tak daleko Vann - odpowiedziała próbując unormować ton głosu , który pod wpływem tęsknoty przybrał nienaturalną barwę.
-Mam dokładnie tak samo...- wyznała.- Ale wiesz co mnie podtrzymuje na duchu? Że Ty gdzieś tam jesteś i zawsze jesteś w stanie mi pomóc... Co by złego się nie działo... Dlatego Ty też pamiętaj, że masz mnie.- poprosiła.- Zawsze możesz na mnie liczyć.- rzekła ton niżej.
Szatynka nigdy nie winiła swoich znajomych za to, że nie potrafili jej pomóc. Niby jak to mieli zrobić? Praktycznie nigdy nie okazywała swoich słabości. Nie chodziła ze smutną miną, nie płakała im w rękaw ... nie skarżyła się.
 Zawsze odpowiadała że jest już dobrze, jest przecież tak bardzo silna, że ze wszystkim świetnie sobie radzi. Zawsze udawała tak doskonale, że oni we wszystko jej wierzyli.
Trochę nimi manipulowała.... Tworząc drugą siebie, która nie posiadała problemów, boleści czy zmartwień....Nie chciała litości, smutnych spojrzeń i słów 'nie zasługiwał na Ciebie, musisz zapomnieć'. Wolała to przegryźć sama w sobie. Wolała płakać nocami do poduszki, a każde emocje pozostawiać w wirtualnym świecie. Świetnie odgrywała tą rolę.
Niektórzy do dziś nie wiedzą ile cierpienia kosztowała ją jej życie.

~~♥♥~~

Nienawidziła tego stanu, kiedy nie potrafiła odciąć się od myślenia. Od myślenia, które niszczy człowieka i sprawia, że czuje się on jeszcze gorzej.  Od myślenia dotyczące przyszłości, przeszłości, a i również teraźniejszości. Czasem człowiek jest sam sobie trucizną i katem.  Dlaczego? Bo nie potrafi sobie pomóc. Nie potrafi podjąć ostatecznej decyzji. Nie potrafi być konsekwentny. Zadaje sobie pytanie: „Co będzie kiedy bajka się skończy?”. I tak było w przypadku Vanessy. Jej przebiegłość, prowadzenie podwójnego życia, częste kłamstwa, pokrywały się z zadowoleniem, szczęściem, błogim uczuciem, które towarzyszyło Jej kiedy znajdowała się obok Andreasa bądź Thomasa.  A może nie kochała żadnego z nich, skoro zarówno w jednym i drugim widziała swoje życie? Prawdziwie kochający człowiek wie przecież, gdzie chce spędzić resztę swojego życia. W życiu ukochanej osoby. W Jej sercu. W Jej myślach. Tęsknotach. Pragnieniach. I ona to czuła. Czuła, lecz w stosunku do dwóch mężczyzn. A może to wyjątkowe, że było Jej dane zażywać podwójnej miłości? Ale była to przecież zakłamana, zdradliwa miłość… Z rozmyślań wyrwał Ją dopiero dźwięk dzwonka do drzwi. Zaraz po otwarciu drzwi, zaczęła żałować, że to zrobiła. Stała teraz oko w oko ze średniego wzrostu blondynką o brązowych oczach, która dokładnie obserwowała każdy ruch Vanessy.
-Co tutaj robisz?- zapytała blondynka, pełna nadziei, że to co myślała, nie jest prawdą.
-Mieszkam?- burknęła niemile. Całkowicie nie rozumiała wizyty dziewczyny. Patrzyła na Nią wrogim wzrokiem , tak jakby chciała Ją nim odgonić. Odgonić jak najdalej od Niej oraz Thomasa. A przede wszystkim Thomasa.
-Wiedziałam, że nie nigdy nie zostawisz Go w spokoju…- prychnęła, wywracając oczami.- Zawsze tylko czekałaś na moje potknięcie, żeby tylko uwięzić w swoich sidłach Thomasa.
-Wiesz co? Ta rozmowa nie ma sensu.- próbowała zamknąć drzwi, lecz blondynka doskonale Jej to uniemożliwiła.- Czego Ty w ogóle ode mnie chcesz? Albo nie… Od NAS.- dokładnie podkreśliła ostatnie słowo.
-Chciałam Cię tylko poinformować, że zamierzam walczyć o związek mój i Thomasa. O to, co kiedyś doskonale rozwaliłaś!- podniosła głos o dwa tony. Vann zobaczyła w Jej oczach zdeterminowanie, pewność siebie oraz to, że naprawdę zależy Jej na osiągnięciu swego celu.
-Ja rozwaliłam?!- zirytowała się  brunetka.- O ile dobrze pamiętam, to Ty ciągle oszukiwałaś Thomasa! Okłamywałaś Go, zdradzałaś.- przypomniała z wyrazem triumfu na twarzy.- Pogódź się z tym, że to co między Wami kiedyś było, już nie istnieje!- mimowolnie brunetka zacisnęła swą pięść. Przymrużonymi oczami spoglądała na blondynkę.
-Co?- na Jej twarz wkradło się zdezorientowanie.- Vanessa, Ty też nie jesteś święta.- spojrzała na Nią z intrygą.- Nie jesteś…- powtórzyła i wyszła, zostawiając Vann z bałaganem w głowie oraz obawami, że Kristina może coś wiedzieć… Wiedzieć o Niej i Andreasie… Kim właściwie była ta blondynka? Była byłą dziewczyną Thomasa. Tą samą, którą Morgi tak strasznie kochał… I tą samą, która tak bardzo Go zraniła w przeszłości. Vanessa dokładnie wiedziała jak Thomas kochał Kristinę. Była przecież z Nim w najpiękniejszych oraz najgorszych chwilach w ich związku. Czy możliwe jest, aby Thomas tak szybko zdołał przestać kochać blondynkę i przelać swą miłość na Vanessę? A może On  kochał obydwie te kobiety? Co będzie jeśli Kristina sprawi, że wszystkie zapomniane uczucia w Thomasie odżyją? Nie chciała nawet o tym myśleć… Nie mogła dopuścić do siebie myśli, że Thomas obdarowuje inną takim wzrokiem, który jest zarezerwowany tylko dla Niej… Nie mogła już usiedzieć w domu, przy myślach, które kłębiły się wewnątrz Niej. Ubrała się szybko, spakowała kilka najpotrzebniejszych rzeczy i pojechała do Niemiec. Do Andreasa. Znów zobaczyć Jego świecące w blasku księżyca tęczówki oraz poczuć elektryzujący dotyk. Przed wyjazdem, zostawiła Thomasowi tylko krótką wiadomość, że pojechała na kilka dni do znajomej… 


