sobota, 13 grudnia 2014

Trzydziesta dziewiąta odsłona codzienności.

 To, co za nami, i to, co przed nami, niewiele znaczy w porównaniu z tym, co tkwi w nas.



~~♥~~
...
Kiedyś całe dnie mogli przekomarzać się, który z Nich kocha bardziej. Kiedyś pół nocy i dnia mogli rozmawiać nawet o niczym, wpatrując sobie głęboko w oczy. Kiedyś widział w Jej oczach tęsknotę po kilku godzinach rozstania. Kiedyś naprawdę czuł, że Jego uczucia są szczerze odwzajemniane. Kiedyś czuł się naprawdę szczęśliwy, a teraz? Teraz nie czuł nic. Jego uczucia były całkowicie zmieszane. Złość… To jedynie ona jakoś się przejawiała. Tylko ją potrafił rozpoznać, wśród gąszczu innych skrajnych uczuć…  Ale co poradzić? Wiadome było, że On kochał. Kochał mimo wszystko, nie zważając, że tęskni, nawet kiedy po policzkach spływają słone łzy, do których ciężko się przyznać.
-Ann, obudź się!- próbował powstrzymać się od krzyku, lecz marnie mu to wychodziło. Emocje brały górę, a On był ich słabą ofiarą, z której oporu nic sobie nie robiły…- Wstawaj, nie mamy zbyt wiele czasu!- trząsł delikatnie dziewczyną, nadal podejmując próby pobudki dziewczyny.
- Daj mi święty spokój. Zaraz.. - warknęła odruchowo zaspana. Nie miała siły unieść ku górze nawet najmniejszej z części swojego ciała , a co dopiero stanąć na własnych nogach. Wieczór , a raczej noc wraz z porankiem przysporzyła jej wiele radości ,ale jakże wymęczyła. - Później... - szeptała owijając się szczelnie kołdrą.
-Trzeba było wczoraj raczyć zawitać do domu wcześniej!- wycedził, tłumiąc w swoim gardle krzyk, który rodził się już na końcu Jego języka. Zachowanie Polki było dla Niego całkowicie bezmyślne. Zważywszy na to, że znajdowała się w wyjątkowym stanie. Okresie, który ciężki jest dla każdej z kobiet, lecz żadna z nich nie powinna być tak lekkomyślna, narażając nie tylko siebie, lecz również dziecko.- Dziewczyno, jesteś w ciąży, rozumiesz?! Jak możesz być tak bezmyślna?! W tym stanie musisz zachowywać szczególną ostrożność!
- Ciąża to nie choroba , więc nie przesadzaj , dobrze?! - odburknęła nadal kryjąc swoje ciało w ciepłej pościeli. Nie widziała nic złego w tym co zrobiła , nie poczuwała się do odpowiedzialności , aby opowiadać bądź tłumaczyć się Gregorowi ze swojego zachowania. - Daj mi trochę czasu , a przede wszystkim nie krzycz...
 -Piłaś!- krzyknął na całe gardło, zacierając wszystkie możliwe granice, jednocześnie mając wrażenie, że żadne inne słowa, wypowiedziane w spokoju, nie trafią dostatecznie dobitnie do Polki.- Czułem od Ciebie alkohol kiedy przyszłaś! Nosisz moje dziecko! Nie życzę sobie, żeby w przyszłości cierpiało przez Twoją nieodpowiedzialność!- ściągnął z szatynki kołdrę, by choć tym zmusić Ją do poważnej rozmowy, nie mówiąc już o wcześniejszych przygotowań przed wyjściem na ceremonię.
- To się więcej nie powtórzy... - odpowiedziała na odczepnego , by uzyskać chociaż chwilę spokoju, by móc odpocząć , opanować zawroty głowy , które dosadnie jej to uniemożliwiły. Niewzruszona zwinęła się w kłębek zamykając oczy. Zdawała sobie sprawę , iż nie powinna spożywać alkoholu , ale nie sądziła by kilka lampek wina mogło cokolwiek zmienić w jej stanie.
-Wstawaj!- krzyknął raz jeszcze, a kiedy dosadniej uzmysłowił sobie, iż wszystkie Jego słowa odbijają się od Polki, niczym od ściany, postanowił wziąć inicjatywę w swoje ręce. Zwinnym ruchem wziął Ann na ręce, kierując swe kroki w stronę łazienki.- Nie będziemy się tak bawić, o nie. O śnie trzeba było myśleć wczoraj! Wtedy, kiedy wróciłaś później z wieczoru panieńskiego niż sama Panna Młoda, pijana również bardziej, dodatkowo będąc w ciąży. W co Ty się bawisz, co?- mówił, stawiając pewne kroki w kierunku łazienki.
- Prosiłam Cię ,żebyś nie krzyczał!- uniosła ton swojego głosu , wyrywając się z objęć Austriaka. - Jestem dużą dziewczynką , więc nie będziesz mi mówił o której mam wracać , z kim , a tym bardziej co mam robić w danej chwili... - wrzasnęła wracając do łózka. - Odwal się! - użyła nieświadomie nie zdając sobie sprawy z tego co właśnie wyprawiała.
-Ty się w ogóle słyszysz?!- pomimo próśb Polki, nadal Jego głos osiągał stopień krzyku. Nie sposób było jednak powstrzymać emocje oraz natłok  myśli, które działały jedynie na szatyna, niczym czerwona płachta na byka.- Zachowujesz się jak rozwydrzona nastolatka, myśląca, że jest pępkiem świata!- zaśmiał się ironicznie.- Bardzo przepraszam, że każę Ci wrócić na Ziemię, gdzie jesteś nieco starsza, ale tak się składa, że nie jestem Twoim ojcem, a partnerem i mam prawo mówić Ci o której masz wracać, po co masz wracać oraz z kim wracasz, zwłaszcza, że nosisz pod sercem moje dziecko!
- Skończyłeś? - zadała pytanie nadal nie zwracając uwagi na poczynania szatyna , które jej zdaniem były niezasadne , a na pewno nie w tamtym momencie, gdy nawet umysł Ann był wykończony. Problem tkwi w szczegółach jak wiadomo od lat , a tym najdrobniejszym elementem układanki była szczerość i chęć zrozumienia , której Ann wyraźnie w tamtym okresie zabrakło.
-Z czym Ty masz problem, co?- powiedział oburzony, lecz chociaż jeden sukces mógł odnotować po swojej stronie. Nie krzyczał. Po raz pierwszy potrafił opanować w całości krzyk, mimo że czuł, iż Jego wnętrze powoli pęka w szwach, przez multum nagromadzonych emocji, które przepełniały chłopaka.- Nawet tak ważny dzień chcesz popsuć? Mam jedną siostrę, która właśnie wychodzi za mąż. Obawiam się o Nią i o Jej życie, ale Ciebie to oczywiście nie obchodzi. Ty wolisz pokazywać swoje teatrzyki!
- Czy ja Cię tu trzymam siłą?!- wrzasnęła unosząc się do pozycji siedzącej. - Ceremonia jest popołudniu , więc mam sporo czasu , a Ty? Jedź i spełniaj się w roli świadka , a przy okazji dasz mi spokój... Umówiłam się z Glorią , że spotkamy się przed samym ślubem , więc nie wiem gdzie Ty tu widzisz problem ?! - zakończyła odwracając się tyłem do mężczyzny.
-Widzę ile dla Ciebie znaczę…- powiedział gorzko, pogardliwym wzrokiem mierząc sylwetkę dziewczyny. Zabolało. Mimo wszystko, po prostu sprawiło ból. Począwszy od wczorajszego późnego powrotu Ann, kończąc na ostatnim słowie w Ich ówczesnej konwersacji.- Traktujesz mnie gorzej niż prześladowcę! Jak to ja bym zawinił! A przypominam Ci, że to nie ja zabawiałem się do białego rana z jakimiś typkami i nie ja piłem alkohol w ciąży! Naprawdę nie zauważasz problemu, czy po prostu udajesz?
Ann odwróciła się wiedząc , iż konwersacja z Gregorem na niewiele się zda. Chłopak miał swoją wizję zdarzeń , a ona nie mogła sobie pozwolić na dodatkowy stres. Nie w tamtym czasie. Odwróciła się tyłem do mężczyzny pogrążając się w dalszym śnie.
-Ann!- krzyknął jeszcze głośniej, nie mając do końca świadomości, że jest to możliwe.- Wstań i spójrz mi w oczy! Rozumiesz co do Ciebie mówię?!- zniewaga. Brak szacunku. Poniżenie. Brak zainteresowania. To czuł. Zachowanie Polki tylko to dawało mu do zrozumienia. Zrozumienia, że powoli staje się nic nieznaczącym pionkiem w Jej grze. A gdzie miejsce na uczucia?
...
~~♥~~
Jeżeli ludzie nie pójdą po to, czego pragną, nigdy tego nie zdobędą. Nieważne jak blisko będzie cel bądź jak banalny do zdobycia się okaże. Jeżeli nie zada się pytania, odpowiedź zawsze będzie jedna i będzie brzmiała ‘nie’. Jeżeli ludzie wiecznie będą stać w miejscu, nie ruszą do przodu. Lecz czy nie tak byłoby najlepiej? Czy czasem bezruch nie okazałby się najlepszym wyjściem? Skąd taka teza? Jeśli wszechobecny byłby bezruch, ludziom świat nie rujnowałby się od podstaw…
- Kochanie , wszystko w porządku? - zapytał , gdy brunetka wsiadła do samochodu , w którym czekał na Nią Thomas. Była jakaś niewyraźna , nieswoja ... smutna? Ten widok wyraźnie zakuł Go w serce powodując dotkliwy niepokój. Cóż mogłoby się stać przez kilka dłuższych chwil? Nie miał pojęcia , ale odpowiedzi zaczął się poważnie obawiać.
-Thomas…- jęknęła cichutko, kryjąc twarz w dłoniach. Pozwoliła bez oporu łzom ujrzeć światło dzienne. Nie miała siły ich wstrzymywać. Nie było nawet takiej konieczności. Tutaj nie chodziło o Jej honor bądź udowodnienie komuś innemu, że jest silna. Bo nie była silna. Straciła wszystkie siły wraz z wiadomością, którą dziś otrzymała. Wiedzą tak straszną i bolesną, że same myśli, paraliżowały.- Kiedy byłam odebrać badania kontrolne Oliwera… Zaistniała pewna pomyłka…- szlochała żałośnie, nie mając pewności, że blondyn zrozumie Jej słowa.
- Co masz na myśli kochanie..? - zapytał łagodnie , kładąc swoją dłoń na kolanie brunetki w celu pokazania jej , że pomimo wszystko jest przy Niej obecny. Pomoże bez względu na to co się stało. - Nie płacz proszę , przecież łzy niczego nie zmienią... - dodała ocierając drugą dłonią łzy z policzka dziewczyny.
-Po porodzie pomylili wyniki Oliwera z innym chłopczykiem, który urodził się w ten sam dzień co Oli- wychlipała żałośnie, czując nieprzyjemne dreszcze na całym swoim ciele.- Thomas… po pierwsze, Oliwer jest Twoim biologicznym synem- wykrztusiła żałośnie, po czym poddała się kolejnej fali płaczu, która przejęła kontrolę nad Vanessą.  
- Kim jest? - dopytywał zaskoczony. Niby przekaz był dla Niego jasny , lecz nie zrozumiały. Nie mógł wytłumaczyć sobie wprost słów , które usłyszał ... - Możesz powtórzyć? - nalegał ukrywając swoją twarz w dłoniach w celu zebrania myśli.
-Jesteś ojcem Oliwera- powtórzyła nieco pewniej, wycierając ciągle ściekające po Jej bladych policzkach łzy.- Biologicznym ojcem. Zawsze nim byłeś i na zawsze pozostaniesz…- spojrzała zaczerwionymi oczyma na Thomasa, obserwując wyraz Jego twarzy. Czuła wewnętrzne ciepło, które jednak i tak zostało stłumione przez falę zimna, przez inną, tragiczną informację, uzyskaną dzisiejszego dnia przez brunetkę.
Ucieszył się. Szczęścia jakie miał w sercu nie opisze żadne ze słów , łez które zalegały w jego tęczówkach nie sposób  było zauważyć , lecz wiedział iż to nie wszystko. Że jest coś co nie pozwoli mu się cieszyć z uzyskanej wiadomości. Inna , gorsza informacja... Czuł strach wydobywający się z postaci Vanessy , słyszał swój wewnętrzny głos podpowiadający iż za wcześnie na radość. - Kochanie , ale to nie wszystko prawda?
-Oliwer jest chory na białaczkę- powiedziała na jednym wydechu, wybuchając nieopanowanym płaczem, który nie miał dla Niej miłosierdzia. Wykorzystywał Jej słabość w jak najbardziej brutalny i bezwzględny sposób, dodatkowo odbierając resztki sił fizycznych…- Białaczkę wrodzoną… Ten sam typ, co mój braciszek…
- Słucham ? Jak to? O czym Ty mówisz? - zadawał kolejne pytanie , nie wierząc w to co przedostało się do jego umysłu... Pomyłka. Jedyne z możliwych scenariuszy. - To nie jest prawda. To pomyłka. Wyjaśnimy to ... - oznajmił pewien swoich słów opuszczając w pośpiechu samochód. Stabilnym i szybkim krokiem podążał w stronę szpitala.
-Thomas… Zaczekaj!- wołała cicho za blondynem, że trudno było nazwać Jej jęki prawdziwym wołaniem. Potykała się o własne nogi, jednocześnie krztusząc szlochem oraz niewiele widząc przez łzy nieustannie wydostające się spod Jej powiek. Jak się dzieje, że w ciągu kilku chwil, człowiek potrafi  obrócić się we wrak człowieka?- Badania były powtarzane… Sama w to nie wierzyłam, więc postanowiłam się upewnić…- wyznała szczerze, przybliżając nieco temat swoich ostatnich utrapień Thomasowi.
- To nie może być prawda ... Nie mój syn.. - mówił cicho opierając się bezwładnie o jedną ze ścian budynku.Twarz schował w dłoniach , by ukryć wypływające łzy. Nie wstydził się ich , ale obawiał się iż one mogą zadać jeszcze więcej cierpienia Polce , a tego nie chciał. Wiedział , że powinien ją wspierać , dodać otuchy , lecz nie potrafił.
-Thom, jeśli Oliwerowi cokolwiek się stanie…- zaczęła, patrząc tępym wzrokiem przed siebie. Łzy nadal spływały po Jej policzkach, lecz zaprzestała prób wycierania ich. Najzwyczajniej nie mogła już nadążyć. Zbyt szybkie tempo zostało Jej narzucone już na samym początku…- Ja tego nie przeżyję, rozumiesz?
- Kochanie nic mu nie będzie, nie pozwolimy na to ... - otrząsnął się chwilowo , chociaż nikt nie wie jak było mu trudno. Musiał pokazać że jest silny , że chociaż w tamtej chwili Vanessa ma na kogo liczyć... Wewnątrz siebie aż wrzał od emocji i fal płaczu , które uderzały w Niego z każdą sekundą coraz dosadniej, lecz wiedział że na płacz przyjdzie pora później. Jak będzie sam, w domu , w ciszy .... - Będzie dobrze. Musi być. - mówił tuląc do siebie brunetkę.
-Ty nie rozumiesz, nie rozumiesz…- szlochała, całą siłą wtulając się w ciepły tors Morgensterna, którego wyczuła lekkie drganie. Czyżby strach?- Wiem jak to wyglądało w przypadku mojego brata… Z dnia na dzień było coraz gorzej, a tego nie da się w żaden sposób wyleczyć… I wiesz jak to się skończyło…- mimo że wydawałoby się to wcześniej niemożliwe, płacz jeszcze bardziej się nasilił.
  Życie nie głaszcze po główce, a nadzieja wydaje się być wielkim szpadlem, którym kopiemy sobie grób. Oczywiście możemy spotkać kogoś kto podziela naszą nadzieję a wtedy grób przeobrazi się w bezpieczny tunel do lepszego świata. Najgorsze jednak jest to, że im głębiej wspólnie kopiemy tym mniej bezpieczne się to staje. Tunel grozi zawaleniem a skutki tego są tragiczne. Wtedy właśnie bardzo często jakaś część naszej duszy umiera- zastępujemy ją szkaradnym implantem, przeszczepem którego dawcą jest rzeczywistość i część pozostałego w nas dobra. Nie wiemy czy ten tak wielokrotnie powtarzany scenariusz jest dla Nas ..  Nie wiemy czy nadajemy się by żyć w tym świecie kiedy jedyne co co Nas spotyka to ciągłe próby , którymi zostajemy poddani... - Nie pozwolę na to , aby mojemu synowi stała się krzywda , choćbym miał walczyć o to z całym światem ... - zakomunikował pewnie umacniając uścisk.
-Thomas, przestań mi obiecywać coś, na co nie masz wpływu!- krzyknęła historycznie, przykucając, jednocześnie kryjąc twarz w dłoniach. Ból, który Ją spotkał, tłumił wszystko wewnątrz dziewczyny. Nie czuła niczego, oprócz bólu. Nawet nadzieja nie była z Nią. Na zbyt bolesne próby wystawiło Ją życie, aby choć próbować robić sobie nadzieje…
- Nie możemy myśleć inaczej , nie wolno Nam rozumiesz?! - niemalże krzyknął chcąc , aby brunetka dosadnie przyswoił jego przekaz. Krótki ,ale jakże treściwy i ważny. Nadzieja. Bo to przecież ona umiera ostatnia. To ona pozwala Nam przetrwać i tą dzięki Niej mamy siłę na walkę... A właśnie tej siły oboje będą potrzebować najwięcej.
-Dlaczego kiedy dostaliśmy wszystko, nagle musimy to stracić?!- krzyczała, nie umiejąc już dłużej tłumić w sobie wewnętrznego krzyku bólu. Bólu, który nigdy nie zelży. Który nigdy nie ustanie. Który stać się może jedynie silniejszy…- Czemu akurat teraz okazało się, że to Ty jesteś ojcem Małego?! Straciliśmy tak wiele czasu!- krzyczała nadal, nie patrząc na ludzi przechodzących obok.
- Mamy przed sobą mnóstwo czasu , który wykorzystamy w pełni ... - wtrącił natychmiast nie pozwalając sobie tym samym na zwątpienie , które jego zdaniem byłoby nie na miejscu. - Nie możesz tracić nadziei kochanie , bo to w niczym Nam nie pomoże. Musimy wierzyć i robić wszystko , aby Nasz syn wygrał walkę z chorobą. Musimy ...
-Ale ja już nie umiem, rozumiesz?!- krzyczała dalej, przypominając sobie z powrotem historię, która dawno definitywnie się skończyła. Która przyniosła wiele cierpienia i strachu. Która wymagała wielu poświęceń. Czasem nawet bardzo radykalnych…- To wszystko się powtarza! Kolejny raz los płata mi te same figle! Dokładnie tak samo to wszystko zaczęło się w przypadku Oliwera… Ja nie umiem już mieć nadziei, nie umiem…
- Ale musisz! Dla Siebie , dla mnie , dla Naszego syna! - przekonywał pewien swoich słów. Bo cóż może się stać , jak wszyscy zrezygnują , oddadzą wszystko bez walki ... oddadzą ŻYCIE. Jedno z najcenniejszych... Życie dziecka. - Oliwier musi wiedzieć, że ma dla kogo walczyć z chorobą , a my mamy obowiązek mu w tym pomóc... - dodał nie spuszczając z brunetki wzroku.
-Muszę Ci się do czegoś przyznać…- wyznała nieśmiało, odrywając wzrok od niebieskich tęczówek Austriaka. Cierpiał. Dostrzegała to, lecz w Jej oczach zaistniał respekt. Pomimo że Ona rozsypywała się w miejscu, Thomas  za wszelką cenę chciał pokazać Jej inne opcje. Inne, lepsze perspektywy…- Kiedy dowiedziałam się o chorobie Małego, zaczęłam myśleć o kolejnym dziecku, które mogłoby chociaż podtrzymać dłużej życie Oliego…
- Dłużej? Nie rozumiem ... - odrzekł oddalając się nieznacznie od postaci brunetki. Był zszokowany pomysłem jaki mu przedstawiła , lecz nie potrafił Go negować , czy zgodzić się z jego przesłaniem. Zbyt wiele było w jego głowie znaków zapytania , zbyt dużo wiadomości jak na jeden krótki poranek.
-Thomas, ja nie powiem tego głośno…- wydukała, z powrotem zalewając się łzami, które dopiero teraz osiągnęły swoje apogeum pod powiekami brunetki.- Nie powiem co tak nieuchronnie zbliża się do Oliwera…- jedno słowo. Jedno, krótkie, sześcioliterowe słowo, lecz tak wiele zmieniające w życiu człowieka. Nie tylko tego, który to osiąga… Prawda jest taka, że najbardziej rani najbliższych…
- Jak to nie powiesz? - wysilił się na naturalny ton swojego głosu - Jesteśmy małżeństwem , możesz mi mówić wszystko , nie wspominając już o tym że powinnaś... - dodał obejmując brunetkę swoim ramieniem , by dodać okazałości swoim zapewnieniom.
Wiedział jedno. Pomimo wszystkiemu i wszystkim pomoże swojemu małemu synkowi.
-Nie umiem przyznać się do myśli, że Oliwer umiera… I nie każ mi tego powtarzać, proszę…- wychlipała, wyrywając się do przodu przed siebie. – Wystarczająco dużo wysłuchałam się dzisiaj od lekarzy!- powiedziała głośniej, będąc już tyłem do Austriaka. Szybkim tempem szła przed siebie, nie do końca myśląc o tym, gdzie zmierza. Po prostu szła, a niemal biegła. Tego potrzebowała. Potrzebowała sposobu na stłumienie bólu psychicznego, bólem fizycznym.
- Nie każe oswajać Ci się z tą myślą kochanie , bo nie ma z czym. To minie, zobaczysz... - oznajmił zatrzymując brunetkę , zamykając jej drobne ciało w szczelnym uścisku. - Musimy wrócić do Oliego pełni sił , by wiedział że nie damy tak łatwo za wygraną... - ponowił wypowiedź kierując się z polką w stronę samochodu.
-Przestań mówić, że jest dobrze, skoro tak nie jest!- krzyknęła, jednak nie próbując wyrwać się z uścisku Austriaka. Tylko tam mogła czuć się choć odrobinę lepiej, o ile możliwe było to w danej sytuacji.- Nie wiem ile zostanie Oliwerowi życia! Sytuacja jest poważna! Bardzo poważna! A Ty pieprzysz mi tu coś o jakiejś nadziei, siłach… Nie! Tego nie będzie i nie ma u mnie ani u Ciebie! Do samego końca…- dokończyła nieco spokojniej, ściszając głos.
- Jak Ty to sobie wyobrażasz?! - wykrzyknął odsuwając się przerażony. Wiedział , że Vanessa ma rację , że on również nie jest silny , że cierpi ... ale nie mógł się poddać bo miał dla Kogo walczyć. Miał syna. Drugie dziecko , które było dla Niego tak samo ważne jak Lilly. - Mam usiąść i płakać?! Mam odpuścić i wmawiać sobie że Oliwier umrze?! Mam się z tym pogodzić , bo co?! Nie Vann! To mój syn i nie poddam się w walce o jego życie... nie poddam się!
-Łatwo Ci mówić! Nie widziałeś jak to wszystko wygląda z innej perspektywy!- bo czy Thomas był obecny, kiedy brat Vanessy przechodził istne katusze za życia? Czy to On obserwował, jak śmierć wita coraz bardziej w Jego tęczówki?- Myślisz, że ja nie walczyłam o mojego brata?! Myślisz, że siedziałam i płakałam całymi dniami?! Nie! Walczyłam każdego dnia o przetrwanie! Nie tylko Jego, ale także swojej! Ale czy to sprawiło, że Oliwer jest teraz z Nami?! Nie! Mój braciszek nie żyje, a jedyne co po Nim zostało to zawiedziona nadzieja!
- Twój brat nie przeżył to jest niepodważalny fakt , ale to nie znaczy że nie mogę mieć nadziei , rozumiesz? Będę walczył dla Niego , dla siebie , by nawet wtedy kiedy nie wyjdzie móc powiedzieć sobie że zrobiłem wszystko , aby mój synek przeżył... - oznajmił cienkim głosem , a jego powieki uwolniły dawkę słonej cieczy.
-Naprawdę byłabym gotowa urodzić to drugie dziecko, byleby dać Ci większą nadzieję, Thomas, ale…- przerwała na chwilę, a Jej oczy w ciągu sekundy pokryły się łzami. Łzami bezsilności i braku akceptacji życia, które raz po raz zabierało Jej to, co najcenniejsze w życiu, nie pytając o zgodę.- Ale…- zaśmiała się ironicznie.- To kolejne dziecko też może być chore na białaczkę…
 - W każdej rodzinie może zdarzyć się , że któryś z członków będzie musiał walczyć o własne życie z rakiem , tak jak i w Naszej. Grunt jest w tym , abyśmy walczyli , każdym sposobem ... - oznajmił kierując swoje kroki do samochodu , chcąc jak najszybciej zobaczyć się z małym Oliwierem.
-Nie rób dobrej miny do złej gry…- szepnęła cicho, wsiadając do samochodu blondyna. Teraz najważniejszą rzeczą na najbliższy czas było spędzanie z Oliwerem jak najwięcej czasu. Tak, aby się Nim nacieszyć. Zapamiętać każdą złotą chwilę na zawsze w sposób, by żaden czas nie zdołał zatrzeć wspomnień…
~~♥~~
Jakiś nieznajomy dla Niej głos podpowiadał jej , że popełniła błąd...że zraniła świadomie , a zachowanie jakie zaprezentowała było co najmniej karygodne łaskawie mówiąc. Głos ... Jej głos. Może to wyrzuty sumienia , może umysł bądź serce , które domagało się poprawy. Coś czego nie mogła zignorować jak większość innych rzeczy w swoim życiu , bo było to prawdą. Przykre jest to , że dość często zanim zdążyły pomyśleć , zastanowić się to już dawno popełniliśmy mnóstwo błędów....Przygotowana do ceremonii udała się do domu Schlierenzauera , gdzie przewidziano spotkanie najbliższej rodziny przed ceremonią zaślubin. Przywitawszy się ze wszystkimi podążyła do pokoju Panny młodej , gdzie przebywał Gregor. Uśmiechnięta podeszła do Glorii witając się z Nią serdecznie , po czym stanęła obok mężczyzny. - Możemy porozmawiać? - wyszeptała , tak aby owe słowa były słyszalne jedynie dla Niego.
-Nie- uciął krótko, po czym na pięcie odwrócił się tyłem do szatynki. Duma nie pozwała na kolejne poniżenie się. Na kolejne klęczenie przed Ann, by łaskawie wysłuchała Jego słów. Miał dosyć. Po prostu dosyć takiego życia, w którym musiał ciągle pozwalać na ustępstwa. Nieustannie czuć się gorszy, jakby mniej kochany, co naprawdę przysparzało ogromny ból…
- Gregor proszę....- nalegała podążając krok w krok za sylwetką szatyna. Wiele miała mu do wyjaśnienia , wiele do opowiedzenia potrzebowała jedynie szansy , by jej przeprosiny ujrzały światło dzienne i pozwoliły spędzić resztę pięknego dnia z uśmiechem na twarzy , radością w sercu...
-Wszystko dopięte na ostatni guzik?- zwrócił się do nieznajomego mężczyzny, który zajmował się w większości przygotowaniami wesela. Czuł z tyłu na swym karku oddech Polki, lecz tym razem postanowił być nieugięty. Nie dać poznać po sobie jak bardzo uderzyło w Niego zachowanie szatynki, które najpierw przyniosło ze sobą wiele bólu, a później złości czystej postaci.
Znów popełniła ten kategoryczny błąd. Otworzyła się chociaż obiecywała, że nie wyjmie ani cegiełki ze starannie zbudowanego wokół siebie muru oziębłości. Nie powinna była nawet sugerować jak bardzo się boi i nie potrafi zasypiać. Zaufała- więc ma za swoje. Siedziała w zgliszczach swojego życia patrząc na płonący wciąż ogień przeszłości, którą tak starała się od siebie odgrodzić. Tak to jest gdy człowiek nie chce uczyć się na błędach. Upada...Ze spuszczoną głową zeszła na dół , gdzie czekali rodzice Gregora , wraz z nowo przybyłymi gośćmi , w którym skład wchodził partner uroczej blondynki , która pełniła rolę świadkowej - Sandry. Zadziwiające było to iż Ann z Nim jako jedynym znalazła wspólny język , co pozwoliło polce rozluźnić się , poddać rozmowie , a w końcowej fazie oddalić na dalszą pogawędkę.
-A więc to z Nim wczoraj tak świetnie się zabawiałaś?!- powiedział dobitnie, podnosząc znacząco swój głos. Kolejny cios prosto w serce. Kolejne uczucie odrzucenia. Ile przeciętny człowiek może czegoś takiego znieść? Jak elastyczne są granice ludzkiej wytrzymałości? Ile On był w stanie wytrzymać? Ann. Ówczesny partner Sandry, czyli Jego byłej dziewczyny. Rozmowa, która wyraźnie im się kleiła. Która była pożądaną konwersacją w oczach Polki. Dlaczego? W czym był gorszy, że to Ann nie potrafiła rozmawiać z Nim w taki sposób?
- Poznałam Daniela przed momentem... - oznajmiła zawstydzona zachowaniem swojego partnera. Miał wiele racji w swoich obawach , ale tym razem popełniał ogromny błąd oceniając Ann już na samym początku. Bez rozmowy , bez wyjaśnień , tak jakby prawda nie miała znaczenia , a była jedynie zbędnym dodatkiem. - Nie miałeś ochoty mnie wysłuchać , więc proszę Cię nie rób tutaj scen. - zakończyła oddalając się.
- Sandra jedzie z Młodymi i Gregorem , więc może zabierzesz się ze mną? - zaproponował brunet , gdy byli w znacznej odległości od Austriaka.
Polka kiwnęła twierdząco głową po czym wolnym krokiem udała się do samochodu Niemca.
-Nigdzie z Nim nie jedziesz!- ryknął, zwinnym krokiem podążając za Polką. By bardziej przekonać dziewczynę do swoich racji, szybko chwycił Ją za rękę, po czym odciągnął jak najdalej to było możliwe od osoby Daniela. – Nie pozwalam! Nawet Go nie znasz!- argumentował usilnie swoje zachowanie, jakby sam przed sobą chciał ukryć, że Jego zachowanie można jedynie usprawiedliwić zazdrością pierwszej jakości…
- Gregor nic jej przy mnie nie grozi , nie musisz się martwić... - odezwał się zszokowany brunet podchodząc bliżej Austriaka. - Pojedziemy jedynie do kościoła , to tylko koleżeńska przysługa.  - uśmiechnął się kontynuując.
- Jedziesz z Glorią jako świadek , więc nie odstawiaj tutaj szopek Schlierii... - wtrąciła niezadowolona Ann. Zmiana zachowania szatyna przyprawiała ją niemalże o zawrót głowy. Ignorancja , zbytne zainteresowanie...Tego było dla niej stanowczo za wiele.
-Ty się nie wtrącaj- warknął w stronę Daniela, nie zaszczycając Go ani jednym spojrzeniem.- Zmieścisz się z Nami. Najwyżej będziesz jechała na moich kolanach. Wiem jedno. Nie pojedziesz z tamtym!- wywarczał przez zęby, nie chcąc już więcej krzyczeć. Krzyk nie jest żadnym rozwiązaniem. W niczym nie pomaga. Wręcz przeciwnie. Szkodzi. A i również afera na ślubie siostry szatyna, nie mogła mieć miejsca.
- Czy Ty nie rozumiesz , że to jest z góry ustalone?! - uniosła ton głosu oddalając się od Gregora. - Przestań w końcu się wtrącać w to co robię i zajmij się tym po co tutaj właściwie przyszedłeś. Świadkowaniem! - dodała z lekkim krzykiem.
-Ale ja nie chcę, żeby tak było- powiedział już nieco ciszej. Zachował się jak mały chłopiec, który tupał nogami, kiedy Jego matka nie chciała kupić mu nowego samochodzika. Zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział, że to nie Jego wola się tutaj liczy. Nawet można powiedzieć, że liczyła się najmniej… Jednak On nie umiał wytłumaczyć swojego zachowania. Chciał, lecz po ludzku nie umiał.
- Zostawmy to na dziś Gregor. To najważniejszy dzień w życiu Twojej siostry , a Ty od rana nie robisz nic jak tylko kłócisz się ze mną, niepotrzebnie... - odrzekła umiejscawiając swoją sylwetkę u boku Daniela.
-Niepotrzebnie?- prychnął, śmiejąc się ironicznie.- Od samego rana robisz wszystko, żeby mi dopiec! Żeby pokazać jaka jesteś niezależna! No, proszę… Jedź! Jedź z Nim! Dobrej zabawy!- wykrzyczał z żalem patrząc na Polkę. Cholernie zabolało. Bolało dosłownie wszystko. Nic nie pozostawało bez znaczenia. Nawet bliska odległość Ann od Daniela.
~~♥♥~~
Bywają momenty w życiu , że jedynie milczenie czy brak reakcji pozwoli człowiekowi wyjść z danej sytuacji z twarzą. Tylko takie chwile w naszej egzystencji muszą być dokładnie przemyślane , by czasem nawet przez przypadek nie popełnić kolosalnych błędów... Wokoło kościoła było mnóstwo zaproszonych gości , których polka w ogóle nie znała. Jedna z najważniejszych osób , które powinny wprowadzić ją , a co najważniejsze zapoznać z innymi przebywała już w środku katedry wraz z Sandrą oraz Panem Młodym.
- Wchodzimy ? - zapytał uśmiechnięty brunet podchodząc do zakłopotanej polki. Dziewczyna rozweseliła się łapiąc Daniela pod rękę , pewnym krokiem wchodząc w progi kościoła.
Zaciekle obserwował każdy, nawet najmniejszy ruch Polki. Począwszy od uniesienia kącików Jej ust ku górze, kończąc na pewnych krokach, które stawiała dziewczyna przy boku Daniela. Zbyt blisko. Znajdowali się zbyt blisko… Zdecydowanie za blisko, jak i również takim uśmiechem Ann mogła pieścić tylko Jego. Chciał, aby Polka dostrzegła Jego wzrok. By czuła na sobie spojrzenie, którego była adresatką. By choć dzięki spojrzeniu, dowiedziała się, co sądzi o wszystkim On sam. Czas powoli upływał, a On nadal nie oderwał od szatynki wzroku. Nawet na kilka sekund. Nie pozwalał sobie nawet na mrugnięcia. Zapomniał jedynie o jednym, aczkolwiek istotnym fakcie. Był świadkiem, a stojąc przed ołtarzem, robił to tyłem.
Całkowicie oddała się chwili , którą miała okazję przeżywać podczas ceremonii. Nie zważywszy na to , że może być obserwowana przez kogokolwiek... Przecież najważniejsza osoba dnia , stała kilkanaście metrów przed Nią. Była nią Gloria.
' Przekażcie sobie znak pokoju ' - rozbrzmiało w uszach każdego z osobna. Ann uśmiechnęła się radośnie do stojącego blisko Niej bruneta , który na znak usłyszanych słów z ust kapłana złożył na dłoni polki delikatny całus.
Coś wewnątrz Niego szarpnęło Go gwałtownie w przód. Nie zważając, że większość ludzi patrzy, On nadal pokonywał kolejne metry, dzielące Go od Ann. Zachowania Daniela na tyle Go rozdrażniło, że nie zdołał wytrzymać, opanować się w jakiś sposób. Zazdrość była silniejsza. Najsilniejsza. Zazdrość, stłumiona przede wszystkich strachem przed ponowną stratą.
-Pokój Nam wszystkim- wtrącił, wpychając się pomiędzy Daniela, a Ann, by więcej nie dać im możliwości bliskiego kontaktu ze sobą.
Zaskoczenie jakie malowało się na twarzy Ann było nie mniejsze niż reszty osób zaciekle im się przyglądających. - Co Ty za szopki odwalasz? - wyszeptała patrząc na sylwetkę Austriaka. To z jaką pewnością pokonywał kolejne z kroków wprawiło ją niemalże w osłupienie. Widok Daniela próbującego nie okazać złości nie pozwolił jej przejść obok tej sprawy obojętnie.
-Czyżbym w czymś Ci przeszkadzał?- zapytał cichutko, nie patrząc nawet przez chwilę na szatynkę. Jak można nazwać Jego zachowanie? Czy w ogóle istniało słowo na określenie tego, co wyczyniał? Jak nie umiał poradzić sobie z zazdrością, łamiącą wszystko zasady. Zazdrością obezwładniającą. Paraliżującą. Nie dającą za wygraną.
- To jak się zachowujesz Greg jest karygodne...- wyjąkała spuszczając wzrok zawstydzona.
Nie potrafiła tego nazwać , a tym bardziej zaakceptować , lecz to nie był czas i miejsce na robienie scen , poddanie się teatrzykom , w które zabawiał się szatyn. Nie zważając na natłok otaczających ją ludzi opuściła katedrę , a tuż za Nią udał się Daniel zaniepokojony zachowaniem polki.
-To samo mógłbym powiedzieć o Tobie i Twoim zachowaniu z Danielem- powiedział z wyrzutem, pierwszy raz zerkając na Polkę. W Jego tęczówkach przelewała się pewność siebie oraz zawiedzenie, którego dostarczyła mu szatynka. Na każdym kroku dostrzegał, że to co wyczynia dziewczyna, jest skierowane przeciwko Niemu. W sposób lekko złośliwy, w którym chciała podkreślić, że jest niezależna od nikogo. Że jest sama sobie Panem. A może to tylko zazdrość klarowała mu taki punkt widzenia?
Zatrzymała się patrząc na obojga mężczyzn stojących na przeciw niej. - Nie rozumiem. - wyszeptała słysząc spekulacje jakie wysuwał Austriak w jej kierunku. - Nie robimy nic złego. Nic co dałoby Ci powody do tej cholernej zazdrości Gregor! - niemalże krzyknęła , chociaż wiedziała że nie powinna tego robić. Że nie mogła się denerwować , nie w tym stanie , nie w stanie , którym jest zagrożona ciąża. - Chyba najlepiej będzie jak wrócę do domu .. - oznajmiła oddalając się.
-Po pierwsze i najważniejsze, nie denerwuj się, Ann- powiedział, kładąc swą dłoń na zaokrągleniu pomiędzy biodrami dziewczyny.- To na pewno niewskazane w Twoim stanie- dodał, witając na twarzy subtelny uśmiech na samo wspomnienie o małej istocie, która odmieni całe Jego życie.- Po drugie, wiesz co myślę o tym tamtym- wskazał na Daniela, nie krępując się mówić o Nim w Jego towarzystwie.
- Po pierwsze ... Nie, nie wiem co myślisz o Danielu i w ogóle mnie to nie interesuje...Nie znasz Go tak jak i ja , a już zdążyłeś ocenić. - oznajmiła z odrazą lustrując postać Austriaka , po czym odsunęła się od Niego , powodując tym iż dłoń chłopaka opadła z jej zaokrąglonego brzuszka. - Po drugie , nie dotykaj mnie. - dopowiedziała spokojnie kierując się w stronę postoju taksówek.
- Odwiozę Cię... - usłyszała za sobą głos zatroskanego Niemca , który po chwili znalazł się obok Niej. Uśmiechnięty , bezinteresowny , bezproblemowy ...
-Nie odwieziesz Jej!- ryknął zjeżony, odpychając Daniela od Ann. Brunet był jedynie w Jego oczach zagrożeniem dla szczęścia. Dla życia u boku Ann, o które teraz musiał dbać i pielęgnować każdego dnia, wyrywając chwasty, duszące roślinkę, którym w tym przypadku była właśnie osoba Daniela.- Ann, o co Ci znowu chodzi? Ja nic złego nie robię. Wręcz przeciwnie.
- Wszystko w porządku kochani ?- na zewnątrz wyszła panie Schlierenzauer , która podeszła niemalże od razu do Ann. - Dobrze się czujesz? - zwróciła się do polki uśmiechając się ciepło , po czym spojrzeniem zlustrowała sylwetkę Gregora. - A Ty co znów wyprawiasz Greg? Twoje miejsce jest przy ołtarzu , jesteś świadkiem... - uniosła ton swojego głosu.
-Moje miejsce jest przy Ann. To jest głównym priorytetem- powiedział, patrząc przez moment na starszą z kobiet.- Tylko to się dla mnie liczy, choćby nie wiadomo co miało się dziać…- dopowiedział, lecz tym razem patrzył już na szatynkę, ukrywając w swych tęczówkach głębszy sens swoich słów. Bo czy szatyn miał pewność? Czy wiedział na pewno, że Polka wie jak wiele dla Niego znaczy?
- Nie jestem małą dziewczynką Gregor i sama potrafię o siebie zadbać... - wtrąciła się Ann , która najwyraźniej nie potrafiła odnaleźć się w zaistniałej sytuacji. - Jesteś świadkiem ceremonii , wiec wracaj tam i wypełniaj swoją rolę , a nie robisz tu wszystko , aby skomplikować innym życie.
- Zajmę się Ann jak tylko najlepiej będę potrafił... - wtrącił się urokliwy brunet znajdując swoje miejsce tuż obok zakłopotanej szatynki.
-Chciałbyś!- krzyknął w biegu, jak najszybciej znajdując swe miejsce przy boku Polki. Czy Ann nie widziała? Nie dostrzegała jak bardzo rani Go każde Jej dwuznaczne zbliżenie do Daniela? Czy dla dobra związku nie mogła ustąpić? Życie z kimś polega w końcu głównie na poświęceniach i licznych kompromisach, które dla nas mogą nieść niekorzystne konsekwencje, lecz dla osoby, którą kochany, szczery uśmiech i ulgę…
Powoli , wolnym krokiem zmierzała w wcześniej zamierzonym kierunku , nie zwracając uwagi już na Nikogo prócz kobiety , która stała nieopodal Niej. - Życzę udanej zabawy ... - oznajmiła siląc się na uśmiech po czym opuściła zajmowane wcześniej miejsce. Jeden konkretny plan , jedno główne założenie. Dom. To tam nie zrani nikogo , tam nie da ponieść się emocjom , to tam nie da nikomu powodów do zazdrości , a co najważniejsze jedynie będąc daleko od Gregora , pozwoli na to , aby dalsza część ceremonii przebiegła bez zakłóceń.
-Gdzie zamierzasz iść?- pośpieszył za dziewczyną, chcąc być obok niej mimo wszystko. Chociażby miało wiązać się to z opuszczeniem ślubu siostry, On musiał obok Niej być. Teraz nie chodziło głównie o zazdrość, lecz o pragnienie obecności. Nie musieli dużo rozmawiać. Przeciwnie. Mogli tylko milczeć, ale czuliby siebie nawzajem. Poznawaliby coraz dokładniej na czym polega prawdziwy związek, w którego tajemnicach musieli się wgłębiać, by umieć lepiej żyć.
...

---------------------------------
Gratuliere Gregor und Stefan!♥
Piękny dzień!
Dziękujemy kochane za Wasze wsparcie!
Jesteście nieocenione:D
Ann.



5 komentarzy:

  1. Hej!
    Tak na wstępie, to wiele zaskoczeń dzisiaj w tym rozdziale.
    Stwierdziłam, że spróbuję przejść do konkretów, żeby za bardzo się nie rozpisywać :*
    A więc tak, co do Ann, to baardzo mnie zdziwiło jej zachowanie, że piła alkohol. Wydawało mi się, że ona będzie bardzo dbać o swoje dziecko i w ogóle, a tu jednak...
    A Oliwer? Fajnie, że okazało się, że to syn Thomasa, ale białaczka? Mam nadzieję, że Vanessa odnajdzie nadzieję w to, że jej synek będzie żył. Osobiście liczę na to, ponieważ przykro jest kiedy jakieś rzeczy kończą się "tragicznie". Podoba mi się tutaj postawa Thomasa. Powinien bardzo wspierać teraz Van.
    Wracając do Ann, Gregor jest chorobliwie zazdrosny. Szczerze to ja nie wiem jak ta dziewczyna to jeszcze wytrzymuje. Oczywiście jestem za tym żeby byli razem, ale na prawdę, to co Schliri wyprawia to trochę przesada.
    No i kolejny Niemiec?
    Z każdym wiążą się jakieś problemy, no ale może to trochę za wcześnie, żeby oceniać Daniela.

