Czasem trzeba dać sobie spokój, bo to po prostu nie ma sensu, a niedługo nie
będzie miało już żadnego znaczenia. Tracił powoli godność, szacunek do siebie,
nawet zdrowy rozsądek. Walka powoli się kończyła. Czuł rychły koniec każdym
zmysłem, lecz postanowił walczyć do końca. Stabilnie trzymać się do samego finiszu i
walczyć jak najdzielniej, resztkami sił, jakie mu pozostały. Nie ma prawa dać
satysfakcję wrogom czy przeciwieństwom, które stały na Jego drodze do
szczęścia. Miał to co najważniejsze. Odwagę i wiarę we własne możliwości oraz
działania. To sprawiło, że nadal próbował. Nieustannie ciągnął tę grę, którą
już dawno powinien zakończyć. Tak wiele razy obiecywał sobie, że skończy z
życiem, w którym najważniejszą rolę odgrywa brunetka, lecz ilokrotnie ponawiał
próbę, tyle razy przegrywał. Jakby jedną ręką trzymał się niewidzialnej liny,
aby nie upaść, robiąc to nawet nieświadomie lub wbrew woli. A może to po raz
kolejny naiwnie czekał na cud, który nie jest zapisany w żadnych gwiazdach? Co
się stanie, kiedy w rezultacie zużyje serce i straci tylko czas? Podda się i
zwątpi? Ironią losu jest to, że nawet gdyby tak się stało, w przyszłości i tak
postąpiłby tak samo. Wybranie własnej drogi życia nie jest jednak najłatwiejszą
sztuką, pomimo że w całości należy do nas i tylko do nas. Należy jednak wiedzieć, że
przy wyborze nie można dać się unicestwieniu strachu czy wątpliwościach
rodzących się w naszych głowach.
-Vann!-
zawołał za Nią na ulicy. Kolejne spotkanie. Które to już z kolei? Czy On sam
wie ile razy już Ją nachodził? Śledził? Chodził krok w krok, nawet się z tym
nie afiszując. Byleby tylko mieć okazję z Nią porozmawiać. Kolejny raz pokazać
jak bardzo Ją kocha. Jak wiele mógłby dla Niej zrobić. Do czego jest się w
stanie posunąć. Ile Ona dla Niego znaczy…. Tylko każde ich spotkanie kończyło
się tak samo. Strach w oczach brunetki. Chwiejny krok. Ignorowanie
jakichkolwiek Jego słów czy próśb. Żadnego słowa z Jej ust. Żadnego dłuższego
spojrzenia. Niczego. Jedynie cisza i obojętność, której nie potrafił
rozszyfrować. Nie wiedział czy jest udawana, czy też wprost przeciwnie.
Przecież Ona Go kochała… Mogła udawać obojętność? Musiała udawać. Inaczej znowu
by się podłamała. Ponownie zaczęła rozważać opcje, które nie były możliwe do
wdrążenia w życie. Jej życie, które wreszcie stało się tylko Jej własnością. W
końcu. Wiadomo, serce ciągle mówiło swoje. Utrudniało funkcjonowanie w wielu
aspektach życia, lecz rozum szybko tłumił Jego cienki głosik, stawiając Vann z
powrotem do pionu. Musiało boleć. Ból nie był najgorszy w życiu. Kiedyś musiał
minąć. A równowagi tak łatwo nie da się odzyskać.
…
-Był tu
ostatnio Thomas- powiedział Manuel. Kolejny wieczór, który spędzali razem.
Leżała mu głową na kolanach, wpatrując się w ogień, palący się w kominku.
Zawierał w sobie ukajający spokój. Był tak niebezpieczny, a jednocześnie
darzymy go jakiegoś rodzaju zaufaniem, bowiem od zawsze kojarzył nam się z
przyjemną częścią naszego życia. Rodziną. Wartością, która jest najważniejsza w życiu
każdego człowieka.
-Ustaliliście
kwestię przyjścia Thoma na ślub?- zapytała łagodnie, próbując udawać, że nie
uraziła Jej wiadomość przekazana przez brązowookiego bruneta. W rzeczywistości,
uraziła Ją świadomość, że teraz w gierki Thomasa został wciągnięty także
Manuel.
-Tak.
Powiedział, że chce zaproszenie dla dwóch osób- odpowiedział na pytanie
brunetki, będąc jednocześnie nieobecnym duszą w pomieszczeniu razem z Vann.
Myśli wędrowały gdzie indziej. Wśród kilku słów Thomasa, które wywołały u Niego
niemały niepokój.- Van, Thomas mówił, że musi z Tobą porozmawiać o stanie
Twojego zdrowia…- zaczął niepewnie.- Jest coś o czym nie wiem?- zapytał, nie
wiedząc czy robi dobrze. Nie był przecież osobą, która musiała znać każdy
szczegół z życia Polki.
-Że
jestem w ciąży, to wiesz i widzisz- spojrzała z subtelnym uśmiechem na ustach
na Austriaka, który wyraźnie przejęty był kilkoma słowami blondyna, który dziś
złożył mu wizytę.- Poza tym, nic mi nie jest. Ciąża także nie jest chorobą,
więc śmiało mogę rzec, iż jestem zdrowa jak rybka- położyła dłoń na szorstkim
policzku Manuela. Powiększyła swój uśmiech na ustach, minimalizując odległość,
która ich dzieliła.- Będę miała wspaniałego męża- oznajmiła z satysfakcją.- O
ile się jeszcze nie rozmyślisz.
-Thomas
mówił coś innego- wycedził gorzko, przypomniawszy sobie słowa blondyna, które w
jakże dotkliwy sposób Go zraniły…- Vann, obawiam się, że tym co zrobimy,
unieszczęśliwię Cię…- Polka przyłożyła do ust bruneta swój palec, powstrzymując
Manela przed wypowiedzeniem jakichkolwiek dalszych słów, by zaraz po tym złożyć
na Jego ustach gorący pocałunek, w którego starała się włożyć każde z uczuć,
które w Niej przeżyły. Wdzięczności. Ciepła. Subtelności. Delikatności. I
czegoś jeszcze, czego trudno było Jej rozpoznać… Czyżby zaczęło Jej zależeć?- A
za co to?- zapytał zdezorientowany, patrząc w Jej ciemne, roześmiane oczy, w których odbijała się Jego postać.
-Za to,
że jesteś- wtuliła się w Jego tors, zaciągając się Jego męskim zapachem, który
pragnęła zatrzymać w płucach już na wieczność.- Daj mi trochę czasu, proszę…-
zrobiła krótką przerwę, by zebrać nieposkładane myśli, które wirowały w Jej
głowie.- To nie tak, że jesteś mi całkiem obojętny. Nie jesteś tylko
przyjacielem, Manu- spojrzała w Jego brązowe oczy, w których pojawił się błysk,
którego dotychczas nie było.- Na dodatek, to co robisz dla mnie i Oliwera… Nie
wiem jak za to mogę się odwdzięczyć- w Jej oczach pojawiły się drobne łzy,
które towarzyszyły Jej za każdym razem, kiedy w Jej głowie pojawiło się
wspomnienie dotyczące młodszego brata.
-To i
tak za mało- szepnął, muskając delikatnie usta Vanessy.- Zrobiłbym dla Was wszystko…-
dodał, gładząc delikatnie brzuch dziewczyny. Uśmiechnęła się, czując ciepło rąk
Austriaka na swoim ciele.- A jeśli chodzi o czas… Vann, dostaniesz go tyle ile
potrzebujesz- kolejny raz ich usta wzajemnie się w siebie wpiły, nie
oszczędzając sobie namiętności, która była ukryta w każdym z Nich. Gdzieś
głęboko, pokryta grubą warstwą kurzu, jednak ona nadal istniała i czekała tylko
na odpowiedni moment.
Jeszcze
jakiś czas temu mogła powiedzieć, że Manuel jest dla Niej całkiem obojętny… A
teraz? Teraz cały On był dla Niej wszystkim co miała. W co wierzyła. Czemu
ufała. Co najważniejsze, w końcu czuła szczęście. Uczucie, które dla każdego
przybiera inną definicję. Dla jednych jest to majątek, dla drugich miłość, a
dla trzecich- obecność kogoś.
http://slowa-czasem-rania-bardziej-niz-czyny.blogspot.com Nowy rozdział. zapraszam :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Gregora to po prostu brak mi słów! Walczy najpierw o Ann, a potem zachciewa mu się pocałunków z inną i Silvią w dodatku.
OdpowiedzUsuńNiech się ten Grześ otrząśnie, bo mam ochotę poobijać mu tą jego śliczną twarzyczkę..
Świetny rozdział! Czekam na następny, buziaki ;*
Zapraszam też do Bartka.
Postać Gregora tak bardzo mnie zawiodła że nawet nie wiem jak to skomentować. I jeszcze będzie miał na sumieniu wypadek Ann. Mam nadzieje że wyjdzie z tego cało.
OdpowiedzUsuńA co do Vann... po raz pierwszy w tym opowiadaniu podoba mi się Manu. Dlatego cokolwiek by się Jej nie działo to powinna Mu o tym powiedzieć. W końcu ma zostać jego żoną.
Czekam na kolejny kochane :*
Nie, nie, nie i nie! Jak on mógł? Gregor stracił w naszych oczach i nie wiem czy po tym wszystkim będziemy mogły mu wybaczyć... Dość, że zdradził to jeszcze przez niego Ann miała wypadek. Naprawdę musicie im tak bardzo niszczyć życie?
OdpowiedzUsuńManu <33 Uwielbiamy go i chyba nic tego nie zmieni... Mamy nadzieję, że Vann w końcu się opamięta i powie mu o chorobie.
Całusy, Milka i Molly :**
PS. Dziękujemy za komentarze na naszym blogu, jesteście wielkie :))
Możecie mi powiedzieć kochane jak Wy to wszystko robicie , co ?
OdpowiedzUsuńJak potraficie zmienić uczucia tkwiące w człowieku w przeciągu kilku sekund?
Sympatia zmienia się w nienawiść i złość do bohatera , by po chwili poczuć chwilowe współczucie? No jak to jest możliwe?
Powiedźcie proszę , że Ann nic nie jest.. Że przeżyje i wybaczy Gregorowi...
Wiem , że moje odczucia co do jego osoby są skrajne , ale oni do siebie pasują !
Nadal potwierdzam , że Manuel jest najcudowniejszy!:D
All.
Chodź to nie moje klimaty, to i tak rozdział jak i blog świetny :D
OdpowiedzUsuńJak Gregor może być taki zły?
OdpowiedzUsuńZawiodłam się na nim, na początku stwarzał dobre pozory (czyli jednak pozory mylą).
Niech Ann nic nie będzie :/
Manu zadziwia, naprawdę ;)
Rozdział jest cudowny, jak zawsze ;*
Życzę weny i pozdrawiam ♥
Na razie tylko zapraszsm na 11 zycie-jest-za-krotkie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZaległości postaram się odrobić jak najszyvciej :)
Pozdrawiam ;**
Sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Zawiodła mnie postać Gregora- najpierw z całych sił walczy o odzyskanie Ann, o odzyskanie uczucia, które ich połączyło, a potem pod wpływem słabości, czy chwilowego zaćmienia mózgu całuje się z jakąś Silvią. Nie powinien był tego robić. Nie wiem, co chciał tym zyskać- udowodnić Ann, że skoro ona mogła z Andreasem to on też może? Bezmyślne zachowanie, nie pochwalam go. I przez to wszystko Ann miała wypadek- oby jej się nic nie stało, bo nie zniosłabym tego! A Gregor miałby wyrzuty do końca życia...
OdpowiedzUsuńManu jest cudowny *_* Mimo, że na początku nie byłam przekonana do ich związku, to teraz przekonuje się coraz bardziej. On kocha Vann, a i ona zaczyna darzyć go prawdziwym uczuciem :) Oby tylko jej choroba tego wszystkiego nie przekreśliła...
Pozdrawiam ;*