------------------------------------------------
Witam Was kochane!
Dziękuje uprzejmie za czas, który poświęcacie na czytanie tych rozdziałów oraz za zainteresowanie , które wykazujecie...
Jest to dla Nas bardzo motywujące i budujące...
Dzięki Waszej opinii powstają nowe rozdziały , których pisanie sprawia Nam przyjemność 
( a na pewno sprawia je mnie ) ...
Dziękujemy , że jesteście!
Ann.

14 komentarzy:

  1. Na początku dziękuję za komentarz u mnie :)
    Rozdział jest świetny, ciekawy i w ogóle genialny, nie mogę się doczekać następnego :*

    Zapraszam do mnie :>
    http://onlyyoucanchangeme.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. No wiecie co?!
    Vann! Ogarnij się! Najpierw sama beczy że działa na dwa fronty, potem ma pretensje do Kristiny, potem źle się czuje z tym, ze Thomas mógłby Je obie darzyć tym samym uczuciem i co? ucieka do kochanka. Brawo! Moje dłonie klaszczą...
    No ręce i cycki opadają!
    Brak słów.
    A co do Ann - ja kibicuje i Jej i Gregorowi. :D
    Buziole :*
    <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cytuję: "Uczucia nie do opisania słowami ludzkimi. Bo czym są słowa? One praktycznie nigdy nie oddają tego, co człowiek naprawdę czuje…" (wiecie skąd to pochodzi;)) Zgadzam się, ale Wam to świetnie wychodzi... opisy przeżyć... myśli... uwielbiam Wasze refleksje... Słowa, które przelewacie na papier doskonale oddają uczucia bohaterów.

    Mam nadzieję, że obawy Gregora się nie spełnią... że nie przestraszył Ann... Kolejny cytat: "Torem , który miała pod swoją kontrolą , a którego pod żadnym pozorem nie chciała zmieniać."- tego się obawiam... Co postanowi Ann w związku z Gregorem, skoro nie chce rezygnować z dotychczasowego życia?

    Teraz Vann... i tu mam problem... absolutnie nie popieram jej postępowania... a z drugiej strony taki "układ" ją uszczęśliwia (mam mętlik w głowie)... Ale według mnie nie powinna oszukiwać Thomasa. Widzi jak sama poczuła się, kiedy pomyślała o tym, że Morgi może kochać także Kristinę, nie tylko ją. "Baw się Vann ! Korzystaj z darów danych Ci przez los." - tylko niech ona weźmie pod uwagę, że sama także jest darem i dla Andreasa i dla Thomasa... osobą której ufają, a która ich oszukuje (ok, oszukuje Thomasa, bo Andreas o wszystkim wie)... Czy sama chciałaby być oszukana przez któregoś z nich? Nie... nikt tego nie chce... Taka ludzka mentalność:D "Póki jestem młoda, powinnam korzystać z życia jak najbardziej się da."- tylko nie tak, żeby celowo krzywdzić innych... A czy ona w ogóle robi to celowo? Trudno to ocenić... Raczej nie, bo chce szczęścia Thomasa, Andreasa i swojego... tylko to nie będzie trwać wiecznie... Myślę, że takim postępowaniem skazuje siebie na nieszczęście... już teraz ma wyrzuty sumienia, a jak poczuje się, kiedy tajemnica wyjdzie na jaw? Jak poczuje się wiedząc, że skrzywdziła Morgiego? Czy wtedy będzie szczęśliwa? To błędne koło... Wyjaśni się w przyszłości...

    Kristina może bardzo namieszać... jeśli jest taka zdeterminowana, to aż strach pomyśleć co zrobi...

    Andreas. Coś mi w nim nie pasuje... wie o wszystkim i bezapelacyjnie się na to godzi... dla mnie to podejrzane (chociaż zapewne się mylę). ;)

    Twórzcie kolejne dzieło- "Szóstą odsłonę codzienności" :D
    Tworzycie świetny duet;)
    jk

    OdpowiedzUsuń
  4. Vann nie działa fair, zresztą tak samo jak Kristina.
    Powinna się zdecydować, bo prędzej czy później mogą ją spotkać kłopoty.

    Czekam na więcej Manuela! :D

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Z każdym kolejnym rozdziałem , wszystko układa się nie tak jak sobie to zaplanowałam....ale to miłe!
    Cieszę się , że potraficie mnie zaskoczyć , a to jest dość trudne... zazwyczaj wiem co się powinno wydarzyć ...a Tu ?
    Kompletna ciemność!
    Najlepszy team twórczy jaki można sobie wyobrazić!
    Zdolne dziewczyny! Bardzo zdolne....

    Czekam zniecierpliwiona:)
    Tośka!

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem Wam , że zamarłam...
    Myślałam że Vann i jej obsesja na punkcie Andreasa , to tylko zauroczenie , i że to jak szybko się pojawiło tak szybko minie ...a tu zaskoczenie..
    Jest inaczej ... coraz 'gorzej' ...coraz wyraźniej posuwa się to do przodu raniąc przy tym Thomasa...
    Szkoda mi Go! :(
    Jak dla mnie Ann i Gregor nie mają przyszłości ...żadnej... on się nie nadaje do związku udowodnił to w Zakopanem będąc z Sandrą myślał Ann... a 'mając' już blisko siebie Ann dał numer innej dziewczynie... Normalnie ?! Chyba niee...
    Czekam kochane na kolejne odsłony Waszego świetnego duetu! Jesteście najlepsze< 3
    All.

    OdpowiedzUsuń
  7. To ja dziękuję, że jest ktoś taki jak Wy! Co ja bym czytała jak nie to? :D Rozdział genialny ;) Szkoda mi Thomasa, biedny facet.. Czekam na next! :*
    A tymczasem zapraszam na nowy rozdział, tym razem już VI ;) i-jego-zielone-oczy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow jesteście najlepsze na całym blogspocie.Naprawdę. Ja nie piszę tego żeby Wam się przypodobać czy coś...Ale na prawdę jesteście cudowne. Piszecie takie prawdziwe,realne opowiadania. Dziękuję Wam za to całym sercem.Nawet jak to opowiadanie się skonczy,będę do niego powracała wiele razy :]

    Zapraszam przy okazji na 15 rozdział z życia Sary.
    themoordeath.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Nominowałam Cię do Liebser award, więcej informacji znajdziesz na moim blogu: i-jego-zielone-oczy.blogspot.com ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam na skoki-to-magiczny-sport.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  11. No co Ta Vann - gra na dwa fronty i jeszcze pretensje do Christiny, bo ona zazdrosny jest ! Szkoda mi Tomasa on nic nie podejrzewa i tak ją kocha. I jestem całym sercem za Gregorem aby 'zdobył' Ann. Zapraszam do mnie po-prostumniekochaj.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie rozumiem Vanessy. Sama kocha dwóch facetów, a za nic w świecie nie chce dopuścić do siebie myśli, że i Morgi może postępować tak samo. (Chociaż mnie się wydaje, że on jest co do niej szczery i wierny) Ehh, pokręcone ma to życie. I Andreas i Thomas, a teraz jeszcze Kristina, która może coś podejrzewa.
    Za to Ann tęskni za Gregorem tylko ciężko jej to przed sobą przyznać. Musi się w końcu zebrać na szczerą rozmowę ze Schlierenzauerem, bo jeśli będzie to tak odwlekać miłość przejdzie jej koło nosa.

    OdpowiedzUsuń
  13. uff... udało mi się ogarnąć wszystko. tak to jest, jak człowiek na tydzień wyjeżdża na wakacje a potem wraca do rzeczywistości :)

    rozdział świetny, jak każdy poprzedni. czekam na następny taki sam jak ten.

    Vann zaczyna mnie denerwować. niech się w końcu zdecyduje czego od życia chce.

    pozdrawiam, ściskam, całuję i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Aj ta Vann...nie mogę jej zrozumieć normalnie!
    Rozdział jak zwykle niesamowity, dziękuję, że piszecie takie cudeńko :*
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń