sobota, 18 października 2014

Trzydziesta druga odsłona codzienności...



 'Eine von Milionen!'


 ~~♥♥~~

Mia. Jedno, trzyliterowe imię, lecz dające nadzieję, że w tym nieszczęściu, można znaleźć kropelkę radości.
Bo kto inny mógłby do tego stopnia nienawidzić Jego i Vanessy, by dopuścić się porwania czegoś, co miało największą wartość?
Najszybciej jak tylko mógł, opuścił swój dom, po czym udał się w doskonałe znane mu miejsce. Czy miał obawy? Tak. Tysiące obaw, które jedynie rozmnażały się w niewiarygodnie szybkim tempie.
Tą najbardziej paraliżującą, była myśl, że zostawiając samą w domu Vanessę, nie wiadome było, co mogło przyjść Jej do głowy. Dotychczas pilnował Ją na każdym kroku. Robił wszystko, by zminimalizować ryzyko zrobienia sobie krzywdy. A teraz? Teraz swobodnie bał się opuścić dom, bo właśnie wtedy wszystkie strachy i koszmary senne, mogły okazać się rzeczywistością…
Serce raz spowalniało, a później nagle podkręcało swój rytm. Stawiał niepewnie kroki, kierując się coraz bliżej swego celu. Każdy schód, który przekraczał w niewielkim bloku, zawiązywał Jego żołądek w coraz ciaśniejszy supeł. W ustach czuł posmak metalu, a kości jakby zniknęły. Stał się galaretą, nie kontrolując żadnego swojego ruchu. Stawiając pod znakiem zapytania każdy swój gest, ruch, a nawet słowo…
Wreszcie znalazł się na miejscu. Z trudem przyciskając na dzwonek do drzwi, czuł, że przed oczami robi mu się coraz bardziej ciemno.
Niedługo musiał czekać na to, by przed Jego oczami pojawiła się znajoma Jego oczom wysoka postać ciemnej blondynki z zielonymi oczami, które zabłysnęły, gdy tylko objęły swym zasięgiem Jego osobę.
-Thomas…- powiedziała, szczerze uśmiechając się.- Wiedziałam, że kiedyś zmienisz zdanie. Że przejrzysz na oczy i dojdziesz do wniosku, że kochasz tylko mnie- mówiła z maślanym wzrokiem, nadal wpatrując się jak w obrazek postaci Thomasa.
-Co u Ciebie? Jak się trzymasz?- dopytywał, nie chcąc stanąć od razu na nienaturalnie cienkim i kruchym gruncie, czując, że powoli drepta ku osiągnięcia swego celu.- Mogę wejść do środka? Porozmawiamy- zaproponował, siląc się na wymuszony uśmiech.
-Nie- powiedziała szybko, nie ukrywając zakłopotania, które malowało się na Jej twarzy.- Rozgardiasz panuje w moim domu. Może lepiej wyjdziemy i porozmawiamy w kawiarni za rogiem?- spytała z nadzieją, wahając się przed każdym wypowiedzianym przez siebie słowie.
-A co ja to nigdy nie widziałem bałaganu?- próbował dalej, kurczowo trzymając się tego, co wcześniej sobie postanowił.- Też jestem człowiekiem- wykonał zdecydowany ruch w stronę mieszkania blondynki, lecz ta nagle stanęła skoczkowi na drodze.
-Będzie mi niezręcznie- ze sztucznym uśmiechem próbowała zatuszować całe swoje nienaturalne zachowanie, które nie uszło uwadze Morgensterna. I właśnie w tej chwili ulga zawładnęła Jego ciałem. W mieszkaniu dziewczyny rozległ się znajomy Jego uszom płacz. Nie miał wątpliwości. Oliwer.
-Oli!- krzyknął, popychając Mię, przez co mógł bez problemu znaleźć się w mieszkaniu blondynki. Szybko skierował swe kroki w stronę pomieszczenia, skąd dobywał się płacz dziecka.
-Zostaw Go! To moje dziecko, rozumiesz?!- krzyczała za Jego plecami blondynka, niezdarnie podnosząc się z podłogi, na którą powalił Ją Thomas.- Tylko ja mam do Niego prawo! Ja i Ty!
-Mia, przejrzyj na oczy- odezwał się łagodnie, biorąc na swe ręce małego chłopczyka.- To nie Twoje dziecko. To dziecko Vanessy. Vann i moje. Inni ludzie cierpią przez to, co robisz, Mia.
-Nie pozwolę Ci być z Nią szczęśliwy!- wrzasnęła, wyrywając nieostrożnie z Jego rąk Oliwera.- Albo ja, albo żadna, rozumiesz?!- serce na chwilę przystanęło, gdy nieobliczalna blondyna wystawiła przez okno powijak, w którym znajdował się Oliwer, morderczym wzrokiem zerkając na blondyna.
-Mia!- wrzasnął, lecz  Jego ciało ogarnęło sparaliżowanie. Tak niewiele brakuje. Tak ogromne ryzyko. Kiedy doszedł do celu, miał w tym samym czasie go stracić? Nie, to nie wchodziło w grę.- Nie chcesz tego zrobić! Nie zrobisz tego…- mówił ochryple.- Zrobię co tylko sobie zażyczysz, ale proszę… Zostaw Małego- jęknął błagalnie, patrząc wzrokiem pełnym bólu na blondynkę.
-Wszystko?- spytała spokojnie, powolnym krokiem zbliżając się w kierunku Morgensterna.
-Tak, zrobię wszystko- przyznał smutno, wiedząc, że jest to koniecznością. W tej samej chwili poczuł, że Mia składa na Jego ramionach Oliwera, cwanie się przy tym uśmiechając.
Miała Go w garści. Co najgorsze, On nie mógł już nic więcej zrobić…

~~♥♥~~ 
Miłość stworzona została jako twór, w którym należy dawać, nie jedynie brać. W którym należy z cierpliwością i wytrwałością, dzielić się każdą radością, jak i smutkiem z wybrankiem serca. Który trwać ma dzisiaj i zawsze. W którym zaufanie jest najważniejsze. Nie zawodzenie. Naprawianiem wzajemnych niedoskonałości czy korygowaniu wad, lecz nie niszczeniem i pogarszaniem. Już na zawsze… Wieczność… Nieskończoność…
-Ann! No w końcu!- pisnął cienko, słysząc, że pierwszy raz Polka odebrała telefon, których w ciągu dnia wykonywał dziesiątki. Unikała Go i kontaktów z nich. Czuł to. I głównie to bolało najbardziej. Bez jakiegokolwiek słowa wyjaśnień ze strony szatynki, w Jego głowie rodziły się jedynie pytania oraz paniczny strach. Strach przed ponowną stratą… Stratą, którą by nie przeżył…- Dlaczego nie obierasz ode mnie telefonów?! Odchodzę od zmysłów!
Nadszedł czas wyjaśnień , których tak bardzo się obawiała. Brakowało słów , by w sposób zwyczajny , najbardziej neutralny wytłumaczyć Gregorowi rzeczy , które działy się przez kilka dni jej nieobecności... Ucieczka.. Kolejne uniki ... Czy to miało być dobre wyjaśnienie? Sposób na wszystko? Nie. Nigdy , ale to w żaden sposób nie odniesiemy sukcesu uciekając .. to naturalnie nie możliwe. - Gregor ... - głos Ann wyraźnie zadrżał , doskonale zdając sobie sprawę z trudności rozmowy jak stoi przed Nią otworem. - Co u Ciebie?
-Ty mnie pytasz co u mnie?! Co u mnie?!- przyłapał się na niechcianym krzyku, który w tej chwili był najlepszym obrazem Jego wnętrza. Bałaganu, który panował w Jego głowie. Ciała oraz serca, którego stabilne uderzenia blokował strach.- Co się do cholery u Ciebie dzieje?! Czemu nie odbierasz ode mnie telefonów?!- zrobił kilkusekundową pauzę, aby wciągnąć do płuc odpowiednią dawkę powietrza.- To ten Nico, tak?- odezwał się ponownie, tym razem nieco spokojniejszym tonem głosu.- Przeszłaś na Jego stronę?
- Przecież wiesz , że nie. Obiecałam Ci i słowa dotrzymam Gregor. - Powrót. Jedyny cel , dla którego Ann zgodziła się tkwić w tym wszystkim . Cel , który stał się priorytetem , a jednocześnie czymś dla czego musiała wiele poświęcić ... Bardzo wiele od siebie dać. - Słyszałam , że wygrałeś ostatni konkurs w  Einsiedeln , gratuluje kochanie.. - wyszeptała , chcąc jak najszybciej odbiec od tematu Nico Rosberga. Mężczyzny przez którego jej życie po raz kolejny odbiega od normalności. 
-Nie rób tego!- ponownie powrócił nieopanowany krzyk, który uderzał o Niego niczym fala o brzeg.- Nie odbiegaj od tematu! Nienawidzę, kiedy to robisz!- miłość ma być językiem, uczącym serce mówić. Czemu w Jego przypadku, był to jedynie głuchy krzyk?- Co się dzieje?! Zapomniałaś o mnie? Może Twój szanowny mąż zabronił Ci się ze mną kontaktować?! Do cholery, wyjaśnij mi to!- zażądał, słysząc pulsującą krew w swoich uszach oraz nieme krzyki duszy, która próbowała powstrzymać język przed wypowiadaniem kolejnych słów w gniewie oraz strachu.
 
Wyczuł. Doskonale wiedział , że to co się dzieje w jej obecnym życiu docelowo związane jest z blondynem. Zdawał sobie sprawę ze zmian zachowania Ann , które ona tak dosadnie próbowała ukryć. Przegrała , a wszystkie karty zostały odkryte?  Nie.. Musiała spróbować walczyć. Musiała podjąć walkę o to , aby zyskać trochę czasu nie raniąc Gregora... Kto nie ryzykuje nie pije szampana .. - Kochanie to nie tak... - zaczęła jak najłagodniej potrafiła... - Mam tutaj niezłe zamieszanie z dokumentami , z adwokatem i to tylko dlatego to wszystko tak wygląda , wybacz... Ale naprawdę wszystko jest w porządku , powiedz lepiej jak się czujesz? Jak przygotowania do kolejnych zawodów.. - mówiła siląc się na wyczuwalną łagodność. 
-Nie kłam!- warknął  drażliwie. Znał Ann na wylot. Znał każdy Jej ruch w danej sytuacji. Wiedział jak postąpi. Co jest w stanie powiedzieć. Znał na pamięć, każde drgnięcie Jej głosu, choćby było ono nawet niesłyszalne. On słyszał. To wystarczyło w zupełności.- Słyszę, że kręcisz. Co się dzieje?!- wrzasnął do słuchawki, czując jak jego dłoń zaciska się na aparacie, który trzymał.- Nie czekam! Jadę do Ciebie!
  - Gregor przestań wmawiać sobie rzeczy , które w ogóle nie mają racji bytu , dobrze? - starała się jak nigdy wcześniej , aby pozostać w zaplanowanej grze jak najdłużej, ale to z upływem czasu stawało się coraz trudniejsze. Z coraz to większymi trudnościami przechodziły przez jej gardło gorzkie kłamstwa , w które w rezultacie i sama by nie uwierzyła. Więc po co to wszystko? Po co próbuje wmówić Gregorowi coś co dla Niej samej jest nierealne. Odpowiedź jest banalnie prosta. Ból jaki mogłaby zadać mówiąc prawdę , paraliżuje zbyt dotkliwie... - Wszystko jest dobrze . Powtarzam Ci po raz ostatni! 
-Niedługo będę. Muszę dowiedzieć się co tam się dzieje, rozumiesz?!- mówił pewnie, niewzruszony zapewnieniami dziewczyny. Nie świadczyło to jednak na brak zaufania. Nie… Był to jedynie akt troski, jaką Schlierenzauer przejawiał w stosunku do szatynki. Zmartwienie. Troska. Strach… Jedynie to czuł.- Gdyby chodziło o kogoś innego, uwierz nawet nie traciłbym czasu na połączenie, ale tu chodzi o Ciebie, Ann! 
- Dobrze powiem Ci , ale obiecaj że nie zdenerwujesz się .. - oznajmiła szeptem , zdając już sobie sprawę z tego , że żadne jej słowa nie przekonają szatyna do jej zapewnień. Brak alternatywy , konkretnego wyjścia czy chociażby punktu zaczepienia zmusiły Ann do wyznania prawdy .. do wypowiedzenia słów , których znaczenia sama do końca nie rozumiała. - Obiecujesz? - nalegała próbując ułożyć sobie w głowie dalsze wizje konwersacji.
-Ann, mów!- wrzasnął na ile był w stanie, słysząc zwolnione tempo swojego serca, które zatrzymywało się wraz z dostarczoną porcją strachu oraz paniki wewnętrznej w ciele Austriaka. Teraz jeden wydech, stał się walką o to, by nie zapomnieć o zaczerpnięciu wdechu. Wszystko jakby nagle się zatrzymało. Straciło sens. Powód? Wszechobecny strach…
- Obiecaj , proszę.. - wyszeptała po raz wtórny jakby była małą dziewczyną popełniającą największy błąd swojego życia. Dzieckiem , które zanim pomyśli to zbroi ... Dziewczynką , dla której krzyk jest o wiele gorszą karą od ciszy... Jednakże tylko tego mogła się trzymać ... tylko poprzez obietnicę z ust Gregora mogła odnaleźć grunt , który pozwoliłby się jej uspokoić , zebrać myśli , wydusić cokolwiek z pętli jaką miała w swoim przełyku.
-A czy Ty słyszysz jakie to jest absurdalne?- przemówi, siląc się na zauważalną łagodność.- Dobrze wiesz, żabko, że są pewne sprawy, w których łatwo się denerwować… To nie zależy ode mnie- mówił sztucznie, chwytając się każdej deski ratunku, byleby tylko skrócić czas zwłoki z odpowiedzią szatynki. Mijały ułamki sekund, które jakże dotkliwie On odczuwał. Jakże każda wbijała ostry element w Jego duszę, zostawiając bolesne rany, które zabliźnić mogła jedynie jedna osoba…
- Nico postawił jeden warunek zanim podpisze dokumenty związane z rozwodem... - I stało się. Powoli , małymi krokami weszła na niepewny grunt , którego drogę wyścielała prawda.
Szczerość  z którą musiała się zmierzyć pomimo wszystko. Kilka prostych słów , które w najmniej oczekiwanym momencie najtrudniej było wypowiedzieć. Strach przed nieznanym?
Nie. Ann zadziwiająco dobrze wiedziała , jakiej reakcji może się spodziewać... - Gregor , ale ja muszę się zgodzić ...
-Powiesz to w końcu czy nie?!- Jego głos nie był już krzykiem. Był jękiem bólu, które raz po raz zadawały bolesne ciosy. Był poranionym w walce żołnierzem, który walcząc o własne szczęście, niechcący nadepnął na minę w postaci niewiadomych przyczyn takiego,  a nie innego, zachowania Ann. Czy nie mogła poczuć bólu w wypowiadanym przez Niego słowie? Czy nie słyszała jak bardzo woła o pomoc?
- Nico chce, abym przed ostateczną decyzją o rozwodzie spędziła z Nim miesiąc , który o wszystkim zdecyduje.. - oznajmiła niepewnie tonem pozbawionym wszelakich uczuć. Tak jakby obojętność jej barwy miała przekazać Austriakowi , że owe trzydzieści dni nie zmieni jej decyzji... że ona jest pewna swoich wyborów , ale również to że jest gotowa spełnić wymagania jakie postawił przed Nią Rosberg. 
-O czym zadecyduje?- pisnął cienko. Cała stabilna konstrukcja, w ułamku sekundy runęła. Stracił całą pewność siebie, a Jego ciało przeszyły nieprzyjemne dreszcze. Nie czuł nawet napływu łez pod swe powieki, gdyż poczuł jak paraliż stopniowo obezwładnia Jego ciało. ‘Ostateczna decyzja’… On myślał, że już dawno zapadła… Że kwestia tego, że będzie z Ann szczęśliwy jest już rozstrzygnięta. Że Oni, razem, Ann i On, w końcu będą mogli być jednością… Runęło. Wszystko leżało w gruzach. A On? On zagubiony pośród zniszczeń, wołał niemo o pomoc, lecz nikt nie nadchodził…- Wracaj, Ann… Proszę… Wracaj…- dokończył łamliwym głosem.
'- Gregor jak muszę tutaj zostać jeżeli chcę ostatecznie zamknąć tamten rozdział swojego życia.... - westchnęła wiedząc jak ciężko będzie przekonać szatyna do ' swoich racji'. - Wiem , że to nie będzie łatwe , ale uwierz że te trzydzieści dni nic nie zmieni. Wrócę i wszystko wróci do normy ... - próbowała swoich sił w dalszym przekonywaniu.
-Nie zgadzam się na to, żebyś spędziła z Nim nawet o jeden dzień dłużej!- krzyknął ledwie, krążąc nerwowo po salonie, w którym aktualnie się znajdował. Wierzył. Chciał wierzyć w stu procentach w słowa i zapewnienia Ann, lecz pewna cząstka szatyna, nie pozwalała mu na to. Ta sama cząstka, która została najbardziej zraniona. Najbardziej zrażona do miłości. W największym stopniu wypełniona niezbadanym bólem i tęsknotą. Nie miał nad nią kontroli. To ona potęgowała strach. To ona sprawiała, że wszystkie możliwe przeszkody na Jego drodze, musiały być natychmiastowo usunięte…- Przyjadę po Ciebie. Daj mi tylko kilka godzin- próbował dalej, pragnąc poczuć w końcu wewnętrzny spokój, który swą obecnością pieścił Jego duszę wyłącznie w towarzystwie Polki. 
Gdyby miała możliwość założenia się z kimś o najcenniejsze trofea świata , że przewidzi reakcję szatyna , że dokładnie odzwierciedli słowa które wypowie wygrałaby.
Ale czy mogła mieć do Niego o to pretensje czy żal? Nie. Walka jaką toczył każdego dnia o to , aby dać jej szczęście była co najmniej godna podziwu , a jakże ważna dla Niej. - Gregor ja muszę to zrobić ... Ja już to zrobiłam...
-I co?- prychnął ironicznie.- Żyjecie sobie tam jak stare, dobre małżeństwo, tak?- mówił z wyczuwalnym bólem w głosie, który przytłaczał Go całego. Ból psychiczny. Najgorszy z rodzajów bólu, które spotkać mogą człowieka. Choć nie jest widoczny gołym okiem, rozbraja istotę ludzką od środka w najbardziej drastyczny, bolesny sposób. Wyniszczający do końca, przywracający stare wspomnienia…- A gdzie w tym wszystkim miejsce dla mnie? Dla Nas, Ann?- drążył dalej. 
- Gregor ja to robię dla Nas , dla Ciebie i dla Mnie , żeby z czasem było łatwiej, rozumiesz? -dokładała największych starań , aby to co się dzieje teraz w jej życiu , to z czym musi się zmierzyć nie brzmiało jak kara. Żeby Gregor nie odebrał owych zdarzeń również jako coś czego ona chce... Ale by pozostało to w jego przekonaniu jako neutralność. Coś co Ann musi zrobić , a co nie koniecznie chce.
-I jak Ty z Nim teraz żyjesz?- czuł, że w coraz mniej stabilniejszy sposób stoi na własnych nogach. Bolało. Wszystko bolało. Począwszy od świadomości, że Ann spędzić ma tak wiele czasu z Rosbergiem, kończąc na strachu, który osiągał wewnątrz Niego istne apogeum. Jak to się dzieje, że tak piękna znajomość, potrafi nieść ze sobą tak wiele niechcianych i niepożądanych konsekwencji?- Dobrze Ci z Nim? 
 - Jest zwyczajnie Gregor... - oznajmiła najspokojniej jak potrafiła , chociaż wiedziała jak wygląda prawda. Codzienne czułości ze strony Niemca , gesty , słowa... wszystko co związane z małżeństwem przejawiało się w postaci Rosberga w każdej sekundzie. - Ale tęsknie za Tobą ... - szepnęła uśmiechając się lekko do słuchawki telefonu.
-Też za Tobą tęsknię, Ann- rzucił, jakby była to oczywistość, związana z osobą Gregora Schlierenzauera.- Nadal nie zgadzam się, abyś z Nim była. To zdecydowanie trwa za długo- walczył. Prowadził zaciętą walkę ze samym sobą. Niby wiedział, że każdy ruch Ann był po to, by Ich wspólna przyszłość była świetlana. Aby wszystko, co za Nimi, nie mściło się w przyszłości… Jednakże, miał przeczucie, że Rosberg tak łatwo nie dopuści do rozpadu swojego małżeństwa. Że będzie zdolny posunąć się do wszystkiego…  
- Gregor , jeżeli nie spełnię jego prośby będę czekała na ten rozwód latami .. - Tak wiele obaw w Niej tkwiło , tak wiele wątpliwości. Wszystkie związane z nadchodzącym szczęściem , z decyzjami które podejmuje niby w jednym słusznym celu. Ryzyko. Ono przewidziane jest przy każdej podejmowanej decyzji. Ryzyko drogę ku szczęściu , bądź porażce. Nic nie jest klarowne , ale i nie ma również tego co jest zbyt zagmatwane ... Paradoks. Jak z jednej sytuacji mogą powstać zupełnie różne zakręty życiowe.
-To poczekamy. Mnie się nigdzie nie śpieszy- rzucił, nie do końca zdając sobie sprawę z wypowiedzianych przez siebie słów. Czy małżeństwo Ann niczego w Nim nie zmieniło? Czy w zupełnie niczym nie przeszkadzało? Na pozór nie. Sądził, że Ich miłość jest najważniejsza. Najsilniejsza. Ale jednak istnieją aspekty życia codziennego, kiedy owa sytuacja zaczęłaby przytłaczać każdego z nich…
- Gregor ja podjęłam decyzję i na tym poprzestańmy , dobrze? - Nie potrafiła już ze spokojem słuchać Austriaka , wiedząc że ma tak wiele racji. Że po okresie trzydziestu dniu wszystko może się zmienić w każdy możliwy sposób. Że może być lepiej , bądź całkowicie przeciwnie. - Odezwę się za kilka dni... Uważaj na siebie. - szepnęła chcąc zakończyć połączenie.
-I tyle?- prychnął niezadowolony.- Znowu mam wykonywać do Ciebie kilkadziesiąt połączeń dziennie, wypruwając sobie nerwy, czy na pewno z Tobą wszystko w porządku?!- bo dosyć miał codzienności, która ostatnio Go otaczała. Która ograniczała się jedynie do zmartwień oraz dziesiątek połączeń, które i tak w ostateczności nie dotarły tam, gdzie zamierzał wcześniej… 
- Nie chcę drążyć jednego tematu w kółko Gregor. Podjęłam decyzję i najlepiej będzie jak się do Niej dostosujesz. - Cóż innego mogła zrobić , aby zakończyć coś na co już straciła swój wpływ. Niewiele. Pozostało z uniesionym czołem stawić się wszystkiemu , aby po pewnym czasie móc zebrać obfite plony.

-A jeśli się do tego nie dostosuję?- mówił drżącym głosem, który mimo swoich niemiarowych drgań brzmiał naturalnie stanowczo. Po co takie pytanie? Czemu pytał, skoro było wiadome, że nie chce niczego kończyć ani niczego zmieniać pomiędzy Nimi? Skrajne emocje mają niezwykłą siłę… Silniejszą niż komukolwiek by się wydawało.
 - Liczę na to , że mnie zrozumiesz , że pomimo tego jak trudna jest rozłąka przetrwamy to o wiele silniejsi niż do tej pory... - powiedziała z nadzieją wyczuwalną w każdym słowie. Tak wiele znaków zapytania znajdujących się w obrębie nadchodzących wydarzeń. Niektóre nigdy nie zostaną doprowadzone do końca , a pozostałe z Nich? Gdy chociaż jedno znajdzie odpowiednie rozwiązanie warto było próbować i starać się.  
-Nie ufam Rosbergowi- oznajmił spokojnie.- Zatem spodziewaj się mnie późnym wieczorem. Zabiorę Cię od Niego… Nie pozwolę Ci znosić czegoś takiego- zdecydowanie i determinacja. Jedynie to było słychać w tonie Jego głosu. Już nie mógł dłużej tego znosić… Nie mógł znieść krwawiącego serca, w którego ciągle wbijane były szpile. Było zakrwawione, niczym dłonie po upadku na ulicy…

------------
Oby ten rozdział spotkał się z Waszą aprobatą , a co najważniejsze chęcią poświęcenia swojego cennego czasu na wyrażenie swojej opinii. Nic nie motywuje tak jak Wasze słowa kochane.
Ann i Klaudia.
 

5 komentarzy:

  1. Po pierwsze - Thomas w coś Ty się wpakował?! - masakra.
    Po drugie - Ann. Ja Jej po prostu nie trawię (tej bohaterki nie autorki, autorka wie, że Ją ubóstwiam :P). Takie zachowanie wcale nie jest heroiczne i męczeńskie tylko po prostu głupie! Nie kocham Cię ziom! Jestem z kimś innym i to z Nim chcę spędzić każdą kolejną chwile mojego nędznego życia! I koniec śpiewki a rozwód? Po pierwsze kiedyś i tak by go dostała a po drugie po cholerę wychodziła za Rosberga?! Wesele chociaż fajne było? :P
    Przepraszam dziewczyny ale jestem wielce wzburzona, oburzona i nie rozumiem Jej zachowania.
    Więc błagam. Oszczędźcie Gregora, dajcie rozum Ann, Thomasowi każcie powiedzieć całą prawdę Vann, jaka by nie była i Amen Alleluja!
    Buziole :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem tego samego zdania co Panna Boop :)
    Kompletnie nie rozumiem Ann i jej zachowania. Niech odejdzie od tego Rosberga!
    Pozdrawiam i weny kochane ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy Mia jest chora psychicznie? Powinna iść się leczyć. Thomas jak mogłeś być taki ślepy?
    Ann... ach szkoda słów. Mamy nadzieję, że Gregor dopnie swego i ją zabierze...
    Rozdział, jak to zwykle u Was bywa, jest genialny!
    Całusy, Milka i Molly :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ann i Gregor - dwójka, za którą nie mogę nadążyć! :D
    Te ich powroty, rozstania, Sandra, Nico itp itd..

    Nie czaję w co się wplątał Thomas i skąd się w ogóle wzięła ta cała Mia. Nieźle namieszała, ciekawi mnie jak to się skończy.


    Weny dziewczyny! ;*

    Jutro (albo jeszcze dzisiaj) zapraszam do Fettnera :))

    OdpowiedzUsuń
  5. ****SPAM****
    Zapraszam serdecznie http://let---it---go.blogspot.com/2014/10/xxi.html :)

    OdpowiedzUsuń