    Powodzenia :*
    Ol-la

    P.S. Przepraszam, że chwilowo jestem nie obecna na Waszych blogach, ale obiecuję, że nadrobię. Teraz nie mam czasu nawet na moje opowiadanie, więc ciężko mi poświęcić chociażby chwilę na czytanie innych. :*
    A co do dzisiejszych zawodów to MEGAAA!
    Tak bardzo liczyłam że Gregor wygra... ale drugie miejsce i tak wspaniałe. Ogólnie dzisiejsze podium bardzo mi się podobało :*

    OdpowiedzUsuń
  2. "Zachowujesz się jak rozwydrzona nastolatka, myśląca, że jest pępkiem świata!" - to nie potrzebuje komentarza.
    Zachowanie Gregora chyba też.
    Mam wrażenie, że oboje zachowują się jak małe dzieci.

    Thomas i Vann... <3
    Ten fragment rozdziału podobał mi się najbardziej. :)
    Mam nadzieję, że Vann zrozumie, że jeśli jest choćby najmniejsza szansa to trzeba Ją wykorzystać. I ze będzie walczyć tak samo mocno jak Thomas :)

    Czekam na nexta, buziole :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ann? Nie to nie możliwe. Ann piła? Myślałyśmy, że jest bardziej dojrzała i wyrozumiała. Początek rozdziału jak najbardziej na plus dla Gregora, ale druga część w jego wykonaniu to już przesada. Jego chorobliwa zazdrość podnosi nam ciśnienie. Jak Ann może to jeszcze wytrzymywać?
    Thomas i Vann? Mamy nadzieję, że oboje nie stracą nadziei i znajdą w sobie siłę, aby walczyć o życie Oliwiera. To nie fair! Jest jeszcze taki malutki i już miałby umierać? Mamy nadzieję, że do tego nie dopuścicie!
    Całusy, Milka i Molly :**

    PS. Zapraszamy do nas ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ann i Gregor zdecydowanie obydwoje zachowują się jak małe dzieci.
    Ann postępuje totalnie idiotycznie, pijąc w ciąży, a Gregor i ta jego chorobliwa zazdrość chyba nie potrzebuje komentarza.

    Cała nadzieja w Vann i Thomasie, bo chociaż mają naprawdę ciężką sytuację, starają się nad nią panować.
    Tak więc liczę, że będą walczyć o każdy dzień życia małego Oliviera i ta trudna sytuacja ich nie poróżni.

    Pozdrawiam, weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurcze .. brak mi odpowiednich słów ..
    Napiszę więc tylko, że MEGA rozdział, zresztą jak wszystkie rozdziały na tym blogu ;)

    Weny życze <3
    I zapraszam do mnie na "Drugą chwilę"

    http://www.oczytozwierciadloduszy.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń