niedziela, 31 sierpnia 2014

Dwudziesta siódma odsłona codzienności...

To człowiek człowieko­wi jest naj­bar­dziej pot­rzeb­ny do szczęścia. 

~~♥♥~~

Mówią, że nie śmierć rozdziela ludzi, a brak miłości. Mają rację. Ona kochała Go z całych sił. Całą sobą. Kochała miłością niepożądliwą. Szczerą. Niewinną. Wrodzoną. Bo jak inaczej można nazwać śmierć swojego najukochańszego młodszego brata, czego doznała Vanessa? Tak, Oliwer umarł. Odszedł z tego świata niedługo po Jej ślubie z Manuelem. Doprowadził swoim odejściem, Jej duszę do istnego obłędu. Była pewna, że teraz już nic nie pozostanie takie samo. Już nigdy książki, które uwielbiał czytać, nie odwykną od Jego dotyku. Ubrania na zawsze zapamiętają zapach Jego ciała. A ludzie? Ludzie przez chwilę będą dziwić się Jego śmierci w tak młodym wieku, lecz z czasem po prostu zapomną… Jednak nie Ona. Nie ta, która większość swojego życia spędzała właśnie przy Nim. Najczęściej przekomarzając się bądź sypiąc sobie wzajemnymi złośliwościami jak z rękawa. Jednakże, właśnie to jest sensem więzi, która łączy rodzeństwo. Teraz? Teraz Jej ból, Jej miłość, wszystkie wspomnienia i pragnienia, odejdą dopiero wtedy, kiedy Ona sama pożegna się z życiem na Ziemi. Dopiero wtedy puste miejsce opuści nasze serce… I kiedy w końcu ktoś zaczyna nowy etap w życiu, nieważne czy chciany, czy też nie, zawsze czujemy pustkę, która czyni z nas innych ludzi. Nowych. Nieznanych nam sobie oraz osobom z naszego otoczenia. Z nowymi doświadczeniami. Nowymi błędami. Nową historią…
- Vann ..- szepnął cicho wchodząc do jednego z mieszkań w Austriackim miasteczku... Doskonale znał cel swojej wizyty , każde słowo , które miał zamiar wypowiedzieć miało okazać się tym przemyślanym , dokładnie dobranym , tym odpowiednim... Ależ czy nie jest to niemożliwe? Nie do każdej sytuacji można się przygotować , nie każdą dogłębnie określić czy też zaszufladkować do odpowiedniej z półek w Naszym umyśle... Obawiał się tej rozmowy , ale czuł że jest jej potrzebny , że jedyne co może w takiej sytuacji zrobić to pomóc w tak błahy sposób ... może i zwyczajnie być? - Vanessa , jesteś tam ? - ponowił pytanie zagłębiając się w kąty ciemnych pomieszczeń.
Ton głosu Thomasa spowodował, że poczuła na swoim ciele dreszcze. Nie mogła dokładnie określić ich źródła ani czy należały do gatunku tych przyjemnych dreszczy. Ale czy może być coś przyjemnego, kiedy cały Jej świat legł w gruzach w ciągu krótkich sekund, kiedy funkcje życiowe w ciele Jej młodszego braciszka całkowicie zanikły, odbierając nadzieję każdemu, kto Go kochał. Doceniła obecność blondyna. To, że chciał być przy Niej, pomimo że zdawał sobie sprawę w jakim znajduje się stanie. Chciała odpowiedzieć. Chciała dać znak, ze potrzebuje Go teraz jak nigdy wcześniej, lecz nie była w stanie. Cisza nadal się pogłębiała, a Ona nie potrafiła nic powiedzieć. Jedyne co zmieniło się na Jej kamiennej twarzy, to pojedyncza łza, która bezwładnie spływała po Jej zimnym i bladym policzku.
Spojrzał na jej bladą , zatroskaną twarz próbując choć w najmniejszym stopniu wyobrazić sobie stan w którym obecnie trwała jedna z najbliższych jego sercu osób... Cóż mógł zrobić , aby nie popełnić błędów , aby nie dać brunetce powodów do przykrości. - Już dobrze... - wyszeptał , zamykając filigranowe ciało polki w swoim uścisku.
Jedynym co była w stanie z siebie wydobyć to jedynie cichy szloch. Jednak czując na sobie ciepło rąk Austriaka, jak najszybciej starała się stracić z nimi kontakt. Siedziała wyprostowana, patrząc szklanym wzrokiem przed siebie. To aż zaskakujące na jak wiele sposobów ludzie potrafią płakać, wyrażając swoją rozpacz oraz bezradność wobec losu. Jedni płaczą głośno trzymając za ręce albo przytulając kogoś innego, inni po cichu, tłumiąc wszystkie dźwięki. Jeszcze inni patrzą przed siebie niewidzącymi oczami oraz spływającymi po Jej policzkach łzami. Płacz powinien oczyszczać. Może nie sprawi, że poczujemy się lepiej, lecz na pewno czyściej na duszy. Jesteśmy nim wykończeni, lecz także dusza powinna stać się lżejsza. Ile wypłakać łez ma Vanessa, aby ból zelżył?
  - Mogę się jedynie domyśleć jak jest Ci teraz ciężko Vann , ale pamiętaj że nie mogłaś nic zrobić , że tak jak się stało musiało być ... - mówił sam powstrzymując napływające do oczodołów łzy... Jego dłoń błądziła po drobnym ramieniu brunetki delikatnie ją gładząc , aby choć w ten niewielki sposób okazać swoje wsparcie i chęć zrozumienia.
  W rzeczywistości nikt nie mógł się domyśleć jak się czuła. Tak wiele robiła, aby dać Oliwerowi choć kilka dni życia więcej, a wszystkie starania i poświęcenia, poszły na marne. Nie liczył się jednak trud. Nie był ważny wysiłek. Najbardziej bolało, że życie po raz kolejny pokazało swe paskudne oblicze, zabierając z Jej życia kogoś takiego jak Oliwer. Ukryła na moment twarz w dłoniach, wdychając niemiarowo powietrze do swoich zdyszanych od płaczu płuc. Jednak nadal nie była w stanie nic powiedzieć, a nawet spojrzeć w kierunku blondyna…
  - Vann .. - zaczął niepewnie umacniając swój uścisk... - Czy wierzysz , że tam gdzieś na górze czeka na Nas drugie życie ? Że nie odchodzimy stąd donikąd? - chciał poznać jej myśli za wszelką cenę ... próbował znaleźć racjonalny fundament dla swoich kolejnych teorii , którymi chciał ulżyć w bólu brunetce.  
Spojrzała z zadumą na blondyna. Lekko rozchyliła swe usta, chcąc z całych sił udzielić mu odpowiedzi na Jego pytanie, którym wyraźnie zakomunikował Jej, że ciągle się stara i ponawia próby, by dotrzeć do Jej wnętrza i zrozumieć choć w najmniejszym stopniu co czuje, lecz Ona nie potrafiła dzielić się z nikim swoim cierpieniem. Nie potrafiła… Nie umiała… Ukryła ponownie twarz w dłoniach, nie potrafiąc zrozumieć co w tej chwili ciągnęło za sznurki marionetki, którą się stała…
- Bo widzisz , nie bez powodu zadałem Ci pytanie , wiesz... - ciągnął żałośnie tracąc nadzieję , że cokolwiek zyska kontynując swoją jednostronną konwersację ... Ale czy milczenie byłoby na miejscu ? Czy miałoby odzwierciedlenie w zaistniałej sytuacji ... Zbyt wiele ciszy , spokoju jest w umyśle osób , które z dnia na dzień tracą osoby bliskie ich sercu .. Czy kolejne chwile melancholijnej ciszy są czymś pożądanym ? Nie. - Ja wierzę Vann ... Wierzę , że tam po drugiej stronie czeka Nas lepsze życie od tego , które mamy tutaj , ale i na Nie musimy sobie zasłużyć w odpowiedni sposób ...  - Thomas zamilkł na chwilę rozglądając się po ciemnych kątach pomieszczenia. - Oliwier swoją osobowością , dobrocią , hartem ciała i ducha zasłużył sobie na miejsce właśnie tam , na górze , gdzie wszystko jest lepsze . On jest szczęśliwy Vann , i będzie szczęśliwy już zawsze... - wyszeptał.
-Thomas, po co to robisz?- spytała łamiącym głosem, nie wytrzymując już napięcia, które wzbierało się powoli w Jej wnętrzu.- Każdy mówi mi to samo. Że tam jest mu lepiej. Że tam jest inne życie. Że ciągle jest ze mną, chociażby w sercu, ale…- urwała w pół zdaniu, próbując powstrzymać łzy wypływające spod Jej powiek.- Ale co mi to da? Nic… Nie chcę wysłuchiwać tych banałów…- otarła łzy, które i tak spływały po Jej policzkach.- Chcę, żeby On żył… Żeby był tu z nami… Żeby żył. Korzystał z życia… Oddałabym mu własne życie, uwierz mi… 
- Twoje łzy nic nie zmienią , nie przywrócą mu życia ... - oznajmił pewnie patrząc w zaczerwienione od łez oczy brunetki. - Jedyne co doznał na tym świecie to cierpienie , nie możesz patrzeć na swoje potrzeby , gdy to on coraz bardziej cierpiał każdego dnia , gdy to on z każdą chwilą męczył się coraz bardziej . Odszedł szczęśliwy spójrz na to w ten sposób chociaż jest Ci ciężko. Pomyśl ile bólu doznał , ile wycierpiał , a nie ile było jeszcze przed nim , bo tego nie wiesz ... Nie wiesz jakby żył , czy byłoby to normalne życie normalnego dziecka ... - przemawiał łagodnie chcąc , aby jego słowa nie zadawały kolejnych fal rozpaczy lecz chociaż odrobinę ulgi ..
Spojrzała zaszklonym wzrokiem na blondyna, kolejny raz czując, że w Jej gardle pojawia się ogromnych wielkości guła, która uniemożliwia mówienie, a nawet czasem myślenie. Jest blokadą, przez którą nawet w myślach bała się wybiec zbyt daleko, aby nieoczekiwanie nie stracić panowania nad własnym ciałem, które jakby stało się obce. Niesłuchane Jej rozkazów. Nieposłuszne… 
- Dasz sobie radę Vann ... Przejdziemy przez to wszystko razem ... - szeptał nie spuszczając wzroku z twarzy bladej brunetki. Jej ból , był jego bólem ... łzy , które z taką niezdarnością ocierała ze swoich policzków były i jego łzami... Jego celem stała się pomoc niesiona właśnie dla Niej. Priorytet ... Najważniejszy w jego życiu.  
I nadal z Jej strony nic. Jedynie głucha cisza, która zagłuszała Jej wewnętrzny krzyk. Paniczny, rozpaczliwy i błagalny krzyk, który domagał się przywrócenia do Jej życia Oliwera. Jednak słowa blondyna nie były dla Niej obojętne. Ruszyły Jej sercem i nie potrafiła nawet ukrywać, że nie. ‘Razem… Nie, nie teraz… Tym razem musiała sama stawić temu czoła. Nikt za Nią nie będzie cierpiał, tak samo jak nikt za Nią życia nie przeżyje…
  - Nie zostawię Cię Vann , nie teraz... - szeptał jakby czytając z jej ciemnych tęczówek to co miała w swoim umyśle. Czuł , jak gdyby był z Nią powiązany niewidoczną gołym okiem nicią , silną , nierozerwalną więzią dzięki której wiedział więcej niżeli mógłby przypuszczać ... Miłość. Gdy ona jest ... gdy unosi się w Naszym otoczeniu , a co najważniejsze sercu widzimy wszystko o wiele wyraźniej , mając więcej sił na walkę z przeciwnościami losu. 
-Thomas…- zaśmiała się niewesoło.- Po co Ci ktoś taki jak ja?- spojrzała na Niego znaczącym wzrokiem, śmiało domagając się odpowiedzi.- Człowiek, który najchętniej przy najbliższej okazji skończyłby z sobą, bo nie ma ochoty żyć na świecie, który jest aż tak paskudny… Który zabrał mu najukochańszego młodszego braciszka, z którym jako jedynym miała dobry kontakt w rodzinie…- wówczas w ciemnym i ponurym pomieszczeniu rozległ się donośny płacz Vanessy, która nawet nie zauważyła kiedy znalazła się w mocnym uścisku Austriaka.
  - Nie oczekuję od Ciebie niczego , masz na to moje słowo . - oznajmił tuląc do siebie kruche ciało brunetki , dłonią delikatnie błądząc po czubku jej głowy. - Chce Ci jedynie pomóc przejść przez to wszystko , a uwierz że damy radę i pomału małymi kroczkami wszystko się unormuje... - jak najdokładniej starał się dobierać swoje słowa , aby nie zabrzmiały zbyt okrutnie w jego wykonaniu ... Nie miał żadnego celu , żadnego punktu zaczepienia , żadnych myśli , którymi mógłby coś dla siebie ugrać. Chciał zwyczajnie pomóc. Zachować się jak na dobrego człowieka przystało. 
-Wiesz co jest najgorsze?- spytała, pogrążając się w zadumie, kiedy tylko zdołała opanować to, co miotało Jej ciałem, czyniąc z siebie zwykłego poddanego, który nie może przeciwstawić się nieznanej sile.- To, że zostałam sama… Nie mam już nikogo, kto mógłby być ze mną bezinteresownie oraz kogo kochać mogłabym ja… Tak samo. Bez strachu i niepewności, czym owiana jest normalna miłość. Miałam tylko Oliego… Dlaczego to spotkało Jego? Czemu nie mnie?- dopytywała, patrząc na Thomasa w sposób jakby chciała zapłakać, lecz skończyły Jej się łzy…
- Nie odpowiem Ci na żadne z tych pytań , bo najzwyczajniej nie znam odpowiedzi ...- Thomas zamyślił się próbując poskładać mętlik tworzący się w jego głowie pod wpływem pytań zadanych przez brunetkę. - Wiem , że to banalne , niedorzeczne w takim momencie , ale z czasem będzie lepiej Vann... Nie zapomnisz nigdy , nie przestaniesz cierpieć z powodu braku w Twoim sercu , ale nauczysz się z tym bólem żyć i normalnie egzystować.
 -Gdyby to wszystkie było takie łatwe jak mówisz…- westchnęła, dławiąc się wdychanym powietrzem.- Na dodatek tym, że nie umiem z nikim rozmawiać ranię innych. Manuel…- łzy w Jej oczach pojawiły się w momencie, kiedy wypowiedziała jedno, a znaczące wiele w Jej życiu, imię.- On tak bardzo się stara. Próbuje. Pociesza jak umie… Doceniam to. Wiem ile Jego to kosztuje… Ale ja nie umiem… Siedzę jedynie, sprawiając wrażenie, jakby Jego ledwo wyduszone słowa odbijały się ode mnie jak od ściany… Co ze mnie za żona...- jęknęła z grymasem bólu na twarzy.
- On rozumie to wszystko Vann, wie w jakim jesteś stanie , wie że będąc przy Tobie , zachowując się w miarę normalnie może Ci pomóc , chociażby swoją obecnością... - odpowiedział wgłębiając się w treść ciemnych tęczówek Vanessy... Ostatni okres jego życia opiewał głównie w rozmowy z przyjaciółmi , których odzyskał w tym między innymi z Manuelem , który miał nadzieję okaże się dobrym partnerem dla brunetki. - To jak się zachowujesz jest wytłumaczalne , a na pewno nie krzywdzi Manuela tak jak sobie to przedstawiasz. - Nie miał bladego pojęcia jakich słów użyć , aby pomóc polce , aby choć na moment odebrać jej niechciany ból. Chciał , a tak niewiele mógł zrobić... 
-Najgorsze jest to, że nie wiem, kiedy to wszystko się skończy- przymknęła powieki, wdychając sporą ilość powietrza.- Wszyscy wokół mówią, że to minie, ale to nieprawda. Żeby tak się stało, trzeba zacząć walczyć. Próbować normalnie żyć, ale ja nie mam nawet sił wieczorem zamknąć powieki, a rano je otworzyć… Na dodatek, niedługo na świat przyjdzie maleństwo…- pogłaskała wypuklenie pomiędzy swoimi biodrami.- Nie chcę, żeby miało taką matkę… Poza tym, ono miało przynieść pomoc Oliemu- kolejny raz dała się porwać fali rozpaczy.- I On tego nie doczekał… Nie doczekał szansy na życie…
Czasami zdarza się tak , że pomimo Naszych najlepszych chęci , wszystko co zdaje się być dla Nas szansą z góry traci na swojej wartości , bo właśnie takie niesprawiedliwe jest założenie Naszego życia... Czasem staramy się , walczymy nawet ostatkiem sił znając zakończenie. Życie... to ono wie wszystko najlepiej , to ono pozwala Nam walczyć  , wierzyć chociaż zna scenariusz Naszej egzystencji na tym świecie... - Masz dla Kogo się starać Vann ... - wyszeptał kierując swoje spojrzenie na zaokrąglony brzuszek polki. - Poradzicie sobie , bo takie osoby jak Ty nigdy się nie poddają. 
-Ale ja nie umiem. Nie mam siły na nic, Thomas. Kilka słów jest dla mnie nie lada wysiłkiem…- Jej głos ciągle się łamał, a ciało drżało.- Nie masz pojęcia jak to jest stracić nagle to, o co się walczyło tak długo. Jak to jest uśmiercić nadzieję, która była pomimo, że rzeczywistość była nie była po naszej stronie…- czuła, że stała na krawędzi życia, nie umiejąc dopuścić do siebie jednej myśli: ‘to już koniec, On nie wróci’. 
- Masz rację nie wiem jak to jest , ale to nie zmienia faktu że Cię rozumiem , a przynajmniej staram się ... - barwa jego głosu była nadzwyczaj ciepła i łagodna , a oczy przepełnione były nadzieją na 'lepsze jutro' , które miał nadzieję wkrótce nadejdzie. - Wiem , że dasz sobie z tym wszystkim radę , przezwyciężysz ból i kiedyś się jeszcze uśmiechniesz tak jak tylko Ty potrafisz... - na jego usta wkradł się niezauważalny dla innych grymas zwiastujący lekki uśmiech na samo wspomnienie pięknego uśmiechu brunetki.
-Thomas, dziękuję Ci za wizytę- powiedziała, wycierając palcem swoje łzy, które stały się przyzwyczajeniem.- Przepraszam jednocześnie za to, że nie byłam najlepszym rozmówcą…- dukała ledwo, nadal siłując się z każdym słowem, które wypowiadała.- Gdybyś mógł, to proszę, zostaw mnie teraz samą…- Jego cenne życiowe wskazówki były czymś, co było Jej potrzebne. Jednak nie na tyle, żeby mieć na tyle sił, by wstać stabilnie na nogi, powracając do normalnego życia.
- Dobrze wiesz , że nie zostawię Cię samej , nie teraz... - barwa głosu , którą Thomas się posługiwał była pewna swego , lecz nie brakowało jej łagodności i ciepła przekazu. - Możemy siedzieć w milczeniu , ale nie opuszczę Cię Vann... - nie miał nawet takiego zamiaru. Był , bo chciał przy Niej trwać pomimo wszystko , nic ani nikt nie mógł mu tego zabronić. Jego wizja nie przewidywała innych rozwiązań dla tej sytuacji. 
-Ale ja chcę samotności- powiedziała twardo, nie mając dokładnej pewności czy na pewno chce rozstawać się z Thomasem. O dziwo, to Jemu jako pierwsza powiedziała cokolwiek.- Może chociaż w ten sposób usłyszę swoje myśli, których nie ma w mojej głowie od dawna…- głucha cisza. Tylko to słyszała wewnątrz siebie. Czuła jedynie ból, którego źródła nie znała, a który dokuczał najbardziej. Oprócz bólu, nic… Pusta. Głucha cisza. Pusta w środku, jak szmaciana lalka… 
- Wiesz , że jestem uparty i nie zrezygnuje ze swoich postanowień , prawda? - zapytał będą pewnym swoich założeń. Nie miał sumienia pozostawić Vanessę samą w pustym i ciemnym mieszkaniu , a nawet i tego nie chciał . Nie potrafiłby wyjść pozostawiając ją samą z tym wszystkim co nawet i jemu było ciężko udźwignąć ... - Powinnaś coś zjeść . - oznajmił wstając i szybkim krokiem kierując się do kuchni .
Kiedy prosiła o samotność, naprawdę chciała zostać sama, by poskładać niektóre myśli, których nawet nie były, a kiedyś musiały się pojawić. In prędzej tym lepiej. Widząc, że blondyn opuścił Ją na kilka chwil, najciszej jak umiała opuściła mieszkanie Manuela, korzystając z nieuwagi Thomasa. Doceniała Jego troskę, lecz teraz nie chciała Jej czuć. Bała się, że pomyli ponownie uczucia. Że pod słowami Thomasa, nie kryły się tylko szczere uczucia. Że chce czegoś w zamian, czego Ona nie może mu dać… 
Słysząc trzaśnięcie drzwi wejściowych natychmiast wybiegł z mieszkania spodziewając się przebiegu zdarzeń , które zdawałoby się mogło Go ominąć ... - Vann ... Vanessa... - krzyknął znajdując się po chwili tuż obok postaci zapłakanej brunetki... - Tak nie można , rozumiesz? Nie możesz uciekać , chować się ... Wszystkie troski i tak Cię znajdą prędzej czy później zrozum ... - mówił dobitnie nie oszczędzając już słów.
Słyszała krzyki Morgensterna. Słyszała pretensję w Jego głosie. Czuła, że Jej gest nie był dla Niego obojętny. Że mógł zinterpretować go w różny sposób, lecz choćby tym jednym, dosyć drastycznym, sposobem, chciała zacząć inaczej patrzeć na świat. Odkryć nową perspektywę, z której znikną wieczne łzy. Niewzruszona na wołania Thomasa, szła dalej przed siebie, patrząc nieobecnym wzrokiem, gdzie nogi Ją poniosą…
Widząc , że jego prośby , tłumaczenia na niewiele się zdają przyspieszył kroku , aby dorównać tępa brunetce... - Nie uciakaj przed życiem , nie warto .. - wymamrotał dobitnie przerzucając filigranową postać polki przez swoje ramię zachowując się zupełnie jak ona przed kilkoma chwilami.... Ogłuchł . Zwyczajnie nie zwracał uwagi na krzyki , które wydobywała z siebie Vanessa. Zwinnym ruchem , lecz najdelikatniej jak potrafił usadził ją na jednym z krzeseł kuchennych podając kubek z gorącym kakao oraz talerz z kanapkami , które zdążył wcześniej przygotować. - Smacznego ... - oznajmił usadowiwszy się na przeciw konsumując jeden z produktów.
Spojrzała martwym wzrokiem raz na blondyna, a drugi raz na jedzenie, które Jej przygotował. Zgłębiała treść Jego niebieskich oczu, nie słysząc nadal własnych myśli. Tego wewnętrznego głosu, który podpowiada nam jak postępować w danych sytuacjach. Który jakże jest czasem uciążliwy, ale gdy znika potrafi doprowadzić człowieka do szaleństwa.
-Nie jestem głodna- jąknęła ochryple, wstając gwałtownie od stołu, przy czym ostatecznie stawiając na swoim, szybko opuszczając mieszkanie, za wszelką cenę chcąc pobyć sam na sam ze sobą. O ile, ktoś wewnątrz Niej jeszcze był…
  - Niegrzeczna dziewczynka... - zakomunikował po raz kolejny tym razem idąc u boku brunetki. Widząc brak jakiejkolwiek reakcji z jej strony szedł tuż przy Niej milcząc. Miał wiele do powiedzenia , a może i myślał że tak jest , a tak na prawdę nie powiedziałby nic .... Sam widok zmartwionej polki lał sól na jego krwawe rany na sercu , ale nie mógł tego okazać , nie miał prawa ukazać jak bardzo jest mu źle , że nie potrafi pomóc .
Każdy krok, który stawiała był coraz mniej pewny. Pozbawiony jakichkolwiek sił, wymuszony. Czuła, że w Jej żyłach krew płynie coraz wolniej, a serce staje się coraz bardziej martwe niż było w dniu, kiedy dowiedziała się o śmierci Oliwera. Oparła się o barierkę, chcąc złapać chwilę oddechu. Najzwyczajniej opadła z sił. Nie miała siły już dalej iść. Nie miała siły płakać. Na nic nie miała siły…
  - Możemy stać tutaj jak długo zechcesz... - przemówił wpatrując się w istotę życia , którą widział przed sobą ... Na niewiele mogło się zdać jego zachowanie , chęć jedynie bezinteresownego wsparcia , ale próbował , starał się jak najlepiej potrafił.
  -Po co to robisz?- spytała gorzko, po chwili milczenia, przełykając ból, który przeszywał Ją na wskroś.- Tracisz tylko swój czas. Niczego nie jestem w stanie Ci ofiarować. Nic obiecać. Niczego dać. Całkowicie niepotrzebne jest Twoje zaangażowanie… To i tak nie pomoże i to w niczym!- nawet nie zauważyła, kiedy rozpacz znalazła swe ujście w krzyku, tłumiąc inne skrajne emocje, które obezwładniały ciało ciemnookiej.
- Pozwól , że sam ocenię czy tracę swój czas czy też nie ... - odpowiedział łagodnie nie zwracając najmniejszej uwagi na barwę głosu brunetki. - Poza tym czasu to ja mam akurat pod dostatkiem , sam nie wiem co powinienem z Nim zrobić ... - dopowiedział siląc się na uśmiech , aby dodać łagodności swojej wypowiedzi.
-Tak, śmiej się, śmiej- kiwała martwo głową, siadając na ciemnym podłożu.- Wrak psychiczny do podziwiania za free. Jest co podziwiać- skuliła się, chowając twarz w kolanach.- Jeśli już skończyłeś, zostaw mnie proszę samą.
Thomas niewzruszony usiadł obok Niej zachowując się dokładnie w ten sam sposób co jego towarzyszka... Przybrał na usta niewyraźną minę po czym schował twarz w dłonie nie chcąc narażać się na złowrogie spojrzenie Vanessy. 
-Każdy traci cierpliwość- wykrzywiła z trudem swe usta w kwaśny uśmiech.- To nic złego. Zatem teraz możesz już iść. Mówiłam wcześniej, że nie chcę tracić Twojego czasu. Powinieneś spędzić Go z Lilly bądź Kristiną. Nie ze mną- mówiła z nutką goryczy w głosie, bawiąc się swoimi palcami.  
- Kristina jest z Lilly u swoich rodziców , więc jak widzisz jesteś zmuszona znosić moje skromne towarzystwo .. - zagadnął szybko z uśmiechem na twarzy. - One wyjechały , teraz Ty chcesz mnie zostawić ... - Thomas opadł na trawę z komicznym grymasem na twarzy ... - Cóż za los raczył mnie dopaść ... Depresja ludzie , depresja... - gra aktorska , którą nieudolnie starał się przedstawić przerażała i jego samego.
Nie wiedziała jak się zachować. Walka wewnątrz Niej osiągnęła punkt kulminacyjny. Wszystko rozgrywało się tak szybko. Za szybko. Nie nadążała za tempem, narzuconym przez życie. Zostawała daleko w tyle, zwijając się z bólu, przez ‘kontuzje’ duszy, których doznała w biegu życia. Patrzyła nieobecnym wzrokiem przed siebie, czując, że jeden gest, jedno słowo, przyczyni się do Jej wybuchu. Wówczas tama wezbrana pęknie. Powie wszystko, czego nie chciała. Co nie powinno nigdy ujrzeć światła dziennego. Co powinno siedzieć w odmętach Jej duszy już na wieki. Co na pewno zraniłoby Thomasa, a Ona nie chciała Go ranić…
Obiecał sobie , że nie postawi na swojej drodze żadnych celów , żadnych punktów zaczepienia do których mógłby dążyć podczas wspólnie spędzonego czasu z Vanessą , a jednak stało się inaczej. Znalazł 'coś' do czego pomimo wszystko chciał dotrzeć , jeden konkretny punkt w osiągnięciu którego nie zawahałby się przed niczym ... - Może jest Ci zimno? - zapytał troskliwie zakładając na ramiona brunetki swoją ciemną bluzę.. - przyjaźnie się do Niej uśmiechając. 
-I o to mi właśnie chodziło- wycedziła z goryczą, czując, że jednak nie jest w stanie opanować wezbranego w Niej ciśnienia.- Zero czułości. Zero takich gestów, jasne?- powoli ściągnęła ze swych ramion bluzę blondyna, wcześniej zaciągając się zapachem, który na Niej zostawił, nie wiedząc właściwie po co to robi. Czyżby aż tak bardzo za tęskniła za tym zapachem, ciepłem?- Nie chce Cię przy sobie w takich chwilach, bo się boję… Najzwyczajniej boję się Ciebie, Thomas…- powiedziała, nadal patrząc nieobecnym, tępym wzrokiem przed siebie.
Prychnął , bo nic innego nie potrafił zrobić ... nie potrafił racjonalnie przyswoić słów wypowiadanych przez brunetkę .. - Z mojej strony nic Ci nie grozi Vann ... Jestem tutaj bezinteresownie chcąc jedynie Ci pomóc , chociaż widzę że tego nie chcesz ... - zawiesił na chwilę swój głos. - Ale ja nie odpuszczę , nie odejdę ... - dodał pewien swych słów. 
-Nie ufam Ci, Thomas- wstała gwałtownie, patrząc uważnie na blondyna, którego pewność i upór był godzien podziwu. I wtedy właśnie coś błysnęło w Jej głowie. Coś się rozjaśniło. Pewien pomysł odzyskania własnej duszy cegiełka po cegiełce zaczął układać się w składną całość. Czemu teraz? Dlaczego akurat w takim miejscu? Nie wiedziała. To przyszło tak niespodziewanie. Zaskoczyło Ją samo, ale i również ulżyło. Teraz niewielki płomyk nadziei ukoił ból. Zerwała się gwałtownie przed siebie, niesiona siłą walki, niemal biegiem ruszyła w stronę mieszkania Manuela. Tym razem w innym celu niż można było się tego spodziewać… 
 - Możesz mi powiedzieć co Ty chcesz zrobić? - zapytał wystraszony  wchodząc do mieszkania tuż za brunetką. Nie potrafił rozszyfrować jej  zachowania chociaż bardzo sie starał ... a to co dokonywało się na jego  oczach było wręcz odległą wizją jego świata... Kolejne rzeczy , które  odnajdywały miejsce w walizce polki wprawiały jego umysł w osłupienie  ... zręcznie , szybkimi ruchami odkładał je na miejsce wyciągając z  podróżnej torby nie zwracając uwagi na protesty polki. 
-Nie interesuj się- bąknęła, nerwowo wyciągając z szafy mniejszą torbę na ramię, którą nieustannie pilnowała, by blondyn nie mógł wyciągać więcej Jej rzeczy. Zdeterminowanie i wola walki przejęło panowanie nad Jej ciałem, nagle dostarczając ogrom siły, która uskrzydlała na każdym kroku który stawiała, a na którego wcześniej nie miała sił. I to było właśnie najpiękniejsze. Świadomość, że staje się w końcu kimś… Nie szmacianą, pustą lalką z ciągle obecnymi łzami na policzkach. Gdy spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, szybko wyszła z mieszkania, głucha na wszelkie protesty i prośby Thomasa. 
Cechy charakteru , które posiadał Thomas ukształtowały Go w taki sposób , iż nawet gdy czuł wyraźny opór ze strony innych osób , a jemu samemu zależało nie poddawał się , nie potrafił tego uczynić gdy miał nadzieję .. cel do którego dążył. Tak było i tym razem. Nie poddał się do tej pory i nie podda nadal ... chociażby miał walczyć z samą Vanessą o jej dobro. - To , gdzie się wybieramy ? - zapytał zabawnie zajmując miejsce w taksówce obok siedzącej już tam brunetki. 
-Przepraszam, ale czy mógłby Pan przemówić temu Panu obok mnie do rozsądku, aby wyszedł z samochodu?- spytała, maślanym wzrokiem patrząc na kierowcę średniego wieku, patrzącego na Nią spod ciemnych okularów.- Uczepił się jak rzep psiego ogona i nie docierają do Niego żadne słowa, że nie to nie- gładziła delikatnie, z wyczuciem swój brzuch, jednocześnie nie patrząc ani razu w stronę blondyna, który szczerze swoją troską działał Jej na nerwy.
 
Jakie to życie czasami bywa złośliwe ... nie do okiełznania , ale i z czasem nawet zabawne. Wszystko zależy od perspektywy z jakiej na Nie spoglądamy. - Może Pan przekazać tej pięknej kobiecie siedzącej tuż obok mnie , że Psy są tak przywiązane do ludzi , że nawet najgorsza z obelg nie przysłoni im tej miłości i pozostaną przy swojej Pani na zawsze... - na jego twarz wkradł się uśmiech ..  lekki lecz zauważalny. - Więc dokąd mnie zabierasz? - zapytał patrząc to na Vanessę , to na średniego wieku mężczyznę , którego komizm sytuacji wyraźnie rozbawił. 
-Skąd Ty bierzesz takie teksty?- zwróciła się w końcu bezpośrednio do blondyna, nie kryjąc swojego zażenowania.- Dobrze, zatem jedziemy najpierw do szpitala, gdzie wysadzimy tego sztucznie romantycznego Pana, a dalej Pana poinstruuję, gdzie mamy się udać- powiedziała, siląc się na uśmiech.
 
- Szpital dla nieszczęśliwie zakochanych ? - zapytał patrząc w jej ciemne tęczówki nie szczędząc sobie widoku brunetki , który chciał pomimo wszystko zachować w swej pamięci na zawsze. - Jedyne co mogą zrobić to przepisać mi odpowiedni lek , którym jesteś Ty , więc... - uśmiechnął się szyderczo , po czym odważnie krzyknął... - Komu w drogę temu czas! - zwracając się do kierowcy.
-Może najlepiej podjedźmy najpierw pod sąd, załatwię temu Panu zakaz zbliżania się do mnie- mówiła do kierowcy, który omal nie zwijał się ze śmiechu.- A Ciebie mama nie uczyła, że do mężatek nie warto się zbliżać?- syknęła, wtapiając się w miękki fotel, czując, że ciśnienie w Jej żyłach krąży coraz szybciej i szybciej. 
- Jedyne co mówiła to to ,że warto wierzyć w swoje cele i pragnienia , a Ty jesteś moim pragnieniem , wiesz.? - zapytał patrząc na Vanessę maślanymi niebieskimi tęczówkami , które nieustannie się do niej uśmiechały. - Więc jak przystało na grzecznego chłopca słucham się starszych. - zakończył czekając na dalsze reakcje dziewczyny.
-Dar od losu!- pisnęła pod nosem, witając na twarzy uśmiech ulgi. Wybiegła szybko z taksówki, po drodze rzucając szybkie ‘do widzenia’, po czym w ułamku kilku chwil znalazła się w samochodzie swojego znajomego z pracy, który właśnie nadjeżdżał z na przeciwka. Zanim się spostrzegła, siedziała już na miękkim fotelu samochodu, obserwując przez szybę reakcję ze strony Thomasa, szczerze mając nadzieję, że w końcu sobie odpuści.
Jak wiele jesteśmy w stanie znieść , jak wiele przetrwać .. na jak wiele sobie pozwolić , aby osiągnąć swoje cele .. Z uśmiechem na ustach wdarł na jezdnię wprost na przednią maskę stojącego samochodu ignorując krzyki mężczyzny z Niego wysiadającego. Po krótkiej konwersacji z owym brunetem otworzył drzwi pasażera , po czym jego mimika przybrała triumfalny wyraz , gdy usłyszał jak młody mężczyzna wyprasza brunetkę ze swojego samochodu wyjaśniając że bardzo się spieszy. - To co robimy teraz? - zapytał widząc już stojącą obok siebie polkę.
 
-Thomas, czy Ty się na coś leczysz?- spytała poważnie, niepokojąco patrząc na blondyna.- Albo nie… Nie mów mi, że coś bierzesz- wciągnęła ze świstem powietrze, nie umiejąc usprawiedliwić w swoich oczach zachowania blondyna, którego jeszcze nigdy nie poznała. Może nie zdążyła? 
- Tak biorę... - uśmiechnął się , by po chwili spoważnieć.. - Każdego dnia zaciągam się Twoją osobą Vann , każdego dnia myślę o Tobie , marzę ... - oznajmił nie wykonując żadnych ruchów , które brunetka mogłaby odebrać dwuznacznie. - Ty jesteś moim narkotykiem i już na zawsze nim pozostaniesz.... - dodał nie zauważając , że na jego usta wkradł sie ponownie uśmiech.
-Nie, ja się Ciebie boję- oznajmiła, z przerażeniem w oczach, opuściła samochód kolegi z pracy, idąc szybkim, zwartym krokiem, podążając w znanym dobrze Jej kierunku. Wiedziała, że Thomas nie odpuści Jej swojego towarzystwa, dlatego zanim blondyn zdążył cokolwiek powiedzieć, wzięła telefon w swą dłoń i wybierając numer pierwszej lepszej osoby, by choć tą rozmową, zagłuszyć kolejne słowa padające z ust Austriaka, które przyprawiały Ją o mdłości.
Thomas w spokoju duszy i ciała podążał tuż obok rozmawiającej , a raczej próbującej nawiązać połączenie dziewczyny. - Może pooglądamy telewizję? - zagadnął patrząc na zakłopotaną twarz Vannesy .. - Wiesz, oglądałem ostatnio bardzo ciekawą produkcję o ... - bezdusznie zaczął na bieżąco obmyślać scenariusz danego filmu koloryzując Go nieco .. - Zielonookie potwory , duże galaktyczne stwory .. motylki... - po chwili gestykulował już dłońmi opisując owe postaci filmowe.
-Mam Cię dosyć, człowieku! Dosyć!- wrzeszczała, z impetem rzucając swoim telefonem o twarde podłoże, nie zważając, że aparat rozpadł się na drobne kawałeczki.- To co tutaj odwalasz to po prostu komedia! A spróbuj sobie wyobrazić, że teraz nie jest mi do śmiechu!- nadal krzyczała prosto w twarz chłopaka, dławiąc się wdychanym przez siebie powietrzem.- Uszanuj to chociaż ze względu na pamięć o Oliwerze- powiedziała już nieco spokojniej, czekając na to w jaki sposób teraz blondyn odbije piłeczkę.
- Ależ kochana ja nic innego nie robię jak tylko szanują pamięć o Nim ... - oznajmił zbliżając się do brunetki na kilka kroków... - Bo widzisz , Oliwier nigdy nie chciał widzieć smutku na Twojej twarzy zawsze to powtarzał , a teraz gdy Go już nie ma myśli że chciałby żeby było inaczej ? Nie.. - kiwnął przecząco głową patrząc w przepełnione smutkiem źrenice Vannesy. - Więc zrób coś , aby on tam w górze patrząc na Ciebie był dumny , że jesteś jego siostrą ... że poradzisz sobie ze wszystkim i pomimo wszystko... - zakończył delikatnym tonem swojego głosu.
-Przydaj się do czegoś i zadzwoń po Manuela- bąknęła, nie chcąc przyznać blondynowi racji. Mimo że złość i bezsilność wobec Jego osoby narastała, poprzez słowa, które przed chwilą do Niej skierował, zyskał w Jej oczach. Nagle wszystko zrobiło się jeszcze bardziej wyraziste. Zdawało się, że zaczęła widzieć inne życie, lecz aby nic nie przysłaniało Jej obrazu musiała ostatecznie zostawić kłopotliwą cząstkę siebie przy Oliwerze, lecz dostatecznie dobrze uniemożliwiał Jej to Thomas. 
- Manuel jest na zgrupowaniu , więc nie mam po co dzwonić ... - oznajmił zbierając z podłoża zniszczone urządzenie , które po chwili trzymał w swoich dłoniach. - Ależ masz siłę kobieto .. - uśmiechnął się z uznaniem patrząc na postać ciemnowłosej polki. 
-Dobrze czujesz się z tym, że denerwujesz ciężarną?- warknęła, patrząc z ogniem w oczach na blondyna, który coraz bardziej Ją irytował, lecz także uczucie, którym go obdarzała, stawało się mimo Jej woli coraz większe. Nie panowała nad tym, lecz tak się działo. Jej serce jakby wbrew Jej wewnętrznym protestom powiększało powierzchnię, którą zajmował Thomas.
  - Gdyby ta ciężarna nie była taka uparta i nieznośna wcale nie musiałbym jej denerwować , nie?  - odezwał się lustrując swym wzrokiem okrągły brzuszek brunetki. - Tak hipotetycznie patrząc to zazwyczaj ta druga strona dostosowuje się do swojego rozmówcy , więc... - zamilkł na chwilę , by ułożyć w głowie dalsze wywody , z którymi się borykał ... - Ale oczywiście nie musisz mnie przepraszać , Twoje zmienne nastroje są w pełni uzasadnione.. No , ależ przestań nie trzeba , ja naprawdę się nie gniewam. - Komizm sytuacji jaką odgrywał zaczęła bawić i jego samego.
  Opadła z sił, ale dokładniej określając ten stan- w pozytywnym tych słów znaczeniu. Teraz i Ona zaczęła szukać słabego punktu, którym mogła odciągnąć od siebie blondyna. Czasu na rozmyślanie nie było zbyt wiele, a i Ona nie chciała długo zwlekać z podróżą do Polski. Musiała zatem wykorzystać to, co miała przy sobie. Siebie samą. Podeszła kocim ruchem do blondyna, składając na Jego usta namiętny, lecz także stosunkowo delikatny pocałunek. Dla Niej samej było to naprawdę ekscytujące, bo mogła znów poczuć te delikatne, ciepłe usta blondyna, lecz wiedziała, że i tak postępuje źle, wbrew wszystkiemu… Teraz patrzyła roześmianymi, dużymi oczami na blondyna, którego wyraz twarzy mógłby rozśmieszyć każdego.
Marzył o tym , aby Złapała go za rękę, zabrała gdzieś daleko. Daleko od problemów. Daleko od szarości... Tam gdzie będą tylko oni, ich dwójka. Trzymając się za dłonie szliby przed siebie. Umacniali swą miłość. Pragnął by złapała jego dłoń jeszcze mocniej. Nie puszczała jej do momentu, gdy nie zacznie gładzić delikatnie jej policzka opuszkami palców. Powoli stanąłby  na palcach i wyszeptał jej do uszka jak bardzo ją kocha. Marzył o tym , że będzie mijać ich setki ludzi, ale tam i tak będą sami .. Tylko on i tylko ona. Cały świat zatrzyma się, wszystkie odgłosy ucichną. Tylko bicie ich serc. Tylko dotyk ich dłoni... Lecz to nie był sen , nie jego kolejne wyobrażenie ... nie marzenia , które niekoniecznie muszą się spełnić , to była rzeczywistość , której elementem stał się wyjątkowy pocałunek , delikatność jej pełnych ust na jego wąskich wargach ... Chciał się w tym zatracić , lecz nie mógł .. Zbyt dobrze ją znał . Za dobrze znał posunięcia Vanessy , aby dać wiarę jej gestom. - Niegrzeczna dziewczyna... - zaczął uśmiechając się...
Intrygująco spojrzała na blondyna, poszerzając swój uśmiech. Przejrzał Ją na wylot, lecz nie mogła dać po sobie poznać, że zbił Ją z pantałyku. Przymrużyła lekko oczy, zgłębiając się bez skrępowania w treść Jego bajecznych, niebieskich tęczówek.
-Uczę się od najlepszych- wymruczała mu na ucho, kolejny raz wpijając się w Jego usta. Tym razem bez zbędnych podchodów. Bez celu. Dla przyjemności, którą czerpała z bliskości Thomasa, której już niestety nigdy nie mogła czuć. A jednak. Pokusa była zbyt wielka. A czemu nie korzystać z okazji, skoro jeszcze bardziej ugiąć już się nie mogła? Korzystając z chwili wyciągnęła telefon, wiedząc, że chłopak to czuje, lecz nie sądziła, że blondyn mógłby przerwać ich, być może ostatnią wspólną, chwilę. 
- Kombinuj , kombinuj ... - odezwał się zabierając z smukłych dłoni Vannesy telefon , który był jego własnością.. Spojrzał na urządzenie , by po chwili umiejscowić swój wzrok w postaci ciemnowłosej. - Wystarczyło powiedzieć , że chcesz zadzwonić , a nie robić mi złudne nadzieję .. - oznajmił a na jego usta wkradł się udawany grymas bólu i rozczarowania. 
-Co to za wyraz twarzy?- powiedziała, zaplatając ręce na szyi Austriaka. Tak jak dawniej. Lecz teraz nic nie było tak jak dawniej. Ryzykowała czułymi gestami skierowanymi do Thomasa? Czy rany nie będą boleć jeszcze bardziej, zważywszy na to, że i tak sprawiały jeszcze ból duszy i sercu?- Pierwszy raz zrobiłam to z uknutą intrygą w głowie, ale drugi…- nie dokończyła wysyłając blondynowi jedynie cwany uśmieszek.
  - Ale drugi  .. - dopytywał zagłębiając swój wzrok w istocie ciemnych tęczówek brunetki. Mógłby tak trwać przez całą wieczność nie spuszczając swojego wzroku nawet na moment , bo to ona .. jej sylwetka.. kształty .. osobowość ... to ona , Vannesa była dla Niego wszystkim tym co najważniejsze w życiu. - Więc... - uśmiechnął się szyderczo utrzymując swoją twarz w nieludzko bliskiej odległości od twarzy ciemnowłosej.
-Nie należy mi się od życia trochę przyjemności?- szepnęła słyszalnie tylko dla ucha blondyna, po czym pomierzwiła lekko Jego blond czuprynę. Dała sobie i Jemu nadzieję. Czuła, że wypełniła się Jego ciepłem, dostarczając sobie sił. Pytanie: czy nie jest to tylko złudzeniem? Czy czar nie pryśnie jak bańka mydlana, gdy Austriak zniknie?- Proszę, zadzwoń teraz po taksówkę dla mnie. Naprawdę muszę wyjechać i nie mam zbyt wiele czasu- poprosiła, oddalając się od chłopaka.
- Dobrze zadzwonię , ale ta taksówka będzie dla Nas i oboje udamy się do miejsca do którego z takim zacięciem chcesz się dostać ...- zakomunikował niby zadając proste pytanie , lecz z góry znał odpowiedź ... Znał każdy swój ruch , który zamierzał wykonać , więc nie mogło być mowy o pomyłce czy też niekontrolowanych zdarzeniach na które nie miałby wpływu... Szybkim krokiem ruszył w stronę brunetki trzymając w swojej dłoni urządzenie. 
-Niedobrze- pokręciła przecząco głową.- Muszę się z tym uporać sama- powiedziała pewnie, patrząc szczerze w oczy skoczka, chcąc jak najbardziej dać wiarę swym słowom. Wiadome jest nie od dziś, że wszystko w człowieku może być kłamliwe. Wszystko, lecz nie spojrzenie, odzwierciedlające pragnienia czy obecny stan duszy.- Nic sobie nie zrobię, jeśli o to Ci chodzi. Teraz wiem, że mam dla kogo żyć, więc muszę chociaż spróbować zrobić to po swojemu. Proszę, zaufaj mi…- jęknęła błagalnie, patrząc szklanym wzrokiem na Austriaka.
- Dobrze , jak chcesz , ale odwiozę Cię na lotnisko dobrze? - czy można było mówić , że odpuścił ? Że dał za wygraną? Nie. Wycofał się mając pewność , że stan umysłu w jakim znajduje się Vannessa jest dla Niej budujący... że podczas jego nieobecności nie stanie się nic czego nie potrafiłby sobie wybaczyć , bo przecież krzywda Vannesy byłaby jego krzywdą. 
-Dziękuję- wyszeptała, kiedy pora była wysiąść na lotnisku. Patrzyła zatroskanym wzrokiem na twarz blondyna, nie potrafiąc dokładnie wczytać się w treść Jego niebieskich tęczówek.- Dziękuję i przepraszam… Za co, chyba wiemy obydwoje. Nie powinnam…- wyjąkała, wychodząc szybko z taksówki, nie chcąc narazić się spojrzenie blondyna, a tym razem kolejne słowa z Jego ust. To, co pomyślał, zostanie dla Niej tajemnicą, nie zakłócając równowagi dni codziennych obu stronom.
~~♥♥~~
Niektórzy ludzie ciężko pracują na swoje życie. Każdego dnia starają się o więcej. Dla innych priorytetem jest pomagać potrzebującym. Sprawia to im radość, robią to z wielką przyjemnością. Matki dla swoich dzieci oddałyby własne życie. Są ludzie dobrzy i źli, prawdziwi i sztuczni, szczerzy i fałszywi. Pracują, rozmawiają, pomagają, żyją. Czasami robią to, czego w ogóle nie chcą, ale przecież muszą. Uczą się, by móc później zostać kimś. Egoizm nie dotyka każdego z nich, choć niektórzy mają go w sobie za dużo. Są mili i chamscy, otwarci oraz zamknięci w sobie, uśmiechnięci albo zawsze z kwaśną miną na ustach. Kochają, uwielbiają, podziwiają. Nienawidzą, cierpią, oszukują. Jest masa różnych ludzi na świecie, ale teraz przyszła kolej na Nią samą . Moment , w którym Ann miała poznać samą siebie , utworzyć swój własny obraz w głowie , zapomnieć o tym co było otwierając się na nowe doświadczenia , możliwości ... Na nowe życie u boku innych ludzi , bliskich jej sercu , a zarazem tak odległych...
- Zamieszkaj ze mną Emm , pozwól sobie pomóc... - usłyszała któregoś dnia szykując się do opuszczenia szpitalnego zgiełku... Bała się. Odczuwała strach przed nieznanym , przed rzeczywistością , która czyhała na Nią tuż za rogiem. Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi jej życiem , jej codziennością stała się egzystencja w salach szpitalnych. To jedynie możliwe bezpieczne miejsce , bez którego nie wyobrażała sobie siebie samej. A jednak musiała..
Przyszedł czas , że los upomniał się o Nią , pozbawiając bezpiecznej harmonii do której zdążyła przywyknąć.

---------------------------

Nie pozostaje Mi nic innego jak życzyć Wam kochane udanego roku szkolnego , pełnego uśmiechu i chęci sprawdzenia się w nowych sytuacjach , a tymczasem udanego i owocnego ostatniego dnia wakacji!
Trzymam za Was kciuki , a jeżeli któraś z Was tak jak Klaudia przekroczy jutrzejszego rana próg nowej szkoły otwierając jednocześnie nowy etap w życiu to wiedźcie , że tylko początki są trudne , a potem ? Wszystko poleci już samo....
Będzie dobrze zdolniachy! 
Ann.

środa, 20 sierpnia 2014

Dwudziesta szósta odsłona codzienności...


Nie masz wpływu na to, jak umrzesz. Ani kiedy. Możesz tylko zdecydować, jak żyć. Teraz.

 


~~♥♥~~
Pierwszym marzeniem każdej kobiety jest wymarzony ślub z księciem, lecz czy będzie on Jej wymarzonym, skoro w skrawkach Jej pamięci żyją wspomnienia, które pokryte są już patyną czasu? Nie potrafiła jeszcze omijać miejsc ze składnych obietnic i uniesień serca. Widziała swoje odbicie w lustrze, gładząc delikatnie białą, przed kolano i szeroką suknię z koronkami u jej dołu. Pomarszczony materiał dodawał Jej uroku, a przylegający do ciała gorset doskonale podkreślał Jej, co dnia, okrąglejszy brzuch, którego w żaden sposób już nie dało się ukryć. Jednakże, cóż jest w tym dziwnego? W końcu już niedługo czekało Ją rozwiązanie… Ciemne włosy majestatycznie opadały na ramiona, doskonale okalając Jej smukłą twarz, jednocześnie świetnie kontrastując z jasną karnacją Polki oraz biel, w którą była ubrana. Wyglądała idealnie od góry do dołu, a i widoczne było to, że sama Vann identyfikowała się ze strojem, który aktualnie na Niej spoczywał, gdyż doskonale zgadzał się z Jej charakterem i gustem. Ale to co się działo w Jej głowie… Fakt, że robiła wszystko wbrew sobie… To niszczy człowieka od środka. Dotkliwie rani, zadając głębokie rany trudne do wygojenia czy zabliźnienia. Tłum gości, który uczestniczyć miał w przyjęciu-na które z kolei nalegał Manuel- oraz ci sami ludzie patrzeć mieli, jak składa przysięgę małżeńską brunetowi, który w ostatnim czasie stał się bardzo bliski Jej sercu. Jednak to uczucie, które powoli rodziło się pomiędzy ich dwójką, nie było jeszcze do końca silne, bezwarunkowe bądź bezgraniczne. Przynajmniej nie ze strony Vanessy. Ona nadal kochała Thomasa i tylko Thomasa. Tego samego blondyna, który śnił Jej się co noc. Tego, którego widziała na każdym kroku. Za każdym rogiem. Z jednej strony pragnęła Jego obecności, lecz z drugiej- nie chciała, aby uczestniczył w Jej życiu. Każdą Jego pomoc uważała za niepotrzebne tracenie równowagi zarówno Jej, jak i Jego. Wiedziała, że za dużo kosztują ich wzajemne kontakty ze sobą. Doskonale zdawała sobie sprawę, że za dużo się zdarzyło. Że los wystarczająco powiedział, aby sądzić można, że nie są sobie przeznaczeni i nigdy nie będą ani nie byli. Przez to tak wiele łez i cierpienia. Przez miłość. Przez więź i uczucie, które ich łączyło, a które nie było zapisane w gwiazdach czy historii. Historii ich życia… Jeden moment. Jedna sekunda. Jedna chwila. Jedno spojrzenie pełne bólu, jak i chcące stwarzać pozory, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Gdy wyłoniła się zza cienkiej białej tkaniny, a w tle słychać było marsz Mendelsona, wszystkie spojrzenia na sali, skierowane były w kierunku ciemnowłosej Polki. Jednak, Ona nie widziała nikogo. Nie zwracała nawet większej uwagi na Manuela, który stał niedaleko urzędnika, wysyłając Polce promienny uśmiech. Widziała tylko Jego… Człowieka, którego miała nadzieję, że nie będzie obecny. Że jednak nie zrobi tego ani Jej, ani sobie. A jednak. Był On. Był Thomas wraz z Kristiną oraz małą Lilly, którą trzymał na rękach i która zdezorientowanie rozglądała się wokół siebie, machając swoimi drobnymi rączkami. Ich spojrzenia na dłuższą chwilę stały się jednością. Przeszywały siebie na wskroś. Rozmawiały krzykiem, próbując wybrnąć z tego, co się przed Nimi dokonywało. Krzyczały. Błagały. Żądały. Jednak, ich twarze nadal pozostały kamienne. Bez cienia emocji czy uczuć. Nie było niczego, oprócz powagi, a w przypadku Vann, również pewnego rodzaju odwagi. Ale dusza kolejny raz rozpadła się na kawałki. I Jej, i Jego. Jej widok w białej sukience, wiedząc, że zaraz ma ślubować wieczność innemu, sprawiało, że łzy w Jego oczach zbierały się wbrew Jego woli. Ręce trzęsły się. Oddech stawał się płytki. Nogi stawały jak z waty. Vann miała Jemu ślubować na ślubnym kobiercu. Jemu. Tylko Jemu. Thomasowi Morgensternowi. Nie innemu… Co czuła Vann? Pogodziła się ze ślubem… Trudnej przyjdzie to jednak z tym, że była pewna, iż Thomas i Kristina do siebie wrócili. Przynajmniej w Jej oczach. Wyglądali na szczęśliwych. Ludzi, którzy w końcu odnaleźli coś, co jest najważniejsze w życiu. Miłość. Powinna być szczęśliwa z poczuciem, że Thomas wreszcie może być szczęśliwy, lecz w Jej głowie rozbrzmiewało się tylko jedno, głośne pytanie. Dlaczego Ona nie mogła dać mu tego szczęścia? Czy sam Thomas wiedział, że sprawił ból Vanessie swoją uknutą intrygą? Wymyślił to sobie, mimo że miał poczucie, iż może popsuć najważniejszy dzień w życiu Vanessy. Nie mógł już nic więcej zrobić. Wiedział, że Vann Go kocha. Wiedział, że mogą być razem, lecz nie w świecie, w którym obecnie przebywała brunetka. Nachodził Ją tak wiele razy… Tak wiele słów, możliwe, że nawet niepotrzebnych, padło z Jego ust… A teraz? Tym razem postawił na zazdrość. Z premedytacją zaprosił na ślub Kristinę, by Vanessa stała się zazdrosna. Zrozumiała. Tylko co?
- Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Manuelem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe- wówczas wszystko było już jasne. Coś się skończyło, coś rozpoczęło. Zależy w jaki sposób ktoś chce na to spojrzeć. Dla Niego walka została definitywnie zakończona. Przegrał i wiedział już o tym na samym początku rozpoczęcia walki. Rozczarowanie nie znało granic. Mimo że było niemal pewne w Jego sytuacji. Vanessa odeszła od Niego już na zawsze, mimo iż nie umarła. Żyła, ale w taki sposób, jakby już tego nie robiła. Co ślub oznaczał dla Vanessy? Rozpoczęcie nowego życia. Nowy etap się zaczął. Uczy się żyć od nowa, zastanawiając się jaki cel miał Bóg, by kiedyś zrzucić Jej cały świat na głowę, a teraz- czyni Ją tak szczęśliwą. Szczęśliwą, ponieważ sama zaczęła dostrzegać najpiękniejsze strony ślubu z Austriakiem. A najważniejsze było to, że miała pewność, że robi dobrze. Jednak, czy zawsze się wie? Czy zawsze ma się tą pewność, że się ułoży? Musi… Po deszczu zawsze wychodzi słońce, a po powodzi, zawsze nastaje susza. Skrajność w skrajność, obłęd w obłęd…
-Szczęścia, Vann- wykrztusił, podchodząc do Panny Młodej z bukietem kwiatów. U Jego boku stała Kristina, razem z małą, filigranową blondyneczką. Uśmiechnęła się na przymus, nie patrząc ani razu na Thomasa, który wręcz prześwietlał Ją swym wzrokiem.
-Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia- odezwała się blondynka, wtulając delikatnie Polkę do siebie. Vanessa odwzajemniła gest, lecz tak naprawdę czuła się zagubiona w tej sytuacji. Nie wiedziała co powiedzieć, co zrobić… A i czuła ciągle na swojej osobie wzrok Thomasa.
-Dziękuję…- wyjąkała niepewnie, choć powinna to być oczywista oczywistość. Jej serce przybierało coraz to wolniejsze tempo, kiedy zobaczyła, że w pewnej chwili Thomas obejmuje brązowooką Kristinę, składając na Jej policzku subtelny pocałunek. Brunetka odwróciła się natychmiastowo, aby nie dokonywać dalszej egzekucji na swoim sercu. Szybkim krokiem ruszyła przed siebie, zamykając powieki, z których wydostały się jeszcze dwie łzy, szukając Manuela, który był specjalistą w pokazywaniu Jej innego toku myślenia, czy punktu widzenia… A czy nie to jest najważniejsze? Czy czasem najbardziej nie liczy się to, że ktoś zna nas tak dobrze, że jest w stanie wyciągnąć nas z najgorszych tarapatów i otchłani własnej psychiki? Miłość może przyjść z czasem… Tamtej umiejętności zaś nie posiada każdy…
~~♥♥~~
Nastała noc, głęboka ciemność. Leżała na łóżku , przekręcając się setny raz na minutę z jednego boku na drugi... Jej myśli obejmowały wszystkie możliwe pojęcia, a po chwili stały się niczym. Nie było już zupełnie nic... Wszystko zniknęło. Z natłoku myśli nad którymi nie potrafiła zapanować pojawia się pustka, która jest gorsza niż jakikolwiek krzyk. Zniknęły jej marzenia... dotychczasowe cele.
 Straciła wszystko.. Nadszedł nawet czas , gdy chciała oddać swoje życie za życie kogoś, kto tego naprawdę chce. Nie widziała już siebie w tamtym miejscu..  Nie potrafiła wyobrazić sobie siebie za kilka lat.
 Tak bardzo się pogubiła w ostatnim czasie, że nawet nie wiedziała kiedy uśmiechała się szczerze, kiedy mijały kolejne dni jej egzystencji... Chciała coś zmienić. Ogień zgasł, a jej życie przestało mieć jakiekolwiek znaczenie wraz z dniem kiedy uległa wypadkowi... Czegoś w nim brakowało... ' Coś' bliżej dla Niej nieokreślonego torowało drogę do jej myśli , do wspomnień ... Pamięci?
Za wszelką cenę próbowała odszukać w sobie chociażby najmniejszą cząstkę siebie , sprawić aby chociażby najkrótsza wizja jej przeszłości powróciła... Bezskutecznie.
- Jak długo tutaj jesteś? - usłyszała , któregoś słonecznego dnia idąc wąskim korytarzem , którym podążała codziennie kierując swe kroki na terapię mającą pomóc samej Ann poznać siebie na nowo... Ale czy to możliwe? Możliwe , że kilkunastominutowa pogadanka mężczyzny w białym kitlu zdziała tak wiele , że jej pamięć powróci? Nie. Nawet Ann w to nie wierzyła , nie dała wiary żadnym słowom , a powinna wierzyć.
Wiara w powodzenie terapii to już początek sukcesu , najważniejszy element ... Jeden z trwałych fundamentów , których ona nie posiadała ... Nie było już jej ... Ann nie potrafiła określić chociażby ogólnikowo czegokolwiek ze swojego poprzedniego życia... Życia z przed wypadku.
Ann? Kim była Ann ? W jej mniemaniu osoba o takim imieniu nie istniała nigdy, A na pewno ona nią nie była ... Emma. Takie imię otrzymała , z takim imieniem zaczynała stawiać pierwsze kroki w swoim nowym życiu... Pierwsze poważne kroki , pierwsze decyzje , rozmowy..
- O wiele za długo .. - odpowiedziała szeptem nie spoglądając nawet na swojego rozmówcę , który podążał tuż obok Niej. ' O wiele za długo.. ' Czy to oby na pewno trafione określenie? Przecież gdyby nie szpital .. białe , sterylne pomieszczenia nie miałaby szansy na życie. Nie miałaby nawet dokąd pójść , więc?
- Jak się tutaj znalazłaś? - zapytał patrząc w zielone tęczówki szatynki , promiennie się uśmiechając. - Jesteś chora ? Mogę Ci jakoś pomóc? - Jedna chwila , a zmieniła tak wiele w jego bujnym i kolorowym życiu. Czuł się tak jakby dziewczyna stojąca naprzeciw Niego była dla Niego kimś ważnym , kimś obok kogo nie może przejść obojętnie , a może i nawet nie chce. - Wybacz , nie przedstawiłem się ... Nico Rosberg. - dodał wyciągając w kierunku polki swoją dłoń.
Zdziwienie jakie malowało się na jej twarzy , mówiło o wiele więcej niż słowa , których mogłaby użyć. - Emma.. - odpowiedziała niepewnie ściskając lekko dłoń blondyna spuszczając swój wzrok , który speszony nie potrafił odnaleźć swojego miejsca.
- Dlaczego tutaj jesteś Emm? - pytanie , które nurtowało jego umysł od chwili , gdy tylko ujrzał sylwetkę filigranowej szatynki... Pytanie na które nawet sama Emma nie znała odpowiedzi. Fizycznie czuła się dobrze , więc gdzie mógłby być problem ?
- Miałam wypadek samochodowy , a teraz? .. - głos polki wyraźnie zadrżał na samo wspomnienie obrażeń , które doznała.. na wspomnienie bólu , który opiewał jej ciało każdego dnia .. - Straciłam pamięć .. - dopowiedziała patrząc w ciemne tęczówki mężczyzny.- Nie znam nawet imienia , które nosiłam przez całe swoje życie.. - po jej bladym policzku spłynęła łza .. Jedna ,jedyna łza bezradności.
Sam nie wiedział co nim kierowało , co popchnęło jego ciało w kierunku postaci szatynki... Może było to współczucie , które zawładnęło jego niedostępnym do tej pory sercem , które zmiękczyło je do tego stopnia , że każde ze słów które wypowiadała Emma lało miód na jego ciało i umysł. Powoli i delikatnie otarł spływającą łzę z policzka dziewczyny po czym przytulił ją delikatnie do siebie zatracając się w jej subtelnym zapachu.- Będzie dobrze , zobaczysz.. - wyszeptał gładząc jej długie ciemne włosy z wyczuwalną delikatnością w każdym jego ruchu.
Nie wyobrażał sobie , jak może czuć się osoba , która straciła wszystko , wraz z tym co najistotniejsze ... Wspomnieniami. Przecież od zawsze wiadomo co jest najistotniejsze w życiu... Wspomnienia.. To dzięki Nim żyjemy , dzięki Nim kształtujemy swoje zachowanie i osobowość .. To za ich pomocą potrafimy oddać się w piękny świat wyobraźni ..
...
~~♥♥~~
Miłość drugiego człowieka możemy dostrzec w najmniejszych czynnościach. W dotyku włosów przy wspólnym oglądaniu telewizji, szukaniu stopy pod stołem przy obiedzie lub całowaniu czoła przy najdrobniejszej okazji. Tak niewiele a zarazem aż tak wiele...
Problem staje się widoczny , gdy w naszym życiu brakuje tych drobnych , ale ale jakże potrzebnych gestów , gdy brakuje osoby , która była dla Nas całym światem ... Ba! Ona jest nadal mimo , że nie ma jej przy Nas ... nie jest obecna ciałem , ale jej osobowość unosi się w powietrzu.
Każdy dzień mijał na wyczerpujących poszukiwaniach Ann , każdy zaczynał się z jej imieniem na ustach i owym imieniem się kończył.
'- Nie możemy Panu pomóc ... Owszem jest kilka osób o podanych przez Pana kryteriach , ale nie jest Pan osobą spokrewnioną , więc nie możemy udzielić żadnych informacji... ' - słowa , które tak często słyszał ... kilka razy w ciągu jednego dnia telefonując do przeróżnych instytucji , odwiedzając je osobiście z coraz to większą nadzieją na odnalezienie Ann.
Wypadek , który odkreślił jedną , grubą linią jego życie od życia Ann. Rozdzielił wszystko dzieląc na pół ... Nie dając szansy na zjednoczenie ... każdego dnia odbierając wszystko coraz wyraźniej.
Wiedział , że gdzieś tam jest ... że żyje .. że jego Ann nie odeszła , bo wraz z jej odejściem z tego świata umarłoby jego serce... Gregor Schlierenzauer przestałby istnieć , a on był nadal... Nieobecny , rozkojarzony , przygnębiony ... ale był.
Jakoś funkcjonował .. Jakoś stawiał czoła problemom w każdej nadchodzącej minucie.
Nie miał wyjścia , musiał walczyć dla siebie i dla Niej , gdyż nadal wierzył że ją odnajdzie...
Bo dopóki jest nadzieja cud zawsze może się zdarzyć.
...

----------------------------
Pozostaje Nam podziękować za Wasze opinie i mieć nadzieję że z każdym dniem będzie Ich coraz więcej.
Ann i Klaudia.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Dwudziesta piąta odsłona codzienności.

 

Czy tylko pech już będzie blisko nas, a może to prawda, że się szczerze kocha tylko raz?


~~♥♥~~
Zdradzając drugą osobę, zdradzamy samego siebie. Wszakże jest Ona naszą drugą połówką serca, a razem- stanowicie jedną, składną całość.  Czasem jednak pokusa jest zbyt duża. Zachowujemy się jak zwierzęta, nie będąc tego wcale świadomymi. Klapki na oczach przesłaniają nam kompletnie wszystko. Włącznie z uczuciami, którymi obdarowujemy najbliższą z możliwych Nam osób. Blondynka z coraz większą siłą i uporem wpijała się w jego usta. Wiedział, że kocha tylko Ann, lecz pokusa była zbyt duża. Zbyt głośne pragnienie zaspokojenia, które tłumiło słaby i cienki głosik sumienia. Serce potrącało wciąć tę samą strunę, dając mu znak, że później gdziekolwiek będzie, świat zrobi się za mały, by mógł od tego uciec. Ta melancholijna melodia trzymała Go w swych objęciach, potrafiąc rozjaśnić wszystko swoim widowiskowym blaskiem…
 Żeby docenić wartość jednego roku, powinniśmy zapytaj studenta, który oblał końcowe egzaminy jak się obecnie czuje... Żeby docenić wartość miesiąca, zapytajmy  matkę, której dziecko przyszło na świat za wcześnie. Żeby docenić wartość godziny, zapytajmy zakochanych czekających na to, żeby się zobaczyć.
Żeby docenić wartość minuty, zapytajmy kogoś, kto przegapił autobus lub samolot... Żeby docenić wartość setnej sekundy, zapytajmy sportowca, który na olimpiadzie zdobył srebrny medal... A co z Życiem ? Kiedy tak naprawdę powinniśmy je docenić? Jak zinterpretować sytuacje w których dane jest Nam żyć , aby odnaleźć prawidłowy sens naszej egzystencji?
Jak mamy docenić ' Coś' co pomimo wielu zapewnień , że będzie dobrze po raz kolejny rzuca Nam kłody pod nogi ... No jak ?
Zniecierpliwiona długim czasem oczekiwania na szatyna , Ann udała się do budynku w którym rzekomo miał przebywać Gregor.
Wolnym krokiem podążyła wzdłuż górnej części skoczni Bergisel , gdzie mieściło się wejście do jednej z sal przeznaczonych do fizjoterapii , którą Austriak miał zakończyć kilkanaście minut temu... Po uprzednim cichym ' pukaniu' do drzwi polka weszła do środka z uśmiechem na ustach.
- Gregor ... - szepnęła cicho wchodząc w głąb pomieszczenia.
Z minuty na minuty ciśnienie w ich ciałach wzrastało. Namiętność, z niewiadomych powodów dla Niego, stała się czymś nowym. Jakby przygodą, którą nie sposób ująć w ludzkie słowa. Rozsądek zniknął. Głos sumienia został stłumiony. Chwila się liczyła. Tylko ta chwila… Nic innego. A przynajmniej tak mu się wydawało…
-Ann…- wyszeptał, dostrzegając sylwetkę Polki za Jego plecami, kiedy poczuł, że blondynka nagle odrywa się od Jego ust, wywołując u Niego niemałe zdziwienie.
Nic nie potrafi zadać tak ogromnego bólu jak osoba , której zawdzięczamy nawet własne szczęście , które do tej pory było dla Nas priorytetem.
Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie cierpienia jakie nadejdzie , gdy nie przeżyjemy pewnych wydarzeń na własnej skórze.... Gorzkie łzy wzbierające się w oczodołach torowały kolejną drogę do niechcianych emocji.... Stojąc i parząc na sytuację na którą nie mamy już wpływu , dobijamy samych siebie kolejnymi dawkami bólu , których nie da się zminimalizować.
Powstrzymująca łzy Ann , odwróciwszy się na pięcie wyszła z pomieszczenia udając się w stronę wyjścia... - Nie płacz Ann , nie warto .. - powtarzała sobie przyspieszając kroku coraz bardziej.
Czy na pewno kilka minut nazywanych ‘przyjemnością’, jest warte szczęścia, które dotychczas pieściło nie tylko Jego, lecz także duszę drugiej z osób, która była tą z tych najważniejszych w życiu. Nie spoglądając ani razu na Sylvię, ruszył w pościg za Ann, która szybkim krokiem przemierzała wąski korytarz.
-Poczekaj!- wysapał w biegu.- Wiem jak to wyglądało, ale to naprawdę nie tak…- i stało się. Za każdym razem, kiedy słyszał takie wytłumaczenie w jakimkolwiek z filmów, drwił z tego. Uważał, że to banalne i niczego nie wyjaśniające słowa, a teraz Jemu samemu przyszło je wypowiedzieć. Ironia?
- Nie oczekuje od Ciebie wyjaśnień .. - głos Ann załamał się dosłownie na sekundę , by po chwili wziąć głęboki oddech. - Nie chce wiedzieć jak było. - dodała już stabilniejszym tonem oddalając się. Przecież z tego się wychodzi... Ten ból wyblaknie... Powoli, z trudem, ale zniknie... Powoli zapomnisz kształtu jego ust, ciepła ciała, tembru głosu, koloru oczu i smaku pocałunków. Powoli, z mozołem to, co się kiedyś wydawało wszystkim, zniknie na dnie pamięci i tylko wspólne zdjęcia przypomną, że kiedyś gdzieś.... Miejsca, wydarzenia, żarty, spory - wszystkie wspólne chwile , będą tylko snem. I to takim sprzed lat. Czasem przez warstwy nowych zdarzeń przebije się coś z pradziejów i targnie sercem, ale coraz rzadziej. Coraz słabiej. Aż wreszcie osoba, która była dla Ciebie każdym oddechem, będzie jak każdy inny przechodzień na ulicy: po prostu twarzą pojawiającą się znikąd w tłumie i w tym tłumie ginącą...Tylko wytrzymaj. Odejdź z podniesionym czołem... z godnością.
-Proszę, Ann- jęknął, nadal dotrzymując towarzystwa Polce. Ten Jego kolej. Jego kolej na błąd, którego mógł uniknąć. Wystarczyłby tylko zdrowy rozsądek, którego nadmiar nagle gdzieś zniknął. Wyparował. Rozleciał się w powietrzu, zostawiając po sobie zrujnowane szczęście i łzy.- Sytuacja wymknęła mi się spod kontroli…- próbował dalej, chcąc w jakikolwiek sposób zmusić, dobrowolnie, Polkę do rozmowy.
  - Oszczędź mi tego jeżeli chociaż odrobinę Ci na mnie zależy Gregor... - powiedziała oschle nie zwalniając kroku. Niczego nie potrafiła do siebie dopuścić , żadne słowa nie mogły ukoić bólu , który tak dotkliwie dawał o sobie znać....Wszystkie wizje wspólnej przeszłości nagle runęły jak cały jej świat...
-Chociaż trochę?!- wykrztusił, niemalże dławiąc się własnymi słowami. Niby niemożliwe, a w chwilach, kiedy najbardziej potrzebujemy słów, zjawisko to staje się czystym faktem.- Ja Cię kocham!- podniósł lekko swój głos.- Ty dobrze o tym wiesz…
- Kochasz? - Ann zachichotała nerwowo zatrzymując się na chwilę , by spojrzeć w czekoladowe tęczówki Austriaka. - Właśnie przed momentem udowodniłeś jak bardzo... - dodała głosem wypełnionym smutkiem i żalem. Jej serce w jednej sekundzie z przepełnionego ciepłem , miłością i szczęściem organu przeistoczyło się w głaz. Zimny , bezduszny , pozbawiony jakiejkolwiek nadziei na zmiany... Serce , które dokładnie już z góry założyło , że najważniejsze to zaakceptować fakt, że czasami trzeba odpuścić. I dobrze rozpoznać, że to już ten moment. ... że  nie wszystko da się wyreanimować.
-To…To…- jąkał się, nie mogąc dobrać właściwych słów do sytuacji, o ile jeszcze takie istniały. Strach przy stracie… To on objął kontrolę nad Jego ciałem. Krew szybko pulsowała w żyłach. Nie czuł serca. Oddech był płytki. Kolejny raz miał wypuścić, albo już wypuścił, Ann ze swoich śliskich rąk? Nie, to nie mogła być prawda. To jedynie koszmar, z którego zaraz się wybudzi  i po chwili o nim zapomni, wtulając się w ciepło, które dostarczała mu właśnie Ann.- Przepraszam…- powiedział zrezygnowany.- Ja nie wiem jak to się stało… Nie wiem…
  - Będziesz miał wystarczająco dużo czasu , żeby się nad tym zastanowić... - odrzekła chcąc jak najszybciej zakończyć bolesną rozmowę , w której nie widziała nawet cienia szansy na rozwiązanie zaistniałej sytuacji? Ale czy można znaleźć sensowne wytłumaczenie dla zdrady ? Nie. Takowe nie istnieje i nigdy istnieć nie będzie. - Jutro zabiorę swoje rzeczy jak będziesz na treningu. - Ironia? Zaledwie kilka miesięcy temu usłyszała podobne słowa , niemal identyczne , a teraz jest zmuszona sama je wypowiedzieć ... Życie bywa zaskakujące , wadą jest jedynie fakt , że nie zawsze to zaskoczenie jest dla Nas radosne. - Żegnaj. - dodała powstrzymując gromadzące się łzy , które nieudolnie próbowały wydostać się spod jej powiek.
-Nie!- krzyknął żałośnie, wypuszczając spod swoich powiek łzy, które mimo tak wielkich starań i tak Go nie posłuchały i ujrzały światło dzienne.- Proszę…- wyszeptał ochryple.- Nie opuszczaj mnie…- ciągnął, nie potrafiąc wykrztusić z siebie już nic innego, ambitniejszego. Słowa tutaj nie były potrzebne. Można stwierdzić, że to one najbardziej by tutaj wadziły. Wszystko co najważniejsze było w Nich. Niewidzialnej więzi i zaszklonych oczach…
- Jak długo to trwa Gregor? Od jakiego czasu wracasz do mieszkania udając , że wszytsko jest w porządku , a tak naprawdę świetnie się bawisz będąc na treningach ?! Odpowiedź no! - na marne zdały się próby powstrzymania gromadzących się łez , dogłębne uderzenia smutku i żalu rozpierające ciało Ann. Cierpienie połączone z namiastką nienawiści odcisnęło swoje piętno... - Odpowiedź do cholery! - domagała się swojego , tak jakby uzyskanie konkretnych słów miało jej w czymkolwiek pomóc.
-To był raz!- pisnął nerwowo, słysząc tezę, którą wysuwała Ann. Czy byłby w stanie każdego dnia grać, udawać, a jednocześnie prowadzić na boku drugie życie? Nie. Zdecydowanie nie. Nie potrafiłby. Każdy dzień przepełniony byłby strachem, że niektóre rzeczy ujrzą światło dzienne.-Przepraszam! Przepraszam!- krzyczał rozpaczliwie, klękając na kolanach przed Polką.- Przepraszam! Nic innego mi do głowy nie przychodzi...
- Nie przepraszaj , to nic nie zmieni... - Słowa , które jeszcze niedawno miała okazję usłyszeć , przywiane przez bolesne wspomnienia odnalazły drogę do jej ust. Zostały wypowiedziane z niemal identycznym bólem w sercu jakby zostały usłyszane... Pewnych rzeczy się nie zapomina ... pewne słowa mimo że powinny zostać przez Nas zapomniane skrywają się jedynie gdzieś głęboko czekając na swoją szansę ... Szansę , której my zapewne nigdy nie chcielibyśmy wykorzystać.
-Ja Ci wybaczyłem- zagrzmiał, nie sądząc, że posunie się do takiego kroku. Wypominania Ann tego, co było, minęło. Jednak czy dało się to obrócić w zapomnienie? Ból był zdecydowanie za silny. Paraliżujący. Raniący na każdym kroku. Niepozwalający normalnie funkcjonować. Zdrada Ann na zawsze w Nim zostanie, lecz On sam nigdy nie chciał do tego wracać. Nigdy odgrzebywać starych spraw.- Poza tym, ja nie przespałem się z Sylvią- dopowiedział, chcąc jakkolwiek usprawiedliwić się w oczach Polki.
  Niemalże zadrżała , gdy wspomnienia powróciły za sprawą głośnych i donośnych wyrzutów szatyna. Nie sądziła , że nadejdzie czas powrotów do tego co bolesne , skryte na dnie serca w szufladzie zatytułowanej ' Nie warte zapamiętania' , a jednak stało się inaczej... Odświeżenie niedawnych ran nie mogło osiągnąć zamierzanego celu , który zapewne Gregor miał w swej podświadomości. Do przeszłości nie powinno się wracać... ale co zrobić gdy nie widzimy przed sobą przyszłości? Jak się z tym pogodzić nie rozpamiętując? - Gregor nie masz prawa porównywać tych dwóch spraw , rozumiesz? - głos Ann był stanowczy jednak nie pozbawiony cierpienia.
-Dlaczego?- zapytał, wyczuwając nutkę bólu i cierpienia w głosie Ann. Ludzie muszą nauczyć się sztuki życia. Czas przemija. Ludzie się starzeją. A wspomnienia? Wspomnienia ranią, zostawiając głębokie rany na naszej duszy i sercu, które najbardziej cierpi.- Poza tym, między mną a Sylvią do niczego nie doszło. Nie mówię, że to był przyjacielski pocałunek, ale powtarzam, że nie przespałem się z Nią!
- Nie krzycz , bo to w niczym Ci nie pomoże Gregor...- Zbyt mało czasu , zbyt wiele słów ciśnie się na język każdego człowieka w danej sytuacji... Niekiedy jednak owe słowa mogą jedynie zranić niżeli cokolwiek wyjaśnić , bądź zminimalizować pozostawione wrażenie.
- Powtarzam Ci po raz ostatni , że Ja i Ty to temat zakończony , więc proszę uszanuj moją decyzję
-Dobrze wiesz, że nigdy z Nas nie zrezygnuję!- krzyknął, chwytając Ann za ramiona, jednocześnie zmuszając do patrzenia w swoje oczy. Co miał bowiem poradzić na miłość? Jej się nie wybiera. Ona przychodzi sama, w najmniej oczekiwanym momencie. Sama, kompletnie nieproszona. Zakochujemy się w osobach, na których na ulicy nie zwrócilibyśmy uwagi. W naszych przeciwieństwach, w kimś kto jeszcze kiedyś nie zrobiłby na nas żadnego wrażenia. To nie jest osoba z naszych snów. Nie należy do ideałów, ponieważ sama się nim staje. Miłość jest ślepa, zaskakująca, lecz zbyt często raniąca.- Kocham Cię, Ann! Kocham!
- Kiedy całowałeś Sylwię też myślałeś o tym jak bardzo mnie kochasz? - zapytała drwiąc ze słów , które usłyszała. W jej zielonych tęczówkach pojawiły się kolejne łzy , które przysłaniały jej prawidłową wizję sytuacji. - Nie chcę Cię więcej widzieć. Nigdy! - dopowiedziała oddalając się.
-A Ty kiedy byłaś z Wankiem myślałaś racjonalnie? Myślałaś o miłości?- bombardował pytaniami, które może i były ciosami poniżej pasa, lecz nigdy wcześniej o tym nie rozmawiali. Nigdy w sposób tak szczery jak teraz. Powód? Nigdy nie miał nawet na tyle odwagi, aby zaczynać temat, który ranił ich obydwóch tak samo.- To chwila! Nic więcej! Sama o tym doskonale wiesz!- ciągnął, dotrzymując kroku Polce.
 - Myślałam o Tobie w każdej sekundzie , w każdym wykonanym ruchu .. Patrząc na Andreasa widziałam Ciebie Gregor.. Tak bardzo pragnęłam Twojej bliskości , obecności , że nic nie robiło mi już różnicy . Nic! - łzy natychmiast spłynęły po policzkach Ann wyżłobionym torem.
Odczucia o których nie było możliwości wcześniej porozmawiać ujrzały światło dzienne w najmniej oczekiwanym momencie ...  Ale czy to był zły moment? Nieodpowiedni? Na rozmowę podobno nigdy nie jest za późno....
-Skąd wiesz jak było w moim przypadku?- drążył dalej, ocierając swą dłonią srebrzyste łzy Ann.- Dziewczyno, pojmij to, że to była po prostu chwila zapomnienia. Coś co całkowicie zasłoniło mi zdrowy rozsądek!- piszczał cienko, nie mogąc powstrzymać łez, które jak żyletki raniły Jego serce, a skórę piekły w niezwykły sposób. Dławiły i odbierały umiejętność mówienia, którą posiadamy od dziecka. Nienawidził siebie za to co zrobił. Za to, czemu się poddał. Dał omamić. Czasu jednak nie da się cofnąć… Stara prawda, którą warto przypominać sobie za każdym razem, kiedy snujemy jakiekolwiek złudne nadzieje czy plany, które mają na celu naprawienie błędu, którego w żaden sposób nie da się naprawić.
- Proszę Gregor... - Ann spojrzała na szatyna próbując przekazać mu w swoim spojrzeniu swoje błagania , których celem było zakończenie ich związku. Poddała się . Sama przed sobą potrafiła się do tego przyznać tylko dlatego , że  przez sytuacje , które nieprzerywanie niszczyły jej związek ze Schlierenzauerem walka stała się dla Niej czymś zupełnie niepotrzebnym.
- Nie chce z Tobą być . Nie chce! - mówiła jakby błądząc myślami w jednym kierunku. Kierunku końca.
 -Tak wiele razem przeszliśmy…- powiedział, tępo wpatrując się przed siebie. ‘Nie chcę z Tobą być’… Kilka słów, które odbijały się w Jego głowie niczym echo. Zabolało. Kłuło w sercu, nie zadając jednego, ostatecznego ciosu, lecz męcząc je i stosując coraz bardziej drastyczne tortury.-Nie pozwolę, aby to wszystko poszło na marne!
- Już na to pozwoliłeś Gregor... - odpowiedziała oschle odwracając się na pięcie w drugą stronę. Nie potrafiła już patrzeć na szatyna , nie mogła zmusić się do usłyszenia kolejnych bolesnych słów , które dałyby nadzieję . Niepotrzebną jej zdaniem... Kilka kroków postawionych naprzód pozwoliły na swobodne dopuszczenie do siebie emocji, które z łatwością wydostały sie na zewnątrz. - Żegnaj Gregor... - dodała ciszej spoglądając ostatni raz na sylwetkę szatyna , nie zauważając nadjeżdżającego samochodu.... Czas jakby zatrzymał się na moment pozostawiając jedynie głośny huk hamującego pojazdu jak i odgłos uderzenia w drobne ciało szatynki.
-Ann!- krzyknął, ruszając przed siebie. To była sekunda. Ułamek sekundy. A to wszystko dokonywało się na Jego oczach. Ręce trzęsły się, nie potrafiąc utrzymać w swych ramionach wątłego ciała szatynki, która nie okazywała żadnego znaku życia. Była nieprzytomna, a z Jej ciała wylewała się krew. Łzy ciurkiem spływały po Jego policzku, uniemożliwiając oddychanie, które stało się w tym momencie czynnością niewykonalną. Wokół zapanował rumor, a On nadal nie zwracał uwagi na resztę świata. 

~♥~

 Czasem trzeba dać sobie spokój, bo to po prostu nie ma sensu, a niedługo nie będzie miało już żadnego znaczenia. Tracił powoli godność, szacunek do siebie, nawet zdrowy rozsądek. Walka powoli się kończyła. Czuł rychły koniec każdym zmysłem, lecz postanowił walczyć do końca. Stabilnie trzymać się do samego finiszu i walczyć jak najdzielniej, resztkami sił, jakie mu pozostały. Nie ma prawa dać satysfakcję wrogom czy przeciwieństwom, które stały na Jego drodze do szczęścia. Miał to co najważniejsze. Odwagę i wiarę we własne możliwości oraz działania. To sprawiło, że nadal próbował. Nieustannie ciągnął tę grę, którą już dawno powinien zakończyć. Tak wiele razy obiecywał sobie, że skończy z życiem, w którym najważniejszą rolę odgrywa brunetka, lecz ilokrotnie ponawiał próbę, tyle razy przegrywał. Jakby jedną ręką trzymał się niewidzialnej liny, aby nie upaść, robiąc to nawet nieświadomie lub wbrew woli. A może to po raz kolejny naiwnie czekał na cud, który nie jest zapisany w żadnych gwiazdach? Co się stanie, kiedy w rezultacie zużyje serce i straci tylko czas? Podda się i zwątpi? Ironią losu jest to, że nawet gdyby tak się stało, w przyszłości i tak postąpiłby tak samo. Wybranie własnej drogi życia nie jest jednak najłatwiejszą sztuką, pomimo że w całości należy do nas i tylko do nas. Należy jednak wiedzieć, że przy wyborze nie można dać się unicestwieniu strachu czy wątpliwościach rodzących się w naszych głowach.
-Vann!- zawołał za Nią na ulicy. Kolejne spotkanie. Które to już z kolei? Czy On sam wie ile razy już Ją nachodził? Śledził? Chodził krok w krok, nawet się z tym nie afiszując. Byleby tylko mieć okazję z Nią porozmawiać. Kolejny raz pokazać jak bardzo Ją kocha. Jak wiele mógłby dla Niej zrobić. Do czego jest się w stanie posunąć. Ile Ona dla Niego znaczy…. Tylko każde ich spotkanie kończyło się tak samo. Strach w oczach brunetki. Chwiejny krok. Ignorowanie jakichkolwiek Jego słów czy próśb. Żadnego słowa z Jej ust. Żadnego dłuższego spojrzenia. Niczego. Jedynie cisza i obojętność, której nie potrafił rozszyfrować. Nie wiedział czy jest udawana, czy też wprost przeciwnie. Przecież Ona Go kochała… Mogła udawać obojętność? Musiała udawać. Inaczej znowu by się podłamała. Ponownie zaczęła rozważać opcje, które nie były możliwe do wdrążenia w życie. Jej życie, które wreszcie stało się tylko Jej własnością. W końcu. Wiadomo, serce ciągle mówiło swoje. Utrudniało funkcjonowanie w wielu aspektach życia, lecz rozum szybko tłumił Jego cienki głosik, stawiając Vann z powrotem do pionu. Musiało boleć. Ból nie był najgorszy w życiu. Kiedyś musiał minąć. A równowagi tak łatwo nie da się odzyskać.
-Był tu ostatnio Thomas- powiedział Manuel. Kolejny wieczór, który spędzali razem. Leżała mu głową na kolanach, wpatrując się w ogień, palący się w kominku. Zawierał w sobie ukajający spokój. Był tak niebezpieczny, a jednocześnie darzymy go jakiegoś rodzaju zaufaniem, bowiem od zawsze kojarzył nam się z przyjemną częścią naszego życia. Rodziną. Wartością, która jest najważniejsza w życiu każdego człowieka.
-Ustaliliście kwestię przyjścia Thoma na ślub?- zapytała łagodnie, próbując udawać, że nie uraziła Jej wiadomość przekazana przez brązowookiego bruneta. W rzeczywistości, uraziła Ją świadomość, że teraz w gierki Thomasa został wciągnięty także Manuel.
-Tak. Powiedział, że chce zaproszenie dla dwóch osób- odpowiedział na pytanie brunetki, będąc jednocześnie nieobecnym duszą w pomieszczeniu razem z Vann. Myśli wędrowały gdzie indziej. Wśród kilku słów Thomasa, które wywołały u Niego niemały niepokój.- Van, Thomas mówił, że musi z Tobą porozmawiać o stanie Twojego zdrowia…- zaczął niepewnie.- Jest coś o czym nie wiem?- zapytał, nie wiedząc czy robi dobrze. Nie był przecież osobą, która musiała znać każdy szczegół z życia Polki.
-Że jestem w ciąży, to wiesz i widzisz- spojrzała z subtelnym uśmiechem na ustach na Austriaka, który wyraźnie przejęty był kilkoma słowami blondyna, który dziś złożył mu wizytę.- Poza tym, nic mi nie jest. Ciąża także nie jest chorobą, więc śmiało mogę rzec, iż jestem zdrowa jak rybka- położyła dłoń na szorstkim policzku Manuela. Powiększyła swój uśmiech na ustach, minimalizując odległość, która ich dzieliła.- Będę miała wspaniałego męża- oznajmiła z satysfakcją.- O ile się jeszcze nie rozmyślisz.
-Thomas mówił coś innego- wycedził gorzko, przypomniawszy sobie słowa blondyna, które w jakże dotkliwy sposób Go zraniły…- Vann, obawiam się, że tym co zrobimy, unieszczęśliwię Cię…- Polka przyłożyła do ust bruneta swój palec, powstrzymując Manela przed wypowiedzeniem jakichkolwiek dalszych słów, by zaraz po tym złożyć na Jego ustach gorący pocałunek, w którego starała się włożyć każde z uczuć, które w Niej przeżyły. Wdzięczności. Ciepła. Subtelności. Delikatności. I czegoś jeszcze, czego trudno było Jej rozpoznać… Czyżby zaczęło Jej zależeć?- A za co to?- zapytał zdezorientowany, patrząc w Jej ciemne, roześmiane  oczy, w których odbijała się Jego postać.
-Za to, że jesteś- wtuliła się w Jego tors, zaciągając się Jego męskim zapachem, który pragnęła zatrzymać w płucach już na wieczność.- Daj mi trochę czasu, proszę…- zrobiła krótką przerwę, by zebrać nieposkładane myśli, które wirowały w Jej głowie.- To nie tak, że jesteś mi całkiem obojętny. Nie jesteś tylko przyjacielem, Manu- spojrzała w Jego brązowe oczy, w których pojawił się błysk, którego dotychczas nie było.- Na dodatek, to co robisz dla mnie i Oliwera… Nie wiem jak za to mogę się odwdzięczyć- w Jej oczach pojawiły się drobne łzy, które towarzyszyły Jej za każdym razem, kiedy w Jej głowie pojawiło się wspomnienie dotyczące młodszego brata.
-To i tak za mało- szepnął, muskając delikatnie usta Vanessy.- Zrobiłbym dla Was wszystko…- dodał, gładząc delikatnie brzuch dziewczyny. Uśmiechnęła się, czując ciepło rąk Austriaka na swoim ciele.- A jeśli chodzi o czas… Vann, dostaniesz go tyle ile potrzebujesz- kolejny raz ich usta wzajemnie się w siebie wpiły, nie oszczędzając sobie namiętności, która była ukryta w każdym z Nich. Gdzieś głęboko, pokryta grubą warstwą kurzu, jednak ona nadal istniała i czekała tylko na odpowiedni moment.
Jeszcze jakiś czas temu mogła powiedzieć, że Manuel jest dla Niej całkiem obojętny… A teraz? Teraz cały On był dla Niej wszystkim co miała. W co wierzyła. Czemu ufała. Co najważniejsze, w końcu czuła szczęście. Uczucie, które dla każdego przybiera inną definicję. Dla jednych jest to majątek, dla drugich miłość, a dla trzecich- obecność kogoś.


-------------------------

  

Witamy kochane i przedstawiamy kolejną odsłonę , która zmienia wiele w życiu bohaterów , a która mamy nadzieję przypadnie Wam do gustu.
Nie macie Nas dość? Jeżeli nie zapraszamy na Walcz do końca. O wszystko  gdzie pojawił się prolog nowej historii z nowymi bohaterami. 
Mamy nadzieję , że będziecie z Nami tworzyć dalsze losy bohaterów i wspierać Nas jak do tej pory za co z całego serducha dziękujemy.
P.S Kochane mamy dla Was pewną informację , a zarazem prośbę abyście umieszczały informacje o swoich blogach , bądź o nowych rozdziałach w zakładce spam. To pozwoli Nam być na bieżąco i co ważne utrzymać porządek ' na blogu' 
Z góry dziękujemy i do zobaczenia!
Klaudia i Ann.